Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X

Okładka książki Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X Iza Michalewicz
Logo plebiscytu Książka Roku Nominacja w Plebiscycie 2018
Okładka książki Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X
Iza Michalewicz
7,1 / 10
Logo plebiscytu Książka Roku Nominacja w Plebiscycie 2018
Wydawnictwo: Znak reportaż
384 str. 6 godz. 24 min.
Kategoria:
reportaż
Wydawnictwo:
Znak
Data wydania:
2018-02-26
Data 1. wyd. pol.:
2018-02-26
Liczba stron:
384
Czas czytania
6 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788324053346
Tagi:
archiwum X niewyjaśnione zbrodnie przestępstwo zbrodnia kara literatura polska reportaż policjanci
Inne

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Villas Jerzy Danilewicz, Iza Michalewicz
Ocena 6,9
Villas Jerzy Danilewicz, I...
Okładka książki Odwaga jest kobietą Joanna Cieśla, Iza Klementowska, Iza Michalewicz, Joanna Podgórska, Renata Radłowska, Kamila Sypniewska, Marta Szarejko, Sylwia Szwed, Anna Wiatr, Ewa Winnicka, Joanna Wojciechowska, Ewa Wołkanowska, Joanna Woźniczko-Czeczott
Ocena 7,1
Odwaga jest ko... Joanna Cieśla, Iza ...

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Nie/rozwiązane



719 1 155

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
1273 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
1110
142

Na półkach: ,

"Ostatnia nadzieja"

"Zbrodnie prawie doskonałe" - na okładce słowo "prawie" rozmywa się, staje się niemal nieczytelne, tak, jakby poskąpiono mu tuszu. Pozostaje zatem czarno na białym sformułowanie "zbrodnie doskonałe" z podtytułem "Policyjne Archiwum X". U wielu już w tym momencie tętno spada, oddech wraca do normy, bo skoro Archiwum X - to wiadomo, prędzej czy później nie będzie mowy o doskonałości zbrodni. Wielokrotnie spotkałam się z takimi wypowiedziami. Każdy sukces tej formalno-nieformalnej jednostki od - że się tak ogólnikowo wyrażę - spraw beznadziejnych (tak, Archiwum X to taki trochę święty Juda) jest otrąbiony w mediach z przesłaniem, że w końcu sprawiedliwości stało się zadość, sprawca został aresztowany, dowody pozwolą na jego skazanie, zaś najbliżsi ofiary (przy założeniu, że jeszcze żyją)... hmm... tu zwykle pojawiają się schody, więc im poświęca się już mniej uwagi, bo lata, jakie upłynęły od zabójstwa do jego rozwiązania rozciągnęły się na: dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat (ach, jak ten czas leci, teraz przedawnienie zyskało jeszcze jedno dodatkowe dziesięciolecie), więc trudno tu mówić choćby o cieniu sprawiedliwości (to, co przeżyli to ich). Zresztą dla nich zaczyna się zwykle ponowne rozdrapywanie ran, bo wiadomo morderca musi ponieść karę, a opieszałość polskiego sądownictwa sprawi, że upłynie jeszcze trochę czasu (eufemizm) nim spotka go "sprawiedliwa" kara, i o ile spotka, bo różnie z tym bywa. Co się nażył na wolności, to jego. No ale lepiej późno niż wcale. Świętujmy sukces! A że ten sukces wyrósł na porażce wymiaru sprawiedliwości, to nie szkodzi. Skupmy się na heroizmie, genianości policjantów, którzy nie porzucili broni, choć może porzucili, ale inni ją po nich podnieśli, i ponownie stanęli do boju. To chwalebne. Dobrze, że istnieje Archiwum X i nie mam nic przeciwko, aby rozbudowywać jego struktury, zwiększać nakłady finansowe, odciążać policjantów pracujących w jednostce ze spraw bieżących (tzw. bieżączki), aby mogli skupić się na swojej żmudnej pracy. Nadzieja umiera ostatnia, więc Archiwum X we współczesnych czasach stało się taką właśnie "ostatnią nadzieją", by sprawiedliwości, przynajmniej cząstkowo, mogło stać się zadość. Mało, kto się zastanawia, skąd w ogóle wziął się pomysł, by coś takiego stworzyć lub jak sobie radzono do momentu jego stworzenia, bo przecież sobie radzono. Większość niewyjaśnionych zbrodni (i ich nasilenie) przypada na późne lata 80 i 90 XX wieku. Czy ktoś zadał sobie pytanie, dlaczego tak się stało? Pewnie tak, ale rzadko się, o tym wspomina, bo zaburzałoby to pieczałowicie budowany hurraoptymistyczny obraz transformacji ustrojowej. Chyba jedynie Władysław Pasikowski poruszył ten temat w "Psach", no ale wiadomo, Pasikowski, "Psy", czyli kino nie najwyższych lotów, kto brałby to na poważnie? A prawda jest taka, że zmiana ustroju spowodowała, że wielu dobrych funkcjonariuszy straciło pracę, gdyż nie przeszło weryfikacji, wielu zostało skrzętnie odsuniętych ze swoich dotychczasowych stanowisk, a ich miejsca zajęły osoby "z dołu" drabiny policyjnej, tj. żółtodzioby, miernoty ówczesnie snujące się po korytarzach komend bądź powracające z karnego zesłania z komisariatów w "pipidówkach". Nadszedł czas, że kiepskie wyniki w pracy, brak zaangażowania, niską wykrywalność X, Y, Z można było nie tylko wytłumaczyć polityką (antypatia do ówczesnego systemu nie pozwalała na rozwinięcie skrzydeł - sic!), ale też nagrodzić. Rozpoczęła się partyzancka, podjazdowa wojna między tymi "z dołu", których nowy ustrój wywindował w górę, a tymi, którzy zostali z niej strąceni, a jakimś cudem udało im się ostać. Odwet, wendeta. Pokazanie, kto tu teraz rządzi. Kto by wówczas myślał o rzetelnym prowadzeniu śledztw? Galimatias potęgowało jeszcze ówczesne niejednokrotnie publiczne bratanie się wszelkiej maści polityków z gangsterami, którzy podobnie, jak to było w Rosji (zaraz po upadku ZSRR) wkroczyli przebojem na salony i wypełnili lukę klasową (Polska miała swoich wątpliwej konduity "biznesmenów"). Trudno było się rozeznać, kto jest zły, kto dobry. Walki wewnętrzne, walki zewnętrzne, "starzy" kontra "nowi", zakładanie masek, swoisty danse macabre.

Zatem powstanie Archiwum X to wyraz rozpaczy, ale też i chęć powiedzenia stop bezkarności, to także próba zadośćuczynienia temu, co się stało, ukrycia ówczesnych błędów, niekompetencji, wylewających się niemal z akt spraw, a z którymi - niestety! - spotykamy się nadal; to także próba przywrócenia zaufania, jakim społeczeństwo powinno darzyć wymiar sprawiedliwości. Ich działalność w oparciu o nowe technologie daje nadzieję na cud, cud, który nie musiałby zaistnieć, gdyby... No właśnie: "gdyby". Rozwiązanie sprawy nie niesie za sobą pociągnięcia do odpowiedzialności osób, które przyczyniły się do nadania tym zbrodniom przymiotnika "doskonały" w myśl zasady: errare humanum est, ignoscere humanum est (błądzić jest rzeczą ludzką, przebaczać ludzka rzecz).

Napisałam ten przydługi wstęp, gdyż zabrakło mi tego w tych mniej lub bardziej drobiazgowych reportażach Izy Michalewicz. Owszem tu i ówdzie pojawia się krytyka ówczesnych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości (policjantów, prokuratorów, ba! adwokatów nawet), którzy na tyle pokpili sprawy, że trafiły one w ręce pracowników Archiwum X, jednakże do "bezpośredniej" konfrontacji z winnymi zaniedbań dochodzi w jednym wypadku (patrz: "Człowiek tysiąca śmierci"; po prawdzie, z tą "bezpośredniością" to trochę przesadziłam, bo autorka napisała jedynie mejl do prokurator, która swoją niekompetencją przyczyniła się do śmierci kolejnego dziecka, i jak to w naszym kraju bywa - nie została pociągnięta do odpowiedzialności). Upatruję w tym pewnej słabości, charakterystycznej dla polskich reporterów, którzy zazwyczaj wybierają bezpieczne rozwiązania, sięgając po tematy, które opracował przed nimi ktoś inny. Sprawy poruszone przez Michalewicz były wałkowane (nadal są) we wszelkiej maści mediach, więc jeśli spojrzymy na nie w ten sposób, to trudno doszukiwać się tu jakiegoś novum, dziennikarskiego śledztwa i jego efektów. To raczej próba opowiedzenia ich nie tyle na nowo, co po swojemu, i to "po swojemu" sprowadza się w jej przypadku do drobiazgowego przybliżenia samych morderstw, ich ofiar, sprawców tych rzeczywistych i domniemanych, sylwetek policjantów z Archiwum X, nadania szerszego tła, tak, aby czytelnik miał wrażenie, że ma do czynienia z rzetelnymi, obiektywnymi reportażami i mógł samodzielnie odtworzyć sobie przebieg wydarzeń. Wystarczy jednak wpisać w wyszukiwarkę sekwencje słów i... No właśnie: "i". No ale niech tam! Repetitio est mater scientiam (Powtarzanie jest matką nauki). Ponadto można to potraktować, jako kolejny sygnał, zwłaszcza że niektóre z opisywanych przez nią spraw nie doczekało się rozwiązania (rzekomo zagadkowa śmierć Małgorzaty Śnieguły, czy podwójne morderstwo pary studentów: Anny Kembrowskiej i Roberta Odżgi, małżeństwa Jaroszewiczów, choć obecnie reportaż ten wymagałby pewnego uzupełnienia), że policjanci, mimo umorzeń postępowań, nie zapomnieli i nie spoczną, dopóki nie wykryją sprawców... A że tak się stanie, to nie ulega - zdaniem autorki - wątpliwości. W końcu w pięciu pozostałych reportażach: "Skóra", "Plantator truskawek", "Widmo" (w mniejszym zakresie, bo rozwiązanie sprawy brutalnego zabójstwa ciężarnej Danuty F. generuje więcej pytań niż odpowiedzi), "Maska", "Człowiek tysiąca śmierci" (też w mniejszym zakresie, bo tu ignorancja funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości doprowadziła do śmierci kolejnego chłopca i skazania niewinnego) policji udało się doprowadzić sprawców przed oblicze sądu. A że za czas, jaki upłynął od ich aresztowania zapłacili życiem inni, to trudno. Mleko się rozlało. Archiwum X naprawia to, co się daje jeszcze naprawić, a kosztuje ich to sporo wysiłku. Nie wątpię. Jednak z drugiej strony, znając naszą narodową przypadłość nieprzykładania się do pracy, nieponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny, to rozbudowa jego struktur zaowocuje tym, że pośpiech w umarzaniu śledztw osiągnie apogeum (po co się wysilać, jak można akta przekazać komuś innemu). Przedsmak tego znajdujemy już w reportażu "Maska" (nie trzeba było geniusza z Archiwum X, żeby wskazać sprawcę morderstwa kobiety i dwojga jej dzieci). Zresztą podobnie wygląda sprawa tej rzekomo zagadkowej śmierci Małgorzaty Śnieguły, którą wymiar sprawiedliwości uparcie kwalifikował (i ta kwalifikacja pozostała) jako samobójstwo, a której nie sposób teraz wyjaśnić, bo czasu się nie cofnie, szkolnych błędów popełnionych w postępowaniu przygotowawczym nie naprawi. Nawet "cud-miód" chłopaki z Archiwum X nie podołają. Chyba że sprawcę/sprawców lub kogoś z ich kręgu ruszy sumienie... Pobożne życzenia.

Drobiazgowość opisów, nadmiar informacji, którymi autorka chce podzielić się z czytelnikami sprawiły, że zakradły się do tej książki błędy (mnóstwo!), niestety też błędy rzeczowe. Szkoda, że nie zostały one wychwycone przez redaktora, bo zakłócają one przebieg narracji i wprowadzają niepotrzebny chaos. Akurat w tego typu publikacji, gdzie autorka z podziwem opisuje pracę policjantów Archiwum X (polegającą głównie na żmudnym zapoznawaniu się z aktami spraw i wychwytywaniu nieścisłości) - trudno pominąć to milczeniem.

Nie dowiedziałam się z tej książki niczego, czego wcześniej bym nie wiedziała. No ale to nie powód do postawienia jej niższej noty, bo domyślam się, że dla wielu czytelników będzie to pierwsze zetknięcie się z tymi sprawami i to głównie do nich Michalewicz kieruje swoje reportaże (dobrze od czasu do czasu móc skonfrontować własne wyobrażenia, wyrosłe z fikcji literackiej, filmowej - z rzeczywistością). Michalewicz to nie Kopińska, jej książka nie aspiruje do bycia czymś więcej niż jest.

PS Okazało się - słusznie zresztą! - że moja opinia wymaga pewnego uzupełnienia. Pozwolę zatem zamieścić sobie w całości swoją odpowiedź na wiadomość prywatną, którą otrzymałam od p. Izy Michalewicz:


"Szanowna Pani,

jako że nie dysponuję obecnie egzemplarzem książki (wędruje sobie swobodnie po moich znajomych), to nie będę w stanie podać numerów stron (jeśli jednak zajdzie taka konieczność, to oczywiście postaram się w najbliższej przyszłości to uzupełnić). Mam jednak nadzieję, że moje ogólne uwagi pozwolą Pani, jako Autorce, odnaleźć samodzielnie właściwe fragmenty, które proszą się o ponowną interwencję, skoro za pierwszym razem się nie udało, redaktora, korektora... Swoją drogą, to zadziwiające, że przy takiej ich liczbie (stąd moje stwierdzenie: "mnóstwo") i liczbie osób pracujących nad całościowym kształtem Pani książki, o których raczyła Pani napomknąć, nie udało się ich wychwycić (mówię tu na razie o błędach gramatycznych, leksykalnych, stylistycznych i... co najmniej jednym błędzie logicznym, choć akurat on wynika raczej z ogólnego wydźwięku Pani książki (reportaż: "Między oczy"). Widocznie nie udało się w tym konkretnym przypadku pogodzić sympatii (z jaką opisuje Pani pracę policjantów z Archiwum X) z logiką (mówię tu: o policjancie z Archiwum X - "Maćku", którego zapowiada Pani słowami "dajcie mu jakąś "enkę", a on ją wyjaśni...", by za chwilę napisać o 80 niewykrytych sprawach, które bez powodzenia prowadzi - sic!).
Uprzedzając potencjalną możliwość usprawiedliwienia: nie, nie mam tu na myśli tylko błędów wynikających z przytoczenia źródeł, zresztą osoby mające choćby mgliste pojęcie o korekcie powinny wiedzieć, że jeśli takowa rzecz ma miejsce, to wymaga to odnotowania. Zwykle wystarcza drobna wzmianka, że zachowuje się oryginalną pisownię, skoro nie chce się ekipie wydawniczej ingerować w ich treść.

No ale zaciekawienie wzbudziło w Pani moje lakoniczne stwierdzenie na temat błędów rzeczowych, choć teraz trafniejsze wydawałoby się użycie sformułowania: błędy merytoryczne, bo w ten sposób zupełnie niepotrzebnie zawęziłam obszar, który wymagałby korekty. Zgodnie z Pani prośbą pozwolę je sobie wyszczegółowić (na tyle, na ile pozwala mi własna pamięć).
Niejednokrotnie myli Pani imiona bohaterów, podaje Pani sprzeczne, wykluczające się informacje, dotyczące członków rodzin ofiar (patrz: "Widmo", "Człowiek tysiąca śmierci"), brakuje konsekwencji w datach, godzinach wydarzeń (patrz: "Zapach ojca", "Między oczy"), miejscowości (zmienia Pani miasto w wioskę), nazwę instytucji (znów "Między oczy"). Niby drobnostki, ale przy tak drobiazgowych reportażach, przy takiej a nie innej tematyce warto byłoby się je wyeliminować.

I zanim przejdę do najważniejszego, to muszę zadać zasadnicze pytanie: czy weryfikowała Pani informacje pozyskane od swoich rozmówców? W niektórych reportażach padają stwierdzenia, że miała bądź nie miała Pani możliwości zapoznania się z aktami opisywanych spraw, porozmawiania z bezpośrednimi i pośrednimi "bohaterami" tych wydarzeń. Zatem zakładam, że w reportażach, w których tych informacji nie znajduję, to mam do czynienia z weryfikacją. A skoro mam do czynienia z weryfikacją, to reportaż "Między oczy" można niemal w całości potraktować jako błąd rzeczowy, gdyż wiele zawartych tam informacji nie ma nic wspólnego z materiałem źródłowym, dość powszechnie dostępnym, co warto podkreślić (a to głównie - jak pewnie Pani wie, bo miała Pani okazję z nim porozmawiać - dzięki pewnemu emerytowanemu już policjantowi, który chętnie dzieli się z opinią publiczną swą przebogatą wiedzą na temat tej i nie tylko tej sprawy, starannie ją dokumentując). Zresztą wszystkie Pani reportaże nie wychodzą poza ową "powszechną dostępność" (z wyjątkiem rysu charakterologicznego tzw. Hakowego, tj. Piotra S., gdzie udało się Pani ustalić (?), że w dzieciństwie vel młodości był ofiarą molestowania seksualnego), więc trochę mnie dziwi, że nie kusi się Pani o jakiś komentarz, który stanowiłby granice między materiałem źródłowym a hipotezami (w wielu punktach sprzecznymi z tymże materiałem źródłowym), na podstawie których dokonuje Pani rekonstrukcji wydarzeń. Czytelnik, który nie ma "zielonego pojęcia" o danej sprawie, zostaje niepotrzebnie wprowadzony w błąd. Nie jest w stanie oddzielić tego, co w tej sprawie rzeczywiście ustalono, od tego, co jest jedynie... hmm... przypuszczeniem policjanta z Archiwum X próbującego wyjaśnić tę przerażającą zbrodnię, i to przypuszczeniem, które nie ma potwierdzenia w faktach. No, chyba, że pracujący przy wyjaśnieniu tej zbrodni dopuścili się sfałszowania materiału dowodowego (tak wynika z wypowiedzi Pani rozmówcy). W takim razie dziwię się, że nie postawiono im jeszcze zarzutów w tej sprawie...

To zrozumiałe, że na potrzeby książki dokonała Pani niezbędnych uogólnień, skrótów, przemilczeń, a cały jej wydźwięk jest taki, a nie inny. W końcu swymi reportażami nie zamierzała Pani w jakikolwiek sposób zaburzać utrwalonego w społeczeństwie obrazu jednostki "do spraw beznadziejnych". Może to i dobrze. Stereotypy są potrzebne i nie zawsze są negatywne...

Serdecznie dziękuję za zainteresowanie moją opinią. Pozwolę sobie niniejszą wiadomość umieścić jako PS do niej, a w najbliższej przyszłości uszczegółowić, uwzględniając numery stron.

Pozdrawiam
malena"

"Ostatnia nadzieja"

"Zbrodnie prawie doskonałe" - na okładce słowo "prawie" rozmywa się, staje się niemal nieczytelne, tak, jakby poskąpiono mu tuszu. Pozostaje zatem czarno na białym sformułowanie "zbrodnie doskonałe" z podtytułem "Policyjne Archiwum X". U wielu już w tym momencie tętno spada, oddech wraca do normy, bo skoro Archiwum X - to wiadomo, prędzej czy później...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    1 684
  • Przeczytane
    1 522
  • Posiadam
    366
  • 2018
    90
  • 2019
    45
  • Teraz czytam
    41
  • Literatura faktu
    32
  • 2023
    24
  • Ulubione
    19
  • 2020
    19

Cytaty

Więcej
Iza Michalewicz Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X Zobacz więcej
Iza Michalewicz Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X Zobacz więcej
Iza Michalewicz Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także