rozwiń zwiń

Czarnoskrzydły

Okładka książki Czarnoskrzydły
Ed McDonald Wydawnictwo: Mag Cykl: Znak kruka (tom 1) fantasy, science fiction
384 str. 6 godz. 24 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Znak kruka (tom 1)
Tytuł oryginału:
Blackwing
Wydawnictwo:
Mag
Data wydania:
2018-06-20
Data 1. wyd. pol.:
2018-06-20
Data 1. wydania:
2017-04-05
Liczba stron:
384
Czas czytania
6 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788374809177
Tłumacz:
Robert Waliś
Średnia ocen

                6,7 6,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,7 / 10
251 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
295
70

Na półkach: , , , ,

Nigdy nie wiem, jak mam oceniać debiuty. Dobry zwyczaj nakazuje, żeby przymknąć oko na pewne mankamenty, a ja na ogół tak nie potrafię i podchodzę do debiutu jak do normalnej książki, choć staram się, naprawdę staram się tak bardzo nie narzekać. Czarnoskrzydły natomiast jest takim debiutem, z którym tym bardziej nie wiem, co mam zrobić. Bo z jednej strony pomysł jest całkiem niezły, a z drugiej mocno boli mnie wykonanie. Z góry przepraszam za nadmiar cytatów w tym wpisie. One po prostu mówią same za siebie.

Czarnoskrzydły to powieść Eda McDonalda, która zapoczątkowuje serię pt. Znak Kruka. Jak znam życie, będzie to trylogia, ale nigdzie nie znalazłam oficjalnej informacji, ile to ma mieć tomów. Obecnie wydane są dwa, u nas w Polsce dopiero jeden, ale już na horyzoncie wyłania się drugi. I wiecie, to jest ten typ książki, w którym świat stoi na krawędzi przepaści, wszyscy już właściwie jesteśmy jedną nogą w grobie i ze świecą szukać gdziekolwiek okruszka nadziei. To taka książka, w której bohaterem jest twardy najemnik, poznaczony tyloma bliznami, że aby jakoś poradzić sobie z życiem musi nieustannie zaglądać do kieliszka. I nie omieszka nas poinformować, że robi to dlatego, że tak mocno doświadczyło go życie. W końcu my nie musimy patrzeć, jak Nieszczęście wskrzesza cienie naszych mężów czy żon i dzieci tylko po to, by pokazać nam ich ostatnie chwile. Co my tam wiemy o zabijaniu.

Kiedy tworzy się takie dark fantasy, jak obecny tu Czarnoskrzydły (który jest bardzo, bardzo dark, tak bardzo, że tajne matematyczne wzory pisze się tu fekaliami na więziennej ścianie), trzeba mocno uważać, żeby nie przesadzić. To bardzo łatwo może się zemścić i sprawić, że książka brzmi śmiesznie, zwłaszcza kiedy pisana jest z perspektywy pierwszoosobowej. Edowi McDonaldowi właśnie to się momentami przytrafiało. Ryhalt Galharrow, czyli nasz bohater-najemnik potrafi na przykład myśleć, że "wszyscy, którzy nie przyszli ze mną, wyglądali, jakby mieli się zesrać ze strachu. Miałem nadzieję, że tego nie zrobią, chociażby dlatego, że nie zniósłbym takiego smrodu" albo nienawidzić odgłosu uderzenia pięścią w drzwi, bo "pewnego dnia sama Śmierć zbudzi mnie w taki sposób, tylko po to, aby dodać mi nieco cierpień przed zgonem. Taka już z niej suka" czy też "nikt nigdy nie chce iść do Nieszczęścia, ale czasami trzeba podążyć za śladami szczyn, które zostawia nam los". Galharrow jest więc tak bardzo twardy, że właściwie w takich momentach parodiuje sam siebie. Trochę jak Jason Statham w Agentce, który parodiował tam wszystkie inne swoje role.

Fenomenem jest dla mnie jednak wątek romansowy w tej książce. Bo tak, Czarnoskrzydły mimo tego, że jest tak bardzo dark, ma wątek romansowy i to taki, którym mogłaby się poszczycić młodzieżówka, a nie fantasy, które do młodzieżówki z pewnością nie aspiruje. Widzicie, chodzi o to, że Ryhalt Galharrow, czyli nasz zapijaczony macho do wynajęcia, był kiedyś kimś zupełnie innym i po prostu życie dało mu po mordzie, przez co skończył, gdzie skończył. A kim był? Arystokratą był. Wysoko postawionym oficerem był. I w tamtych pięknych czasach zakochał się w pewnej dziewczynie — z wzajemnością. Los jednak ich rozdzielił, ale po latach spotykają się znowu jako kompletnie inne osoby. I tutaj wkracza totalna niespójność Ryhalta Galharrowa, który normalnie tak bardzo twardy i macho, tutaj wzdycha do Ezabeth jak pierwszy lepszy po uszy zakochany podlotek, nieustannie racząc nas swoimi miłosnymi rozterkami, które krążą wokół stwierdzenia chce-ale-się-zmieniliśmy-i-ona-już-mnie-nie-kocha, przerabianego na kilka różnych sposobów ("Próbowałem przekonać samego siebie, że dla mnie także nie jest nikim więcej. Nieważne, że jest piękna, potężna i ma kręgosłup upleciony ze stalowych lin. Nieważne, że w jej towarzystwie czuję, jak coś we mnie rośnie"). Oczywiście autor znów potrafi uraczyć nas swoimi mądrościami, jak przykład "spotkania z nią były jak wyciskanie pryszcza. Dawały satysfakcję, pomimo świadomości, że przez kilka następnych dni będzie się głupio wyglądało".

Czy mogę zrzucić to wszystko tylko i wyłącznie na styl debiutanta? Sama nie wiem. Faktem jednak jest, że w dalszej części książki styl autora się poprawia, aczkolwiek wciąż potrafił wyciągnąć z rękawa jakiś błyskotliwy tekst godny tych przytoczonych wyżej. Odchodząc jednak już zupełnie od stylu, w jakim została napisana ta książka, Czarnoskrzydły ma całkiem niezły pomysł siebie. Oto bowiem mamy świat, w którym magowie tak potężni, że zwani są bogami, od stuleci toczą ze sobą wojnę. Mniej więcej osiemdziesiąt lat przed wydarzeniami w książce w wyniku starcia tych magów, tj. Królowie Głębi kontra Bezimienni, powstało tak zwane Nieszczęście, czyli wielka połać ziemi, na której nie da się żyć, która przesiąknięta jest złem i na której żyją upiorne stworzenia. Starcie to łutem szczęścia zostało wygrane przez naszą stronę barykady, a od przyszłych najazdów chroni tak zwana Maszyneria Nalla. O tym, czy ochroni i tym razem, przekonamy się w książce, ponieważ do tego najazdu dochodzi. Tytułowy Czarnoskrzydły natomiast to nazwa osób, które służą jednemu z Bezimiennych — Wroniej Stopie, i takim Czarnoskrzydłym jest Ryhalt Galharrow. Nasi bohaterowie nie są więc potężnymi pionkami na planszy, lecz raczej pomniejszymi w rękach dużo silniejszych od siebie.

Oprócz magów-bogów w książce występują też inni, pomniejsi magowie, którzy nie mają tej magii w sobie, lecz muszą ją zaczerpnąć (utkać) ze światła. Czyli tacy jakby czarnoksiężnicy, w książce nazywani Przędzarzami tudzież Prządkami. Jest też kilka ciekawych pomysłów na "stwory" czy działającą tu magię, są elementy new weird (np. kiedy Bezimienny chce skontaktować się z Ryhaltem, ze skóry na przedramieniu Czarnoskrzydłego wyszarpuje się kruk, który służy za komunikator). Widać duży wpływ Glena Cooka, nie tylko w nazewnictwie. Język jest często wulgarny, choć z drugiej strony autor próbuje silić się na poetyckość ("niebo szlochało"), co tworzy mi pewien dysonans. Czarnoskrzydłego jednak szybko się czyta, ponieważ akcja w tej książce jest bardzo dynamiczna. Nie ma tu zbyt dużo opisów tego, jak funkcjonuje świat czy wnikania w system magii. Czasem jednak ta akcja jest wręcz dramatycznie ucinana i przyśpieszana, jakby w tym właśnie momencie redaktor postanowił ukrócić fragment fabuły. Na duży plus oceniam natomiast końcówkę. Zasadniczo druga połowa książki na czele z tą końcówką podciąga ocenę książki.

Czarnoskrzydły ma ten duży atut, że pierwszy tom tej serii można z powodzeniem traktować jako standalone, zwłaszcza że drugi tom ma się dziać kilka lat później. Dodatkowo nie jest to książka długa, bo ma jakieś 350 stron, co jak na dzisiejsze standardy rozdmuchanej fantasy jest miłą odmianą. Nie powiem jednak, żeby Ed McDonald zrobił na mnie dobre pierwsze wrażenie, bo nie zrobił. Ale trochę poprawił się w miarę trwania książki, więc przydałoby się dać mu jeszcze jedną szansę i sprawdzić tom drugi. Tyle że to nie jest nic specjalnie oryginalnego. No i ten styl naprawdę nie powala, chyba że lubicie bezpretensjonalność i przekleństwa w narracji czy dialogach, które z jednej strony pasują do tak bardzo mrocznego, smutnego i pozbawionego nadziei świata, ale z drugiej... z umiarem, panie McDonald, z umiarem...

misieczytaniepodoba.blogspot.com

Nigdy nie wiem, jak mam oceniać debiuty. Dobry zwyczaj nakazuje, żeby przymknąć oko na pewne mankamenty, a ja na ogół tak nie potrafię i podchodzę do debiutu jak do normalnej książki, choć staram się, naprawdę staram się tak bardzo nie narzekać. Czarnoskrzydły natomiast jest takim debiutem, z którym tym bardziej nie wiem, co mam zrobić. Bo z jednej strony pomysł jest...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    562
  • Przeczytane
    299
  • Posiadam
    160
  • 2018
    18
  • Teraz czytam
    16
  • Fantastyka
    14
  • 2022
    9
  • Fantasy
    8
  • 2019
    7
  • 2020
    6

Cytaty

Więcej
Ed McDonald Czarnoskrzydły Zobacz więcej
Ed McDonald Czarnoskrzydły Zobacz więcej
Ed McDonald Czarnoskrzydły Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także