Bardzo lubię kupować książki. Ale niestety, od pewnego czasu
radość z każdej nowo nabytej coraz bardziej przyćmiewa kwota, jaką muszę
za oną wyłożyć. Szczególnie, że z wiekiem wydłuża się lista (określana również Listą)
rzeczy, których kupno jest ważniejsze niż kupno nowej książki.
Łudziłem się, że rozwiązaniem okażą się e-booki. Nie znam się, więc naiwnie liczyłem na to, że po redukcji pewnych
kosztów, takich jak druk, dystrybucja i takie tam, ceny książek elektronicznych będą dużo niższe. Cóż, faktycznie – nie
znam się.
Pewnie, trafiają się promocje, sezonowe obniżki cen, atrakcyjne pakiety… Wystarczy być czujnym i polować. Tylko,
że ja nie mam instynktu łowcy. Chcę po prostu móc wejść do księgarni, obojętne internetowej czy murowanej, i kupić
książkę, nie zastanawiając się, ile rzeczy z Listy będzie musiało poczekać. Choć czekać nie bardzo może.
Z uwagą śledzę konwentowe i internetowe dyskusje na temat wspomnianego powyżej rzeczy stanu. Różni ludzie,
z których wielu cenię i szanuję, definiują problem i omawiają sposoby jego rozwiązania. Sposoby przeróżne, od
odkrywczo rewolucyjnych, po łagodnie ewolucyjne.
I wydawać by się mogło, że nic prostszego, jak tylko zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Tymczasem rzecz ma się
mniej więcej tak, jak w tych stusłówkach:
Konsylium
Przy łóżku chorego, jak co piątek, zebrali się lekarze.
Rozpoczęła się dyskusja. Krzyczeli, szeptali, klepali się plecach i pluli sobie na buty. Wreszcie, wspólnymi siłami, postawili
diagnozę. Taką samą, jak w zeszły piątek.
Zaczęli omawiać kurację. Krzyczeli, szeptali, klepali się plecach i pluli sobie na buty. Omawiali szlachetne bakterie,
które mogły zniszczyć panoszące się w organizmie chorego prymitywne wirusy. Padło wiele ciekawych, często bardzo
nowatorskich propozycji. Dokładnie tak samo, jak w zeszły piątek.
Wreszcie lekarze uścisnęli sobie dłonie i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, rozeszli się do domów.
Chory westchnął ciężko i przymknął oczy.
- Może kiedyś - pomyślał - podadzą choć witaminy.
Dlatego tak bardzo cieszy mnie nowa inicjatywa Roberta Szmidta. Od kilku tygodni wchodzę na WWW.
fantastykapolska.pl i ściągam darmowe e-booki znanych polskich autorów. Zarówno te starsze, z których nie wszystkie
znam, jak i te zupełnie premierowe.
Mocno wierzę, że za Robertem pójdą inni, że pojawią się podobne inicjatywy, nie tylko fantastyczne, i że takie działania
w jakiś sposób wymuszą na wydawcach obniżenie cen nowych e-książek. Sytuacja jest już na tyle zła, że jakieś zmiany
na lepsze muszą w końcu nadejść. Inaczej się nie da. W końcu my też, naszym „Szortalem na Wynos”, dokładamy do
tych zmian swoją cegiełkę.
I tych zmian, oby jak najprędzej, Wam życzę.
Czytajcie szorty, wspierajcie myślą, mową i uczynkiem inicjatywę Roberta i bezstresowo skreślajcie
kolejne pozycje ze swoich List.