Książka ta dość długo leżała na mojej półce nieprzeczytana. Dostałam ją od znajomej, która również nie skusiła się, aby ją przeczytać. Nie wiem czy to nazwisko nieznanego autora spowodowało, że szkoda mi było na nią czasu, a może kolorystyka okładki, która co prawda rzuca się w oczy, ale może być lekko rażąca. Kiedy jednak wreszcie zmusiłam się do sięgnięcia po nią zrobiło mi się głupio, że złamałam jedna z podstawowych zasad o oceniłam książke po okładce, jedyne co teraz mogę to przyznać się do błędu. Książka wciąga od samego początku, aż do końca i nie sposób się od niej oderwać. Porusza wiele istotnych kwestii. I mówi o najważniejszych wartościach w życiu każdego człowieka: wierze, sile przyjaźni i ogromnej miłości. Miłości tak silnej, że gotowi jesteśmy zrobić wsyztsko, aby tylko utrzymać ją prz sobie. Tak jak Michael St. Pierre, który gotów był poświecić samego siebie, złamać wszystkie obowiązujące reguły i skraśc klucz do bram niebios zamykając je przed duszami zmarłych, aby tylko uratować swoją umierającą żonę. Mężczyzna zatraca się, traci poczucie granicy pomiędzy tym co jest dobre, a co już jest złe. Czy ocknie się we właściwym momencie, czy poradzi sobie z narastającą niepewnością, lękiem, zagubieniem i niebezpieczeństwem? Gwarantuję, że dość szybko znajdziemy odpowiedź na te i wiele innych pytań bo od tej książki nie sposób się oderwać.

Książka ta dość długo leżała na mojej półce nieprzeczytana. Dostałam ją od znajomej, która również nie skusiła się, aby ją przeczytać. Nie wiem czy to nazwisko nieznanego autora spowodowało, że szkoda mi było na nią czasu, a może kolorystyka okładki, która co prawda rzuca się w oczy, ale może być lekko rażąca. Kiedy jednak wreszcie zmusiłam się do sięgnięcia po nią zrobiło...