Pierwsza kawa o poranku
- Kategoria:
- literatura obyczajowa, romans
- Seria:
- Pasje i namiętności
- Tytuł oryginału:
- Il primo caffe del mattino
- Wydawnictwo:
- Rebis
- Data wydania:
- 2014-07-02
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-07-02
- Liczba stron:
- 320
- Czas czytania
- 5 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788378186175
- Tłumacz:
- Tomasz Kwiecień
- Tagi:
- literatura włoska Tomasz Kwiecień kawa Rzym miłość literatura kobieca
Przed otwarciem baru właściciel czyści ekspres, sprawdza ciśnienie i zaparza pierwszą kawę, którą wylewa. Następnie przygotowuje kawę dla siebie. Pierwsza poranna kawa jest dla baristy. Zawsze. Massimo jest trzydziestoletnim właścicielem baru i jeszcze nigdy się nie zakochał. Wszystko pozostaje pod kontrolą aż do dnia, w którym do baru wkroczy zielonooka, piegowata piękność i poprosi po francusku o filiżankę herbaty o smaku róży...
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Kawa ze zwarzonym mlekiem
To miała być sympatyczna popołudniowa lektura na kilka letnich dni. Ciepła, letnia opowieść o miłości i kawie do szybkiego i łatwego czytania jako odreagowanie po ambitniejszych, grubszych książkach. Z początku rzeczywiście tak było i prosta nić fabuły snuła się leniwie, ale później – jak kłębek włóczki złowiony przez psotnego kotka – zaczęła plątać się i supłać. Nie powstał w ten sposób bynajmniej jakiś piękny wzór, ale to, co mogło być przyjemnie proste zamieniło się w nieprzyjemnie mętne. Galdino opowiadając bowiem historię miłosną tak prostą, że można by opisać ją wyczerpująco w nowelce, próbował wpleść w nią jakieś elementy dramatyczne i zawrzeć w fabule standardowe elementy romansu - pojawiające się przeszkody, uniemożliwiające kochankom bycie razem, nieporozumienia, podejrzenia o zdradę, które okazują się bezpodstawne. Nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie to, że autor okrasił to wszystko wątpliwościami moralnymi i rozmyśleniami głównego bohatera, baristy Massimo (prawdopodobnie alter ego autora), nie tylko bezpodstawnymi (nie wynikały ani z jego zasad etycznych ani z sytuacji), ale i sprawiającymi wrażenie doczepionych na siłę, by zwiększyć objętość powieści. Skutek jest taki, że fabuła przypomina wspomniany kłębek włóczki, po spotkaniu z kocimi łapkami pojedyncza, prosta nić fabuły miejscami zmienia się w splatany węzełek, który ani nie jest estetyczny, ani ciekawy i nie daje się rozwikłać, a często nawet zniechęca do poznania dalszej części.
Jeśli chodzi o pisarstwo Diego Galdino, to trzeba przyznać, że kawę robi świetną. Komponuje nowe jej odmiany, zaskakuje odważnymi połączeniami, podchodzi do tematu z pasją. Nie wiadomo natomiast dlaczego, będąc świetnym baristą, postanowił zostać nieświetnym pisarzem. Książka napisana przez niego przypomina cafe latte z syropem pomarańczowym, które kiedyś zamówiłam w jednej z sympatycznych wrocławskich kawiarni – składniki były doskonałe osobno, ale okazało się, że zupełnie nie współgrają ze sobą, czego efektem było zwarzone mleko, pływające w skrzepach na powierzchni kubka. Barista przeprosił, tłumacząc, że to nowość w ofercie i eksperyment, który się nie powiódł, i zaproponował inną kawę. Niestety tutaj nie miałam tyle szczęścia. Mając tak świetne składniki fabuły jak Rzym, kawiarnię, kawę (która według badań kojarzy się przeważnie z czymś pozytywnym i podobno zbliża ludzi podczas rozmowy), przystojnego mężczyznę (Massimo) i tajemniczą cudzoziemkę (Geneviève), autor przeprowadził eksperyment, który się nie powiódł. Pisząc romans za bardzo skręcił w stronę dramatu, który – nieumiejętnie – bazuje na neurotycznych rozmyślaniach głównego bohatera, rozdzielającego włos na czworo, próbując prostą acz niebanalną historię uczynić powieścią z głębszymi rozważaniami. Próba się nie udała, ponieważ nie tylko nie wierzymy bohaterowi, ale – w porównaniu z jego męczącymi myślami – postać kobieca, zdecydowanie zaniedbana przez autora, wypada blado, wydaje się być zaledwie szkicem, prawie się nie odzywa i w kwestiach opisu psychologicznego jest mało wiarygodna. Niektóre wątki fabuły są przewidywalne prawie od początku (vide znaczenie postaci pani Marii), a inne trącą naiwnością (uświadamianie bohaterki w kwestiach kawy, której podobno nie piła nigdy w życiu) lub stanowią przejaw męskich fantazji w kwestii kobiet (fascynująca, tajemnicza kobieta, którą można edukować w jakimś temacie i imponować jej swoją wiedzą a potem własnym ciałem). Nie wierzę też w uczucie głównych bohaterów, ponieważ zupełnie brak w książęce tych małych drobiazgów świadczących o pogłębianiu się zainteresowania postaci drugą osobą, nie czuć żadnej chemii, a temperatura emocji w większości wydarzeń z ich udziałem sprzyja raczej przeziębieniu niż rozpalaniu namiętności. Nie pomagają nawet elementy topografii Rzymu, bo bohater postanawia zaintrygować kobietę innym obliczem Rzymu, pokazując jej… fontanny czyli jeden z żelaznych programów zwiedzania Wiecznego Miasta, zamiast pokusić się o odwiedzenie miejsc nieznanych turystom.
Najlepiej napisane i pełne „prawdziwych” emocji są fragmenty, zawierające listy głównych bohaterów – e-maile do siostry w przypadku Massimo i listy do bliskiej osoby w przypadku Geneviève. Zupełnie jakby ten rodzaj pisania autor miał dobrze wyćwiczony, czego nie można powiedzieć np. o kwestii budowania napięcia i wciągania czytelnika w akcję.
Najbardziej żal, że autor nie rozwinął bardzo obiecującego tematu kawy i herbaty. Massimo jest specjalistą od kawy w różnych jej odmianach (i nie zna się na herbacie), a Geneviève to miłośniczka herbaty (która nigdy nie piła kawy). Znaczące jest to, że oboje mają znikomą wiedzę o tym drugim napoju (płci). Można byłoby potraktować zatem te gorące napoje jako ciekawe antagonistyczne symbole płci: kawa (mężczyzna) to pobudzenie do działania, energia, szybkość, dążenie do celu, prostota, natomiast herbata (kobieta) w jej licznych kolorach i odmianach jest jak bogactwo smaku i aromatu, delikatność, przyjemność refleksji, relaks, piękno, ogrom możliwości współpracy z innymi, uważność, celebrowanie chwili. Ale nie – tego właśnie nie znajdziemy w tej książce. Co ciekawe główny bohater (i prawdopodobnie także autor) opisują osobowość znanych sobie osób kierując się tym, jaką piją kawę. Jeśli się jednak dobrze przyjrzymy to większość z analizowanych przez nich osób (jeśli nie wszystkie) to mężczyźni. Kobiet jest zresztą niewiele w jej książce, często są nieobecne lub mieszkają gdzieś daleko. Najbardziej wiarygodną i najlepiej opisaną wydaje się być siostra Massimo, Carlotta, choć jej postać, występująca głównie w relacji siostra – brat, służy jedynie celowi podkreślenia niektórych cech bohatera lub w jakiś sposób popycha go, a tym samym akcję, do przodu.
Jako osoba unikająca romansów i bardzo okazjonalna czytelniczka powieści obyczajowych, ale za to bardzo nieokazjonalna czytelniczka w ogóle wyznać muszę, że Galdino nie przekonał mnie do tego, iż jest sprawnym pisarzem. Zaskoczyło mnie też to, że autor – bądź co bądź barista z wieloletnim doświadczeniem, który zapewne niejedno widział i słyszał – wydaje się być dość słabym obserwatorem i znawcą ludzi. W dodatku, wymieniając rodzaje kawy i charakteryzując osobę wybierającą określony rodzaj, zapomniał uwzględnić moją ulubioną kawę – cafe latte macchiatto (najlepiej z cynamonem lub syropem) – co mnie nawet cieszy, ponieważ czuję się wyróżniona będąc poza etykietami klasyfikującymi tego mało wnikliwego obserwatora. Zatem – doceniając udane fragmenty książki, zwłaszcza listy – dziękuję za kawę (ze zwarzonym mlekiem) i opowieść, ale myślę, że następnym razem wybiorę inny bar.
Jowita Marzec
Oceny
Książka na półkach
- 452
- 386
- 97
- 17
- 11
- 6
- 4
- 4
- 4
- 4
Opinia
Bardzo przewidywalna, powiela różne schematy tego gatunku. Z początku jest bardzo nudna, później się rozkręca. Przyjemna i tyle. Na pewno jej nie zapamiętam. Należy do książek które się przeczyta bo tak. Przyznam szczerze, że w połowie książki chciałam przestać, ale nie miałam innej książki akurat (byłam na wyjeździe) i zabrnęłam już za daleko i chciałam wiedzieć jak się skończy, czy coś się rozwinie itp.
Bardzo przewidywalna, powiela różne schematy tego gatunku. Z początku jest bardzo nudna, później się rozkręca. Przyjemna i tyle. Na pewno jej nie zapamiętam. Należy do książek które się przeczyta bo tak. Przyznam szczerze, że w połowie książki chciałam przestać, ale nie miałam innej książki akurat (byłam na wyjeździe) i zabrnęłam już za daleko i chciałam wiedzieć jak się...
więcej Pokaż mimo to