Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem
Co dziś rzucili?... czyli podróż do przeszłości. Przystanek PRL
Kolejki po girlandy papieru toaletowego, „Brutal” obok „Pani Walewskiej”, rodzinna podróż maluchem do Bułgarii. Czasy, w których panie nosiły trwałą, a panowie „męski zwis”, dobrze znamy z filmów Barei albo przeżyliśmy na własnej skórze... Ale warto spojrzeć na nie w zupełnie inny sposób.
Dwójka dziennikarzy, Iza i Witek, postanowili na pół roku przenieść się do rzeczywistości przełomu lat 1981/1982. Zamieszkali w bloku z wielkiej płyty, zrezygnowali z Internetu i komórek, a po Warszawie jeździli fiatem 126p. Dziecku wręczyli zabawki pamiętające czasy Jaruzelskiego, a w ich kuchni zagościły dania polecane przez kultową „Przyjaciółkę”.
Po co to wszystko? Autorzy sprawdzili czym różni się współczesne życie od tego sprzed trzech dekad. Zabrali nas w sentymentalną podróż, przyjrzeli się absurdom PRL-u, ale przede wszystkim szukali odpowiedzi na pytanie, czy dziś żyje się nam lepiej.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Paradoks dziadka, czyli podróż niemożliwa śladami Peerelu
Zapewne niektórzy będą z niedowierzaniem kręcić głowami lub pukać się w czoło słysząc, co wymyśliła para dziennikarzy: Izabela Meyza i Witold Szabłowski. Otóż pomysłowi dziennikarze postanowili na pół roku cofnąć się w czasie, ba, przenieść do epoki PRL-u. Trzeba być chyba niepoczytalnym, żeby pakować się w tę kabałę razem z kilkuletnią córką, świadomie rezygnując z komfortu jaki oferuje XXI wiek.
Rozpoczyna się gorączkowy i wciągający okres przygotowań do nieco kontrowersyjnego projektu. Autorzy gromadzą przedmioty rodem z lat 80., rozmawiają też z osobami, które doskonale ten okres pamiętają. I tu następuje pierwsza niespodzianka. Okazuje się, że Peerel przetrwał w pamięci bliższych i dalszych znajomych w różnorakiej postaci. Każdy koncentruje się na innych faktach, co innego zwróciło jego uwagę. Wynika z tego, że wersji PRL-u jest tyle, ile osób go pamiętających. Wspomnienia przefiltrowane przez czas składają się na obraz siermiężnej rzeczywistości. Autorzy postanawiają więc skupić się na roku 1981.
Początkowo przystosowanie do nowej rzeczywistości idzie im opornie i oboje mają objawy zespołu odstawienia. Nie ma Internetu, telefonów komórkowych, zabiegów rewitalizujących cerę i bananów. Jest za to reglamentowany szary papier, maszyna do pisania, od której robią się odciski, odzież non-iron, tłusty krem Nivea i szybko psujący się fiat 126p. Znajomi traktują ich trochę jak egzotyczną atrakcję, dostarczającą swoistej rozrywki. Dziennikarskiej parze chodziło jednak nie tylko o zabawę konwencją, raczej o wielopoziomowe doświadczenie.
Autorzy nie są pionierami podróżowania w czasie. Jakiś czas temu można było śledzić na BBC losy mieszkańców „Wiktoriańskiej farmy”. W tym dokumentalnym serialu dwójka archeologów i historyczka mieszkali przez rok na zrekonstruowanej wiktoriańskiej farmie, żyjąc i pracując tak, jak ówcześni jej mieszkańcy. W obu przypadkach jest to emigracja pozorna, bowiem w każdej chwili można wrócić do współczesności, to takie ślizganie się po powierzchni*, jak zauważają bohaterowie „Naszego małego PRL-u”. Warto zatrzymać się na dłużej przy liście, który Wojciech Szabłowski napisał do generała Jaruzelskiego. To bardzo mądry i wzruszający tekst. Dużo w nim emocji, ale i prawdy. Nie każdy ma tyle odwagi, żeby bez wrogości i uprzedzeń nazwać po imieniu fakty.
*Cytaty za: "Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem" Witold Szabłowski, Izabela Meyza, Znak 2012
„Nasz mały PRL” doskonale wpisuje się w pojawiający się od jakiegoś czasu nowy trend: rosnący sentyment do Peerelu. Gadżety z epoki stały się modne. W sklepach pojawiły się uwspółcześnione modele Relaxów, na aukcjach internetowych meble i gadżety z epoki robią szaloną karierę. Z tym, że o ile moda jest powierzchowna i pewnie za jakiś czas przeminie, ustępując pola nowemu konikowi, o tyle książka jeszcze długo nie straci na aktualności.
Doświadczenie, któremu poddało się dwoje dziennikarzy, stało się punktem wyjścia do ciekawych obserwacji i porównań. Autorzy potrafią z humorem podchodzić do prozy codzienności (na przykład ciągnąca się w powietrzu smuga zapachu starego capa), ale im bliżej końca książki, tym bardziej śmiech zastępuje refleksja. Im dłużej eksperyment trwa, tym więcej pojawia się słodko-gorzkich refleksji. Ale w książce nie ma miejsca na tani sentyment. To raczej bilans zysków i strat, który pojawił się w ślad za transformacją ustrojową. Stanąć z boku, stać się kimś, kim wszyscy byliśmy, jeszcze dwadzieścia lat temu. I zastanowić się, ile z dawnego systemu zostało w nas dzisiaj*. Pojawią się momenty zniechęcenia i grozy, kiedy eksperyment wymknie się spod kontroli.
Czy wtedy życie było inne? Na pewno. Czy lepsze? W niektórych aspektach bezsprzecznie. Choćby mniejsza anonimowość, bliższe kontakty z sąsiadami i znajomymi. Żyło się wolniej, nie trzeba było nigdzie pędzić (chyba że do kolejki), bez smyczy w postaci dzwoniącej uporczywie komórki. A dziś? Nie ma cię na portalach społecznościowych - dla świata nie istniejesz. Ludzie gonią za sukcesem, pieniędzmi, kontakty towarzyskie ulegają rozluźnieniu, na końcu pozostaje samotność przy dźwiękach plazmowego telewizora i blasku ekranu komputera. Lektura „Naszego małego PRL-u” z pewnością dostarczy całkiem niezłej rozrywki, warto jednak głębiej zastanowić się nad treścią, bo znajdziemy tam niejedną przestrogę.
*
Oceny
Książka na półkach
- 889
- 705
- 278
- 33
- 30
- 26
- 23
- 20
- 17
- 11
Opinia
Nie potrafię opisać, do jakiego stopnia zirytowała mnie ta książka - od pomysłu przez jego realizację aż do efektu końcowego w postaci tej książki.
Oto dwójka dobrze wykształconych, nie najgorzej sytuowanych, uprawiających wolne zawody i bywałych w świecie warszawiaków postanawia na pół roku przenieść się do PRL, mitycznej krainy szczęśliwego dzieciństwa i burzliwej młodości.
Przez pierwsze dwa dość nudne rozdziały (opisani wyżej warszawiacy kompletują dekoracje do swojego teatrzyku) dla rozrywki zastanawiałam się, czy u podstaw ich tęsknot leży przedwczesny kryzys wieku średniego, czy żal za minioną młodością. Żeby nikt nie miał wątpliwości: ja też miewam okresy, w których słucham tylko japońskiego rocka, wdziewam ciuchy w paski i udaję, że mam o dekadę mniej, niż mam, ale nie dorabiam do tego ideologii i nie piszę o tym książek.
U samych podstaw tego projektu leży błąd - PRL był wspaniały, bo nie było do czego go porównać i nikt nie miał wyobraźni, jak się żyje w innym ustroju. Niemożliwe jest zatem odtworzenie klimatu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, kiedy człowiek zna komfort picia kawy z ekspresu zamiast plujki, robienia zakupów przez internet zamiast stania w kolejkach za papierem toaletowym czy jeżdżenia wygodnym Audi zamiast maluchem. Nie da się odtworzyć tamtych czasów nawet w najlepszych dekoracjach z meblościanką i kartkami, bo zmienił się punkt odniesienia, nieodwracalnie zmieniło się doświadczenie świata i ludzka mentalność.
Bezużyteczność (żeby nie powiedzieć bezsensowność) pomysłu autorów irytowała mnie przez wszystkie boleśnie nudne rozdziały tej książki. Nie przekonuje mnie argumentacja Izabeli Meyzy, że to eksperyment etnograficzny lub antropologiczny. To, że bawisz się w teatrzyk na swój własny rachunek i w imię dobrej zabawy (bo czego innego?) dobrowolnie na jakiś czas odmawiasz sobie wygód, jakie dają obecne czasy, nie jest żadnym eksperymentem. W żaden sposób nie mówi niczego ani o tamtym nieistniejącym już społeczeństwie, ani o obecnym i nie ma co dorabiać do tego żadnych teorii. Że kiedyś ludzie byli bliżej siebie, bo nie mieli facebooka? Że najmodniejsza kreacja z lat 80. dziś nie wygląda już tak elegancko? Że siermiężna estetyka sprzed trzech dekad, wtedy akceptowalna, dzisiaj wygląda smutno? Żeby wpaść na taki pomysł nie trzeba przez pół roku mieszkać w M3 w otoczeniu komunistycznych gratów, a już na pewno nie trzeba drukować takich truizmów na 300 stronach.
Prawdę mówiąc dość nie lubię takich określeń, bo to, czy Witold Szabłowski chadza do kosmetyczki, czy nie (pół roku bez mikrodermabrazji, ale za to z wodą Brutal) nijak nie wpływa na to, co i jak pisze w Wyborczej, ale tym razem przepraszam, nie mogę się powstrzymać. "Nasz mały PRL" nie jest dla mnie niczym więcej, jak tylko zapisem zabawy urządzonej przez dwójkę mieszczuchów tak znudzonych kapitalistycznym dobrobytem i powszechną dostępnością towarów, że potrzebowali komunistycznych rekolekcji.
Zabawą w gruncie rzeczy trochę smutną, bo gdzieś w niej niknie najważniejsza kwestia. PRL była ustrojem totalitarnym, a częścią tych zabawnych dzisiaj absurdów, tych talonów na malucha, kartek, trwałej i wąsów była też cenzura, represje i ograniczanie tej wolności, którą teraz Szablewski, jako dziennikarz Wyborczej, może się cieszyć bez ograniczeń. O tym w zasadzie nie ma ani słowa - o donosach, o zatrzymaniach, przesłuchaniach, o strachu. Dlaczego? Ano dlatego, że - jak słusznie zauważają autorzy - ile osób, tyle PRLi, ile osób, tyle wspomnień, ile osób, tyle wizji tego ustroju. Wszystko zależało przecież od znajomości, umiejętności kombinowania i stosunku do władzy. Tutaj akurat w teatrzyk bawili się ludzie, dla których PRL jest tylko papierkiem po gumie Donald. Proszę nie oczekiwać za dużo.
Bywałym w świecie autorom polecam gorąco zabawę w PRL w Chinach albo w Wietnamie. Nie mówię o Korei Północnej, bo tam totalitaryzm nie jest już tak kolorowy jak w "najweselszym baraku w obozie" i teatrzyk może się nie udać z powodu braków w zaopatrzeniu. Chętnie przeczytam.
Nie potrafię opisać, do jakiego stopnia zirytowała mnie ta książka - od pomysłu przez jego realizację aż do efektu końcowego w postaci tej książki.
więcej Pokaż mimo toOto dwójka dobrze wykształconych, nie najgorzej sytuowanych, uprawiających wolne zawody i bywałych w świecie warszawiaków postanawia na pół roku przenieść się do PRL, mitycznej krainy szczęśliwego dzieciństwa i burzliwej...