Czarnobyl Baby. Reportaże z pogranicza Ukrainy i z Białorusi
- Kategoria:
- reportaż
- Seria:
- Bieguny
- Tytuł oryginału:
- Tschernobyl Baby. Wie wir lernten das Atom zu lieben
- Wydawnictwo:
- Carta Blanca
- Data wydania:
- 2011-10-12
- Data 1. wyd. pol.:
- 2011-10-12
- Liczba stron:
- 264
- Czas czytania
- 4 godz. 24 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788377051368
- Tłumacz:
- Barbara Tarnas
- Tagi:
- Czarnobyl Ukraina Białoruś wieś reportaż katastrofa promieniowanie
W 2008 roku ambitna niemiecka dziennikarka Merle Hilbk wyjeżdża na Ukrainę i do Białorusi, by dowiedzieć się, jak wygląda życie w tych państwach w ponad dwadzieścia lat po wybuchu reaktora jądrowego w Czarnobylu.
Podróżuje przez skażone tereny aż do reaktora. W małych wioskach rozmawia z kobietami, których mężowie są zbyt zmęczeni i nie mają już sił, aby móc pracować – skutek napromieniowania. Przemierza strefę zamkniętą, którą prezydent Białorusi chce na nowo zasiedlić, aby zahamować starzenie się społeczeństwa. Jest tam zapraszana na szaszłyki przez Tadżyków, którzy są zadowoleni, że znów mają dach nad głową – choć znajduje się on w strefie zamkniętej. Dziennikarka stara się dotrzeć do zatajonych informacji, analizuje kontrowersyjne fakty, przedstawia tragedię z różnych punktów widzenia. Zawsze towarzyszy jej przy tym Masza, jej białoruska przyjaciółka, która urodziła się w 1986 niedaleko Czarnobyla.
„Czarnobyl Baby” to zbiór reportaży, który czyta się z niekłamanym zainteresowaniem. Uzupełniają go zdjęcia z Białorusi i Ukrainy, a także dodatek, w którym autorka prezentuje opis kolejnych faz wybuchu reaktora.
Merle Hilbk (ur. 1969 r.) niezależna dziennikarka związana z gazetami „Spiegel” oraz „Zeit”, korespondentka w Rosji i Europie Wschodniej. W roku 2006 ukazała się jej pierwsza książka Sibirski Punk, w 2008 Die Chaussee der Enthusiasten – podróż przez rosyjskie Niemcy.
W mojej wyobraźni miejsce to od roku 1986 było zawsze jakby kulisami z innego świata, trochę Łowcą androidów, trochę Jestem legendą, apokaliptycznym światem filmowym za żelazną kurtyną. W 2003 roku zobaczyłam pierwsze reklamy wycieczek all inclusiv do strefy, a reaktor zamienił się w mojej głowie w raj dla turystów, w ukraiński zamek Neuschwanstein, w którym brakuje tylko sklepów z pamiątkami, popielniczek w kształcie reaktora albo wystawionych na sprzedaż minutników o wzorze licznika Geigera.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
W cieniu reaktora
26 kwietnia 1986 roku doszło do największej w historii awarii reaktora atomowego. W czarnobylskiej elektrowni miał miejsce wybuch jednego z sześciu reaktorów. Stało się to w czasie nieprawidłowo przeprowadzono testu systemu bezpieczeństwa. Początkowo władzom marzyło się zatuszowanie katastrofy. Niestety, jej skutki były odczuwalne nie tylko na terenie ZSRR. Świat ogarnęła panika, a Rosjanie musieli ze skażonych terenów ewakuować ponad 350 tysięcy osób. Żniwo tej awarii było bardzo bolesne. Wielu ludzi zmarło, zachorowało na chorobę popromienną, nowotwory, urodziły się kalekie dzieci. Mnóstwo rodzin straciło dorobek całego życia – domy, mieszkania, rzeczy materialne.
Minęło ponad 25 lat od pamiętnej daty. Dziś promieniowanie na skażonych terenach jest już mniejsze. Ludzie powrócili do części opuszczonych miejscowości. Ale miasto Prypeć, gdzie mieszkali głównie pracownicy „atomnej elektrostancji” nie wróciło do dawnej świetności. Rozpadł się ZSRR, tereny skażone znalazły się w granicach Białorusi i Ukrainy. I stały się (co może niektórych dziwić) popularnym turystycznie terenem odwiedzanym przez „turystów” z Zachodu.
Zobaczyć na własne oczy feralną elektrownię, strefę zamkniętą, poczuć klimat Czarnobyla to marzenie wielu, których to miejsce i wydarzenia zafascynowały.
Do Prypeci i innych skażonych miejsc udała się także niemiecka niezależna dziennikarka Merle Hilbk. Swoje wrażenia, niesamowite przeżycia i opinie zawarła w książce “Czernobyl Baby”. Składa się ona z 15 rozdziałów poświęconych wydarzeniom z kwietnia 1986 roku, ale i ludziom, którzy byli związani z elektrownią im. Lenina, przeciwnikom rozwoju elektrowni atomowych w Niemczech, na Ukrainie i Białorusi, ludziom, którzy działają w organizacji Kinder von Tschernobyl.
Początek lektury to relacja z wjazdu do strefy skażonej – niesamowite przeżycie, bo wielu spodziewa się księżycowego krajobrazu, a tymczasem przyroda nie dała się zniszczyć. Hilbk bardzo ciekawie opisuje opuszczone ludzkie osiedla, przeprowadza rozmowy z tymi, którzy pojawiają się w strefie jako pracownicy oraz z tymi, którzy wrócili do swoich domów do miejscowości, gdzie skażenie się zmniejszyło. Pomiędzy Niemką a jej rozmówcami widać niesamowity kontrast. Podczas, gdy na Zachodzie bano się radiacji, zwykli mieszkańcy okolic Czarnobyla myśleli po prostu jak przeżyć gdy państwo nie pomaga, dostają głodowe emerytury, zlikwidowano specjalną pomoc medyczną i sanatoryjną. Tam ludzie z biedy sięgają po żywność i nie myślą o tym, by zmierzyć jej skażenie. A w strefie skażenia osiedlają się też uchodźcy z byłych republik radzieckich w poszukiwaniu pracy i dachu nad głową. Młodzi wprawdzie starają się uciekać z terenów w pobliżu elektrowni, ale starsze pokolenie zmęczone walką o byt i bezradne, dożywa tam swoich dni często walcząc z całą gamą chorób, które są owocem promieniowania.
Dzięki lekturze tej książki miałam okazję poznać inny wydźwięk Czarnobyla niż ten, który towarzyszył katastrofie w Polsce. Dzięki brakowi informacji nie ogarnęła nas panika, taka jak np. Niemców z RFN-u. Miałam wtedy 12 lat i tylko namawiano nas do picia płynu Lugola, ale nikt nie myślał o niepiciu mleka czy niejedzeniu sałaty. Tymczasem relacje Hilbk pokazują, jak wielkie protesty miały miejsce, jak wielu ludzi obwiało się o życie i zdrowie.
Książka wciągnęła mnie niesamowicie, z zaciekawieniem obejrzałam zamieszczone w niej zdjęcia. A zachęcona treścią obejrzałam materiały dostępne w sieci. Robi to naprawdę szokujące wrażenie. Mimo, że wszelkie oryginalne dokumenty z elektrowni przepadły gdzieś w radzieckich archiwach, to jednak z dużym prawdopodobieństwem można było tej awarii uniknąć.
Czytałam tę książkę jako przedstawicielka pokolenia, które przeżyło katastrofę, ale polecę ją również i młodszym Czytelnikom. Niech ta lektura będzie przestrogą przed niekontrolowanym i pochopnym zarządzaniem reaktorami, oby nauczyła pokory tych, którzy czują się władcami atomu. Bo człowiek to istota omylna, a w tym wypadku skutki dotyczą milinów.
Bernardeta Łagodzic-Mielnik
Oceny
Książka na półkach
- 383
- 357
- 106
- 14
- 10
- 9
- 6
- 6
- 6
- 5
Cytaty
Bądź pierwszy
Dodaj cytat z książki Czarnobyl Baby. Reportaże z pogranicza Ukrainy i z Białorusi
Dodaj cytat
Opinia
Pod koniec kwietnia 1986 roku światem wstrząsnęła informacja o wybuchu w elektrowni atomowej w okolicach Czarnobyla. Do opinii publicznej docierały sprzeczne
informacje, w jednych krajach siano panikę, w innych uspokajano. Tak naprawdę bardzo niewiele było jednak wiadomo o samej katastrofie i sytuacji tam na
miejscu. Powód był prosty, miejsce wybuchu znajdowało się w ZSRR, za żelazną kurtyną. Autorka tej książki jest zdecydowaną przeciwniczką korzystania z
energii atomowej, dziennikarką, która zapragnęła poznać prawdę o Czarnobylu, o katastrofie, ale też po prostu o zwykłych ludziach, którym przyszło opuścić
skażone tereny i o tych, którzy wciąż żyją w ich pobliżu.
Dla ludzi Zachodu strefa skażenia jest swoistym uosobieniem romantycznego i mrożącego krew w żyłach obszaru pozbawionego życia, porzuconych domostw, tajemniczych
historii. Jest miejscem jak z filmu grozy, jak z gry komputerowej, które może i przeraża, ale też przyciąga. Dlatego turystyka tam kwitnie, zwłaszcza na
Ukrainie i powstały nawet biura podróży, organizujące wycieczki do opuszczonego miasta. Tymczasem tuż obok, albo czasem nawet na samych skażonych terenach
wciąż żyją ludzie, którzy pamiętają katastrofę. Obywatele, którym długo nie mówiono prawdy o poziomie napromieniowania, o jego skutkach zdrowotnych, ludzie,
którym tak podobno opiekuńcze państwo nigdy nie podało ręki. Spotkamy tu tych rozgoryczonych, ciężko chorujących, ale też takich, którzy żyją niemal jak
wszyscy inni w ich kraju, kończą szkoły, zakładają rodziny, płodzą dzieci. Żyją i umierają w cieniu wielkiej katastrofy, jakby ledwo rejestrowali jej istnienie.
Zachwycają się przyrodą, lekceważą ryzyko. Żyją tam, bo nie mają innego miejsca na ziemi, a to, co nas przeraża, uznają za normę.
Książka jest niejako opowieścią dwóch osób. Samej autorki, oraz Maszy, młodej Białorusinki, urodzonej niedługo po katastrofie, która zostaje tłumaczką i
przewodniczką niemieckiej dziennikarki. Dzięki takiemu sposobowi opowiadania możemy spojrzeć na katastrofę z dwóch stron, z punktu widzenia Niemki, która
dobrze pamięta dzień, w którym dowiedziała się o katastrofie i wszystko, co się działo potem, i młodej dziewczyny, dla której katastrofa jest czymś tak
oczywistym, że niemal niezauważalnym. Czymś, dzięki czemu mogła jeździć na wakacje do Niemiec i właściwie niewiele więcej. Masza skupia się na tu i teraz,
na kwestiach bytowych, które w jej ojczystym kraju – Białorusi, są nadal trudne, a także po prostu na pieniądzach, na tym, żeby w każdej sytuacji wyciągnąć
dla siebie jak najwięcej.
Po Czarnobylu niełatwo było żyć także tym, którzy próbowali głośno mówić o skutkach katastrofy, organizować pomoc dla poszkodowanych. Wielokrotnie byli
oni bowiem prześladowani, inwigilowani przez służbę bezpieczeństwa, zwłaszcza Białorusi, gdzie jest to po dziś dzień temat wstydliwy i drażliwy. Ofiary
wybuchu są dla państwa ciężarem, coraz bardziej ogranicza się więc ich przywileje i uprawnienia, coraz częściej się mówi oficjalnie, że trapiące wiele
osób ciężkie choroby nie mają związku z katastrofą, lub nie da się takiego związku udowodnić. Zupełnie tak, jakby konsekwencją wybuchu dla władz państwowych
była zbiorowa amnezja. Mimo wciąż silnego napromieniowania, mówi się nawet powoli o ponownym zasiedlaniu tamtych terenów. Są zresztą i ludzie, którzy mieszkają
tam, gdzie nikt mieszkać nie powinien. W końcu pozostały porzucone domy i wiele sprzętów, było też wielu takich, dla których napromieniowany dom był lepszy
niż żaden.
Wiele w tej książce trudnych i bolesnych historii o ludziach, którym się wydawało, że mieli w życiu wielkie szczęście, ponieważ otrzymali pracę w elektrowni
i mogli mieszkać w jej pobliżu, zwłaszcza w specjalnie wybudowanym mieście Prypeć. Mieście, które dziś straszy walącymi się domami i przerażającą wprost
pustką. Kto z nas potrafi sobie w ogóle wyobrazić, jak to jest tak w jednej chwili opuścić swoje miasto, swój dom, zostawić cały dobytek? Dla tych ludzi
władza miała w zamian tylko wieczną tułaczkę, a w najlepszym wypadku surowe, nieumeblowane i nieogrzewane mieszkania na wielkich blokowiskach, gdzie przygnębienie
i beznadziejność dokonały tego, czego nie zdołało uczynić promieniowanie.
Autorka ukazuje nam też drugą stronę całej sytuacji, ogromną panikę w Niemczech, histeryczne wręcz reakcje ludzi, którzy bali się jeść cokolwiek, co rosło
w ziemi, zwłaszcza grzybów. Była to histeria nieuzasadniona, ale ukazuje, jak wielkie były lęki ówczesnego społeczeństwa niemieckiego, jak łatwo było je
wystraszyć i jak mało ufało ono władzy, która starała się zapewniać, że nie istnieje bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia mieszkańców. Autorka porusza też
problem elektrowni atomowych w swoim kraju, konsekwencji ich istnienia, protestów społecznych, składowania radioaktywnych odpadów, bo przecież i one mogą
stanowić realne zagrożenie.
„Czarnobyl Baby” to bardzo ciekawa, choć często przygnębiająca książka, opowiadająca o strasznej katastrofie i jej skutkach, o woli przetrwania, ale też
i o granicach wytrzymałości zarówno ludzkiego ciała, jak i ducha. Jedno, co miałabym do zarzucenia autorce to fakt, że rozdziały, których narratorką jest
Masza, to najprawdopodobniej literacka fikcja. Merle Hilbk pisze bowiem wyraźnie, że straciła z Maszą kontakt, narósł między nimi poważny konflikt, dziecko
Czarnobyla okazało się chytre, przebiegłe i zdradzieckie, choć tak właściwie, niczego nie wiemy na pewno i wie to tylko sama Masza, która zapewne tak naprawdę
nosi inne imię i pewnie mieszka w innej wsi, niż opisana w książce. Taki zabieg połączenia reportażu z fikcją wydaje mi się jednak dość ryzykowny. Mimo
wszystko autorka nie może się przecież wcielić w Maszę, nie staje się nią i nie zna do końca kierujących nią pobudek. Mimo wszystko nie żałuję, że przeczytałam
tę książkę, choć i mnie wprawiła ona na pewien czas w przygnębienie. Każe też postawić sobie poważne pytanie o to, czy energia jądrowa jest rzeczywiście
tak bezpieczna i opłacalna, jak to się powszechnie mówi. Problem wrócił zresztą całkiem niedawno, przy okazji trzęsienia ziemi i tsunami w Japonii, kiedy
to doszło również do awarii w elektrowni atomowej Fukushima. Myślę, że warto wziąć sobie do serca motto stanowiące jednocześnie tytuł jednego z rozdziałów
tej książki: „W razie wątpliwości zachowaj sceptycyzm”.
Pod koniec kwietnia 1986 roku światem wstrząsnęła informacja o wybuchu w elektrowni atomowej w okolicach Czarnobyla. Do opinii publicznej docierały sprzeczne
więcej Pokaż mimo toinformacje, w jednych krajach siano panikę, w innych uspokajano. Tak naprawdę bardzo niewiele było jednak wiadomo o samej katastrofie i sytuacji tam na
miejscu. Powód był prosty, miejsce wybuchu znajdowało się w ZSRR,...