POPKulturowy Kociołek:
https://popkulturowykociolek.pl/niesmiertelny-iron-fist-tom-2-recenzja-komiksu/
W pierwszym tomie serii Danny Rand odkrywał tajemnice swojego pochodzenia i dziedzictwa. Teraz w albumie Nieśmiertelny Iron Fist tom 2 przyszła pora na przetestowanie jego zdolności. Obowiązkiem Żelaznej Pięści jest bowiem reprezentacja K’un Lun na odbywającym się co 88 lat turnieju zrzeszającym najlepszych wojowników z siedmiu miast.
Przewracając początkowe strony albumu i zagłębiając się w historii, można odnieść wrażenie, że mamy tu do czynienia z kultowym Mortal Kombat w świecie Marvela. Widowiskowa walka stanowi oczywiście bardzo ważny aspekt komiksu. Twórcy potrafią jednak zaoferować czytelnikowi coś ponadto. Odkrywamy tu również historię ojca Danny’ego, który zginął próbując dotrzeć do K’un Lu. Trzeci wątek dotyczy zaś znienawidzonego wroga Davosa, który znalazł groźnych sprzymierzeńców.
Jeśli taka dawka treści dla czytelników to jeszcze mało, to album kolejny również raz zgłębia bogatą historię dziedzictwa Żelaznej Pięści, ujawniając porcję nowych sekretów. Ta dodatkowa warstwa historii i mitologii czyni komiks bardziej intrygującym i pozwala lepiej zrozumieć głównego bohatera. Wszystko to oznacza, że prawie każda strona Nieśmiertelny Iron Fist tom 2 wypełniona jest wartką akcją, od której trudno jest się oderwać. Cały czas należy jednak pamiętać, że mamy tu do czynienia z komiksem stricte rozrywkowym. Dziełem sprawnie łączącym elementy klasycznych filmów kung-fu, mistycyzmu i opowieści o superbohaterach. Nie można więc oczekiwać od scenariusza znacznej głębi i przysłowiowych cudów (chociaż w kilku fragmentach album potrafi być zadziwiająco mocno złożony i niejednoznaczny).
Jedną z rzeczy, która sprawia, że „Siedem stolic nieba” jest tak przyjemne, jest obsada postaci. Danny Rand to niezwykle złożony bohater, niczego nie brakuje również obsadzie drugoplanowej komiksu. Każda pojawiająca się tu postać ma swoje własne, unikalne motywacje i cele, dzięki czemu historię czyta się jeszcze przyjemniej....
„Dceased” czekało na swoją kolej dość długo, wraz z trzema kolejnymi tomami serii. Czas oczekiwania na przeczytanie kolejnych z pewnością będzie krótszy, gdyż jest to kawał naprawdę dobrego komiksu. Brutalnego, krwawego, bezlitosnego. Tajemniczy wirus przenoszony za pośrednictwem m.in. Internetu i krwi sieje spustoszenie na ziemi, zarażając nie tylko zwykłych jej mieszkańców, lecz również superbohaterów. Zakażeni upodobniają się do zombie, a ich jedynym celem jest likwidacja wszelkiego życia. Początkowo w szranki ze śmiercionośną zarazą stają najwięksi bohaterowie świata, jednak im dłużej trwa opowieść, tym więcej ich pada ofiarą schorzenia.
„Dceased” wywarło na mnie ogromne wrażenie pod względem fabuły przede wszystkim z uwagi na fakt, że nie bawi się w sentymenty. Nikt nie jest bezpieczny, nikt nie ma taryfy ulgowej, trup ściele się gęsto także wśród najważniejszych superherosów. Do tego szata graficzna idealnie pasuje do historii. Polecam