Przez wojenną zawieruchę Borys Gorbaczewski 7,2
ocenił(a) na 712 lata temu „Przez wojenną zawieruchę”, to książka będąca wspomnieniami żołnierza Armii Czerwonej. Reklamowana jako „unikatowa” oraz porównywana do „Zapomnianego żołnierza” Guja Sajera, zasługuję na uwagę miłośników historii oraz drugiej wojny światowej. Autor, Boris Gorbaczewski, to wyrobiony dziennikarz, dzięki czemu książka jest płynną relacją z działań, w których bezpośrednio uczestniczył i sporo w niej reporterskich spostrzeżeń. Bardzo ciekawie opisane są długotrwałe walki o Rżew (miasto leżące około 100 km na NW od Moskwy),które miały duże znaczenie dla rozwinięcia radzieckiej kontrofensywy, a polski czytelnik wie o nich niewiele. Dla autora, to również kamień milowy – tam przeszedł chrzest bojowy i został frontowcem, dlatego pierwsze relacje mają w sobie odkrycia nowicjusza. W trakcie późniejszych walk, czy to na Białorusi, czy w Prusach Wschodnich, widać, że pomimo wrażliwości Gorbaczewskiego, wojna zdążyła spowszednieć, skupia się zatem na innych zagadnieniach: propagandzie, dezercjach, samobójstwach. Możliwe, że ma na to wpływ zmiana statusu narratora – awansował, dostał inny przydział, a jego spojrzenie na front nabrało innej perspektywy.
Relacja ma swoją wartość również z tytułu wielu drobnych wzmianek, które okraszają opowieść, a to Uzbek uprowadzony z warty przez Niemców jako „język” został przez tychże Niemców odesłany z informacją na kartce, że nie mogą się z nim dogadać więc nie potrzebują takiego „języka”, a to kobiety-snajperki wpadają w miłosne tarapaty, diegtariewy się zacinają, a wyżsi oficerowie utrzymują haremy żon marszowo-frontowych.
Walka i spostrzeżenia autora dotyczą również ziem polskich – Olecko, Górowo Iławeckie, czy Bolesławiec i przy tym ostatnim mieście mam sporego zgryza i zagadkę. Boris Gorbaczewski doczekał w Bolesławcu końca wojny, przebywał tam również jakiś czas po jej zakończeniu, ba nawet zdążył się zakochać. Jednak namiętnie nazywa dzisiejszy Bolesławiec – Friedeberg, podczas, gdy Friedeberg, to Strzelce Krajeńskie, a Bolesławiec z dawna znany był jako Bunzlau. Trudno uwierzyć, że pisząc swoją książkę wiele lat po wojnie, nie sprawdził nazwy. Co do tego, że opisuje Bolesławiec nie mam wątpliwości – wspomina pomnik upamiętniający śmierć Michaiła Kutuzowa – pogromcy Napoleona.
Książka godna uwagi.