My, dzieci z dworca ZOO Christiane Felscherinow 7,5
ocenił(a) na 612 tyg. temu Dziś już mocno anachroniczna, odstająca od realiów, choć mechanizm uzależnienia nadal pozostaje ten sam. Książka jest bardzo krwista i miejscami przerażająca - opisuje rzeczy straszne, takie jak fizyczne i psychiczne skutki zażywania heroiny, przemoc, seks nastolatków, prostytucję z udziałem nieletnich - pasuje do tego język autorki, pozbawiony ozdobników i żywy. Co mnie uderzyło na początku, to bezdarność bohaterki i jej osamotnienie. Właściwie można śmiało rzec, że jedynym przyjacielem nastolatki był jej pies - agresywny ojciec bijący całą rodzinę, kompletnie bierna matka, obojętni nauczyciele, do tego całkowity brak wsparcia ze strony instytucji państwowych, szpitali, kościoła, organizacji pozarządowych, generalnie wszystkiego tego, czym dysponują osoby uzależnione obecnie i co pomaga im wyjść z nałogu. Porażający jest marazm dorosłych i ich rozkładanie rąk w obliczu zagrożenia życia dziecka. Ojciec potrafi jedynie bić. Matka niby chce pomóc, ale jednocześnie widać, że jest kompletnie rozmemłana, pozwala 13-letniej córce sypiać i mieszkać u chłopaka, bo "nie należy tłumić seksualności", wyrzuca jej ukochanego psa, bo tak sobie życzy partner, itp. no i przede wszystkim nie chce być taka surowa, jak jej rodzice. Widać tu zmagania części pokolenia dzieci wychowanych przez dorosłych z epoki dzieci-kwiatów, którzy chcieli być za wszelką cenę kumplami i partnerami, niekoniecznie rodzicami. Christiane nie ma żadnego autorytetu wśród dorosłych, cały czas szuka jakiejś idei, która ją pociągnie - jest moment, gdy imponują jej starzy ćpuni, fascynuje się neonazizmem, komunizmem, new agem, scjentologią, magią, nowymi religiami itp. [SPOILER] Zakończenie nie jest specjalnie pozytywne, bo Christiane co prawda nie bierze już heroiny, ale nadal zażywa inne narkotyki, deklaruje też, że interesuje się "czarną magią i buddyzmem" i ma kolejną super "paczkę" znajomych palących hasz. [KONIEC SPOJLERA] Sama książka była bardzo popularna wśród nastolatków, gdy chodziłam do szkoły. Choć już wtedy była między nami a Christiane różnica około 20. lat, nie odczuwało się tego tak bardzo (może przez przesunięcie kulturowe związane z żelazną kurtyną?) - pamiętam wczesne lata 90. i Dworzec Centralny w moim mieście, gdzie również kręcili się nieletni narkomani szukając "okazji", a w toaletach można było natrafić na porzucone strzykawki. Plakaty w przychodniach ostrzegały przed HIV, AIDS roznoszonymi przez współużywanie igieł. Jednocześnie "Dzieci z dworca Zoo" miały status książki kultowej i niestety, pamiętam, że oprócz odstraszania dzieciaków przed narkotykami, tworzyła pewnego rodzaju modę na ten temat. Niektórym imponowało obracanie się w środowisku, gdzie są narkotyki. W książce są zdjęcia, które miały przerażać, ale w sumie były tam głównie modne, atrakcyjne młode dziewczyny, podobne do modelek z magazynów mody - zresztą sama Christiane mówiła, że od ćpania wyglądała atrakcyjnie, a figura wychudzonej narkomanki gwarantowała powodzenie u płci przeciwnej. Ostatnio pojawił się serial na podstawie książki Christiane - nie wiem, jak odbiera go młodzież, ale czytałam, że został bardzo ugładzony i wypieszczony, tym bardziej martwię się, czy wspomnienia nastoletniej narkomanki nie będą miały skutków odwrotnych od zamierzonego. Ciekawi mnie, jak na tę książkę patrzy obecne pokolenie nastolatków.