Wydział 7 dostał zadyszki. Daje mi mniej frajdy niż dawniej. Może to scenariusz, który zgubił lekkość i rytm opowieści, jest jakby mniej wyrazisty, nie wykorzystuje postaci tak jak wcześniej, a jednocześnie nie rozwija wątków, nie domyka ich. W efekcie mam ciągle wrażenie, że jesteśmy w okresie przejściowym, tak jak w starych serialach typu "Z archiwum X" były odcinki zapychające, w których ani nie było świetnych pojedynczych pomysłów, ani nie pchano do przodu głównej fabuły.
A rysunki lepsze niż ostatnio bo Rafał Szłapa potrafi, jego styl też pasuje, tyle że zdarzają się kadry z chybioną perspektywą, bez tła, tak jakby autor nie miał czasu się przyłożyć i dopracować szczegóły. Ma styl, który przywodzi skojarzenia np. z Wróblewskim, ale tamten, gdy wypracował już styl był nienaganny, równo rysujący wszystkie kadry w albumie. Taka kreska wymaga większej precyzji, szczegółu, odrobinę lepiej oddanego ruchu.
Liczę ciągle, że "Wydział 7" wróci na swoje tory, ale teraz mnie trochę nudzi, a parę tygodni po lekturze nic z jego fabuły nie pamiętam.
Łapiąc się za każdy kolejny zeszyt serii "Wydział 7" odnoszę wrażenie, że scenarzysta nie daje sobie czasu na rozwój historii. Fajnie, że seria przyjęła pewną konwencję zamykania opowieści w jednym zeszycie, ale to bardzo ogranicza samych twórców. Tutaj jest zresztą podobnie, wstęp jest bardzo długi, a gdy już dostajemy główne danie...nagle następuje szybkie rozwiazanie i koniec historii. A wstęp zapowiadał naprawdę intrygującą historię, główny zły też jest ciekawy, ale niestety nie dostajemy szansy na to, żeby wejść w tę historię, żeby zagłębić się w motywacje głównego złego...bo nagle następuje koniec i zaproszenie do kolejnego zeszytu. Mam nadzieję, że kiedyś twórcy serii "Wydział 7" dadzą sobie więcej czasu na budowanie fabuły, na igranie z czytelnikiem, a nie serwowanie skrótowców, bo to jest największy problem tej serii - zeszyty są zbyt krótkie.