Naciągana ósemka. Generalnie miałem świadomość, że fabularnie komiks nie jest żadnym arcydziełem, a niektóre fragmenty to typowe ramoty, z drugiej strony nie przeszkadzało mi to czerpać przyjemności z lektury. Bardzo podobały mi się relację między bohaterami (zwłaszcza między Gambitem i Rogue),a scena meczu koszykówki to czyste złoto! Mam ogromny sentyment do lat 90tych. Uwielbiam to, że wszystko było przesadzone do granic możliwości i totalnie EXTREME, kocham to jak rysowane były postacie. Mężczyźni byli umięśnieni do takiego stopnia, że nawet na ich kostiumach widoczny był sześciopak, a każda kobieta wyglądała jak modelka Victoria's Secret. Rysownicy nie przejmowali się anatomią. Z ogromnym sentymentem wspominam te czasy. Być może ta nostalgia sprawia, że nie jestem obiektywny w ocenie tego komiksu. Podobne uczucia towarzyszyły mi przy lekturze Knightfalla, który dostarczył mi gigantycznej porcji frajdy (nawet tom trzeci, który niemiłosiernie mnie wymęczył). Cieszę się, że wraca moda na lata dziewięćdziesiąte i liczę na wydawanie kolejnych przełomowych komiksów z tego okresu.
Mam słabość do zielonych stworów. Nie wiem skąd ten fetysz się wziął, ale sam wygląd takiego Hulka, od razu sprawiał, że go lubiłem. Nie inaczej jest z She-Hulk, tyle że wspomniany fetysz – patrząc na okładkę recenzowanego tu komiksu oraz niektóre kadry z niego – wykroczył chyba poza zdrowe granice… Choć kilka historii z Brucem Bannerem w roli głównej posiadam, nie mogę powiedzieć, by któryś z nich mnie zachwycił. Przede mną jeszcze Nieśmiertelny Hulk oraz Planeta Hulka, ale prawdę mówiąc – nie jest to chyba zbyt kasowa postać, sądząc po ilości wydanych komiksów w naszym kraju. To samo zresztą można powiedzieć o jego kuzynce, Jennifer Walters, bowiem Zjawiskowa She-Hulk to dopiero trzeci komiks (po tomach w WKKM i Superbohaterach Marvela) o jej przygodach wydanych w Polsce!
Więcej przeczytasz tutaj: https://popkulturowcy.pl/2023/11/19/zjawiskowa-she-hulk-tom-1-recenzja-komiksu-jak-powinien-wygladac-serial-o-she-hulk/