Ant-Man, czyli z twarzą Paula Rudda

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
04.02.2023

Ant-Man nie ma szczęścia do polskiego rynku komiksowego. A może to polski rynek komiksowy nie ma szczęścia do Ant-Mana? Nadchodzący blockbuster może to zmienić.

Ant-Man, czyli z twarzą Paula Rudda

O ile obcowanie z dziełem fikcji wymaga od nas zwykle zawieszenia niewiary, o tyle trzeba się wysilić, żeby bezkrytycznie kupić rzeczywistość, w której ktoś o aparycji Paula Rudda postrzegany jest jako everyman. A przecież kiedy Stan Lee na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, razem z Jackiem Kirbym i innymi diabelsko utalentowanymi scenarzystami i rysownikami, tworzył uniwersum Marvela, założył sobie, że będzie opowiadał o zwykłych problemach niezwykłych ludzi. Oczywiście gusta są przeróżne, ale nie dość, że Rudd to najseksowniejszy facet na świecie (przynajmniej według magazynu „People”), to jeszcze na dodatek odgrywana przez niego postać jest superbohaterem. Tyle że Scott Lang, bo tak zwie się jako Ant-Man, nie ma łatwo. O ile w naszym świecie byłby kimś przez duże K, o tyle na tle boga błyskawic lub nowojorskiego maga wypada cokolwiek blado. Człowiek-Mrówka? Dajcie spokój.

A jednak Lee wierzył w potencjał Ant-Mana od samego początku i kiedy jeszcze kino komiksowe spod znaku Marvela kojarzyło się raczej z tandetnymi, niskobudżetowymi filmami, których nie oglądał nikt, tudzież z równie tandetnymi, niskobudżetowymi serialami telewizyjnymi, które oglądał każdy, chodził od drzwi do drzwi, próbując zaczarować Hollywood, że to ta historia, żadna inna, ma ogromny potencjał. Tylko jak tu przekonać branżowego bonzę do podobnie karkołomnego pomysłu, skoro na dużym ekranie królują więksi niż życie Superman i Batman?

Nic dziwnego, że skromny Ant-Man przebił się dopiero przed paroma laty, kiedy jego koledzy z wydawniczej stajni nie tylko przetarli szlaki, ale i zawładnęli rynkiem. Teraz Scott Lang cieszy się statusem niemal równym z największymi, choć, jak widzimy w trailerze nadchodzącego filmu z jego udziałem, nadal mylą go ze Spider-Manem. Poważnie, Paula Rudda? Najseksowniejszego faceta na świecie? Może raz na zawsze naprawi to „Ant-Man i Osa: Kwantomania”, bo mimo że wcześniejsze odcinki przygód tych dwoje działy się trochę na peryferiach głównych intryg, to zdaje się, że tym razem, nareszcie, to w Wymiarze Kwantowym zabije serce MCU. Ale po kolei.

Bo historia Ant-Mana nie zaczyna się od Scotta Langa, lecz od jego obecnego mentora, Hanka Pyma, bez którego nie wydarzyłoby się absolutnie nic, jako że obaj panowie nie posiadają żadnych nadnaturalnych mocy, a źródłem ich umiejętności – generalnie zmniejszania lub zwiększania rozmiaru swojego ciała – jest tylko i wyłącznie nauka. Pym, prywatnie genialny biofizyk, opracował cząsteczki nazwane jego nazwiskiem, które podobne sztuczki umożliwiają, i zrozpaczony po śmierci ukochanej żony, nałożył na głowę hełm pozwalający mu komunikować się z mrówkami, po czym ruszył ratować świat. Razem ze swoją partnerką Janet van Dyne, znaną później jako Osa, byli nawet współzałożycielami Avengers, przynajmniej na łamach komiksu. Z biegiem czasu Pym przyjmował różne ksywki i testował rozmaite moce, ale na ekranie poznaliśmy go już na emeryturze, kiedy użyczał wiedzy i doświadczenia swojemu następcy – Scottowi Langowi.

Niegdyś sprawny złodziej, teraz nawrócony na drogę dobra superbohater i wzorowy tata, natknął się na Pyma niedługo po tym, jak go obrobił. Jednak jako że pan doktor ma złote serce i bystry umysł, dojrzał w Langu niemały potencjał, pomógł mu wyjść na prostą i świadomie przekazał mu kostium Ant-Mana. Lang, stworzony na potrzeby komiksu przez Davida Michelinie’ego, Boba Laytona i Johna Byrne’a, miał być czymś dla Marvela nowym. Nie żadnym naukowym geniuszem i nie milionerem, ale błądzącym, zwykłym człowiekiem, który szuka odkupienia za dawne błędy i jako tako normalnego życia, jeśli nie liczyć adrenalinowego hajsu, za którym gania. Hmm, a może jednak to nic dziwnego, że mylą go ze Spider-Manem?

MCU wprowadziło na ekran wszystkie kluczowe dla tej opowieści postacie (oraz nową Osę, Hope van Dyne, córkę Janet), ale nie będzie krzywdzące powiedzieć, że Ant-Man i Osa grali do tej pory drugie skrzypce. Tyle że teraz ma się to zmienić, jako że Wymiar Kwantowy, gdzie bohaterowie wyprawiali się parokrotnie, będzie pełnił ważną rolę w dalszym rozwoju filmowego uniwersum. A mowa o kieszonkowym wszechświecie, do którego trafić można, stając się mniejszym od pojedynczego atomu. Podczas kolejnej jego eksploracji Ant-Man i jego towarzysze trafią na niejakiego Kanga Zdobywcę.

Kang będzie najprawdopodobniej głównym antagonistą Avengers, dlatego Langa kopnie nie lada zaszczyt, bo do tej pory oglądaliśmy na ekranie, na dodatek tym małym, tylko jego alternatywną wersję. W komiksach facet nazywa się Nathaniel Richards, jest przybyszem z przyszłości oraz imiennikiem i potomkiem Reeda Richardsa (znanego z Fantastycznej Czwórki), który niegdyś podróżował przez czas. Sam jest, a jakże, genialnym naukowcem i również potrafi skakać przez całe tysiąclecia. W różnych epokach przybierał różne imiona i mało tego – bywał nawet faraonem. Które jego inkarnacje i osobowości zobaczymy już niebawem na ekranie, trudno jeszcze stwierdzić, ale na pewno nie zmieni się jedno: to istota o ogromnej mocy, istniejąca poza czasem, a przez to nierespektująca takich błahostek, jak ludzkie prawa, moralność i etyka. Można też bez zbytniego ryzyka założyć, że będzie chciał podbić nasz świat, przez co wejdzie na kurs kolizyjny z Avengers. Trochę dużo jak na skromnego Człowieka-Mrówkę. Tym ciekawiej dla nas.

Trochę szkoda, że niewiele wyszło po polsku lektury przygotowawczej, bo mamy do dyspozycji bodaj jedynie wydanie zbiorcze „Ant-Man: Druga szansa” (Egmont Polska) ze scenariuszem Nicka Spencera, który opowiada o Scotcie Langu jako facecie po przejściach, szukającym własnej drogi. Jest to komiks dla dojrzałego czytelnika, ale nie z powodu natężenia przemocy (tej prawie nie uświadczymy), ale jego tematyki, poruszającej ważne kwestie społeczne i rodzicielskie, a także zwyczajne problemy faceta przed czterdziestką. Kameralny komiks tylko pozornie gryzie się z tubalnymi zapowiedziami „Ant-Mana i Osy: Kwantomanii”, bo pozwoli nam lepiej zrozumieć Langa jako człowieka, a nie jako Człowieka-Mrówkę.

Co ciekawe, historia tej postaci na Langu się nie kończy, bo był jeszcze jeden Ant-Man, niejaki Eric O’Grady, niereformowalny drań, złodziej i oszust stworzony swojego czasu przez Roberta Kirkmana i Phila Hestera, ale szybko zniknął ze sceny. Dlatego na długo skazani będziemy na Scotta Langa. Trudno jednak narzekać, skoro ma on twarz Paula Rudda.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Matti7 07.02.2023 16:35
Czytelnik

Chyba ostatnia szansa Marvela po kaszanie jaką nam dali, czyli Thor ,She-hulk( które wyśmiało całą tą serię) i Wakanda forever. Uwielbiam Paula Rudda, tylko że on już ma 53 lata to może być jego ostatni film w Marvelu.  Uważam że z resztą znakomitych aktorów udźwignie ciężar tego filmu.  Kang jako kolejny antagonista będzie próbował przebić Thanosa jeśli mu się uda wierzę...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
lourdes 04.02.2023 16:32
Czytelniczka

nie oglądałam, nie czytałam, ale Paula Rudda uwielbiam :) 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski 04.02.2023 10:00
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post