Najnowsze artykuły
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant5
- ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
- ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant970
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Janusz Roszko
12
6,7/10
Urodzony: 04.11.1932Zmarły: 01.01.1995
Polski reporter, współtwórca Kroniki Krakowskiej, pisarz, entuzjasta archeologii.
6,7/10średnia ocena książek autora
80 przeczytało książki autora
234 chce przeczytać książki autora
3fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Ostatni rycerz Europy: Kazimierz Pułaski Janusz Roszko
6,1
Na książkę „Ostatni rycerz Europy” Janusza Roszki natrafiłam przy okazji szukania materiałów do tekstu o Kazimierzu Pułaskim, nad którym pracuję od jakiegoś czasu. Szczerze mówiąc, od początku podeszłam do tej pozycji dosyć sceptycznie ze względu na fakt, iż powstała ona w czasie cenzury rynku wydawniczego. Niemniej wychodzę z założenia, że nie warto już na początku skreślać konkretnego tytułu tylko dlatego, iż powstał w takim, a nie innym momencie zawirowań dziejowych. W chwili czytania skrótowego życiorysu autora zapaliła mi się kolejna lampka ostrzegawcza. Wyłania się z niej obraz twórcy nieoczywistego – a może wręcz kontrowersyjnego. Roszko, był ponoć dość buntowniczym członkiem PZPR*, który z jednej strony był posłuszny swojej partii, a z drugiej, jako niepokorny pasjonat archeologii, szukał materiałów, pozwalających zatkać białe plamy ówczesnej historii, co nie zawsze było dla władz wygodne. Jak więc obiektywnie ocenić dokonania uznanego dziennikarza, który wziął sobie za cel przybliżanie czytelnikom, postaci jednego z najbardziej rozpoznawalnych polsko-amerykańskich bohaterów?
Już po wysłuchaniu około dwóch godzin nagrań (bo akurat w tym przypadku dane mi było sięgnąć po audiobook) miałam ochotę przerwać je i już nigdy do nich nie wrócić. Wygrała we mnie jednak ta część mojej czytelniczej natury, która mówi, że nawet w najgorszej książce można znaleźć przynajmniej jeden element, dla którego warto ją przeczytać. Problem natury propagandowej pojawia się już w pierwszym rozdziale, kiedy trzeba uzasadnić, dlaczego warto poświęcić biografię akurat Kazimierzowi Pułaskiemu. Z dzisiejszej perspektywy, powiedzieliśmy, że po prostu jego zasługi i nietuzinkowy charakter są wystarczającym powodem do spisania biografii. Z punktu widzenia Polski Ludowej nieco niewygodny był jednak fakt, iż nasz bohater urodził w rodzinie dość bogatych magnatów. Autor rozpoczyna publikację od dość pokrętnych poszukiwań przedstawicieli chłopstwa w rodowodzie Pułaskich, co zmusza go do cofnięcia się aż do pradziadka Kazimierza, który był ponoć dość znanym kosynierem.
Oczywiście znaczną część pierwszej części publikacji zajmuje przybliżenie sylwetki ojca głównego bohatera, czyli Józefa Pułaskiego (1704-1769),który zaszczepił w swoich synach miłość do ojczyzny i przywiązanie do wolności i przywilejów szlacheckich. Tu pojawia się mój pierwszy zarzut względem tej książki. Autor opisując dosyć dokładnie losy rodziny bohatera, czasami popada w specyficzną kwiecistość językową, która nie pasuje do literatury faktu. Czytelnik dowiaduje się na przykład, że ojciec Kazimierza poślubił Mariannę Zielińską, gdyż była „żyzną kobietą”. Zresztą autor pisze o tym związku ze współczesnej perspektywy, twierdząc, iż poślubienie przez dużo starszego mężczyznę dziewczyny, która dopiero wchodziła w dorosłość było czymś nadzwyczajnym. Tymczasem, o ile mi wiadomo, takie małżeństwa w opisywanym okresie nie były wcale tak wielką rzadkością.
Przechodząc jednak do samego ujęcia życiorysu Kazimierza Pułaskiego, to tę książkę należy podzielić na dwie zasadnicze części, które ukazują dokonania polskie i amerykańskie. Do pierwszej z nich, jako odbiorca mam dużo więcej zastrzeżeń pod względem merytoryki oraz rzetelności materiału źródłowego. Już opis chrztu małego szlachcica jest nieco rozwleczony. Roszko skupił się, bowiem na przybliżeniu postaci całej czwórki rodziców chrzestnych głównego bohatera. O ile w przypadku np. Stanisława Augusta Poniatowskiego (1764-1795) jest to zabieg jak najbardziej słuszny ze względu na późniejsze losy chrześniaka króla, o tyle należy się zastanowić, czy pisanie o jednej z matek chrzestnych jedynie przez pryzmat salonowych plotek było dobrym posunięciem, zwłaszcza że akurat jej życiorys nie wpłynął w żaden sposób na losy przyszłego dowódcy konfederatów.
W tym miejscu na moment chciałabym powrócić do pasji archeologicznej autora, o której wspomniałam już wcześniej. Wydaje się, że wynika ona z faktu, iż Janusz Roszko pragnął zakryć wszystkie białe plamy w polskiej historii. Widać to jasno na kartach książki, gdzie w zasadzie twórca nie daje sobie prawa do dłuższych luk czasowych. Tam gdzie autor nie ma danych, snuje własne przypuszczenia niepoparte w dokumentacji. W „Ostatnim rycerzu Europy” swoista dociekliwość dziennikarska ma dwa kontrastowe oblicza, które bardzo rzutują na ostateczną ocenę omawianej publikacji. Z jednej strony czytelnik może być pod sporym wrażeniem faktu, iż autorowi udało się odnaleźć odpis metryki chrztu Kazimierza Pułaskiego w kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Jednak takie niezwykle cenne znaleziska to w tej pozycji rzadkość. Dużo częściej Janusz Roszko podnosi wartość odkrytych notatek. Bardzo jaskrawym tego przykładem jest wspomnienie o tajemniczej stodole, w której podobno polsko-amerykański bohater spędzał wakacje w dzieciństwie. Tu dziennikarz dziwi się, dlaczego nikt z cenionych historyków nie odnalazł tego miejsca wcześniej. Sęk w tym, iż akurat aspekt rozsypującego się budynku i wydarzeń, które ponoć w nim zaszły, nie miał najmniejszego wpływu na przyszłe postępowanie Kazimierza Pułaskiego.
W „Ostatnim rycerzu Europy” Janusz Roszko podejmuje otwartą polemikę w stosunku do analiz cenionych historyków. Powołuje się na wiele materiałów, które odkrył w zbiorach biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego, więc czytelnikowi pierwotnie wydaje się, iż przytoczone dane są rzetelne i obiektywne. Niemniej punt widzenia zmienia się, gdy zdamy sobie sprawę, iż autor ma tendencję do stawania w roli arbitra. Czasem przywołuje, więc tekst tylko po to, by stwierdzić, że osobiście nie zgadza się z jego wymową, która ogólnie uznana jest za powszechnie obowiązującą. W tej publikacji nie znajdziemy chociażby często przywoływanej notatki prasowej o zamachu na króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, gdyż autor wątpi w obiektywizm wspomnianej relacji. Co ciekawe, później dziennikarz szeroko omawia skutki tego wydarzenia. Informacje, które pasują do wizji autora są natomiast przyjmowane bez zastrzeżeń. Oczywiście historia nie zawsze jest jednoznaczna. Mnie, jako laika, a jednocześnie pasjonatkę historii, nieco niepokoją jednak momenty, kiedy Roszko daje większą wiarę niepodpisanym listom niż podpisanym wiadomościom szlachciców, żyjących w czasach Pułaskiego. W publikacji zdarzają się miejscami banalne błędy. W jednym z rozdziałów dowiemy się chociażby tego, iż Katarzyna II (1729-1796) władała Związkiem Radzieckim, który powstał niemal półtora wieku po jej śmierci.
Elementem, który wywołał we mnie dość negatywne emocje, było spojrzenie autora na kwestę Żydów. Gdy pragnie on podkreślić renomę Pułaskiego, wspomina, że nawet ludność żydowska darzyła naszego bohatera szacunkiem. Natomiast już kilka rozdziałów dalej dowiadujemy się, że za sprawą Żydów, nie ma wystarczających źródeł o przebiegu jakieś bitwy, gdyż to prawdopodobnie oni owinęli całym dostępnym papierem ryby przeznaczone na kolejny posiłek.
Wbrew pozorom wydaje mi się, że autor dużo lepiej pisał, kiedy miał bardzo utrudniony dostęp do materiałów na podstawie, których mógł oprzeć swój osąd. Pozycja zdecydowanie zyskuje na wartości, gdy twórca przechodzi do opisu losów Kazimierza Pułaskiego po opuszczeniu Polski. W tym miejscu nagle wyłania się twarz Janusza Roszki, jako cenionego dziennikarza i wykładowcy. Widać wtedy ogromną pracę, aby ukazać obiektywne losy polskiego żołnierza na obczyźnie. Niestety, ta część zajmuje jedynie ok. jedną trzecią całej objętości publikacji.
Mam pewien problem z tym czy sklasyfikować „Ostatniego rycerza Europy” do literatury faktu, czy raczej fabularyzowanej powieści historycznej. Jak już wcześniej wspomniałam niniejsza pozycja opiera się w dużej mierze na materiale źródłowym, który jest przywoływany w tekście. Co ciekawe zrezygnowano z wykazu źródeł na końcu książki, wprowadzając je bezpośrednio w główną treść, co bardzo rwie przyjętą narrację. Z drugiej strony we fragmentach, gdzie Roszko pozwala sobie ma własne dywagacje i koloryzowanie rzeczywistości, nagle sposób przekazu zamienia się w coś przypominającego po trosze gawędę szlachecką. Często natykamy się też na poetyckie opisy krajobrazu, rodem z powieści Sienkiewicza. Tu należy dodać, że dziennikarz nie zawsze potrafi ukryć swoje sympatie, co do konkretnych postaci. O niektórych z nich mówi wyłącznie oficjalnie, a o innych wyłącznie przez pryzmat potocznych określeń. I tak król Polski Stanisław August Poniatowski jest po prostu „królem Stasiem”, a Karol Stanisław Radziwiłł (1734-1790),nie jest nazywany inaczej niż „Panie Kochanku”.
Jeśli chodzi o kwestię samego audiobooka, to pierwotnie obejmowała on dwadzieścia dwie kasety magnetofonowe, które do dziś znajdują się w zasobach Biblioteki Centralnej Polskiego Związku Niewidomych i można je wypożyczyć bezpłatnie po okazaniu odpowiednich dokumentów o stopniu niepełnosprawności. Sposób mówienia Henryka Drygalskiego niezwykle podsycał moją irytację i nie jest to bynajmniej zarzut do aspektu technicznego nagrań, Lektor po prostu doskonale wyczuł intencje autora. Tam gdzie Roszko jest zgryźliwy, pan Henryk nadmiernie to uwidacznia, używając sarkastycznego tonu.
Nie ukrywam, że bardzo rozczarowałam się tą biografią. Pomimo, iż uważam, że ten tytuł miejscami jest wątpliwy pod względem merytorycznym, to jednak twierdzę, że osoby dosyć zorientowane w tematach historycznych bez większego trudu oddzielą potwierdzone fakty od przypuszczeń autora, uzupełniając przy okazji swoją dotychczasową wiedzę o polsko-amerykańskim bohaterze. Myślę, że to, co Januszowi Roszko bezapelacyjnie się udało, to ukazanie Kazimierza Pułaskiego, jako człowieka z krwi i kości, który poza wielkimi czynami, mógł wpisać do swojego życiorysu trudny charakter, a także skłonność do hazardu i sugestii pięknych kobiet. Lepiej więc spojrzeć na „Ostatniego rycerza Europy” nie jak na ścisłą literaturę faktu, lecz twór pomiędzy prawdą a fikcją.
---
*Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR) – partia komunistyczna] utworzona 15 grudnia 1948, poprzez połączenie Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej, po przeprowadzeniu czystek w ich szeregach. Określana również, jako partia realno-socjalistyczna, sprawująca rządy w PRL w latach 1948–1989.
(Pierwotnie tekst ukazał się na blogu pod adresem: https://inna-perspektywa.blogspot.com/2017/08/janusz-roszko-ostatni-rycerz-europy.html)
Pogański książę silny wielce Janusz Roszko
7,8
Czy archeologia to nauka tylko dla wybranych? Czy książki o niej traktujące mogą czytać tylko osoby z takowym wykształceniem? Czy trudna terminologia ma za zadanie zniechęcić laika? Czy ta nauka to nauka, a nie fanaberie grupy szaleńców, którzy z odpadków kości i ceramiki mówią nam o przeszłości i datowaniu?
Wielu zakochanych w wiekach przeszłych studiuje historię, która skupia się przede wszystkim na źródłach pisanych. Świetnym uzupełnieniem tego jest korzystanie z dorobku innych nauk, które pozwalają lepiej odtworzyć przeszłość, m.in. etnografia czy owa archeologia. Obecnie stawia się na badania interdyscyplinarne, które istotnie wzbogacają interpretacje naukowców. Dzięki temu powstaje coraz więcej publikacji, nie tylko naukowych, ale również popularnych, na których z kolei bazują twórcy gier, filmów czy powieści. Humanistyka otwiera się coraz bardziej na odbiorców zafascynowanych nią, ale niezwiązanych z nią wykształceniem czy zawodem. Dzięki temu powstaje coraz więcej naprawdę ciekawych i godnych uwagi projektów popularyzujących historię.
Dla mnie jako mola książkowego forma powieści, książek etc. jest najprzystępniejsza. Z racji wykształcenia i zamiłowania staram się śledzić na bieżąco nowinki tematyczne, ale nie stronię od tych starszych, które w postaci lektur za grosze można kupić w antykwariatach. Buszowanie w ofercie tych internetowych zazwyczaj kończy się kilkoma pozycjami (lub nieco większą ilością, zazwyczaj trudno się powstrzymać). Jakiś czas temu wypatrzyłam lekturę o obiecującym tytule "Pogański książę silny wielce" Janusza Roszko. Opis wskazywał na tematykę około słowiańską, więc dwa razy powtarzać mi nie trzeba było.
Jak można dowiedzieć się z okładki autor tejże książki jest reporterem, głównie wydarzeń bieżących, który z archeologii zrobił swoje hobby. "Pogański książę silny wielce" to archeoreportaż, który ukazał się w 1970 roku nakładem wydawnictwa Iskry. Gatunek dla mnie nowy, ale jakże odkrywczy i szalenie ciekawy. Czemu?
Tytuł pozycji to zdanie, które zaintrygowało Janusza Roszko do poszukiwań owego księcia. Kim był? Co robił? Z kim sąsiadował? Jaki gród obrał na swą siedzibę? Skąd się wywodził? Jakiego obrządku przyjął chrześcijaństwo? Czy z własnej woli czy z przymusu? Kto był jego sprzymierzeńcem, a kto zajadłym wrogiem? Gdzie i jak szukać jego śladów? Czy tylko źródła pisane mogą coś o nim powiedzieć? Czy archeologia mogłaby dorzucić swoje trzy grosze? Pytań rodzi się multum, ale krok po kroku, autor świadomie prowadzi czytelnika przez meandry przeszłości i realia PRLu wokół biurokracji i społecznej mentalności do rozwiązania owej zagadki. Każdy rozdział to tak naprawdę oddzielny artykuł o innym zagadnieniu, ale powiązanym z resztą. Skupiają się one przede wszystkim na wczesnośredniowiecznych grodziskach i ich pozostałościach, choć pojawiają się i młodsze zabytki sięgające XIII i XIV wieku. Oprócz pozostałości materialnych są tu również odniesienia do źródeł pisanych. Przeszłość przeszłością, owszem, może fascynować i zakręcić w głowie niejednemu, ale o tym mogą pisać i specjaliści. Prawdziwą gratką dla czytelnika jest m.in. świeże spojrzenie na dotychczas ustalone fakty, inne interpretacje, kogoś spoza branży, opis pewnych elementów z życia codziennego archeologa jak walka z wiatrakami biurokracji, nowe odkrycia burzące dotychczasowe hipotezy, nagłe wypadki jak ulewne deszcze zagrażające wykopaliskom, integracja przy kawie i burza umysłów nad zdefiniowaniem nowego znaleziska w kontekście obecnej wiedzy i szukanie podobnych przypadków. Roszko nie poprzestaje na tym. Przybliża też nieco rzeczywistość PRLu, co jest nie lada gratką, bo robi to genialnie, opisując również ludzi jak zwykli rolnicy reagowali początkowo na archeologów i z czasem, gdy dzięki wykopaliskom ich miejscowość stała się atrakcją turystyczną i źródłem niezłego zarobku, jak lokalny nauczyciel historii był ważny w pilnowaniu pamięci, tożsamości i korzeni, jak wiele powieści sprzed wieków przetrwało w postaci legend i podań wśród miejscowych, a nawet w nazwach własnych, co stanowi ważną wskazówkę dla archeologicznych poszukiwań.
Z naukowego punktu widzenia najciekawszym zagadnieniem było przedstawienie roli południa Polski w kształtowaniu się państwowości, idea silnego organizmu plemiennego Wiślan udokumentowanego w sieci grodów obronnych i stanowiącego niejako przeciwwagę dla Polan. Innym, równie intrygującym i zasługującym na zagłębienie się w temacie jest pojęcie słowiańskiego obrządku chrześcijańskiego wywodzącego się z państwa wielkomorawskiego oraz nauk Cyryla i Metodego, a będącego poważnym konkurentem dla obrządku katolickiego. Przez tyle lat nauki ani na historii ani na archeologii nie spotkałam się z takimi hipotezami w podręcznikach akademickich, a godne są rozważenia, bo kryć się w nich może wskazówka do nowych interpretacji pewnych znalezisk i legend (czego pokłosiem może być teza zawarta w powieści Witolda Jabłońskiego pt. "Popiel").
"Pogański książę silny wielce" został napisany w bardzo przystępny i klarowny sposób, który przypadnie do gustu większości czytelników. Roszko przyciąga swoim stylem tak, że naprawdę trudno się oderwać od lektury. Ma sporą wiedzę i potrafi ją przekazać. Gdy trzeba czyni to poważnym tonem, ale nie zabrakło i bardziej humorystycznych akcentów. Ma lekkie pióro o bogatej treści.
Ten archeoreportaż to moje odkrycie tego roku. Gatunek mający spory potencjał, zwłaszcza dziś, gdy odżywa zainteresowanie Słowiańszczyzną. Do tego styl Roszko pochłania, a sama tematyka porywa w nurt przeszłości jak dobry kryminał, chcąc rozwiązać zagadkę kim był ów pogański książę. Ponadto to nie tylko podróż do wczesnego średniowiecza, ale i do PRLu, który część z nas zna tylko z opowieści rodziców i dziadków. To książka przyjemna, pożyteczna, ukazująca codzienność archeologa i jego koncepcyjnych zmagań w sposób przystępny i ciekawy, gdzie jawi się to jako prawdziwa przygoda wśród lasów, starodruków i przekopanych stert ziemi, gdzie najmniejszy okruch ceramiki, kawałek metalu czy pozostałość wału stanowi ogromną radość i wskazówkę do dalszych poszukiwań. Polecam z całego serca!
https://loslibros-wehikulczasu.blogspot.com/2020/09/70-poganski-ksiaze-silny-wielce-janusz.html