Polski pisarz, dziennikarz, autor felietonów i reportaży. Rodowity warszawiak.
Studiował w warszawskiej Szkole Inżynierskiej im. Hipolita Wawelberga i Stanisława Rotwanda (lotnictwo).
Pracował w redakcjach bardzo wielu dzienników i czasopism, m.in. w: "Sztandarze Młodych", "Skrzydlatej Polsce", "Dialogu", "Kulturze" i "Dookoła Świata".
Komunista (wieloletni członek PZPR).
Korespondent wojenny.
Komentator Polskiej Kroniki Filmowej.
W czasie stanu wojennego bliski współpracownik generała Jaruzelskiego.
Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Używał rozmaitych pseudonimów literackich (Ajax, Alex, Civis, Robert F. Stratton, Fryderyk Wierzbiński, Scorpio, Krewa).
Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Wybrane książki: "Tam gdzie pieprz rośnie. Reportaż z trzech tysięcy wysp" (KiW, 1961),"Opowieści zdyszane" (Iskry, 1971),"Od fiordu do atolu" (KAW, 1977),"Ballada hotelowa" (Wydawnictwo Literackie, 1979),"Bambusowa klepsydra" (PIW, 1980),"Czas nietoperza" (Czytelnik, 1981).http://
Sięgnąłem po audiobook Górnickiego, bo bardzo interesuje mnie historia komunistycznego reżimu Czerwonych Khmerów, który rządził Kampuczą niecałe cztery lata, od kwietnia 1975 r. do stycznia 1979 r. To był zdecydowanie najkrwawszy reżim w dziejach, w czasie swego panowania Czerwoni Khmerzy zgładzili co najmniej 20% ludności kraju. Zaś Górnicki, wraz z innymi dziennikarzami z krajów komunistycznych, wjechał do Kampuczy w lutym 1979 r., tuż po zajęciu kraju przez Wietnamczyków. Dostajemy więc relację z pierwszej ręki.
Największe wrażenie robią opisy reporterskie. Zapada w pamięć opis wjazdu do stolicy kraju, Pnom Penh, miasta o wspaniałej architekturze i bujnej zieleni, ale kompletnie pustego, nigdzie żadnych ludzi, za to miasto opanowały szczury, węże i cykady. Przed rządami Czerwonych Khmerów Phnom Penh liczyło ponad 2 miliony ludzi, po opanowaniu miasta wszyscy mieszkańcy zostali natychmiast wysiedleni (bo według ichniej ideologii miasta są źródłem zła),skierowano ich do wiejskich komun, nie pozwolono im wziąć żadnych rzeczy osobistych. Porażają sceny z pustego miasta niby z filmu postapo: opustoszałe mieszkanie, które wygląda na opuszczone przed chwilą: nakryty do posiłku stół, szafy pełne ubrań. Zniszczone, zdewastowane szpitale, zakłady przemysłowe, urządzenia elektryczne: Czerwoni Khmerzy byli wielkimi wrogami elektryczności. Stosy butów na ulicach, bo mieszkańcom przed ewakuacją nakazano zdjąć buty i zniszczyć dokumenty osobiste. Ruiny Banku Narodowego, bo Czerwoni Khmerzy zlikwidowali pieniądze: „W promieniu kilometra od ruin Banku Narodowego ulice są dosłownie zasłane banknotami. Wiatr porozwłóczył je po rynsztokach, trawnikach i dachach, a także porozwieszał na drzewach i żywopłotach. Chwilami trudno odróżnić barwne zwitki banknotów od jaskrawych kwiatów.”
I jeszcze wizyty w wioskach gdzie mordowano ludzi, wielkie doły pełne czaszek i kości. A mordowali Czerwoni Khmerzy uderzeniami motyki w głowę: mieli surowo przykazane, aby oszczędzać amunicję. Przejmujące, zapadające w pamięć opisy więzień i tortur
Obserwacje reporterskie Górnickiego są fascynujące, niestety dużą część książki zawierają analizy społeczne, polityczne i ekonomiczne usiłujące wyjaśnić fenomen Czerwonych Khmerów z jedynie słusznego – marksistowsko-leninowskiego – punktu widzenia. Szczególnie obrzydliwe są próby tłumaczenia ich zbrodniczej polityki. Ma poza tym Górnicki wielki kłopot z Czerwonymi Khmerami, bo to byli komuniści, który swój komunizm doprowadzili do ostateczności: zniesienie pieniędzy i własności prywatnej, życie całej ludności w komunach gdzie pracowano ponad siły za miskę ryżu, absolutna równość, potworny terror, itd. Po prostu ich przywódca Pol Pot, wierny uczeń Stalina i Mao Tse Tunga zapragnął być lepszy od swoich nauczycieli. Usiłuje Górnicki wyjaśnić te potworności, różnicując komunizm na wietnamski (dobry) i chiński (zły),słaba to wymówka...
Wstawki ideolo nie dziwią, jeśli się zważy, że Górnicki, świetny dziennikarz, dosyć szybko zaprzedał się komunistom i porzucił swój zawód, w latach 80. był najbliższym współpracownikiem gen. Jaruzelskiego (pisał mu przemówienia).
Po pewnym czasie tak mnie zirytowały ideologiczne brednie autora, które musiałem wysłuchiwać na audiobooku, że zakupiłem książkę na Allegro (w bibliotekach nie jest dostępna) i przelatywałem nad fragmentami ze zmurszałą komunistyczną propagandą – na tym polega przewaga książki nad audiobookiem.
Książkę warto przeczytać dla przejmujących opisów reporterskich, reszta do zapomnienia.
Specyficzna pozycja. Warta odnotowania przede wszystkim ze względu na fakt, że autor był pierwszym polskim dziennikarzem, który miał okazję odwiedzić Kambodżę po czteroletnich izolacjonistycznych rządach "zbrodniczej kliki Pol Pot-Ieng Sary", dlatego z tej perspektywy "Bambusowa Klepsydra" stanowi unikatowy zapis pierwszego tchnienia, jakie wizyty zagranicznych korespondentów wtłoczyły w khmerskie płuca po okresie terroru i niczym niepowstrzymanej regresji. Jako reportaż tytuł znakomicie spełnia swoje zadanie, a barwny język i analityczna drobiazgowość autora stawiają "Bambusową Klepsydrę" co najmniej na równi z analogicznymi pozycjami obcojęzycznymi opisującymi pierwsze lata po wyzwoleniu Kambodży przez oddziały wietnamskie.
Z drugiej strony, Górnicki równie dużo miejsca co opisom odradzającego się państwa poświęca wydumanym rozprawom ideologicznym, refleksjom nad stanem (głównie zachodniego) świata czy też egzystencjalnym przemyśleniom, dla których cztery lata rządów Czerwonych Khmerów i ich następstwa stanowią rodzaj soczewki skupiającej najważniejsze i uniwersalne prawdy. Przesadnie humanistyczne (jak na reprezentowaną przez pisarza ideologię) podejście autora budzi momentami zgrzyt natury poznawczej i daje do myślenia w kontekście tego, co w owym czasie działo się w Polsce. Oczywiście przed przystąpieniem do lektury miałem świadomość sylwetki autora, ale jednak liczyłem na zachowanie bardziej korzystnych proporcji pomiędzy osobistymi przemyśleniami a starannym odwzorowaniem czasu spędzonego w dawnej Demokratycznej Kampuczy.
Również z punktu widzenia historyka praca budzi spore zastrzeżenia - wiele ówczesnych faktów czy nawet domysłów podzielanych przez samego zainteresowanego, jak też opinię publiczną zostało po latach zweryfikowanych na ich niekorzyść. Zczytywanie i weryfikacja tej wiedzy bywają nawet intrygujące, ale w kilku miejscach trudno uciec od wrażenia, że twierdzenia Górnickiego - mimo jego osobistych zapewnień - wyssane są z palca i zupełnie nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości (szczególnie zaburzony został obraz zabójstwa Malcolma Caldwella). W takim wypadku ciężko też w pełni zawierzyć innym relacjom natury historycznej przytaczanym na łamach książki, które do dzisiaj nie zostały wystarczająco dobrze objaśnione w innych źródłach.