Piekło Afganistanu Patrick Robinson 7,6
Cóż, książka miała potencjał bo i historia żołnierza stanowiąca kanwę książki wydaje się szalenie interesująca ale ... nie zadziałało.
Przede wszystkim 40% książki traktuje ZUPEŁNIE o czymś innym niż wynika z opisu zawartego na okładce (i sprawdziłem, nie dotyczy to tylko wydania polskiego ale angielskiego również).
Całość winna pokazać dramatyczną w przebiegu i skutkach akcję sił specjalnych USA działających w Afganistanie. Pierwsze 40% (czyli ok 180 stron) objętości pracy opisuje natomiast koleje życia naszego narratora, to jak zaciągnął się do armii i jak był szkolony. Nie twierdzę, że to nie jest interesujące no ale.... miało być nieco o czymś innym.
Ale ok, przechodzimy już do sedna sprawy czyli do opisu przebiegu samej feralnej operacji. Tu jest ciekawie, autor podaje wiele interesujących detali, dowiadujemy się nieco o nawykach komandosów będących w akcji, trudnościach z jakimi się mierzą (czasem to pozornie banalne sprawy),rozterkach (także moralnych przed jakimi, bywa, stają) i wyzwaniach technicznych. Naprawdę niezle czyta się także o samym przebiegu starcia, wymianie ognia i tak dalej. Wszystko to pochłania się z zainteresowaniem. Szkoda zatem, że autorzy psują to ciągłymi wstawkami o tym, że Ameryka to ma świętą rację i święta misję, że jest przecież tą dobrą stroną a ci którzy tego nie rozumieją są durni i nie zasługują na uwagę. Generalnie w tej książce pełno jest tego rodzaju wstawek. My jesteśmy super a wróg jest najgorszym z najgorszych. Przy czym w zbiorze wrogów mieszczą się także media, które donoszą o nadużyciach armii amerykańskiej (dla autora Abu Ghraib to żadna afera, ot przyciśnięto kilku gości) a także ci, którzy ośmielają się domagać od dzielnych wojaków przestrzegania jakichkolwiek praw. Bo wojna ma swoje prawa i basta. Zabawne, że autorzy jednocześnie podkreślają, że ich przeciwnicy nie mają żadnych zasad... Nie trzyma się kupy? Nie szkodzi, należy stanąć na baczność i salutować.
Krótko mówiąc - potencjalnie fascynująca historia (swoją drogą można wątpić w niektóre jej fragmenty bo wydają się one być tak hollywodzkie, że aż to razi w oczy) zostaje zredukowana do poziomu jakiejś prop - agitki w iście radzieckim stylu. Za dużo tutaj ględzenia o salutach, fladze, łzach żołnierskiego wzruszenia i przekonania o własnej wyjątkowości. Trąci to czasem nutą, którą znamy z czasów epoki dawno minionej. A szkoda, bo potencjał naprawdę był spory.