Uroczystość Juan José Arreola 6,5
ocenił(a) na 83 lata temu Pełna recenzja na blogu Milczenie Liter.
https://www.milczenieliter.pl/2020/10/juan-jos-arreola-uroczystosc-recenzja-21.html
***
OCENA: 8/10
Juan Josѐ Arreola jest jednym z najwybitniejszych pisarzy meksykańskich. Zostawił po sobie dość bogatą spuściznę, której jednak – poza paroma wyjątkami - próżno szukać w polskim przekładzie.
„Uroczystość” zbudowana jest w dość oryginalny sposób: nie ma tutaj żadnych dłużyzn, ani rozdziałów na kilkadziesiąt stron. Zamiast tego: krótkie migawki z życia mieszkańców wioski Zapotlán, maleńkie fragmenty, z których najdłuższy ma bodajże 2,5 strony. Uprawa roli – spowiedź u księdza – spory o ziemię – małe i większe radości – grzechy i grzeszki. Prawdziwe literackie puzzle. Całość mieści się na 150 stronach.
Warto na tych pierwszych kilkunastu stronach skupić się maksymalnie i dać się wciągnąć w świat zapotlan. Oswoić się z nazwiskami i imionami, poznać bohaterów, pokręcić się koło nich. Spróbować zamieszkać w Zapotlán (miasto istnieje naprawdę, Arreola urodził się właśnie tam). Samą frajdę sprawia domyślanie się, o kim opowiada kolejny fragment, gdyż nie zawsze pojawiają się w nich nazwiska. Przez kilka stron prowadziłem taką swoją małą grę, niemalże zapominając o fabule. Sprawiło mi to masę radości. Gdy zaczniemy kojarzyć mieszkańców miasteczka, lektura nabierze rumieńców. Zmieniają się nie tylko bohaterowie poszczególnych ustępów, ale także ich styl: jednym razem jest to fragment oficjalnego pisma, innym opis sposobu uprawy roli pełen specyficznego słownictwa, a czasem fragment spowiedzi – zazwyczaj w formie dialogu, o bardziej sprośnej tematyce.
Co ważne: nie mamy do czynienia jedynie z losowymi scenkami o losowych ludziach. W wielu miejscach te odłamki zazębiają się, ukazując czytelnikowi różne perspektywy tego samego wydarzenia. Arreola zdecydowanie miał plan i wytrwale prowadzi swą opowieść do zaplanowanego finału. Zasadza się na czterech fundamentach, ważnych wydarzeniach dla mieszkańców miasteczka: śmierci licencjata, trzęsieniu ziemi, koronacji figur św. Józefa i Maryi oraz dorocznemu kiermaszowi.
Jest więc plan, jest fabuła, jest oryginalny sposób jej przekazania, ale jest też coś jeszcze: poczucie humoru. A tego u Arreoli pod dostatkiem. Meksykański pisarz subtelnie przemyca do „Uroczystości” humorystyczne diamenciki, ale znowuż: trzeba być skoncentrowanym, by je wychwycić. A warto, moi drodzy, warto. Czytając, czekałem z niecierpliwością na przebitki ze spowiedzi. Dziwicie się, skoro wyglądają one tak:
"Zgrzeszyłem, proszę księdza, bom przeczytał dwie książki.
- Jakie książki?
- Jedna nazywa się Wiadomości potrzebne do życia prywatnego, a druga nosi tytuł Historia prostytucji. Z ilustracjami. […]
- A… przynieś mi je jutro rano do zakrystii. Za pokutę zmówisz pięć różańców".
Kolejny wątek, który śledziłem z zapartym tchem, to działania lokalnego towarzystwa literatów. Wpadli na pomysł zorganizowania wymian kulturalnych z okolicznymi miastami i wioskami. Na początek zaproszono Palinura, wytrawnego literata i jednego z najsłynniejszych poetów w okolicy. Palinuro przybył. Co działo się dalej?
"Palinuro wychylił swój (kieliszek koniaku) duszkiem na zdrowie nad wszystkich i natychmiast zaproponował przepicie z każdym z osobna dla zawarcia przyjaźni. Jego zasłużona sława ściągnęła całe Ateneum, zebraliśmy się w rekordowej liczbie osiemnastu osób. Tak więc, zanim jeszcze zaczęło się właściwe posiedzenie, nasz gość miał w sobie dwadzieścia kieliszków koniaku. (…)
Reszta biesiady miała przebieg raczej smutny. Po niedługim okresie entuzjazmu i euforii Palinuro zapadł w głęboką senność niczym sternik z „Eneidy” i usnął z kartkami papieru w ręce. Wkrótce potem ześlizgnął się miękko z krzesła na podłogę i nie mógł nam przeczytać swoich poematów".
Innym razem w miasteczku nagłą popularność zyskała przyśpiewka:
Puść ja kantem, uch…
Masz robotę, rób.
Każ się jej wykąpać,
Mydełko jej kup….
Różne chłystki i łobuzy nuciły ją narzeczonym, przypadkowym przechodniom, a nawet parom małżeńskim w statecznym wieku, powodując gniew, irytację mężów i narzeczonych oraz zaczerwienione policzki kobiet. Dochodziło nawet do bójek; ale mimo śledztwa, nie udało się zidentyfikować autora przyśpiewki. Wkrótce władze zabroniły nucić i śpiewać tej pieśni. Jak lokalna urwiseria ominęła zakaz? Wybijali nogami powszechnie znany takt lub klaskali w odpowiednim rytmie. Spryt godny podziwu, skąd my to znamy?
Tego typu przykładów jest cała masa, że wspomnę tylko o pewnej kobiecie lekkich obyczajów o intrygującym pseudonimie: „Brama Przechodnia”. Wnioskuję, że nie narzekała na brak popytu.
Zakończenia tradycyjnie nie zdradzę, ale pojawiający się w nim proch ma dla mnie znaczenie symboliczne. Pytanie, co w ten sposób chciał przekazać Arreola… że niezależnie od tego, jaki żywot prowadzimy, i tak zostanie po nas garstka popiołu? A skoro tak, to po co powstrzymywać się od grzechu? Czy wszystkie próby walki z naszymi słabościami są z góry skazane na porażkę, ponieważ ta ułomność tkwi głęboko w naszej naturze? Lub wprost przeciwnie: skoro zostawiamy po sobie popiół, to czyńmy tak, by był to popiół najwyższej jakości, doświadczony walką z samym sobą i dążeniem do perfekcji? A może wcale nie o to chodzi, a ja dokonuję kobiecej nadinterpretacji?
Odpowiedź na te pytania zna chyba tylko Arreola, który nota bene sam już obrócił się w proch. Pozostawił jednak po sobie m.in. „Uroczystość”- uroczą, zabawną miniaturę, która przywraca wiarę w moc literatury. Mało tego: w dziełku Meksykanina dostrzegam pewien potencjał serialowy, co w dzisiejszych czasach jest komplementem najwyższego kalibru.
Puść ją kantem, uch…