Uroczystość Juan José Arreola 6,5
ocenił(a) na 77 tyg. temu „Uroczystość” (La Feria) to bardzo nietypowe dzieło meksykańskiego pisarza Juna Jose Arreoli, w której przenosimy się do jego rodzimego miasteczka Zapotlan el Grande (obecnie znane pod nazwą Ciudad Guzman) niedługo po rewolucji meksykańskiej, a więc w pierwszą połowę XX wieku. W zasadzie ciężko jednoznacznie przypisać tę książkę do jakiegoś określonego gatunku literackiego. Teoretycznie należałoby użyć tutaj słowa powieść, ale po analizie utworu nie ma ku temu większych podstaw. Oto bowiem w dziele Arreoli brakuje wyraźnie zaznaczonego narratora, uporządkowanego ciągu chronologicznego, a także jasno sprecyzowanych bohaterów oraz osi fabularnej, wokół której toczyłaby się jakaś akcja. Tym samym czytelnik ma spory problem, aby w tym wszystkim się odnaleźć, a najlepszą metodą, aby wyjść z owego literackiego dysonansu, jest po prostu dać porwać się twórczości meksykańskiego pisarza.
Konstrukcyjnie książka składa się z krótszych - niekiedy bardzo krótkich - lub dłuższych fragmentów tekstu, rozdzielonych separatorami. Ciężko mówić zatem o rozdziałach, ale w zasadzie muszę używać tego określenia dla zachowania jasności i porządku. Zatem rozdziały lub rozdzialiki książki to na pierwszy rzut oka niepowiązana ze sobą przeplatanka kadrów z życia małego - jak na warunki meksykańskie - miasteczka. Tym samym bohaterem zbiorowym powieści stają się mieszkańcy Zapotlan („Jest nas mniej więcej trzydzieści tysięcy” - napisał w pierwszym zdaniu pisarz). Oczywiście w „Uroczystości” pojawiają się postacie określone czasami nawet z imienia i nazwiska, ale w zasadzie Arreola zupełnie nie troszczy się o to, aby ukazać ich czytelnikowi w jakimś szerszym aspekcie. Przeciwnie, pośród rozdzialików jego twórczości mamy do czynienia z totalnym pomieszaniem wątków i bohaterów, przez co śledzenie ich losów opiera się na domysłach czytelnika. Bardzo często jednak nie udaje się powiązać danego fragmentu książki z żadną postacią. Utwór należy zatem traktować przede wszystkim jako rodzaj literackiego hołdu oddanego miejscu, w którym przyszedł na świat i dorastał meksykański pisarz.
Owa chaotyczna i zagmatwana konstrukcja narracji nie oznacza oczywiście, że czytelnik nie jest w stanie wyłuskać jakichś mocniej zaznaczonych intencji autora. Są to z reguły problemy, jakie trapiły mieszkańców Zapotlan (oraz zapewne wielu innych, podobnych mu miasteczek na terenie całego kraju),z których najpoważniejszym był głód ziemi. Jak w całym ówczesnym Meksyku, tak i w rodzimym miasteczku Arreoli trwał ostry spór wokół kwestii agrarnej, w którym biedni chłopi, najczęściej indiańskiego pochodzenia, próbowali odzyskać ziemię przez dziesięciolecia kumulowaną w rękach kreolskich obszarników. Była to nierówna walka, w której chwiejne prawo raz sprzyjało chłopom, by jakiś czas później ponownie poprzeć wielkich właścicieli ziemskich. Tym samym w życiu społeczności Zapotlan procesy o ziemię i związane z tym wszelkie bolączki stanowią odwieczny i palący problem. Zapewne dlatego też sporo miejsca poświęca im pisarz.
Ważnymi wydarzeniami w życiu mieszczan były święta i związane z nimi uroczystości, które dawały okazję nie tylko do świętowania ważnych dla wspólnoty wydarzeń, ale także do zabawy i organizacji wspólnych zajęć. W opowieści o Zapotlan takim wydarzeniem była uroczystość ku czci patrona miasta, świętego Józefa, w związku z koronacją jego obrazu. To wiodący motyw, od którego zresztą wziął się tytuł książki. Arreola opisuje zatem epizody z przygotowań mieszkańców do dnia koronacji wizerunku świętego patrona oraz przebieg późniejszych uroczystości i kiermaszu, który zakończyły się w dość... wybuchowy sposób.
Zaryzykowałbym zatem stwierdzenie, że cały urok tej książki polega na możliwości zanurzenia się czytelnika w autentyczne życie miasteczka z odległej przeszłości: w codzienne troski, gorszące spory, małe skandale, wielkie uroczystości i wszelkie inne przejawy życia zbiorowego właściwego dla tamtych czasów. Po głębszym zastanowieniu można również wysnuć interpretację, że ten chaotyczny i nieuporządkowany rytm prozy Arreoli ma na celu oddanie szmeru małomiasteczkowego rynku, pełnego ludzi wymieniających się najświeższymi informacja i ploteczkami. To kakofonia nakładających się na siebie głosów, którą uważne ucho pisarza wychwytuje i zapisuje bez uprzedniego uporządkowania.
Mimo krótkich i nierozbudowanych rozdziałów nie sposób odmówić talentu literackiego meksykańskiemu pisarzowi. Nie brakuje tutaj humoru, nostalgii, licznych nawiązań do kultury ludowej oraz charakteru narodowego Meksykanów. Pisarz nie wybiela rzeczywistości, ale przedstawia ją raczej w ciepłych barwach, jako emanację zwykłego, codziennego życia człowieka z wszelkimi jego przejawami. Po ukończonej lekturze, wydaje się, że „Uroczystość” jest zapisem w jakimś stopniu minionego już świata, choć w zasadzie wcale nie musi tak być. Nowoczesność przyniosła nam nowe formy komunikacji, nowe rozrywki, ale czy odwieczne tematy małomiasteczkowej egzystencji, zaprezentowane w tej dość krótkiej książce, nie pozostaną na zawsze w jakimś stopniu aktualne póki człowiek pozostanie istotą społeczną? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, stwierdzam, że „Uroczystość” okazała się być całkiem ciekawą i oryginalną lekturą, choć wymagającą szczególnie na początku dużej dozy cierpliwości i samozaparcia.