Japońskie fascynacje Mikołaj Melanowicz 4,7
ocenił(a) na 33 lata temu Ja wiem, że czepianie się nestora polskiej japonistyki nie jest szczególnie na miejscu. Ja wiem, że nie każdy musi być mistrzem pióra, nawet jeśli jest oprócz tego profesorem filologii obcej. Ale od naukowca można chyba wymagać minimum przyzwoitości, żeby nie powiedzieć skromności i pokory, która powinna ustrzec przed takimi wpadkami, jak "Japońskie fascynacje".
Ta obszerna książka składa się z esejów przedrukowanych z gazet wydawanych w czasach słusznie minionych, ze wspomnień młodego japonisty, który z kraju komunistycznego wpadł w nagle w świat wysoko stechnicyzowanego, kapitalistycznego społeczeństwa boomu gospodarczego, oraz z notatek robionych na marginesie japońskiego programu telewizyjnego.
Mamy tu zatem obszerny (dlaczego? no dlaczego?) dział poświęcony spotkaniom i interakcjom z pisarzami japońskimi lub ich dziełami - Mikołaj Melanowicz przetłumaczył wiele japońskich powieści na polski, można wręcz powiedzieć, że tworzył kanon literatury japońskiej w Polsce, i moje oczekiwania były naprawdę wysokie. Macie podobne? Porzućcie. Autor z kimś się spotkał, gdzieś był, ale refleksji z tego żadnych. Szczytem wszystkiego są eseje poświęcone Murakamiemu - nie wiem, czy jest to bardziej przykre, czy żenujące, ale jeśli książka ma już polskie tłumaczenie, jest znana pod jednym tytułem ("Koniec świata i Hard-boiled Wonderland"),to naprawdę nie można chociaż ujednolicić jego pisowni w obrębie jednej książki? Gdzie była korekta? Gdzie był edytor? Kto za to odpowiada?
Mamy też dział poświęcony kulturze, a jakże. na przykład rozważaniem o tym, czemu Japończycy chodzą na spektakle do Kabuki-za (żeby się pokazać, bo sztuki są niezrozumiałe i nudne). Mamy streszczenia i komentarze programów popularnonaukowych emitowanych w NHK i refleksje o konie japońskim. Mamy wreszcie takie kwiatki:
"To właśnie Kitagawa Utamaro, czyli po prostu Utamaro, był jednym z najbardziej cenionych i genialnych kronikarzy życia powabnych mieszkanek Yoshiwary, i nie tylko zresztą Yoshiwary, bowiem wielki kolorysta interesował się kobietami różnych rang społecznych i rozmaitych zawodów, choć malował najczęściej przedstawicielki kręgów rozrywkowych, jak większość malarzy epoki, twórców tzw. ukiyo-e - obrazów ulotnego życia".
Pisać może każdy, ale zdecydowanie nie każdy powinien, szczególnie jeśli zabiera się za temat, który jest porządnie opracowany, a nie ma za bardzo nic do powiedzenia, poza biciem piany. Przyjemności odcinania kuponów od swojej popularności powinien się wystrzegać głównie ten, kto właśnie na odcinanie mógłby sobie pozwolić, bo prestiż bardzo na tym cierpi i jakoś tak niezręcznie się czytelnikowi robi.
Odcinać też trzeba z wdziękiem - na przykład zadbać o przecinki, o dobrą edycję, o fajne wydawnictwo (ktoś w ogóle wie, jakiej jakości książki wydaje oficyna Adama Marszałka?) i pod zadym pozorem nie pisać, że impuls wydania swoich żenujących zapisków pochodzi z forum dla pisarzy-amatorów.
Przy okazji. Mikołaj Melanowicz został odznaczony japońskim Orderem Świętego Skarbu. Chciałabym wiedzieć, jakim orderem została oznaczona osoba odpowiedzialna za redakcję dotychczasowych publikacji Mikołaja Melanowicza, bo przepaść między tymi z korektą a tymi bez jest zatrważająca. Można koszmary w nocy mieć.