Posłaniec L.P. Hartley 7,0
ocenił(a) na 85 lata temu Skończyłam "Posłańca". Przed chwilą właściwie, aczkolwiek muszę przyznać, że odkąd go zaczęłam byłam jak w transie. Chodziłam z książką wszędzie od piątku wieczora choć nie miałam zbyt wielu okazji, by ją otworzyć ale to mi nie przeszkadzało. Żyłam w powieści. To nie sensacja i nie thriller a jednocześnie jaka sensacja i jaki thriller!
Gdzieś czytałam, że ta historia przez większą swoją część nie jest niczym specjalnym ot nudna, banalna opowieść. Dopiero potem jest strzał w twarz. O ignoranci! Nie umiecie czytać ksiażek!
Od pierwszego zdania, od pierwszego słowa ta opowieść wciąga nawet jeśli nie ma się pojęcia o czym jest. A pierwsze zdanie brzmi: "Przeszłość to obca kraina, wszystkie jej wydarzenia mają inne wymiary." No jakbym Barnesa otworzyła a to Hartley. Potem jest coraz lepiej. Pamiętam, że gdy czytałam "Dziewczynę z poczty" Zweiga od pierwszych zdań czuć było, że będzie burza. Tu było tak samo. I jeszcze ten upał ...
Zagrzmi. I to jak!
Ale nie da się wejść na górę nie przemierzając drogi.
Czyta się niespiesznie, choć człowiek jest spragniony tego, co się stanie. Wszystkie wydarzenia i fakty podane są na tacy ale te zdania, te ręce, które je podają są jak nitki jedwabiu, które tkają szal fabuły. Są piękne, delikatne i w sposób niezwykle przemyślny odmalowują atmosferę, którą właśnie czuć od pierwszej strony i która jest tak istotna, kluczowa niemalże. To ona nas zniewala, obezwładnia. Hartley posadził magiczny, zaczarowany las i gdy raz do niego wejdziemy, możemy wyjść tylko z drugiej strony.
Gdyby tą książkę czytać obojętnie, zimno, głową tylko, może i wydałaby się pospolita (choć nie jestem taka przekonana.) Ale kiedy się wchodzi w tekst jak w podróż (jak do zaczarowanego lasu),kiedy człowiek jest ciekawy celu ale i rozgląda się, by nie uronić nic z tego świata, do którego być może już nie wróci albo jeśli wróci, to nie będzie tym, kim jest właśnie teraz, (bo nie da się dwa razy wejść do tej samej wody),i już nigdy potem nie zobaczy go pierwszy raz, jednym słowem, jeśli człowiek otwiera się na treść (daje się ponieść czarom, rozumie, że jest w bajce),wie, że znalazł nić, która go dokądś prowadzi. A on za wszelką cenę musi tam dojść. Bo to jest taka nić. Magiczna. Na przestrzał.
Zdarzyło mi się kilka razy, żeby z niecierpliwości i ciekawości prześlizgnąć się po akapicie. Ale natychmiast wracałam. Ta dziura, która się pojawiała była nie do zniesienia. Więc na wszelki wypadek stanowczo odradzam.
Nie wiem, co jeszcze powinnam powiedzieć. Dawno nie czytałam czegoś równie niesamowitego, co, gdyby obrać ze słów, nie było by niczym niezwykłym pewnie. I to za takimi książkami tęsknię najbardziej. Które są jak zaczarowany las, z którego można wyjść tylko z drugiej strony.