Nigdy nie mów do Boga: 'Tylko nie to', przyjmij pokornie to, co On uznał dla nas za najlepsze
Najnowsze artykuły
- Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jan Dobraczyński
68
6,6/10
Urodzony: 20.04.1910Zmarły: 05.03.1994
Polski pisarz i publicysta, uczestnik kampanii wrześniowej i powstania warszawskiego, generał brygady, poseł na Sejm Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej I i IX kadencji, działacz katolicki współpracujący z władzami PRL.http://jandobraczynski.pl/
6,6/10średnia ocena książek autora
1 249 przeczytało książki autora
1 673 chce przeczytać książki autora
53fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Małżeństwo Anny
Jan Dobraczyński
Cykl: Małżeństwo Anny (tom 1)
7,1 z 51 ocen
124 czytelników 5 opinii
2016
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Byłoby dobrze, gdyby człowiek nie cierpiał. Ale jak mu jest źle, to go boli...I wtedy buntuje się przeciwko złu...Zrobić dobrze może tylko t...
Byłoby dobrze, gdyby człowiek nie cierpiał. Ale jak mu jest źle, to go boli...I wtedy buntuje się przeciwko złu...Zrobić dobrze może tylko taki, co się zbuntował przeciwko złu.
8 osób to lubiCzym jest miłość? Odczuwaniem siebie? Odnajdywaniem prawdy w drugich? Czy też miłość jest czynnikiem równowagi świata, bez którego świat sto...
Czym jest miłość? Odczuwaniem siebie? Odnajdywaniem prawdy w drugich? Czy też miłość jest czynnikiem równowagi świata, bez którego świat stoczyłby się w przepaść chaosu i musiałby zginąć?
4 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Spotkania Jasnogórskie Jan Dobraczyński
7,0
Całkiem przyjemne są te opowiadania. Wątkiem tych spotkań jest obraz MB w Częstochowie, przed którym spotykają się ludzie czymś zawiedzeni, utrudzeni lub mający do wykonania konkretne zadania, np. obronę klasztoru, odnowienie obrazu, niepowodzenie w rodzinie, złożenie podziękowania itp. W tych opowiadaniach autor przywołał historyczne postaci, np. św. Jadwigę, Kopernika, Hozjusza, Sobieskiego, Pułaskiego, Poniatowskiego, Felińskiego, ojca Maksymiliana. Dwa opowiadania - jak podaje wydawca - nie odnoszą się do znanej postaci historycznej. Czy opisano w nich prawdę, czy przytoczono legendy, podania żyjące w ludzkiej pamięci trudno ocenić przeciętnemu czytelnikowi, ale takie wrażenie da się z lektury tych opowiadań odczuć. Książka była "zamówiona" na jubileusz 600-lecia jasnogórskiego obrazu przez kardynała Stefana Wyszyńskiego, o czym świadczy list prymasa zamieszczony w książce.
Niezwyciężona Armada Jan Dobraczyński
6,0
Od razu chciałbym uspokoić czytelników, którzy od literatury marynistycznej dostają choroby morskiej, że w przypadku "Niezwyciężonej Armady" nie mają się czego obawiać. Część akcji powieści toczy się co prawda na morzu, ale stosunkowo niewielka i – co więcej – nie tyle na pokładzie statku, ile pod nim, w kajucie któregoś z jej bohaterów – albo Brychta, kapra służącego pod polską banderą, albo Bardolfa, poddanego królowej Elżbiety .
Wbrew temu, co mógłby sugerować tytuł, nie jest to też powieść batalistyczna – opis przebiegu wyprawy floty hiszpańskiej na Anglię w 1588 roku został zredukowany do kilku scen – jak gdyby jedna sprawna akcja Anglików z użyciem branderów (stateczków wypełnionych materiałami łatwopalnymi) zadecydowała o klęsce najeźdźców.
Nie mogło jednak być inaczej, skoro to katolickim obrońcom Anglii poświęcona jest powieść Jana Dobraczyńskiego, a oni wszak strzegli głównie wybrzeża, nie byli natomiast kierowani do walki na morzu. Jako że inwazja na Wyspy została ostatecznie udaremniona, więc też rola takich panów angielskich, jak sir Francis Norton (zdaje się – postaci fikcyjnej, ale historycznie prawdopodobnej) – ograniczała się do czekania. Przy czym w ich przypadku było to czekanie pełne zmagań wewnętrznych, musieli bowiem oni sobie odpowiedzieć na pytanie, po której stronie stanąć: Elżbiety, „wszetecznicy babilońskiej”, jak głosiły broszurki przemycane z Rzymu, zresztą rzeczywistej prześladowczyni Kościoła katolickiego w Anglii, czy też króla Filipa, co prawda wiernego papisty, ale też władcy imperialnego, zmierzającego do podporządkowania sobie ich ojczyzny.
Trzeba przyznać, że Dobraczyńskiemu udało się przekonująco przedstawić niejednoznaczność tego wyboru. Czytelnik ma okazję zapoznać się z różnymi strategiami obranymi przez katolików w Anglii w drugiej połowie lat osiemdziesiątych XVI wieku. Właściwie każda z nich nosiła na sobie znamię tragizmu, bo zawsze wiązała się z konfliktem najważniejszych wartości wyrażanych przez tożsamość narodową i tożsamość religijną. Z jednej strony groziło im religijne lub narodowe zaprzaństwo, a z drugiej – absolutyzacja jednej z tych tożsamości i pewien rodzaj pozbawionego skrupułów dogmatyzmu.
Nie do końca jestem przekonany, czy autor do końca zapanował nad przyjętą przez siebie perspektywą narracyjną: początkowo jej ośrodkiem jest Hugh Palmer, młody jezuita, oderwany do pasjonującej go lektury pisarzy starożytnych i rzucony w wir przerastających go wydarzeń historycznych, obcych mu i niezrozumiałych dla niego, później opowieść koncentruje się wokół pary zakochanych: córki sir Nortona, Alex, i jej anglikańskiego narzeczonego Ryszarda, a także samego Nortona. Nie wydaje mi się, aby to poszatkowanie całościowej perspektywy było zamierzone – fabuła stała się przez to dosyć meandryczna i czytelnik może czuć się z lekka zdezorientowany, nie wiedząc do końca ku czemu zmierza.
Niemniej jest to interesująca powieść – również za sprawą wprowadzenia do niej takich postaci, jak William Shakespeare, którego nikomu nie trzeba przedstawiać, czy Robert Southwell, wybitny poeta metafizyczny, autor wiersza "Burning Babe", spopularyzowanego w Polsce przez tłumaczenie Stanisława Barańczaka. Zabawne, że twórczość Dobraczyńskiego, tego na wskroś (mimo zupełnie niekomunistycznej i niemarksistowskiej proweniencji) PRL-owskiego pisarza, ma szansę przetrwać. W każdym razie dobrze się starzeje. I dobrze się o tym przekonać.