(...) w życiu człowiek musi wiedzieć trzy rzeczy - (...) od czego ucieka, do czego ucieka i po co.
Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński28
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Adriana Trigiani
13
5,8/10
Pisze książki: literatura obyczajowa, romans, literatura piękna
Urodzona: 1970 (data przybliżona)
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://www.adrianatrigiani.com/
5,8/10średnia ocena książek autora
611 przeczytało książki autora
771 chce przeczytać książki autora
9fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
KSIĄŻKI WYBRANE: W krzyżowym ogniu, W stylu Valentine, Nie spuszczaj go z oczu, Sad
5,6 z 5 ocen
12 czytelników 0 opinii
2012
Pula szczęścia
Adriana Trigiani
Cykl: Big Stone Gap (tom 1)
5,8 z 41 ocen
82 czytelników 3 opinie
2004
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Jakże to proste. Człowiek do szczęścia potrzebuje tylko jakiegoś zajęcia, przyjaciół do rozmów i gry w karty, smacznego posiłku z pomidorów ...
Jakże to proste. Człowiek do szczęścia potrzebuje tylko jakiegoś zajęcia, przyjaciół do rozmów i gry w karty, smacznego posiłku z pomidorów z własnego ogrodu i od czasu do czasu wyjazdu do Włoch, gdzie znajdzie spokój i pociechę w ramionach starego przyjaciela.
4 osoby to lubiąDobre maniery nigdy nie wychodzą z mody.
3 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Ciao, Valentine Adriana Trigiani
6,6
Z trudem docierała do mnie myśl, że „Ciao, Valentine!” to ostatnie spotkanie z sympatyczną i niezależną Amerykanką włoskiego pochodzenia. Polubiłam tę serię. Jest naprawdę dobrze skonstruowana, ale też nie jest zbyt infantylna – jak możne część z nas pomyśleć.
Valentine i Gianluca szykują się do ślubu. Matka panny młodej zarezerwowała im salę, w której jej dwie siostry miały już swoje wesela. Problem jest tylko taki, że ślub odbędzie się nie po roku od zaręczyn, a po niecałych dwóch miesiącach. Valentine ku rozpaczy matki chce wystąpić w jej starej sukni ślubnej, którą lekko przerobi. Na szczęście wesele przebiega bez zbędnych komplikacji, a małżonkowie mogą udać się w podróż poślubną do Nowego Orleanu. Tam pod koniec ich pobytu wychodzi na jaw, że jej kuzynka Roberta z Argentyny zamyka swoją fabrykę butów, a to równa się temu, że Valentine staje przed problemem, gdzie teraz ma produkować linie swoich butów, które trafiają do masowej klienteli. To powoduje spór między małżonkami, bo Gianluca uważa, że żona zbytnio poświęca się pracy, a ona zaś nie chce rezygnować ze swojego zawodu tylko, dlatego, że została jego żoną. Wspólnie jednak próbują znaleźć rozwiązanie dla firmowego problemu, Valentine. Razem przechodzą przez różne aspekty małżeństwa, a także zostają rodzicami. Jednak jeden dzień zmienia wszystko… Cały świat, który do tej pory był znany i akceptowany przez rodzinę Roncallich nagle runie w gruzach. Jak poradzi sobie z tym Valentine?
Muszę przyznać, że w ostatnim tomie zauważyłam z kolei różnice dzielące mnie i Valentine. Ona nie chciała rezygnować z siebie, ze swojego nazwiska, gdy została żoną Gianluki. Uważała, że to on powinien się dostosować do jej życia i do niej. Była zdania, że małżeństwo nic nie zmieni w jej życiu, że dalej będzie mogła być niezależną Valentine, która ratuje rodzinny biznes od upadku. Jednak zapominała w tym wszystkim o swoim mężu, który ją kochał i dla niej przeprowadził się do Ameryki, co było dla nie go trudne, bo kochał swój kraj, kochał swoje Włochy. Nie rozumiała tego, że teraz mogą działać wspólnie, że może dzięki temu zmniejszyć ilość swoich obowiązków – skoro mąż chce pomóc jej w prowadzeniu rodzinnego interesu. Dalej chciała być sama za wszystko odpowiedzialna. Sytuacja nie zmieniła się znacząco, gdy została mamą małej Alfredy. Dalej dużo czasu spędzała w warsztacie i projektowała nowe kolekcje butów. Córka i mąż byli dla niej tylko dodatkiem. To mi się u niej nie podobało, bo ja rozumiem, że chciała być niezależną kobietą, ale w pewnym momencie została mamą małej istotki, która potrzebowała jej najbardziej na świecie. Nie umiałabym tak. Owsem ważne jest, aby w małżeństwie i macierzyństwie nie rezygnować z samej siebie i ze swoich celów, ale należy je trochę przewartościować. Dzieci są cudem, który rośnie za szybko. Valentine tego nie rozumiała… Mimo tych różnic, które znalazłam w niej w tym tomie to jednak dalej budziła moją sympatię. I w dalszym ciągu uważam ją za jedną z lepiej wymyślonych bohaterek, jakie mogły powstać w lekkich powieściach obyczajowych. To postać życiowa, którą możemy spotkać na każdym rogu, w każdym mieście, w każdym kraju.
Początkowo chciałam ocenić tę książkę podobnie jak pierwszy tom, czyli dać jej siedem punktów, ale to, co stało się pod koniec kompletnie mnie zaskoczyło i wcale się tego nie spodziewałam. Zostałam wbita w fotel, a łzy leciały mi po policzkach i kręciłam głową z niedowierzaniem. Tak, już dawno nie płakałam na żadnej książce. Już dawno żadna książka nie doprowadziła mnie do takiego stanu emocjonalnego jak końcówka „Ciao, Valentine!”. To był cios, którego kompletnie się nie spodziewałam i który autorka może i w jakiś sposób sygnalizowała, ale bagatelizowałam te sygnały i jak jednak to się stało to nie chciałam w to uwierzyć. Naprawdę ta końcówka to mistrzostwo.
Bardzo chcę Wam polecić całą serię o Valentine. To naprawdę dobre książki na rozluźnienie się, ale też życiowe. Będą Was bawić, poruszać, denerwować i doprowadzać do łez. Może będziecie na początku uważać, że Was nie zainteresują – podobnie jak ja. Jednak w ostatecznym rozrachunku jestem pewna, że przypadną Wam do gustu!
„W strukturze rodziny nie ma miejsca dla samotnych wilków… I zresztą być nie powinno. Rodzina to wspólnota serca, sojusz bliskich. Potrzebujesz ich, nawet jeśli wydaje ci się, że nie. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, a rodzina będzie cię zawsze wspierać.”~ Adriana Trigiani, Ciao, Valentine, Warszawa 2014, s. 102.
Brawo Valentine Adriana Trigiani
6,3
Z ogromną przyjemnością sięgnęłam po drugi tom losów sympatycznej Valentine. Bardzo interesowały mnie jej losy nie tylko jej życia prywatnego, ale również firmy, którą próbowała ze wszystkich sił ratować.
Drugą część podobnie jak pierwszą otwiera ślub/wesele. W poprzednim tomie było to wesele Jaclyn, a w babci Valentine. Cała rodzina zjeżdża się do Włoch, gdzie ma odbyć się ślub Teodory i Dominica, którzy po dziesięciu latach ukrywania romansu, w końcu mogą cieszyć się otwarcie swoją miłością – mimo ich wieku. Dla Valentine powrót do Włoch równa się ze spotkaniem Gianluki, (który jest synem, Dominica). Valentine odkrywa, że przystojny i starszy Włoch wcale nie jest jej taki obojętny. Wesele nie przebiega tak jak powinno z powodu zazdrości ciotki Feen, która jest młodszą siostrą Teodory żyjącą wiecznie w jej cieniu. Spotkanie z Gianlucą przybiera nieoczekiwany obrót. Niestety pobyt we Włoszech szybko się kończy, a Valentine musi stanąć w walce o rozwój i ratowanie rodzinnego biznesu. Gianluca śle miłosne listy, ale czym jest związek na odległość? Czy ma on szanse przetrwania? Na dodatek w Buenos Aires wychodzi na jaw rodzinny skandal. Czy rodzina Roncallich go przetrwa?
Czytając drugi tom losów Valentine odkrywałam coraz więcej cech, które nas łączą. Valentine podobnie jak ja chciałaby żyć ze swoją rodziną w zgodzie i miłości. W zasadzie jej się to udaje. Problem ma tylko z bratem Alfredem. Wszyscy pozostali w rodzinie tańczą w zasadzie tak jak Alfred zagra, bo jest wielkim finansistą z Wall Street. Jednak nawet cudowny Alfred ma w swoim życiu gorszy okres. Zarówno na polu prywatnym jak i zawodowym, co zmusza go do podjęcia współpracy i bycie partnerem Valentine. Ja podobnie jak główna bohaterka zawsze próbuję utrzymywać dobre kontakty z bratem – nawet, jeśli on zachowuje się karygodnie. Na dodatek nasza Valentine odpowiedzialna jest za rodzinne pamiątki i świadomość, że tylko dla niej mają jakąkolwiek wartość, reszta rodziny uważa je za bezwartościowe. Dla mnie również ważne są rzeczy, z którymi wiążą się wspomnienia. Jednak na szczęście nie mam mani chomikowania. Dalej lubię Valentinę, bo jest to najbardziej życiowa i realna postać, z jaką się spotkała w literaturze obyczajowej lekkiej.
Jej wyjazd do Argentyny to szansa na odkrycie głęboko zakopanej tajemnicy, o której nie wiedziała nawet babcia Teodora. Na dodatek to również kilka słodkich chwil w ramionach Gianluki, który niespodziewania pojawia się w tym samym miejscu. Valentine nie kryje się już ze swoimi uczuciami, ale dają się jej we znaki ogromna chęć uratowania firmy i dobicie targu z rodziną z Argentyny. Rykoszetem obrywa Gianluca… Czy to oznacza koniec ich pięknej znajomość nim na dobre się rozpoczęła w rzeczywistym świecie przeniesionym z uroczych włoskich papeterii?
Nie wiem, kto odpowiada za błąd: autorka, oryginalna korekta czy polski tłumacz i polska korekta. Ale zauważyłam, pewną nieścisłość. „W stylu Valentine” jej młodsza siostra urodziła córkę, która w tym tomie stała się synem, aby potem znowu stać się córką Teodorą. Jestem bardzo wyczulona na takie błędy i to znacznie obniża dla mnie poziom książki. Zwłaszcza, że ten błąd dało się wyłapać.
Oprócz błędu cała fabuła bardzo mi się podobało oraz to w jak sposób Adriana Trigiani pokierowała losami miłości Valentine i Ginaluki. To nie był typowy romans, że ona go zraniła, a on po kilku tygodniach przybiegł do niej stęskniony i puścił wszystko w niepamięć. Nie. Zdecydowanie tak nie było. Przez swoje zabieganie i zaangażowanie w pracę, (co do pewnego momentu rozumiałam i miała lekki żal do Gianluki, że przyjechał do Argentyny wiedząc, w jakim celu jedzie tam z kolei jego ukochana) jej miłość nagle stała się zagrożona, a ona musiała nauczyć się żyć ze złamanym sercem i pewne sprawy w swoim życiorysie przewartościować… Za to właśnie lubię Valentine, że nic w jej życiu nie przyszło łatwo. Nie urodziła się w bogatej rodzinie, nikt nie dał jej pracy marzeń od tak. O wszystko musiała walczyć i pewnie, dlatego tak się z nią utożsamiam i lubię.
Gdyby nie błąd w fabule pewnie książce dałabym taką samą ocenę jak poprzedniczce, ale nie umiem wybaczać takich błędów. Literówki jeszcze gdzieś mi czasem umkną, ale błędy w fabule to dla mnie głównych grzech, jaki może popełnić autor, gdy jego książki wychodzą drukiem i docierają do szerszej publiczności. Oczywiście polecam Wam i ten tom, bo jest naprawdę śmieszny i życiowy.
„Wcześniej wierzyłam, że ludzie się nie zmieniają, że to niemożliwe, że przez całe życie pozostajemy tacy sami. Ale to nieprawda. Kiedy ktoś nas kocha, mamy przed sobą możliwość zmiany. Możemy z nim zostać, możemy wybaczyć, możemy całkowicie przeciąć więzy. Możemy wzajemnie się rozczarować albo cieszyć się wzajemnie najlepszymi cechami – nie możemy jednak odwracać się plecami.”~ Adriana Trigiani, Brawo, Valentine, Warszawa 2010, s. 239.