Dziennik pocieszenia Wojciech Bonowicz 7,9
ocenił(a) na 67 tyg. temu Ta książka utula, ale nie usypia. Bonowicz nie przykrywa nas ciepłym kocykiem, ale namawia do aktywności. I nie chodzi to o aktywizm, ale o włączenie uważności, wrażliwości, refleksji, po prostu o życie świadome. Z szacunkiem do wszyskich i wszystkiego, co dookoła, ale przede wszystkim do samej/samego siebie. W zapiskach poety i człowieka kultury nie może zabraknąć licznych odniesień do literatury i sztuki, które są oczywistą pożywką duszy i umysłu. Jak to w zbiorze tekstów bywa, nie wszystkie są dla każdego interesujące. Niektóre, dla mnie, poruszające serce, a czasem zbyt mentorskie. Niektóre strony mam intensywnie pozakreślane, niektóre przelatywałam. Czasem autor sili się na myśli pisane złotymi zgłoskami, a jak pisała, jeśli dobrze pamiętam, Hanna Krall, a na pewno powtarzał Mariusz Szczygieł, dobrze na koniec postawić znak zapytania, żeby spuścić powietrze. Dlatego wolę czytać poezje Bonowicza niż jego felietony. To, co w poezji niedopowiedziane, opowiedziane obrazem, metaforą, grą słów, w felietonach (nawet tak rozbudowanych na potrzeby książki, jak te z „Dziennika pocieszenia”) staje się zbyt wprost. Momentami irytująco mentorskie. Jednak czasu poświęconego na lekturę niewielkiego „Dziennika pocieszenia” nie żałuję. Zawsze dobrze poczytać, co ma do powiedzenia Wojciech Bonowicz, choćby nie w ulubionej odsłonie.