-
Artykuły
Ojcowie w literaturze, czyli świętujemy Dzień OjcaKonrad Wrzesiński29 -
Artykuły
Rękopis „Chłopów” Władysława Stanisława Reymonta na liście UNESCOAnna Sierant3 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 21 czerwca 2024LubimyCzytać579 -
Artykuły
Wejdź do świata, który przyspiesza bicie serca. Najlepsze kryminały w StorytelLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-29
2024-05-26
Prosto w serce.
PS. Wbrew temu, jak próbowali tę historię sprzedać twórcy filmu (bardzo dobrego), to nie jest fantasy. To poważna książka dla dziesięciolatków o poważnych rzeczach.
Prosto w serce.
PS. Wbrew temu, jak próbowali tę historię sprzedać twórcy filmu (bardzo dobrego), to nie jest fantasy. To poważna książka dla dziesięciolatków o poważnych rzeczach.
Nie jest mi łatwo pisać o tej książce.
Bo fabuła taka dość klasyczna, historie ludzi dość zwyczajne, choć z odpowiednią dozą dramy, plot-twisty trochę jak w "Modzie na sukces". Ale nie treść jest tu istotna, a forma. Faulkner przedstawia nam parę osób, pokazuje ich życie, ale nie tak po prostu, cofa się, czasem po kilka dni, czasem kilkanaście lat. Najpierw dostajemy człowieka, coś co zrobił (uciekł, zabił, porzucił, itp. itd), a po jakimś czasie dostajemy historię. I możemy spróbować domyślić się, dlaczego (uciekł, zabił, porzucił...)
Nie ma tu jednego bohatera, historii jest kilka, przeplatają się, gdy bohaterowie się spotykają, wchodzą ze sobą w interakcje, różne interakcje, nawet zabójstwo. Różny jest też język powieści, od prostej, eleganckiej prozy w stylu Steinbecka, po słowotoki, z których podobno Faulkner słynął. Z tym że te słowotoki są, nie mogę użyć innego słowa, piękne. Choć może nie aż tak eleganckie.
Właśnie, co do tłumaczenia, Piotr Tarczyński w posłowiu tłumaczy, że starał się zachować jak najwięcej z "oryginalnego Faulknera", te stylizacje, te "ja żem se myślał", te powtórzenia (to stąd Koterski wziął te powtórzenia, powtórzenia wziął w monologach Adasia Miauczyńskiego - z Faulknera wziął!). W końcu te neologizmy-zlepki przymiotnikowe czy rzeczownikowe. Wyszło zaskakująco dobrze, myślałem że będzie gorzej, bo Faulkner, wiadomo... A jak w tych słowotokach pojawiają się te zlepki, to aż trzeba zakrzyknąć "geniusz! no geniusz po prostu!". A dla miłośników opisów przyrody, są i opisy przyrody. Niewiele, nienachalne, ale są, także tytułowa światłość.
Głównie było słuchane, ale książka jest tak dobra, że jeszcze w trakcie kupiłem sobie papier i sporo poczytywałem tu i ówdzie. Bo pisane też jest niestandardowo. I mimo że lektor - Mateusz Drozda - doskonale sobie poradził z karkołomną momentami interpunkcją i wspomnianymi słowotokami, to dobrze było po prostu popatrzeć sobie, jak tekst wygląda.
Czekam na więcej, ponoć ma byś więcej, więcej nowych tłumaczeń. Ale jestem prostym człowiekiem, wolę Steinbecka. A mimo to dziewięć gwiazdek, o co tu chodzi?
Nie jest mi łatwo pisać o tej książce.
Bo fabuła taka dość klasyczna, historie ludzi dość zwyczajne, choć z odpowiednią dozą dramy, plot-twisty trochę jak w "Modzie na sukces". Ale nie treść jest tu istotna, a forma. Faulkner przedstawia nam parę osób, pokazuje ich życie, ale nie tak po prostu, cofa się, czasem po kilka dni, czasem kilkanaście lat. Najpierw dostajemy...
2013-08-01
2023-12-17
Calvino trochę rozprawia się z etosem rycerskim i tymi wszystkimi chansons de geste. A trochę z tego żartuje. Ubiera ten etos w białą zbroję, sadza na konia i każe walczyć z saracenami. Obdarza rycerza dość przykrym charakterem, ale nie fizycznym ciałem; brak ciała w niczym nie przeszkadza rycerzowi nieistniejącemu. W żadnej sytuacji, serio. Już bardziej ten charakter.
Ale mamy parę innych postaci, bardziej sympatycznych, które też jeżdżą po świecie i jak na mikre rozmiary książki przeżywają całkiem sporo przygód. Takich typowo rycerskich, ale jednak z przymrużeniem oka.
Pięknie napisane, świetnie przetłumaczone. Bardzo mi się podobają pierwsze zdania książki. "Na tle czerwonych murów Paryża stanęło w szyku wojsko Francji. Karol Wielki miał dokonać przeglądu swoich paladynów."
Wczesna twórczość Calvino, zanim jeszcze zaczął eksperymentować, można czytać bez bólu ;)
Calvino trochę rozprawia się z etosem rycerskim i tymi wszystkimi chansons de geste. A trochę z tego żartuje. Ubiera ten etos w białą zbroję, sadza na konia i każe walczyć z saracenami. Obdarza rycerza dość przykrym charakterem, ale nie fizycznym ciałem; brak ciała w niczym nie przeszkadza rycerzowi nieistniejącemu. W żadnej sytuacji, serio. Już bardziej ten charakter....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-06-05
Taka w sumie klasyczna historia o biedzie i braku perspektyw, z jakimiś tam nawiązaniami do historii Pabianic i paranormalnym twistem. Niezłe, choć nic mnie nie poruszyło, nic mną nie wstrząsnęło.
Momentami autor mocno stara się pisać jak Masłowska Dorota, trochę nie wiem dlaczego i po co, sam też umie, choć pomysły ma takie raczej wtórne, generyczne.
Taka w sumie klasyczna historia o biedzie i braku perspektyw, z jakimiś tam nawiązaniami do historii Pabianic i paranormalnym twistem. Niezłe, choć nic mnie nie poruszyło, nic mną nie wstrząsnęło.
Momentami autor mocno stara się pisać jak Masłowska Dorota, trochę nie wiem dlaczego i po co, sam też umie, choć pomysły ma takie raczej wtórne, generyczne.
2023-10-20
Klasyka, w bonusie dostajemy długi wstęp Orbitowskiego (60 stron z 200) z zarysem greckiej filozofii i przybliżeniem sylwetek najważniejszych filozofów, głównie Sokratesa i Platona.
Sama książka, wiadomo, niby rozmowa o miłości, czy też Erosie, ale nie tylko i nie do końca. Też o "miłości platonicznej", ale trochę innej, niż się dzisiaj przyjęło. Tylko jak się pomyśli, że Platon pisał to 2400 lat temu, dwa tysiące czterysta lat temu, to jednak trochę robi to wrażenie. A czyta się zaskakująco dobrze.
Na końcu jeszcze wyjaśnienia tłumacza - mamy tu klasyczne tłumaczenie Władysława Witwickiego, dostępne też w Wolnych Lekturach.
Klasyka, w bonusie dostajemy długi wstęp Orbitowskiego (60 stron z 200) z zarysem greckiej filozofii i przybliżeniem sylwetek najważniejszych filozofów, głównie Sokratesa i Platona.
Sama książka, wiadomo, niby rozmowa o miłości, czy też Erosie, ale nie tylko i nie do końca. Też o "miłości platonicznej", ale trochę innej, niż się dzisiaj przyjęło. Tylko jak się pomyśli, że...
2019-01-20
Ze wszystkich książek o wojnie najbardziej cenię tę, choć nie upieram się, że jest najlepsza. O czym jest książka pisać nie ma sensu. O bombardowaniu Drezna? Bombardowanie ma miejsce w okolicach dwusetnej strony z 240, więc nie do końca. O kosmitach, którzy widzą jednocześnie każdą chwilę czasu i radzą Ziemianom pamiętać tylko te dobre chwile? Gdyby autor ich posłuchał, ta książka by nie powstała. O PTSD? Tak, ale nie tylko.
Napiszę o formie. Zysk i Spółka zaczyna wydawać książki Kurta Vonneguta, zaczęli właśnie od tej. Twarda, płócienna okładka, ładna obwoluta (autorem jest Jędrzej Chełmiński). Gdy wziąłem książkę do ręki, od razu chciałem ją mieć. Gdy już ją miałem, od razu zacząłem czytać.
Ze wszystkich książek o wojnie najbardziej cenię tę, choć nie upieram się, że jest najlepsza. O czym jest książka pisać nie ma sensu. O bombardowaniu Drezna? Bombardowanie ma miejsce w okolicach dwusetnej strony z 240, więc nie do końca. O kosmitach, którzy widzą jednocześnie każdą chwilę czasu i radzą Ziemianom pamiętać tylko te dobre chwile? Gdyby autor ich posłuchał, ta...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-31
Drugi tom tej space-operowej serii o tyle dobry, że nic nie dzieje się w kosmosie. Mamy rządy, intrygi i rewolucję, a właściwie przewrót pałacowy. Główna intryga też jest dość niestandardowa, bo nasi bohaterowie chcą wykraść... ale nie uprzedzajmy faktów.
Drugi tom tej space-operowej serii o tyle dobry, że nic nie dzieje się w kosmosie. Mamy rządy, intrygi i rewolucję, a właściwie przewrót pałacowy. Główna intryga też jest dość niestandardowa, bo nasi bohaterowie chcą wykraść... ale nie uprzedzajmy faktów.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dla mnie jedna z lepszych części, mamy więcej intryg, mniej kosmicznych bitew. Poza tym admirał Miles Naismith trafia na Ziemię, niby planetę na peryferiach, ale okazuje się, że nie do końca.
Splatają się tu wątki z kilku poprzednich serii, w ogóle podziwiam Autorkę za to, że pisze niechronologicznie, a mimo to wszystko ciągle trzyma się logicznej kupy. Słowa wypowiedziane, czyny dokonane gdzieś na obrzeżach którejś fabuły sprzed lat, nagle wyskakują i, z zachowaniem spójności i logiki, walą naszego bohatera po głowie. I nie chodzi tylko o traumy z Dagoola IV. I czasem walą dosłownie.
Najlepszy jest moment, gdy słowa medialnej blagi stają się ciałem, zresztą w ogóle jest to jeden z lepszych momentów sagi. A jeśli dotarliście do tej części to wiecie, że Milesowi przydarzają się naprawdę dziwne rzeczy, a kłopoty to jego specjalność. A dla fanów Ivana informacja: jest i Ivan.
Polski tytuł gubi dwuznaczność angielskiego "Brothers in Arms".
Dla mnie jedna z lepszych części, mamy więcej intryg, mniej kosmicznych bitew. Poza tym admirał Miles Naismith trafia na Ziemię, niby planetę na peryferiach, ale okazuje się, że nie do końca.
Splatają się tu wątki z kilku poprzednich serii, w ogóle podziwiam Autorkę za to, że pisze niechronologicznie, a mimo to wszystko ciągle trzyma się logicznej kupy. Słowa...
2023-09-14
Dużo się dzieje, to najgrubsza dotąd książka o Milesie.
Choć nie do końca o Milesie, który jest przez jej znaczną część... niedysponowany. Stery fabuły przejmuje jego brat-klon, który musi wiele się nauczyć, a także stoi przed wieloma wyborami, także jeśli chodzi o swojego brata-pierwowzór, czyli Milesa.
Trochę siedzimy z vorami na planecia Barrayar, trochę czasu spędzamy z najemnikami Dendarii w Obszarze Jacksona, knując przeciw starym wrogom. Dzieje się wiele, czasem złych rzeczy, ale spokojna wasza głowa, wszystko musi skończyć się dobrze, prawda? Prawda?
"Lustrzany taniec" to ostatnia książka z cyklu wydana po polsku. Niewątpliwie będę kontynuował przygód małego rycerza, to znaczy admirała gwiezdnej floty najemników.
Dużo się dzieje, to najgrubsza dotąd książka o Milesie.
Choć nie do końca o Milesie, który jest przez jej znaczną część... niedysponowany. Stery fabuły przejmuje jego brat-klon, który musi wiele się nauczyć, a także stoi przed wieloma wyborami, także jeśli chodzi o swojego brata-pierwowzór, czyli Milesa.
Trochę siedzimy z vorami na planecia Barrayar, trochę...
2023-04-15
Najlepsza jak dotąd książka z serii o małym agencie. Tym razem kryminał, i to taki na serio. Mamy chińskich prawie-post-ludzi, a Miles pyskuje samemu cesarzowi.
Okładka zupełnie od czapy.
Najlepsza jak dotąd książka z serii o małym agencie. Tym razem kryminał, i to taki na serio. Mamy chińskich prawie-post-ludzi, a Miles pyskuje samemu cesarzowi.
Okładka zupełnie od czapy.
2013-09-20
Jestem świeżo po przeczytaniu i ciągle pod wrażeniem wizji autora. Trochę ciężko pisać bez spoilerów o czym, więc napiszę tylko, że o problemie "inteligencja a świadomość", i czy pierwsza możliwa jest bez drugiej.
To jest naprawdę bardzo dobra książka, niby wiedziałem o tym, ale nie spodziewałem się że aż tak dobra, czytałem w komunikacji miejskiej i wielokrotnie przegapiłem swój przystanek. Nie wstyd postawić "Slepowidzenia" na półeczce obok "Diuny" czy "Hyperiona".
Książka dostępna jest za darmo na stronie autora, www.rifters.com, ale nie dałem rady, jest napisana trudnym językiem, nie chodzi tylko o terminy naukowe. A po polsku czyta się świetnie, myślę że duża tu zasługa tłumacza, bo książka łatwa w przekładzie raczej nie była.
A najlepsze, że czeka mnie jeszcze trylogia Ryfterów.
Jestem świeżo po przeczytaniu i ciągle pod wrażeniem wizji autora. Trochę ciężko pisać bez spoilerów o czym, więc napiszę tylko, że o problemie "inteligencja a świadomość", i czy pierwsza możliwa jest bez drugiej.
To jest naprawdę bardzo dobra książka, niby wiedziałem o tym, ale nie spodziewałem się że aż tak dobra, czytałem w komunikacji miejskiej i wielokrotnie...
2023-06-29
Kolejna, która to już?, książka o zombie.
Mike Carey, autor komiksów luźno powiązanych z moim ulubionym Sandmanem, czyli Hellblazer i Lucyfer, wziął i napisał książkę o zombie. Tym razem elementem zombifikującym jest grzybek Cordyceps, który parę lat temu zyskał medialną popularność dzięki swojemu dość spektakularnemu działaniu, czyli pasożytowaniu na owadach i tworzeniu prawdziwych mrówkowych zombie. Tu mamy oczywiście zmutowaną wersję, robiącą to z ludźmi i wgryzającą się w ludzkie neurony. Tak, pomysł jest podobny do gry The Last of Us.
Książka fabularnie przypomina większość książek postapo-zombie, mamy nieliczne ludzkie osady w zombie-morzu, wyprawę przez zombie-teren i wszystko co się z tym wiąże. Jak zwykle rażą bzdurki typu baterie działające 20 lat po "Dniu Zero", ale rozumiem że taka konwencja.
Co więc nowego wnosi do gatunku Carey? Tytułową Pandorę, zombie, ale nie do końca. Melanie-Pandora to dziewczynka, która jak kilkanaścioro podobnych jej dzieci siedzi w "szkole" dla zombie, gdyż odznacza się nieprzeciętną inteligencją. Nieprzeciętną jak na zombie. Nie dość że w ogóle jest z nią kontakt, to myśli i czuje zupełnie jak człowiek. Ale jest też zombie, zainfekowaną grzybem, bezsprzecznie. Więc mądre głowy (parę ich jeszcze na świecie zostało), próbują rozwikłać jej zagadkę i uratować ludzkość.
Czytało się gładko, mimo że temat zombie jest już chyba wyeksploatowany do granic i, szczerze mówiąc, chyba niewiele się da już wymyślić, co pokazał komiks The Walking Dead, zjadający własny ogon. Nie grałem, nie oglądałem TLoU, podejrzewam że fanom serii podejdzie.
Książka ma kontynuację, może się skuszę. Przy okazji okazało się, że Mike Carey napisał całkiem sporo niekomiksowych rzeczy, niech was nie zwiedzie "M. R. Carey" na okładce.
Kolejna, która to już?, książka o zombie.
Mike Carey, autor komiksów luźno powiązanych z moim ulubionym Sandmanem, czyli Hellblazer i Lucyfer, wziął i napisał książkę o zombie. Tym razem elementem zombifikującym jest grzybek Cordyceps, który parę lat temu zyskał medialną popularność dzięki swojemu dość spektakularnemu działaniu, czyli pasożytowaniu na owadach i tworzeniu...
2023-05-28
"Marsjanin" na bogato.
W zasadzie Weir napisał drugi raz tę samą książkę, dodając jeszcze ratowanie świata przed zjadającymi słońce robaczkami.
Znowu mamy samotnego inżyniera, czy też naukowca, który wszystko zniesie, wszystko przetrzyma i we wszystkim pokłada nadzieję. Znowu mamy ciekawe pomysły naukowe, bardziej może inżynieryjne, wymieszane z głupim, choć znośnie dawkowanym humorem i absolutnie nierealną fabułą. Mamy klasyczne chyba dla Weira wyciąganie niezwykłości z kapelusza, wymieszane z całkiem fajnymi teoriami np. życia pozaziemskiego. Cóż że ściągniętymi od lepszych, ale ma u mnie plus za stosowanie tych teorii w praktyce.
Ale boli mnie część naukowa, najbardziej rzeczone robaczki, o mitochondriach działających z wydajnością elektrowni atomowej. Czy ewolucja/selekcja naturalna, działająca niekoniecznie tak jak się Autorowi wydaje (choć tu może mnie się źle wydawać). Boli mnie łatwość wymyślania i stosowania niemożliwych rozwiązań, za to działających za pierwszym razem. Czy używanie "wytrychu fabularnego" w postaci niezniszczalnego materiału.
W sumie to "Marsjanin" bardziej mi się podobał i mimo że do bólu nieprawdopodobny, był bardziej prawdopodobny niż Hail Mary. Ostatecznie nie rozumiem fenomenu typa i czym się ludzie zachwycają. Miałem wrażenie jakbym czytał pamiętne s-f Remigiusza Mroza. I choć warstwa science jest tu o lata świetlne do przodu przed Mrozem, zdaje się prawnikiem z wykształcenia, to cała reszta zrobiła na mnie podobne wrażenie. Czyli ne za dobre. Ale też nie najgorsze. Można powiedzieć, że średnie, takie na pięć gwiazdek właśnie. (Marsjaninowi musiałem więc zwiększyć do 6).
Lepiej przeczytajcie sobie 7Ew Stephensona.
"Marsjanin" na bogato.
W zasadzie Weir napisał drugi raz tę samą książkę, dodając jeszcze ratowanie świata przed zjadającymi słońce robaczkami.
Znowu mamy samotnego inżyniera, czy też naukowca, który wszystko zniesie, wszystko przetrzyma i we wszystkim pokłada nadzieję. Znowu mamy ciekawe pomysły naukowe, bardziej może inżynieryjne, wymieszane z głupim, choć znośnie...
2023-04-28
Trzy opowiadania, z różnych etapów życia Milesa. Trzymają poziom, podobno za najlepsze uznaje się "Lamentowe góry", ale wszystkie się podobały, we wszystkich poza akcją jest "coś więcej".
Wszystkie też są uniwersalne, może dlatego Buyold dobrze się czyta, niby s-f, a "poważna" literatura w przebraniu.
Trzy opowiadania, z różnych etapów życia Milesa. Trzymają poziom, podobno za najlepsze uznaje się "Lamentowe góry", ale wszystkie się podobały, we wszystkich poza akcją jest "coś więcej".
Wszystkie też są uniwersalne, może dlatego Buyold dobrze się czyta, niby s-f, a "poważna" literatura w przebraniu.
2023-05-06
Niby dla dzieci, ale spokojnie można.
Historie z australijskiego interioru, bohaterami są dzieci, zwykle nastoletnie. Warto dla pierwszych dwóch opowiadań, Thiele potrafi stworzyć opowieść z ośmiokilometrowej wyprawy po wodę, choć jeśli wybiera się dwunastolatek, po piasku, w upał i burzę...
Pozostałe opowiadania są OK, tylko i aż, choć może zapomniałem jak pracuje mózg nastolatka ;-)
Niby dla dzieci, ale spokojnie można.
Historie z australijskiego interioru, bohaterami są dzieci, zwykle nastoletnie. Warto dla pierwszych dwóch opowiadań, Thiele potrafi stworzyć opowieść z ośmiokilometrowej wyprawy po wodę, choć jeśli wybiera się dwunastolatek, po piasku, w upał i burzę...
Pozostałe opowiadania są OK, tylko i aż, choć może zapomniałem jak pracuje mózg...
2023-04-08
Zaczyna się wybornie, coś jak przygody pilota Pirxa na wysuniętej placówce. Niestety Miles nie wytrzymuje tam nawet pół roku i ostatecznie trafia w zupełnie inne miejsce wszechświata, gdzie zaczyna się tytułowa gra.
Żeby wygrać, ponownie musi się wcielić w rolę Admirała Milesa Naismitha... itd. itp. - więc czeka nas kolejna seria intryg, potyczek i innych bardziej lub mniej niefortunnych zdarzeń z udziałem starych znajomych i nowych wrogów. Spokojnie, wszystko dobrze się skończy.
Czyta się gładko, ogólnie jest ciekawie, dzieje się dużo i to naraz, a człowiek chce więcej. Plus trochę autoironii Milesa, ratującej czasem całość.
Zaczyna się wybornie, coś jak przygody pilota Pirxa na wysuniętej placówce. Niestety Miles nie wytrzymuje tam nawet pół roku i ostatecznie trafia w zupełnie inne miejsce wszechświata, gdzie zaczyna się tytułowa gra.
Żeby wygrać, ponownie musi się wcielić w rolę Admirała Milesa Naismitha... itd. itp. - więc czeka nas kolejna seria intryg, potyczek i innych bardziej lub...
2023-04-04
Trzeci tom, a pierwszy, w którym śledzimy przygody głównego bohatera cyklu, Milesa, czy też Admirała Milesa Naismitha Vorkosigana, głównodowodzącego Wolnej Floty Najemników Dendarii. Jest to już bardziej klasyczna space opera, ze wszelkimi zaletami i wadami gatunku, z potrzebą częstego korzystania z umiejętności zawieszania niewiary przede wszystkim.
Mniej jest tu akcji, walk w kosmosie, czy starć okrętów, czy twarzą w twarz (ale są). Fizyczne uwarunkowania Milesa sprawiają, że operuje raczej słowem, niż bronią palną. Rzecz dla mnie bardzo na plus, zapowiada się ciekawa seria, opinie ekspertów nie były przesadzone.
Kontynuowanych jest parę wątków z wcześniejszych tomów, czytelnik nie zawiedzie się.
Trzeci tom, a pierwszy, w którym śledzimy przygody głównego bohatera cyklu, Milesa, czy też Admirała Milesa Naismitha Vorkosigana, głównodowodzącego Wolnej Floty Najemników Dendarii. Jest to już bardziej klasyczna space opera, ze wszelkimi zaletami i wadami gatunku, z potrzebą częstego korzystania z umiejętności zawieszania niewiary przede wszystkim.
Mniej jest tu akcji,...
2023-03-25
Space opera, dobra bo trochę niesztampowa, mniej jest bitew, więcej spisków, polityki. Jest też wątek romansowy, niczym z Szekspira, mamy dwie planety, które walczą o trzecią, oczywiście ona jest z jednej, on z drugiej.
Niestety nieśmiertelność bohaterów (i pewność, że z każdej opresji wyjdą cało) psuje trochę lekturę. Mało też jest opisów świata, o Barryarze dowiadujemy się niewiele, o Becie prawie nic.
A jednak biorę się za tom drugi.
Space opera, dobra bo trochę niesztampowa, mniej jest bitew, więcej spisków, polityki. Jest też wątek romansowy, niczym z Szekspira, mamy dwie planety, które walczą o trzecią, oczywiście ona jest z jednej, on z drugiej.
Niestety nieśmiertelność bohaterów (i pewność, że z każdej opresji wyjdą cało) psuje trochę lekturę. Mało też jest opisów świata, o Barryarze dowiadujemy...
Niezłe czytadło, jak ktoś chce wrzucić coś lżejszego.
Zawiązanie akcji dosyć klasyczne, nasz protagonista, detektyw po przejściach znieczula się whisky w sylwestrową noc. Jego żona uciekła z wspólnikiem, albo też wspólnik uciekł z żoną, zależnie od punktu widzenia, Wtem! W jego biurze pojawia się mały, zielony ludzik. Oczywiście ze zleceniem, które musi zostać wykonane przed świtem, oczywiście chodzi o tytułowego jednorożca.
Napisane sprawnie, z humorem, przetłumaczone gładko, zachowując humor, może nie zawsze najwyższych lotów, ale nie przekraczający granicy. OK, mam dużą tolerancję na głupie dowcipy, czasem może przekracza. Mallory (detektyw) spotyka w trakcie śledztwa przedziwnych ludzi, zwierzęta, ludzi-zwierzęta, stwory, demony... Takie postmodernistyczne zabawy kryminałem noir, ale całość idzie raczej w humor, niż kryminał, choć Resnick sprawnie łączy jedno z drugim. Nie razi, aczkolwiek rzecz jest wybitnie rozrywkowa. Idzie przeczytać w 1-2 dni, książka choć grubawa, to "napompowana" jak to książki Fabryki Słów.
Jedna, jedyna uwaga do tłumaczenia: nie wierzę, że Robert J. Szmidt nie zna The Rat Pack.
Niezłe czytadło, jak ktoś chce wrzucić coś lżejszego.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZawiązanie akcji dosyć klasyczne, nasz protagonista, detektyw po przejściach znieczula się whisky w sylwestrową noc. Jego żona uciekła z wspólnikiem, albo też wspólnik uciekł z żoną, zależnie od punktu widzenia, Wtem! W jego biurze pojawia się mały, zielony ludzik. Oczywiście ze zleceniem, które musi zostać wykonane...