Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Jedna z najlepszych rzeczy, jaką można zrobić dla siebie i swojego zdrowia jest zadbanie o aktywność fizyczną. Przysłowie, że ruch to zdrowie może i jest oklepane, ale jednak bardzo prawdziwe. Peter Walker w książce „Ruch- cudowne lekarstwo” skupia się na udowadnianiu tezy, że aktywność fizyczna zmniejsza ryzyko zapadnięcia na choroby przewlekłe, wydłuża życie i ma pozytywny wpływ na jego jakość. Prezentuje też o wiele szerszy kontekst pisząc o kosztach społecznych i gospodarczych wynikających z braku ruchu. Skupia się przede wszystkim na codziennej aktywności typu chodzenie czy jazda na rowerze.

Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym czy lepiej dla zdrowia jest być grubym i aktywnym czy chudym i nieaktywnym? Czy przestrzenie rekreacyjne/sportowe projektowane są pod potrzeby chłopców czy dziewczynek? Albo co zrobić, żeby uaktywnić seniorów i sprawić, żeby dojrzewające dziewczyny nie rezygnowały z aktywności sportowej?
Dlaczego łatwiej poruszać się w biurowcach windą niż schodami? Jak projektować przestrzeń zew.i wew., żeby zachęcała do ruchu? Jakie projekty wprowadzono w innych krajach, aby zmotywować dzieciaki do aktywności? Na te i inne pytania Walker próbuje odpowiadać w swojej książce. Jest to naprawdę bardzo wartościowa pozycja.

Jedna z najlepszych rzeczy, jaką można zrobić dla siebie i swojego zdrowia jest zadbanie o aktywność fizyczną. Przysłowie, że ruch to zdrowie może i jest oklepane, ale jednak bardzo prawdziwe. Peter Walker w książce „Ruch- cudowne lekarstwo” skupia się na udowadnianiu tezy, że aktywność fizyczna zmniejsza ryzyko zapadnięcia na choroby przewlekłe, wydłuża życie i ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Rosnące z roku na rok temperatury, coraz bardziej ekstremalne zjawiska atmosferyczne (ulewy, huragany, powodzie, susze) są niczym innym, jak konsekwencją zmian klimatycznych. W książce Szymona Bujalskiego „Recepta na lepszy klimat” czytamy o kryzysie klimatycznym będącym niewątpliwie chorobą naszego współczesnego świata. Diagnoza jest przedstawiona przez autora w pierwszych dwóch rozdziałach. Przeczytamy w nich o tym, co złego się dzieje i z jakiego powodu. A dzieje się niestety dużo. Liczby i statystyki tylko pogłębiają ponure wrażenie. Na szczęście w kolejnych rozdziałach książki jest już bardziej optymistycznie. Bujalski wypisuje receptę- mówi co można zrobić dla miast/klimatu i co już jest robione. Przedstawia pomysły, przedstawia zaangażowanych pasjonatów, którzy działając lokalnie dokonują małych, lecz ważnych zmian. Największe wrażenie zrobił na mnie opis Jaworzna, w którym władze wdrażając „wizję zero” odważyły się na zmiany w układzie drogowym i w transporcie. Przykładów jest jednak więcej z różnych regionów naszego kraju. Z mojego poznańskiego podwórka wspomnieć można chociażby o pierwszym w Polsce lesie kieszonkowym i uratowaniu dzikiej przyrody w Parku Kasprowicza.
Szymon Bujalski stworzył ważną i ciekawą książkę. Zresztą „Recepta na lepszy klimat” to kolejna pozycja z serii „Miasto szczęśliwe”, za wydanie której odpowiada Wydawnictwo Wysoki Zamek i która jest bardzo wartościowa. Z okazji zbliżającego się Dnia Ziemi polecam zrobić sobie prezent w postaci przeczytania tej książki, zainspirowania się i przemyślenia pewnych kwestii. W końcu każdemu z nas powinno zależeć na poprawie jakości naszego życia. Ze mna na długo na pewno zostanie zdanie: „dbanie o tu i teraz to również dbanie o tam i kiedyś.”

Rosnące z roku na rok temperatury, coraz bardziej ekstremalne zjawiska atmosferyczne (ulewy, huragany, powodzie, susze) są niczym innym, jak konsekwencją zmian klimatycznych. W książce Szymona Bujalskiego „Recepta na lepszy klimat” czytamy o kryzysie klimatycznym będącym niewątpliwie chorobą naszego współczesnego świata. Diagnoza jest przedstawiona przez autora w pierwszych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jestem wielbicielką sportu praktycznie w każdej odsłonie. Przyznam jednak, że na co dzień bardziej fascynują mnie sporty zespołowe. Lekkoatletyka zyskuje zaś na znaczeniu przeważnie w roku olimpijskim lub przy okazji mistrzostw świata. Jako że igrzyska rozpoczną się już za moment, z ciekawością i radością skorzystałam z możliwości przeczytania pozycji „Medal będzie mój. Droga na szczyt polskich lekkoatletów” i przyznam szczerze nie zawiodłam się.

Książkę napisał Jacek Kurowski znany polski dziennikarz sportowy. Do tej pory kojarzył mi się z relacjonowaniem piłki nożnej. Miło było „zobaczyć” go w innej roli. Tym bardziej, że według mnie wyszło bardzo dobrze. Pan Jacek wziął na "przepytki" sześciu lekkoatletów. W książce zadaje konkretne, trafne pytania, takie w punkt. Nie stara się błyszczeć i robić z siebie gwiazdy. Nie jest nachalny i po prostu podąża za opowieściami snutymi przez bohaterów. Jest tak, jak być powinno, czyli autor jest gdzieś w tle każdej z historii. Czasem tak, jak w przypadku dwójki sportowców, daje jeszcze więcej swobody w wypowiedzi i tylko część z tych dwóch historii jest w formie klasycznego wywiadu.

Poznajemy więc utytułowanych lekkoatletów: wielbicielkę kierowania samochodem Joannę Fiodorow, marnotrawiącego czas Michała Haratyka, joginkę Annę Kiełbasińską, eko Pawła Wojciechowskiego, miłośniczkę zwierząt Ewę Swobodę oraz majsterkowicza Piotra Liska.
Wraz z książką otrzymujemy dostęp do osobistych historii (czasem tragicznych, czasem radosnych). Zostają przed nami odsłonięte kulisy treningów poszczególnych dyscyplin i wielkich sportowych imprez. W każdej z opowieści przewija się wątek relacji międzyludzkich: zawodników z trenerami, zawodników między sobą czy też z rodziną i bliskimi. Dowiadujemy się, jak wielkim wysiłkiem i obciążeniem dla organizmu jest uprawianie zawodowego sportu i jak ważny jest szeroko rozumiany komfort psychiczny. Sport to przecież nieustanne przesuwanie granic fizycznych i mentalnych.

Dużą zaletą książki jest fakt, że została napisana dwuetapowo. Pierwsze rozmowy Kurowski przeprowadził zanim zapadła decyzja o przełożeniu Letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokio na rok 2021, kolejne zaś w czasie pandemii. Świetny zabieg, który pozwolił na poznanie różnych perspektyw i który sprawił, że książka nie straciła sensu swojego istnienia. Może nabrała wręcz nowego. „Medal będzie mój” to ciekawa, dobrze napisana pozycja, którą czyta się szybko. Zarówno osoby związane ze sportem, pasjonujące się nim, jak i te, których sport niewiele obchodzi, znajdą w niej coś dla siebie. Może tylko jednej rzeczy mi zabrakło (nie wpływającej jednak na ogólną ocenę). Szkoda, że obok zdjęć z aren sportowych nie znalazły się zdjęcia bardziej osobiste, z galerii prywatnych.

Reasumując, książkę warto przeczytać. 23 lipca rozpoczną się igrzyska i tym samym zmagania naszych lekkoatletów. Dzięki lekturze oglądając transmisje ze stadionu zobaczymy kogoś więcej niż tylko sportowców prężących muskuły i pokazujących swoją obecną sportową wartość. Zobaczymy ludzi ze swoimi historiami, przeżyciami, problemami i marzeniami. Zobaczymy człowieka z jednej strony niezwykłego, a z drugiej zwykłego. Każdemu z nich będę bardzo mocno kibicować!

Jestem wielbicielką sportu praktycznie w każdej odsłonie. Przyznam jednak, że na co dzień bardziej fascynują mnie sporty zespołowe. Lekkoatletyka zyskuje zaś na znaczeniu przeważnie w roku olimpijskim lub przy okazji mistrzostw świata. Jako że igrzyska rozpoczną się już za moment, z ciekawością i radością skorzystałam z możliwości przeczytania pozycji „Medal będzie mój....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bardzo dobra książka poparta dowodami, dokumentami i ustnym przekazem. Studium katastrofy czarnobylskiej. Wielki szacunek dla autora za ogrom pracy, którą wykonał.

Bardzo dobra książka poparta dowodami, dokumentami i ustnym przekazem. Studium katastrofy czarnobylskiej. Wielki szacunek dla autora za ogrom pracy, którą wykonał.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wbija w fotel.

Wbija w fotel.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Świetna!
Choć mogłaby być nieco dłuższa.

Świetna!
Choć mogłaby być nieco dłuższa.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jeśli ktoś oczekuje, że główny wątek w kolejnej powieści o przygodach komisarza Kurta Wallandera będzie skupiał się głównie wokół zagadki kryminalnej, srodze się zawiedzie. Oczywiście zagadka jest. Tyle tylko, że jest jakby dodatkiem. Jest ważna, ale nie najważniejsza. Dotyczy szpiegostwa, obcych wywiadów i marynarki wojennej. Wątek ten może stanowić źródełko wiedzy odnośnie zimnej wojny i punkt wyjścia do dalszych poszukiwań w zakresie tej tematyki.

Jednak tym, co stanowi o dużej wartości pozycji szwedzkiego pisarza, jest co innego. Mankell porusza bez ogródek, momentami nawet brutalnie i boleśnie jeden z trudniejszych aspektów ludzkiego życia, a mianowicie radzenie sobie z przemijaniem i własną śmiertelnością. Podsumowanie życia, bilans zysków i strat, starzenie się, choroby demencyjne - właśnie to najsilniej bije z kart tej powieści, sprawiając, że jest ona bardzo przejmująca. Zresztą trudno się dziwić. Każdy z nas ma przecież mniej lub bardziej uświadomiony lęk przed śmiercią i przemijaniem.

Na zakończenie dwie luźne uwagi. Nareszcie doczekałam się wydania książki Mankella, w którym nie odmienia się nazwy miasta Ystad. Zastanawia mnie też kwestia tego, czy typowym jest dla mężczyzn w Szwecji, posiadających w domach/domkach łazienki, załatwianie się na zewnątrz?!:)

Jeśli ktoś oczekuje, że główny wątek w kolejnej powieści o przygodach komisarza Kurta Wallandera będzie skupiał się głównie wokół zagadki kryminalnej, srodze się zawiedzie. Oczywiście zagadka jest. Tyle tylko, że jest jakby dodatkiem. Jest ważna, ale nie najważniejsza. Dotyczy szpiegostwa, obcych wywiadów i marynarki wojennej. Wątek ten może stanowić źródełko wiedzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jako miłośniczka przygód Kurta Wallandera i tym samym twórczości Mankella ze smutkiem muszę przyznać, że jest to najsłabsza z jego książek, które dane mi było przeczytać. Postać sprawcy i zbrodnie przez niego dokonane są wysoce nieprawdopodobne. I choć jest to w zasadzie jedyne zastrzeżenie, które mam do treści, to jednak jest ono na tyle rażące, że sprawia, iż książkę oceniam nisko. Mankell tym razem się nie popisał.

Jako miłośniczka przygód Kurta Wallandera i tym samym twórczości Mankella ze smutkiem muszę przyznać, że jest to najsłabsza z jego książek, które dane mi było przeczytać. Postać sprawcy i zbrodnie przez niego dokonane są wysoce nieprawdopodobne. I choć jest to w zasadzie jedyne zastrzeżenie, które mam do treści, to jednak jest ono na tyle rażące, że sprawia, iż książkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka, po której mam estetyczną traumę! Sposób, forma pisania, treść, wątpliwej jakości tłumaczenie- zastrzeżenia można mieć praktycznie do wszystkiego.
Tematyka seksu, BDSM, zahamowań w sferze seksualnej, niedoświadczenia, wpływu przeżyć wczesnodziecięcych na kształtowanie się psychiki i zachowań seksualnych w dorosłości- to tematyka jakże ciekawa. Materiał na pasjonującą powieść. Jednakże trzeba to umieć dobrze i wiarygodnie napisać. Pani EL James zdecydowanie się to nie udało.
Rozumiem jednak skąd wzięła się masowa popularność tej ksiązki.

Jedna gwiazdka za to, że czyta się "50 twarzy Greya" szybko, co sprawia, że męczarnia jest na szczęście niebywale krótka. A to dla mnie- osoby nie będącej literacką masochistką było w tym przypadku bardzo istotne.

Nie polecam.

Książka, po której mam estetyczną traumę! Sposób, forma pisania, treść, wątpliwej jakości tłumaczenie- zastrzeżenia można mieć praktycznie do wszystkiego.
Tematyka seksu, BDSM, zahamowań w sferze seksualnej, niedoświadczenia, wpływu przeżyć wczesnodziecięcych na kształtowanie się psychiki i zachowań seksualnych w dorosłości- to tematyka jakże ciekawa. Materiał na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dla osób, które nie pałają miłością do historii książka będzie raczej nie do przejścia. Napisana topornym językiem właściwym dla książek historycznych, kojarzących się z czasami szkolnymi. Czytelnik zostaje wręcz zbombardowany przez daty i nazwiska.

Po przeczytaniu opisów reklamujących książkę spodziewałam się czegoś zupełnie innego- większego nacisku na ciekawostki i treści związane z kulturą i sztuką lub chociażby zrównoważenia ich z treściami historycznymi. Skandynawia ma się przecież czym i kim chwalić. Bardzo żałuję również, że nie doczekał się rozwinięcia delikatnie zasugerowany we wstępie wątek Lebensbornów, że autor nie wspomniał o akcji "białe autobusy" itd. itd. Liczba ciekawostek wplątanych w treść mogłaby być większa co ożywiłoby książkę, przy której momentami powieki same się zamykały.

Mimo wszystko książka Griffithsa zdecydowanie jest pozycją dającą i wzbogacająca wiedzę o historii i społeczeństwie państw skandynawskich. Dla miłośników Skandynawii lektura obowiązkowa. Aczkolwiek żałować można, że niektóre wątki zostały pominięte, inne tylko zarysowane, a w jeszcze inne autor zbytnio się zagłębił.

Dla osób, które nie pałają miłością do historii książka będzie raczej nie do przejścia. Napisana topornym językiem właściwym dla książek historycznych, kojarzących się z czasami szkolnymi. Czytelnik zostaje wręcz zbombardowany przez daty i nazwiska.

Po przeczytaniu opisów reklamujących książkę spodziewałam się czegoś zupełnie innego- większego nacisku na ciekawostki i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyjemna i do pochłonięcia na raz, choć bez ekscytacji. Po prostu przeciętna. Duży plusik za opisy norweskich krajobrazów.

Przyjemna i do pochłonięcia na raz, choć bez ekscytacji. Po prostu przeciętna. Duży plusik za opisy norweskich krajobrazów.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciekawy pomysł, bardzo sprytne i udane wplecenie irlandzkiej baśni to właściwie wszystko, co mogę pozytywnego napisać o tej książce. Fabuła sprawia wrażenie niedopracowanej do końca, niespójnej i „przekombinowanej” a w związku z tym mało realnej dla wnikliwego czytelnika. Niektóre „wątki” potraktowane są po macoszemu i aż się proszą o rozwinięcie i uzupełnienie inne zaś po prostu o wyrzucenie ich z książki. Styl pisania też pozostawia wiele do życzenia: dzienniki prowadzone przez dwie różne bohaterki brzmią jakby napisała je jedna i ta sama osoba.
3 gwiazdki jedynie za baśń- nie mogłam doczekać się każdego kolejnego jej fragmentu.
Mimo dobrze zapowiadającego się początku niestety książkę dodaje do tych, doczytanych do końca jedynie siłą woli. Aczkolwiek jednak doczytanych.

Ciekawy pomysł, bardzo sprytne i udane wplecenie irlandzkiej baśni to właściwie wszystko, co mogę pozytywnego napisać o tej książce. Fabuła sprawia wrażenie niedopracowanej do końca, niespójnej i „przekombinowanej” a w związku z tym mało realnej dla wnikliwego czytelnika. Niektóre „wątki” potraktowane są po macoszemu i aż się proszą o rozwinięcie i uzupełnienie inne zaś po...

więcej Pokaż mimo to