Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Urzekający spacer po lesie, w czasie którego spojrzymy na drzewa inaczej niż do tej pory.

Urzekający spacer po lesie, w czasie którego spojrzymy na drzewa inaczej niż do tej pory.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przezabawna i zaskakująco współczesna.

Przezabawna i zaskakująco współczesna.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W tej książce jest za dużo niepotrzebnych słów. Grafomania. Wodolejstwo. Brak redakcji. Dwie gwiazdki - bo doceniam fragmenty, w tym ten o papudze.

W tej książce jest za dużo niepotrzebnych słów. Grafomania. Wodolejstwo. Brak redakcji. Dwie gwiazdki - bo doceniam fragmenty, w tym ten o papudze.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zbiór krótkich esejów przyporządkowanych do dwunastu miesięcy. Każdy miesiąc otwiera refleksja węgierskiego pisarza o tym, z czym dana pora roku mu się kojarzy, jaki wywołuje w nim nastrój, wspomnienie, jak ustawia go psychicznie i jakie apetyty w nim budzi. Brzmi to banalnie, ale w ujęciu wrażliwego i spostrzegawczego pisarza takiego jak Márai, teksty te potrafią ująć i oczarować, a czasem wywołać uśmiech.
Ale Sándora-pisarza i mnie-czytelniczkę sporo dzieli. Przede wszystkim dzieli nas czas. To odczucie towarzyszyło mi wtedy, gdy kilka lat temu czytałam jego „Dziennik”, powtórzyło się z podwojoną siłą teraz przy okazji „Czterech porach roku”. Wchodząc coraz głębiej w te teksty, czuje się, że pisane były w innej, dawno minionej już (choć nie tak odległej) epoce. Odczuwa się ich sztywną, opieszałą staroświeckość. Czasem Márai irytuje wygłaszanymi przez siebie poglądami. Czasem drażni i śmieszy swoim patosem i egzaltacją ("Wielki poeta się nie myli. Zdaje się na własny instynkt i pisze tak, jak żyje, i tak umiera, jak się godzi"). Ale czy to z sympatii, czy z empatii przymyka się na nie oko, usprawiedliwiając go życiem w innych czasach, w innym miejscu. Przez palce patrzy się na tę niedzisiejszość, starając się nadać jej walory patyny, kunsztownej elegancji. I gdy odsiać te drobne irytacje, pozostają piękne sceny, nieraz malownicze pejzaże, nieraz skreślone genialnie portrety ("Jesienią ptaki odlatują. Dzieci idą do szkoły. Jowisz ma cztery księżyce. Kucharze huśtają się o północy"); pozostają trafne spostrzeżenia, celne riposty i komentarze wymierzone w ludzi, w nas, w świat, sztukę, życie, w siebie.

Zbiór krótkich esejów przyporządkowanych do dwunastu miesięcy. Każdy miesiąc otwiera refleksja węgierskiego pisarza o tym, z czym dana pora roku mu się kojarzy, jaki wywołuje w nim nastrój, wspomnienie, jak ustawia go psychicznie i jakie apetyty w nim budzi. Brzmi to banalnie, ale w ujęciu wrażliwego i spostrzegawczego pisarza takiego jak Márai, teksty te potrafią ująć i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Baśniowa powieść dla młodzieży o II wojnie światowej.
Ze znudzeniem odłożyłam ją po przeczytaniu ponad trzystu stron. Doerr pisał tę książkę 10 lat. I widać w niej tę dekadę starań. Widać, że tę historię wygładzał i pielęgnował jak szlifierz ten mityczny, opisywany w powieści kamień, którego posiadacz nigdy nie umrze. Efekt jednak ani nie zachwyca, ani nie porywa - książka wydała mi się irytująco edukacyjna (jak to w tradycyjnej baśni: walka dobra ze złem itp.) i infantylna, a jej bohaterowie płascy, papierowi, nieprzekonujący.

Baśniowa powieść dla młodzieży o II wojnie światowej.
Ze znudzeniem odłożyłam ją po przeczytaniu ponad trzystu stron. Doerr pisał tę książkę 10 lat. I widać w niej tę dekadę starań. Widać, że tę historię wygładzał i pielęgnował jak szlifierz ten mityczny, opisywany w powieści kamień, którego posiadacz nigdy nie umrze. Efekt jednak ani nie zachwyca, ani nie porywa - książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie taka zła jak się spodziewałam po opiniach na LC, ale co racja, to racja: nie powala. Za to samo obcowanie z charakterystyczną frazą Pilcha, z tymi wszystkimi "powiedzieć..., to nic nie powiedzieć" oraz "w sensie ścisłym" to już taka przyjemność, że już dla nich samych warto przeczytać. Poza tym jest niby śmiesznie, ale przede wszystkim smutno.

Nie taka zła jak się spodziewałam po opiniach na LC, ale co racja, to racja: nie powala. Za to samo obcowanie z charakterystyczną frazą Pilcha, z tymi wszystkimi "powiedzieć..., to nic nie powiedzieć" oraz "w sensie ścisłym" to już taka przyjemność, że już dla nich samych warto przeczytać. Poza tym jest niby śmiesznie, ale przede wszystkim smutno.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Najpierw ciekawie, później nudno. Na początku koleś - pozwolę sobie tak nazywać autora - sprawiał miłe wrażenie: wyluzowany, szczery, ktoś, kto pisze wprost i nie przebiera w słowach. Ale w połowie książki wydawał się już nadętym, aroganckim palantem i bez skrupułów można było go zostawić w jego upadającym Detroit, z jego frustracjami i męczącą irytacją wszystkim dookoła.
Detroit niszczeje i upada, korupcja, bieda i pożary. Ok, po 50 stronach już wiemy, o co chodzi. Tylko co dalej? Cokolwiek? Po 100 stronach jest tak, jakbyśmy w kółko czytali to samo, to samo, to samo, ale czas się tak nie zapętla (chyba?), więc pora dodać ostro gazu i stąd wypie... .

Najpierw ciekawie, później nudno. Na początku koleś - pozwolę sobie tak nazywać autora - sprawiał miłe wrażenie: wyluzowany, szczery, ktoś, kto pisze wprost i nie przebiera w słowach. Ale w połowie książki wydawał się już nadętym, aroganckim palantem i bez skrupułów można było go zostawić w jego upadającym Detroit, z jego frustracjami i męczącą irytacją wszystkim dookoła....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To pierwsza książka, nad której wydaniem pracowałam. Mam nadzieję, że nie ostatnia ;)
Wiele ciekawych rozmów, wiele ciekawych perspektyw oceniania książek i ich interpretacji, ciekawe zetknięcie światów czytelników i pisarzy. Polecam.

To pierwsza książka, nad której wydaniem pracowałam. Mam nadzieję, że nie ostatnia ;)
Wiele ciekawych rozmów, wiele ciekawych perspektyw oceniania książek i ich interpretacji, ciekawe zetknięcie światów czytelników i pisarzy. Polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Fenomenalna biografia. Książka o sztuce - o tym, jakim niezwykłym, silnym, niewytłumaczalnym jest powołaniem dla twórcy i jak satysfakcjonująca bywa nagroda, gdy twórczość ta zostaje odkryta i doceniona. Ale jeszcze bardziej historia o tym, jak sztuka wpływa na życie najbliższych artysty: ilu od nich wymaga wyrzeczeń, wyrozumiałości i dostosowania się do sprzyjających twórcy warunków. To książka o ogromnych obciążeniach psychicznych, depresji i samotności. To opowieść o miłości, oddaniu, toksycznych relacjach i potrzebie bliskości. A także o próbach odnalezienia jej w najbliższej rodzinie i poza nią. I o porażkach, jakie można ponieść w jej poszukiwaniach.

Magdalena Grzebałkowka genialnie operuje dostępnymi jej materiałami. Z listów, relacji znajomych, odsłuchów dziennika fonicznego prowadzonego przez Beksińskich tworzy pełną napięcia relację, której koniec znamy od początku, a który nie przestaje być abstrakcyjnym, supełkowym zwieńczeniem harmonijnie spinającym życie i twórczość całej trójki Beksińskich.

Fenomenalna biografia. Książka o sztuce - o tym, jakim niezwykłym, silnym, niewytłumaczalnym jest powołaniem dla twórcy i jak satysfakcjonująca bywa nagroda, gdy twórczość ta zostaje odkryta i doceniona. Ale jeszcze bardziej historia o tym, jak sztuka wpływa na życie najbliższych artysty: ilu od nich wymaga wyrzeczeń, wyrozumiałości i dostosowania się do sprzyjających...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zdążyłam już tę książkę pochwalić, powiedzieć, jaką to fenomenalną rzecz czytam, ale pospieszyłam się z tym osądem. Nie mów hop itd. To, co się tak fantastycznie zapowiadało, ma tak kiepskie zakończenie (ostatnie 100 stron), że aż dziw bierze lub podejrzliwość, że napisała je te sama osoba, która wcześniej stron 500 napisała, i to 500 stron całkiem przyzwoitych. Styl, co tu dużo mówić, siada. Siada w taki rozwalony sposób, zadowolenie z siebie emanuje z każdej strony. Nagle - ta jowialność, ta rubaszność. Skąd, po co? Tego nie robi się czytelnikowi.

Na początku myślałam: nowa "Morfina", "Morfina" o współczesności, na dodatek z wątkiem kryminalnym, na dodatek przez kobietę napisana, murowana nominacja do Paszportów Polityki i do Nike. Po tym, jak przeczytałam pół-rozwiązanie wątku kryminalnego (bo domyśla się przezorny czytelnik, że na tym jeszcze nie koniec, bo przecież jeszcze dwa tomy zostały trylogią przyobiecane) i tę nieprawdopodobną historię miłosną, muszę wycofać się z tych wcześniejszych zachwytów i z nawiązań do "Morfiny".

Jednak większość powieści była pierwszej klasy: Berlin i berlińczycy, miasto podzielone i miasto scalone z jego / ich plastyczną topografią, historia najnowsza i historia sprzed 1989. Osadzona w tym fabuła: ni to kryminalna, ni to beletrystyczna, ni to sensacyjna, wartka, dynamiczna. Z tego tytułu, i na zachętę, w klasyfikacji ogólnej przyznaję jej 8/10 punktów. Inna rekomendacja: po drugi tom rękę wyciągnę. Dopowiedzenie: do Nike / Paszportów - wspomnicie moje słowa - pewnie też dostanie co najmniej nominacje pomimo naprawdę rozczarowującego końca.

Zdążyłam już tę książkę pochwalić, powiedzieć, jaką to fenomenalną rzecz czytam, ale pospieszyłam się z tym osądem. Nie mów hop itd. To, co się tak fantastycznie zapowiadało, ma tak kiepskie zakończenie (ostatnie 100 stron), że aż dziw bierze lub podejrzliwość, że napisała je te sama osoba, która wcześniej stron 500 napisała, i to 500 stron całkiem przyzwoitych. Styl, co tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czarno-biała literatura polska. Fiedorczuk twierdzi, że pisała o pięknie. Może pisała. Ale powinna dodać w takim razie zastrzeżenie, że piękno tkwi jedynie w rzeczach smutnych i jeszcze może w powtarzalnych rytuałach, które porządkują nasze dni (np. w paleniu papierosa przed snem). Poza nimi według autorki szczęścia nie ma. Nie ma? Nie ma w ogóle czy tylko w książkach polskich pisarzy?
Strasznie to nudne.

Krótka powieść o tragedii z dzieciństwa, która echem odbija się w trzech bohaterkach jeszcze w dorosłości. O nieszczęśliwym życiu, o niespełnieniu, o pustce. Książka wysmakowana językowo, elegancko przez poetkę spisana. Ale nie miałam ochoty jej dokończyć. Po przeczytaniu połowy uznałam, że już wiem, o co w tej historii chodzi, i nie mam potrzeby - nie ma we mnie ciekawości - by sprawdzić, co było dalej. Odkładam niedoczytaną.

Czarno-biała literatura polska. Fiedorczuk twierdzi, że pisała o pięknie. Może pisała. Ale powinna dodać w takim razie zastrzeżenie, że piękno tkwi jedynie w rzeczach smutnych i jeszcze może w powtarzalnych rytuałach, które porządkują nasze dni (np. w paleniu papierosa przed snem). Poza nimi według autorki szczęścia nie ma. Nie ma? Nie ma w ogóle czy tylko w książkach...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pomelo i kolory Ramona Bădescu, Benjamin Chaud
Ocena 8,1
Pomelo i kolory Ramona Bădescu, Ben...

Na półkach: ,

Nic na to nie poradzę: Pomelo mnie zachwyca. Tym razem jego spostrzeżenia wydają się jeszcze trafniejsze niż we wcześniejszym tomiku "Pomelo jest zakochany".

Nic na to nie poradzę: Pomelo mnie zachwyca. Tym razem jego spostrzeżenia wydają się jeszcze trafniejsze niż we wcześniejszym tomiku "Pomelo jest zakochany".

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytając współczesną (na rynku francuskim ukazała się w 1975) powieść, oczekuję od niej współczesności właśnie, chociażby na poziomie językowym, a Modiano czyta się jak rachityczną staroć. Ładne to, wręcz wygłaskane, ale nudne jak przysłowiowe flaki z olejem. Snują się smętnie i bez celu postaci-cienie, snują się w totalnym splinie. Niby się kochają, ale bez ikry. Może konwencja wspominania ma usprawiedliwiać tę ich efemeryczność i wyblakłość, ale jakoś nie przekonuje to usprawiedliwienie. Z postaci najbardziej zapada w pamięć dog kochanki Victora. Piękne, zblazowane zwierzę, które jednak potrafi odtańczyć kadryla, gdy idzie na niezapowiedziany spacer.

Więcej: http://direlasua.wordpress.com/2014/11/17/willa-triste/

Czytając współczesną (na rynku francuskim ukazała się w 1975) powieść, oczekuję od niej współczesności właśnie, chociażby na poziomie językowym, a Modiano czyta się jak rachityczną staroć. Ładne to, wręcz wygłaskane, ale nudne jak przysłowiowe flaki z olejem. Snują się smętnie i bez celu postaci-cienie, snują się w totalnym splinie. Niby się kochają, ale bez ikry. Może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Wszystko, co lśni” to książka o niebo lepsza od przeciętnego wypełniacza czasu, jakim musimy się zadowalać, gdy nie ma widoków na książkę wybitną. Wciągająca fabuła, inteligentna konstrukcja, przy której zdaje się, że pisarka miała największą frajdę, prosty, elegancki język bez wymyślnych dyrdymałów – wszystko to lśni, ale jednak nie jest dziełem genialnym, takim, które przenika czytelnika do głębi. Nie powoduje gęsiej skórki. Nie pozbawia nas snu. Nie niepokoi. Nie sprawia, że jest nam mniej wygodnie z nami samymi. Nie rozrywa nas od środka i nie rąbie nam żadnej prawdy prosto w twarz, poza może taką, że na dobrą gawędziarską historię też znajdzie się miejsce w naszym czytelniczym życiu.

To dobra książka na złe czasy – takie, kiedy nie ma widoków na książkę z pierdolnięciem i takie, kiedy szybko, o wiele za szybko zapada zmierzch.

Więcej: http://direlasua.wordpress.com/2014/11/16/wszystko-co-lsni/

„Wszystko, co lśni” to książka o niebo lepsza od przeciętnego wypełniacza czasu, jakim musimy się zadowalać, gdy nie ma widoków na książkę wybitną. Wciągająca fabuła, inteligentna konstrukcja, przy której zdaje się, że pisarka miała największą frajdę, prosty, elegancki język bez wymyślnych dyrdymałów – wszystko to lśni, ale jednak nie jest dziełem genialnym, takim, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tytuł zapowiada: będzie o kobietach. I faktycznie rzecz jest kobieca, lecz – na szczęście – nie babska. Trzy babuszki, niezamężna trzydziestolatka i jej córka-niemowa, o której wiemy, że wyrośnie z niej artystka malarka wielkiej miary. Dzielą mieszkanie i troski. Na pierwszym planie toczą się ważne boje: o to, by tym razem życie obeszło się z nimi łaskawie, choćby dla kontrastu. Gdzieś w tle głównej historii blakną wspomnienia o dawnych miłościach starszych kobiet i dokonanych przez nie wyborach. Jak wyraźne przeczucie widzimy z kolei późniejsze losy utalentowanej dziewczynki. Kobiecy, samowystarczalny świat, który obywa się bez udziału intruzów (w tej roli głównie mężczyźni, choć nie tylko). Taka literatura. O sile kobiet. Sympatyczna, smutna rzecz, nieźle napisana, ale niestety zupełnie nieporuszająca.

Tytuł zapowiada: będzie o kobietach. I faktycznie rzecz jest kobieca, lecz – na szczęście – nie babska. Trzy babuszki, niezamężna trzydziestolatka i jej córka-niemowa, o której wiemy, że wyrośnie z niej artystka malarka wielkiej miary. Dzielą mieszkanie i troski. Na pierwszym planie toczą się ważne boje: o to, by tym razem życie obeszło się z nimi łaskawie, choćby dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kapitalna książka, dzieło totalne, wielka literatura – powiedzieć mniej to karygodne zaniedbanie. Jest to też, trzeba dać to ostrzeżenie, nudna powieść, wlokąca się żmudnie. Gdyby był to film, to wielu nazwałoby go takim, w którym nic się nie dzieje. Wiele osób wyszłoby z kina. Ale dla mnie to nie wada, w końcu wiele najlepszych filmów można w ten sposób spuentować. Trzeba przebrnąć przez te pustynie nudy, by dotrzeć do jądra horroru. Takiego miejsca, w którym można przestraszyć się snów, siebie, podróży, przeznaczenia, codzienności, ciemnych zakamarków, życia i poezji. Wszystkiego. Ale nawet w tym strachu widać blask czegoś pięknego. Złowieszczo pięknego.

Kapitalna książka, dzieło totalne, wielka literatura – powiedzieć mniej to karygodne zaniedbanie. Jest to też, trzeba dać to ostrzeżenie, nudna powieść, wlokąca się żmudnie. Gdyby był to film, to wielu nazwałoby go takim, w którym nic się nie dzieje. Wiele osób wyszłoby z kina. Ale dla mnie to nie wada, w końcu wiele najlepszych filmów można w ten sposób spuentować. Trzeba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzeba lubić Białoszewskiego, żeby to docenić. Te miejsca, tę Polskę, przemieszczenia, spacery, dialogi. To, że w sumie nic się nie dzieje, a kartki pełne są mikro wydarzeń i jest w tej codzienności Mirona, właśnie przechodzącego rekonwalescencję po zawale, napięcie. Coś się wydarzy - czekamy. Nic się nie dzieje - ale nadal czekamy, bez zawodu, bez rozdrażnień. I są momenty, się doczekujemy, i to jest właśnie, m.in. w "Zawale", piękne.

Trzeba lubić Białoszewskiego, żeby to docenić. Te miejsca, tę Polskę, przemieszczenia, spacery, dialogi. To, że w sumie nic się nie dzieje, a kartki pełne są mikro wydarzeń i jest w tej codzienności Mirona, właśnie przechodzącego rekonwalescencję po zawale, napięcie. Coś się wydarzy - czekamy. Nic się nie dzieje - ale nadal czekamy, bez zawodu, bez rozdrażnień. I są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dawno mnie coś tak nie wciągnęło, i to jest chyba największy komplement, jaki w tej chwili jestem w stanie zaoferować jakiejkolwiek książce. Czy innej rozrywce. Czy czemukolwiek.
Wkrótce zabieram się za "Trzeci klucz". I to też jest komplement.

Dawno mnie coś tak nie wciągnęło, i to jest chyba największy komplement, jaki w tej chwili jestem w stanie zaoferować jakiejkolwiek książce. Czy innej rozrywce. Czy czemukolwiek.
Wkrótce zabieram się za "Trzeci klucz". I to też jest komplement.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Spodziewałam się czegoś w stylu serialu "Girls", lecz przeniesionego sto lat wstecz. Oczekiwanie to niejako zostało spełnione. Jednak świat sprzed wieku zupełnie mnie nie był w stanie zainteresować: te wszystkie konwenanse, język, uwarunkowania kulturowe są tak dla mnie martwe, że nie umiem się nimi w najmniejszym stopniu przejąć czy w nie wczuć.
Poza tym książka może i dobra, ale nie chciało mi się sprawdzać. Porzuciłam ją po 20% na Kindle'u.

Spodziewałam się czegoś w stylu serialu "Girls", lecz przeniesionego sto lat wstecz. Oczekiwanie to niejako zostało spełnione. Jednak świat sprzed wieku zupełnie mnie nie był w stanie zainteresować: te wszystkie konwenanse, język, uwarunkowania kulturowe są tak dla mnie martwe, że nie umiem się nimi w najmniejszym stopniu przejąć czy w nie wczuć.
Poza tym książka może i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nuda.
Koleś w kółko jojczy - zgodnie z zapowiedzią z tytułu - "będzie gorzej" i "będzie gorzej". Ile można. Po co. W jakim kierunku. Na co ten bunt. Wziąłby się do roboty, uporządkował, byłoby lepiej. Nie chce się uczyć, nie chce pracować, a gdy robi (czy też nie robi) to, co chce, to znów się gnoi, że będzie gorzej. Co prawda spora udręka wynika na pierwszych stu stronach z faktu posiadania ojca, ale i tak - nie mam dla takich innej rady niż powiedzieć im: weź się chłopie w garść.
Stylistycznie książka nie odpycha, ale po stu stronach wiem już, co będzie działo się również w tym obszarze przez kolejnych 500, więc - po co. Bez czytania będzie lepiej.
(Ot, i urok ze złowróżebnej zdjęty: to tylko groźna nuda).

Nuda.
Koleś w kółko jojczy - zgodnie z zapowiedzią z tytułu - "będzie gorzej" i "będzie gorzej". Ile można. Po co. W jakim kierunku. Na co ten bunt. Wziąłby się do roboty, uporządkował, byłoby lepiej. Nie chce się uczyć, nie chce pracować, a gdy robi (czy też nie robi) to, co chce, to znów się gnoi, że będzie gorzej. Co prawda spora udręka wynika na pierwszych stu stronach...

więcej Pokaż mimo to