Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Skąd w książkach tyle dobrych bohaterów? Dlaczego powieściową rzeczywistość poznajemy z ich perspektywy i nawet jeśli nie zawsze zwyciężają, to zawsze nas, czytelników, z sobą wiążą, im kibicujemy, im współczujemy, nad ich losem lejemy łzy, z ich zwycięstw się cieszymy? Dlaczego nikt nie napisze powieści o bohaterze złym, albo jeśli nie złym, to miernym, żenującym, z tak nikłą liczbą zalet, że giną jak kilka ładnych źdźbeł trawy w trawniku? I dlaczego w powieściach prawie zawsze znajdujemy odpowiedzi na omalże wszelkie stawiane w nich pytania? Przecież w życiu odpowiedzi nie otrzymujemy prawie nigdy, a jeśli już jakaś padnie, nigdy nie mamy pewności, ile i czy w ogóle cokolwiek ma wspólnego z prawdą. I oto właśnie okazało się, że Ameryki nie odkryłem. Dokładnie te same kwestie intrygowały Iris Murdoch. Zaintrygowały ją na tyle, że napisała powieść. Powieść w formie pamiętnika osoby miernej. Egocentryka, przede wszystkim i ponad wszystko. Z bogatym katalogiem innych wad, kłębiących się obszernym cieniu tej zasadniczej. Powieść, w której wszystko poznajemy z jego perspektywy - perspektywy wąskiej, mocno ograniczonej, tak jak ograniczony jest bohater książki. W której tylko on interpretuje fakty, zdarzenia, na swój kiepski, egocentryczny sposób. Powieść, w której przewija się liczne grono postaci, z których do żadnej jakoś nie można się przywiązać, z żadną identyfikować. Nie żeby były przeciętne - są wprawdzie i takie, ale obok nich mamy tu aktorów, reżyserów, wysokich rangą wojskowych. Mamy też wątki miłosne - i ani cienia romansu.
Jest to oczywiście powieść wybitna - ale czerpałem z jej lektury tak mało przyjemności, że nie byłem w stanie dać więcej gwiazdek, niż dałem.
Mam nadzieję, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by ostrzec tych spośród czytelników, którzy po tę powieść sięgnąć nie powinni.

Skąd w książkach tyle dobrych bohaterów? Dlaczego powieściową rzeczywistość poznajemy z ich perspektywy i nawet jeśli nie zawsze zwyciężają, to zawsze nas, czytelników, z sobą wiążą, im kibicujemy, im współczujemy, nad ich losem lejemy łzy, z ich zwycięstw się cieszymy? Dlaczego nikt nie napisze powieści o bohaterze złym, albo jeśli nie złym, to miernym, żenującym, z tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przepiękny przykład realistycznego dramatu rosyjskich dusz, szalonych, emocjonalnych, ale i małostkowych, bezinteresownie złośliwych i rozmaitych innych (mowa o rosyjskich duszach z XIX wieku). Mnóstwo uczuć i szastania pieniędzmi, szczypta daremnych zabiegów zdrowego rozsądku, a wszystko zgrabnie skomponowane, doprawione i przyozdobione przez mistrza w swoim fachu, Aleksandra Ostrowskiego. Czyta się płynnie, jak powieść. Wady? Trudno dostać. Mi się na szczęście udało.

Przepiękny przykład realistycznego dramatu rosyjskich dusz, szalonych, emocjonalnych, ale i małostkowych, bezinteresownie złośliwych i rozmaitych innych (mowa o rosyjskich duszach z XIX wieku). Mnóstwo uczuć i szastania pieniędzmi, szczypta daremnych zabiegów zdrowego rozsądku, a wszystko zgrabnie skomponowane, doprawione i przyozdobione przez mistrza w swoim fachu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść drogi, a dokładniej dwie powieści drogi, czy też może jedna powieść dwóch dróg.
Pierwsza z nich jest drogą niepełnospranego bezdomnego, który staje się coraz bardziej niepełnosprawny, aż... Stop, nie spojlerujmy.
Druga jest drogą wysłannika obarczonego misją odnalezienia niepełnosprawnego, misją, która... Stop, nie spojlerujmy.
Spojlerowanie zresztą czy też niespojlerowanie nie ma najmniejszego znaczenia, bo nie fabuła jest tu najważniejsza, a droga i to, co z drogą się nam, ludziom nieodparcie kojarzy, czyli... Nie, nie zaspojleruję.
To wszystko w zwięzłym, rzeczowym stylu Becketta. Miód!
(Ale czy na pewno miód? Bo przecież pszczoły w tej powieści... Stop. Nie spojlerujmy).

Powieść drogi, a dokładniej dwie powieści drogi, czy też może jedna powieść dwóch dróg.
Pierwsza z nich jest drogą niepełnospranego bezdomnego, który staje się coraz bardziej niepełnosprawny, aż... Stop, nie spojlerujmy.
Druga jest drogą wysłannika obarczonego misją odnalezienia niepełnosprawnego, misją, która... Stop, nie spojlerujmy.
Spojlerowanie zresztą czy też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawe jedynie jako wprowadzenie do indyjskiej obyczajowości i mentalności. Jeżeli czytacie książki dla fabuły - odpuście sobie. Chyba że lubicie fabuły w stylu, że losy czworga ludzi w 300-milionowym kraju (chyba tyle liczyły Indie sto lat temu), pochodzących z różnych, odległych miejsc, splatają się ściśle ze sobą, tak że A, który jest mężem B, o mało nie wychodzi za C, która kocha D, który jednak w wyniku pewnej pomyłki sądzi, że jest mężem B, co wprawdzie odkrywa, ale B, która podczas zaślubin nie śmiała podnieść oczu na A, a potem po burzy, która rozpętała się zaraz potem, napotkała D w stroju pana młodego, bo ten też brał ślub tego dnia (z jakąś X, nieważne, ją burza wykreśliła z rejestru bohaterów), więc owa B jest święcie przekonana, że D jest jej prawdziwym mężem, a D nie śmie jej wyprowadzić z błędu, bo....
I tu wkracza do akcji hinduska obyczajowość i mentalność, za co jej cześć i chwała.
Przepraszam oczywiście za nadużywanie pewnego zaimka przymiotnego w jego dwóch formach. To ewidentny błąd, którego popełniać nie można!

Ciekawe jedynie jako wprowadzenie do indyjskiej obyczajowości i mentalności. Jeżeli czytacie książki dla fabuły - odpuście sobie. Chyba że lubicie fabuły w stylu, że losy czworga ludzi w 300-milionowym kraju (chyba tyle liczyły Indie sto lat temu), pochodzących z różnych, odległych miejsc, splatają się ściśle ze sobą, tak że A, który jest mężem B, o mało nie wychodzi za C,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Osobliwa podróż przez Islandię. Osobliwa - bo w sumie nigdzie się nie ruszamy, cały czas tkwimy w jednej chacie, czasem tylko odbywamy małą przechadzkę po okolicy. Mimo to poznajemy Islandię na wskroś, a właściwie poznajemy na wskroś Islanczyków, choć w sumie poznajemy ich niewielu - mieszkańca chaty, mężnego i upartego hodowcę owiec, jego rodzinę i wąskie grono osób, z którymi dzielny hodowca się styka. Nie padają żadne daty, lecz nie trudno się domyślić, że rzecz zaczyna się jeszcze w XIX wieku, a kończy w latach 30-ch XX-go. Choć niby zaczyna się w wieku dziesiątym, w czasach, kiedy ludzie - ci naprawdę źli - zamieniali się w upiory. Bo na Islandii upiory, elfy i trolle nie są mniej ważni niż ludzie i w prawdziwie realistycznej opowieści o tej wyspie - jaką niewątpliwie jest ta powieść - nie może ich zabraknąć. Oczywiście w odpowiedniej proporcji, bo głównym bohaterem są zdecydowanie ludzie.

Osobliwa podróż przez Islandię. Osobliwa - bo w sumie nigdzie się nie ruszamy, cały czas tkwimy w jednej chacie, czasem tylko odbywamy małą przechadzkę po okolicy. Mimo to poznajemy Islandię na wskroś, a właściwie poznajemy na wskroś Islanczyków, choć w sumie poznajemy ich niewielu - mieszkańca chaty, mężnego i upartego hodowcę owiec, jego rodzinę i wąskie grono osób, z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie pytajcie mnie, dlaczego "Azyl". Jest to tak samo niejasne, jak dialogi. Nieco mniej niejasna jest kwestia charakterów postaci - wszytkie podłe, z małymi wyjątkami. Realia, w których żyją, równie podłe. Fatum, które nad wszystkim ciąży, podłe do kwadratu. Czy to zresztą fatum? Napisane miejscami dobrze, miejscami pięknie. Styl zmienny, trochę literacki patchwork, z perełką - opowiadankiem o dwóch facetach, którzy znajdują w Memphis, Tennessee, tani hotel. Wszystko to składa się na doskonałą powieść, którą ciężko się czyta.

Nie pytajcie mnie, dlaczego "Azyl". Jest to tak samo niejasne, jak dialogi. Nieco mniej niejasna jest kwestia charakterów postaci - wszytkie podłe, z małymi wyjątkami. Realia, w których żyją, równie podłe. Fatum, które nad wszystkim ciąży, podłe do kwadratu. Czy to zresztą fatum? Napisane miejscami dobrze, miejscami pięknie. Styl zmienny, trochę literacki patchwork, z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to książka traktująca z grubsza o idei, od paru setek lat nieustannie zyskującej na popularności, że szczęście ludzkości polega na coraz ciaśniejszym zawijaniu jej w pieluchy cywilizacji technologicznej. Oraz o owocu tej idei, jakim jest mechanizm społeczny, techniczny i ekonomiczny, coś w rodzaju pełnego dobrych zamiarów potwora, którego jedynym pragnieniem jest udławić ludzi nadmiarem usług i dóbr. Dalej o grupie, która ma pomysł na tę sytuację. Nieco może kontrowersyjny. I o człowieku, którego raz po raz spotykają osobliwe przypadki i który się z ową grupą wiąże. Wszystko w realiach niedalekiej przyszłości, z istotną dozą metafizyki. I wszystko niestety nie za dobrze oddane w języku polskim.

Jest to książka traktująca z grubsza o idei, od paru setek lat nieustannie zyskującej na popularności, że szczęście ludzkości polega na coraz ciaśniejszym zawijaniu jej w pieluchy cywilizacji technologicznej. Oraz o owocu tej idei, jakim jest mechanizm społeczny, techniczny i ekonomiczny, coś w rodzaju pełnego dobrych zamiarów potwora, którego jedynym pragnieniem jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzeczowe i bezlistosne rozprawienie się z durnymi ludzkimi mitami o nienajdurniejszych przecież zwierzętach w najlepszym wydaniu. Barwnie, złośliwie, ze swadą i bezdyskusyjną znajomością rzeczy. Na trzynastu nieprzypadkowo wybranych przykładach. Warto otworzyć umysł i przeczytać.

Rzeczowe i bezlistosne rozprawienie się z durnymi ludzkimi mitami o nienajdurniejszych przecież zwierzętach w najlepszym wydaniu. Barwnie, złośliwie, ze swadą i bezdyskusyjną znajomością rzeczy. Na trzynastu nieprzypadkowo wybranych przykładach. Warto otworzyć umysł i przeczytać.

Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest baśniowa opowieść, to nie żadna fantastyka. To czysty żywy realizm (z istotną domieszką etnologii - nie mylić z etnografią) pokazujący smutne strony natury ludzkiej czasów komunizmu i okupacji na przykładzie... no tak, przykład ów rzeczywiście trochę nie mieści się w głowie. Chyba że się w tej głowie trochę przemebluje, przesunie, wypchnie. Niedużo, ot, tyle, by otworzyć małą, nową perspektywę.

To nie jest baśniowa opowieść, to nie żadna fantastyka. To czysty żywy realizm (z istotną domieszką etnologii - nie mylić z etnografią) pokazujący smutne strony natury ludzkiej czasów komunizmu i okupacji na przykładzie... no tak, przykład ów rzeczywiście trochę nie mieści się w głowie. Chyba że się w tej głowie trochę przemebluje, przesunie, wypchnie. Niedużo, ot, tyle, by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Paryż, gorący przełom lat 60-ch i 70-ch, polityka, tzw. momenty i akcja terrorystyczna - to jedna rzecz. Miszmasz, kombinacja alpejska, intelektualizm w tym nienajlepszym znaczeniu tego słowa i garść okrutnej rzeczywistości - to rzecz druga. Są jeszcze rzeczy trzecie i czwarte - i może poprzestanę na podzieleniu rzeczy na czworo. Książka ta może: a) spodobać się, b) zaintrygować, c) zmusić do analiz, d) skłonić do przemyśleń, e) zmęczyć, f) wkurzyć, g) znudzić. W kolejności od reakcji najrzadszej do najczęstszej.

Paryż, gorący przełom lat 60-ch i 70-ch, polityka, tzw. momenty i akcja terrorystyczna - to jedna rzecz. Miszmasz, kombinacja alpejska, intelektualizm w tym nienajlepszym znaczeniu tego słowa i garść okrutnej rzeczywistości - to rzecz druga. Są jeszcze rzeczy trzecie i czwarte - i może poprzestanę na podzieleniu rzeczy na czworo. Książka ta może: a) spodobać się, b)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię China Mieville'a. Gość ma niesamowitą wyobraźnię. Tu przechodzi sam siebie. Parę razy szczęka opada.
Jednocześnie jakby zapomniał, jak się pisze. Dziwne dialogi, nie domyślisz się, o co rozmówcom chodzi. W jednym przypadku (niejakiego Gossa) nie mamy się domyślić. Ok. Ale w innych chciałoby się coś zajarzyć, a tu zonk. Narracja też w wielu miejscach niejasna. Dużo w tym niestety "zasługi" tłumaczki. Z innych wad sporo przekleństw i niemała dawka brutalności.
Dobra, niemniej, kolego opiniodawco, przeczytałeś. Dałeś radę. Dlaczego?
A to, kolego wewnętrzny adwersarzu, dlatego, że jakoś nie potrafiłem nie ulec urokowi podskórnego, niejawnego, podsznytowanego, nieoczywistego Londynu, który jest bohaterem tej książki. Londynu, który zmierza ku apokalipsie. Jak zwykle zresztą, ale tym razem...
I tak dale, i tak dalej, a jak już wydaje się, że wiadomo, o co chodzi, to - to może w tym miejscu podziękuję autorowi, że zakończeniem wynagrodził mój trud. Dziękuję.

Lubię China Mieville'a. Gość ma niesamowitą wyobraźnię. Tu przechodzi sam siebie. Parę razy szczęka opada.
Jednocześnie jakby zapomniał, jak się pisze. Dziwne dialogi, nie domyślisz się, o co rozmówcom chodzi. W jednym przypadku (niejakiego Gossa) nie mamy się domyślić. Ok. Ale w innych chciałoby się coś zajarzyć, a tu zonk. Narracja też w wielu miejscach niejasna. Dużo w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czyta się szybko. Składniki, z których umieszano tę powieść: dialogi (90%), przypisy (7%), raport służby (rzeczowy) i monolog wewnętrzny (śladowa ilość). Dużo gadania o filmach, starych, nie znacie. Miejsce akcji: więzienie. Bohaterowie (żaden spoiler): więzień polityczny (orientacja lewicowa) i więzień obyczajowy (orientacja homoseksualna). Spora porcja wykładu z psychoanalizy (stąd przypisy). Dwa momenty. W końcówce wyraźny akcent polityczny, ale to nie może dziwić tych, którzy znają przerażającą rzeczywistość argentyńską lat 70-ch XX wieku.
Niezły składak, jedzie się jak na kolarzówce.

Czyta się szybko. Składniki, z których umieszano tę powieść: dialogi (90%), przypisy (7%), raport służby (rzeczowy) i monolog wewnętrzny (śladowa ilość). Dużo gadania o filmach, starych, nie znacie. Miejsce akcji: więzienie. Bohaterowie (żaden spoiler): więzień polityczny (orientacja lewicowa) i więzień obyczajowy (orientacja homoseksualna). Spora porcja wykładu z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nudy, nudy, nudy. W kolejnych opowiadaniach wciąż te same wątki i motywy, nawet niekoniecznie w różnych konfiguracjach. Występuje dwoje bohaterów: męski i żeński, każdy w wielu osobach różniących się wyłącznie imionami (o, imiona ładne, to plus tej książki), ewentualnie kolorem włosów (sorry, kędziorów). Wszystko opowiedziane za pomocą kilkunastu (no, może trzydziestu) środków stylistycznych, nieustannie powtarzanych (do znudzenia? nie, do zarżnięcia nudy).
Pozycja ważna w historii literatury. I, jak kocham Szkotów, historykom literatury ją zostawmy.

Nudy, nudy, nudy. W kolejnych opowiadaniach wciąż te same wątki i motywy, nawet niekoniecznie w różnych konfiguracjach. Występuje dwoje bohaterów: męski i żeński, każdy w wielu osobach różniących się wyłącznie imionami (o, imiona ładne, to plus tej książki), ewentualnie kolorem włosów (sorry, kędziorów). Wszystko opowiedziane za pomocą kilkunastu (no, może trzydziestu)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czysty, żywy i żwawy realizm w doskonałym wydaniu. Nieco tylko trąci myszką, bo i autor niedzisiejszy, za to sprawny, z przebłyskami wirtuozerii. Co znalazłem w tej powieści? Realia duńskiej prowincji końca XIX wieku, z perspektywy sfer jak na ową prowincję wyższych. Sporo o kwestiach nurtujących umysł autora. Ponadto przyrodę wyspy Zelandia (część południowa) oraz dwunastu apostołów wyłonionych spod wapna. Czego w niej nie odnalazłem? Akcji. Ot ledwie zarysowany wątek miłosny, pospiesznie i szkicowo dokończony.
Lecz czy zawsze trzeba otrzymać akcję? Tyle jej w byle powieścidle. A kwestii nurtujących, spodwapiennych apostołów, że duńskich realiów XIX-wiecznych nie wspomnę po raz drugi, byle gdzie nam nie podadzą.

Czysty, żywy i żwawy realizm w doskonałym wydaniu. Nieco tylko trąci myszką, bo i autor niedzisiejszy, za to sprawny, z przebłyskami wirtuozerii. Co znalazłem w tej powieści? Realia duńskiej prowincji końca XIX wieku, z perspektywy sfer jak na ową prowincję wyższych. Sporo o kwestiach nurtujących umysł autora. Ponadto przyrodę wyspy Zelandia (część południowa) oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

" - Zapewne pamiętasz bajkę o Kopciuszku. Królewicz wybrał ją, gdyż miała najmniejszą stópkę w całym królestwie, a ona go przyjęła, by dokuczyć swojej macosze i brzydkim siostrom. Czy nie uważasz, że decyzja królewicza i Kopciuszka, by założyć wspólny dom, była oparta na płonnych i dziecinnych przesłankach? Maleńka stópka! Powiadam ci, Michale, że królewicz to skończony głupiec, a Kopciuszek zupełnie straciła rozum. Może właśnie dlatego pasowali do siebie i żyli długo i szczęśliwie.
- To zbyt dla mnie zawiłe - poskarżył się Michał z suchym uśmiechem. - Zbyt dla mnie zawiła ta twoja przypowieść. Literatura nie stanowi mojej mocnej strony. Nie jestem dobry w interpretowaniu symboli. Proszę, powtórz, co usiłowałaś mi powiedzieć, ale prostymi słowami. Jeżeli to jest naprawdę ważne."
Tych kilka zdań najlepiej chyba charakteryzuje tę książkę. Książkę pełną snów i (w równym stopniu) pełną rzeczywistości. Książkę miejscami przykrą, a miejscami niesamowitą.

" - Zapewne pamiętasz bajkę o Kopciuszku. Królewicz wybrał ją, gdyż miała najmniejszą stópkę w całym królestwie, a ona go przyjęła, by dokuczyć swojej macosze i brzydkim siostrom. Czy nie uważasz, że decyzja królewicza i Kopciuszka, by założyć wspólny dom, była oparta na płonnych i dziecinnych przesłankach? Maleńka stópka! Powiadam ci, Michale, że królewicz to skończony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czyta się ciężko. Po pierwsze, z winy amatorskiego tłumaczenia. Po drugie, fatalnej redakcji i niemal żadnej korekty. Po trzecie, a winy autora: wymyślił sobie, że jednym z głównych bohaterów będzie istota, która nie zna pojęcia czasu ani właściwie żadnego innego pojęcia z języka istot cywilizowanych. I oto od tego, czy z tą istotą porozumie się drugi z głównych bohaterów, człowiek, zależą losy świata. To stanowi oś tej powieści. Wokół osi kręcą się płody szalonej, a jednocześnie doskonale poukładanej wyobraźni Herberta. Na czym owa wyobraźnia wyżywa się w tej książce? Na istotach rozumnych. Jakich to on nie wymyślił! I nawet nie otarł się przy tym o pułapkę antropomorfizmu. Do tego zabawy językowe, których jednak bardziej się można domyślać niż się nimi raczyć. I znów wraca sprawa tłumaczenia. Szkoda, że tak dobra książka została tak kiepsko wydana.

Czyta się ciężko. Po pierwsze, z winy amatorskiego tłumaczenia. Po drugie, fatalnej redakcji i niemal żadnej korekty. Po trzecie, a winy autora: wymyślił sobie, że jednym z głównych bohaterów będzie istota, która nie zna pojęcia czasu ani właściwie żadnego innego pojęcia z języka istot cywilizowanych. I oto od tego, czy z tą istotą porozumie się drugi z głównych bohaterów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szwajcaria, końcówka lat 40-ch, policja kantonu Zurich i morderstwo dziewczynki w czerwonej sukience - nie pierwsze. Co dalej? Ktoś idzie na łatwiznę, ktoś zacina się w uporze, ktoś to obserwuje z pozycji zwierzchnika i potem opowiada. Kryminał? Jakże daleki od klasyki gatunku, bez Sherlocka Holmesa, bez Herculesa Poirot. Dużo prawdy o ludziach, i okrutnej, i smutnej, zwyczajnej. Lektura dla tych, którzy niekoniecznie lubią czytać lekko, łatwo i przyjemnie.

Szwajcaria, końcówka lat 40-ch, policja kantonu Zurich i morderstwo dziewczynki w czerwonej sukience - nie pierwsze. Co dalej? Ktoś idzie na łatwiznę, ktoś zacina się w uporze, ktoś to obserwuje z pozycji zwierzchnika i potem opowiada. Kryminał? Jakże daleki od klasyki gatunku, bez Sherlocka Holmesa, bez Herculesa Poirot. Dużo prawdy o ludziach, i okrutnej, i smutnej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historię tę autor postanowił nam przedstawić za pomocą opisu tego, co się dzieje w głowach (czyli, naukowo rzecz ujmując, strumienia świadomości, choć słowo "świadomość" nie całkiem tu na miejscu) kilkunastu osób. Osoby to tak proste, że aż pokręcone, z południa Stanów, żyjące tam ze sto lat temu czy jakoś tak. W sumie osób tych kilkanaście: siedmioro z jednej rodziny (w tym jedna zmarła), dwoje z innej, plus paru sąsiadów. Sama historia taka, jak bohaterowie.
W Wiki piszą, że w krajach anglosaskich to lektura. Szacun, anglosascy uczniowie. Choć mi w sumie się podobała, ale ja, może prosty, pewnie pokręcony, to uczniem już od kilkudziesięciu lat nie jestem. I czytałem dobrowolnie.

Historię tę autor postanowił nam przedstawić za pomocą opisu tego, co się dzieje w głowach (czyli, naukowo rzecz ujmując, strumienia świadomości, choć słowo "świadomość" nie całkiem tu na miejscu) kilkunastu osób. Osoby to tak proste, że aż pokręcone, z południa Stanów, żyjące tam ze sto lat temu czy jakoś tak. W sumie osób tych kilkanaście: siedmioro z jednej rodziny (w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z Szabó to doprawdy szczęśliwa pisarka: w dziejach własnej rodziny miała materiał na co najmniej "Sto lat samotności". Nie przegapiła okazji: wzięła i napisała "Staroświecką historię". W wielu miejscach nie ustępuje ona dziełu Marqueza. W innych ustępuje, a szkoda (zwłaszcza tam, gdzie autorka gubi się w długich, wielokrotnie złożonych zdaniach). Brakuje też magii. Jest za to realizm, który raz po raz magię przewyższa, chwilami niewyobrażalnie. Realizm dotyczy Węgier końca XIX i początku XX wieku, podupadającej (lub staczającej się) szlachty i zamożnego mieszczaństwa oraz ludzkiej głupoty, szaleństwa, pruderii, obłudy, bezduszności, okrucieństwa maskowanych grą pozorów, słowem dulszczyzny do kwadratu. Jest też o miłości, takiej, gdy człowiek zakochuje się nie w drugim człowieku, lecz w swoim wyobrażeniu o nim. Wszystko na przykładzie własnej rodziny, szczerze. Jedna z najlepszych fotografii przeszłości, jaką czytałem.

Z Szabó to doprawdy szczęśliwa pisarka: w dziejach własnej rodziny miała materiał na co najmniej "Sto lat samotności". Nie przegapiła okazji: wzięła i napisała "Staroświecką historię". W wielu miejscach nie ustępuje ona dziełu Marqueza. W innych ustępuje, a szkoda (zwłaszcza tam, gdzie autorka gubi się w długich, wielokrotnie złożonych zdaniach). Brakuje też magii. Jest za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gwiazdek (tych z oceny) nie tykam, bo ciężka z tym sprawa. Książka też nielekka, ale nie z uwagi na styl, lecz na tematy, które porusza: wielki głód w Bengalu 1943 roku, tragiczny los biednych, żerowanie na owym losie bogaczy, rozpalające się zarzewie buntu. Na tym tle los kowala i jego pięknej córki. Kowal, w wyniku klęski głodu wytrącony ze spokojnej egzystencji na dno, nie poddaje się, lecz wiedziony żądzą zemsty bierze się do walki z pomocą tytułowego tygrysa. Tygrys oczywiście metaforyczny, nikogo pazurem nie dziabnie, choć licznym potrafi dopiec. W toku akcji wzniosłe idee raz po raz szarpane są przez przyziemną rzeczywistość. Wszystko w indyjskich realiach i z indyjskiego punktu widzenia. Dla pozytywistów.

Gwiazdek (tych z oceny) nie tykam, bo ciężka z tym sprawa. Książka też nielekka, ale nie z uwagi na styl, lecz na tematy, które porusza: wielki głód w Bengalu 1943 roku, tragiczny los biednych, żerowanie na owym losie bogaczy, rozpalające się zarzewie buntu. Na tym tle los kowala i jego pięknej córki. Kowal, w wyniku klęski głodu wytrącony ze spokojnej egzystencji na dno,...

więcej Pokaż mimo to