-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
Skrzydła. Wyobrażacie sobie jakie to jest uczucie je posiadać? Ja nie potrafię objąć tego rozumem. Może dlatego sięgnęłam po „Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” dziewczyny, która urodziła się z tym niezwykłym, ptasim atrybutem. Nie liczyłam tu na fakty anatomiczne, o nie. Chciałam poznać uczucia tej dziewczyny, postawy osób ją otaczających, poczuć trochę realizmu magicznego. Czy udało się autorce przekazać to czytelnikom?
Powieść można podzielić a dwie części. Zaczyna się ona tragiczną historią rodziny Avy, osób wypisanych na pięknym drzewie genealogicznym zdobiącym jedną z pierwszych stron powieści. I zazwyczaj gdy słyszymy „historia rodu”, czy „saga rodzinna” odsuwamy od siebie takie dzieło, mając przed oczami wszelkie harlequiny ciągnące się niczym „Moda na sukces”. Nic bardziej mylnego! Dla mnie właśnie ten element był największą zaletą tej książki. W historii każdego członka rodziny kryje się tajemniczość, dziwność, niezrozumiałość, które mnie urzekły. Każdy z przodków Avy jest charakterystyczny, zapada w pamięć. Są one idealną podwaliną dla historii niezwykłej dziewczyny. I…
I tu zaczyna się zgrzyt, bo gdy pierwsza część powieści mnie zachwyciła druga była po prostu średnia. Mamy tutaj motyw obsesji, postrzegania głównej bohaterki jako istoty zesłanej przez Boga, pewnymi urojeniami. Brzmi bardzo ciekawie, nieprawdaż? I mogło być niezwykle interesujące, tyle że zostało przedstawione po łebkach, jakkolwiek. Jestem pewna, że gdyby książka została delikatnie przedłużona, a ten istotny dla fabuły wątek rozszerzony moja końcowa ocena byłaby o wiele wyższa.
Zaczynając, Ava miała być przedstawiona jako zwykła nastolatka w niezwykłej rodzinie. I taka właśnie jest, zamknięta w swoim fantazyjnym domu marzy o wolności, zwykłym, nastoletnim życiu, a skrzydła są dla niej jedynie utrudnieniem. Matka izoluje ją od świata, by nikt jej nie zranił, by dzieje nieszczęśliwej miłości się nie powtórzyły. Córka wobec tego się oczywiście buntuje. Wszystko zrozumiałe, ale mamy to opisanie przelotem, jak coś nieważnego.
Poza tym wydaje mi się, że autorka świetnie radzi sobie z osobliwymi bohaterami dawnych czasów, jednak opis bardziej współczesnych nastolatków kompletnie jej nie wychodzi. Przyjaciele Avy są płascy, niewymiarowi, nic po sobie nie zostawiają. To samo mogę napisać o Nathanielu, tajemniczym mężczyźnie mającym obsesję na punkcie dziewczyny, który jest… nijaki.
Właśnie do tego wątku mam największe pretensje! Trochę więcej stron, parę niuansów i kilka zdarzeń a byłby naprawdę bardzo dobry! Tak został zamknięty w może 100 stronach, paru spotkaniach, bez żadnych zaskoczeń. Były to po prostu zbyt proste, jakby napisane po łebkach, ginie w książce, choć powinien być jej najważniejszym wątkiem. Wydaje mi się, że autorka chciała umieścić tu za dużo mało znaczących historii, przez co ta najciekawsza zanika.
Jeżeli chodzi o zakończenie mam mieszane uczucia. Jest ono dla mnie bardzo niejednoznaczne, co dla jednych może być zaletą, dla innych wadą. Mnie tylko jeszcze bardziej zirytowało. Z drugiej strony jednak każdy może odczytać je trochę inaczej, więc jest w nim coś intrygującego.
Podsumowując, nie żałuję przeczytania „Osobliwych i cudownych przypadków Avy Lavender”, bo była to moja pierwsza styczność z realizmem magicznym i pod tym względem jestem zachwycona. Jednak uważam, że książka ta to zmarnowany ogromny potencjał. Lepsze rozwinięcie głównego wątku, a byłabym o wiele bardziej zadowolona. Na pewno sięgnę jeszcze po coś w podobnych klimatach, bo mnie zafascynowały. Myślę, że warto się z nią zapoznać, jeżeli jest się w stanie przymknąć oko na parę wad.
Skrzydła. Wyobrażacie sobie jakie to jest uczucie je posiadać? Ja nie potrafię objąć tego rozumem. Może dlatego sięgnęłam po „Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” dziewczyny, która urodziła się z tym niezwykłym, ptasim atrybutem. Nie liczyłam tu na fakty anatomiczne, o nie. Chciałam poznać uczucia tej dziewczyny, postawy osób ją otaczających, poczuć trochę realizmu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pierwsza część mnie zachwyciła. Po prostu zakochałam się w tym świecie, bohaterach klimacie. I nie mogłam doczekać się powrotu do przygód Nikity, dlatego szybko sięgnęłam po następną część. "Akuszer bogów" miał być dla mnie jeszcze lepszą kontynuacją świetnie zaczętej historii. A jak wyszło?
W poprzedniej części Ture pozostawił coś Nikicie. Wiadomość z adresem miejsca, gdzie wszystkie tajemnice mają się rozwiać. Mianowicie domu w intrygującej, przesiąkniętej magią i nordyckimi wierzeniami Norwegii. Jej droga do prawdy wiedzie przez niejedną przygodę. Bohaterka pozna stado zmiennokształtnych motocyklistów, rodzinny dom z ciężarną z shot gunem w ręku, a nawet będzie musiała wędkować! Ale czy prawdę warto poznać?
Na początku książki czytelnik od razu wpada w wir akcji, który nie ustaje. Znamy już bohaterów, realia, teraz możemy się bawić! Oj nie do końca, bo Norwegia została zupełnie inaczej przedstawiona, dzięki czemu czytelnik poznaje kolejny kawałek magicznego świata, zostaje w niego wciągnięty na nowo. Tutaj nie ma tajemniczych miast alternatywnych. Tu magia po cichu miesza się z rzeczywistością, ubarwia ją.
Inny świat to inny klimat. Nadal jest bardzo intrygująco i tajemniczo, jednak nie aż tak groźnie. Brak tu niebezpiecznych burz czy czkawek, które wyrzucają na ulice tabuny niezrównoważonych wilkołaków. Mamy za to potężne bóstwa, które z nieznanego powodu bardzo naprzykrzają się Nikicie.
Przyznam, że w życiu nie pomyślałabym, że książka pójdzie w stronę mitologii nordyckiej. Może to dlatego, że żadnej książki o tej tematyce nie czytałam, a Odyna czy Thora znam jedynie z filmów Marvela. Muszę się jednak tym bardziej zainteresować, bo po "Akuszerze" jestem jak najbardziej na tak!
Co do bohaterów, mamy tu mnóstwo nowych postaci. Nie są one jednak wprowadzone na siłę, nie pojawiają się nagle, nie jest to tak, że Nikita puka do pierwszego lepszego domu i od razu dostaje gościnę. O nie, wszystko ma swoje podstawy już w pierwszej części! A jeśli chodzi o charaktery, nadal kreowani bohaterowie są wyjątkowi, godni zapamiętania, teraz nie tylko jako pojedynczy człowiek, a grupa, stado czy rodzina.
Jest też ktoś wyjątkowy, kogo bardzo polubiłam, czyli Akuszer. Postać bardzo mądra, doświadczona, pokrzywdzona, ale mająca z tego ogromną lekcję. Nakierował on Nikitę w jej przemianie. Tak, bo nasza główna bohaterka bardzo się rozwija. Zdecydowanie nie jest już zimną suką odtrącającą wszystkich, w środku poranioną przez przeszłość. Coraz więcej osób pojawia się w jej życiu, a ona dzięki nim staje się silniejsza. Rozwija się relacja z Panem B., co mnie cieszy. (Kto czytał, ten wie) I to właśnie przekazała mi ta książka. Nie da się żyć samemu, ludzie potrzebni nam są w życiu. Niby banalne, ale w tej książce bardzo dobrze, nienachalnie ten morał przekazano.
Jeżeli chodzi o finał to mam mieszane uczucia. Parę rzeczy bardzo mi się podobało, parę w ogóle. Z jednej strony wydaje mi się, że niektóre sceny zostały potraktowane po macoszemu, tylko po to, by udowodnić przemianę bohaterki. Inne za to bardzo mną wstrząsnęły i obudziły ochotę na więcej!
Podsumowując, zdecydowanie czekam na kolejny tom serii z Nikitą, która bardzo mnie wciąga, zachwyca światem i bohaterami i angażuje. Szczególnie, że teraz będziemy się mierzyć z historią Robina! Serdecznie polecam całą serię, bo naprawdę interesujące, wartościowe książki.
Pierwsza część mnie zachwyciła. Po prostu zakochałam się w tym świecie, bohaterach klimacie. I nie mogłam doczekać się powrotu do przygód Nikity, dlatego szybko sięgnęłam po następną część. "Akuszer bogów" miał być dla mnie jeszcze lepszą kontynuacją świetnie zaczętej historii. A jak wyszło?
W poprzedniej części Ture pozostawił coś Nikicie. Wiadomość z adresem miejsca,...
Od dawna spotykałam się z opinią, że polskie fantasy ssie. I przykro mi, ale „Ostatnie życzenie” mnie nie przekonało, więc sama zaczęłam zastanawiać się ile jest prawdy w tym stwierdzeniu. Aż na horyzoncie pojawiła się Aneta Jadowska i wychwalana w całych Internetach Seria z Nikitą. Spotkałam w bibliotece, sięgnęłam z ciekawości. Przepadłam.
Mamy alternatywną Warszawę. Miejsce, podzielone na dwie części – Warsa i Sawę, w którym po wojnie magia oszalała. W Warsie jest okrutnie i niebezpiecznie, w Sawie jeszcze gorzej. Mamy też główną bohaterkę, członkinie Zakonu, na uboczu i nielubianą. Inni członkowie po prostu się jej boją, bo jej partnerzy zazwyczaj ginęli w dziwnych okolicznościach. Nikita w życiu ma bardzo mało osób, którym naprawdę ufa, lecz dla tych naprawdę jest w stanie się poświęcić, dlatego kiedy ginie ważna dla niej postać, tytułowa dziewczyna z Dzielnicy Cudów, dziewczyna angażuje się w sprawę i jej celem jest odnaleźć tę kobietę. Jaki związek z całą tą sytuacją ma nowy partner Nikity, tajemniczy i dziwny Robin?
W tej książce wszystkiego dowiadujemy się powoli, co bardzo mi się podoba. Jesteśmy od razu wrzuceni w akcję i wiadomości o bohaterach czy świecie dochodzą powoli, stopniowo, co bardzo mi się spodobało. Nie lubię sytuacji w której już w pierwszym rozdziale bohaterka opowiada całe swoje życie, przez takie infantylne zagrania jestem zniechęcona do narracji pierwszoosobowej. Tu, choć ta narracja występuje, nie mam z nią problemu. Może to dlatego, że zdecydowanie polubiłam główną bohaterkę…
Choć polubiłam to za małe słowo! Powinnam zacząć spisywać książkowych mężów i żony, wtedy ona byłaby jedną z kobiet na szczycie tej listy! Jest naprawdę świetna, ma twardy charakter, przez wydarzenia podchodzi do ludzi nieufnie, lecz ma grupę osób, na których jej bardzo zależy. Tak jak pisałam fakty o niej poznajemy powoli i dzięki temu z każdą historią i wydarzeniem z jej życia coraz bardziej ją lubiłam.
Dzięki temu twardemu charakterowi głównej bohaterki niektóre sytuacje, które łatwo możnaby zmienić w zbyt dramatyczne i pompatyczne tu – choć nadal są ważne nie przekraczają tej granicy i nie są przesadzone. Czytelnik przejmuje się nimi, zdecydowanie, ale nie jest to zbyt naciągane na uczucia. Choć w jednej sytuacji według mnie przydałoby się więcej dramaturgii.
Kolejną ważną postacią jest nowy partner Nikity – Robin. O nim tak właściwie prawie do końca książki wiemy niewiele. Dopiero później, z odkrywaniem poszczególnych faktów zaczynamy rozumieć całą tę aurę tajemniczości, którą owiana jest ta postać. Czytelnik nie ma jednak zdradzonych wszystkich faktów i z pewnością zostaje pewien niedosyt odnośnie tej postaci, chce wiedzieć się więcej. Reszta bohaterów drugoplanowych jest naprawdę ciekawa, znalazłam wśród nich parę perełek, które na pewno zostaną długo ze mną, ale nie chcę ich wszystkich przybliżać, by nie niszczyć przyjemności z lektury i poznawania ich samemu.
Co wyróżnia tę książkę to bardzo ciekawy świat, osadzony w naszej historii, a dzięki temu wiarygodny (choć trudno mówić o fantastycznym świecie, że jest wiarygodny). Mamy tu dużo ciekawych sytuacji, takich jak czkawka, stworzeń, zarówno groźnych jak i tych łagodnych. I dzielnice, z których tytułowa Dzielnica Cudów najbardziej się wyróżnia. Tworzy ona niesamowity klimat już minionych lat, jednak również nie jest wyidealizowana i problemy tamtych czasów nadal tam pozostały.
Podsumowując, „Dziewczyna z dzielnicy cudów” to książka, która zdecydowanie zachwyciła mnie zarówno światem, jak i bohaterami. Z chęcią sięgnę po następną część. Teraz jestem pewna, że jeśli ktoś powie mi, że nie mamy dobrej, polskiej fantastyki polecę mu książkę Pani Jadowskiej. Serdecznie wszystkim polecam i gwarantuję, że bardzo łatwo zakochać się w tym świecie, bohaterach i z zapartym tchem śledzi się kolejne wydarzenia.
Od dawna spotykałam się z opinią, że polskie fantasy ssie. I przykro mi, ale „Ostatnie życzenie” mnie nie przekonało, więc sama zaczęłam zastanawiać się ile jest prawdy w tym stwierdzeniu. Aż na horyzoncie pojawiła się Aneta Jadowska i wychwalana w całych Internetach Seria z Nikitą. Spotkałam w bibliotece, sięgnęłam z ciekawości. Przepadłam.
Mamy alternatywną Warszawę....
http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/10/jeff-giles-na-krawedzi-wszystkiego.html
Uwielbiam zimę. To moja ulubiona poru roku, zachwyca mnie spokojnym, białym krajobrazem, wszechobecnym śniegiem i miłym chłodem. I to był chyba argument, który przyciągnął mnie do tej książki: piękne, zimowa okładka i wydarzenia, dziejące się właśnie tą porą. Poza tym miałam ochotę na ciekawą, przyjemną młodzieżówkę? Czy ją dostałam?
Zoe, ma za sobą trudny czas, w którym straciła ojca oraz przyjaciół w postaci pary staruszków, mieszkających w pobliżu. W dzień zamieci śnieżnej, gdy jej matka musiała zostać w mieście, a ona zająć się bratem stało się coś niezwykłego. Właśnie wtedy poznała Iksa, który uratował jej życie. Wraz z jego przybyciem życie dziewczyny całkowicie się zmieniło, pojawiły się w nim elementy fantastyki oraz… miłość.
„Na krawędzi wszystkiego” to typowa książka młodzieżowa z elementami fantastyki. Młoda dziewczyna i niezwykły chłopak, wiadomo, jak to się skończy. Przyznam, że na początku bardzo miło czytało mi się o tej dwójce. Ich relacja była bardzo urocza i subtelna. W pewnym momencie jednak za szybko się rozwinęła, przez co trochę straciła na wiarygodności. Mimo to z przyjemnością śledziłam ich wspólne losy.
Zoe dla mnie była bardzo zwykła. Typowa nastolatka po stracie. Wyróżniała się jedynie uporem i tym, że czasem wyskakiwała z czymś „jak Filip z konopi”. Niezwykłymi postaciami byli za to Iks oraz jego przyjaciele. Chłopak znał przez całe życie tylko ich, nie rozumiał normalnego świata, zwrotów, relacji i uczuć. To było na swój sposób urocze i niewinne. Na swój sposób, bo chłopak pochodził z Niziny – tamtejszego piekła.
Kolejna wizja piekła w książce znowu mnie nie zawiodła. Jest tu hierarchia, wszyscy mają swoje zadania i dziwne przytyki. Wszystko jest jednak owiane tajemnicą i znamy jedynie mały skrawek tego świata – tyle, ile znał Iks. Z jednej stronu to bardzo przemyślane, skąd mamy znać więcej, z drugiej jednak czytelnik czuje lekki niedosyt i chce więcej szczegółów dotyczących Niziny.
Wracając jeszcze do bohaterów, warto zwrócić uwagę na tych drugoplanowych. Brata Zoe, którego po prostu uwielbiam, jest mega uroczy i śmieszny. Jej przyjaciół, szczególnie Dallasa. No i przyjaciół Iksa, czyli prawdziwe cudeńka. Postaci, które nawet w okolicznościach, w jakich byli (no jednak piekło nie jest zbyt miłe) oddaliby za niego wszystko i były przy tym bardzo charakterystyczne i specyficzne.
Coś, czym książka naprawdę mnie zachwyciła, to humor. Wiele razy zaśmiałam się podczas czytania. Dobrze, że został tu wprowadzony, bo rozładowywał atmosferę przy poważniejszych momentach. Ogólnie język był bardzo prosty, przyjemny i książkę czytało się szybko.
Jeżeli chodzi o fabułę, przyznaję, że wielu rzeczy się domyśliłam, parę jednak mnie zaskoczyło. Duża część była do przewidzenia, jednak nie psuło mi to przyjemności z czytania. Były też takie momenty, kiedy zastanawiałam się jak bohaterom uda się z tego wybrnąć. Ogólnie książka mnie wciągnęła, a zakończenie pozostawiło dużo nierozwiązanych kwestii i chęć przeczytania kontynuacji!
Podsumowując, „Na krawędzi wszystkiego” to bardzo przyjemna młodzieżówka, jakiej akurat potrzebowałam. Mimo paru niedociągnięć przy czytaniu jej bawiłam się bardzo dobrze, głównie dzięki ciekawym bohaterom. Nizina i dalsze losy bohaterów mnie zaintrygowały i na pewno będę chciała więcej!
http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/10/jeff-giles-na-krawedzi-wszystkiego.html
Uwielbiam zimę. To moja ulubiona poru roku, zachwyca mnie spokojnym, białym krajobrazem, wszechobecnym śniegiem i miłym chłodem. I to był chyba argument, który przyciągnął mnie do tej książki: piękne, zimowa okładka i wydarzenia, dziejące się właśnie tą porą. Poza tym miałam ochotę na...
Teoretycznie nikt nie lubi schematów w książkach. Ale to tylko teoria. Bo choć większość wyświechtanych motywów, bohaterów i sytuacji wywołuje na mojej twarzy grymas, to jest parę, które bardzo lubię. Szczególnie niektóre schematy w kryminałach. Tylko muszą być one odpowiednio użyte. I to zdecydowanie udało się Przemysławowi Piotrowskiemu, który w „Drodze do piekła”, prócz mocnej, kryminalnej historii umieszcza pewną refleksję na temat cywilizacji i jej prawdziwości.
John Pilar to dawny amerykański żołnierz, któremu ginie cała najbliższa rodzina – żona i dwójka dzieci. Co więcej, on sam zostaje oskarżony o ich zabójstwo i skazany na karę śmierci. Godzi się ze swoim losem i pragnie spotkać się z rodziną po śmierci w niebie. Zamiast tego budzi się w miejscu przepełnionym zapachem siarki, jękami, krzykami cierpienia i strasznymi kreaturami w piekle.
Lukas, brat Johna ma zająć się jego pogrzebem. Ku jego zdziwieniu Pilar zostaje skremowany, choć rozmawiając z bratem prosił o uroczysty pogrzeb w mundurze, z polską flagą i pochowanie w trumnie. Rozpoczynając swoje małe śledztwo w tej sprawie Lukas nie wie, w jak dziwną i skomplikowaną sprawą będzie musiał się zmierzyć. W jej rozwiązaniu pomoże mu Rose Parker, dziennikarka, poszukująca sensacji, która odmieni jej karierę.
Bohaterowie naprawdę trącają schematem Lukas – były policjant, teraz detektyw i alkoholik. Rose – młoda, ambitna dziennikarka. Znane? Oczywiście! Nie zmienia to faktu, że polubiłam tych ludzi, interesowały mnie te wydarzenia i pochłaniałam ten klimat – rodem z amerykańskich filmów detektywistycznych.
Nie myślcie jednak, że to taka zwykła książka, o nie! Bo prócz tego wątku mamy wątek wydarzeń z piekła, które opisane są wręcz realistyczne. Jest to zdecydowanie książka dla ludzi o mocnych nerwach, których nie odstraszą opisy niektórych okropieństw (co najbardziej zapamiętałam – rozcięcie skóry, włożenie pod nią palca i wyrwanie całego jej kawałka na żywca. Aż przechodzą mnie dreszcze jak o tym pomyślę!). Tak jak w poprzedniej książce tego autora mamy mocny, brutalny, męski styl pisania. Prócz tego pojawia się jeszcze tajemniczą organizację, ale więcej nie piszę, by nie zdradzić za dużo! Przyznam jednak, że przy czytaniu domyślałam się pewnej kwestii. ;)
Pomimo tego, że jest tu typowy kryminał/sensacja nie mamy często spotykanego szczęścia – bohaterowie w patowej sytuacji i nagle idealne wyjście! Nie, to jest książka w której takie nierealne sytuacje występuję. Za to mamy dużo na początku nieistotnych kawałków, które później okazuję się, że pełnią bardzo ważną rolę. I dzięki temu sprawy bez wyjścia rozwiązują się, nie dzięki sztucznemu szczęściu. Często te rozwiązania szokowały mnie, co uważam za wielką zaletę!
Co do końcówki niektóre sytuacje stamtąd wydawały mi się bardzo przerażające, wręcz wbijające się w mózg i pozostające tak na zawsze. Nadal w niektórych sytuacjach są przerażające opisy, ukazanie niezwykłego bestialstwa. I wskazanie na słabości naszej cywilizacji. Przecież kto wie, co działoby się gdyby nie prawa, które nas ograniczają. Mordowalibyśmy się, gwałcili, torturowali? W człowieku drzemie bestia, a Przemysła Piotrowski wydobywa ją i wskazuje, że w XXI wieku ona nadal istnieje. Zdecydowanie książka zmusza mnie do przemyślenia paru spraw.
Podsumowując, „Droga do piekła” to niezwykła, bardzo brutalna książka, z niesamowitym klimatem oraz pewną kwestią, którą warto przemyśleć. Zdecydowanie polecam ją, bo to nie jest lektura, którą się zaraz zapomni, lecz zostaje z człowiekiem, zmusza do rozmyślania czy sami na ziemi nie tworzymy sobie po cichu drogi do piekła.
Teoretycznie nikt nie lubi schematów w książkach. Ale to tylko teoria. Bo choć większość wyświechtanych motywów, bohaterów i sytuacji wywołuje na mojej twarzy grymas, to jest parę, które bardzo lubię. Szczególnie niektóre schematy w kryminałach. Tylko muszą być one odpowiednio użyte. I to zdecydowanie udało się Przemysławowi Piotrowskiemu, który w „Drodze do piekła”, prócz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zapraszam: http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/10/przemysaw-piotrowski-radykalni-terror.html
Temat imigrantów jest obecnie bardzo aktualny. Przez niego ludzie są podzieleni, przyjmować czy nie przyjmować, jeśli tak to na jakich warunkach? To są obecne problemy, a jak będzie z tym w przyszłości? „Radykalni. Terror” autorstwa Przemysława Piotrowskiego pokazują właśnie taką wizję bardzo bliskiej przyszłości, która jest możliwa, jeśli obecna polityka się nie zmieni. Wizję zbliżającej się wojny.
Kuba Polak jest typowym studentem – na razie jego życie to imprezy na wymianie w Hiszpanii wraz z kumplem Marcinem, dziewczyną przyjaciela Moniką oraz jego ukochaną, Nawal o egzotycznym pochodzeniu. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, szczególnie, że piękna arabka zachodzi w ciążę i niedługo Kuba zacznie tworzyć rodzinę. Szczęście to przerywa jednak ojciec Nawal, radykalny muzułmanin, który zmienia dalsze życie bohaterów w piekło. Morduję kobietę oraz gwałci i porywa Monikę. Od teraz głównych celem Kuby będzie pomszczenie ukochanej oraz pomoc Michałowi w odbiciu dziewczyny. Pomoże im w tym Krzysiek, brat Moniki, żołnierz Legii Cudzoziemskiej, który z doświadczenia zna już bestialskie zachowania radykalnych muzułmanów.
Jak widać od początku książka serwuje nam bardzo brutalne wydarzenia opisane w naprawdę mocny sposób. Cała książka napisana jest męskim językiem, twardym, pełnym przekleństw, nadającym również charakteru powieści. Odpowiada to wydarzeniom z książki, szczególnie tym z perspektywy porwanej i gwałconej Moniki.
Perspektyw mamy tu kilka. Przeważa pierwszoosobowa z perspektywy Kuby, często pojawia się dziennik Moniki. Są też fragmenty oczami innych bohaterów w trzecioosobówce. Wszystko to nie przeszkadza, wręcz urozmaica lekturę. Mam jednak problem z perspektywą niewiernego, już 10 lat później. Dla mnie bardzo mąciła i zamiast ciekawić nudziła oraz wytrącała w akcji.
Mam wrażenie też, że akcja w środku książki trochę zwalnia. Tak samo końcówka, przesycona akcją poszła według, mnie zbyt prosto. Wielu końcowych wydarzeń można było się domyślić, reszta poszła po myśli bohaterów, więc nie wzbudzało to aż tylu emocji.
Trzeba przyznać, że książka ta na pewno nie jest poprawna politycznie. Wielu bohaterów tam po prostu nie toleruje muzułmanów. Ci bohaterowie jednak przeszli swój i ich zdanie można zrozumieć. Autor piętnuje całego wyznania, pojawiają się i dobrzy muzułmanie oraz parę razu pojawiają się powody przez które rodzą się konflikty między rdzennymi mieszkańcami starego kontynentu a przybyszami, m. in. bieda w muzułmańskich dzielnicach. Poza tym pojawia się szansa lepszego zrozumienia nieznanego nam wyznania, więc na całą sprawę mamy wiele różnych spojrzeń.
Przyszłość przedstawiona w powieści jest naprawdę bliska, bo to zaledwie sześć lat, jednak wiele rzeczy przez ten czas się pozmieniało. Szczególnie widać to w krajach zachodnich, gdzie muzułmanie tak właściwie przejmują władzę. Jest też nowy wynalazek Rosji. Chciałabym jednak, by świat ten był bardziej rozszerzony, np. bardzo mało wiadomo o Polsce, lecz wszystko do nadrobienia w kolejnym tomie.
Z bohaterami da się zżyć, współczuć im i życzyć powodzenia, szczególnie z Moniką, która jest chyba moją ulubioną postacią. Wszyscy przez makabryczne wydarzenia zmieniają się, twardnieją w obliczu zbliżającej się wojny. Ten rozwój nadaje im wielkiego realizmu i ciekawi mnie ich dalszy rozwój.
Podsumowując, „Radykalni. Terror” to dobra powieść , która może nie pokazuje rozwiązać sytuacji, bo nie po to jest, lecz pomaga przejrzeć na oczy i zastanowić się w jaką stronę idzie polityka Europejska. Pomimo paru wad nie jest przesadzona i jest porządną lekturą, która patrzy na temat muzułmanów z wielu stron. Serdecznie polecam i chętnie zapoznam się z drugą częścią, gdy już powstanie.
Zapraszam: http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/10/przemysaw-piotrowski-radykalni-terror.html
Temat imigrantów jest obecnie bardzo aktualny. Przez niego ludzie są podzieleni, przyjmować czy nie przyjmować, jeśli tak to na jakich warunkach? To są obecne problemy, a jak będzie z tym w przyszłości? „Radykalni. Terror” autorstwa Przemysława Piotrowskiego pokazują właśnie...
Są rzeczy, obok których po prostu nie mogę przejść obojętnie. I okazuje się, że nie są to tylko księgarnie (szczególnie te z tanią książką) czy biblioteki. Kuszą mnie też pewne typy powieści. I właśnie „Ostatni namsara” jest taką książką. Głównie przez niezwykły świat, ciekawe umiejętności, wierzenia, królestwo w którym trwa wojna. Wspaniałe istoty, jakimi są smoki, do których mam słabość, a rzadko trafiam na nie w książkach. Nie spodziewałam się po tej książce wielkich rzeczy – młodzieżowe fantasy ma głównie dawać rozrywkę i nie jest (na szczęście) tak szczegółowe jak np. powieści Tolkiena. I dostałam to, czego chciałam – dobrą zabawę, ciekawy świat, silnych bohaterów. I ogromną radość z lektury.
Dawno temu Pradawny zesłał na świat Namsarę – osobę dobrą, która czyniła wielkie rzeczy dla świata oraz jego przeciwieństwo – Iskari, przynoszącą śmierć. Przez pokolenia pojawiali się kolejni bohaterowie, dobrzy lub źli, ochrzczeni jednym z tych dwóch imion. Główna bohaterka, Asha jest jednym z nich – iskari, budzącą postrach i zniszczenie. Przyczyniła się do śmierci matki, ściągnęła zagładę na miasto, bratając się ze smokami, korzystając z pradawnej, straszliwej mocy opowiadania historii. Teraz, by po części odkupić swoje winy ma wyjść za mąż za osobę, która kiedyś ją ocaliła – przywódcę straży, apodyktycznego Jarka. To lub zabić Kozu, pierwszego smoka, łączącego świat Pradawnego i historii z ludźmi. Ma 7 dni, by przynieść głowę Kozu ojcu i ocalić siebie i swoją wolność.
Zacznę od tego, co najbardziej lubię w fantastyce – niezwykłych mocy. Tu historie, dar ich opowiadania i zarazem przywoływania smoków jest naprawdę interesujący, dobry w swojej prostocie, a jednak czymś nowym – nigdy nie spotkałam się z taką umiejętnością w innej książce. Tu jednak posługiwanie się tym jest wielką zbrodnią, doprowadzającą bajarza do śmierci i sprowadzającym zagrożenie na lud. Wzmacniającym siłę bestii, jakimi są smoki. I to też mi się tu podoba – obecność tych gadów, ciekawe przedstawienie ich, nie jako istot, które gromadzą skarby, lecz chciwe historii, opowiadanych przez bajarzy, połączonych z wierzeniami i podstawą całego świata.
Jeżeli już jestem przy tym, ze światem mam mały problem – jest to określony wycinek rzeczywistości. Nie wiemy, czy istnieje coś więcej, ale w wierzeniach było to nastawione jedynie na główną krainę i jej poboczne odłamy, z którymi toczą się walki. Gdzieś tam jest port z którego można odpłynąć, ale nie wiadomo gdzie. Dodatkowo, czy tylko tutaj pojawiają się bajarze i smoki – jeżeli nie, to czemu nie pojawiają się kolejni bohaterowie z tą mocą, niekontrolowani przez państwo? Przydałoby się rozwinięcie tej kwestii – mam nadzieję, że można się go spodziewać w następnej części. Na plus jest jednak rozwinięcie wewnętrzne przedstawionego państwa – konflikt wierzących z niewierzącymi, króla z armią czy sprawa niewolników zostały niezwykle uwypuklone.
Przejdźmy do bohaterów. Główna bohaterka, Asha jest córką króla. Ludzie się jej boją, szczególnie przez ogromną bliznę, którą ma przez dawny atak Kozu. Teraz iskari zabija kolejne smoki dla swego ojca, który chce je całkowicie wyeliminować. Jest to z wierzchu silna postać, która jednak w środku jest stłamszona przez fałszywą wizję siebie. Nie jest idealna, co na pewno jest zaletą. Wierzy w wizję jej, którą ukształtowali poddani, nieustraszonej, przerażającej, siejącej zniszczenie.
Prócz niej ważnymi bohaterami jest jej brat, Dax, zawsze ten słabszy, a jednak dziedziczący tron oraz kuzynka Szafira, napiętnowana przez przeszłość. Oboje przyczynią się do ogromnych zmian w królestwie zapoczątkowanych przez Ashę. I to co bardzo mi się podobało – nie wszyscy są naprawdę tay, jakich ich na początku poznajemy. Z kolejnymi faktami zmieniają się na korzyść, lub odwrotnie. Nie są całkowicie jednoznaczni i kryją niezwykłe tajemnice.
Będąc przy intrydze, jest prosta, ale nie spodziewałam się jej wszystkich aspektów. I wiele rzeczy naprawdę mnie w niej zaskoczyło! Nie było to coś niesamowicie wyszukanego, ale to przecież nie kryminał. Dla mnie miało to napędzać akcję i zaciekawić widza – te funkcje jak najlepiej spełniło. Chwilami dosłownie nie mogłam oderwać się od lektury, tak bardzo książka mnie wciągnęła. I to jest chyba największa zaleta tej książki – czyta się ją z ogromną przyjemnością, zafascynowaniem i chce się więcej!
Bardzo bałam się (jak zwykle zresztą) wątku miłosnego. Ale gdybym miała wybrać najbardziej subtelną książkową relację roku ta byłaby na razie na pierwszym miejscu. Nie jestem fanka wielkich, pompatycznych uczuć upakowanych w każdej książce, a tu naprawdę z przyjemnością obserwowałam nienachalny rozwój wydarzeń, z fascynacji w przywiązanie i coraz bardziej głębokie więzi. O dziwo wątek miłosny mnie urzekł!
Podsumowując, „Ostatni namsara” to nie jest książka bez wad, lecz są to na tyle małe minusy, że bez problemu przymknęłam na nie oko i cieszyłam się bardzo wciągającą lekturą. Silne kobiece postaci czy niezwykły pomysł na umiejętności bohaterów na pewno zachęcały mnie do lektury. Cenię sobie intrygę, której się nie domyśliłam i rozwój bohaterów. Bardzo polecam tę książkę, szczególnie jeżeli ma się ochotę odpocząć przy czymś niezbyt ciężkim, a jednak porywającym i nieoczywistym. Na pewno będę chciała sięgnąć po kolejną cześć, szczególnie, że ma być o pełnej tajemnic postaci, która zaintrygowała mnie już w tej części!
Są rzeczy, obok których po prostu nie mogę przejść obojętnie. I okazuje się, że nie są to tylko księgarnie (szczególnie te z tanią książką) czy biblioteki. Kuszą mnie też pewne typy powieści. I właśnie „Ostatni namsara” jest taką książką. Głównie przez niezwykły świat, ciekawe umiejętności, wierzenia, królestwo w którym trwa wojna. Wspaniałe istoty, jakimi są smoki, do...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to