rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Są rzeczy, obok których po prostu nie mogę przejść obojętnie. I okazuje się, że nie są to tylko księgarnie (szczególnie te z tanią książką) czy biblioteki. Kuszą mnie też pewne typy powieści. I właśnie „Ostatni namsara” jest taką książką. Głównie przez niezwykły świat, ciekawe umiejętności, wierzenia, królestwo w którym trwa wojna. Wspaniałe istoty, jakimi są smoki, do których mam słabość, a rzadko trafiam na nie w książkach. Nie spodziewałam się po tej książce wielkich rzeczy – młodzieżowe fantasy ma głównie dawać rozrywkę i nie jest (na szczęście) tak szczegółowe jak np. powieści Tolkiena. I dostałam to, czego chciałam – dobrą zabawę, ciekawy świat, silnych bohaterów. I ogromną radość z lektury.
Dawno temu Pradawny zesłał na świat Namsarę – osobę dobrą, która czyniła wielkie rzeczy dla świata oraz jego przeciwieństwo – Iskari, przynoszącą śmierć. Przez pokolenia pojawiali się kolejni bohaterowie, dobrzy lub źli, ochrzczeni jednym z tych dwóch imion. Główna bohaterka, Asha jest jednym z nich – iskari, budzącą postrach i zniszczenie. Przyczyniła się do śmierci matki, ściągnęła zagładę na miasto, bratając się ze smokami, korzystając z pradawnej, straszliwej mocy opowiadania historii. Teraz, by po części odkupić swoje winy ma wyjść za mąż za osobę, która kiedyś ją ocaliła – przywódcę straży, apodyktycznego Jarka. To lub zabić Kozu, pierwszego smoka, łączącego świat Pradawnego i historii z ludźmi. Ma 7 dni, by przynieść głowę Kozu ojcu i ocalić siebie i swoją wolność.
Zacznę od tego, co najbardziej lubię w fantastyce – niezwykłych mocy. Tu historie, dar ich opowiadania i zarazem przywoływania smoków jest naprawdę interesujący, dobry w swojej prostocie, a jednak czymś nowym – nigdy nie spotkałam się z taką umiejętnością w innej książce. Tu jednak posługiwanie się tym jest wielką zbrodnią, doprowadzającą bajarza do śmierci i sprowadzającym zagrożenie na lud. Wzmacniającym siłę bestii, jakimi są smoki. I to też mi się tu podoba – obecność tych gadów, ciekawe przedstawienie ich, nie jako istot, które gromadzą skarby, lecz chciwe historii, opowiadanych przez bajarzy, połączonych z wierzeniami i podstawą całego świata.
Jeżeli już jestem przy tym, ze światem mam mały problem – jest to określony wycinek rzeczywistości. Nie wiemy, czy istnieje coś więcej, ale w wierzeniach było to nastawione jedynie na główną krainę i jej poboczne odłamy, z którymi toczą się walki. Gdzieś tam jest port z którego można odpłynąć, ale nie wiadomo gdzie. Dodatkowo, czy tylko tutaj pojawiają się bajarze i smoki – jeżeli nie, to czemu nie pojawiają się kolejni bohaterowie z tą mocą, niekontrolowani przez państwo? Przydałoby się rozwinięcie tej kwestii – mam nadzieję, że można się go spodziewać w następnej części. Na plus jest jednak rozwinięcie wewnętrzne przedstawionego państwa – konflikt wierzących z niewierzącymi, króla z armią czy sprawa niewolników zostały niezwykle uwypuklone.
Przejdźmy do bohaterów. Główna bohaterka, Asha jest córką króla. Ludzie się jej boją, szczególnie przez ogromną bliznę, którą ma przez dawny atak Kozu. Teraz iskari zabija kolejne smoki dla swego ojca, który chce je całkowicie wyeliminować. Jest to z wierzchu silna postać, która jednak w środku jest stłamszona przez fałszywą wizję siebie. Nie jest idealna, co na pewno jest zaletą. Wierzy w wizję jej, którą ukształtowali poddani, nieustraszonej, przerażającej, siejącej zniszczenie.
Prócz niej ważnymi bohaterami jest jej brat, Dax, zawsze ten słabszy, a jednak dziedziczący tron oraz kuzynka Szafira, napiętnowana przez przeszłość. Oboje przyczynią się do ogromnych zmian w królestwie zapoczątkowanych przez Ashę. I to co bardzo mi się podobało – nie wszyscy są naprawdę tay, jakich ich na początku poznajemy. Z kolejnymi faktami zmieniają się na korzyść, lub odwrotnie. Nie są całkowicie jednoznaczni i kryją niezwykłe tajemnice.
Będąc przy intrydze, jest prosta, ale nie spodziewałam się jej wszystkich aspektów. I wiele rzeczy naprawdę mnie w niej zaskoczyło! Nie było to coś niesamowicie wyszukanego, ale to przecież nie kryminał. Dla mnie miało to napędzać akcję i zaciekawić widza – te funkcje jak najlepiej spełniło. Chwilami dosłownie nie mogłam oderwać się od lektury, tak bardzo książka mnie wciągnęła. I to jest chyba największa zaleta tej książki – czyta się ją z ogromną przyjemnością, zafascynowaniem i chce się więcej!
Bardzo bałam się (jak zwykle zresztą) wątku miłosnego. Ale gdybym miała wybrać najbardziej subtelną książkową relację roku ta byłaby na razie na pierwszym miejscu. Nie jestem fanka wielkich, pompatycznych uczuć upakowanych w każdej książce, a tu naprawdę z przyjemnością obserwowałam nienachalny rozwój wydarzeń, z fascynacji w przywiązanie i coraz bardziej głębokie więzi. O dziwo wątek miłosny mnie urzekł!
Podsumowując, „Ostatni namsara” to nie jest książka bez wad, lecz są to na tyle małe minusy, że bez problemu przymknęłam na nie oko i cieszyłam się bardzo wciągającą lekturą. Silne kobiece postaci czy niezwykły pomysł na umiejętności bohaterów na pewno zachęcały mnie do lektury. Cenię sobie intrygę, której się nie domyśliłam i rozwój bohaterów. Bardzo polecam tę książkę, szczególnie jeżeli ma się ochotę odpocząć przy czymś niezbyt ciężkim, a jednak porywającym i nieoczywistym. Na pewno będę chciała sięgnąć po kolejną cześć, szczególnie, że ma być o pełnej tajemnic postaci, która zaintrygowała mnie już w tej części!

Są rzeczy, obok których po prostu nie mogę przejść obojętnie. I okazuje się, że nie są to tylko księgarnie (szczególnie te z tanią książką) czy biblioteki. Kuszą mnie też pewne typy powieści. I właśnie „Ostatni namsara” jest taką książką. Głównie przez niezwykły świat, ciekawe umiejętności, wierzenia, królestwo w którym trwa wojna. Wspaniałe istoty, jakimi są smoki, do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Skrzydła. Wyobrażacie sobie jakie to jest uczucie je posiadać? Ja nie potrafię objąć tego rozumem. Może dlatego sięgnęłam po „Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” dziewczyny, która urodziła się z tym niezwykłym, ptasim atrybutem. Nie liczyłam tu na fakty anatomiczne, o nie. Chciałam poznać uczucia tej dziewczyny, postawy osób ją otaczających, poczuć trochę realizmu magicznego. Czy udało się autorce przekazać to czytelnikom?
Powieść można podzielić a dwie części. Zaczyna się ona tragiczną historią rodziny Avy, osób wypisanych na pięknym drzewie genealogicznym zdobiącym jedną z pierwszych stron powieści. I zazwyczaj gdy słyszymy „historia rodu”, czy „saga rodzinna” odsuwamy od siebie takie dzieło, mając przed oczami wszelkie harlequiny ciągnące się niczym „Moda na sukces”. Nic bardziej mylnego! Dla mnie właśnie ten element był największą zaletą tej książki. W historii każdego członka rodziny kryje się tajemniczość, dziwność, niezrozumiałość, które mnie urzekły. Każdy z przodków Avy jest charakterystyczny, zapada w pamięć. Są one idealną podwaliną dla historii niezwykłej dziewczyny. I…
I tu zaczyna się zgrzyt, bo gdy pierwsza część powieści mnie zachwyciła druga była po prostu średnia. Mamy tutaj motyw obsesji, postrzegania głównej bohaterki jako istoty zesłanej przez Boga, pewnymi urojeniami. Brzmi bardzo ciekawie, nieprawdaż? I mogło być niezwykle interesujące, tyle że zostało przedstawione po łebkach, jakkolwiek. Jestem pewna, że gdyby książka została delikatnie przedłużona, a ten istotny dla fabuły wątek rozszerzony moja końcowa ocena byłaby o wiele wyższa.
Zaczynając, Ava miała być przedstawiona jako zwykła nastolatka w niezwykłej rodzinie. I taka właśnie jest, zamknięta w swoim fantazyjnym domu marzy o wolności, zwykłym, nastoletnim życiu, a skrzydła są dla niej jedynie utrudnieniem. Matka izoluje ją od świata, by nikt jej nie zranił, by dzieje nieszczęśliwej miłości się nie powtórzyły. Córka wobec tego się oczywiście buntuje. Wszystko zrozumiałe, ale mamy to opisanie przelotem, jak coś nieważnego.
Poza tym wydaje mi się, że autorka świetnie radzi sobie z osobliwymi bohaterami dawnych czasów, jednak opis bardziej współczesnych nastolatków kompletnie jej nie wychodzi. Przyjaciele Avy są płascy, niewymiarowi, nic po sobie nie zostawiają. To samo mogę napisać o Nathanielu, tajemniczym mężczyźnie mającym obsesję na punkcie dziewczyny, który jest… nijaki.
Właśnie do tego wątku mam największe pretensje! Trochę więcej stron, parę niuansów i kilka zdarzeń a byłby naprawdę bardzo dobry! Tak został zamknięty w może 100 stronach, paru spotkaniach, bez żadnych zaskoczeń. Były to po prostu zbyt proste, jakby napisane po łebkach, ginie w książce, choć powinien być jej najważniejszym wątkiem. Wydaje mi się, że autorka chciała umieścić tu za dużo mało znaczących historii, przez co ta najciekawsza zanika.
Jeżeli chodzi o zakończenie mam mieszane uczucia. Jest ono dla mnie bardzo niejednoznaczne, co dla jednych może być zaletą, dla innych wadą. Mnie tylko jeszcze bardziej zirytowało. Z drugiej strony jednak każdy może odczytać je trochę inaczej, więc jest w nim coś intrygującego.
Podsumowując, nie żałuję przeczytania „Osobliwych i cudownych przypadków Avy Lavender”, bo była to moja pierwsza styczność z realizmem magicznym i pod tym względem jestem zachwycona. Jednak uważam, że książka ta to zmarnowany ogromny potencjał. Lepsze rozwinięcie głównego wątku, a byłabym o wiele bardziej zadowolona. Na pewno sięgnę jeszcze po coś w podobnych klimatach, bo mnie zafascynowały. Myślę, że warto się z nią zapoznać, jeżeli jest się w stanie przymknąć oko na parę wad.

Skrzydła. Wyobrażacie sobie jakie to jest uczucie je posiadać? Ja nie potrafię objąć tego rozumem. Może dlatego sięgnęłam po „Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” dziewczyny, która urodziła się z tym niezwykłym, ptasim atrybutem. Nie liczyłam tu na fakty anatomiczne, o nie. Chciałam poznać uczucia tej dziewczyny, postawy osób ją otaczających, poczuć trochę realizmu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsza część mnie zachwyciła. Po prostu zakochałam się w tym świecie, bohaterach klimacie. I nie mogłam doczekać się powrotu do przygód Nikity, dlatego szybko sięgnęłam po następną część. "Akuszer bogów" miał być dla mnie jeszcze lepszą kontynuacją świetnie zaczętej historii. A jak wyszło?
W poprzedniej części Ture pozostawił coś Nikicie. Wiadomość z adresem miejsca, gdzie wszystkie tajemnice mają się rozwiać. Mianowicie domu w intrygującej, przesiąkniętej magią i nordyckimi wierzeniami Norwegii. Jej droga do prawdy wiedzie przez niejedną przygodę. Bohaterka pozna stado zmiennokształtnych motocyklistów, rodzinny dom z ciężarną z shot gunem w ręku, a nawet będzie musiała wędkować! Ale czy prawdę warto poznać?
Na początku książki czytelnik od razu wpada w wir akcji, który nie ustaje. Znamy już bohaterów, realia, teraz możemy się bawić! Oj nie do końca, bo Norwegia została zupełnie inaczej przedstawiona, dzięki czemu czytelnik poznaje kolejny kawałek magicznego świata, zostaje w niego wciągnięty na nowo. Tutaj nie ma tajemniczych miast alternatywnych. Tu magia po cichu miesza się z rzeczywistością, ubarwia ją.
Inny świat to inny klimat. Nadal jest bardzo intrygująco i tajemniczo, jednak nie aż tak groźnie. Brak tu niebezpiecznych burz czy czkawek, które wyrzucają na ulice tabuny niezrównoważonych wilkołaków. Mamy za to potężne bóstwa, które z nieznanego powodu bardzo naprzykrzają się Nikicie.
Przyznam, że w życiu nie pomyślałabym, że książka pójdzie w stronę mitologii nordyckiej. Może to dlatego, że żadnej książki o tej tematyce nie czytałam, a Odyna czy Thora znam jedynie z filmów Marvela. Muszę się jednak tym bardziej zainteresować, bo po "Akuszerze" jestem jak najbardziej na tak!
Co do bohaterów, mamy tu mnóstwo nowych postaci. Nie są one jednak wprowadzone na siłę, nie pojawiają się nagle, nie jest to tak, że Nikita puka do pierwszego lepszego domu i od razu dostaje gościnę. O nie, wszystko ma swoje podstawy już w pierwszej części! A jeśli chodzi o charaktery, nadal kreowani bohaterowie są wyjątkowi, godni zapamiętania, teraz nie tylko jako pojedynczy człowiek, a grupa, stado czy rodzina.
Jest też ktoś wyjątkowy, kogo bardzo polubiłam, czyli Akuszer. Postać bardzo mądra, doświadczona, pokrzywdzona, ale mająca z tego ogromną lekcję. Nakierował on Nikitę w jej przemianie. Tak, bo nasza główna bohaterka bardzo się rozwija. Zdecydowanie nie jest już zimną suką odtrącającą wszystkich, w środku poranioną przez przeszłość. Coraz więcej osób pojawia się w jej życiu, a ona dzięki nim staje się silniejsza. Rozwija się relacja z Panem B., co mnie cieszy. (Kto czytał, ten wie) I to właśnie przekazała mi ta książka. Nie da się żyć samemu, ludzie potrzebni nam są w życiu. Niby banalne, ale w tej książce bardzo dobrze, nienachalnie ten morał przekazano.
Jeżeli chodzi o finał to mam mieszane uczucia. Parę rzeczy bardzo mi się podobało, parę w ogóle. Z jednej strony wydaje mi się, że niektóre sceny zostały potraktowane po macoszemu, tylko po to, by udowodnić przemianę bohaterki. Inne za to bardzo mną wstrząsnęły i obudziły ochotę na więcej!
Podsumowując, zdecydowanie czekam na kolejny tom serii z Nikitą, która bardzo mnie wciąga, zachwyca światem i bohaterami i angażuje. Szczególnie, że teraz będziemy się mierzyć z historią Robina! Serdecznie polecam całą serię, bo naprawdę interesujące, wartościowe książki.

Pierwsza część mnie zachwyciła. Po prostu zakochałam się w tym świecie, bohaterach klimacie. I nie mogłam doczekać się powrotu do przygód Nikity, dlatego szybko sięgnęłam po następną część. "Akuszer bogów" miał być dla mnie jeszcze lepszą kontynuacją świetnie zaczętej historii. A jak wyszło?
W poprzedniej części Ture pozostawił coś Nikicie. Wiadomość z adresem miejsca,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od dawna spotykałam się z opinią, że polskie fantasy ssie. I przykro mi, ale „Ostatnie życzenie” mnie nie przekonało, więc sama zaczęłam zastanawiać się ile jest prawdy w tym stwierdzeniu. Aż na horyzoncie pojawiła się Aneta Jadowska i wychwalana w całych Internetach Seria z Nikitą. Spotkałam w bibliotece, sięgnęłam z ciekawości. Przepadłam.
Mamy alternatywną Warszawę. Miejsce, podzielone na dwie części – Warsa i Sawę, w którym po wojnie magia oszalała. W Warsie jest okrutnie i niebezpiecznie, w Sawie jeszcze gorzej. Mamy też główną bohaterkę, członkinie Zakonu, na uboczu i nielubianą. Inni członkowie po prostu się jej boją, bo jej partnerzy zazwyczaj ginęli w dziwnych okolicznościach. Nikita w życiu ma bardzo mało osób, którym naprawdę ufa, lecz dla tych naprawdę jest w stanie się poświęcić, dlatego kiedy ginie ważna dla niej postać, tytułowa dziewczyna z Dzielnicy Cudów, dziewczyna angażuje się w sprawę i jej celem jest odnaleźć tę kobietę. Jaki związek z całą tą sytuacją ma nowy partner Nikity, tajemniczy i dziwny Robin?
W tej książce wszystkiego dowiadujemy się powoli, co bardzo mi się podoba. Jesteśmy od razu wrzuceni w akcję i wiadomości o bohaterach czy świecie dochodzą powoli, stopniowo, co bardzo mi się spodobało. Nie lubię sytuacji w której już w pierwszym rozdziale bohaterka opowiada całe swoje życie, przez takie infantylne zagrania jestem zniechęcona do narracji pierwszoosobowej. Tu, choć ta narracja występuje, nie mam z nią problemu. Może to dlatego, że zdecydowanie polubiłam główną bohaterkę…
Choć polubiłam to za małe słowo! Powinnam zacząć spisywać książkowych mężów i żony, wtedy ona byłaby jedną z kobiet na szczycie tej listy! Jest naprawdę świetna, ma twardy charakter, przez wydarzenia podchodzi do ludzi nieufnie, lecz ma grupę osób, na których jej bardzo zależy. Tak jak pisałam fakty o niej poznajemy powoli i dzięki temu z każdą historią i wydarzeniem z jej życia coraz bardziej ją lubiłam.
Dzięki temu twardemu charakterowi głównej bohaterki niektóre sytuacje, które łatwo możnaby zmienić w zbyt dramatyczne i pompatyczne tu – choć nadal są ważne nie przekraczają tej granicy i nie są przesadzone. Czytelnik przejmuje się nimi, zdecydowanie, ale nie jest to zbyt naciągane na uczucia. Choć w jednej sytuacji według mnie przydałoby się więcej dramaturgii.
Kolejną ważną postacią jest nowy partner Nikity – Robin. O nim tak właściwie prawie do końca książki wiemy niewiele. Dopiero później, z odkrywaniem poszczególnych faktów zaczynamy rozumieć całą tę aurę tajemniczości, którą owiana jest ta postać. Czytelnik nie ma jednak zdradzonych wszystkich faktów i z pewnością zostaje pewien niedosyt odnośnie tej postaci, chce wiedzieć się więcej. Reszta bohaterów drugoplanowych jest naprawdę ciekawa, znalazłam wśród nich parę perełek, które na pewno zostaną długo ze mną, ale nie chcę ich wszystkich przybliżać, by nie niszczyć przyjemności z lektury i poznawania ich samemu.
Co wyróżnia tę książkę to bardzo ciekawy świat, osadzony w naszej historii, a dzięki temu wiarygodny (choć trudno mówić o fantastycznym świecie, że jest wiarygodny). Mamy tu dużo ciekawych sytuacji, takich jak czkawka, stworzeń, zarówno groźnych jak i tych łagodnych. I dzielnice, z których tytułowa Dzielnica Cudów najbardziej się wyróżnia. Tworzy ona niesamowity klimat już minionych lat, jednak również nie jest wyidealizowana i problemy tamtych czasów nadal tam pozostały.
Podsumowując, „Dziewczyna z dzielnicy cudów” to książka, która zdecydowanie zachwyciła mnie zarówno światem, jak i bohaterami. Z chęcią sięgnę po następną część. Teraz jestem pewna, że jeśli ktoś powie mi, że nie mamy dobrej, polskiej fantastyki polecę mu książkę Pani Jadowskiej. Serdecznie wszystkim polecam i gwarantuję, że bardzo łatwo zakochać się w tym świecie, bohaterach i z zapartym tchem śledzi się kolejne wydarzenia.

Od dawna spotykałam się z opinią, że polskie fantasy ssie. I przykro mi, ale „Ostatnie życzenie” mnie nie przekonało, więc sama zaczęłam zastanawiać się ile jest prawdy w tym stwierdzeniu. Aż na horyzoncie pojawiła się Aneta Jadowska i wychwalana w całych Internetach Seria z Nikitą. Spotkałam w bibliotece, sięgnęłam z ciekawości. Przepadłam.
Mamy alternatywną Warszawę....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/10/jeff-giles-na-krawedzi-wszystkiego.html
Uwielbiam zimę. To moja ulubiona poru roku, zachwyca mnie spokojnym, białym krajobrazem, wszechobecnym śniegiem i miłym chłodem. I to był chyba argument, który przyciągnął mnie do tej książki: piękne, zimowa okładka i wydarzenia, dziejące się właśnie tą porą. Poza tym miałam ochotę na ciekawą, przyjemną młodzieżówkę? Czy ją dostałam?

Zoe, ma za sobą trudny czas, w którym straciła ojca oraz przyjaciół w postaci pary staruszków, mieszkających w pobliżu. W dzień zamieci śnieżnej, gdy jej matka musiała zostać w mieście, a ona zająć się bratem stało się coś niezwykłego. Właśnie wtedy poznała Iksa, który uratował jej życie. Wraz z jego przybyciem życie dziewczyny całkowicie się zmieniło, pojawiły się w nim elementy fantastyki oraz… miłość.

„Na krawędzi wszystkiego” to typowa książka młodzieżowa z elementami fantastyki. Młoda dziewczyna i niezwykły chłopak, wiadomo, jak to się skończy. Przyznam, że na początku bardzo miło czytało mi się o tej dwójce. Ich relacja była bardzo urocza i subtelna. W pewnym momencie jednak za szybko się rozwinęła, przez co trochę straciła na wiarygodności. Mimo to z przyjemnością śledziłam ich wspólne losy.

Zoe dla mnie była bardzo zwykła. Typowa nastolatka po stracie. Wyróżniała się jedynie uporem i tym, że czasem wyskakiwała z czymś „jak Filip z konopi”. Niezwykłymi postaciami byli za to Iks oraz jego przyjaciele. Chłopak znał przez całe życie tylko ich, nie rozumiał normalnego świata, zwrotów, relacji i uczuć. To było na swój sposób urocze i niewinne. Na swój sposób, bo chłopak pochodził z Niziny – tamtejszego piekła.

Kolejna wizja piekła w książce znowu mnie nie zawiodła. Jest tu hierarchia, wszyscy mają swoje zadania i dziwne przytyki. Wszystko jest jednak owiane tajemnicą i znamy jedynie mały skrawek tego świata – tyle, ile znał Iks. Z jednej stronu to bardzo przemyślane, skąd mamy znać więcej, z drugiej jednak czytelnik czuje lekki niedosyt i chce więcej szczegółów dotyczących Niziny.

Wracając jeszcze do bohaterów, warto zwrócić uwagę na tych drugoplanowych. Brata Zoe, którego po prostu uwielbiam, jest mega uroczy i śmieszny. Jej przyjaciół, szczególnie Dallasa. No i przyjaciół Iksa, czyli prawdziwe cudeńka. Postaci, które nawet w okolicznościach, w jakich byli (no jednak piekło nie jest zbyt miłe) oddaliby za niego wszystko i były przy tym bardzo charakterystyczne i specyficzne.

Coś, czym książka naprawdę mnie zachwyciła, to humor. Wiele razy zaśmiałam się podczas czytania. Dobrze, że został tu wprowadzony, bo rozładowywał atmosferę przy poważniejszych momentach. Ogólnie język był bardzo prosty, przyjemny i książkę czytało się szybko.

Jeżeli chodzi o fabułę, przyznaję, że wielu rzeczy się domyśliłam, parę jednak mnie zaskoczyło. Duża część była do przewidzenia, jednak nie psuło mi to przyjemności z czytania. Były też takie momenty, kiedy zastanawiałam się jak bohaterom uda się z tego wybrnąć. Ogólnie książka mnie wciągnęła, a zakończenie pozostawiło dużo nierozwiązanych kwestii i chęć przeczytania kontynuacji!

Podsumowując, „Na krawędzi wszystkiego” to bardzo przyjemna młodzieżówka, jakiej akurat potrzebowałam. Mimo paru niedociągnięć przy czytaniu jej bawiłam się bardzo dobrze, głównie dzięki ciekawym bohaterom. Nizina i dalsze losy bohaterów mnie zaintrygowały i na pewno będę chciała więcej!

http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/10/jeff-giles-na-krawedzi-wszystkiego.html
Uwielbiam zimę. To moja ulubiona poru roku, zachwyca mnie spokojnym, białym krajobrazem, wszechobecnym śniegiem i miłym chłodem. I to był chyba argument, który przyciągnął mnie do tej książki: piękne, zimowa okładka i wydarzenia, dziejące się właśnie tą porą. Poza tym miałam ochotę na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Teoretycznie nikt nie lubi schematów w książkach. Ale to tylko teoria. Bo choć większość wyświechtanych motywów, bohaterów i sytuacji wywołuje na mojej twarzy grymas, to jest parę, które bardzo lubię. Szczególnie niektóre schematy w kryminałach. Tylko muszą być one odpowiednio użyte. I to zdecydowanie udało się Przemysławowi Piotrowskiemu, który w „Drodze do piekła”, prócz mocnej, kryminalnej historii umieszcza pewną refleksję na temat cywilizacji i jej prawdziwości.

John Pilar to dawny amerykański żołnierz, któremu ginie cała najbliższa rodzina – żona i dwójka dzieci. Co więcej, on sam zostaje oskarżony o ich zabójstwo i skazany na karę śmierci. Godzi się ze swoim losem i pragnie spotkać się z rodziną po śmierci w niebie. Zamiast tego budzi się w miejscu przepełnionym zapachem siarki, jękami, krzykami cierpienia i strasznymi kreaturami w piekle.

Lukas, brat Johna ma zająć się jego pogrzebem. Ku jego zdziwieniu Pilar zostaje skremowany, choć rozmawiając z bratem prosił o uroczysty pogrzeb w mundurze, z polską flagą i pochowanie w trumnie. Rozpoczynając swoje małe śledztwo w tej sprawie Lukas nie wie, w jak dziwną i skomplikowaną sprawą będzie musiał się zmierzyć. W jej rozwiązaniu pomoże mu Rose Parker, dziennikarka, poszukująca sensacji, która odmieni jej karierę.

Bohaterowie naprawdę trącają schematem Lukas – były policjant, teraz detektyw i alkoholik. Rose – młoda, ambitna dziennikarka. Znane? Oczywiście! Nie zmienia to faktu, że polubiłam tych ludzi, interesowały mnie te wydarzenia i pochłaniałam ten klimat – rodem z amerykańskich filmów detektywistycznych.

Nie myślcie jednak, że to taka zwykła książka, o nie! Bo prócz tego wątku mamy wątek wydarzeń z piekła, które opisane są wręcz realistyczne. Jest to zdecydowanie książka dla ludzi o mocnych nerwach, których nie odstraszą opisy niektórych okropieństw (co najbardziej zapamiętałam – rozcięcie skóry, włożenie pod nią palca i wyrwanie całego jej kawałka na żywca. Aż przechodzą mnie dreszcze jak o tym pomyślę!). Tak jak w poprzedniej książce tego autora mamy mocny, brutalny, męski styl pisania. Prócz tego pojawia się jeszcze tajemniczą organizację, ale więcej nie piszę, by nie zdradzić za dużo! Przyznam jednak, że przy czytaniu domyślałam się pewnej kwestii. ;)

Pomimo tego, że jest tu typowy kryminał/sensacja nie mamy często spotykanego szczęścia – bohaterowie w patowej sytuacji i nagle idealne wyjście! Nie, to jest książka w której takie nierealne sytuacje występuję. Za to mamy dużo na początku nieistotnych kawałków, które później okazuję się, że pełnią bardzo ważną rolę. I dzięki temu sprawy bez wyjścia rozwiązują się, nie dzięki sztucznemu szczęściu. Często te rozwiązania szokowały mnie, co uważam za wielką zaletę!

Co do końcówki niektóre sytuacje stamtąd wydawały mi się bardzo przerażające, wręcz wbijające się w mózg i pozostające tak na zawsze. Nadal w niektórych sytuacjach są przerażające opisy, ukazanie niezwykłego bestialstwa. I wskazanie na słabości naszej cywilizacji. Przecież kto wie, co działoby się gdyby nie prawa, które nas ograniczają. Mordowalibyśmy się, gwałcili, torturowali? W człowieku drzemie bestia, a Przemysła Piotrowski wydobywa ją i wskazuje, że w XXI wieku ona nadal istnieje. Zdecydowanie książka zmusza mnie do przemyślenia paru spraw.

Podsumowując, „Droga do piekła” to niezwykła, bardzo brutalna książka, z niesamowitym klimatem oraz pewną kwestią, którą warto przemyśleć. Zdecydowanie polecam ją, bo to nie jest lektura, którą się zaraz zapomni, lecz zostaje z człowiekiem, zmusza do rozmyślania czy sami na ziemi nie tworzymy sobie po cichu drogi do piekła.

Teoretycznie nikt nie lubi schematów w książkach. Ale to tylko teoria. Bo choć większość wyświechtanych motywów, bohaterów i sytuacji wywołuje na mojej twarzy grymas, to jest parę, które bardzo lubię. Szczególnie niektóre schematy w kryminałach. Tylko muszą być one odpowiednio użyte. I to zdecydowanie udało się Przemysławowi Piotrowskiemu, który w „Drodze do piekła”, prócz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zapraszam: http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/10/przemysaw-piotrowski-radykalni-terror.html
Temat imigrantów jest obecnie bardzo aktualny. Przez niego ludzie są podzieleni, przyjmować czy nie przyjmować, jeśli tak to na jakich warunkach? To są obecne problemy, a jak będzie z tym w przyszłości? „Radykalni. Terror” autorstwa Przemysława Piotrowskiego pokazują właśnie taką wizję bardzo bliskiej przyszłości, która jest możliwa, jeśli obecna polityka się nie zmieni. Wizję zbliżającej się wojny.
Kuba Polak jest typowym studentem – na razie jego życie to imprezy na wymianie w Hiszpanii wraz z kumplem Marcinem, dziewczyną przyjaciela Moniką oraz jego ukochaną, Nawal o egzotycznym pochodzeniu. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, szczególnie, że piękna arabka zachodzi w ciążę i niedługo Kuba zacznie tworzyć rodzinę. Szczęście to przerywa jednak ojciec Nawal, radykalny muzułmanin, który zmienia dalsze życie bohaterów w piekło. Morduję kobietę oraz gwałci i porywa Monikę. Od teraz głównych celem Kuby będzie pomszczenie ukochanej oraz pomoc Michałowi w odbiciu dziewczyny. Pomoże im w tym Krzysiek, brat Moniki, żołnierz Legii Cudzoziemskiej, który z doświadczenia zna już bestialskie zachowania radykalnych muzułmanów.
Jak widać od początku książka serwuje nam bardzo brutalne wydarzenia opisane w naprawdę mocny sposób. Cała książka napisana jest męskim językiem, twardym, pełnym przekleństw, nadającym również charakteru powieści. Odpowiada to wydarzeniom z książki, szczególnie tym z perspektywy porwanej i gwałconej Moniki.
Perspektyw mamy tu kilka. Przeważa pierwszoosobowa z perspektywy Kuby, często pojawia się dziennik Moniki. Są też fragmenty oczami innych bohaterów w trzecioosobówce. Wszystko to nie przeszkadza, wręcz urozmaica lekturę. Mam jednak problem z perspektywą niewiernego, już 10 lat później. Dla mnie bardzo mąciła i zamiast ciekawić nudziła oraz wytrącała w akcji.
Mam wrażenie też, że akcja w środku książki trochę zwalnia. Tak samo końcówka, przesycona akcją poszła według, mnie zbyt prosto. Wielu końcowych wydarzeń można było się domyślić, reszta poszła po myśli bohaterów, więc nie wzbudzało to aż tylu emocji.
Trzeba przyznać, że książka ta na pewno nie jest poprawna politycznie. Wielu bohaterów tam po prostu nie toleruje muzułmanów. Ci bohaterowie jednak przeszli swój i ich zdanie można zrozumieć. Autor piętnuje całego wyznania, pojawiają się i dobrzy muzułmanie oraz parę razu pojawiają się powody przez które rodzą się konflikty między rdzennymi mieszkańcami starego kontynentu a przybyszami, m. in. bieda w muzułmańskich dzielnicach. Poza tym pojawia się szansa lepszego zrozumienia nieznanego nam wyznania, więc na całą sprawę mamy wiele różnych spojrzeń.
Przyszłość przedstawiona w powieści jest naprawdę bliska, bo to zaledwie sześć lat, jednak wiele rzeczy przez ten czas się pozmieniało. Szczególnie widać to w krajach zachodnich, gdzie muzułmanie tak właściwie przejmują władzę. Jest też nowy wynalazek Rosji. Chciałabym jednak, by świat ten był bardziej rozszerzony, np. bardzo mało wiadomo o Polsce, lecz wszystko do nadrobienia w kolejnym tomie.
Z bohaterami da się zżyć, współczuć im i życzyć powodzenia, szczególnie z Moniką, która jest chyba moją ulubioną postacią. Wszyscy przez makabryczne wydarzenia zmieniają się, twardnieją w obliczu zbliżającej się wojny. Ten rozwój nadaje im wielkiego realizmu i ciekawi mnie ich dalszy rozwój.
Podsumowując, „Radykalni. Terror” to dobra powieść , która może nie pokazuje rozwiązać sytuacji, bo nie po to jest, lecz pomaga przejrzeć na oczy i zastanowić się w jaką stronę idzie polityka Europejska. Pomimo paru wad nie jest przesadzona i jest porządną lekturą, która patrzy na temat muzułmanów z wielu stron. Serdecznie polecam i chętnie zapoznam się z drugą częścią, gdy już powstanie.

Zapraszam: http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/10/przemysaw-piotrowski-radykalni-terror.html
Temat imigrantów jest obecnie bardzo aktualny. Przez niego ludzie są podzieleni, przyjmować czy nie przyjmować, jeśli tak to na jakich warunkach? To są obecne problemy, a jak będzie z tym w przyszłości? „Radykalni. Terror” autorstwa Przemysława Piotrowskiego pokazują właśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pełna opinia: http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/08/artur-urbanowicz-grzesznik.html
Odkąd tylko usłyszałam o tej książce, byłam nią bardzo zainteresowana. Czemu? Połączenie twardego, gangsterskiego świata z wątkiem paranormalnym zapowiadało się jako coś zupełnie nowego, przynajmniej dla mnie. Do tego z góry spodziewałam się po autorze „Gałęzistego”, że wiara i religia będą pełnić tu bardzo ważną rolę, co tym bardziej urozmaica lekturę. Najlepsze jest to, że „Grzesznik” przerósł moje wszelkie oczekiwania.

Marek Suchocki, znany jako Suchy trzęsie Suwalskim półświatkiem. Jego życie jest niemal idealne. Ma rodzinę, kochankę, pieniądze i władzę. Wszystko to się jednak kończy, gdy do miasta wraca dawny Boss, Grzegorz Samielewicz, zwany Samielem, bądź tytułowym Grzesznikiem. Wraz z jego powrotem rozpoczyna się ciąg pechowych zdarzeń, które prowadzą do zguby Suchego. Prócz tego po pewnym wypadku Suchocki orientuje się, że widzi zjawy.

W tej książce cały czas coś się dzieje! Akcja pędzi na łeb na szyję. Dwa główne wątki: ten gangsterki oraz ten paranormalny przeplatają się sprawiając, że czytelnik nie może się nudzić. Ogólnie w połączeniu tych dwóch różnych motywów bardziej wybija się paranormalny, gangsterski jest kontynuowany głównie ze względu Grzesznika i jako przyczyny dalszych zdarzeń. Wydarzenia lecą jedno po drugim i choć książka ma ponad 700 stron czyta się ją bardzo szybko. Jest to też wynikiem krótkich rozdziałów, które na początku trochę wytrącały mnie z równowagi, ale z czasem i przywykłam i wydaje mi się, że coraz bardziej się wydłużały.

W poprzedniej książce autora bohaterowie nie wierzyli w dziwne sytuacje i widziadła, tłumaczyli je jak mogli. Tu wydaje mi się, że gangster bardzo szybko uwierzył w to, co się dzieje, ale nie pogodził się z tym tylko szukał ratunku – zarówno w szpitalu jak i Kościele. Nigdzie jednak nie ma konkretnych odpowiedzi, wydarzenia są coraz bardziej przerażające, a wszystko wyjaśnia się dopiero przy finale powieści.

Będąc przy nim, nigdy nie spodziewałabym się, że autor tak to rozwiąże. Zarówno punkt kulminacyjny, wyjaśnienie całej akcji jak i jej samo zakończenie, ostatnia scena, były dla mnie bardzo niespodziewane. Nie wiedziałam, że może się to potoczyć w tę stronę! Przez chwilę bałam się, że zakończenie zostanie zbyt wyidealizowane, ale na szczęście moje obawy się rozwiały. Jest to największa zaleta tej książki.

Z bohaterami mam mały problem. Choć nie do końca lubi się Marka, jego intencje i zachowania kibicuje się mu, by dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. Grzesznik oczywiście jest dla czytelnika enigmą, z jednej strony genialny, z drugiej bezlitosny. A reszta jakoś mnie obeszła. Nie było więcej bohaterów, z którymi w jakikolwiek sposób bym się zżyła i którzy pochłaniali by moją uwagę. Przez to niektóre poboczne wątki delikatnie dla mnie kuleją, szczególnie ten z Kniziem.

W powieści występuje wiele ciekawych motywów, wprowadzonych głównie przez Samiela, jak mowa ciała czy techniki manipulacji, o których można dowiedzieć się wiele ciekawego. Książka daje również wiele do myślenia. Do mnie głęboko trafiła i sprawiła, że teraz parę razy zastanowię się nad niektórymi moimi czynami, bo ich konsekwencje mogą się za mną ciągnąć bardzo długo.

Co do pióra autora, dla mnie się poprawiło. W jego pierwszej książce czasem coś wydawało się niespójne, czy niektóry narzekali na zbyt wiele przekleństw. Dla mnie tu wszystko jest naturalne, napisane przyjemnym językiem, który z jakiegoś powodu wydawał mi się twardy, adekwatny do klimatu powieści.

Podsumowując, „Grzesznik” to bardzo dobra, pełna akcji i napięcia powieść łącząca ze sobą bardzo różne motywy. Serdecznie ją polecam, bo mnie z pewnością zapadnie w pamięć, szczególnie dzięki niezwykłej, zaskakującej końcówce i morałowi, który za całą powieścią idzie. Teraz pozostaje czekać na kolejną powieść Artura Urbanowicza, bo z książki na książkę jestem coraz bardziej zachwycona!

Pełna opinia: http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/08/artur-urbanowicz-grzesznik.html
Odkąd tylko usłyszałam o tej książce, byłam nią bardzo zainteresowana. Czemu? Połączenie twardego, gangsterskiego świata z wątkiem paranormalnym zapowiadało się jako coś zupełnie nowego, przynajmniej dla mnie. Do tego z góry spodziewałam się po autorze „Gałęzistego”, że wiara i religia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pełna recenzja - http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/08/remigiusz-mroz-deniwelacja.html
Przyznam, że byłam trochę uprzedzona do nowej książki z serii z komisarzem Forstem. Miała być trylogia, była trylogia w której zamknęła się cała sprawa Bestii z Giewontu. Po co więc kolejna książka? Nie można w końcu dać spokoju Forstowi? Na szczęście autor postanowił jeszcze trochę podręczyć jednego z moich ulubionych książkowych bohaterów co poskutkowało tą bardzo dobrą powieścią.
(Kotu też się podoba)
Nadeszły roztopy, a wraz z nimi znaleziono trupy pięciu kobiet niczym ze sobą niepowiązanych. Sprawa bardzo trudna, żadnych powiązań, żadnych śladów. Prócz jednego. Prowadzącego do Wiktora Forsta. Nikt jednak nie wie znajduje się komisarz, który bez niczyjej wiedzy prowadzi własną, skomplikowaną sprawę na własną rękę. Kolejne zabójstwa sugerują nowego seryjnego zabójcę, szczególnie, kiedy powracają tajemnicze monety. Co tym razem ma do przekazania zabójca i jak jest z tym związany Forst?
To zdecydowanie książka z Forstem inna od reszty. Czytelnik od razu rzucony jest w wir wydarzeń o których tak właściwie mało wiadomo. Na początku były komisarz to dla nas enigma, zjawia się w dziwnym miejscu, robi niewytłumaczalne rzeczy nie wiadomo po co. Z drugiej strony prokurator Wadryś-Hansen i Osica starają się rozwiązać sprawę, która cały czas popycha ich w stronę Forsta. Wydaje się, że niektóre wydarzenia są jakieś niepotrzebne, nielogiczne i nie można tego złożyć w sprawną całość. Aż w końcu wszystko się układa.
W pewnym momencie w książce jest pewien zabieg czasowy, który całkowicie zmienił przeze mnie postrzeganie całej tej historii. Musiałam wstać, zrobić spacer po mieszkaniu, wypić kolejną kawę, poukładać to sobie w głowie, z entuzjazmem wytłumaczyć to mamie, która kompletnie nie wiedziała o co chodzi po czym powrócić do czytanie. Niektórym ten zabieg się nie spodoba, bo naprawdę komplikuje czytanie i odbiór tej książki. Dla mnie był świetny, bo sprawiał, że ogarnięcie sprawy i zgadnięcie, kto zabija tak właściwie jest niemożliwe. Naprawdę, nie wierzę, że ktokolwiek domyślił się tożsamości zbrodniarza.
Przyznam, ze mało tu gór i tego starego, Forstowego klimatu znanego z poprzednich części. Jest za to jeszcze więcej zwrotów akcji. Historia jednak trochę mnie nie przekonuje, po co były komisarz angażował się w kolejną, pokrętną sprawę. Z jednej strony można to zwalić, jak było w książce, na jego polityczną przeszłość, nie do końca mnie to jednak przekonuje.
Powrót do starych bohaterów był naprawdę świetny, bo już ich znamy, lubimy i czujemy do nich lekki sentyment. Jednak wszystkie te postacie przeszły przemianę. Sprawa bestii z Giewontu odcisnęła na nich swoje piętno. Ewoluowali oni, zmienili się, co sprawia, że są jeszcze bardziej wielowymiarowi. Jednocześnie widzimy ich stare przywary i przyzwyczajenia. Szczególnie widać to u Pani prokurator Wadryś-Hansen. Tak samo przez całą książkę widzimy rozwój zabójcy, coraz większą rządzę krwi i zabijania. Muszę przyznać, autor jest mistrzem w tworzeniu psychopatycznych, seryjnych morderców. Rozwijają się też niektóre relacje, co nie zawsze mi się podobało.
Zakończenie książki sprawiło, że parę razy miałam wręcz zawał. Co około 5 stron krzyczałam, że już wiem, kto jest zabójcą i za żadnym razem nie miałam racji. Jak już pisałam nie wierzę, że da się tu przewidzieć zabójcę. Poza tym oczywiście ostatni strona niszczy wszystko i sprawia, że najchętniej czytałabym już kolejną część.
Co mogę tu napisać, prócz tego, że książka bardzo mi się podobała, wstrząsnęła mną i sprawiła, że chcę więcej. Wydaje mi się, że nie spodoba się ona wszystkim fanom serii z komisarzem Forstem, bo jest zupełnie inna, ale ja jestem jej fanką. Fajnie było wrócić do lubianych bohaterów w zupełnie innej, intrygującej sprawie.

Pełna recenzja - http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/08/remigiusz-mroz-deniwelacja.html
Przyznam, że byłam trochę uprzedzona do nowej książki z serii z komisarzem Forstem. Miała być trylogia, była trylogia w której zamknęła się cała sprawa Bestii z Giewontu. Po co więc kolejna książka? Nie można w końcu dać spokoju Forstowi? Na szczęście autor postanowił jeszcze trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cała recenzja - http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/07/j-k-rowling-quidditch-przez-wieki.html
„Quidditch przez wieki” to następna z książek, które mają wzbogacić o szczegóły świat magii wykreowany przez J. K. Rowling. Ta, jak sam tytuł wskazuje, ma przybliżyć czytelnikowi najpopularniejszy sport czarodziejów – quidditcha. Przyznam, że tej książeczki byłam najbardziej ciekawa. Czy sprostała moim oczekiwaniom?
Książka podzielona jest na rozdziały, każdy zajmujący się inną kwestią. Zaczynając od miotły, przez początki Quidditcha po spis drużyn, mamy tu wszystko związane z tym sportem. Prócz tego znajdziemy rozdział o innych grach miotlarskich, co bardzo mi się spodobało, przecież cały świat czarodziejów nie może grać tylko w jedno.
Wiele kwestii zostało fajnie rozwiązanych, np. czemu akurat miotły i jak pojawił się złoty znicz. Zdecydowanie pomyślano nad tymi kwestiami i wybrano ciekawe, lecz nie przesadzone rozwiązania. Czarodzieje nie są tu również idealizowani przy tych wszystkich kwestiach, były wśród nich spory dotyczące tego sportu, ciekawe faule oraz wręcz akty bestialstwa.
Książeczka stylizowana jest na historyczną, znajdziemy tu wiele listów, artykułów czy rycin, dotyczących tekstu. Jest też wiele nazwisk, które jednak mało mnie obchodziły teraz nie powtórzyłabym żadnego z nich. Nie podoba mi się również czcionka chwilami stylizowana na starodawną, trudno się ją czyta.
Prócz historii Quidditcha czytelnik zapoznaje się ze spisem najpopularniejszych fauli, ciekawych zagrań oraz drużyn brytyjskich i irlandzkich. To akurat bardzo mi się spodobało, wiele drużyn kojarzy się już z serii książek o Harrym Potterze. Na szczęście autorka nie zatrzymała się jedynie na tym obszarze i jest również rozdział o Quidditchu na świecie, gdzie ukazane są rozwój tego sportu i jego tradycje na różnych obszarach. Jest też polski akcent, mianowicie Gargulce z Grodziska oraz postać znanego szukającego, Józefa Wrońskiego, od którego nazwiska pochodzi znane zagranie – zwód Wrońskiego.
Książka jest stylizowana na pożyczoną z biblioteki Hograwtu, przez co jest w niej karta biblioteczna. Fajnym pomysłem są też pochlebne opinie o książce. W obu przypadkach jednak użyte są nazwiska znane jedynie z serii o Harrym Potterze, co jest bardzo nielogiczne. Gdyby dodać tu parę nieznanych nazwisk byłoby lepiej.
Co do wydania, bardzo lubię tę okładkę. Jest bardzo prosta, ale rzuca się w oczy. Każdy rozdział rozpoczyna piękna ilustracja. Poza tym są ryciny i odróżniające się teksty, o których już wspominałam – dodają bardzo dużo charakteru historycznej książki. Jest też wiele herbów – przy spisie klubów, graczy czy scen historycznych meczów. Jak zwykle wydanie nie zawodzi.
Również i ta książka zasila konto organizacji Lumos, o której pisałam już trochę tutaj, ale również Comic Relief, również wspierającą dzieci, szczególnie w trudnych okolicznościach – miejscach przemocy, wojny czy zaniedbywania. Dlatego zakup tej książki to bardzo szlachetny czyn (pisze Sandra, która wypożyczyła ją z biblioteki).
Podsumowując, „Quidditch przez wieki” to naprawdę dobry dodatek do świata magii. Podobała mi się trochę mniej niż „Baśnie Barda Beedle'a”, jednak i tak była bardzo ciekawa. Polecam, szczególnie dla fanów serii. Przy okazji można wspomóc naprawdę szczytne cele!

Cała recenzja - http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/07/j-k-rowling-quidditch-przez-wieki.html
„Quidditch przez wieki” to następna z książek, które mają wzbogacić o szczegóły świat magii wykreowany przez J. K. Rowling. Ta, jak sam tytuł wskazuje, ma przybliżyć czytelnikowi najpopularniejszy sport czarodziejów – quidditcha. Przyznam, że tej książeczki byłam najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cała recenzja - http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/07/julie-israel-indeks-szczescia-juniper.html
Młodzieżowe obyczajówki na rynku wydawniczym wyrastają jak grzyby po deszczu. Jak więc wybrać perełkę wśród tego wszystkiego? Trzeba się czymś wyróżnić. Jednak chyba każdy pomysł na fabułę książki obyczajowej został już wykorzystany, a często wręcz idą one już wytartymi schematami. Co więc zrobić? Wyróżnić się ciekawymi bohaterami, jak zostało to zrobione w „Indeksie szczęścia Juniper Lemon” autorstwa Julie Israel.
Minęło 65 dni od śmierci siostry Juniper, Camilli. Zmienia to cały świat dziewczyny, która teraz jest wytykana w szkole i nie dogaduje się z rodzicami. Dziewczyna odlicza te dni, robiąc Indeks szczęścia, w którym wymienia wady i zalety poszczególnego dnia oraz go ocenia. Juniper gubi jednak 65 fiszkę, która zawiera tajemnicę. Do tego bohaterka odnajduje list swojej siostry do tajemniczego „Ty” i postanawia przekazać mu ostatnią wiadomość od swojej siostry tylko jak go znaleźć. Szukają fiszki dziewczyna poznaje wiele tajemnic i problemów swoich znajomych i stara się je rozwiązać.
To dość dużo informacji jak a początek książki i od razu czytelnik wrzucony jest w wir wydarzeń. Te parę elementów przeplata się przez całą powieść. Jest to jednak książka opowiadająca głównie o przeżywaniu straty – właśnie po to Juniper, chce przekazać list, dlatego spisuje fiszki, dlatego angażuje się w sprawy innych. By napełnić dziury, które pojawiły się w jej życiu. I ten motyw dziur, często powtarzany w tekście bardzo mi się podobał – Juniper musiała znaleźć sposób jak je zapełnić.
Książek o stracie było mnóstwo – co więc wyróżnia tę? Dobrze wykreowani bohaterowie. Juniper nie jest ideałem – jej wścibstwo czy chwilowa nadgorliwość nie są najlepszymi wadami. Jednak to dodaje jej autentyczności. Poza tym bardzo podobało mi się jej postrzeganie świata (np. wcześniej wspomniane dziury). Jest to postać, która popełnia błędy, ale robi też wspaniałe rzeczy i za to ją zapamiętam.
Podobało mi się też poruszenie tematu relacji z rodzicami. Mama Juniper odcięła się od rodziny, nie jest już tą samą żywą osobą. W domu roi się od sekretów i stara się trzymać pozory wytrzymywania ze sobą i zgodnego życia. Tak naprawdę jest każdy jest przewrażliwiony na temat Cam. Było to bardzo autentyczne i pokazywało różne konsekwencje śmierci ważnej osoby.
Przyjaciele Juniper to również bardzo ważny punkt książki. Zdecydowanie są charakterystyczni, lecz nie przerysowani, da się ich lubić. Nie ma o nich za dużo informacji, nie dominują książki, nie również jedynie elementem, który trzeba odbębnić i tyle. Naprawdę bardzo ich polubiłam, szczególnie Gąbkę (jeśli ktoś czytał: domyślałam się, co się święci z nim i… <3 ).
W książce, jak to w prawie każdej młodzieżówce występuje wątek miłosny, ale jest on tak delikatnie poprowadzony i nie przerysowany, że mi nie przeszkadzał. Na szczęście nie przeważył tej historii i nie muszę na niego narzekać, choć jeden kawałek trochę mi się w nim nie podobał.
Sam pomysł pisania Indeksu bardzo mi się spodobał. Jest to naprawdę niezwykła idea i trochę mnie zainspirował (choć nie spisuje czegoś takiego, bo jestem po prostu zbyt leniwa).
Podsumowując, „Indeks szczęścia Juniper Lemon” to bardzo dobra młodzieżówka, z ciekawymi bohaterami, motywami i pomysłami. Choć bazuje na bardzo powszechnym motywie zachwyciła mnie i zdecydowanie zapamiętam ją na długo.

Cała recenzja - http://sunny-snowflake.blogspot.com/2017/07/julie-israel-indeks-szczescia-juniper.html
Młodzieżowe obyczajówki na rynku wydawniczym wyrastają jak grzyby po deszczu. Jak więc wybrać perełkę wśród tego wszystkiego? Trzeba się czymś wyróżnić. Jednak chyba każdy pomysł na fabułę książki obyczajowej został już wykorzystany, a często wręcz idą one już wytartymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W obecnym społeczeństwie osoby starsze są w wielu przypadkach pomijane. Przykłady? Gdzie mamy reklamy odzieży czy kosmetyków dla starszych? Albo ich role w filmach, serialach czy książkach? Opieka nad wnukami i... tyle? Czy to znaczy, że po przekroczeniu danego wieku nasze życie musi stać się nudne i będziemy nieważni. Wanda Szymanowska w postaci Anity ukazuje, że dojrzalsza osoba również jest wspaniałym materiałem na książkę, szczególnie osoba z taką przeszłością. Ale kim, do diabła, jest Anita?!
Fabułę książki poznajemy przez narrację pierwszoosobową nie Anity, lecz jej sąsiadki o której wiemy naprawdę mało. Widzimy coraz bardziej zacieśniającą się między kobietami więź, jednocześnie stopniowo zapoznajemy się z historią starszej kobiety, która jest wyjątkowa. Towarzyszymy również w codziennym, pracowitym życiu Anity, opiekującej się mężem w śpiączce i pomagającej sąsiadom.
Anita to zdecydowanie wyjątkowa postać. Bardzo kolorowa, intrygująca. Wgłębiając się w jej historią poznajemy wspaniałą historię miłości rozdzielonej przez wojnę. Bohaterka bowiem pochodzi z Niemiec, jak wszyscy wiemy, kiedyś podzielonych. Widzimy jej dążenia do połączenia z ukochanym, uczucie jakie ich łączy. Tę bezwarunkową miłość potęguje wielka opieka Anity nad mężem. Pokazuje to, że z chorobą ukochanej osoby też da się żyć i być szczęśliwym.
Życie głównej bohaterki jest bardzo proste. Nie potrzebuje ona dużo, nie rozumie wszystkich tych wynalazków obecnego świata. Przyjemność sprawia jej pomoc sąsiadom, opieka nad mężem, rozmowy. Bohaterka też tak jakby dojrzewa - z postaci nadużywającej alkoholu z wieloma przygodami zmienia się w bardziej rozważną postać.
Książka jest naprawdę krótka i czyta się ją bardzo szybko szczególnie, że rozdziały są króciutkie. Dla mnie to było trochę uciążliwe, ale można było się przyzwyczaić. Stopniowe poznawanie historii miłości podzielonej przez żelazną kurtynę sprawia, że chcemy czytać i czytać, wiedząc jak to wszystko się przydarzyło.
Podsumowując, "Gdzie, do diabła, jest Anita?!" to bardzo przyjemna książka poruszająca ważne tematy. Główna bohaterka to osoba, której nie da się nie lubić i przy tym jest postacią dojrzała, co w książkach niestety zdarza się za rzadko. Poza tym powieść pokazuje życie z osobą chorą. Podziwiam siłę Anity, a jej postawa życiowa daje mi dużo do myślenia.

W obecnym społeczeństwie osoby starsze są w wielu przypadkach pomijane. Przykłady? Gdzie mamy reklamy odzieży czy kosmetyków dla starszych? Albo ich role w filmach, serialach czy książkach? Opieka nad wnukami i... tyle? Czy to znaczy, że po przekroczeniu danego wieku nasze życie musi stać się nudne i będziemy nieważni. Wanda Szymanowska w postaci Anity ukazuje, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kłamca i szpieg to druga książka Rebeccy Stead dostępna na polskim rynku wydawniczym. Słyszałam parę pozytywnych opinii jej poprzedniego dzieła, więc postanowiłam, że z tym musze się zaznajomić – szczególnie, że jest dość krótkie. Opis też przyciąga. Gwarantuje, że czytelnik nie przewidzi zakończenia. Ale czy na pewno?
Georges, młody chłopak przeprowadza się ze swojego starego domu do bloku. Jest to spowodowane utratą pracy przez jego tatę. Do tego by rodzina utrzymała dobry byt musi brać dodatkowe dyżury w szpitalu. W piwnicy Georges widzi dziwną listę do klub szpiega. Jego tata wpisuje coś do niej dla żartów. Co dziwne, pojawia się odpowiedź i Georges trafia na Sufera – szpiega, wielbiciela kawy. Ich wspólną misją staje się tropienie Iksa – tajemniczego sąsiada. Kim tak naprawdę jest Iks i kto jest tytułowym szpiegiem?
Książka jest bardzo przyjemna, miła w odbiorze na jeden luźny wieczór. Historia jest krótka, zawiera parę wątków i przyznam, że według mnie nie wszystkie zostały wystarczająco rozwinięte. Powieść chwilami śmieszna. Sądzę, że jest idealną książką do relaksu o której jednak szybko się zapomina.
Bohaterowie są bardzo sympatyczni. Szczególnie polubiłam Candy, młodszą siostrę Suffera.
Atmosfera panująca w tej rodzinie jest naprawdę wyjątkowa, wszyscy są ciekawymi osobowościami gromadzącymi się pod jednym dachem. Georges szybko zaczyna spędzać tam dużo czasu, szczególnie, że jego oboje rodzice starają się rozwiązać swoje, spychając syna na dalszy plan.
Książka mówi też o znęcaniu się nad dziećmi przez rówieśników. Pokazuje, że w kupie siła. Łamie zasady, które są nam cały czas wpajane – hierarchię szkolną, nie wychodzenie przed tłum. Pokazuje, że inność jest wiele warta.
Bardzo podobają mi się dwa motywy pojawiające się w książce: ptaków, dokładniej papug mających gniazdo na bloku naprzeciwko oraz testu smaków, który ma się odbyć w szkole. Niby nic nie znaczące rzeczy wnoszą dużo do fabuły i pociągają za sobą wiele wydarzeń.
Nie przewidziałam zakończenia. I zaskoczyło mnie, choć nie tak jak myślałam. Spodziewałam się jakiejś wielkiej sprawy, dramatyzowania, akcji i wybuchów. Dostałam prostą historię o radzeniu sobie z wszelakimi problemami. Jest w niej jednak jakaś nauka, którą uważam za bardzo mądrą. Coś pokazujące zachowania i psychikę człowieka, szczególnie tego młodego.
Podsumowując, „Kłamca i szpieg” to bardzo przyjemna powieść, która nie wniesie niczego wyjątkowego w życie czytelnika, jednak zawiera bardzo ważną lekcję. Serdecznie ją polecam na odstresowanie się w ciekawy sposób i z odrobiną refleksji.

Kłamca i szpieg to druga książka Rebeccy Stead dostępna na polskim rynku wydawniczym. Słyszałam parę pozytywnych opinii jej poprzedniego dzieła, więc postanowiłam, że z tym musze się zaznajomić – szczególnie, że jest dość krótkie. Opis też przyciąga. Gwarantuje, że czytelnik nie przewidzi zakończenia. Ale czy na pewno?
Georges, młody chłopak przeprowadza się ze swojego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pax Jon Klassen, Sara Pennypacker
Ocena 7,8
Pax Jon Klassen, Sara P...

Na półkach: , ,

O „Paxie” słyszałam bardzo dużo dobrego. Miała to być jedna z tych wyjątkowych lektur, które są całkowicie uniwersalne, trafią i do dziecka i do bardziej dojrzałego czytelnika. Wzruszająca powieść pokazująca wspaniałą relację między chłopcem a zwierzęciem była wręcz porównywana do „Małego księcia”. Czy się w tym zgadzam? Cóż, książka Sary Pennypacker z pewnością jest bardzo mądra i porusza serca, lecz z „Małym księciem” zdecydowanie bym jej nie porównywała.
Nadchodzi wojna. Ojciec Petera dołącza do wojska, więc chłopiec musi przenieść się do dziadka. Niestety musi pozbyć się też swojego towarzysza, lisa Paxa, w którym chłopiec był nierozłączny. Peter szybko zdaje sobie sprawę z tego, że nie może pozostawić lisa i ucieka od dziadka, by go odnaleźć. Czy mu się jednak uda?
Historię poznajemy z dwóch perspektyw – chłopca oraz lisa. Oboje w czasie rozstania mają wiele przygód, na nowo poznają świat. Wydarzenie przez które przechodzą z pewnością ich zmieniają. Od początku do końca widać jednak bardzo silną więź, która ich łączy. Pax wiernie czeka na „swojego chłopca”, Peter robi wszystko by odnaleźć swojego zwierzaka. Są pewni ponownego odnalezienia siebie. Ta więź jest tak wspaniała, nierozerwalna i magiczna, że od razu chce się przytulić własnego zwierzęcego przyjaciela. Bo chyba każdy właściciel zna ten rodzaj miłości, który łączy go z jego pupilem.
Do zmian w życiu obu bohaterów doprowadzają ludzie spotkani podczas ich rozłąki – lisica Nastroszona i jej brat, których zaufanie chce zdobyć Pax oraz (postać którą uwielbiam <3) Vola, która pomogła Peterowi w kluczowych momentach jego wędrówki. To właśnie ona zmienia poglądy chłopca na niektóre rzeczy w świecie i przybliża tematykę wojny – sama kiedyś była sanitariuszką, zna jej wady, pokazuje ile cennych rzeczy przez nią straciła.
Ważnym motywem w książce jest relacja chłopca z ojcem – człowiekiem twardym, nieokazującym uczuć, czasem agresywnym. Peter boi się swoich emocji, nie chcę stać się taki, jak ojciec. Stara się poznać siebie, ale coraz bardziej widzi swoje podobieństwo do rodzica co go niepokoi. Wątek ten jest według mnie jednak trochę niedociągnięty, czego bardzo żałuję.
I największa (tak właściwie jedyna) wada książki – zakończenie. Dla mnie książka była po prostu ucięta, a niektóre wątki (jak na przykład ten z ojcem)wręcz nierozwiązane, przez co całe dobre wrażenie o tej powieści trochę mnie opuściło. Rozumiem, co miało mi to pokazać, lecz gdyby było to rozpisane na dodatkowe 50 stron byłabym bardziej ukontentowana.
Trochę o wydaniu. Książka ma wspaniałą okładkę oraz klimatyczne ilustracje, które podkreślają atmosferę panującą przy czytaniu tej książki. Bardzo podoba mi się oznaczenie czyimi oczami są kolejne rozdziały poprzez wizerunek chłopca lub lisa. Czcionka jest duża, przyjemna przy czytaniu.
Podsumowując, „Pax” to naprawdę dobrze napisana, wzruszająca powieść z jedną wadą – zakończeniem. Uważam, że warto po nią sięgnąć i poznać historię chłopca i jego lisa, lecz nie nastawiać się na arcydzieło. Książka ma świetny klimat i naprawdę porusza serduszko, pokazując tę wspaniałą relację między człowiekiem a zwierzęciem, zdecydowanie nie żałuję, że się z nią zapoznałam.

O „Paxie” słyszałam bardzo dużo dobrego. Miała to być jedna z tych wyjątkowych lektur, które są całkowicie uniwersalne, trafią i do dziecka i do bardziej dojrzałego czytelnika. Wzruszająca powieść pokazująca wspaniałą relację między chłopcem a zwierzęciem była wręcz porównywana do „Małego księcia”. Czy się w tym zgadzam? Cóż, książka Sary Pennypacker z pewnością jest bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Choć wcześniej z twórczością Brandona Sandersona miałam bardzo mało do czynienia, bo przeczytałam jedynie „Duszę cesarza”, to wiedziałam, czego po jego książkach się spodziewać – ciekawego świata, magii, bohaterów, ogólnie bardzo dobrej fantastyki. Po „Piasku Raszida” moja opinia o autorze musi się trochę zmienić – do zalet jego powieści dopisuję wielkie poczucie humoru.
Alcatraz Smedry jest bardzo pechowym dzieckiem. Wszystko czego się dotknie niszczy przez co jako sierota trafia z jednego domu do drugiego. W dniu swoich trzynastych urodzin dostaje spadek od swoich nieżyjących rodziców, którym jest… woreczek piasku. Przedmiot ten, szybko skradziony wprowadza Alcatraza w świat Wolnych Królestw i Bibliotekarzy, którzy prowadzą ze sobą wojnę i rozpoczyna ciąg przygód chłopca.
Narracja zdecydowanie wyróżnia tę książkę. Książka jest jak autobiografia głównego bohatera, który często zwraca się do nas. Podkreśla on, że pomimo jego sławy nie jest od dobrym człowiekiem i przestrzega przed bibliotekarzami. Pokazuje triki pisarzy, często je komentuje, narzeka na nie – naprawdę ciekawy zabieg. Fabuła jest dość prosta – jak to w książce dla dzieci, lecz wciąga i można się w paru momentach mocno zaskoczyć.
Bohaterowie są bardzo nietypowi. Chłopak który wszystko niszczy, jego ekscentryczny dziadek, którego przekleństwa uwielbiam („na horrendalną hiperwentylację” to perełka <3), trzynastoletnia wojowniczka…, jest z czego wybierać. Wszyscy są naprawdę fascynujący i swoimi niezwykłymi charakterami zdecydowanie umilają lekturę.
Jak już wspominałam, książka jest kierowana do dzieci, co sprawia, że fabuła i magia musza być dość proste. Ale czy nudne? Oczywiście, że nie! Sanderson dał radę stworzyć prosty, ale ciekawy świat i niespodziewane umiejętności. Antytalenty są tu talentami – umiejętność psucia, spóźniania się czy gadania od rzeczy. Bibliotekarze opanowali świat, a specjalne soczewki umożliwiają niezwykłe rzeczy – choćby okulary laserowe.
Kolejną zaletą tej powieści jest humor. Komentarze narratora wręcz ociekają sarkazmem. Do tego niektóre sytuacje wymuszają u czytelnika łzy spowodowane śmiechem oczywiście. Nie polecam czytać tej książki w miejscu publicznym, bo mogą was wziąć za wariata śmiejącego się do książki.
Coś, co mnie urzekło, to wydanie. Ilustracje sia naprawdę śliczne. Przy nich też często pojawiają się kąśliwe uwagi. Dodatkowo na początku każdego rozdziału jest para okularów, zawsze inna i niezwykła. Cudo!
Podsumowując, „Piasek Raszida” to bardzo ciekawa i bardzo śmieszna książka nie tylko dla dzieci. Warto zapoznać się z przygodami Alcatraza, bo można się przy tym dobrze pośmiać i zagłębić w ciekawy świat. Ja już czekam na kolejny tom.

Choć wcześniej z twórczością Brandona Sandersona miałam bardzo mało do czynienia, bo przeczytałam jedynie „Duszę cesarza”, to wiedziałam, czego po jego książkach się spodziewać – ciekawego świata, magii, bohaterów, ogólnie bardzo dobrej fantastyki. Po „Piasku Raszida” moja opinia o autorze musi się trochę zmienić – do zalet jego powieści dopisuję wielkie poczucie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Gałęziste” Artura Urbanowicza to książka, z którą od dłuższego czasu chciałam się zapoznać. Intrygowała mnie opisem, okładką, klimatem. Chciałam poczuć zapowiadany w recenzjach dreszczyk emocji. I przyznam, że książka w żadnym razie mnie nie zawiodła, lektura wciągała i nie chciała wypuścić niczym suwalskie puszcze, a po przeczytaniu „Gałęzistych” las nigdy nie będzie dla mnie taki sam.

Tomek i Karolina przyjeżdżają na Suwałki by wypocząć i uratować swój rozpadający się związek. Od początku jednak mają pecha, ponieważ właściciele ich kwatery wyjechali, a bohaterowie zostali skierowani do wsi obok, by tam zamieszkać. W czasie wyjazdu wokół nich dzieje się dużo dziwnych, tajemniczych rzeczy, które w końcu zbierają się w całość.

Przyznam, że główni bohaterowie przez pierwszą połowę książki byli mi bardzo obojętni. Karolina – typowa katoliczka, przyszła pani psycholog, która stara się uleczyć ich związek, chwilami bardzo krytyczna wobec ukochanego i widząca winę tylko po jego stronie. Tomek – ateista, matematyk, który jeśli czegoś nie pozna, nie uwierzy w to. Uparty i często egoistyczny. Ich związek chwilami składał się z samych kłótni, w następnej chwili umieli sobie słodzić jak dwa gołąbeczki.

Bohaterowie, których najbardziej polubiłam są drugoplanowi. Szczególnie ulubiłam sobie pana Andrzeja – miłego, kulturalnego, samotnego człowieka, z ciekawą historią oraz Natalię – intrygującą mieszkankę domu, do którego się wprowadzili. Ich poboczne, tajemnicze wątki wprowadzały niezwykły klimat.

Wątek obyczajowy w książce przewija się bardzo długo. Widzimy jak Karolina i Tomasz zwiedzają, jednocześnie próbując jakoś naprawić swoją relację – i przyznam, że to naprawianie wydawało mi się bardzo mocno naciągane. Jednak dla mnie nie na tym skupiał się ten fragment. I mało obchodziło mnie kolejne zwiedzanie (choć miło było przy okazji zapoznać się z niektórymi miejscami czy legendami)czy rozterki miłosne. Bardziej intrygowały te małe, przerażające rzeczy, które działy się wokoło – tu nagle pojawia się jakiś cień, tam twarz, na zdjęciach majaczy się dziwna postać. Oczywiście bohaterowie – tak w sumie zareagowałby każdy człowiek, lekceważyli to. Budowało to niesamowity klimat i napięcie.

Bardzo podoba mi się wykorzystanie w książce pięknych, polskich Suwałk. Tamtejsze zabytki czy legendy zostały bardzo umiejętnie i zachęcająco pokazane oraz wprowadzały niezwykłą atmosferę. Fragmenty w łonie natury bardzo mi się podobały, choć gdyby było więcej scen w lesie książka zadowoliła by mnie jeszcze bardziej.

Cała książka dla mnie składa się z ciągłego sporu wierzących i niewierzących – i wątek ten bardzo mi się podoba. Sposób w jaki został on pokierowany, ukazanie wad każdej z postaw, ale też zaskoczenia – szczególnie na końcu, zwalają z nóg. Uważam, że rozwiązanie całej tajemnicy spodoba się osobom twardo stąpającym po ziemi ale i czytelnikom, które lubią bardziej fantastyczne wątki. Jednocześnie mam wiele rzeczy racjonalnie wytłumaczonych i mnóstwo wątków, których nie możemy wytłumaczyć rozumowo.

Styl pisania autora jest bardzo przyjemny i łatwy w odbiorze. Opisy nie są ani za długie ani za krótkie. Zadowolił mnie również humor w książce. Podoba mi się również przytoczenie paru cytatów z Biblii. Jedyna rzecz, którą można uznać za wadę, lecz dla mnie nią nie była są przekleństwa – przeciwnicy wulgarnego języka na pewno nie będą zachwyceni.

Coś co mi się nie podobało to nieprzetłumaczone fragmenty po angielsku – rozumiem, wiele osób zna teraz ten język, ale jednak nie wszyscy i dla nieznających te krótkie fragmenty mogą być bardzo kłopotliwe.

Podsumowując, „Gałęziste” to dobra powieść grozy z niesamowitym klimatem, wciągającą akcją, mega zaskakującym zakończeniem i ciekawym pomysłem. Zdecydowanie polecam zapoznać się z tą książką. Po jej przeczytaniu spacer z po lesie zdecydowanie nie będzie tak przyjemny.

„Gałęziste” Artura Urbanowicza to książka, z którą od dłuższego czasu chciałam się zapoznać. Intrygowała mnie opisem, okładką, klimatem. Chciałam poczuć zapowiadany w recenzjach dreszczyk emocji. I przyznam, że książka w żadnym razie mnie nie zawiodła, lektura wciągała i nie chciała wypuścić niczym suwalskie puszcze, a po przeczytaniu „Gałęzistych” las nigdy nie będzie dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Więcej recenzji => http://sunny-snowflake.blogspot.com/

Po „Wybacz mi, Leonardzie” postanowiłam sięgnąć po kolejne książki Mattew’a Quicka. Szybko w moje ręce wpadł „Niezbędnik obserwatorów gwiazd”, książka również skierowana do młodzieży o obłędnej okładce. Ale czy treść była równie urzekająca i czy dzieło to zachwyciło mnie tak jak jego poprzednik?

Finley jest milczących chłopakiem. Jego pasją jest koszykówka, która ćwiczy wraz ze swoją dziewczyną Erin, szykując się do następnego sezonu. Uwielbiają również leżeć na dachu i patrzeć w niebo, marząc o lepszej przyszłości, ponieważ miejsce w którym mieszkają jest okropne. Zycie Flinley’a zmienia się, gdy trener prosi go o nietypową przysługę. Ma on zaopiekować się Russem, świetnym koszykarzem, który po stracie rodziców bardzo się zmienił. Myśli bowiem, że jest kosmitą, który ma badać na Ziemi ludzkie emocje.

Tu tak samo jak w poprzedniej książce Quicka bohater jest bardzo niezwykły. Tyle że tak narracja odbywała się oczami takiegoż bohatera, a tu możemy na niego patrzeć jedynie czyimiś oczami. W połowie dzieła najważniejsza akcja przeskakuje z Russa na Finleya, Erin, ich związek. Ogólnie kiążka mówi o stracie. Tej niespodziewanej i spodziewanej, z naszej winy lub bez, wybranej przez bohatera lub nie. Każdy z bohaterów ma do niej inne nastawienie, od tych skrajnych jakim jest postępowanie Finleya aż do tych zwykłych. Prócz tego bardzo ważna tu jest przyjaźń dwóch koszykarzy, którzy pomagają sobie w najtrudniejszych momentach, miłości, rodziny, oraz samego sportu, który chwilami pomaga. Czasami trzeba jednak zdecydować, czy to on jest najważniejszy.

Podoba mi się, że główny bohater nie jest wyidealizowany. Ma swoje problemy, czasem nie wie jak się zachować, zazdrości. Jego zwykłość w jakiś sposób mnie zachwyciła i bardzo go polubiłam. Russ, pomimo swoich wyników w nauce i sporcie po śmierci rodziców jest postacią tak niezwykłą, że żałuje, iż było go tak mało. W pewnym momencie jego wątek wydawał mi się nieprzyjemnie przycięty, za szybko, zbyt niedbale. To według mnie wielka wada.

Nie polubiłam również Erin. Może to przez to, że opisywał ją zakochany chłopak, ale wydawała mi się zbyt wyidealizowana, a ich wątek był dla mnie zbyt nieprawdopodobny.

Za to na pochwałę zasługują cisi bohaterowie- ojciec i dziadek Finleya. Wspierający go w trudnych chwilach, wiele dla niego poświęcający i kochający go całym sercem. Z ciekawą historią, która była dla mnie przerażająca.

Nie zawsze można wybrać rolę, jaką będzie się odgrywać w życiu, lecz cokolwiek by ci się trafiło, dobrze tę rolę grać najlepiej, jak się potrafi.

Książka jest kierowana do młodzieży, więc mało tam opisów, a jeśli są to lekko infantylne, oczami nastolatka. Niektórym może się to spodobać, innym nie. Ja jestem w tej drugiej grupie i uważam, że złem w książkach młodzieżowych są właśnie opisy. Mimo to parę razy w oczach pojawiła się łezka, a lektura była bardzo miła. Z Pewnością polecam ją fanom Quicka’a, książek młodzieżowych, lub po prostu komuś kto szuka lektury dość łatwej lecz nadal z przekazem. Sama cieszę się, że po nią sięgnęłam, choć według mnie „Wybacz mi, Leonardzie” było lepsze.

Więcej recenzji => http://sunny-snowflake.blogspot.com/

Po „Wybacz mi, Leonardzie” postanowiłam sięgnąć po kolejne książki Mattew’a Quicka. Szybko w moje ręce wpadł „Niezbędnik obserwatorów gwiazd”, książka również skierowana do młodzieży o obłędnej okładce. Ale czy treść była równie urzekająca i czy dzieło to zachwyciło mnie tak jak jego poprzednik?

Finley jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytałam jedynie kilka książek Kinga, lecz już teraz mogę powiedzieć, że jest to mistrz w prowadzeniu wartkiej, trzymającej w napięciu akcji i każda jego książka zachwyca poziomem. Siadając do tej lektury miałam więc bardzo wygórowane wymagania. Czy „Podpalaczce” udało się mnie zachwycić?


Głównymi bohaterami są Charlie McGee mała dziewczynka oraz jej ojciec Andy McGee. Nie są oni jednak zwykłymi obywatelami Ameryki. Andy i jego żona wzięli udział w pozornie niegroźnych testach dzięki którym zarobili parę groszy ale wynieśli z nich coś jeszcze- moce pozwalające im poruszać przedmiotami lub zmuszać ludzi do wykonywania ich zadań. Nieświadomie przekazali moce umysłowe córce, która umie rozniecać ogień myślą.



„Jesteś podpalaczką, kochanie, jedną wielką zapalniczką…”



Sklepik- organizacja rządowa, która dała im moce i obserwowała ich z ukrycia przez wiele lat chce mieć tę dziewczynkę. Zabijają Vicky- żonę Andy’ego i matkę Charlie. Wtedy zaczyna się długa ucieczka tej dwójki pełna niebezpieczeństw, desperacji, trudnych decyzji.



Tak w wielkim skrócie wygląda początek książki. King do perfekcji opanował pisanie książek o ciągłych ucieczkach (patrz „Misery”, „Uciekinier”), ale jednak czegoś mi tu zabrakło. Fragmenty były pokazywane oczami innych, mało znaczących bohaterów co bardzo mnie irytowało, bo trudno było mi ich spamiętać. Niby książka trzymała w napięciu od początku, ale bez wyrzutów sumienia robiłam sobie od niej dłuższe przerwy i prawdziwa, wartka akcja dla mnie zaczęła się koło 300 strony, gdzie rozpoczęła się gra intryg i kłamstw. Przyznam, że od rozwinięcia akcji książka była świetna, a ja pochłaniałam ją zapominając o całym bożym świecie. Jednak trzeba było na to długo poczekać, a ja raczej do cierpliwych osób nie należę i gdyby nie upór zostawiłabym ten tytuł.



Pokochałam Charlie. Jej inteligencja i spryt, a jednocześnie naiwność i niewinność zachwycały. Zdecydowanie jest to bardzo dobrze wykreowana postać, zachowująca cechy dziecka i przywiązanie do rodzica, ale jednocześnie silna, z twardymi zasadami kierującymi nią. Bojąca się swojej mocy, która jednocześnie w jakiś sposób ją pociąga. Andy to wzór kochającego ojca, robiącego wszystko, by jego córka nie trafiła w złe ręce. Ma on chwile słabości, a jego moc jest bardzo słaba, ale wiele razy udaje mu się wyratować siebie i córkę. Poświęca się dla niej, chcąc cały czas ją chronić.



Historia jest ukazana również oczami członków Sklepiku z których należy wyróżnić Johna Rainbirda. Ten Indianin pracujący dla agencji ma obsesję na punkcie Charlie, czując do niej rodzaj dziwnej, szalonej miłości. Interesuje się on śmiercią, tym, co jest po niej, lecz w oczach umierających nie widzi niczego niezwykłego, co pomogłoby mu rozwiązać zagadkę drugiej strony. Chce w odpowiednim momencie zabić dziewczynkę licząc, że ona pomoże mu dowiedzieć się co jest w zaświatach, a może i nawet go zabije i razem przejdą na druga stronę. Jako jeden z niewielu umie rozmawiać z dziewczynką i przekonać ją do używania mocy, a w pewnych momentach zastępuje jej ojca.



Kap jest szefem Sklepiku. To on zajmuje się sprawą Charlie i Andy’ego. On decyduje, rozdaje karty, zarządza każdym ruchem swoich ludzi, obserwuje każde poczynanie śledzonych. Raz jest graczem, raz pionkiem. Przechodzi przez to wszystko, problemy i sukcesy ich misji. Ważni również są Mandersowie, którzy w najtrudniejszych momentach pomogą uciekającej dwójce, nie mając nawet pojęcia jak wielka jest ich rola w życiu zdeterminowanej dwójki.



Jak zwykle zachwycałam się wspaniałymi, obrazowymi porównaniami Kinga. Ukazanie snów, bólu, mocy przy pomocy silnych skojarzeń, powtarzających się lub zmieniających razem z wzrostem lub spadkiem jakiegoś bodźca. Przyjemnie oddziałują one na naszą wyobraźnie, uwypuklają potrzebne wątki, uczucia, emocje. Jest to wielka zaleta stylu pisania Kinga.



Zakończenie nie jest szczęśliwe. Raczej słodko- gorzkie, takie, jak najbardziej lubię. Zostawia mały niedosyt, ale wszystko prowadzone jest w jedną stronę i każdy pewien jest tego, co stanie się dalej. Jestem zadowolona z tego, jak całość się skończyła.



Pomimo wielu zalet książka trochę mnie zawiodła początkiem. Mimo to nadal jest dobra i żaden fan twórczości Kinga nią nie pogardzi. Ja cieszę się, że po nią sięgnęłam, choć stanowi dla mnie rysę na genialnej twórczości autora. Polecam ją wszystkim fanom akcji, którzy mają na tyle cierpliwości by przetrwać początkowe lekko nudne 300 stron.

Moja ocena: 7/10


Po więcej recenzji zapraszam tutaj:
http://sunny-snowflake.blogspot.com/

Przeczytałam jedynie kilka książek Kinga, lecz już teraz mogę powiedzieć, że jest to mistrz w prowadzeniu wartkiej, trzymającej w napięciu akcji i każda jego książka zachwyca poziomem. Siadając do tej lektury miałam więc bardzo wygórowane wymagania. Czy „Podpalaczce” udało się mnie zachwycić?


Głównymi bohaterami są Charlie McGee mała dziewczynka oraz jej ojciec Andy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie lubię książek młodzieżowych. Czemu? Najczęściej są nudnymi historiami miłosnymi bez przekazu. Miłość jest popularnym motywem w książkach, ale uważam, że trzeba naprawdę sprawnie prowadzić fabułę, by napisać o niej ciekawą książkę. O wiele prościej napisać dobrą książkę jedynie z małym wątkiem miłosnym. Dzięki temu dzieło jest skierowane do większej liczby odbiorców, nieudany wątek miłosny schodzi na dalszy plan, a udany zyskuje wielu fanów i książkę chce się dalej czytać. Oczywiście odbiegam o tematu :)

Wracając, książki kierowane do młodzieży zbyt skupiają się na wątku miłosnym, bo- choć jest on obecny w dorastaniu większości nastolatków- nie tylko miłostkami młodzież żyje. I, na całe szczęście, książka ta zgrabnie dawkuje ten temat, uraczając nas jedynie małą dawką jednostronnego zauroczenia. Mówi za to dużo o szukaniu samego siebie. Porusza trudne tematy, takie jak tolerancja, wiara, samotność.



Głównym bohaterem jest Leonard, nastolatek, fan filmów z Bogartem. Doskwiera mu samotność. Rówieśnicy go nie rozumieją. Matka się nim nie interesuje. Ma jedynie parę ważnych dla siebie osób. Właśnie im zamierza dać w swoje 18 urodziny dać specjalne podarunki. Po czym chce zabić swojego dawnego przyjaciela Ashera Flyna oraz siebie.



Jak każdy się domyśla Asher musiał sobie zasłużyć, ale nie chcąc spoilerować nic więcej nie powiem. Jak można się domyślić Leonard ma małe problemy ze sobą. Patrzy inaczej na świat. Widzi ludzi nieszczęśliwie idących do pracy. Nie pojmuje dorosłości, dużo się nad nią zastanawia. Chętnie czytam jego przemyślenia, które w wielu przypadkach zgadzają się z moimi poglądami.



Interesujący są również postacie, którym Leonard daje prezenty. Starszy sąsiad, oglądający z nim stare filmy. Chłopak, którego występów chętnie słuchał. Dziewczyna o silnej wierze, w której się zauroczył. Oraz jego nauczyciel historii- postać, którą polubiłam. Szczerze byłam bardzo ciekawa co kryje się pod rękawami i nie zawiodłam się wyjaśnieniem. Wszystkie te osoby znaczyły dla Leonarda bardzo dużo, lecz on dla nich- niekoniecznie. Podkreśla to jego samotność.



Podoba mi się motyw listów z przyszłości, pokazujących marzenia głównego bohatera, jego przeżycia, poglądy. Właśnie takim listem kończy się książka, zostawiając po sobie bardzo duży niedosyt. Tego, co stało się później możemy się jedynie domyślać. Cieszy mnie tez to, że Asher nie jest w 100% złą postacią, a jego zachowanie możemy tłumaczyć jego własnymi przeżyciami.



Książka skierowana do młodzieży nie zawsze przekona do siebie dojrzalszych czytelników. Czyta się ją miło i dość szybko, porusza ciężkie tematy w lekki sposób. Polecam ją w szczególności nastolatkom zastanawiającym się nad sensem dorosłości, szukającym swojej drogi. Może swoją ścieżkę znajdziecie akurat w tym dziele ;)

Moja ocena: 8/10
Po więcej recenzji zapraszam tutaj => sunny-snowflake.blogspot.com

Nie lubię książek młodzieżowych. Czemu? Najczęściej są nudnymi historiami miłosnymi bez przekazu. Miłość jest popularnym motywem w książkach, ale uważam, że trzeba naprawdę sprawnie prowadzić fabułę, by napisać o niej ciekawą książkę. O wiele prościej napisać dobrą książkę jedynie z małym wątkiem miłosnym. Dzięki temu dzieło jest skierowane do większej liczby odbiorców,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://sunny-snowflake.blogspot.com/2016/04/stepher-king-misery.html

http://sunny-snowflake.blogspot.com/2016/04/stepher-king-misery.html

Pokaż mimo to