-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2023-10-17
2020-06-20
Pierwszą książkę pana Mossa przeczytałam z zapartym tchem. Nie dość, że to był praktycznie mój debiut z polskimi thrillerem, to w dodatku działo się tam dużo. Po drugiej części wcale nie oczekuję mniej - liczę, że znowu spędzę przyjemnie czas, śledząc poczynania głównych bohaterów i poznając ich brudne sekrety.
A brudno jest już od początku - w prologu widzimy perwersyjną grę rozgrywającą się pomiędzy kobietą i jej mężem, który to stracił już chęć na dalszy udział w zabawie, następnie przeskakujemy w czasie w zupełnie inne miejsce i z bomby mierzymy się z morderstwem. W dodatku naoczny świadek kłamie. Wyśmienicie. Zapowiada się obiecująca historia.
Z upływem stron poznajemy przeszłość głównych bohaterów i zastanawiamy się jak to też wpłynie na bieżące wydarzenia. Autor lubi trzymać swoich czytelników w niepewności, lubi w nich wzbudzać ogromną ciekawość i chęć na więcej, więc gdy tylko dotrzemy do interesującego zwrotu akcji, rozdział się urywa i przechodzimy do kolejnej postaci. Taki pstryczek w nos ze strony pana Mossa, dający nam znać, że przyjdzie odpowiedni moment na wyjawienie kolejnych wątków. Trochę trąci masochizmem, skoro sięgamy po kolejny tom i godzimy się bezceremonialnie na identyczne traktowanie, co nie?
Muszę przyznać, że od lektury poprzedniej części upłynęło już sporo czasu, więc nie do końca pamiętałam zarys głównych bohaterów, których losy są tu kontynuowane. Na szczęście można się łatwo odnaleźć, gdyż autor nie posługuje się zawiłymi odniesieniami. Dostajemy tyle, żeby przypomnieć sobie poprzednie wątki i nie przeszkadza to w lekturze "Nie patrz".
Niestety, nie mogłam się pozbyć wrażenia deja vu. Mamy bowiem podobny schemat - problemy z alkoholem, przemocą, depresją. Jakbym czytała drugi raz tę samą książkę, tylko w nieco innym wydaniu. Może było to zamierzone, może nie. Na szczęście im dalej brnęłam z lekturą, tym więcej pojawiało się różnic.
Autor wprowadził kilka linii czasowych. Dzięki temu poznajemy bohaterów jeszcze lepiej niż w pierwszej książce pana Mossa. Pojawienie się młodocianych postaci sprawia, że "Nie patrz" stanowi dla mnie krzyżówkę "Nie odpisuj" ze "Żmijowiskiem". I właśnie to ratuje drugą część.
Wydawałoby się, że nasze domysły kreowane przez większą część zostaną potwierdzone, dostaniemy finał, jakiego oczekujemy, ale autor szykuje dla czytelnika naprawdę ogromny zwrot. Jak zakończą się losy wszystkich wymienionych osób? Co je łączy? Warto dotrwać do ostatnich stron. Epilog to wisienka na torcie, która tylko wzbudziła we mnie apetyt na kolejną część.
Start: 13/06/2020
Koniec: 20/06/2020
Pierwszą książkę pana Mossa przeczytałam z zapartym tchem. Nie dość, że to był praktycznie mój debiut z polskimi thrillerem, to w dodatku działo się tam dużo. Po drugiej części wcale nie oczekuję mniej - liczę, że znowu spędzę przyjemnie czas, śledząc poczynania głównych bohaterów i poznając ich brudne sekrety.
A brudno jest już od początku - w prologu widzimy perwersyjną...
2022-07-09
Najpierw miałam tej książki odsłuchać, ale wracałam do opisu tyle razy, tak mnie zaintrygował, że postanowiłam zabrać się za czytanie. Tym samym jest to książka otwierająca mój rok czytelniczy.
O ile początek zapowiadał się obiecująco, tak im dalej brnęłam, tym bardziej zaczynała mnie nużyć. Rozumiem wstęp do powieści poprzez obszerny opis zaginięcia dziecka, stanowiący bazę całej historii. Bardzo obszerny opis. Naprawdę. Ale wałkować w kółko to samo, kiedy czytelnik ma za sobą 1/3 książki? Nie doszło jeszcze nawet do tytułowej imprezy. Jak dla mnie, tragedia rodziców jest rozwleczona aż nadto. Wygląda na to, że zbyt szybko się nie skończy.
Kryminał? Sensacja? Thriller? W życiu. To jest rasowy dramat. Upewniam się, będąc już w 3/4 książki. Impreza stanowi marginalny zwrot akcji, choć opis książki sugeruje coś zgoła innego. Zawiodłam się. Nie umniejsza to zainteresowania fabułą im bliżej końca się znajduję. Może wynika to ze znudzenia i chęci poznania finału jak najszybciej. Byle mieć to już za sobą.
Zakończenie nie było aż tak szokujące jak zapewnia okładka. Nie spodziewałam się twistu na ostatnich stronach - zaliczam to na duży plus. Jednak patrząc całościowo na “Imprezę sąsiedzką”, dynamiczny i ciekawy koniec nie przyćmi całej reszty, która trochę męczy. Nie jest to książka zła, ale na rynku są z pewnością ciekawsze pozycje.
Najpierw miałam tej książki odsłuchać, ale wracałam do opisu tyle razy, tak mnie zaintrygował, że postanowiłam zabrać się za czytanie. Tym samym jest to książka otwierająca mój rok czytelniczy.
O ile początek zapowiadał się obiecująco, tak im dalej brnęłam, tym bardziej zaczynała mnie nużyć. Rozumiem wstęp do powieści poprzez obszerny opis zaginięcia dziecka, stanowiący...
2020-07-23
Pierwszego spotkania z Musso nie zaliczam do zbyt udanych. Nie wiem czy to przez jego styl, słownictwo czy sposób prowadzenia wątków, ale szło mi topornie od samego początku. Nie mogłam się w tej książce zupełnie odnaleźć.
Opis fabuły właściwie zdradza wszystko co czytelnik powinien wiedzieć na starcie. Trwa szkolny zjazd absolwentów liceum. W tym czasie na jaw wychodzą skrywane od dwóch dekad sekrety. Życie wielu osób się wkrótce zmieni za sprawą zbrodni popełnionej przed laty. Kim była ofiara? Dlaczego zginęła? Kto popełnił zbrodnię? Czy rzeczywiście dojdzie do zburzenia szkolnych murów i odkrycia prawdy?
Ku zdziwieniu, dość szybko dostajemy odpowiedź na te pytania. Nie bez powodu - autor ma plan. Podając na tacy gotowe rozwiązanie, postanawia zamieszać w fabule jeszcze bardziej. Mogłoby się wydawać, że to mistrzowskie posunięcie z jego strony, ale ja odniosłam wrażenie, że w którymś momencie pisarz stracił wenę i chciał na siłę wpleść do książki większy element zaskoczenia niż planował. No, tak trochę nie wyszło. Nic mnie nie zaskoczyło. Nie było efektu wow. Jedynie rozczarowanie im bliżej nadchodził finał.
Do Musso mam żal, że przez całą książkę mocno kładł nacisk na zanudzające opisy, wyszukany język i wielowątkowość, ale nie wszystko zostało tak naprawdę do końca wyjaśnione i potraktowane z należytym szacunkiem. Brakuje odpowiedzi, brakuje dokończenia historii. Zamknięcie książki w kilku ostatnich stronach wydaje się wymuszone, bez pomyślunku. Jakby Musso już sam był zmęczony tą historią.
Myślę, że w najbliższej przyszłości nie sięgnę po kolejną powieść tego pisarza. Być może zaczęłam od złego tytułu, kto wie. Może tak właśnie miało być.
Start: 10/07/2020
Koniec: 23/07/2020
Pierwszego spotkania z Musso nie zaliczam do zbyt udanych. Nie wiem czy to przez jego styl, słownictwo czy sposób prowadzenia wątków, ale szło mi topornie od samego początku. Nie mogłam się w tej książce zupełnie odnaleźć.
Opis fabuły właściwie zdradza wszystko co czytelnik powinien wiedzieć na starcie. Trwa szkolny zjazd absolwentów liceum. W tym czasie na jaw wychodzą...
2019-12-26
"Żmijowisko" to niesamowite studium ludzkiej psychiki w obliczu tragedii. I to na przykładzie kilku, a nie jednej osoby. Jak byś zareagował, gdyby Twojemu przyjacielowi zaginęło dziecko w noc wspólnie zakrapianej imprezy? Jak byś się czuł jako rodzic, który na chwilę spuścił gardę i to wystarczyło, by życie nieodwracalnie obróciło się o 360 stopni? Czy naprawdę byłbyś w stanie zrobić wszystko w imię miłości, nawet zabić?
Każda postać w Żmijowisku ma znaczenie. Kilka rodzin przyjeżdża do tytułowej agroturystyki na odpoczynek od pracy i zgiełku miasta. Podczas jednej nocy, imprezy suto zaprawianej alkoholem, bez śladu ginie córka jednego z wczasowiczów. Jak to możliwe? Rozpuściła się tak bez śladu? Rok po tragedii na miejsce przyjeżdża zrozpaczony ojciec, by kontynuować poszukiwania na własną rękę. Tymczasem w Żmijowisku toczy się inny dramat.
Na początku nie wiedziałam, że na podstawie książki nakręcono serial. Właściwie to nie był powód, dla którego tak szybko szło mi jej ukończenie. Serial dostępny jest wyłącznie odpłatnie, dlatego póki co nie czuję potrzeby, by zapoznać się z ekranizacją, zważywszy, że podczas czytania bardzo mocno wizualizowałam sobie przebieg wydarzeń. To już samo w sobie stanowi mocny atut książki Chmielarza - dokładne opisy, prosty przekaz, brak bezsensownych i nic nie wnoszących scen.
Historia zaginięcia Ady przeplatana jest raz po raz wydarzeniami z bieżącej chwili, okresu feralnego urlopu i czasu pomiędzy tymi datami. Bardzo szybko przyzwyczaiłam się do tych skoków w czasie, bo idealnie zagryzały się z wydarzeniami mającymi nadejść w następnej części.
W pewnej chwili otrzymujemy na tacy rozwiązanie zagadki. Było ono dla mnie zbyt podejrzane i praktycznie cały czas wątpiłam w jego prawdziwość. Strona za stroną akcja nabierała tempa, a ja coraz bardziej chciałam poznać finał. A ten był tak miażdżący, że wprost niedowierzałam - jak to możliwe? I dla tych paru chwil warto było przeczytać ponad czterysta stron.
To już druga polska książka w klimacie dramatu i thrillera, która podbiła moje serce. Na pewno dam więcej szans polskiej twórczości. Gorąco polecam.
Start: 15/12/2019
Koniec: 26/12/2019
"Żmijowisko" to niesamowite studium ludzkiej psychiki w obliczu tragedii. I to na przykładzie kilku, a nie jednej osoby. Jak byś zareagował, gdyby Twojemu przyjacielowi zaginęło dziecko w noc wspólnie zakrapianej imprezy? Jak byś się czuł jako rodzic, który na chwilę spuścił gardę i to wystarczyło, by życie nieodwracalnie obróciło się o 360 stopni? Czy naprawdę byłbyś w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-20
Zabierałam się do tej książki z lekkim przymrużeniem oka. To moje pierwsze po latach spotkanie z polską twórczością, w dodatku jest to mój ulubiony gatunek - co może wyjść z takiego połączenia? Przez dłuższą chwilę zżerała mnie ciekawość i to ona ostateczne przeważyła szalę nim sięgnęłam po książkę.
W "Nie odpisuj" mamy nowoczesną technologię i ludzkie dramaty w różnych odsłonach. Dość nietypowa kombinacja jak na polskie klimaty i właśnie to sprawia, że ludzie lgną do tej książki. Bowiem ludzie uwielbiają wścibiać nos w czyjeś sprawy i pławić się (chyba moje nowe ulubione słowo po lekturze "To") w czyimś nieszczęściu. Taki jest właśnie dzisiejszy świat i o nim bez ogródek pisze Marcel Moss.
Układ książki jest prosty, ale przemyślany. Każdy rozdział poświęcony został pierwszoplanowej relacji danej postaci, co sprawia, że możemy się wczuć w sytuację danej osoby i poznać przeżywany przez nią dramat. Pisarz dość płynnie i swobodnie przeplata teraźniejszość z przeszłością, a przy tym się nie gubi - co jest dość częste w takich sytuacjach. Dzięki temu zabiegowi historia nabiera rumieńców, poznajemy coraz lepiej bohaterów i ich życiowe historie. Wszystko dozowane jest partiami, wobec czego nasz apetyt na więcej stale rośnie w miarę upływu stron.
"Nie odpisuj" byłoby naprawdę dobre, ale - jak to w życiu bywa - zawsze jest jakieś ALE. W tym wypadku jest nim kiepskie zakończenie. Mnogość rozpoczętych wątków spokojnie mogłaby zagęścić fabułę przynajmniej na sto, albo i nawet dwieście kolejnych stron, przez co książka miałaby w sobie więcej dreszczyku i dramaturgii. A to z pewnością by się przełożyło na głębsze, bardziej złożone zakończenie, które zostawiłoby czytelnika z małym "wow". Muszę przyznać, że tego poniekąd oczekiwałam, gdy w drugiej połowie autor zaczął przed nami odkrywać mroczniejszą i bardziej niepokojącą stronę niektórych bohaterów. Takie urwanie wątków w dosłownie kilku stronach zburzyło cały powoli budowany nastrój. Na końcu zamiast czuć zadowolenie i satysfakcję, poczułam żałość i zawiedzenie. Naprawdę nie rozumiem tak szybkiego i prozaicznego finału.
Niemniej, książkę czytało się szybko i z zainteresowaniem. Poleciłabym ją na spokojny wieczór przy butelce wina, raczej w ramach oderwania od rzeczywistości niż przeżycia niesamowitej przygody. Kiedy po lekturze odnalazłam profil "Zwierzenie" prowadzony właśnie przez autora książki na Instagramie, miałam istne deja vu. Bo ile takich Martyn, Damianów, Agat czy Michałów mijamy nieświadomi niczego w drodze do pracy? Przyznam szczerze, że w tej chwili na samą myśl przeszedł mnie dreszcz...
Start: 15/10/2019
Koniec: 20/10/2019
Zabierałam się do tej książki z lekkim przymrużeniem oka. To moje pierwsze po latach spotkanie z polską twórczością, w dodatku jest to mój ulubiony gatunek - co może wyjść z takiego połączenia? Przez dłuższą chwilę zżerała mnie ciekawość i to ona ostateczne przeważyła szalę nim sięgnęłam po książkę.
W "Nie odpisuj" mamy nowoczesną technologię i ludzkie dramaty w różnych...
2012-08-19
„Życie, uświadomił sobie, bardzo przypomina piosenkę. Na początku jest tajemnica, na końcu – potwierdzenie, ale to w środku kryją się wszystkie emocje, dla których cała sprawa staje się warta zachodu.”
To trzecia powieść Sparksa, po którą sięgnęłam i jak dotąd najlepsza. Spodziewałam się romansu, zważywszy na huczną promocję filmu z Miley Cyrus w roli głównej, jednak bardzo miło się rozczarowałam w trakcie lektury. Ekranizacja filmowa niestety mnie bardzo zawiodła.
Nie jest to typowy romans, nie jest to typowy dramat. To historia rodziny, która znajduje się w trudnym okresie życia. Poznajemy ją z perspektywy każdego członka rodziny, co uatrakcyjnia formę powieści, dodatkowo zostają nam przybliżone losy osób postronnych, wywołujących czasem zamieszanie w życiu głównych bohaterów.
To również historia o przebaczeniu, drugiej szansie, wykorzystanych najlepiej jak się da chwilach, poświęceniu, zrozumieniu, wyborach i oczywiście miłości – wymieniać można by długo. Każdy dopatrzy się w „Ostatniej piosence” czegoś innego.
Książka wzrusza, szczególnie, gdy dochodzimy do końca. Z początku nic nie zapowiadało, że historia potoczy się w danym kierunku i ten element zaskoczenia nadaje całości bardzo dużej wartości. To niespodziewany obrót wydarzeń sprawia, że zostajemy skłonieni do refleksji.
Najbardziej ujmującą postacią w „Ostatniej piosence” był wg mnie Jonnah. Chłopiec wiecznie pogodny, zabawny potrafiący dostrzec okazję i nie wahający użyć się sztuczek, by zdobyć to, co chce – taki mały, a jaki sprytny. Za każdym razem jego obecność rozluźniała atmosferę i ośmielę się rzec, że on trzymał tę rodzinę w kupie.
Jeśli wzruszył Was „Pamiętnik”, ta pozycja jest obowiązkowa.
„Życie, uświadomił sobie, bardzo przypomina piosenkę. Na początku jest tajemnica, na końcu – potwierdzenie, ale to w środku kryją się wszystkie emocje, dla których cała sprawa staje się warta zachodu.”
To trzecia powieść Sparksa, po którą sięgnęłam i jak dotąd najlepsza. Spodziewałam się romansu, zważywszy na huczną promocję filmu z Miley Cyrus w roli głównej, jednak...
2014-08-03
Zaczęło się od filmu. Nigdy nie przypuszczałam, że przeżyta przeze mnie i wiele innych kobiet historia znajdzie kiedykolwiek odzwierciedlenie na wielkim ekranie. Obraz Hallströma głęboko mną poruszył i przypomniał mi to co minęło, a co swego czasu stanowiło ważną część mego życia. Wiedziałam, że będzie to kwestia czasu nim zabiorę się za lekturę. Na dodatek, książka ukazała się w momencie, gdy wszystko było jeszcze przede mną - a to potwierdza jak niewiele się zmieniło od tamtej pory w tym temacie.
Dokładnie pamiętam dzień, kiedy oświadczył, że chce się zaciągnąć. Była to rzecz tak nierealna, że uznałam ją za sen, z którego zaraz się wybudzę. Kiedy w końcu zdałam sobie sprawę, że moje życie naprawdę wywraca się do góry nogami, chwytałam się każdego argumentu jak tonący brzytwy. Niestety, był niezjednany. Stanęłam przed niełatwym wyborem: musiałam zaakceptować jego decyzję, albo pójść własną ścieżką. Postanowiłam go wspierać, gdyż nie tylko mnie czekało wiele wyrzeczeń i trudnych chwil.
Na początku naprawdę było ciężko, i to cholernie ciężko. Oczekiwanie na pierwszy list dłużyło się niemiłosiernie. Każdego dnia zaglądałam z nadzieją do skrzynki pocztowej, więc wyobraźcie sobie moją radość, gdy w końcu wyciągnęłam z niej upragnioną kopertę. O dziwo, nie uspokoiło to moich emocji, nie poczułam się lepiej po przeczytaniu treści. Był wystraszony, wymęczony, osamotniony i zaczynała gasnąć w nim ta iskra, która mnie do niego przyciągnęła. Chciałam, by natychmiast wrócił do domu, ale kontrakt został podpisany na długie cztery lata.
Z czasem przywykłam. Listy przychodziły w miarę regularnie, od jego rodziców otrzymałam oficjalne zdjęcie uzyskane z jednostki, a moja fotografia wylądowała na żołnierskiej szafce, znajdującej się gdzieś na odludziu. W międzyczasie dowiedziałam się, że tylko niewielki odsetek kobiet decydowało się na kontynuowanie związku z żołnierzem, po tym jak opuszcza rodzinny dom i ta wiedza jakoś dawała nam siły do radzenia sobie z ogromną odległością i ograniczonym kontaktem. Czekała mnie jednak o wiele gorsza próba, a była nią najpierw misja do Iraku, a następnie - bezkresne pustynie Afganistanu.
Myślałam, że najgorszy był dzień, w którym oświadczył o wstąpieniu do wojska. Jego miejsce szybko zastąpił wyjazd na szkolenie, ale mój świat tak naprawdę rozpadł się na kawałki, gdy z dnia na dzień straciłam z nim kontakt. Zazwyczaj takie rzeczy dzieją się w filmach i nawet nie myślimy, że mogą nas kiedykolwiek dotyczyć. Wydarzyła się tragedia. Na wzgórzu rozbił się śmigłowiec, a los uśmiechnął się tylko do siedzących w odpowiednim miejscu. Na dodatek nieprzygotowaną na taki obrót wydarzeń jednostkę zaatakował wrogi oddział. Gdyby ta historia nie skończyła się dobrze, już nigdy bym go nie usłyszała.
Życie z żołnierzem nie jest łatwe. Wojsko zmienia charakter człowieka, szczególnie po tym czego doświadcza i co widzi na własne oczy. Jeśli kobieta godzi się na życie z taką osobą, musi być w pełni świadoma, że jej mężczyzna będzie borykał się z rozmaitymi traumami i koszmarami, prześladującymi go nawet do końca życia. Pewnych rzeczy po prostu nie da się wymazać z pamięci. Szczerze podziwiam wszystkie kobiety wspierające swych dzielnych żołnierzy, gdyż zasługują one na wielki szacunek. Tym ludziom potrzebne jest wsparcie, miłość i zwyczajne bycie obok.
Na uwagę zasługuje również inny temat podejmowany przez Sparksa - więź łącząca syna z ojcem. Nie spodziewałam się, że autor podejdzie do tego wątku tak skrupulatnie, co wyraźnie przekłada się na emocje, jakie uzyskujemy w trakcie czytania. Tak naprawdę, będąc w połowie książki, bardziej ciekawiło mnie co dalej wydarzy się między ojcem a synem. Zakończenie ich wątku jest bardziej godne uwagi niż ostateczne spotkanie Johna z Savannah.
Dzięki rozbudowaniu powieści o postać pana Tyree warto sięgnąć po książkę, gdyż podejmuje trudny temat życia z człowiekiem chorym. Sparks nie przestaje mnie zadziwiać, gdyż ciągle znajduję w jego książkach elementy, których nie spodziewałabym się znaleźć po zapoznaniu z tematem przewodnim. Właśnie dlatego tak chętnie sięgam po jego kolejne dzieła - nie jest małostkowy i nie trzyma się sztywno romansu.
Zaczęło się od filmu. Nigdy nie przypuszczałam, że przeżyta przeze mnie i wiele innych kobiet historia znajdzie kiedykolwiek odzwierciedlenie na wielkim ekranie. Obraz Hallströma głęboko mną poruszył i przypomniał mi to co minęło, a co swego czasu stanowiło ważną część mego życia. Wiedziałam, że będzie to kwestia czasu nim zabiorę się za lekturę. Na dodatek, książka ukazała...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-06-23
Wciągnęłam jedną dziurką od nosa - 5 godzin to mój dotychczasowy rekord. Bardzo przyjemnie się czytało tę jakże krótką opowieść o miłości, życiu i brutalności jaką niesie. Praktycznie przez 80% książki byłam pewna innego zakończenia. I może dlatego tak bardzo mi się podoba - bo chociaż schemat dość oklepany, Sparks ma tę wyjątkową umiejętność przekazania pewnych prawd o życiu. Ośmielę się nawet powiedzieć, że może ukoić ból, dodać otuchy.
Nie zawsze mamy możliwość spotkać kogoś tak wyjątkowego jaką miała Adrienne Willis. Zwykły przypadek sprowadził na jej drogę Paula Flannera. Kiedy spotykasz właściwą osobę, czuje się to całym ciałem. Żadne z nich nie przypuszczało, że w ich wieku można jeszcze odmienić swoje życie o 180 stopni. Los chciał ich zetknąć, a oni wykorzystali szansę. Uratowali siebie nazwajem. A przy okazji jeszcze swych bliskich.
Banalny romans wcale nie jest głównym motywem tej książki, jak się może co niektórym zdawać. Miłość dotyka wielu obszarów naszego życia, odciska ślad, który boli lub nas uszczęśliwia, który wpływa na nasze decyzje, kontakty międzyludzkie - i o tym są "Noce w Rodanthe". Nie wszystko jest zawsze proste i z góry ustalone. Potrafi wydarzyć się coś, co zburzy wszystkie marzenia, co sprzeciwi się przeciwko nam - to od nas samych zależy, czy wolimy się poddać czy też iść dalej.
Oczywiście nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o świetnej ekranizacji. Po raz kolejny widzimy duet Gere & Lane na wielkim ekranie; właśnie tak sobie wyobrażałam główną parę. Zmienili fabułę - a raczej otoczkę - dość mocno, jednak przyzwoicie zachowali klimat. Skupili się na postaci Adrienne, za co mam im trochę za złe, gdyż życie Paula było lepiej przedstawione w książce Sparksa. Jednakże, do tej pory jest to jedna z lepszych ekranizacji jego powieści.
Wciągnęłam jedną dziurką od nosa - 5 godzin to mój dotychczasowy rekord. Bardzo przyjemnie się czytało tę jakże krótką opowieść o miłości, życiu i brutalności jaką niesie. Praktycznie przez 80% książki byłam pewna innego zakończenia. I może dlatego tak bardzo mi się podoba - bo chociaż schemat dość oklepany, Sparks ma tę wyjątkową umiejętność przekazania pewnych prawd o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-16
Tę książkę Kinga męczyłam długo. Może po prostu nie lubię opowiadań? Kiedy historia zaczyna się rozkręcać i akcja nabiera tempa, już poznajemy jej finał i widzimy przed sobą kolejną opowieść. Co innego wrzucić do zbioru dwadzieścia opowiadań, co innego wrzucić cztery (przypadek "Czterech pór roku"). Lubię poczuć kingowski klimat, wciągnąć się w historię, móc sobie wyobrazić wszystkie szczegóły, a tego naprawdę brakuje w opowiadaniach. Tym bardziej, jeśli są krótkie.
"Nocna zmiana" zaczyna się całkiem nieźle. Dola Jeruzalem i Cmentarna szycha są całkiem "creepy". Już na początku mam okazję trafić na pierwszą ekranizację, a tych jest parę, jeśli chodzi o tę książkę. Niestety, przeprawiając się przez kolejne opowiadania jest gorzej. O ile "Jestem bramą" trafił w mój gust, o tyle kolejne tytuły zupełnie mnie nie porwały. Tak naprawdę "Nocna zmiana" to sinusoida dobrych i słabych historii.
"Szara materia" okazała się punktem zwrotnym. Na dodatek tę przerażającą historię zdążyli już zekranizować i pozostaje jedynie niecierpliwe wyczekiwanie daty premiery (zapowiada się dobre widowisko). Od tego momentu wciągnęłam się w czytanie i za jednym zamachem połknęłam parę kolejnych opowiadań.
"Pole walki" było nader interesujące i przypomniało mi oglądany w dzieciństwie film przygodowy. "Ciężarówki" niby banalne, a jednak King kolejny raz zwraca uwagę (na dodatek w tych latach) na problem wiążący się ze sztuczną inteligencją. Niestety, po fali ciekawej prozy znowu trafiłam na słabe moim zdaniem tytuły (m.in. "Truskawkowa wiosna", "Czasami wracają", "Ostatni szczebel w drabinie"). Szczerze zaskoczyła mnie obecność opowiadań z pogranicza dramatu, niźli horroru. Kompletnie nie pasują do całości. Problemy natury egzystencjalnej nie pasują do klimatu grozy - po prostu nie!
Należy wziąć pod uwagę, że jest to pierwszy zbiór opowiadań Kinga - dlatego z rezerwą podchodzę do kolejnych tomów, gdyż mogą mnie bardzo zaskoczyć. Mimo wszystko, warto sięgnąć po "Nocną zmianę" choćby ze względu na parę świetnych, mrożących krew w żyłach historii (na podstawie części z nich nakręcono filmy).
Duży plus za: Dola Jeruzalem, Cmentarna szychta, Szara materia, Gzyms, Quitters Inc.
Spory minus za: Nocny przypływ, Magiel, Truskawkowa wiosna, Ostatni szczebel w drabinie, Kobieta na sali
Tę książkę Kinga męczyłam długo. Może po prostu nie lubię opowiadań? Kiedy historia zaczyna się rozkręcać i akcja nabiera tempa, już poznajemy jej finał i widzimy przed sobą kolejną opowieść. Co innego wrzucić do zbioru dwadzieścia opowiadań, co innego wrzucić cztery (przypadek "Czterech pór roku"). Lubię poczuć kingowski klimat, wciągnąć się w historię, móc sobie wyobrazić...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-12-23
O Forreście słyszałam już w czasach liceum, jednak wtedy zupełnie nie rozumiałam fenomenu tego filmu i wydawał mi się z miejsca nudny. O istnieniu książki nawet nie wiedziałam. Teraz wiem, że po prostu musiałam do tego tytułu powoli dojrzeć.
Jak to bywa w większości wypadków, najpierw zabrałam się za film. Zostałam miło rozczarowana, bowiem znacząco przekroczył moje oczekiwania i z miejsca pokochałam postać, jaką wykreował Hanks. Po około dwóch latach chwyciłam po słowo pisane, właściwie przez zupełny przypadek. Ciekawiło mnie czy pierwowzór dorównuje nie tylko fabułą, ale i kreacją bohaterów. Jakież było moje zdziwienie, kiedy strona za stroną moje wyobrażenie o Gumpie ulegało diametralnej zmianie. Nie sądzę bym była jedyną osobą, którą bardziej urzekł obraz - ekranizacja Zemeckisa jest po prostu wybitna.
Różnicę widać od razu: Gump choć jest idiotą, w wersji literackiej jest nad wyraz sprośny, nie posługuje się zbyt wyrafinowanym językiem, jego sposób bycia jest inny i przeżywa zgoła odmienne przygody. Tom Hanks czarował tonem, elokwencją, skromnością i najzwyczajniej w świecie wzruszał - a tego mi bardzo brakowało w powieści. Odniosłam wrażenie jakbym spotkała się z dwiema różnymi historiami ze zbieżnymi imionami i nazwiskami. Co również nie spodobało mi się u Grooma, to grubiańskie pokazywanie pewnych zachowań. Niektóre momenty bardzo mnie bawiły, nie mogę powiedzieć żeby książka była degustująca. Autor mógł sobie po prostu szczędzić w paru miejscach, gdyż Zemeckis wyśmienicie poradził sobie bez takich wstawek, by oczarować widza. Właśnie dlatego w pamięci utarł mi się genialny Tom Hanks - jego niewinność, głębia uczuć, jaką darzył bliskie mu osoby i ogólnie sympatię, jaką wzbudzał. Gump książkowy nie podbił mega serca w równym stopniu.
Jest to jeden z tytułów, z którymi warto się zapoznać. Nie żałuję chwil spędzonych przy książce Grooma, gdyż na jej podstawie powstał kultowy film, zapadający niejednemu z nas głęboko w pamięć. To wystarczający powód, by przeczytać i porównać historie. Jakkolwiek, mamy tu dobitny przykład ile potrafi zdziałać dobry reżyser i świetna gra aktorska.
O Forreście słyszałam już w czasach liceum, jednak wtedy zupełnie nie rozumiałam fenomenu tego filmu i wydawał mi się z miejsca nudny. O istnieniu książki nawet nie wiedziałam. Teraz wiem, że po prostu musiałam do tego tytułu powoli dojrzeć.
Jak to bywa w większości wypadków, najpierw zabrałam się za film. Zostałam miło rozczarowana, bowiem znacząco przekroczył moje...
2012-12-09
Jak skomentować książkę, która dociera do najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy? Przez kilka tygodni próbowałam napisać coś sensownego, ale po prostu nie mogę. Jest to pierwsza książka, po której brak mi słów. Co najśmieszniejsze, zabierałam się do niej naprawdę długo i długo ją też czytałam, bo w efekcie nie potrafiłam się z nią rozstać.
„Życie Pi” to dosłownie historia życia Piscine Patela. Od samego początku wiemy, że o czymkolwiek traktuje książka, skończy się dobrze. Głównego bohatera poznajemy już w kwiecie wieku - ma dom i rodzinę, wiedzie stateczne, skromne życie; opowiada pewnemu pisarzowi przeżyte w młodzieńczych latach przygody.
Co na wstępie może niektórych nudzić i zniechęcać do dalszej lektury, to rozległe opisy fauny – ojciec Pi jest bowiem właścicielem ogrodu zoologicznego. Jak się później okazuje, jest to ważna część książki. Obok zwierząt, ogromne znaczenie w całej powieści ma również religia. Pi jest nią zafascynowany od małego – zgłębił zarówno historię rodzimego hinduizmu, jak i chrześcijaństwa oraz islamu. Różnice wyznaniowe nie stanowiły nigdy dla niego problemu. Uważał, że Bóg jest jeden, tak samo jak wiara w Niego. To właśnie religia pomogła mu zmierzyć się z przeciwnościami losu, nadała sens dalszemu życiu i sprawiła, że przeżył. Przyznam szczerze, że nie jestem religijna, ale zakończenie głęboko mną poruszyło i zmusiło do refleksji.
Nie można pominąć drugiego bohatera książki, którym jest Richard Parker. Książka bez jego obecności nie miałaby po prostu ładu i składu, nie byłaby tak piękna. Więź, jaką nawiązał z nim Pi – choć zmyślona – wycisnęła ze mnie mnóstwo łez. Właśnie choćby z jego powodu należy sięgnąć po ten tytuł.
Dawno nie przeżywałam tak mocno książki. Nie wiem czy w ogóle jakakolwiek wywarła na mnie takie wrażenie. Przy paru momentach ciężko było mi się opanować (za przykład podam scenę z zebrą – gdybym nie przerwała, popłakałabym się w pociągu). Nie spodziewałam się, że lektura „Życia Pi” wyzwoli we mnie tyle emocji. Jest to książka, którą trzeba przeczytać. Ja na pewno sięgnę po nią jeszcze raz.
"Strach to jedyny prawdziwy przeciwnik życia." - Pi Patel
Jak skomentować książkę, która dociera do najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy? Przez kilka tygodni próbowałam napisać coś sensownego, ale po prostu nie mogę. Jest to pierwsza książka, po której brak mi słów. Co najśmieszniejsze, zabierałam się do niej naprawdę długo i długo ją też czytałam, bo w efekcie nie potrafiłam się z nią rozstać.
„Życie Pi” to dosłownie historia...
2012-06-29
Film od wielu lat zajmuje na mojej liście pierwsze miejsce. Właściwie nie przyszło mi nigdy do głowy, żeby zabrać się za książkę. Sądziłam, że nic nie straciłam. W końcu dwu i pół godzinny seans to nie jest nic! Jakże się zdziwiłam, kiedy strona za stroną dowiadywałam się zupełnie innych rzeczy… W filmie pominięto wiele szczegółów, niektóre przeinaczono na niekorzyść fabuły, a sama końcówka nie jest wcale taka bajeczna!
Lektura „Wyznań gejszy” otwiera przed nami inny świat. To nie jest ta sama historia, którą przedstawia film. Choćby charaktery postaci zostały wybitnie podkreślone, wzmocnione. Nabrałam innych odczuć wobec bohaterów dzięki dokładnemu ich opisowi. Patrzyłam na życie Sayuri innym okiem. Byłam pozytywnie nastawiona do książki już od pierwszych stron, kiedy to dowiadujemy się jak naprawdę wyglądało dzieciństwo Chiyo – co w filmie zostało kompletnie pominięte.
Z początku sądziłam, że obraz przesłoni mi obiektywną ocenę słowa. Było tak w przypadku „Malowanego welonu”. Kiedy jednak dobrnęłam do ostatniej strony, nie miałam wątpliwości, że należy patrzeć inaczej na film, a inaczej na dzieło Goldena. Nie zawiodłam się na lekturze, ba – jeszcze bardziej cenię sobie „Wyznania gejszy”.
Książka napisana jest przystępnym językiem, nawet japońskie słownictwo na pierwszy rzut oka jest zrozumiałe. Fabuła nie rysuje się chaotycznie, wręcz przeciwnie – po kolei przenosimy się z jednego wydarzenia na drugie, kiedy zostanie wyczerpująco opowiedziane. To kolejna rzecz, która urzeka w tej pozycji.
Chociaż znałam zakończenie historii w filmie, nie byłam wcale taka pewna zakończenia, czytając książkę. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki Golden przedstawił fabułę – była dość nieprzewidywalna. Inaczej odbierało się obraz, w którym treść była podana na tacy i widz z góry wiedział jak się całość zakończy, a inaczej słowo, które było mistrzowsko operowane, wręcz manipulowane, zostawiając czytelnika z własnymi domysłami.
Nie sposób wymienić wszystkich zalet „Wyznań gejszy”. Autor w podziękowaniach zaznaczył, że chociaż Sayuri nie istniała naprawdę, wiele z tajników zawodu gejszy pokrywa się z prawdą. Po wiedzę sięgał do samego źródła, o czym świadczą rozmowy przeprowadzone przez Goldena ze znanymi gejszami. Wiele osób wspomogło książkę, aby przedstawione fakty były w rzeczywistości faktami. Czytając powieść mamy więc świadomość, że zgłębiamy nie tylko historię życia jednej z gejsz, ale społeczności Japonii w latach drugiej wojny światowej.
Szczerze polecam tę książkę wszystkim, którzy chcą zgłębić kulturę Japonii.
Film od wielu lat zajmuje na mojej liście pierwsze miejsce. Właściwie nie przyszło mi nigdy do głowy, żeby zabrać się za książkę. Sądziłam, że nic nie straciłam. W końcu dwu i pół godzinny seans to nie jest nic! Jakże się zdziwiłam, kiedy strona za stroną dowiadywałam się zupełnie innych rzeczy… W filmie pominięto wiele szczegółów, niektóre przeinaczono na niekorzyść...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
“Często zastanawiałam się, jak można kogoś nienawidzić z powodu jego wyglądu.”
Chociaż minęło 20 lat, nadal się zastanawiam nad tym fenomenem. Jest to dla mnie niesamowicie trudny i ciężki temat, ponieważ całkowicie utożsamiam się z główną bohaterką książki - Martą - i jak się później okaże - również z Sarą. Byłam prześladowana w podobny sposób przez okres szkoły podstawowej i całe gimnazjum. Tak samo jak Marta czekałam aż moi oprawcy opuszczą szkolny budynek, żebym mogła spokojnie wyjść do domu. Zdarzało się, że drugie śniadanie jadłam w zupełnie innej części szkoły. Rzucano we mnie różnymi przedmiotami, czasami robiono to wręcz na oczach nauczyciela (lekcje w-f), który udawał że nic nie widzi… Wielokrotnie naruszano moje granice, również cielesne. Popychano mnie, dotykano, kilkukrotnie zostałam opluta, zabierano i niszczono mi moją własność, upokarzano mnie na oczach całej szkoły, wyśmiewano i szydzono z całości mojego wyglądu (bo nie tylko waga była problemem). Nie mogłam się czuć bezpiecznie nawet we własnym domu, bowiem wszyscy dobrze wiedzieli gdzie mieszkam i potrafiłam mieć niezapowiedziane wizyty. Naprawdę mogłabym jeszcze wymieniać.
Czy coś z tym zrobiono? Nie. Dyrekcja szkoły miała totalnie w to wbite. Podobnie jak i nauczyciele. Na nic zdawało się proszenie dorosłych o pomoc. Mimo to, ciągle próbowałam. W którymś momencie byłam już tak na skraju wytrzymałości, że sama jestem pełna podziwu, że nie skończyło się to wtedy dla mnie tragicznie. Jako matka, jeśli kiedykolwiek coś podobnego spotka moje dziecko, na pewno zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby zmienić ten chory system.
To nie jedyne podobieństwa z główną bohaterką. Na skutek tych doświadczeń moja relacja z jedzeniem została kompletnie zaburzona. Choć człowiek był kompletnie świadom tego co robi, nie miał siły by walczyć z chorobą. Na szczęście “góra” trzymała nade mną pieczę i nie pozwoliła, abym zrobiła sobie nieodwracalną krzywdę. Echo tamtych dni nadal mnie prześladuje. Powiedziałabym, że to odbiło na mnie największe piętno.
Były też inne przykre doświadczenia, ale to nie miejsce, by o nich pisać. Nikomu nie mówiłam o moich problemach, była to moja tajemnica. Do czasu - ponad rok temu udałam się na terapię, by zająć się swoim wnętrzem. Ale to nie koniec pracy nad sobą. Kiedy ktoś tyle lat wmawia ci, że nie jesteś nic warta, ciężko zmienić swój wyrobiony tok myślenia z dnia na dzień. Szczególnie, gdy kształtuje to tak młodą psychikę na resztę życia. Nadal miewam gorsze dni. Jednakże świadomość, zrozumienie i akceptacja tego co się działo pozwala mi powoli iść do przodu.
Tak właśnie zaczynam kolejną książkę Marcela Mossa - od powrotu do przykrych wspomnień. Tak prawdziwie oddał przeżycia Marty, że nie sposób pomyśleć czy pan Moss sam nie zaznał tego z autopsji. Jakkolwiek by nie było, za to właśnie lubię jego książki - bardzo dobrze oddają dzisiejsze czasy i aktualne problemy.
Historia rozpoczyna się od samobójstwa najlepszej przyjaciółki Marty - Otylii - oraz chłopaka, którego darzyła ogromnym uczuciem. Tylko co tak naprawdę stało się z tą dwójką? Czy na pewno popełnili samobójstwo? Na skutek działań podjętych po tej tragedii wspólnie z wychowawczynią, do Marty trafia liścik informujący, że tak naprawdę ona nie wie wszystkiego i pozna prawdę tylko jeśli zachowa ją dla siebie. Czy Marta zdecyduje się na grę z nieznajomym?
Oprócz Marty, poznajemy też świat oczami Sary - dziewczyny zmarłego Alana. Jej życie również nie jest usłane różami tak jak postrzega to z boku choćby Marta. Sara uchodzi za ideał, do tego przewodniczy szkolnej elicie. Wszystko jest tak naprawdę na pokaz i nikt nie wie, jaką cenę płaci dziewczyna. Z jakiego powodu - też się dowiadujemy. To smutne, że nie tylko rówieśnicy wzajemnie gotują sobie piekło - rodzice przyczyniają się do tego w równym stopniu. I tak Sara robi wiele, by przypodobać się własnej matce. Jej historia również zwraca uwagę na to jak ważna jest komunikacja z otoczeniem.
Kolejne rozdziały pokazują nam lepiej losy pozostałych bohaterów - uczniów, ich rodziców, nauczycieli. Widząc każdego oczami innych osób dowiadujemy się czasem przerażających rzeczy, gdy dana postać zostaje dopuszczona do głosu. Dlatego właśnie nie należy nigdy oceniać kogoś po pozorach - nie wiemy jaka historia stoi za człowiekiem. Pomimo tak częstego skakania po bohaterach nie gubiłam się ani w linii czasowej, ani w losach poszczególnych osób. Moss naprawdę fajnie poprowadził całą książkę - powoli dochodzimy po nitce do kłębka. I to z narastającą ciekawością.
Zakończenie “Nie wiesz wszystkiego” jest zaskakujące - nie dość, że dowiadujemy się co tak naprawdę się stało, to jeszcze otrzymujemy zapewnienie o kontynuacji całego wątku. To dość jasne zważywszy, że pan Moss zdążył wydać kolejne książki z tej serii. Jakkolwiek ostatnie słowa sprawiają, że mam ochotę od razu zabrać się za kontynuację. Nawet myślę, że tak będzie. Bardzo podobało mi się to jak ta opowieść została napisana od początku do końca. A może ma to wiele wspólnego z tym, że tak bardzo odnajduję się w opisanych przeżyciach.
“Człowiek ma spokój tylko wtedy, gdy żyje w zgodzie z samym sobą” - tym zdaniem chciałabym zakończyć moją recenzję. Niby takie proste, a jednocześnie tak bardzo ciężka praca nad sobą.
“Często zastanawiałam się, jak można kogoś nienawidzić z powodu jego wyglądu.”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toChociaż minęło 20 lat, nadal się zastanawiam nad tym fenomenem. Jest to dla mnie niesamowicie trudny i ciężki temat, ponieważ całkowicie utożsamiam się z główną bohaterką książki - Martą - i jak się później okaże - również z Sarą. Byłam prześladowana w podobny sposób przez okres szkoły...