-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
To raczej powieść faktu niż reportaż. Bardzo podoba mi się styl Jagielskiego, który zupełnie nie przypomina stylu reszty ekipy Wyborczej i szkoły Hanny Krall. Jagielski pisze właśnie w stylu klasycznych powieści, a "Wypalanie traw" to wspaniale skonstruowana opowieść. Mamy kilku równorzędnych bohaterów i to wcale nie jest książka o Eugenie Terre'Blanche'u. Mimo że historycznie był najważniejszą z opisywanych osób, to jest to historia o tym, jak takie zjawisko jak Terre'Blanche potrafi zatruć wszystko. Nie tylko relacje między rasami, klasami, kastami, partiami, grupami, lecz także między kochającymi się członkami rodziny, znającymi się od urodzenia sąsiadami i przyjaciółmi.
Blanche jest tutaj tylko symbolem rasizmu, nienawiści, nietolerancji. Jednak nie licząc jego, Jagielski o nikim innym nie mówi wprost, że to dobry lub zły człowiek. Opowiada historię rodem z "Folwarku zwierzęcego", gdy to już nikt nie mógł poznać, kto jest kim. Czarni przejęli zwyczaje białych i nie zamierzali niczego innego zmieniać. Biedni nadal mieli być posłuszni i niczym się nie interesować. Jest to więc przypowieść o rozczarowaniu, które jest nieodłącznym elementem każdej rewolucji i wielkiej zmiany, o tym, że często ofiary do działania mocniej od chęci poprawy swego losu popycha pragnienie zemsty.
Lecz przede wszystkim to historia apartheidu w pigułce, tak samo jak Ventersdord jest RPA w pigułce. Obrońcy tego niewolniczego ustroju nigdzie nie trwali na swych barykadach tak długo, jak właśnie w tym niepozornym miasteczku.
To raczej powieść faktu niż reportaż. Bardzo podoba mi się styl Jagielskiego, który zupełnie nie przypomina stylu reszty ekipy Wyborczej i szkoły Hanny Krall. Jagielski pisze właśnie w stylu klasycznych powieści, a "Wypalanie traw" to wspaniale skonstruowana opowieść. Mamy kilku równorzędnych bohaterów i to wcale nie jest książka o Eugenie Terre'Blanche'u. Mimo że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wstrząsający reportaż. Paraliżujący. Nie pozwala się oderwać. Jednocześnie zmusza do chwili przerwy, zaczerpnięcia powietrza, wody. Najlepszy reportaż, jaki czytałem.
To pornografia zbrodni. To zbrodnia podana na talerzu. To walenie zbrodnią w głupi łeb ludzkości, by wreszcie się obudziła. Spójrzcie! - zdaje się mówić Tochman - Spójrzcie, co zrobiliśmy, co ZNÓW zrobiliśmy!
To emocjonalna pornografia zbrodni. Milion zabitych w 100 dni. Tochman zabiera liczby i daje nam ludzi, cierpienie, strach, nienawiść, głupotę.
To obnażenie naszej głupoty. Naszej strasznej głupoty, gdy dajemy porwać się ślepej nienawiści i gdy staramy się zapomnieć, nie widzieć, zrzucić odpowiedzialność, przemilczeć.
To 23 lata temu. Tylko 23 lata. Niczego się nie nauczyliśmy. Ścięcie głowy na Bliskim Wschodzie krąży po Internecie jako "Nie możesz przegapić!". Afrykanie wciąż zabijają się między sobą. Zachód wciąż się zbroi i sponsoruje wojny reszty świata. My uchodźcom odmawiamy człowieczeństwa, nazywając ich "ciapakami", "brudasami", "szarańczą".
To trudna książka, wzruszająca, przerażająca. Sprawia, że nie chce się w to wszystko wierzyć.
Wstrząsający reportaż. Paraliżujący. Nie pozwala się oderwać. Jednocześnie zmusza do chwili przerwy, zaczerpnięcia powietrza, wody. Najlepszy reportaż, jaki czytałem.
To pornografia zbrodni. To zbrodnia podana na talerzu. To walenie zbrodnią w głupi łeb ludzkości, by wreszcie się obudziła. Spójrzcie! - zdaje się mówić Tochman - Spójrzcie, co zrobiliśmy, co ZNÓW...
"(...) przyjęło bowiem się mówić, że kolonialiści europejscy dokonali podziału Afryki. - Podziału? - zdumiewa się Oliver. - To było brutalne, ogniem i mieczem przeprowadzone zjednoczenie! Liczba dziesięciu tysięcy została zredukowana do pięćdziesięciu".
To cytat z reportażu zamykającego "Heban". Chodzi oczywiście o dziesięć tysięcy królestw, klanów, plemion i tak dalej, które kolonialiści postanowili zamknąć w pięćdziesięciu państwach. Kapuściński, tak jak we wszystkich swoich książkach o Afryce, stara się ponownie ten ogromny kontynent podzielić. Czy mu się to udaje? I tak, i nie. Sukcesem "Hebanu" jest to, że najmocniej ze wszystkich książek Kapuścińskiego dotyka kwestii różnorodności Afryki, różnorodności nie dającej się skatalogować, dziwnej i pokracznej. Bo oto tysiące różniących się między sobą plemion zostaje skolonizowanych przez kilkanaście niewielkich państw. Kolonizują Europejczycy, Arabowie, Afrykanie, Amerykanie, pojawiają się nawet Rosjanie. A dziś można dodać do tego jeszcze Chińczyków. Kolonizują nawet niewolnicy wracający z Ameryki, kolonizują niewolnicy, którzy wolność odzyskali w Afryce. Każdy narzuca swoje zwyczaje i poglądy. Kultura afrykańska jest przez wieki deptana i gnieciona. Nie mogła pozostać taka jak dawniej. Powstała z tego nieokreślona hybryda.
Czy można to wszystko opisać na 340 stronach? Niemożliwe. Kapuściński zdążył zobaczyć niewielki ułamek Czarnego Lądu. To przestrzenie zbyt duże dla jednego człowieka. "Heban" to książka o wspaniałej podróży, ale sprawia wrażenie, jakby autor chciał zobaczyć i napisać jak najwięcej (i nic w tym złego!), przez co nie pozwoli poznać Afryki. Pozwoli nieco posmakować, liznąć, powąchać, lecz na pewno nie da się nam Afryką najeść. Co zresztą byłoby dość przewrotne. Bo "Heban" to podróż przez głód, pragnienie i ubóstwo, przez upał - nam nieznany - bezczynność i niemożność, przez wielki upór i uległość jednocześnie, przez magię i bezwzględność.
"Heban" to spektrum reportaży o Afryce, lecz jest jak spektrum światła odległej gwiazdy. Coś można z niego wyczytać, czegoś się dowiedzieć, lecz nigdy nie powie nam o niej wszystkiego.
"(...) przyjęło bowiem się mówić, że kolonialiści europejscy dokonali podziału Afryki. - Podziału? - zdumiewa się Oliver. - To było brutalne, ogniem i mieczem przeprowadzone zjednoczenie! Liczba dziesięciu tysięcy została zredukowana do pięćdziesięciu".
To cytat z reportażu zamykającego "Heban". Chodzi oczywiście o dziesięć tysięcy królestw, klanów, plemion i tak dalej,...
Kapuściński opisuje szaloną wojnę w Angoli. Wojnę, w której nic nie wiadomo, nie wiadomo, kto jest kim (wszyscy są ubrani tak samo, czyli w to, co akurat mają na sobie), nie wiadomo, kto o co walczy, nie wiadomo nawet, kto walczy. Posterunki na drogach stawiają wszyscy: żołnierze, partyzanci, chłopi, a nawet buszmeni. Nie wiadomo, gdzie jest front, gdyż frontem jest każdy żołnierz. Nawet sztaby dowodzące nie mają pewności, czy wysyłając amunicję do miejscowości, która wczoraj była "ich", nie sprawią prezentu wrogowi. Zresztą "wróg" to zbyt duże słowo. Gdy dochodzi do bitwy, wszyscy strzelają na oślep. Nie chodzi o to, by zabić. Chodzi o to, by zagłuszyć swój własny strach i spotęgować strach przeciwnika. A wszystko to zawiera się w magicznym słowie "confusao", którego człowiek z Zachodu nie potrafi zrozumieć.
Poza wydarzeniami, których Kapuściński jest świadkiem i uczestnikiem, mamy też szeroko nakreślony kontekst historyczny i społeczny. Z pozoru nieważkie sytuacje dużo mówią o mentalności czarnych i białych w Afryce. Dla mnie klasa reportera objawia się właśnie w szczególe, a Kapuściński to reporter pierwszorzędny, więc i takich szczegółów jest mnóstwo.
Ponadto ciekawe i inne spojrzenie na wydarzenia lat 70-tych dają depesze Kapuścińskiego słane do Polski. Są cytowane często w całości. Wyłania się z nich zupełnie inny obraz niż ten prezentowany w reportażach pisanych na spokojnie. W depeszach widać strach, ogromną tęsknotę i samotność Polaka. Kapuściński o tym wie i pewnie dlatego postanowił zamieścić je w książce.
Kapuściński był jednym z nielicznych dziennikarzy w Angoli. Patrzył z bliska na to, co Zachód miał z ósmej ręki.
Kapuściński opisuje szaloną wojnę w Angoli. Wojnę, w której nic nie wiadomo, nie wiadomo, kto jest kim (wszyscy są ubrani tak samo, czyli w to, co akurat mają na sobie), nie wiadomo, kto o co walczy, nie wiadomo nawet, kto walczy. Posterunki na drogach stawiają wszyscy: żołnierze, partyzanci, chłopi, a nawet buszmeni. Nie wiadomo, gdzie jest front, gdyż frontem jest każdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Czarne gwiazdy" - Kapuściński
Książka opowiada historię Ghany i Konga próbujących wyrwać się z rąk kolonialistów. Kapuściński jest na miejscu, gdy dzieją się sprawy kluczowe, lecz nie mówi tylko o nich. Sprytnie tłumaczy kontekst historyczny i społeczny wydarzeń, których jest świadkiem. Często historia bohatera jest także historią kraju lub kontynentu, o który walczy. Na dobrą sprawę nie wiadomo, o co wówczas w Afryce chodziło, co się działo, kto był kim, kto udawał, kto był szczery (a czy dziś wiadomo)?. Wiadomo jedynie tyle, że źli są biali z Ameryki i Europy Zachodniej, dobrzy są czarni (nie wszyscy), wzorem są biali z państw marksistowskich, socjalistycznych - zwał jak zwał, wiadomo, o które chodzi.
Dwie rzeczy rzucają się w oczy. Pierwsza: zafascynowanie Kapuścińskiego marskizmem. W wielu miejscach mówi o złym kapitalizmie i dobrym braterstwie, zniszczeniu podziału klasowego itp. Również dla niego, mam wrażenie, biali w Afryce byli wówczas ucieleśnieniem zła wszelkiego (fakt faktem, że nie można raczej mówić o dobroci białych w Afryce). Czarni z kolei może nieco naiwni, może zagubieni, może nawet chcieli się mścić, ale właśnie przez to zagubienie, naiwność, niechęć do walki wydają się niewinni, czyści. O białych pisze np.: "Cioty aż przysiadają!", "drobnomieszczańska gęś" itp.
Sprawa druga: przerażający wręcz brak kobiet! Kobiety w całej książce pojawiają się kilka razy i za każdym razem są jedynie ozdobą. Mają idealne piersi lub kocie oczy. Nie twierdzę, że mają odgrywać wielkie role w polityce (mowa o Afryce lat 50-tych i 60-tych), bo tak nie było, ale trudno dziś uwierzyć, że kobiet w Afryce równie dobrze mogłoby nie być... Cóż, tak to pewnie Kapuściński widział i to ostatecznie nie może być zarzutem. Nawet socjologia nie zwracała wówczas na kobiety większej uwagi.
Dużo miejsca poświęca Kapuściński rasizmowi. Zarówno temu białemu, jak i czarnemu. Choć temu drugiemu nieco mniej. Przemyca też sporo kontrastów. Czarownicy na wiecach politycznych, marzenia o wyzwoleniu całej Afryki i interesy plemienne... Często czuć groteskę, zupełnie jak gdyby cały kontynent był naiwny i śmieszny.
Ostatecznie to mała książka o nieskończonym lądzie. Kongo jest siedem razy większe od Polski, moje wydanie książki ma 162 strony. Czy można opowiedzieć Polskę na 1000 stron? Czy można opowiedzieć Ghanę i Kongo na 162? Odpowiedź brzmi: nie! Jakkolwiek Kapuściński jak zwykle wykonał zrobił dobrą robotę.
"Czarne gwiazdy" - Kapuściński
Książka opowiada historię Ghany i Konga próbujących wyrwać się z rąk kolonialistów. Kapuściński jest na miejscu, gdy dzieją się sprawy kluczowe, lecz nie mówi tylko o nich. Sprytnie tłumaczy kontekst historyczny i społeczny wydarzeń, których jest świadkiem. Często historia bohatera jest także historią kraju lub kontynentu, o który walczy. Na...
Porywająca opowieść o jednowymiarowych bohaterach. Hetman - święty, Wołodyjowski - dobro wcielone, Basia - anioł nie człowiek, Zagłoba - wesołość i śmiech, Azja - diabeł.
Wołodyjowski wiesza, dziurawi, ścina wrogów, lecz wszystko to bez najmniejszego zawahania, a Sienkiewicz opisuje to tak, jakby chodziło o żniwa. My wieszać - dobrze, po bożemu; nas wieszać - grzech.
Książka byłaby sto razy lepsza, gdyby nie była pisana "ku pokrzepieniu serc".
Porywająca opowieść o jednowymiarowych bohaterach. Hetman - święty, Wołodyjowski - dobro wcielone, Basia - anioł nie człowiek, Zagłoba - wesołość i śmiech, Azja - diabeł.
Wołodyjowski wiesza, dziurawi, ścina wrogów, lecz wszystko to bez najmniejszego zawahania, a Sienkiewicz opisuje to tak, jakby chodziło o żniwa. My wieszać - dobrze, po bożemu; nas wieszać -...
Rewelacyjna choćby ze względu na to, że pokazuje, iż świat mógł i może wyglądać zupełnie inaczej. Patel mówi o tym, co i mnie zawsze wydawało się dość oczywiste: że praktycznie cały nasz urynkowiony świat to jedno wielkie kłamstwo. A rządy i korporacje stoją na szczycie tej góry kłamstw.
Rewelacyjna choćby ze względu na to, że pokazuje, iż świat mógł i może wyglądać zupełnie inaczej. Patel mówi o tym, co i mnie zawsze wydawało się dość oczywiste: że praktycznie cały nasz urynkowiony świat to jedno wielkie kłamstwo. A rządy i korporacje stoją na szczycie tej góry kłamstw.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Obecnie cała fizyka jest dziedziną rozwijającą się w takim tempie, że praca sprzed 14 lat to już coś naprawdę przestarzałego. W książce o pomysłach, które dziś są zrealizowane i nagrodzone, pisze się a kategorii odległych marzeń. To tylko pokazuje niezwykłe tempo naszego rozwoju. Jakkolwiek Melia w dość przystępny sposób tłumaczy aspekty techniczne i sprawy, które raczej nie powinny się zmienić. To na pewno dobra pozycja na początek (no, może nie na samiuśki początek) przygody z kosmosem.
Obecnie cała fizyka jest dziedziną rozwijającą się w takim tempie, że praca sprzed 14 lat to już coś naprawdę przestarzałego. W książce o pomysłach, które dziś są zrealizowane i nagrodzone, pisze się a kategorii odległych marzeń. To tylko pokazuje niezwykłe tempo naszego rozwoju. Jakkolwiek Melia w dość przystępny sposób tłumaczy aspekty techniczne i sprawy, które raczej...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to