Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Od pierwszych stron czuję chemię z autorem i wdzięczność dla niego. Wypunktował wszystkie znane mi sposoby alternatywnych metod pomocy sobie w rozwoju i jeszcze więcej. Niektórych nawet próbowałem i musiałem się uśmiechnąć czytając to.

Mam jednak problem z takimi stwierdzeniami że stres powoduje osłabienie siły mięśni o 50%. Jest przecież wręcz przeciwnie, krótkotrwały stres powoduje wzrost siły mięśni bo do tego w naturze służy stres. Pomijając naturę sam wiem że na siłowni jeśli jestem zestresowany i sfrustrowany wcześniejszymi wydarzeniam z dnia to mogę wygenerować więcej siły i wytrzymałości żeby wyładować te emocje.

Jest kilka książek tego typu które czyta się jak porady z góry, w tym co piszę autor jest taka pewność i tekst tak rezonuje że ma się wrażenie że autor był jedynie przkaźnikiem mądrości z góry. Niewątpliwie jest to tytuł który zmienia moje życie. Łącznie w swoim życiu przeczytałem może z 5 takich ważnych z mojego punktu widzenia książek.

Od pierwszych stron czuję chemię z autorem i wdzięczność dla niego. Wypunktował wszystkie znane mi sposoby alternatywnych metod pomocy sobie w rozwoju i jeszcze więcej. Niektórych nawet próbowałem i musiałem się uśmiechnąć czytając to.

Mam jednak problem z takimi stwierdzeniami że stres powoduje osłabienie siły mięśni o 50%. Jest przecież wręcz przeciwnie, krótkotrwały...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jedna rzecz. Zaskakujący mechanizm niezwykłych osiągnięć Gary Keller, Jay Papasan
Ocena 7,3
Jedna rzecz. Z... Gary Keller, Jay Pa...

Na półkach:

Główna idea zawarta w książce czyli skupianie się na jednej najważniejsze rzeczy jest bardzo kusząca i przekonuje mnie. Ta idea jest zawarto w pierwszych kilku rozdziałach. Kolejne rozdziały krążą wokół innych tematów nie do końca powiązanych. Odnosi się wrażenie jakby większość tytułu była tylko zapełniaczem. Autor miał świetny pomysł na książkę ale idea była tak zwięzła że trzeba było na siłę powymyślać coś żeby jakoś zapełnić kartki. Jest podanych mnóstwo przykładów ludzi którzy odnieśli sukces: Einstein, Bill Gates, Carnegie i dopasowywanie ich do swoich teorii. Aż jestem zdziwiony że zabrakło Edisona bo przecież Edison jest ulubionym przykładem w tego typu książkach. Przykłady te nie zagłębiają się w historię tych ludzi tylko są takimi naiwnymi napomknięciami. Przecież każdy zna te nazwiska i wystarczy o nich napomknąć żeby uzyskać większą wiarygodność.

Niektóre porównania są tak infantylne jak dla dziecka z podstawówki np duże często jest złe np. duży zły wilk w czerwonym kapturku. Tak dziwnego połączenia i porównania to jeszcze nie widziałem. Chyba w tym momencie autor na prawdę nie miał lepszego pomysłu jak zacząć rozdział. Wilk był duży bo mały wilczek nie wzbudził by strachu w bajce ale to nie znaczy że duże jest złe, bardzo dziwny pomysł żeby duży i zły miały być synonimami co utrzymuje autor. Po takim stwierdzeniu Gary Keller udowadnia że duże nie zawsze jest złe, trudno powiedzieć o co mu chodziło. Czy chciał stworzyć teorię z którą potem się rozprawia czy badał jak bardzo można robić idiotę z czytelnika.

Przytoczone zostały zasada pareto gdzie 80% efektu uzyskuje się 20% nakładu sił i zasada według której siła woli się wyczerpuje. Te dwie rzeczy były wartościowe poza główną ideą książki. Cała reszta to wodolejstwo.

Główna idea zawarta w książce czyli skupianie się na jednej najważniejsze rzeczy jest bardzo kusząca i przekonuje mnie. Ta idea jest zawarto w pierwszych kilku rozdziałach. Kolejne rozdziały krążą wokół innych tematów nie do końca powiązanych. Odnosi się wrażenie jakby większość tytułu była tylko zapełniaczem. Autor miał świetny pomysł na książkę ale idea była tak zwięzła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moje pierwsze wrażenia są takie że Pani Olga stara się z czegoś banalnego stworzyć sztukę. Nie jest to oryginalne i kojarzy mi się  raczej z sztuką dla sztuki. Mamieniem osób o mniejszej wrażliwości żeby myślały że tu się dzieje sztuka a tak naprawdę jest to średniak zawoalowany jakimiś artystyczno mglistymi wyziewami pióra Pani Tokarczuk.

Pomimo początkowej niechęci niektóre zwroty są bardzo obrazowe i do mnie przemawiają i sprawiają mi przyjemność że jestem w stanie widzieć lepiej te sceny niż gdybym je widział oczami. Przykład: “Przychodzę na ósmą i nie muszę się spieszyć, bo o ósmej wszyscy bogaci ludzie jeszcze śpią. Hotel hołubi ich w sobie, kołysze bezpiecznie, jakby był wielką muszlą w środku świata, a oni drogocennymi perłami. ”

Podobają mi się opisy autorki odnoszące się do rzeczywistości wokół niej ale tej namacalnej, kiedy piszę o swoich rozdmuchanych przeżyciach wewnętrznych to czytam niechętnie.

Autorka bardzo lubi skupiać się na zapachach co dodaje zmysłowości opisom i może niekiedy realności. Problem z zapachami jest taki że nie wszystkie są pociągające. Pot ludzki to też zapach a w tych górnolotnych opisach nie ma na niego miejsca. Pomimo że nie ma miejsca na przykre zapachy w opisach Tokarczuk to jednak opisy przykrych ludzkich nieodłącznych spraw jak toaleta są. W moich oczach usprawiedliwia to autorkę a nawet pokazuje jej zmysł równowagi i elegancji że odpuszcza zapachy przykrych spraw ale nie pomija ich zupełnie.

Czytam i dalej mam mieszane uczucia. Dużo opisów mi się nie podoba aż tu nagle opis zachowania Japończyków w hotelu przykuwa moją uwagę. To jak została uwypuklona ich skromność i wdzięczność dla nich pierwszoosobowej bohaterki spodobało mi się. Podoba mi się też oddanie nieładu pokojów gości hotelowych. Traktowanie tego jako środek wyrazu tychże gości niemalże artystyczny a już na pewno prawdziwy, bardziej prawdziwy niż sami ludzie z ich manipulacjami.

Myślę że trochę jestem spaczony swoją wrodzoną niechęcią do nowych tworów. Dopiero jak się do nich przyzwyczajam zaczynam je lubić, zaczynam ufać. Czy zaufałem już Oldze Tokarczuk? Jeszce nie ale nasza znajomość przynajmniej weszła już w pewną dynamikę.

Moja początkowa niechęć i podejrzenie że wrażliwość autorki jest bardziej techniczna niż autentyczna w dalszych częściach książki zostaje poddana w wątpliwość. Po przeczytanie kilku opisów pokoi hotelowych zaczynam wierzyć że autorka jest boleśnie wrażliwa i zaczynam poczytywać to za atut.

Moje pierwsze wrażenia są takie że Pani Olga stara się z czegoś banalnego stworzyć sztukę. Nie jest to oryginalne i kojarzy mi się  raczej z sztuką dla sztuki. Mamieniem osób o mniejszej wrażliwości żeby myślały że tu się dzieje sztuka a tak naprawdę jest to średniak zawoalowany jakimiś artystyczno mglistymi wyziewami pióra Pani Tokarczuk.

Pomimo początkowej niechęci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

10/10 nie z faktu że to jakieś dzieło literackie ale dlatego że warto przeczytać żeby wiedzieć co się działo w głowie człowieka który dokonał tyle zła. Każdy kiedy słyszy hasło "Hitler" to się wzdryga jak społeczność w świecie J.K Rowling kiedy słyszy hasło "Voldemort". Można się wzdrygać oczywiście ale warto też wiedzieć co za tym stoi.

O ile nie ma wątpliwości co do postaci Adolfa Hitlera o tyle tym ciekawiej sprawdzić samemu u źródła co proklamował i co myślał jeszcze na długo przed bestialskimi czynami. Ciekawa może się wydawać zwłaszcza początkowa wątpliwość Hitlera co do Żydów i dopiero stopniowe rozwijanie w sobie nienawiści do tej nacji. Jednak Hitler nadmienia w książce że początkowo nawet się sprzeciwiał szkalowaniu Żydów bo nie widział w czym mieliby być winni wobec narodu niemieckiego. Innym wyraźnym rysem Hitlera był Machiawelizm w przypadku interesów Niemiec. Dla niego było porządane i usprawiedliwione żeby dokonywać ekspansji terytorialnej w celu zapewnienia zasobów Niemcom kosztem innych narodów.

Co jednak szczególnie mnie zainteresowało to idea według której trzeba się przeciwstawiać międzynarodowemu kapitałowi i finansjerze. Zainteresowało mnie to zwłaszcza dlatego że ten problem jest w dzisiejszych czasach obecny bardziej niż kiedykolwiek. A jeśli wyrwać to zdanie z kontekstu to nie wydaje się ono złe co może trochę szokować. W dzisiejszym świecie już nawet ślepy i głuchy rozumie że politycy to tylko pacynki które totalnie o niczym nie decydują a zatem większość się domyśla że zmiany na świecie dokonuje tzw międzynarodowy kapitał, globaliści, czy jakkolwiek inaczej tego nie nazwać. Jest to siła ponad politykami.

Chyba też nie ma konieczności żebym pisał o oczywistym upośledzeniu rasowym Hitlera który wierzył że Niemcy są najlepszą rasą na świecie i nie mogą się mieszać z innymi. W swojej książce pisał bardzo dosadnie o lepszym i gorszym materiale ludzkim. Co nie dziwi bardzo częstymi słowami używanymi w książce są “bezwzględność”, “fanatyzm” i “rasa”. Już same te trzy słowa są w stanie zobrazować dość dokładnie całość.

Uderza poczucie jak bardzo dobrze Hitler rozumiał mechanizmy działające w społeczeństwie. Był bezwzględnie skuteczny i wiedział dokładnie co trzeba zrobić żeby zbudować organizację i żeby ta organizacja wygrała serca ludzi. Miał do tego niewątpliwy talent.


Rzecz niezwiązana z książką ale związana z Hitlerem to narkotyki. Żeby mieć lepszy obraz Hitlera warto zgłębić również ten obszar jego życia. Prawie przez cały okres drugiej wojny światowej Hitler był nieustannie nafaszerowany narkotykami a zaczęło się to od niewinnych witamin. Podawał mu je w strzykawkach jego prywatny lekarz Theodor Morell. Później doszły wszelkiego rodzaju hormony i narkotyki typu metamfetamina. Znanym faktem jest również to że tak samo żołnierzom niemieckim były podawane narkotyki. Może wojna byłaby choć odrobinę bardziej humanitarna gdyby nie udział narkotyków. Jak bardzo narkotyki są w stanie zmienić zachowanie człowieka wystarczy zaobserwować osobę pod ich wpływem na dyskotece czy w innym miejscu. Taki człowiek może być bardzo agresywny i pozbawiony zahamowań pomimo że nie jest na wojnie.

To wszystko nie zmienia faktu że warto się zapoznać z książką. Warto wiedzieć co się działo w głowie człowieka który odpowiada za tyle śmierci.

10/10 nie z faktu że to jakieś dzieło literackie ale dlatego że warto przeczytać żeby wiedzieć co się działo w głowie człowieka który dokonał tyle zła. Każdy kiedy słyszy hasło "Hitler" to się wzdryga jak społeczność w świecie J.K Rowling kiedy słyszy hasło "Voldemort". Można się wzdrygać oczywiście ale warto też wiedzieć co za tym stoi.

O ile nie ma wątpliwości co do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ponownie wracam do tej romantycznej powieści. Kilka lat minęło od mojej ostatniej przygody z tym dziełem a więc inaczej też je postrzegam. Nic nie mogę ująć pisarzowi, wciąż jest wspaniały.

Wydaje mi się jednak że już nie tak łatwo daje się omamić błyskotkom i moje skupienie teraz było wycelowane w nieszczęścia takiego życia pełnego splendoru. Męczyłem się razem z bohaterami ich subtelną wrażliwą umysłowością. Ich wyuczonym przedstawianiem swoich reakcji jako niewymuszonych. Ciągłym drugim dnem i poszukiwaniem przelotnych wrażeń i przyjemności psychicznych. Przecież to szukanie pyłu na wietrze. Czułem zniechęcenie obserwując ich poszukiwania aby kształtować siebie w coś romantycznego i przypominającego sztukę. Takie życie jest o tyle trudne że musieli ciągle siebie przekonywać o tym że życie spędzane przy szklance dobrego trunku na ciągłym poszukiwaniu uciech i zabaw jest wartościowe i wiele wnosi dla ludzkości.

Jedno jednak w moim odbiorze Fritzgeralda się nie zmieniło. Wciąż wielbię jego realizm zabarwiony subiektywnością. Wciąż przeżywam historię bohaterów bardzo intymnie. Wciąż lubię to że Fritzgerald miał życie zabarwione alkoholem, namiętnościami i talentem pisarskim.

Ponownie wracam do tej romantycznej powieści. Kilka lat minęło od mojej ostatniej przygody z tym dziełem a więc inaczej też je postrzegam. Nic nie mogę ująć pisarzowi, wciąż jest wspaniały.

Wydaje mi się jednak że już nie tak łatwo daje się omamić błyskotkom i moje skupienie teraz było wycelowane w nieszczęścia takiego życia pełnego splendoru. Męczyłem się razem z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fritzgerald to król melancholii romantycznej. Potrafi świetnie przedstawić tragizm przemijania lat młodzieńczych pomiędzy pierwszą młodością a trzysiestym rokiem życia. Wszystko więdnie w zastraszającym tempie, nie tylko wygląd zewnętrzny ale także dusza coraz mniej skora do romantycznych zrywów zapierającej dech młodości. Czym bardziej bujny pierwszy etap życia tym większy kac moralny gdy się skończy. Pyszne znakomite początki przeradzają się w udrękę. Przyjaciele nagle znikają, pieniądze się kończą, kończą się też złudzenia. Znika przekonanie o swojej wyjątkowości i wyższości. Emocje blakną.

Jednak nie jest to powieść moralizująca, bo w końcu ten tak krótki okres zachłyśnięcia się młodością przecież zostaje w wspomnieniach. Kto by nie chciał żeby mu zaparło dech od tych wszystkich szalonych barw choćby przez chwilę, choćby potem miało nie być nic. Ten krótki święty czas zwariowanej młodości tym cenniejszy czym szybciej się kończy. Pełnia blasku i świetności jak egzotyczny kwiat co otwiera się i więdnie.

Właśnie ten tak realistyczny rozdźwięk na przestrzeni kilku zaledwie lat sprawia że powieść jest pasjonująca. Po przeczytaniu całości można znowu wracać do początku żeby przypomnieć sobie że ci styrani bohaterowie jeszcze kilka lat temu byli na szczycie świata. Później marzenia zmieniły się w dorosłość, jak u każdego człowieka.

Fritzgerald pastwi się nad młodością. Robi jej sekcję chirurgiczną i analizuje, bierze pod lupę każdy szczegół przez co widzimy ten kwiat jeszcze bliżej, jeszcze prawdziwiej i jest to romantyczne i smutne. Trochę melancholijny lecz bardzo utalentowany malarz kąpię swój pędzel w whisky i winie i maluje echa swego życia nadając wydźwięk niezwykle nostalgiczny ale i depresyjny.

Fritzgerald to król melancholii romantycznej. Potrafi świetnie przedstawić tragizm przemijania lat młodzieńczych pomiędzy pierwszą młodością a trzysiestym rokiem życia. Wszystko więdnie w zastraszającym tempie, nie tylko wygląd zewnętrzny ale także dusza coraz mniej skora do romantycznych zrywów zapierającej dech młodości. Czym bardziej bujny pierwszy etap życia tym większy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pozycja którą każdy musi przeczytać. Prawdziwy obraz każdej władzy i każdej zmiany władzy. Tak bym napisał (chociaż napisałem) gdyby chciało mi się pisać to co każdy dobrze wie o tej lekturze. Więc jednak wyłuszczę inny punkt jak bardzo irracjonalny by on nie był. Po Folwarku nabrałem szczerej niechęci do świń i jakoś mi już ich nawet nie szkoda kiedy są na moim talerzu.

Pozycja którą każdy musi przeczytać. Prawdziwy obraz każdej władzy i każdej zmiany władzy. Tak bym napisał (chociaż napisałem) gdyby chciało mi się pisać to co każdy dobrze wie o tej lekturze. Więc jednak wyłuszczę inny punkt jak bardzo irracjonalny by on nie był. Po Folwarku nabrałem szczerej niechęci do świń i jakoś mi już ich nawet nie szkoda kiedy są na moim talerzu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Główny bohater pomimo swojej złośliwości i zazdrości wzbudza moją sympatię. W końcu znajduje się w sytuacji w której ambicja spotyka się z barierą nie do przejścia czyli ustrojem społecznym nie pozwalającym na awans. Prostak ma być prostakiem bo się taki urodził. Hrabia nic nie musi robić a będzie traktowany całe życie jak król bo się tak urodził. Główny bohater marzy o tym żeby zaznać trochę świetności w życiu co już go wyróżnia z rzeszy ludzi którzy akceptują wszystko takim jakie jest i pozwalają na sobie żerować. Inną cechą która wzbudza moją przychylność do głównego bohatera jest jego gruboskórność. Tibow mimo najlepszych chęci żeby pomóc sobie w niedoli choćby kosztem innych ludzi zawsze wychodzi z sytuacji upokorzony i stratny. Nie zmniejsza to jednak jego zapału w próbach poprawy swojego losu kosztem innych. Nie prowadzi to ostatecznie do niczego dobrego ale cecha jest godna podziwu i nie często spotykana. Ludzie się łatwo zrażają więc miło poczytać o bohaterze odpornym na wszelkie poniżenia, który konsekwentnie dąży do swojego nieszczęsnego celu. Ostateczny morał może być taki żeby jednak prostak nie ubiegał się o przywileje tego świata gdyż na pewno się sparzy po drodze. To jest na pewno dobre dla możnych żeby prości ludzie się nie czepiali ustroju w którym jeden nie ma nic a drugi jest panem i go może kopnąć jeśli zechce. To jest dobre z pewnością i tak ma być a głupi ludzie dla dobra społecznego powinni zostać głupi. W końcu na tym polega bycie lepszym że inni mają gorzej, Natura ludzka niezmienna od lat.

Powieść nie jest zbyt głęboka i raczej bazuje na szkalowaniu kilku wad ludzkich jednak ukazana jest elastyczność granic moralnych jednostki. Coś co z początku wydawałoby się złe, stopniowo może stawać się coraz bardziej normalne i uzasadnione gdy regularnie iść na kompromis z moralnością.

Główny bohater pomimo swojej złośliwości i zazdrości wzbudza moją sympatię. W końcu znajduje się w sytuacji w której ambicja spotyka się z barierą nie do przejścia czyli ustrojem społecznym nie pozwalającym na awans. Prostak ma być prostakiem bo się taki urodził. Hrabia nic nie musi robić a będzie traktowany całe życie jak król bo się tak urodził. Główny bohater marzy o tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Styl bardzo wymyka się interpretacji. Marazm i świadomy sen ze szczyptą humoru. Język potoczny ale atrakcyjny w którym coś skomplikowanego można wyrazić w dwóch zdaniach. Przechodzenie od sytuacji prawie normalnych i rzeczywistych do niemożliwych i przeplatanie tego daje odczucie prysznica słów. Nie wiadomo czy one coś znaczą. Dużo swobody w wyrażaniu się ale jednak jakiś minimalny margines dyscypliny zachowany.

Po przebrnięciu przez początkowa część książki zarysowuje się jakaś fabuła i sens historii za co jestem wdzięczny.

Pojawiają się rozbrajające i genialne określenia np "w ramach efektów dźwiękowych spuszczam wodę", Helen podała terminarz "wciąż zachował ciepłotę jej pachy".

Po tym jak wychodzi na jaw że książka ma jednak jakąś trzymająca się kupy historię, dojrzeć można ze autor porusza problemy współczesnego świata. Nie robi tego do końca na poważnie bo na poważnie nikt nie chce słuchać. Przemyca treści pod postacią ledwie humoru na tle ledwie trzymającej się kupy historii.
Hałas, radio, telewizja, ciągłe brzęczenie, utrata łączności ze samym sobą. Warunki w rzeźniach i na farmach, okrucieństwo chowu przemysłowego to problem o którym nikt nie chce myśleć, ma być wygodnie, po co się temu przyglądać i psuć sobie apetyt. Ma być pysznie, smacznie, przecież świnka ma uśmiechniętą buzię na etykiecie produktu. Co kogo obchodzi cudze cierpienie w obliczu doznań smakowych.

Przechodząc po kolejnych kartach książki wciąż mam wrażenie że czegoś zapomniałem. Zapomniałem o jakimś brakującym elemencie, jakimś kluczu do rozumienia powieści. Coś się nie zgadza i to podejrzenie narasta czym bliżej do końca książki. Może to beznamiętność wszystkich bohaterów w obliczu śmierci. Może to że powieść nie jest na poważnie. Może nawet jest udawana i sztucznie nadmuchana. Coś nie gra.

Melancholijno - depresyjne odniesienia do zdobyczy cywilizacji. Człowiek jako produkt, jako kłębek pragnień i odruchów sterowanych przez wielkiego brata. Wolna wola jest głęboko zasypana i zakurzona telewizją i innymi mediami. "Czy naprawdę chcę mieć wielki dom, szybki samochód i tysiąc pięknych partnerek do seksu ? A może wytresowano mnie, żebym ich pożądał ?".

Pod koniec książki już wiem co było nie tak. Po prostu powieść od drugiej polowy jest słaba i pisana na siłę a ja nie chciałem dopuścić tego do świadomości. Być może autor nie wiedział dokąd zmierza historia lub po prostu mu się odechciało w to brnąc w trakcie pisania.

Styl bardzo wymyka się interpretacji. Marazm i świadomy sen ze szczyptą humoru. Język potoczny ale atrakcyjny w którym coś skomplikowanego można wyrazić w dwóch zdaniach. Przechodzenie od sytuacji prawie normalnych i rzeczywistych do niemożliwych i przeplatanie tego daje odczucie prysznica słów. Nie wiadomo czy one coś znaczą. Dużo swobody w wyrażaniu się ale jednak jakiś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Porównania i określenia są łagodne i nienachalne a zarazem ciekawe co tworzy stonowany klimat. Jedno trafne delikatne określenie oddziałuje przez kolejne strony. Najprostsza niewymuszona elegancja w piórze niczym esencja samego Bonda. Proporcje pomiędzy akcją a przemyśleniami bohaterów zachowane nienagannie jak przystało na dobry kryminał. Elegancki długi wstęp niespiesznie wprowadza w fabułę dając akcji spokojnie się rozwijać.

Porównania i określenia są łagodne i nienachalne a zarazem ciekawe co tworzy stonowany klimat. Jedno trafne delikatne określenie oddziałuje przez kolejne strony. Najprostsza niewymuszona elegancja w piórze niczym esencja samego Bonda. Proporcje pomiędzy akcją a przemyśleniami bohaterów zachowane nienagannie jak przystało na dobry kryminał. Elegancki długi wstęp niespiesznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Słowa budują rzeczywistość i pozwalają odczuwać bardziej skomplikowane emocje niż te pierwotne. Wrażenia, przebłyski własnych wspomnień są odnajdywane poprzez słowa Fitzgeralda. Tytuł niesie romantyczne przesłanie i rzeczywiście jest adekwatny do treści. Powiew listopadowego wiatru w Lozannie kiedy zmierzcha i już zaraz będą rozpalone latarnie sam w sobie jest romantyczny a że bohaterowie głównie podróżują i żyją bogatym życiem więc takich momentów nie brakuje. Bogactwo materialne jest drugorzędne, chodzi bardziej o bogate życie doznań psychicznych i tych romantycznych momentów na których mogą się skupić ludzie bogaci którzy nie muszą pracować.

Jednak jest to tylko jedna strona medalu takiego życia. Dochodzi do tego ciągłe porównywanie się z innymi i nieustanne dogadzanie swoim zachciankom psychicznym co w końcu traci powab.

Bycie obrzydliwie bogatym musi być obrzydliwe. Dojście do takiego stopnia wyrafinowania i dbałości o każdy szczegół swojego subtelnego życia. Ciągła walka z innego tego typu ludźmi o bycie lepszym. Doszukiwanie się wszędzie drugiego dna. Rozrywki które stają się obowiązkiem dlatego że tak wypada się zachować żeby dalej czuć się lepszym. Traktowanie ludzi z góry też musi być śmiertelnie męczące. Robić te wszystkie pozy i tony głosów żeby okazać swoją wyższość. Obrzydliwie bogaci obrzydliwie znudzeni swoim bezproduktywnym życiem. My, nasze, nasza rodzina, nasza historia, tak bardzo my, tak mało inni. Do tego jeszcze irracjonalna potrzeba bycia szlachetnym i dobrym a raczej potrzeba oszukiwania siebie że takim się jest. Chodzi tylko o dobre mniemanie o sobie i o to że inni patrzą: dobry, mądry, szlachetny a w rzeczywistości własne ego jest ważniejsze niż przedmiot tej szlachetności. Współczucie i litość dla ludzi biedniejszych ale nie takich umierających z głodu, tylko takich którym niczego nie brakuje więc można ich przytłoczyć swoją wyższością bez wyrzutów sumienia.

W tym wszystkim wciąż jednak można posmakować życia Hollywoodu tamtych czasów. Fitzgerald w mojej opinii specjalizował się w przelotnym opisywaniu przelotnych wrażeń, które bardzo sugestywnie oddziaływają na czytelnika. Momentami czułem że tam jestem. Jest to jakiś realizm wrażeń i pozwolenie odczuć odbiorcy dokładnie tego co odczuwa bohater, coś wspaniałego.

Nostalgiczne zakończenie przypadło mi do gustu. Książka się kończy ale życie ludzie z ich sprawami się nie kończy. Będzie kolejny Dick i kolejna Nikole
i całe to towarzystwo co myśli tylko o skandalach i zabawie. Nic się nie kończy ta historia będzie odtwarzana w kółko.

„Gość z jakim takim wyczuciem mógł być pewien, że tutaj nic nie znajdzie, bez względu na to, czego szuka.”

Słowa budują rzeczywistość i pozwalają odczuwać bardziej skomplikowane emocje niż te pierwotne. Wrażenia, przebłyski własnych wspomnień są odnajdywane poprzez słowa Fitzgeralda. Tytuł niesie romantyczne przesłanie i rzeczywiście jest adekwatny do treści. Powiew listopadowego wiatru w Lozannie kiedy zmierzcha i już zaraz będą rozpalone latarnie sam w sobie jest romantyczny a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Taki rodzaj powieści, która wciąga od przeczytania pierwszych trzech zdań za sprawą ciekawej narracji.

Prości ludzie pomimo tego że tak wiele ich różni od ludzi z wyższej sfery to w gruncie rzeczy są tacy sami. Pomiędzy farmerem a mleczarką również występują subtelności. Również jest tryumf urody i urażona duma. Czasem nawet ludzie prości ładniej grają między sobą bo bardziej wiedzą czego chcą. Jest w tym więcej czerstwości i siły przy zachowaniu pewnej delikatności.
Oak jeden z głównych bohaterów pomimo tego że jest zwykłym chłopem to jest jednocześnie romantykiem więc jest to pocieszne połączenie, gdyż łączy racjonalność chłopską z naiwnością marzyciela. Może dlatego farmerskie życie opisane w powieści, które jest przecież tylko farmerskim życiem zawiera tyle smaku i powabu.

Może odbieram mylne wrażenie, że powieść jest również pewną krytyką natury kobiecej, która nie chce statecznego wspierającego mężczyzny a woli napuszonego galanta. Jednak czy można ją za to osądzać, przecież to czysta natura. Paw imponuje swoim ogonem, łoś porożem więc u ludzi też to musi być jakoś zachowane.

Pomimo początkowej niechęci do młodej kobiety będącej główną bohaterką za sprawą jej dość swawolnego podejścia do mężczyzn zacząłem jej współczuć. Jak bardzo natarczywi potrafią być mężczyźni poprzez swoje zakochanie a powodem zakochania jest ładna twarz - czy to poważne ? Oszaleć z miłości dlatego, że ktoś ma ładną twarz. Najgorszy w tych natarczywcach z powieści jest ich patos i deklacje typu oddam życie w imię miłości. Oni nie mają poczcia humoru i może dlatego tak trudno im zdobyć swój obiekt westchnień. Takich ciężkich emocji można się tylko przestraszyć, tym bardziej w czasach pokoju. Jeśli do tego dojdzie idealizacja kobiety to już w ogóle ciężko im się zdobyć na humor. Dlatego może często kobiety wybierają mniej szlachetnych mężczyzn, ale takich którzy nie są tacy poważni i są w stanie je rozbawić i co ważniejsze czasem potrzymać w niepewności. Taki związek na pewno będzie mniej nudny. Najlepsze w tej gmatwaninie uczuć jest to, że dzięki niej mogą powstawać tego typu książki jak "Z dala od zgiełku". Za sprawą takich książek czytelnik może poczuć się lepiej osądzając bohaterów książki za namiętności których sam nie przeżył.

Całe te wzniosłe uczucia i cierpienia w imię miłości to nic innego niż pożądanie spotęgowane być może osamotnieniem jak to miało miejsce w przypadku Boldwooda. Przecież gdyby Betsaba nie była piękna to nikt by się w niej nie zakochiwał. Wzniosłość uczuć to imaginacja i uszlachetnianie najprostszych zwierzęcych instynktów. Cierpienie to wiara we wzniosłość uczucia, wiara hodowana i powiększana. Na czym innym ma się zasadzać taka miłość, przecież to tylko spojrzenie i kilka zdań, jednak pożądanie robi swoje a głowa pracuje i gmatwa całą prostotę zwykłego chcenia.

Z jednej strony kobiety często są nierozumiane, że wolą mniej szlachetnego i bardziej brutalnego albo wyrachowanego mężczyznę a z drugiej nie tak trudno to zrozumieć przez kontrast jaki występuje u tych szlachetnych. Jeżeli jest tak oddany, że będzie się czołgać za jej śladem to jaki będzie miała z niego pożytek. Komplement z ust takiego mężczyzny nie będzie miał żadnej wagi. Oddaje jej wszystko za pierdnięcie więc trudno żeby go ceniła. Chce trochę
wyzwania więc już lepszy jest bardziej konkretny i mniej uduchowiony (czytaj pożądający głową) mężczyzna, który przecież też pożąda ale jakoś normalniej. w końcu kobieta też chce zdobywać mężczyznę bo od tego jest kobietą a co ma zdobywać w takim co położy się przed nią i będzie służył za dywan.

W drugiej części książki wrażenie sielskiego życia na wsi zatarło się. Konwencja została jakby zmieniona i autor wziął się za karanie bohaterów.
Gdzieś znikł powab i urok historii a sielanka i humor zmieniły się w coś ciężkiego dosadnie moralizatorskiego. Uczucie zawiedzenia jednak rekompensuje sobie uznaniem dla umiejętności autora za zupełną zmianę konwencji powieści bez zmieniania jej treści.

A co jeśli literatura jest błędnym obrazem życia. Pewien typ osobowości skłania się do czytania i pisania książek. Wrażliwy niekiedy zamknięty w sobie uważny obserwator życia. A może taka osoba widzi innych na swój pewien określony sposób, jeżeli nawet bardzo przenikliwy to jednostronny. Taki typ pisarza a przez to pewien sposób widzenia rzeczywistości może dominować w literaturze szczególnie tej bardziej psychologicznej. Może literatura to jedna wielka ułuda prawdziwego życia.

Tytuł "Z dala od zgiełku" odnosi się zapewne do tego że akcja rozgrywa się w niedużej wsi. Jednak bohaterowie emocjonalnie od zgiełku wcale nie są wolni.
Stąd przychodzi wniosek że tam gdzie są inni ludzie nigdy nie jest daleko od zgiełku.

"Wady i ułomności Troya były głęboko ukryte przed wzrokiem kobiecym, natomiast zalety widniały na samym wierzchu, pod tym względem różnił się gruntownie od Oaka, którego wady spostrzegał nawet ślepy, a zalety kryły się głęboko niby żyła kruszcu w skale"

"Na wsi promienie wzroku męskiego zdają się działać na dziewczęce twarze łaskocząco"

"Często u podstaw piękna leży celowość"

"heroina żółtego wozu"

Taki rodzaj powieści, która wciąga od przeczytania pierwszych trzech zdań za sprawą ciekawej narracji.

Prości ludzie pomimo tego że tak wiele ich różni od ludzi z wyższej sfery to w gruncie rzeczy są tacy sami. Pomiędzy farmerem a mleczarką również występują subtelności. Również jest tryumf urody i urażona duma. Czasem nawet ludzie prości ładniej grają między sobą bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść skupia się bardzo, ale to bardzo mocno na potencjale człowieka. Praktycznie każda myśl wielkich w powieści dąży do zdobycia przewagi nad innymi. Sposoby są niezwykle wyrafinowane. Przerażające jest znaczenie każdego gestu, miny, barwy głosu, każdego najmniejszego ruchu, mrugnięcia w odpowiednim momencie. Herbert uwidacznia jak takimi z pozoru nieznacznymi środkami zdobywa się przewagę nad innymi lub odczytuje intencje ludzi co do jednego się sprowadza. Jest to powieść, która jest poświęcona prawom władzy. Tutaj nie ma rozmów, które nie byłyby jednocześnie potyczkami lub otwartą
walką. To sprawia, że dialogi przeplatane domysłami uczestników są pasjonujące. Władza nie dla samej władzy, ale z jakiejś najgłębszego parcia w tym kierunku. Władza jako obowiązek wobec innych. Jeden przemożny, największy cel ponad wszystko. Zdominować innych, ale po co ? Po prostu zdominować innych najlepiej na 10 000 lat naprzód. Ludzie jak roboty z wykorzystaniem do bólu wszystkich talentów w tym jednym celu, żeby wygrać z innymi.

Pasjonująca jest ta walką wszystkich ze wszystkimi. Próby zamachu na władce są ponawiane co jakiś czas. Wszyscy wiedzą, jaka organizacja tego próbowała, ale nikt się nie oburza. Kontakty są utrzymywane dalej. Spiski są tak oczywiste dla obu stron, że szkoda nawet o nich mówić a nawet więcej, spiski są oczekiwane i byłoby dziwnie, gdyby się nie pojawiały. Próba zamachu się nie udała i życie władcy toczy się dalej, nic się nie zmieniło.

W majsterkowaniu przy potencjale ludzkim niezrównani są Ixianie. Są najlepszymi we wszechświecie producentami techniki, ale przede wszystkim potrafią ożywiać zmarłych. Co prawda ożywiona przez nich osoba nie zachowa wspomnieć z wcześniejszego istnienia, to jednak cechy jednostki pozostaną praktycznie takie same, chyba że Ixianie zechcą wprogramować coś nowego do umysłu denata. Mogą zrobić w ten sposób śmiertelną broń. Władca pragnący odzyskać ukochaną osobę poprosi Ixian o stworzenie tej osoby na nowo, ale nie będzie miał pewności czy Ixianie nie wpoili czegoś niebezpiecznego do psychiki na nowo stworzonej osoby. Mogli np. sprawić, że po wypowiedzeniu konkretnego słowa wskrzeszona kopia zaatakuje wprogramowany w podświadomości cel. Tak, Ixianie zdecydowanie są niebezpieczni.

Jedno odpowiednie słowo wypowiedziane do odpowiedniej osoby może zmienić całą strukturę psychiczną tej osoby.Wszystko to co widać jest tysiąckrotnie mniej ważne bo te widoczne rzeczy są tylko odzwierciedleniem najgłębszej jaźni, której można dotknąć słowem.

Kreatywność sposobów wygrywania z przeciwnikiem wprost z wyobraźni Herberta budzi podziw. Ixianie odnaleźli dziurę w zbroi boga imperatora. Hwi Noree oczarowała go w sposób najbardziej niezwykły a jednak uwarunkowany przez Ixian. Noree jest wcieleniem dobra, niewinności i szczerości i to nie jest udawane. Taka jest, bo tak została stworzona, a bóg imperator chociaż to wszystko wie, nie może się oprzeć i dopuszcza ją do siebie świadomie podejmując ryzyko stworzonej pułapki.

Niekiedy oczywiste prawdy wypowiedziane przez kogoś innego i w innym kontekście mogłyby nie zwrócić uwagi ale kiedy pojawiają się w Diunie z dodatkiem jakiejś mistyczności to potrafią zatrzymać czytelnika w miejscu patrzącego się w ścianę i rozważającego tak przedstawione prawdy.

„Jeśli paradoksy Cię niepokoją, zdradza to twoje nieodparte pragnienie absolutów."Leto podziwiał jej umiejętność osiągania przewagi nad rozmówcą za pomocą nie wypowiedzianych pytań. „Miłość to zły interes, bo nie dostaje się gwarancji."

Przepięknie komponują się z całością wtrącenia przed każdym rozdziałem z różnymi nawiązaniami do dzienników, kronik czy myśli wybranych któregoś z władców ociekają treścią i filozoficznymi rozważaniami. Jeśli miałbym przytoczyć najlepsze to musiałbym przytoczyć wszystkie. Magnetyczne jest to, że te wtrącenia ściśle nawiązują do życia np. Ludzie rodzą się podatni na tę najtrwalszą i najbardziej osłabiającą chorobę intelektu: okłamywanie samego siebie. Najlepszy z możliwych światów, tak jak i najgorszy, z niej właśnie czerpią koloryt. „O ile jesteśmy w stanie ustalić nie istnieje naturalna odporność na tę chorobę. Wymagana jest ciągła czujność.” Większość takich różnych prawd jest oczywista ale w Diunie są oprawione w ten szczególny sposób nadający im świeżości i magii odkrywania na nowo.

Tło kosmosu i wszechmocnych zdolności urządzeń i niektórych grup nadaje dodatkowego wyrazu najprostszym sprawom ludzi takim jak jedzenie czy miłość.
Nie ważne jak bardzo rozwinięty byłby rodzaj ludzi to pewne rzeczy i słabostki pozostają niezmienne i technika ich nie wypleni. Przynajmniej taką perspektywę przedstawia autor.

Uderzająca jest wręcz różnorodność wydarzeń w poszczególnych częściach Diuny. Można mieć wrażenie, jakby wgłębiać się naprawdę w jakiś niezbadany wszechświat, taką głębią i przestrzenią czasu emanuje Diuna. Najważniejszą planetą we wszechświecie jest właśnie Diuna, a to dlatego, że wytwarza się tam w procesach naturalnych specjalna substancja - przyprawa - melanż. Pozwala ona bezpiecznie podróżować poprzez galaktyki co w innym wypadku byłoby niemożliwe.
Nawigatorzy gildii zażywając przyprawę mają zdolność przyszłowidzenia. Co prawda nie chodzi o to, że widzą przyszłość, ale w jakiś sposób pozwala im to bez zagrożeń podróżować między galaktykami. Co by się stało, gdyby nagle melanż zniknął. Doszłoby do katastrofy, niemożliwe dłużej byłoby podróżowanie w kosmosie. Diuna jest pustynną planetą, dlatego warunki życia są tam niezwykle trudne dla mieszkańców. Jednak właśnie dzięki pustynności wytwarza się melanż, a to na skutek normalnych procesów biologicznych żyjących na pustyni Czerwi. Gdyby nie było pustyni, nie byłoby czerwi a przez to nie
byłoby przyprawy. Planetę zamieszkują Fremeni.

To było takie śmiertelne ważne, żeby ród Atrydów odnalazł się na Diunie i zjednał Fremenów. Była to sprawa życia i śmierci dla rodu. Kilka części później są to wydarzenia bardzo odległe. Teraz są inne sprawy i inne problemy i znowu jest to śmiertelnie ważne a dla wszechświata nie ma to znaczenia. Autor tak wspaniale ukazuje tą ogromną perspektywę czasu.

Dziwne wrażenia odczuwa się przeżywając podbój kosmosu wraz z fremenami, kiedy w następnym tomie fremenów już nie ma. Zostali tylko muzealni fremeni, coś na wzór indian w rezerwatach. Tak przytłaczająca perspektywa czasu ukazana jest w
serii. Podobnie jest z samą planetą. Jeszcze, za czasów fremenów dążeniem i marzeniem wszystkich było zalesienie Diuny, tak żeby piaski zamienić w zielone obszary. Udało się to Muad'Dibowi, ale już w kolejnym tomie okazuje się, że bez pustyni zniknie melanż i znowu powstają dążenia do zapustynnienia Diuny. To wszystko dzieje się na przestrzeni kilku tysięcy lat.

Imponująco ukazane przemijanie i krótkotrwałość wszelkich rzeczy, łącznie z planetami i religiami. Wybrane grupy ludzi w roli kreatorów – bogów. To co zrobią będzie wpływać na wszystkich, jednak nie jest to bardzo ważne z punktu widzenia przemijania. Wszystko przeminie, nie ma żadnego trwałego ustroju ani konstrukcji. Działania i decyzje jako akt twórczy ważny jedynie przez mgnienie oka, jednak nieodzowny dla istnienia. Ten akt tak mało ważny sam w sobie, jest jednak potrzebny aby istnienie mogło się realizować.

Kolejne części serii są pomimo przedstawionego ogromu czasu, który upłynął, ściśle połączone. Znamienny był i okres rządów Tyrana Leto II trwający kilka tysięcy lat, gdyż w kolejnych książkach pojawiają się nawiązania do tego okresu bardzo często. Nadaje to niesłychanej głębi, kiedy czas w powieści jest ukazany w tak szerokiej perspektywie, że wszelkie działania są obdarte ze znaczenia ale jednocześni mają przemożny wpływa na kolejne serie mało znaczących zdarzeń oddalonych o tysiące lat od tych początkowych zdarzeń.

W następnej części występują kolejne zwiększenie perspektywy czasu. Od śmierci Leto II minęło około 7000 lat i teraz ludzie średnio żyją po 300 lat. Powstały nowe wynalazki, Bene Teilaxan nauczyli się rozmnażać melanż a Teilaxanie zrobili maszynę, która pozwala na podróże w komosie czym złamali dotychczasowy monopol Gildii KHOAM.

Serie Diuny można traktować jako czasy przed naszymi, za naszymi czasami lub w innym równoległym wszechświecie. Co jest jednak znaczące, to fakt, że wncentrum uwagi są cały czas ludzie. To do jakich możliwości doszły ich umysły a nie maszyny i wynalazki, które zdają się grać podrzędną rolę.

Fascynujące są problemy etyczne występujące w książce. Powszechnym procederem w uniwersum Diuny jest kopiowanie dna zmarłego człowieka i w odpowiednim wieku przywracanie mu wspomnieć, przeważnie kiedy jest jeszcze dzieckiem. Czy
ta osoba z przywróconymi wspomnieniami to jeszcze to dziecko, czy w ten sposób uśmierca się dziecko. Oczywiście ciało zostaje to samo ale chodzi o kwestie tożsamości. Blisko tego rozważania jest też koncept filozoficzny, co się działo z człowiekiem kiedy nie było go w ciele, czy osoba ze swoją osobowością jest realna, a może to tylko złudzenie, które w tym wypadku było przywracane jeszcze raz do świata złudzeń.

Zwykle autorzy przedstawiają pewien styl od którego później nie mogą się uwolnić. Oczywiście Frank Herbert też ma pewien styl, jednak jest tutaj coś więcej. Autor bardzo silnie i rzeczowo przedstawił świat fremenów, ich wierzenia, warunki życia i zwyczaje. Stworzył kulturę fremeńską na podstawie której spokojnie można kręcić film albo pisać kolejną książkę. Z piękną gracją jednak się uwolnił od niej w następnych częściach. Przeszedł do fremenów muzealnych o szczątkowych tradycjach prawdziwych fremenów, a później w ogóle fremeni znikli z pola zainteresowań autora. Wydawać by się mogło, że po takim dokonaniu jak stworzenie fremenów łatwo i przyjemni można przy nich pozostać. Jednak autor bez problemu wprowadza nowe pojęcie rozproszenie, czyli ekspansje ludzi w szeroko rozumiany kosmos. Z tego rozproszenia przychodzi nowa już nie kultura, ale wypaczone monstrum w postaci Czcigodnych Macierzy i ich broni - zniewalania seksualnego. Czcigodne Macierze mają naśladować Bene Gesserit.

Nie do pominięcia są też wątki socjologiczne. Niejednokrotnie czy to przy rozmowach Atrydów w pierwszych częściach serii czy przy rozmowach Bene Gesserit wtrącane są takie kwestie. Każdy musi liczyć się z ludźmi, nawet takie potężne organizacje jak Bene Gesserit, i z tego powodu muszą umiejętnie nimi kierować. Radzić sobie z buntami i w odowiednich momentach nagradzać, przewidywać spiski i zapobiegać im. Jeszcze raz widać jak bardzo książka skupia się na aspekcie władzy. Wcześniej było o zdobywaniu przewagi nad pojedynczym przeciwnikiem ale jak widać nie został też pominięty aspekt kontrolowania społeczeństwa.

Powieść skupia się bardzo, ale to bardzo mocno na potencjale człowieka. Praktycznie każda myśl wielkich w powieści dąży do zdobycia przewagi nad innymi. Sposoby są niezwykle wyrafinowane. Przerażające jest znaczenie każdego gestu, miny, barwy głosu, każdego najmniejszego ruchu, mrugnięcia w odpowiednim momencie. Herbert uwidacznia jak takimi z pozoru nieznacznymi środkami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

wrażenie 1
Pisarze, malarze, muzycy, aktorzy i artyści. Czy motywacją wszystkich ludzi tej kategorii jest alkohol, narkotyki i seks ? Dążenie do samo destrukcji i unieszczęśliwianie siebie co jest pożywką dla tworzenia. Co gorzej tego rodzaju przyjemności wytracają swoją moc i zostaje już tylko uzależnienie i nieszczęście. Coraz mniej przyjemności za coraz więcej życia.

wrażenie 2
I choć zajeżdża beznadzieją i zrezygnowaniem to ma to też swój niepowtarzalny smak. Nabiera się zdystansowania do świata na te kilka momentów i patrzy się na rzeczy przez mgiełkę alkoholową, której musiało w życiu Bukowskiego nie brakować. Porównywanie świata do dup i fiutów to zapewne nic innego tylko bunt, bunt alkoholika na swój alkoholizm. Bo ja jestem bezsilny a świat jest zły a nawyki wcale przyjemne ale świat zły. A w końcu to przecież nic innego jak ból, który odcisnął się na kartkach książki.

wrażenie 3
Podczas czytanie gdzieś w tle odczuwa się niewyjaśniony niepokój, jakieś poczucie zagrożenia, wrażenie że coś się przeoczyło. Może jest to spowodowane niedbałym podchodzeniem do wątków przy jednoczesnym przemycaniu niekiedy pewnych mądrości. Może to jakieś poczucie bezsensowności, trudno powiedzieć. Chociaż pewnie to sprawka nie młodego wieku Bukowskiego, powieść pisał kiedy miał już ponad sześćdziesiąt lat. Może autor w tym wieku po prostu lepiej potrafi niepokoić. Nie ulega wątpliwości, że jest to uczucie intrygujące i atut Bukowskiego.

wrażenie 4
Wezbrana we mnie początkowa niechęć do stylu Bukowskiego gdzieś zaczęła się ulatniać i zacząłem się przekonywać. Może to tylko wrażenie ale Bukowski po prostu umiał przekonać do szajsu. Jakoś tak to pisze, że kiedy przebrnie się przez pewną ilość stron i przyzwyczai do stylu zaczyna się odczuwać przyjemność z czytania bredni.


„Oczywiście specyficznego posmaku dodawał temu wszystkiemu fakt, że wśród sławnych i bogatych roiło się od durnych cip i palantów, którzy załapali się gdzieś po prostu na korzystną listę płac albo wzbogacili dzięki głupocie szerokiej publiczności. Zwykle nie mieli za grosz talentu, wizji ani ducha, choć w oczach publiczności uchodzili za pięknych, godnych szacunku i podobnych bogom.”

wrażenie 1
Pisarze, malarze, muzycy, aktorzy i artyści. Czy motywacją wszystkich ludzi tej kategorii jest alkohol, narkotyki i seks ? Dążenie do samo destrukcji i unieszczęśliwianie siebie co jest pożywką dla tworzenia. Co gorzej tego rodzaju przyjemności wytracają swoją moc i zostaje już tylko uzależnienie i nieszczęście. Coraz mniej przyjemności za coraz więcej życia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sen na jawie, Wszystko nieważne i robione byle jak. Martwota za życia, fascynacją śmiercią. Coś się robi ale to nieważne, to nieprawdziwe. Nie do końca chce się śmiać ale coś na kształt zdziczałego rechotu buzuje po ciele. Otaczanie się rzeczami, których jesteśmy niewolnikami. Bezradny konsumpcjonizm. Posiadanie rzeczy, których nie potrzebujemy, więcej, więcej. Gdzieś rodzi się sprzeciw, bunt, chęć bycia czymś więcej niż zwykłą pchłą. Wszystko jest kupą rozkładającej się materii i jest skazane na destrukcję. Wszystko co się kocha i wszystko co się stworzy.

„Według Tylera Durdena jesteśmy jednymi z wielu dzieci Boga, które nie mają żadnego szczególnego miejsca w historii ani nie zasługują na żadne specjalne względy. Jeśli nie zwrócimy na siebie uwagi Boga, nie ma dla nas nadziei ani na potępienie, ani na zbawienie.”

„Nasze pokolenie nie toczy żadnej wielkiej wojny, nie zmaga się z żadnym wielki kryzysem, ale przecież my też walczymy, prowadzimy wielką wojnę o duszę.”

„Jesteśmy niekochanymi dziećmi historii, wychowanymi na telewizji, która przez lata wmawiała nam, że pewnego dnia zostaniemy milionerami i gwiazdami filmowymi, i gwiazdami rocka, ale tak się nie stanie. I to właśnie teraz do nas dociera.”

„W miarę posuwania się po osi czasu, szansa przeżycia spada w końcu do zera dla każdego.”

„Uciekaj. Uciekaj. Uciekaj.”

Sen na jawie, Wszystko nieważne i robione byle jak. Martwota za życia, fascynacją śmiercią. Coś się robi ale to nieważne, to nieprawdziwe. Nie do końca chce się śmiać ale coś na kształt zdziczałego rechotu buzuje po ciele. Otaczanie się rzeczami, których jesteśmy niewolnikami. Bezradny konsumpcjonizm. Posiadanie rzeczy, których nie potrzebujemy, więcej, więcej. Gdzieś rodzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tacy ludzie są po to stworzeni żeby inni mogli zaistnieć. Tacy niewyróżniający się ludzie ale pasujący są niezbędni. Taka osoba nie ma prawa do pogłębionych obserwacji i wniosków. Powinna raczej prześlizgiwać się po poznanych ludziach i być szeroko otwarta na wszelkie sytuacje bez brzemienia sądu o nich.

„Byłem na najlepszej drodze od upicia się od samego zakłopotania.”
„Napompowany jestem zasadami, które działają jak hamulce na moje pragnienia.”

Rozczarowanie wywołuje narracja trochę zakręcona i szalona, trochę szczegółowa gdy zabraknie w niej nuty przekonania, pazura. To jest najlepszy rodzaj narracji potrafiący wzbudzić wyśmienite zaciekawienie jeżeli tylko zdania są
wykuwane z niezmąconą pewnością swojej przewagi. Brak magnetycznego charakteru bierze się z jakiejś chęci uczestnictwa w życiu innych, w ich przelotnych doznaniach ale tylko we własnej głowie, nie przegapić zwiewnych odczuć innych, poznać, zrozumieć co przekłada się na tolerancje i wyrozumiałość, która pogrąża własną niezachwianą pewność i wiarę w siebie.

Jest coś wielkiego i przytłaczająco głupiego w byciu do takiego stopnia wrażliwym i ostrożnym jak Gatsby. Taka osobowość po prostu musi się nieszczęśliwie zakochać i źle skończyć, takie je przeznaczenie o ile zaistnieją po temu warunki. Jeszcze lepiej żeby wykazywała nieduże doświadczenie z płcią przeciwną, spotęgowane uczucia miłosne poprzez
nadzwyczajną wrażliwość stworzą boga lub boginie w subiektywnym postrzeganiu. Przecież druga osoba to też normalny człowiek, więc w końcu musi dojść do rozczarowania i tragedii. Rzeczywistość nie sprosta marzeniu.

Autor posiadał intuicję pozwalającą zauważać pewne schematy i zachowania społeczne sprawiające zmieszanie lub zażenowanie czytelnika na zasadzie pytania - to nie jestem jedyny który tak to widzi ? Na tej samej zasadzie pytanie - to ktoś jeszcze to rozumie ... cóż za błogość być zrozumiany chociaż w taki sposób.

Książka skupia się poprzez główny wątek na zjawisku bogactwa i dziewczyny z bogatej rodziny - Daisy. Coś w tym jest, że takie dziewczyny wibrują jakąś wyższą energią. To nie jest nic materialnego a raczej osadza się w psychice i daje władze nad innymi "biedniejszymi" ludźmi. Wrażliwa i ambitna natura Gatsbiego, który nie pochodził z bogatej rodziny musiała się rozbić o zjawiskową Daisy, w której głosie słychać było pieniądze - jakby coś nieoczekiwanie ekscytującego czekało już za moment.

Jakoś ci bogaci młodzi ludzie miewają silne sumienia, to znaczy takie, które ciężko poruszyć. Mało co może im przeszkodzić w konsumowaniu życia. Tragedia innych jest jakoś przy tym pomijana. Prawdziwa przyjaźń też jest utrudniona nie mówiąc już o poświęceniu w jej imię.

Gatsby jednak zbił majątek w imię swoich ambicji i marzeń. Wydawał liczne przyjęcia, na których bywali znakomici ludzie świata rozrywki. Jednak nie miał przyjaciół i tak naprawdę prawdziwy Gatsby nikogo nie obchodził. Potrzebny im był ten tajemniczy bogaty młody człowiek o którym można było snuć domysły. Marzenie musiało zderzyć się z rzeczywistością i zderzyło się.

Tacy ludzie są po to stworzeni żeby inni mogli zaistnieć. Tacy niewyróżniający się ludzie ale pasujący są niezbędni. Taka osoba nie ma prawa do pogłębionych obserwacji i wniosków. Powinna raczej prześlizgiwać się po poznanych ludziach i być szeroko otwarta na wszelkie sytuacje bez brzemienia sądu o nich.

„Byłem na najlepszej drodze od upicia się od samego zakłopotania.”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pan i sługa, rycerz i giermek, taki duet tworzą w książce główni bohaterowie. Sancho cały czas słusznie powątpiewa w projekty swego pana a Don Kichot przedstawia niezmiennie niezachwianą wiarę w swój wyimaginowany świat, gdzie każda gospoda jest zamkiem a przejezdni ludzie są rycerzami i damami.
Sancho bardzo pragmatyczny giermek, nie widzi problemu żeby korzystać z sytuacji kiedy przyjdzie po temu okazja, obrabować kogoś lub nie zapłacić w karczmie to nie grzech, rzecz jasna zabrać coś komuś można dopiero po wygranej walce jego pana, który szuka zwady kilka razy dziennie, wyobrażając sobie, że się potyka honorowo z rycerzami. Chociaż Sancho cały czas powątpiewa w wymysły swojego pana to nieraz pozwala sobie wmówić, że czarnoksiężnik zaklął żołnierzy w owce, czy olbrzymów w wiatraki tylko po to, żeby odebrać Don Kichotowi chwałę potyczki. Sancho na przemian to wierzy, to powątpiewa, że dostanie lenno od swojego pana, gdy dokonają jakichś nadzwyczajnych czynów. Don Kichot pomimo swojego obłędu zdaje się czasami rozumieć, że pewne rzeczy sobie zmyśla, ale są to jakby przebłyski do których momentalnie znajduje jakieś wyjaśnienia, żeby dalej móc bawić się w swój wymyślony zaczarowany świat.

Obłęd naszego błędnego rycerza początkowo pozostawiony samemu sobie stopniowo rośnie w siłę. Kolejni napotkani ludzie, czy to dla uciechy czy też ze strachu zawierzają baśniom Don Kichota i pozawalają jego bajce rozrastać się. Cyrulik i proboszcz ze wsi Don Kichota umyślili nawet, żeby przebrać się za kobietę i jej giermka i prosić na ratunek, żeby w ten sposób sprowadzić szaleńca z powrotem do wsi co by krzywda mu się po świecie nie działa.

Tylko czy nie lepiej utonąć w odmętach imaginacji niż stale czuć w tle kłujący niepokój zmuszający szukać nas samych wśród innych i ich oczekiwań. Rany sączą się po kropli a jednak w końcu są nie do zniesienia. Czy fantazja nie nadaję się dobrze do zagłuszenia tych złowrogich fal. Fantazja i zwariowanie, król i królowa balu przebierańców na którym przecież chodzi o to żeby się jakoś obronić. Czy życiodajny strumień fantazji nie lepiej nada znaczenia naszym codziennym zmaganiom niż przykra rzeczywistość na którą składa się tyle szarości i fałszu od ludzi ?

Zdecydowanym atutem bajań o losach Don Kichota są nieustające chamskie zmagania z napotkanymi ludźmi. Po takich miłych awanturach zęby trzeba policzyć, nos naprostować a na kości uważać. Powód zwykle jest taki sam, Don Kichot poczuje że jego honor jest na rzeczy i bije czym ma pod ręką.

Pyskaty Sancho Pansa i pompatyczny Don Kichot to nie lada duet. Niewinna i niezamierzona bezczelność giermka nie jeden raz zmusi jego pana do karkołomnych objaśnień rzemiosła rycerskiego. Jednak potęga imaginacji sławnego błędnego rycerza z Manchy jest w stanie przebić się przez wszelkie opory zdrowego rozsądku i nanizać na wiążącą sławny duet więź nić bajań o czarownikach, olbrzymach nie skąpiąc wielu wyjaśnień rzemiosła błędnego rycerstwa kolorując nie tak prosty żywot włóczęgów.

Pan i sługa, rycerz i giermek, taki duet tworzą w książce główni bohaterowie. Sancho cały czas słusznie powątpiewa w projekty swego pana a Don Kichot przedstawia niezmiennie niezachwianą wiarę w swój wyimaginowany świat, gdzie każda gospoda jest zamkiem a przejezdni ludzie są rycerzami i damami.
Sancho bardzo pragmatyczny giermek, nie widzi problemu żeby korzystać z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Traktował wszystkich na równi, wszystkimi jednakowo gardził.

Bezsilność w obliczu jakiegoś potężnego i przemożnego muru głupoty ludzkiej. Zwariowany świat w którym nigdy nie wiesz, czy ktoś tak na poważnie czy tylko sobie żartuję a może kpi. Urzędowe regulacje pomagają gmatwać sprawy ułatwiając urzędnikom urzędową bezsilność. Pod tym wszystkim jakiś śmiertelny sens i precyzja rozumiany przez karierowiczów i ludzi przystosowanych i pławiących się w hipokryzji i wywrotności. Totalna nieprzewidywalność, pochwały za nalot na własną jednostkę, pochwały za złe intencje i kara ze pragnienie sprawiedliwości, tym większa im rozumniejsze pretensje. Czy człowiek o zdrowych zmysłach będzie walczył i chciał zabijać innych nie znanych mu ludzi, czy tylko wariat będzie w stanie to robić ? Wariatów zwalnia się ze służby jeśli sami się zgłoszą, że są wariatami. Tak właśnie głosi paragraf 22, ale każdy kto się zgłosi,że jest wariatem boi się o swoje życie, czyli nie jest wariatem bo tak mówi paragraf 22.

Trzymał dzikie jabłuszka w ustach po to żeby mieć policzki jak jabłuszka, ale mogły być też kasztany. Trzymał też gumową piłkę w ręce, żeby się móc wyprzeć jabłuszek w ustach.

Pozwólmy ludziom zadawać pytania, ale to niepokojące bo nigdy nie wiadomo do czego się ludzie dopytają, to pozwólmy przychodzić tylko tym co nie zadają żadnych pytań. Skoro nie zadają żadnych pytań to nie ma sensu robić zebrań.

Traktował wszystkich na równi, wszystkimi jednakowo gardził.

Bezsilność w obliczu jakiegoś potężnego i przemożnego muru głupoty ludzkiej. Zwariowany świat w którym nigdy nie wiesz, czy ktoś tak na poważnie czy tylko sobie żartuję a może kpi. Urzędowe regulacje pomagają gmatwać sprawy ułatwiając urzędnikom urzędową bezsilność. Pod tym wszystkim jakiś śmiertelny sens i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Balzac po mistrzowsku wykpiwa porywy młodości konfrontując wzniosłe marzenia i ambicję z prozą życia i rzeczywistością. Zgrabny styl pisania jest nie narzucający się, jednak dość bogaty w porównania i epitety, przez co powieść ma dużo artystycznych walorów i przypomina trochę sztukę z z dokładnie wyjaśniającym wszystko narratorem co nieco popisującym się swoją przenikliwością i umiejętnością obrazowego mówienia.

Balzac wkłada w usta swych bohaterów niekiedy wynaturzenia, które są w stanie przesłonić co jest dobre a co jest złe.Połączenie logiki i środków artystycznych tworzy zabójczą mieszankę. Można czytać wywód rzezimieszka, który przedstawia wszystkie za i przeciw morderstwa innego złego człowieka i przytakiwać w duchu. Później nie przeszkadza to w niczym aby szlachetniejszej istocie przytakiwać z takim samym zapałem. Balzac świetnie prowadzi grę kolorów. Zaczynając od czarnego stopniowo dochodzi do jasno szarego, kiedy już nie wiadomo co jest dobre a co złe. Logika połączona z artystycznym wyrazem to potężna broń, kiedy artyzm zasadza się na logice, to może jej się
niepostrzeżenie wymknąć i otumanić odbiorcę. Autor tym bardziej bałamuci czytelnika, że do tego wszystkiego dodaje szczyptę cynizmu. Te wszystkie zabiegi jednak sprawiają, że powieść czyta się bardzo ciekawie a raczej ogólnie Balzaca czyta się ciekawie, gdyż styl ten nie dotyczy tylko tej jednej powieści.

Balzac rozbiera miłość młodzieńczą na atomy wykazując wszystkie sprzeczności i sposoby młodych na oszukiwanie siebie i dogadzanie swoim słabostkom. Trzeba jednak przyznać, że potrafi również pięknie odmalowywać prawdziwe i szlachetne uczucia.

Z Ojca Goriota można wyciągnąć niewątpliwie jeden morał, że z żadnym uczuciem nie wolno przesadzać - nawet z byciem zbyt dobrym ojcem. Jeżeli ojciec będzie się płaszczył przed swoimi dziećmi i odda im ostatnią koszulę, żeby mogły realizować swoje zachcianki to może pożegnać się z ich szacunkiem. Umysł to tylko umysł, to narzędzie które przystosowuje się do sytuacji i zawsze szuka swoich korzyści.Gdyby Goriot nie oddał wszystkiego córkom, to jak słusznie zauważył w ostatnich jego chwilach miałby kto przy nim czuwać a tak stał się bezwartościowy bo córki nie mogły już skorzystać na nim.

Powieść jest poniekąd zmaganiem moralnym dwudziestoletniego młodzieńca - Rastignaca z sobą samym. Rastignac, który wyniósł z domu czyste uczucia do rodziców i sióstr, spotyka się w Paryżu z zepsuciem i rozkładem moralności społeczeństwa i jednostek ze sfer wyższych. Jednocześnie bogactwo i przede wszystkim bogate kobiety, które są wyposażone nie tylko w urodę ale właśnie jeszcze w odcienie władzy i próżności bardzo go przyciągają i postanawia wykorzystać swoją znakomitą kuzynkę - hrabinę Beausant jako bilet to wyższych sfer. Do samego końca tak na prawdę nie wiadomo co zwycięży ostatecznie w sercu młodzieńca. Co prawda do końca powieści moralność Rastignaca pozostaje u niego na piedestale,jednak swym wielce znaczącym zdaniem pod koniec książki "Teraz my się spróbujemy" skierowanym do wyższych sfer uwidacznia się w nim niezaspokojona ambicja i chęć posiadania znaczenie i siły.Powieść balansuje często na pograniczu pomiędzy brutalnym realizmem i bezkompromisowej moralności.

Balzac po mistrzowsku wykpiwa porywy młodości konfrontując wzniosłe marzenia i ambicję z prozą życia i rzeczywistością. Zgrabny styl pisania jest nie narzucający się, jednak dość bogaty w porównania i epitety, przez co powieść ma dużo artystycznych walorów i przypomina trochę sztukę z z dokładnie wyjaśniającym wszystko narratorem co nieco popisującym się swoją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rodzice Celi zginęli 12 lat temu w wyniku samobójstwa. Nie wiadomo czy zabili się nawzajem, czy jedno zabiło drugie a potem zabiło małżonka. Sprawą bardzo jest zainteresowana Burton – Cox, gdyż Celia ma wyjść za mąż za jej syna. Celia ma matkę chrzestną – pani Oliver, która jest główną bohaterką powieści.
Burton – Cox spotkała panią Oliver na przyjęciu i była na tyle wścibska, że prosiła panią Oliver, żeby ta dowiedziała się jak to było z tą sprawą. Pani Oliver uważa, że chęć zdobycia takich informacji jest wścibska oraz świadczy o bezczelności i grubiaństwie, w ogóle mówi o pani Burton – Cox jak najgorzej. Pomimo tego, że pani Oliver postanawia powiedzieć pani Burton-Cox, że to nie jej sprawa i żeby się nie interesowała, sama tak mocno się zainteresowała sprawą, że zaangażowała przyjaciela detektywa, żeby pomógł rozwikłać tą zagadkę i co więcej spotkała się ze swoją chrześniaczką, żeby czegoś się dowiedzieć. I kto tu jest wścibski ? Jeszcze bardziej irytująca jest rozmowa pomiędzy panią Oliver i jej chrześnicą. W jednym zdaniu pani Oliver oświadcza : Nie można oczekiwać, że miałabyś cokolwiek wiedzieć, biorąc pod uwagę ile wtedy miałaś lat. W innym zdaniu mówi : dzieci zwykle wiedzą, nastolatki również, w tym wieku wiele się wie, wiele się widzi. Wie się rzeczy o których zewnętrzny świat nie ma pojęcia. Wie się o takich rzeczach, o których nie powiedziało by się policji. Do tego wszystkiego jeszcze dodać trzeba te dziwaczne określenie słoni, które mają dobrą pamięć. Są to ludzie, którzy pamiętają takie odległe rzeczy jak np. ta sprawa z przed 12 lat. Pani Oliver mówi swojemu przyjacielowi detektywowi, że idzie na poszukiwanie słoni, które pomogą odkryć tę sprawę. I te słonie są powtarzane kilka razy. Pewnie najpierw był tytuł a potem tekst zrobiony na kolanie pod ten tytuł. Przestałem czytać z powodu irytacji.

Rodzice Celi zginęli 12 lat temu w wyniku samobójstwa. Nie wiadomo czy zabili się nawzajem, czy jedno zabiło drugie a potem zabiło małżonka. Sprawą bardzo jest zainteresowana Burton – Cox, gdyż Celia ma wyjść za mąż za jej syna. Celia ma matkę chrzestną – pani Oliver, która jest główną bohaterką powieści.
Burton – Cox spotkała panią Oliver na przyjęciu i była na tyle...

więcej Pokaż mimo to