Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Szybko i sprawnie poprowadzona historia, na którą autorka miała pomysł od początku do końca. Niestety mimo tego historia jest dość bardzo prosta i dla osób wnikliwych i potrafiących wyłapywać szczegóły nie będzie tutaj żadnych zaskoczeń. Motyw główny jest fajny, jednak sam opis książki jest trochę mylący bo nie doszukałem się tutaj "gier" ani "zabaw" między synem głównej bohaterki a jego tajemniczym przyjacielem.

Do książki poniekąd zwabiły mnie dobre opinie i sam opis, który przed przeczytaniem myślałem, że zbliży książkę bardziej do klimatu filmu Babadook i uważam, że gdyby trochę bardziej autorka poszła w stronę horroru, ku czemu widziałem tutaj zdecydowanie większy potencjał niż dla zwykłego kryminału/thrillera, to całokształt byłby zdecydowanie bardziej fajniejszy, zwłaszcza, że autorka moim zdaniem ma zaplecze aby coś takiego napisać bo niektóre opisane sceny czytało się bardzo przyjemnie.

Niemniej jednak jest to solidna rozrywka, szybko się czyta i nie jest to jakoś naciągane. Idealne na długi wieczór lub coś do zabicia czasu w drodze z/do pracy.

Szybko i sprawnie poprowadzona historia, na którą autorka miała pomysł od początku do końca. Niestety mimo tego historia jest dość bardzo prosta i dla osób wnikliwych i potrafiących wyłapywać szczegóły nie będzie tutaj żadnych zaskoczeń. Motyw główny jest fajny, jednak sam opis książki jest trochę mylący bo nie doszukałem się tutaj "gier" ani "zabaw" między synem głównej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niech to się już skończy...

Chyłka i Kordian- dwójka bohaterów, która dalej po tylu książkach wie mniej niż przeciętny gliniarz, mimo, że do pomocy mają hackera, który w darknecie i deepwebie znajdzie brudy na każdego człowieka na świecie.

Całość była męcząca, zero nowości, dziesiątki zapchanych dosłownie niczym stron, pustych dialogów, których sens i celowość ma na celu przedłużenie męki. Tego się nawet przyjemnie już nie czytało. Główny wątek był nudny jak flaki z olejem, a całość trochę wydawała się przytykiem w stronę TVN-u za zakończenie/zmianę serii, stąd teksty wyśmiewające Leksusa jak i bezpośredni wątek Langera.

Mnie osobiście, jakkolwiek zła fabularnie by książka była, Mróz przyzwyczaił do tego, że lekko się jego twory czyta i na końcu dostajemy wyjaśnienie, raz lepsze raz gorsze - wiadomo. Tym razem całość była wypchana nieudolnymi cliffhangerami w prawie każdym rozdziale, aż zniechęcając do dalszego czytania. Zabieg ten traci swoje znaczenie jak pojawia się non stop.

Samo zakończenie oceniam jako dość głupie, nie da się tej opinii rozwinąć bez spoilerowania, ale spodziewałem się czegoś lepszego, a raczej czegokolwiek sensownego.

Po kolejną z cyklu raczej nie sięgnę, sam autor w posłowiu wygląda jakby już nie miał pomysłów i w sumie patrząc na zakończenie tej części chyba jestem w stanie sobie wyobrazić dalsze losy bohaterów.

Niech to się już skończy...

Chyłka i Kordian- dwójka bohaterów, która dalej po tylu książkach wie mniej niż przeciętny gliniarz, mimo, że do pomocy mają hackera, który w darknecie i deepwebie znajdzie brudy na każdego człowieka na świecie.

Całość była męcząca, zero nowości, dziesiątki zapchanych dosłownie niczym stron, pustych dialogów, których sens i celowość ma na celu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lekkie pióro autora jest chyba największym problemem tej książki. Tak samo szybko jak się to czyta, tak samo szybko można i warto zapomnieć ten twór w całości. Dostajemy tutaj jakiś zlepek pomysłów na książkę, do czego Mróz przyznaje się w posłowiu, co działa bardzo źle na całość. Na początku narrator pierwszoosobowy, potem trzecioosobowy. Ewidentnie każda opinia podkreśla, że gdzieś w okolicach setnej strony nastąpił powrót do pomysłu pisania tej książki, która pierwotnie miała chyba zmierzać w inną stronę.

Sama historia w pierwszych momentach łudząco przypominała mi konstrukcję z serialu "Dark", i te 3 punkty są tylko dlatego, że nie okazało się to totalnym zerżnięciem pomysłu.

Na miejscu autora zwróciłbym uwagę, że wszystkie książki, do których wracał po latach są tymi najsłabiej ocenianymi. Wiadomo, że fabryka musi chodzić, ale tutaj ktoś już jakiś czas temu odpalił autopilota, a cały dział kontroli jakości został chyba zwolniony jako pierwszy. Nie polecam zarówno jako fan sci-fi/fantasy. Zmarnowany czas, nielogiczne decyzje bohaterów (zwłaszcza głównej bohaterki), różne style pisania przecinające całą książkę i sama fabuła jakby pisana na zamówienie lobby by Covida bać się jak najdłużej.

Lekkie pióro autora jest chyba największym problemem tej książki. Tak samo szybko jak się to czyta, tak samo szybko można i warto zapomnieć ten twór w całości. Dostajemy tutaj jakiś zlepek pomysłów na książkę, do czego Mróz przyznaje się w posłowiu, co działa bardzo źle na całość. Na początku narrator pierwszoosobowy, potem trzecioosobowy. Ewidentnie każda opinia podkreśla,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Rozmowy Pokojowe” w oryginale miały być jedną książką. Rozrosły się rzekomo do takiej wielkości, że wydawca wymusił na Butcherze podzielenie historii na dwie. Tak też otrzymaliśmy „Pole Bitwy” jako drugą książkę z cyklu Dresdena w tym roku. Czy zabieg ten był konieczny? Szczerze mówiąc sądząc po ilości stron dwóch książek uważam, że nie. Czy sama historia na tym ucierpiała? Moim zdaniem nie.

Harry Dresden na przestrzeni lat mierzył się z wieloma przeciwnikami. W zdecydowanej większości były to istoty silniejsze niż on, tym razem nie może być inaczej. Ethniu, ostatnia z Tytanów wydała wojnę ludzkości, a za pole bitwy zostało wybrane właśnie Chicago. Trup ściele się gęsto a w powietrzu czuć krew. Nikt nie jest bezpieczny gdyż każda z postaci jest dla Ethniu niczym więcej jak mucha dla człowieka.

Cała książka jest gigantycznym fan-serwisem w najlepszym wydaniu. Dostarcza nam kilka odpowiedzi, na niektóre czekaliśmy od dawna. W ciekawy sposób podsumowuje wydarzenia z dwóch książek. Pojawia się również postać, której nie widzieliśmy od bardzo dawna, a towarzystwo w jakim się ta postać znajduje wprawia doświadczonych w boju Strażników w osłupienie. Dialogi wypełnione humorem, sytuacyjnymi żartami oraz wyrazistość postaci są już chyba charakterystyką Butchera.

Wypełniona akcją, pełna cliffhangerów zmusza do czytania dalej i dalej. Skończona za jednym podejściem w długiej sesji wraz z zarwaną nocą, ale było definitywnie WARTO. Typowo dla Butchera dostajemy odpowiedzi na kilka nurtujących pytań aby dostać nowe zagadki. Pionki na supernaturalnej planszy przesuwają się coraz częściej i każda ze stron chce wygrać tą grę, a stawka tej rozgrywki jest coraz bardziej widoczna dla Harryego, który wydaje się coraz lepiej rozumieć swoje przeznaczenie. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana, wynagradza wieloletni czas oczekiwania oraz uniewinnia zabieg podzielenia jednej książki na dwie – przy takiej jakości pisania mogą dzielić je i na trzy, niech tylko wychodzą tak samo często.

„Rozmowy Pokojowe” w oryginale miały być jedną książką. Rozrosły się rzekomo do takiej wielkości, że wydawca wymusił na Butcherze podzielenie historii na dwie. Tak też otrzymaliśmy „Pole Bitwy” jako drugą książkę z cyklu Dresdena w tym roku. Czy zabieg ten był konieczny? Szczerze mówiąc sądząc po ilości stron dwóch książek uważam, że nie. Czy sama historia na tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Akta Dresdena odkryłem w 2016 roku, opis pierwszej części był dość ciekawy, skusiła mnie i do dziś nie żałuję. Pierwsze kilka tomów jest zdecydowanie słabsze od reszty, jednak z perspektywy już ponad 15 książek wiem, że było to konieczne aby wspaniale wykreować świat i zasady w nim obowiązujące, dzięki czemu każda kolejna książka jest po prostu coraz lepsza, co samo w sobie stanowi dowód kunsztu Jima Butchera, bo chyba mało kto z nas jest w stanie z pamięci podać przykłady kolejnych części serii, które z czasem stawały się coraz lepsze.

Wszystkie książki przeczytałem po 2 razy, a niektóre, te ulubione, nawet więcej. Tutaj jednak da się odczuć to, że autor trochę zagubił się we własnej masywnej historii bo da się tutaj wyczytać kilka niespójnych z poprzednią książką faktów, ale to raczej można według mnie zrzucić na jego beta-czytelników, z których Butcher wielokrotnie mówił, że korzysta. Nie można się dziwić, w końcu facet ma w głowie zarys fabularny kilku alternatywnych wersji 23/24 książek spójnej fabuły jednego bohatera.

Czego w skrócie dotyczy fabuła ksiązki? Fomor, dawny wróg z krainy mórz i oceanów, który wypełnił lukę po Czerwonym Dworze, zaproponował podjęcie rozmów pokojowych. Oczywiście nie trzeba zgadywać, że lokalizacja tych rozmów to Chicago, nad którym Harry rozciągał zawsze swoją opiekę. Tymczasem każda ze stron związana z Harrym wymaga od niego rzeczy, które nie dość, że szkodzą samemu Harry’emu to jeszcze mogą wywołać kolejną wojnę.

Sama książka od początku była zapowiadana na najbardziej napakowaną akcją książkę w serii, co biorąc pod uwagę akcję ze „Zmian” czy niewydanego jeszcze w Polsce „Skin Game” mówiło dość dużo. Mało tego autor wydaje również kilkanaście krótkich historyjek, z których jedna jest czasowo osadzona po wydarzeniach z książki nr. 16 i 17. Mając więc w głowie świadomość jak wypełniona akcją może być ta książka nie mogłem się doczekać aż zacznę ją czytać, a moją radość pogłębiło to, że Butcher oficjalnie ogłosił, że rozpisał się tak mocno iż postanowiono podzielić fabułę jednej książki na dwie, z czego ta druga ma mieć swoją premierę we wrześniu tego roku.

Do tej pory każda książka, mimo dziejącej się w tle głównej intrygi stanowiła zamkniętą całość i sprawa, w którą ubabrał się Harry zawsze była rozwiązywana. Ta książka z kolei jest niczym więcej jak baaaardzo długim wstępem tego co nas czeka w odsłonie numer 17 pt. „Battle Ground”. Mimo to zawiera wiele smaczków i oferuje moim zdaniem dość sporą ilość fanserwisu w postaci ukazania nam potęgi jednej z postaci, której moce od przeszło 10 tomów stanowiły zagadkę. Historia oraz postaci poznawane przez Harry’ego przez 15 książek przewijające się podczas tytułowych rozmów dają niesamowity klimat. Mimo tego wszystkiego nie mogę się oprzeć wrażeniu, że podzielenie książki na dwie jest swego rodzaju skokiem na kasę. Autor od 2014 nie wydał ani jednej pozycji z cyklu Akt Dresdena przez rozterki w życiu prywatnym , ta część liczy sobie raptem trochę ponad 300 stron, a kolejna ma mieć ok. 500, więc rozmiary byłyby trochę większe niż „Zimne Dni” lub „Skin Game”.

Mimo tego wszystkiego nie da się odczuć zmęczenia materiału, postaci dalej są wyraziste, jest sporo humoru i czyta się to po prostu świetnie. W mojej ocenie najsłabsza część wydana od tomu nr. 7 ale jest to wynikiem podzielenia jednej książki na dwie.

Akta Dresdena odkryłem w 2016 roku, opis pierwszej części był dość ciekawy, skusiła mnie i do dziś nie żałuję. Pierwsze kilka tomów jest zdecydowanie słabsze od reszty, jednak z perspektywy już ponad 15 książek wiem, że było to konieczne aby wspaniale wykreować świat i zasady w nim obowiązujące, dzięki czemu każda kolejna książka jest po prostu coraz lepsza, co samo w sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozpal przed człowiekiem ognisko, a ogrzejesz go tylko na chwilę, podpal go, a ogrzejesz go do końca życia. Jest to jedna z dywiz jakie Harry wyznaje.

Ma nową pracę, nie jest z niej do końca zadowolony, a jego nowa szefowa jest nie dość, że bardzo straszna i potężna to jeszcze lubi rozgrywać własne gry, często kosztem innych. Dlatego też nie dziwi, że pierwsze zadanie jakie dostaje Harry jest... niewykonalne i bezsensowne. Czy jest to kolejna gra ze strony potężnej Mab, czy chce się ona tylko pozbyć Harryego?

Świetny humor, doskonałe dialogi oraz pędząca akcja to najlepszy sposób w jaki można opisać rozdział Zimne Dni. Butcher nie zawodzi w 14stej już odsłonie swojej historii, dziwi to jak to wszystko razem dalej trzyma się kupy i dokładnie ze sobą zgrywa. Teorie fanów mnożą się i troją, a na odpowiedzi przyjdzie jeszcze trochę poczekać.

Rozpal przed człowiekiem ognisko, a ogrzejesz go tylko na chwilę, podpal go, a ogrzejesz go do końca życia. Jest to jedna z dywiz jakie Harry wyznaje.

Ma nową pracę, nie jest z niej do końca zadowolony, a jego nowa szefowa jest nie dość, że bardzo straszna i potężna to jeszcze lubi rozgrywać własne gry, często kosztem innych. Dlatego też nie dziwi, że pierwsze zadanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę tą można podzielić na dwie części. Pierwsza z nich, niestety stanowiąca zdecydowaną większość książki wydaję się być strasznym rozgardiaszem i ciężko jest się skupić na tym co się czyta. Widać tu ewidentny znak czasu i fakt pisania jej w różnym zbyt odległym od siebie czasie i edytowaniu pewnych pomysłów. Bezosobowe dialogi, postaci wyprane z emocji i jakiejkolwiek użyteczności, a akcja prowadzona w tempie ślimaka po pavulonie. Główna fabuła i cały zamysł na tą książkę wydaje mi się zupełnie pomylony. Załoganci misji Ara Maxima wracają na Ziemię i zamiast realizować jedyną słuszną i ważną misję wynikającą z imperatywu ludzkiego - ocalenie ludzkiej rasy, ci bawią się z chory plan Hakona. Pytanie jakie mamy zadane na samym początku jest ciekawe - co doprowadziło do tak szybkiej decyzji o wysłaniu Accipiterowi kolejnego statku na pomoc?

Niestety nawet druga, ta lepsza część książki, której jakość stoi na podobnym, ale dalej niższym poziomie jakości co Chór, nie daje nam odpowiedzi na to pytanie. Rozwiązanie akcji dla mnie osobiście jest pokazaniem czytelnikowi środkowego palca z możliwością zostawienia sobie furtki na część trzecią.

Widać tutaj dobitnie czemu ta książka przeleżała w szafce Mroza tyle czasu, a wydanie jej lekko zredagowanej tylko ze względu na odzyskanie praw do jedynki mówi samo za siebie, zresztą autor sam tego nie ukrywa.

Szkoda, mam nadzieje, że nie będzie to kontynuowane, zwłaszcza na tym poziomie.

Książkę tą można podzielić na dwie części. Pierwsza z nich, niestety stanowiąca zdecydowaną większość książki wydaję się być strasznym rozgardiaszem i ciężko jest się skupić na tym co się czyta. Widać tu ewidentny znak czasu i fakt pisania jej w różnym zbyt odległym od siebie czasie i edytowaniu pewnych pomysłów. Bezosobowe dialogi, postaci wyprane z emocji i jakiejkolwiek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozumiem, że każdy człowiek może mieć inny gust, ale cykl z panem Zaorskim już drugi raz udowadnia, że pomysły w maszynie do pisania się chyba kończą, a "śmiałe" negatywne zakończenia służą jako ostatni bodziec mający dać nam tzw. efekt WOW, co jak widać na podstawie oceny książki - niestety działa.

Zostają znalezione zwłoki dziecka. Przyczyny zgonu nikt z miejscowych lekarzy pracujących dla lub na zlecenie policji nie jest w stanie określić. W tym samym czasie nasz główny bohater, swoją drogą osobowość dosłownie kalka Chyłki, tylko ten zdecydowanie mniej opryskliwy i bardziej sarkastyczny, dostaje tajemniczą wiadomość w formie PLIKU od anonimowej osoby i szybko wspólnie łączy fakty razem ze swoją kochanką, że jest to kolejna gra tajemniczego i makabrycznego mordercy, który jest w stanie mordować dzieci. Żeby było śmieszniej ten sam człowiek, jako osoba o tragicznej publicznej opinii konsultuje tą sprawę dla policji ponieważ Ci, nie dość, że są tak niekompetentni, że nie mają nawet dobrych patomorfologów, lekarzy sądowych itp. to jeszcze nie potrafią sobie oficjalnie takiego załatwić.
Były pracownik służb otwiera plik nieznanego pochodzenia od nieznajomej osoby, ok. Bez tego przecież nie byłoby książki. Potem pliki otrzymują jego córki, ale policja prosi go, żeby podrzucił im telefony, które tutaj są defacto dowodami, w wolnej chwili. Pomijając już fakt, że facet powinien być od samego początku do końca na szczycie listy podejrzanych, nie wspominając też o tym, że technologia badań alkomatem tam chyba nie dotarła..
Brzmi niedorzecznie i śmiesznie już teraz, a idziemy dalej…

Fenol, pseudonim jaki przyjął zabójca, rozpoczyna kolejną grę na wskazówki z naszą parą protagonistów zapewniając ich, że tym razem nie będą potrzebowali liczb Catalana, po to, żeby dwie wskazówki później do nich nawiązać. Mało tego, mordując trzecią ofiarę zapewnia, że już skończył, a wątek policyjnego śledztwa zupełnie znika, czy tam w ogóle ktoś na tej komendzie pracował czy była tylko jedna aspirant Burzyńska, która w dodatku non stop była zajęta Sewerynem? Całe miasto plotkuje o romansie jej i najlepszego przyjaciela jej męża, który jest burmistrzem. Na tym stanowisku takie plotki każdy polityk by konfrontował lub starał się opanowywać, a nasz radośnie podśmiechuje się ze wszystkiego razem z Sewerynem w kawiarni.

Głupot ciąg dalszy - mafia, szerzej znana w tej powieści jako Grupa Białopolska zorganizowała w pierwszej części test dla Seweryna i Burzy na członkostwo, po czym została prawie całkowicie rozbita i ponownie zainteresowała się usługami Seweryna, człowieka, który wsadził ich kierownictwo do więzienia… Tutaj chyba poniekąd do autora doszło jak absurdalnie głupio to brzmi i na końcu wyjaśnił to dosłownie jednym zdaniem – no chcieli się odegrać przecież. Odegrać w taki sposób, żeby człowiek, którego wzięli na cel mógł żyć gdzieś cicho i w spokoju ze swoimi dziećmi razem ze swoją szurniętą żoną, którą i tak pewnie by znowu wsadził do psychiatryka.

Kolejną głupotą jest umieszczenie w tej książce na siłę tematu pedofilii, jest on absolutnie zbędny, wciśnięty na siłę dla kontrowersji i dla końcowego efektu WOW w postaci tragicznej śmierci ofiary księdza pedofila. Całość obroniłaby się lepiej, może nawet zdecydowanie lepiej bez tego wątku bo ukazałoby to jeszcze dobitniej studium psychiczne antagonistki. Plan miała świetny od A do Z, ale dzieci zostawiła u, już ukaranego (przenosiny z innej parafii), pedofila, co mogło wywrócić ten plan na dosłownie każdym etapie. Możliwość realizacji tego planu miała ponieważ mafiozo coś „załatwił”.

Niestety epilog tej historii wzbudza jeszcze większe chęci wymiotów nad jakością tej książki, nie wspominając już o posłowiu. Wielokrotnie widziałem już w książkach Mroza tendencyjność do wybranych i aktualnych w czasie pisania tych książek tematów, ale to po prostu było wciśnięte na siłę. Biorąc pod uwagę, że jakość fabularna tej książki i poziom logiki były tak nie do przebrnięcia, że sięgałem po nią jedynie podczas wizyt w sedesie, to aż boję się zabierać za kontynuację Chóru zapomnianych głosów.

Do pozytywnych recenzentów mam jedną prośbę, zastanówcie się jak byście ocenili tą książkę pod kątem logiki akcji gdyby nie końcowy efekt WOW w postaci tragicznego zakończenia, które na każdego działa mocniej niż te pozytywne. Jedyny plus tej książki jest taki, że szybko się to czyta.

Rozumiem, że każdy człowiek może mieć inny gust, ale cykl z panem Zaorskim już drugi raz udowadnia, że pomysły w maszynie do pisania się chyba kończą, a "śmiałe" negatywne zakończenia służą jako ostatni bodziec mający dać nam tzw. efekt WOW, co jak widać na podstawie oceny książki - niestety działa.

Zostają znalezione zwłoki dziecka. Przyczyny zgonu nikt z miejscowych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię sięgać po książki Mroza, które swoje początki miały w przedziale czasowym, gdzie to jeszcze nie była tzw. masówka, i które nie rozwinęły się do niebotycznych rozmiarów. Chyłka zawodzi od dawna z racji wiecznego prowadzenia wycinki kłód pod nogi głównych bohaterów i prawie że nierealnych sytuacji w jakich się ciągle znajdują. Nowości są słabe i miałkie, próbujące wyciągnąć coś z tych książek, które osiągnęły sukces.

Po dość długim czasie bez niczego dobrego od tego pisarza wreszcie przyszedł ten moment kiedy z radością można cokolwiek napisać po przeczytanej książce.

Wraca Gerard Edling, opolski prokurator (teraz już były prokurator), który zasłynął na polskiej scenie literackiej w swojej walce z Kompozytorem, seryjnym mordercą, który poruszył w społeczeństwie i wśród czytelników dzięki tematyce tabu niemożliwego wyboru. Dostajemy tutaj swego rodzaju kontynuację serii, która zarazem spełnia się też jako solidny prequel. W tej odsłonie Gerardowi przyjdzie się zmierzyć z seryjnym mordercą, który kopiuje wszystkie okoliczności sprawy sprzed 30 lat, w którą zaangażowane było kilka osób. Akta sprawy spłonęły, a między wszystkimi biorącymi udział w tamtej sprawie panuje zmowa milczenia. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że o pewnych faktach mogły wiedzieć jedynie ww. osoby. Rozpoczyna się ciekawa gra, która jest bardzo dobrze wymieszana razem z retrospekcjami z dawnych lat obrazującymi jak to wyglądało w PRLu. Bardzo często w takiego rodzaju zabiegach jedna z części książki cierpi, albo teraźniejszość albo wymieniane retrospekcje. Dzieje się tak moim zdaniem dlatego, że autor decydujący się na taki zabieg ma do opowiedzenia bardzo mocno rozciągnięty czasowo bieg wydarzeń, a tylko na jeden z nich ma pomysł dokładnego poprowadzenia historii. Tutaj nie ma to miejsca, zarówno retrospekcje jak i wydarzenia obecne czyta się na równi dobrze i szybko. Całość okraszona jest świetnymi smaczkami powiązania mordu z iluzjami scenicznymi oraz niekiedy tłumaczeniami jak dana sztuczka została wykonana. Zabieg bardzo fajny, cały czas miałem w głowie film "Iluzja" w wersji "coś poszło nie tak" i iluzjoniści zaczęli kroić ludzi zamiast ich "doić" :) Bardzo pozytywnym elementem tej książki są również wstawki postaciowe z innych serii Mroza, czyli forma, jaką moim zdaniem Pan Remigiusz powinien stosować na stałe zamiast rozpisywania historii na x tomiszczy, a sama geneza wprowadzenia kinezyki i tego kim Gerard finalnie się stał jest wisienką na torcie dla ludzi, którzy czytają inne serie i niestety czymś czego zwykły odbiorca nie zrozumie.

Sama książka bardzo przyjemna, skończona szybko i cały czas wołająca gdzieś z tyłu głowy "Czytaj mnie" w momencie kiedy człowiek miał choć trochę wolnego czasu. Pewne elementy są do przewidzenia, ale to dobrze - każdy lubi mieć czasem rację. Historia świetna, główna intryga zarazem bardzo skomplikowana, ale również bardzo prosta jak już się zna wszystkie fakty, a przede wszystkim życiowa.

Udany powrót do Mroza. Dalej jestem zdania, że wszystko co gdzieś tam wykiełkowało w jego głowie w początkach pisania jest w stu procentach warte przeniesienia na papier, ale nawet te historie najlepiej się sprawdzają kiedy są zamkniętymi, krótkimi seriami, które wciągają w całości, a potem mogą zaskakiwać świetnymi wstawkami w innych powieściach.

PS. Najbardziej martwi mnie fakt rozwiązania ostatniej zagadki... Chociaż z drugiej strony..

Lubię sięgać po książki Mroza, które swoje początki miały w przedziale czasowym, gdzie to jeszcze nie była tzw. masówka, i które nie rozwinęły się do niebotycznych rozmiarów. Chyłka zawodzi od dawna z racji wiecznego prowadzenia wycinki kłód pod nogi głównych bohaterów i prawie że nierealnych sytuacji w jakich się ciągle znajdują. Nowości są słabe i miałkie, próbujące...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Seweryn Zaorski wraca po latach do swojej starej miejscowości. Podczas remontu domu dawnej znajomej, w którym po latach zamieszkał on, odnajduje tajemniczą skrzynkę z dyskietkami. Ta sama znajoma, od wielu lat otrzymuje listy od swojego ojca, który nie żyje. Od dawna traktuje je jako sentymentalny prezent od taty, który zadbał o to, by nawet po śmierci w jakiś sposób towarzyszyć córce. Szybko okazuje się, że odnalezione dyskietki łączą się z listami i pozwalają na nie rzucić nowe światło.

Rozpoczyna się śledztwo i szukanie wskazówek niczym u Dana Browna. W międzyczasie do fabuły zostaje wplecione morderstwo w małej miejscowości tylko po to żeby zamieść je pod fabularny dywan kilkanaście stron dalej. Dostajemy tutaj dwójkę ludzi, która szczęśliwie dla opowiadanej historii zna się na łamaniu zagadek indformatyczno-geograficzno-piktograficznych i nie straszne są im takie rzeczy jak sprawdzanie kodów źródłowych stron www i znajomość języka HTML ani zzoomowanie zdjęcia z 199x roku do poziomu pikseli, gdzie na POJEDYNCZYCH pikselach zapisane są liczby, ale zmiana rozszerzenia pliku wymaga, pożytecznej dla przedłużenia książki, konsultacji ze specjalistą z Krakowa. Nasi bohaterowie łamią kod, który wydaje się strzec najskrzętniej skrywanych tajemnic, prowadzeni są od tropu do tropu, który naprowadzi ich na kolejny trop prowadzący do kolejnego aż wreszcie dostajemy tak zwane "X marks the spot". Zdawałoby się, że dostaniemy tutaj wyjaśnienie, rozwiązanie zagadki listów i dyskietek, czemu były ukryte tak a nie inaczej. Nic bardziej mylnego. Zamiast tego dostajemy KOLEJNY trop prowadzący do kolejnego miejsca.
Tam historia robi się już całkowitym roller-costerem i czymś na co całkowicie się nie zapowiadało i na tym etapie nie zdziwiłoby mnie nawet pojawienie się mistrza loży masońskiej.

Fabuła, trochę nietypowo jak u Mroza, rozwiązuje się w sposób nudny, niezachęcający do zwyczajowego przewracania kartka po kartce by najszybciej poznać zakończenie, a raczej do szybszego skończenia żeby móc zacząć czytać coś innego/zając się lepszymi rzeczami. Sama końcówka jest Hajtowską truskawką na torcie gdzie główny antagonista/antagoniści (których poznajemy na sam koniec książki) dotychczasowi geniusze zachowują się i dają się nabrać niczym pięciolatki.

Chaotyczna fabuła, ma się wrażenie jakby autor nie mając dobrego pomysłu na historię chciał się uratować śledztwem informatyczno-matematycznym używając chwytliwego nazewnictwa. Męczy już nawet niekonsekwencja w miksowaniu świata fikcji z realnym - premier Hauer i Robert Biedroń w jednej linii czasowej. Kolejny zawód.

Seweryn Zaorski wraca po latach do swojej starej miejscowości. Podczas remontu domu dawnej znajomej, w którym po latach zamieszkał on, odnajduje tajemniczą skrzynkę z dyskietkami. Ta sama znajoma, od wielu lat otrzymuje listy od swojego ojca, który nie żyje. Od dawna traktuje je jako sentymentalny prezent od taty, który zadbał o to, by nawet po śmierci w jakiś sposób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnie lata nauczyły mnie, że do mocno promowanych na świetne książek należy podchodzić z dystansem.

Za tą wziąłem się praktycznie dzień/dwa po skończeniu poprzedniej książki i niestety okoliczności życiowe sprawiły, że czasu na czytanie miałem jak na lekarstwo. Nigdy do tej pory żadna książka nie wołała mnie tak głośno by rzucić wszystko i czytać, jak ta. W pracy zorientowałem się po 30 minutach "letargu", że siedzę i myślę o tym kto może być mordercą analizując w myślach tweety.

Teoria goniła teorię, a po kilku rozdziałach każda lepsza legła w gruzach. Zakończenie zaskakujące, przemyślane i szalenie trzymające się kupy. Czytając ją cały czas miałem przed oczami mistrza zbrodni, antagonistę szachującego całe miasto, a rozwiązanie okazało się do bólu proste i zarazem świetne.

Polecam każdemu i nie mogę się doczekać dalszych części!

Ostatnie lata nauczyły mnie, że do mocno promowanych na świetne książek należy podchodzić z dystansem.

Za tą wziąłem się praktycznie dzień/dwa po skończeniu poprzedniej książki i niestety okoliczności życiowe sprawiły, że czasu na czytanie miałem jak na lekarstwo. Nigdy do tej pory żadna książka nie wołała mnie tak głośno by rzucić wszystko i czytać, jak ta. W pracy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo problematyczna do oceny książka.

Rozpoczyna się klasycznie jak to u Mroza, najpierw uderzenie pioruna, a potem im dalej idziemy tym głośniej grzmi.

Dostajemy tutaj Joannę Chyłkę w pełnej krasie, riposta za ripostą, charakter i sposób bycia, przy którym w realnym świecie każdy jej rozmówca odchodziłby z przytupem po pierwszych kilku jej słowach.

Zordon nieporadny aż do bólu, przy czym chyba w tej książce jego iloraz inteligencji został zredukowany do poziomu ameby, bo przez sekundę nie uwierzę, że jedyne słuszne wyjaśnienie jakie mógł wymyślić na temat zachowania Joanny pojawia się w ostatnich częściach książki.

Jedyną rzeczą, która trzyma się tutaj kupy i jest stabilna to fabuła, co biorąc pod uwagę ostatnie kryminały Mroza spory wyczyn (nie liczę cyklu W kręgach władzy, który został przedwcześnie zakończony).
Cały wątek przyczynowo skutkowy ładnie się tutaj zgrywa i nie ma rzeczy wytrzaśniętych znikąd. Trochę nietypowo jak na Mroza przedstawiony główny antagonista, bo osoby czytające mniej uważnie na 100% przegapią o kogo chodzi i sytuacje kiedy w książce się pojawiał przez co na pewno pojawi się niedosyt. Jakby nie patrzeć, było go bardzo mało.

Zastanawia mnie natomiast samo posłowie i wywód Pana Remigiusza na temat tego, że o Chyłce i Zordonie mógłby pisać do końca świata i jeden dzień dłużej bo nie brak mu na nich pomysłów... Gdzie tutaj wpasowuje się oparcie całej historii na innej książce i postaci ze swojej twórczości, w dodatku jednej z najsłabszych? Nie wiem, mam jedynie nadzieję, że w kolejnych częściach Chyłka nie obudzi się na pokładzie Accipitera razem z Dija Udinem popijając tequilę z Bergiem z Czarnej Madonny.

Ocena słaba ze względu na pisanie już do bólu utartym schematem, zero powiewu świeżości oraz za pomysł oparcia historii na innej książce, kiedy zdecydowanie wystarczyło stworzyć tutaj podobną intrygę do Langerowskiej z Kasacji.

Bardzo problematyczna do oceny książka.

Rozpoczyna się klasycznie jak to u Mroza, najpierw uderzenie pioruna, a potem im dalej idziemy tym głośniej grzmi.

Dostajemy tutaj Joannę Chyłkę w pełnej krasie, riposta za ripostą, charakter i sposób bycia, przy którym w realnym świecie każdy jej rozmówca odchodziłby z przytupem po pierwszych kilku jej słowach.

Zordon nieporadny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam coraz większe problemy z oceną książek Mroza...

Zacznijmy od tego, że sam opis zachęcający do kupienia książki jest nietrafny i w większości nie oddaje tego co się dzieje na przestrzeni całej książki.

Mamy tutaj himalaistkę, która zostaje oskarżona o podwójne morderstwo, które miało się dokonać podczas wspinaczki na Annapurnę. Prokuratura nie ma żadnych, powtarzam żadnych twardych dowodów bo całość procesu opiera się na zeznaniach Nepalczyków oraz rzekomym przyznaniu się do winy, które nasi ulubieni prawnicy już na początku diagnozują jako nieobowiązujące i wyssane z palca. Proces jest w 100% poszlakowy bo fizycznie polska strona nie posiada niczego.

Joanna Chyłka zostaje w pewien sposób zmuszona do podjęcia obrony oskarżonej (opisany sposób w jaki zostaje do tego zmuszona byłby 3x lepszą zachętą do kupienia, ale kwestie marketingu zostawmy), której jak sama twierdzi bronienie jest wizerunkowym samobójstwem niezależnie od rezultatu procesu.

W pewnym momencie okazuje się, że wydarzenia z Annapurny - w NEPALU, w jakiś sposób wiążą się z pewną sprawą z czasów raczkowania Chyłki w świecie prawniczym, na temat której wszyscy - imienni partnerzy kancelarii wiedzą wszystko, prokuratura i policja to samo, ale nasz aplikant wszędzie napotyka mur, a sama Chyłka też nie jest zbyt wylewna. Jak te sprawy się łączą? Cóż mnie wyjaśnienie szczerze mówiąc nie zdziwiło, bo od pewnego momentu uważałem, że musimy dostać wyssane z palca fakty i zdarzenia bo spraw tych nie dało się racjonalnie połączyć.

Sam tytuł i tematyka książki strasznie mnie zawiodła, ale to głownie dlatego, że swoją pracę dyplomową broniłem właśnie w temacie kontratypu, tylko u mnie był to kontratyp dozwolonego ryzyka. Tutaj samo słowo zdaje się być magnesem i pierwszym pomysłem autora jak nazwać książkę, bo samo w sobie pojawia się bodaj 3/4 razy.

Tak jak wspomniałem wyżej, coraz więcej problemów z ocenianiem Mroza...
Z jednej strony mamy niesamowicie wciągający wstęp i rozwinięcie akcji, które napędzają i w zasadzie zmuszają do przewracania kartka po kartce, a w moim wypadku cały czar pryska w momencie wytłumaczenia sprawy.. To już nie to samo co Kasacja, czy Zaginięcie gdzie całość miała logiczny ciąg zdarzeń. Tutaj dostajemy akcję, akcję i jeszcze raz akcję, a w momencie jej zawiązania wszystko zwalnia o 90% i standardowo kłody pod nogi. Chyłka razem z Zordonem z tych kłód rzuconych im przez Mroza mogliby ponownie zalesić lasy wycięte przez Szyszkę...

Obiecuję sobie od dłuższego czasu przerwę od Mroza... nie udaje mi się to sromotnie bo drugi dzień po premierze i książka przeczytana, no ale cóż, ciekawi mnie jak to się wszystko skończy.

Mam coraz większe problemy z oceną książek Mroza...

Zacznijmy od tego, że sam opis zachęcający do kupienia książki jest nietrafny i w większości nie oddaje tego co się dzieje na przestrzeni całej książki.

Mamy tutaj himalaistkę, która zostaje oskarżona o podwójne morderstwo, które miało się dokonać podczas wspinaczki na Annapurnę. Prokuratura nie ma żadnych, powtarzam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając opis zachęcający do książki miałem nadzieję na coś ciekawszego, świeżego, dostałem jednak kolejny utarty przez Mroza schemat.

Główna bohaterka - Tesa jest osobą totalnie aspołeczną, wyobcowaną i zawsze trzymającą się na uboczu. Według opisu waży tyle i wygląda tak, że łatwiej ją przeskoczyć niż obejść, a na pytanie w McDonaldzie jaki napój chce do zamówienia odpowiada, że olej z frytkownicy. Żeby było ciekawiej prowadzi bujne życie erotyczne wraz se swoim mężem oraz jest obiektem westchnień wysportowanego i diabelnie przystojnego wykładowcy na uczelni.

W momencie kiedy zobaczyłem, że narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw, które wzajemnie się nie pokrywają mniej więcej wiedziałem jakie będzie zakończenie. Nie udało mi się odgadnąć, aczkolwiek wiele się nie pomyliłem.

Czyta się szybko, pewnie dzięki temu, że jak to u Mroza w książce są głównie dialogi. Historia jako taka trzyma się kupy i wbrew temu co można sobie pomyśleć w połowie nie jest jakimś chorym science fiction. Czemu więc słaba ocena? Cóż po tytule i zapowiedzi książki miałem nadzieję na temat bardziej nawiązujący do naszych czasów ery internetu, do osób zupełnie niedbających o swoją prywatność, pokolenie selfie i wszędobylski hashtag, który niestety czasem ma większą moc niż słowa, o tajemnicę/grupę ludzi, których coś w świecie internetowego marazmu połączyło ze sobą i było przyczyną ich zniknięcia i ponownego pomachania ręką do świata.

Pozostaje mi tą książkę opatrzyć hashtagiem: #jakość_nie_ilość
Trzeba sobie chyba zrobić przerwę od Mroza bo im dalej tym niestety gorzej.

Czytając opis zachęcający do książki miałem nadzieję na coś ciekawszego, świeżego, dostałem jednak kolejny utarty przez Mroza schemat.

Główna bohaterka - Tesa jest osobą totalnie aspołeczną, wyobcowaną i zawsze trzymającą się na uboczu. Według opisu waży tyle i wygląda tak, że łatwiej ją przeskoczyć niż obejść, a na pytanie w McDonaldzie jaki napój chce do zamówienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od zdarzeń z pierwszej części nie minęło nawet kilka dni, pojawia się trup a policja już mówi o naśladowcy - to trochę podsumowuje poziom tej książki.

Sięgałem po nią głównie dzięki poleceniu i zapewnieniom, że jest lepsza od pierwszej części. Niestety nie dla mnie. Poziom irracjonalnych rzeczy przewijających się tutaj jest zatrważający, niektóre wątki są wplecione jakby na siłę, zupełnie niepotrzebnie a sam autor wygląda jakby zdecydował się mniej więcej w połowie co chce zrobić z serią. Pomysł ciekawy, aczkolwiek wykonanie słabe i do bólu przewidywalne. Zakończenie denerwujące i trochę na zasadzie odcinania kuponów. Trochę zbyt zniechęca aby sięgać po kontynuację. Jednym z nielicznych plusów jest to, że szybko się czyta.

Od zdarzeń z pierwszej części nie minęło nawet kilka dni, pojawia się trup a policja już mówi o naśladowcy - to trochę podsumowuje poziom tej książki.

Sięgałem po nią głównie dzięki poleceniu i zapewnieniom, że jest lepsza od pierwszej części. Niestety nie dla mnie. Poziom irracjonalnych rzeczy przewijających się tutaj jest zatrważający, niektóre wątki są wplecione jakby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciężko mi się ocenia takie książki. Przerzucając kartka po kartce starałem się odczuć jakąkolwiek nić sympatii wobec głównych bohaterów, wczuć się w historię. Sama fabuła nie jest niczym nowym, momentami miałem nawet wrażenie deja vu do "Bestii" Piotra Rozmusa, z tym że u tego pierwszego dało się wczuć w ten klimat i w historię.
Całościowo nie jest źle, czyta się szybko, autor ma lekkie pióro i wątki trzymają się kupy. Od znajomego zasłyszałem, że druga część jest dużo lepsza, cóż, pozostaje się przekonać.

Ciężko mi się ocenia takie książki. Przerzucając kartka po kartce starałem się odczuć jakąkolwiek nić sympatii wobec głównych bohaterów, wczuć się w historię. Sama fabuła nie jest niczym nowym, momentami miałem nawet wrażenie deja vu do "Bestii" Piotra Rozmusa, z tym że u tego pierwszego dało się wczuć w ten klimat i w historię.
Całościowo nie jest źle, czyta się szybko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Stało się, Trzy ciała okazały się prawdziwe, a na Ziemię leci flota Trisolarian.

Mamy około 400 lat na przygotowanie się do inwazji, wydawałoby się, że to bardzo dużo biorąc pod uwagę postęp technologiczny jaki ludzkość zanotowała przez ostatnie stulecie. Nic bardziej mylnego. Trisolarianie blokują nasz postęp technologiczny. Ich sofony są w stanie dostrzec wszystko co dzieje się na świecie, więc wszystkie jawnie sporządzane plany i taktyki byłyby bez sensu i traciłyby swój sens w momencie wydobywania się słów z ust stratega.

Powstaje pomysł - mianować kilku ludzi na naczelnych strategów ludzkości, dać im wszelkie możliwe zasoby po to, aby swoimi działaniami wzbudzali konsternację wśród ludzi jak i Trisolarian. Nazywają ich Wpatrującymi się w ścianę a ich prawdziwym zadaniem jest wymyślenie planu na pokonanie obcych oraz zachowanie go dla siebie najdłużej jak się da. Trisolaris nie próżnuje i mianuje ich przeciwników - Burzycieli ścian mających rozpracować te plany.

Książka ta porusza tematykę zachowań ludzkich wobec oblicza totalnej zagłady. Defetyzm (brak wiary w zwycięstwo) i eskapizm (chęć ucieczki aby zachować ciągłość gatunku) jako dwa największe problemy ludzkości. Czy można ich winić? Jak można walczyć z wrogiem, który według naszej najlepszej wiedzy jest w stanie totalnie nas unicestwić? Przerzucając kartka po kartce uświadomiłem sobie, że autor z każdego z nas zrobił Burzyciela ściany, każdy z nas starał się rozpracować plan Wpatrującego się w ścianę. Momenty, w których ci prawdziwi się pojawiali były jednymi z fajniejszych momentów książki. Tłumaczenie w jaki sposób rozwikłali plany Wpatrujących się w ścianę dawało pewną satysfakcję, że autor nie kazał nam czekać do końca książki na poznanie tych planów.

Jedyne co w tej książce mi nie pasowało to miejscowe dłużyzny, których naprawdę dałoby się uniknąć. Przygody Zhang Beihaia są najnudniejszą częścią książki, przynajmniej dla mnie, a zwrot akcji z jego osobą wcale nie szokuje.

Końcówka bardzo ciekawa, dowiadujemy się czym jest tytułowy "Ciemny Las" oraz jak bardzo bezmyślna była, i w sumie dalej jest, ludzkość w swoich działaniach.

Stało się, Trzy ciała okazały się prawdziwe, a na Ziemię leci flota Trisolarian.

Mamy około 400 lat na przygotowanie się do inwazji, wydawałoby się, że to bardzo dużo biorąc pod uwagę postęp technologiczny jaki ludzkość zanotowała przez ostatnie stulecie. Nic bardziej mylnego. Trisolarianie blokują nasz postęp technologiczny. Ich sofony są w stanie dostrzec wszystko co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Siadając do tej książki miałem strasznie mieszane uczucia. Poprzednie książki Mroza były idealnym dowodem na to, że ilość nie równa się jakości. Pan Remigiusz gubił się w narracji swoich opowiadań, ponieważ jego dwie ostatnie książki sprawiały wrażenie, przynajmniej dla mnie, jakby brakowało im jakichś 50 stron z wyjaśnieniem. W Nieodnalezionej brakuje jakiegokolwiek racjonalnego wytłumaczenia w jaki sposób antagonista/ka książki dowidział/ała się rzeczy, które mogła wiedzieć jedna osoba. Testament z kolei wydaje się być książką napisaną po to aby odkręcić wydarzenia z poprzedniej części, jest nielogiczny, chaotyczny i czyta się go tak jakby całą książka była pisana na kolanie.

Mając te odczucia podchodziłem do tej książki z dużą rezerwą. Zaczyna się bardzo fajnie, czyta się bardzo szybko i jak w poprzedniej części cyklu Forsta zabieg przenoszenia się w czasie z narracją był moim zdaniem niewypałem tutaj sprawdza się świetnie - wydaje się naprowadzać czytelnika na pewne tropy po czym kilkanaście stron później zbija go z pantałyku.

Jak zawsze podczas oglądania/czytania czegokolwiek za cel stawiam sobie rozwikłanie zagadki przed tym zanim zostanie nam ona ujawniona przez jej autora. Tutaj od pewnego momentu byłem już w stu procentach pewny, że znam rozwiązanie zagadki i wiem co tak naprawdę się dzieje, aczkolwiek te małe szczegóły w narracji sprawiały, że coś mi nie grało. Nie grało do tego stopnia, że bałem się kolejnego, strasznie naciąganego zakończenia, w którym Mróz dla samego zszokowania czytelnika porzuci logikę. Nic bardziej mylnego. Tutaj Pan Remigiusz wraca do formy i w ostatnich stronach zrzuca na nas coś, co domyka wszystkie wątki i spaja całość w jedno, logiczne zakończenie pentalogii komisarza Forsta.

Ogólne wrażenia z cyklu mam bardzo fajne dzięki świetnym pierwszym 3 częściom, fatalnej (jak na Mroza) części czwartej, w której jedyne co jest ważne dla spójności fabuły cyklu znajduje się na ostatniej stronie i zawarte jest w dosłownie jednym zdaniu, no i oczywiście ostatniej części.

Zdecydowanie polecam.

Siadając do tej książki miałem strasznie mieszane uczucia. Poprzednie książki Mroza były idealnym dowodem na to, że ilość nie równa się jakości. Pan Remigiusz gubił się w narracji swoich opowiadań, ponieważ jego dwie ostatnie książki sprawiały wrażenie, przynajmniej dla mnie, jakby brakowało im jakichś 50 stron z wyjaśnieniem. W Nieodnalezionej brakuje jakiegokolwiek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale czytając kolejną już książkę Mroza mam wrażenie jakby gdzieś umknęła mi spora jej część.

Ginekolog, który prowadził ciążę Chyłki kontaktuje się z nią ponieważ chce ją zatrudnić aby ta pomogła mu w pewnej dziwnej sprawie. Doktor dostaje testament od dziewczyny, którą widział tylko raz w życiu i szybko zostaje oskarżony o jej zamordowanie. Żeby bardziej nakłonić Joannę do obrony swojej osoby daje jej coś, pewną sposobność, która doprowadzi do oczyszczenia Kordiana ze wszystkich zarzutów.

Sam początek wydawał mi się strasznie naciągany, nie wiem czy tylko ja odniosłem takie wrażenie, ale coś mi tutaj po prostu nie grało. Sam sposób wyciągnięcia Zordona z aresztu wygląda trochę tak jakby Pan Remigiusz pożałował swojej decyzji z ostatniej książki i szybko chciał ją naprawić. Niestety moim zdaniem efekt jest słaby bo w życiu nie uwierzę, że prokuratura ot tak by mu odpuściła w obawie przed ujawnieniem pewnych faktów ze sprawy Al Jassana.

Wyjaśnienie? Cóż od pewnego momentu spodziewałem się kto będzie głównym złym i się nie pomyliłem. Zastanawia mnie jedynie jakim cudem Joanna doprowadziła do takiej sytuacji, wcześniej w Zaginięciu nie miała wątpliwości jak postąpić.

Całą książkę czyta się szybko, jak zawsze zresztą, ale brak mi tutaj jakiejś świeżości, czegoś nowego czego Mróz jeszcze nie wykorzystał. Nie szukam dziury w całym tylko po prostu coraz bardziej zaczynam dostrzegać, że ilość =/= jakość. Samo zakończenie całkowicie przewidywalne, Pan Remigiusz po prostu nie pozwoli aby pewne rzeczy się wydarzyły.

Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale czytając kolejną już książkę Mroza mam wrażenie jakby gdzieś umknęła mi spora jej część.

Ginekolog, który prowadził ciążę Chyłki kontaktuje się z nią ponieważ chce ją zatrudnić aby ta pomogła mu w pewnej dziwnej sprawie. Doktor dostaje testament od dziewczyny, którą widział tylko raz w życiu i szybko zostaje oskarżony o jej zamordowanie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bill Clinton powiedział o serialu "House of Cards" jedną ciekawą rzecz - jedyny moment, w którym twórców poniosła fantazja polityczna był wtedy, kiedy kongres nadzwyczajnie szybko przegłosował reformę o edukacji. Cała reszta, ta brudna gra, brak skrupułów i niszczenie cudzych żyć są tam na porządku dziennym. Czytając najpierw "Wotum nieufności" jakiś czas temu, a teraz "Większość bezwględną" mam jedynie nadzieję, że jakiś emerytowany polityk pokroju Kwaśniewskiego/Wałęsy nie wypowie się tak o tych książkach, bo mimo to gdzieś tam mam nadzieję, że ludzie rządzący tym krajem nie są aż tak upodleni.

Książka bardzo dobra, już druga z kolei po nieudanym horrorze. Dowodzi to jedynie tego, że każdemu potrzeba przerwy. Czyta się bardzo szybko, akcja rozwinięta typowo jak u Mroza, najpierw trzęsienie ziemi a potem siła tego trzęsienia tylko rośnie. Bardzo fajnie jest tutaj ukazana relacja, która może powstać między dwoma wrogami kiedy łączy ich wspólny cel. Trochę fabuły udało mi się przewidzieć przed tym jak Mróz sam nas o niej informuje w książce. Końcówka jak to u niego już bywa, zaskakuje i wbija w fotel sprawiając, że człowiek niemal nałogowo chciałby przewrócić kolejną stronę, bardzo fajny zabieg z wprowadzeniem pewnej postaci co tylko dowodzi mojej teorii, że któregoś razu dostaniemy od Pana Remigiusza książkę, w której wezmą udział wszystkie ważne postaci z "mrózoverse". Tylko jaki musiałby być problem aby oni wszyscy musieli się z tym zmagać razem? Czekam na więcej

Bill Clinton powiedział o serialu "House of Cards" jedną ciekawą rzecz - jedyny moment, w którym twórców poniosła fantazja polityczna był wtedy, kiedy kongres nadzwyczajnie szybko przegłosował reformę o edukacji. Cała reszta, ta brudna gra, brak skrupułów i niszczenie cudzych żyć są tam na porządku dziennym. Czytając najpierw "Wotum nieufności" jakiś czas temu, a teraz...

więcej Pokaż mimo to