-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-09-13
2018-08-20
2018-07-16
2018-07-09
2018-06-12
Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że współczesna literatura dziecięca nie jest mnie w stanie niczym zaskoczyć. Rzadko przynosiła coś więcej prócz ulotnej rozrywki, a i tak nie raz wątpliwej jakości. Nazbyt często natrafiałem na ckliwe lub patetyczne momenty, jednowymiarowe postacie oraz mało wiarygodne dziecięce sylwetki. Przed czterema miesiącami natrafiłem jednak na "Cudownego chłopaka", który pokazał mi prawdziwe oblicze współczesnych dzieciaków. Niniejsza książka stanowi jej rozwinięcie.
Tym razem chłopiec z anomalią twarzy schodzi na drugi plan, by oddziaływać stamtąd (w mniejszym lub większym stopniu) na pierwszy; przed szereg wychodzą poboczni bohaterowie poprzedniej książki: Julian, Christopher i Charlotte.
Rozdział zatytułowany "Okiem Juliana" przedstawia punkt widzenia chłopca, który wyrządził bohaterowi wiele przykrości i nie odczuwa z tego powodu żadnej skruchy. Poznajemy bliżej rodziców chłopca, usprawiedliwiających zachowanie syna i uniemożliwiających jego wewnętrzną przemianę, oraz kogoś, kto w końcu pozwoli otworzyć mu oczy. "Pluton", to historia Christophera, przyjaciela z dzieciństwa, który rozpoczął nowe życie w innym mieście i przestał wierzyć w starą, wiele kosztującą go niegdyś przyjaźń. "Taniec", to z kolei życie Charlotte i jej nowych koleżanek należących do różnych, nie zadających się ze sobą grup rówieśniczych. Ta historia udowadnia, że przyjaźń nie jedno ma imię i nie warto szufladkować ludzi.
Wcześniejsza książka autorki - od której wszystko się zaczęło - jest w stanie zachwycić niemal każdego. Opisana w niej tragedia, sposób w jaki zmagała się z nią rodzina oraz dojrzewanie jej otoczenia sprawiły, że sprawdziła się nie tylko jako książka dla dzieci. W "3 cudownych historiach" akcenty zostały rozłożone nieco inaczej; opowiadają one przede wszystkim o zwykłych dzieciach i ich małych w naszych oczach, a tak naprawdę dużych, "życiowych" problemach.
Często poruszamy na tym forum temat czytelnictwa oraz tego czy to istotne, co się czyta, gdy się w ogóle czyta. Niniejsza powieść uświadamia, że jak najbardziej tak. Literatura rozrywkowa może i rozwija wyobraźnię dzieciaków, ale nie nauczy ich jak być odważnym i tolerancyjnym; w prawdziwym świecie żadna różdżka, smok, czy drzwi do innego świata im w tym nie pomogą. Dziecięcy świat jest nie mniej brutalny od tego dorosłego i życzyłbym sobie, by każdy młody człowiek, któremu ciężko się w nim odnaleźć, przeczytał tę właśnie książkę.
Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że współczesna literatura dziecięca nie jest mnie w stanie niczym zaskoczyć. Rzadko przynosiła coś więcej prócz ulotnej rozrywki, a i tak nie raz wątpliwej jakości. Nazbyt często natrafiałem na ckliwe lub patetyczne momenty, jednowymiarowe postacie oraz mało wiarygodne dziecięce sylwetki. Przed czterema miesiącami natrafiłem jednak na...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-04
Zdarza się, że człowiek porwany jakąś ideą zawczasu wypisuje się z życia; rezygnuje z przywilejów cywilizacji, ale i uwalnia od konformizmu, konsumpcjonizmu i innych zniewalających -izmów, by szukać szczęścia gdzie indziej. Prędzej, czy później taką drogę będzie musiał przejść każdy z nas, bo przecież „[…] kiedyś każdy musi pójść do Canudos”.
10 miesięcy toczyła się kampania przeciwko samozwańczemu prorokowi i jego wyznawcom, którzy stworzyli Święte Miasto; tyle czasu zajęło wojskom „oczyszczenie” przedsionka Raju. I choć narrator obiecuje skupić się tylko na czterech ostatnich godzinach, kiedy to została zwołana konferencja prasowa i sąd nad Canudos, dostajemy znacznie więcej niż opis krajobrazu po bitwie.
Świat poznał dwa punkty widzenia na to, co zaszło: przekłamującą rzeczywistość wersję rządową, zarzucającą buntownikom bycie opłacanym przez byłą monarchię, oraz relację naocznego świadka, niejakiego Euclidesa da Cunhii. Jego "Os Sertões" stała się punktem odniesienia dla dwóch innych powieści: "Sądu w Canudos" Sándora Márai oraz "Wojny końca świata" Mario Vargasa Llosy.
Dla węgierskiego pisarza brazylijska epopeja narodowa była jednak tylko pretekstem do szerszych przemyśleń. Dopisał on do tej historii coś, czego mu w zeznaniach zabrakło, nadał jej szerszy kontekst pozwalając, by przekroczyła ramy miejsca i czasu, przyodział w biblijną symbolikę i sprowokował do objęcia stanowiska. Márai nie skupił się na starciu ludzi (nie oni są tu najważniejsi), ale na wartościach, dla których są nośnikami; wartościach, które potrafią zatrząść całymi narodami i z których rodzą się nieśmiertelne legendy.
Czytałem ją nieśpiesznie delektując się stylem autora oraz przenikliwością jego spojrzenia na świat; choć słowo "czytałem" wydaje się w tym przypadku zbyt prozaiczne. Wydaje się, że takiej literatury się nie czyta, z taką literaturą się wyłącznie obcuje.
-------------------------------------------------------------------------------
Pozwólcie jeszcze, że na koniec podzielę się z Wami próbkami interesującego warsztatu autora, jego zamiłowaniem do wtrąceń oraz ciekawych metafor:
„W ostatnich godzinach żołnierze oraz ci, co z bandy jagunços pozostali żywi, wycinali się wzajemnie w sposób tak mechaniczny i bezcelowy, jak kiedy u końca wyprawy myśliwy wystrzeliwuje resztę naboi. Już nie chcieli „zwyciężyć” – bo, choć mgliście, to jednak wszyscy podejrzewaliśmy, że to, co dzieje się teraz, nie jest „zwycięstwem”, lecz jedynie końcem czegoś niedorzecznego i haniebnego – żołnierze i buntownicy chcieli już tylko zabijać, zabijać, jeszcze raz, do ostatniego naboju. W tych godzinach bojownicy byli niczym dzieci, które nie potrafią zaprzestać jakiejś podłej zabawy – torturowania ptaka czy innego podobnego okrucieństwa – bo instynkt zabawy jest silniejszy od rozumnego, celowego działania”.
„Po obu stronach towarzyszyli mu przyboczni adiutanci, którzy na tę okoliczność najwyraźniej ubrali się galowo: przypięli ordery, niektórzy naciągnęli nawet białe rękawiczki giemzowe, wywołujące tutaj na dzikich pustkowiach osobliwe wrażenie, jak gdyby ktoś w puszczy wyrafinowanymi słowami zagadnął pumę”.
Zdarza się, że człowiek porwany jakąś ideą zawczasu wypisuje się z życia; rezygnuje z przywilejów cywilizacji, ale i uwalnia od konformizmu, konsumpcjonizmu i innych zniewalających -izmów, by szukać szczęścia gdzie indziej. Prędzej, czy później taką drogę będzie musiał przejść każdy z nas, bo przecież „[…] kiedyś każdy musi pójść do Canudos”.
10 miesięcy toczyła się...
2018-05-29
Wiarygodny portret psów i zabawny ludzi widziane z perspektywy najbardziej oddanego czworonoga.
Nie tylko koty mają więcej żywotów; zdaniem autora również ich odwieczni wrogowie posiadają przynajmniej kilka wcieleń. O ile koty wykorzystują każde z nich na swój własny użytek, psy zdają się odradzać w jednym konkretnym celu… by zasłużyć na miano naszych najlepszych przyjaciół.
Ellie, to jedno z kolejnych wcieleń, które z poprzednich żyć przypomina sobie wyłącznie lęk przed wodą oraz imię pierwszego Pana. Tym razem odrodziła się jako pies ratowniczy, by ocalić ludzi przed zagubieniem, porwaniem, a nawet samotnością.
Była ona jedną z bohaterek wcześniejszej powieści autora zatytuowanej „Był sobie pies”, gdzie na 97 stronach spisano jej losy. Stanowi to prawie połowę grubości obecnie recenzowanej tu książki, co rodzi pytanie o sens podobnych zabiegów; czy warto rozbudowywać już raz opowiedziane historie, a nade wszystko czy warto po nie sięgać? Wskazane byłoby przyznać się do zabiegu również na okładce (wszak nie każdy robi rekonesans w sieci), by potencjalny nabywca miał świadomość tego, co zastanie w środku i mógł samodzielnie na nie odpowiedzieć. Tutaj niestety takiej informacji zabrakło. Największą przyjemność z lektury będą miały oczywiście osoby, które nie czytały wcześniejszej pozycji, albo które, podobnie jak ja, zdążyły już o niej nieco zapomnieć.
Tytuł z okładki mylnie sugeruje, że przedstawiona historia ogranicza się do początkowego okresu życia czworonoga, a lekka cukierkowość i odwołanie do najmłodszych źle definiują jej prawdziwy target. Mimo lekkiej narracji powieść nie stroni od ciężkiej tematyki. Co prawda wątki te przedstawione są z niezwykłym wyczuciem, na dodatek oczami psa, ale mogą zatrząść poczuciem bezpieczeństwa co wrażliwszych pociech. Sprawdzi się ona za to doskonale jako wzbudzający empatię umilacz czasu dla nieco starszych dzieci, młodzieży oraz dorosłych spragnionych lekkich, wartościowych tytułów.
Upłynęło sporo czasu między obiema książkami, co pozwoliło mi cieszyć się lekturą; dopiero po fakcie uświadamiałem sobie wcześniejszą znajomość niektórych wątków. Gdyby zaznaczono wprost posiłkowanie się wcześniejszą książką oraz właściwie określono docelowego czytelnika, oceniłbym ją prawdopodobnie nieco wyżej. Jej autor ponownie śmieszy, rozczula, zaskakuje perspektywą i rozkochuje czytelnika w niezwykłych stworzeniach.
Za przeczytanie tej książki i dostarczenie wzruszeń serdecznie dziękuję agencji Business and Culture, na której potrzeby została ona napisana.
Wiarygodny portret psów i zabawny ludzi widziane z perspektywy najbardziej oddanego czworonoga.
więcej Pokaż mimo toNie tylko koty mają więcej żywotów; zdaniem autora również ich odwieczni wrogowie posiadają przynajmniej kilka wcieleń. O ile koty wykorzystują każde z nich na swój własny użytek, psy zdają się odradzać w jednym konkretnym celu… by zasłużyć na miano naszych najlepszych...