-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2022-08-05
2022-08-01
Niewinna krew jest drugim tomem cyklu „Zakon Sangwinistów”. Długo zastanawiałem się czy moja krytyka pierwszego tomu nie była za ostra, ale postanowiłem podtrzymać swoją ocenę. Osobiście uważam, że jest to stracony potencjał. Chcę jednak przestrzec przed spojlerami, których mogę użyć w swojej recenzji.
Jeśli miałbym ocenić całą serię (ponieważ wątpię żeby trzeci tom zmienił cokolwiek) to mogę określić to tak: autor obejrzał film Blade i Istota Doskonała po czym postanowił napisać książkę nieudolnie wplatając wątki religijne po pobieżnym przeczytaniu katechizmu (w najlepszym wypadku) bądź strony wikipedii. Mówię tak ponieważ za każdym razem gdy pojawia się jakaś rzecz, która daje nadzieję na coś ciekawego to momentalnie zostaje sprowadzona do banału. Na przykład na początku książki zasugerowano nam, że być może pojawią się inni bogowie (biblia wspomina o innych bogach), ale nie nasz jest jedyny. Mitologia chrześcijańska jest naprawdę bardzo ciekawa i różnorodna, ale po co się wysilać prawda? Niestety nie wiem kto odpowiada za ten stan rzeczy. Czytałem, że James Rollins pisze świetne książki, ale biorąc pod uwagę, że ta seria również ma wysokie oceny, pozostawiam tę kwestię bez rozstrzygnięcia.
Fabuła nie jest wysokich lotów, świat się kończy i trzeba to powstrzymać. Jest to solidna podstawa. Aczkolwiek jak się nad tym zastanawiam to wydaje mi się, że cała fabuła tej książki toczy się w ciągu trzech dni. Niestety w fabułę wpadło trochę nieścisłości. Nie wiem czy to wynika ze zmian jakie autorzy wprowadzili w ostatniej chwili, czy zwyczajne przeoczenie? Dla przykładu nagle twierdzą, że linia Batory wygasła ze śmiercią Batory Darabont, ale chyba zapomnieli, że jej brat dalej żyje. Ci którzy czytali tą książkę mogą powiedzieć, że Darabont mogła ukryć brata. Zgodziłbym się z tym gdyby tylko sangwiniści to powiedzieli, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że Judasz, który przez wieki opiekował się rodem przegapiłby gdzieś brata. Kolejną kwestią jest uczona niewiasta, książka próbuje utrzymać nas w niepewności, kto jest uczoną niewiastą do samego końca, ale do jasnej cholery w pierwszej książce było przecież, że TYLKO UCZONA NIEWIASTA MOŻE OTRZORZYĆ EWANGELIĘ KRWI! Nie pamiętam zapisku, że Ewangelia Krwi może zostać otwarta w obecności uczonej niewiasty. Księgę otworzyła Batory Darabont, także nie rozumiem dlaczego nagle Erin została uczoną niewiastą.
Osobiście uważam, że żaden z bohaterów nie był wybitny. Wszyscy główni bohaterowie: Erin, Jordan, Rhun to karton. Romans między Erin i Jordanem został potraktowany po macoszemu. Ja rozumiem, że ludzie mogą się zakochać pod wpływem sytuacji zagrażającej życiu, ale wciąż jest to zwyczajne kiepskie. Rhun z kolei został odsunięty na boczny tor i stał się niemalże pantoflarzem, który biega za sukienką Elżbiety Batory. W sumie jedyną postacią, która kradnie pierwszy plan to Rasputin.
Tak swoją drogą, w tej książce wszyscy zachowują się jakoś dziwnie (może Boża ingerencja?). Elżbieta Batory momentalnie czuje opiekuńczość do chłopaka, którego ledwo co poznała ponieważ przypomina jej syna (ciekawe, że jakaś z 600 dziewczyn nie przypominała jej córki). Erin pomimo ze swoją traumą po stracie siostrzyczki nienawidziła krzywdzenia dzieci, po przeczytaniu dziennika Batory w sumie ją rozumiała, co tam, że zabijała, woda pod mostem. Judasz usłyszał proroctwo, które niekoniecznie musi się spełnić i z miejsca postanowił, że czas zniszczyć świat. Jordan raz lubi sangwinistów, raz nie.
Zrobiłem jeszcze kolejną sekcję na sprawy religijne ponieważ szczerze mówiąc nie rozumiem trochę sposobu w jaki działa Bóg i jego łaska w tym świecie. Autorzy wzięli katolicki obraz Boga, że kocha wszystkich itd. A następnie pokazują nam coś kompletnie innego. Nie wiem czy to rozdwojenie jaźni jest spowodowane tym, że autorzy pisali na przemian, ale cały czas miałem wrażenie, że coś tutaj się nie zgadzało. Pozwólcie, że przytoczę parę przykładów nieścisłości w działaniu boskich (i fabularnych) mechanizmów.
1) Zacznijmy od wina, do tej pory nie mogę dociec czy czyni ono sangwinistów silniejszymi od normalnych wampirów czy nie. Ja nie o tym. Dostajemy scenę w której do pierwszej komunii sangwinistów przystępują trzej kandydaci. Prowadzący mówi, że tylko ci, którzy chcą naprawdę służyć Jezusowi przeżyją wypicie wina. Jeśli chodzi im tylko o zbawienie duszy to umrą. Oczywiście pierwszy kandydat umiera bo „miał ciemność w sercu”, problem w tym, że tą próbę przechodzi ZDRAJCA, KTÓRY PRZYSTĘPOWAŁ DO SANGWINISTÓW TYLKO PO TO BY SZPIEGOWAĆ DLA JUDASZA I ICH ZDRADZIĆ. Och autorzy zostawili sobie furtkę, że niby on wierzył, ze w ten sposób służy Jezusowi. Naprawdę mam dość tej wymówki. A tak swoją, za każdym razem jak pijesz wino jako sangwinista to ono pokazuje ci twoje grzechy. Najwyraźniej zdrajcy dopiero po 70 latach wino postanowiło pokazać tą scenę jako grzech. Właściwie to jakim cudem on przez 70 lat pozostawał w stanie łaski zdradzając i skazując na śmierć innych sangwinistów?
2) Skoro jesteśmy przy pokazywaniu przez wino grzechów, Rhun ma wizję swojego pierwszego zadania gdzie spotyka wampira dziecko. Następuje rozmowa, że dzieciak zawsze był dobry i się o to nie prosił. Nie wie co się z nim dzieje i, że ludzie, których zabił święci nie byli (zamordowali człowieka). Nasz ksiądz się zawahał, ale ostatecznie zabił wampira, który jako ostatnie słowa wypowiedział, ze mu nei wybacza. Najwyraźniej zawahanie się jest grzechem.
3) Arella (fajne biblijne imię nie?), anioł który ma dar jasnowidzenia został strącony na ziemię bo nie powiedziała Bogu swojej wizji, że Lucyfer się zbuntuje. Czy przypadkiem Bóg nie jest wszechmocny i wszechwiedzący?
4) Pozwólcie, że opowiem wam o czym tak naprawdę jest fabuła tej książki. Gdy Jezus był małym dzieciątkiem ukrywającym się przed Herodem w miejscu zwanym Siwa, popełnił błąd i dokonał swojego pierwszego cudu. Wtedy pojawił się Szatan, który chciał zabić Jezusa. Na pomoc przyszedł mu archanioł Michał, ale niestety podczas obrony Jezusa rozerwało archanioła. Judasz znalazł pierwszą część (tę mroczniejszą), albo otrzymał ją na skutek przekleństwa Chrystusa (książka trochę się w tym mota, z resztą nieważne) a drugą otrzymał współcześnie żyjący nam chłopiec. Chrystus napisał ewangelię własną krwią, która mówi co robić bo jest proroctwo końca świata. Wszyscy zbierają się w Siwie, Judasz ginie, chłopiec tymczasowo się zabija, ich krew się miesza i odradza się Michał. A to znaczy, ze wiedząc co się wydarzy Jezus (albo Bóg) postanowił zaryzykować losy świata by ponownie odrodzić Michała. Cała ta śmierć, potępienie całego rodu i ewentualna zguba świata (bo przecie nie ma gwarancji, że im się uda) tylko dla Michała. Cudowne nieprawdaż? Ręka rękę myje.
5) Kwestia zbawienia jest również ciekawa:
- Judasz, zdradził Jezusa, podczas planowania końca świata pośrednio i bezpośrednio przyczynił się do śmierci wielu ludzi (a nie wiadomo ile zabił przed książkami), niemal zniszczył świat otwierając bramy do piekła. Został z jakiegoś powodu wniebowzięty pomimo nie okazywania skruchy.
- Kardynał Bernard będąc sangwinistą bezwzględnie zabijał niewinnych ludzi podczas pierwszych krucjat, widzimy jak spowodował śmierć niewinnych kobiet i dzieci w meczecie. Jest gotów poświecić wszystkich i wszystko by osiągnąć cel, ale wciąż pozostaje z jakiegoś powodu w łasce.
- Elżbieta Batory, nie tylko zabiła 600 dziewcząt (i 30 we współczesnych czasach. Jaki ładny opis zaserwowano nam osierocenia dziewczyni), zrobiła coś gorszego. Widzicie jeśli zostaniecie przemienieni w wampira z automatu otrzymujecie grzech i jesteście przeklęci (nie ma zbawienia), niezależnie czy zabiliście kogoś czy nie. Podczas udręczania dziewcząt Batory przemienił niektóre z nich w strigoi a następnie zabiła. Co znaczy, ze dosłownie skazała je na wieczne potępienie, jednocześnie popełniając jeden z największych grzechów, czyli przemienienie kogoś w wampira. A jednak i ona została zbawiona, albo dostała możliwość odkupienia swoich win.
- Batory Darabont, zabiła w sumie dwóch ludzi, poświęciła się służbie Judaszowi by jej brat miał spokojne i szczęśliwe życie, ale po śmierci została potępiona odtrącona i albo trafiła do piekła, albo zwyczajnie jej dusza gdzieś błądzi. A podejrzewam, że stało się to również lostem pozostałych wybranych kobiet z rodu Batory.
Jaki z tego wniosek? Znaj odpowiednie osoby, bądź w odpowiednim miejscu i czasie a ujdzie ci bycie bardzo złym człowiekiem. Cholera nawet Hitler mógł zostać zbawiony! Z wyjątkiem Batory Darabont, chrzanić ją.
Osobiście mogę powiedzieć, że ta książka jest mocno przeciętna i zarazem irytująca. Są tutaj jakieś zaczątki dobrego pomysłu, ale pobieżne potraktowanie wątków religijnych mocno ciągnie ją w dół. Mamy tutaj świętoszkowatych wampirów-mnichów, którzy nie zachowują się zgodnie z wiarą chrześcijańską, wręcz przeciwnie zachowują się czasem okrutnie. Brak konsekwencji religijnych. Nie wiem czy autorzy chcieli napisać książkę bardziej realistyczną czy pchali się w Urban fantasy, trochę wyglądało to na próbę pogodzenia jednego z drugim.
Niewinna krew jest drugim tomem cyklu „Zakon Sangwinistów”. Długo zastanawiałem się czy moja krytyka pierwszego tomu nie była za ostra, ale postanowiłem podtrzymać swoją ocenę. Osobiście uważam, że jest to stracony potencjał. Chcę jednak przestrzec przed spojlerami, których mogę użyć w swojej recenzji.
Jeśli miałbym ocenić całą serię (ponieważ wątpię żeby trzeci tom...
2020-05-20
2022-04-15
Czasami zastanawiam się nad życiem, gdzie jest moje miejsce we wszechświecie i czy jego nienawiść do mojej osoby jest przypadkowa. To ostatnie pytanie zaczęło się pojawiać przy tej książce.
Zacznę od ogólnego stwierdzenia, że jest to książka brutalna. Pomimo faktu, że ma tylko 280 stron, przeczytanie jej zajęło mi 9 dni! Nie wiem czy to kwestia czcionki (w końcu stare wydanie) czy też wina samej autorki, ale musicie mieć o na uwadze.
Ogólnie mogę powiedzieć, że książka ma jeden pozytywny aspekt. Autorka nie stroni od postaci, które mają kontrowersyjny pogląd na świat. Z ciekawości rzuciłem okiem na recenzje tej książki i wiele negatywnych recenzji o tym mówiło. Nie zgadzam się z tym, osobiście zaczęły mnie nudzić poprawnie polityczne postacie, które czasami pojawiały się w warunkach gdzie ich być nie powinno. Nie zrozumcie mnie źle, to, że chwalę autorkę za postacie, które mają kontrowersyjne poglądy nie czyni ich z automatu postaciami DOBRYMI.
Ta książka zdecydowanie należy do gatunku książek „mam oryginalnego wampira i autor myśli, że samo odejście od niemalże słownikowej definicji, jaką stworzył Stoker wyniesie ją do roli wiekopomnego dzieła” (mały spojler, ale najczęściej te książki rozpadają się logicznie/fabularnie i płoną gdzieś na dnie śmietnika). Historia przedstawiona jest zwyczajnie nudna, kompletnie bez polotu, czasami nonsensowna. Postać wampira przez swoją „oryginalność” traci kompletnie tożsamość wampira i bardziej postrzegamy go, jako buca mającego kryzys wieku średniego, któremu wszystko się nie podoba, co najzabawniejsze autorka chyba zdawała sobie z tego sprawę, ponieważ przez większą część książki historię obserwujemy z perspektywy innych osób, które zajmują się swoim dniem codziennym a gdzieś tam w tle biega sobie wampir. Pomijam również logikę autorki, najwyraźniej kły są nielogiczne, dlatego dajmy wampirowi igłę pod językiem i zróbmy z niego jakieś naturalne stworzenie.
Książka rozbita jest na pięć rozdziałów, które są swojego rodzaju mini opowiadaniami, omówię je po kolei:
1) Pierwsze opowiadanie jest z perspektywy Katje, która pochodzi z Afryki. Mamy tutaj trochę rasizmu w stosunku do czarnoskórych (i trochę innych kontrowersyjnych poglądów), problem w tym, że choć postać niby nie ufa czarnoskórym to robi coś zupełnie odwrotnego, czyżby autorce zabrakło odwago dopiąć ten aspekt do końca? Katje jest myśliwą, która polowała na lwy i inne groźne gatunki zwierząt. Opowiadanko trochę porównuje ją z pracownikami uniwersytetu, robi to trochę nieudolnie, ale ogólnie może być. Nasza protagonistka odkrywa, że dr Weyland jest wampirem. Oczywiście robi to najbardziej nonsensowny sposób. Ot asystent wychodzi z budynku, upada na jedno kolano, dr Weyland go mija i udaje się do samochodu. DOWÓD! Chociaż sama stwierdziła, że w sumie mógł szukać kluczy, które mu wypadły czy coś, ale nie to jest DOWÓD, że jest on wampirem. Mamy tutaj też wykład, który jest ekspozycją jak wygląda wampir w tym świecie: czyli kompletnie nudny.
2) Drugie opowiadanie dzieje się zaraz po pierwszym. Weyland jest uwięziony i pokazywany ludziom za pieniądze. Jeśli myślicie, że to coś ciekawego to muszę was rozczarować. Jest to prawdopodobnie najnudniejsza część książki. Tym razem patrzymy na wydarzenia przez oczy Marka, nastolatka. Zakładam, że celem tego rozdziału było pokazanie, jak ludzie reagują na wampira i, że ludzie są źli czy coś w tym guście, ale gdzieś to chyba zaginęło podczas kolejnego wywodu jak to Mark lubi sobie rysować plany Kosmicznego Miasta.
3) Trzecia historia to jak po wydarzeniach z drugiej części Weyland udaje się do psychologa. Nasza protagonistka Floria, jest kobietą, która nie daje sobie rady z własnym życiem i jest najwyraźniej bardzo kiepską pomocą psychoanalityczną. Nie wiem, po co mi wywody Florii, która narzeka, że jej córka stała się kurą domową, ale najwyraźniej autorka uznała to za bardzo ważne. Oczywiście nic tutaj się nie dzieje, mamy trochę informacji jak poluje i tyle.
4) Czwarta historia to przepisanie opery „Tosca”. Nie żartuję. Celem tego bezsensownego rozdziału było pokazanie, że sztuka też potrafi wstrząsnąć wrażliwością wampira. Kij tam, że w trzecim rozdziale było to ujęte w jednym akapicie, lepiej zmarnować czas czytelnika. No dobrze przepisała Toscę, mamy reakcję Weylanda, ale po cholerę mi reakcję malarza, dwóch kobiet itd. Oczywiście wszystkie te postacie pojawiają się tylko w tym rozdziale i wraz z nim znikają. Kompletnie niepotrzebny rozdział.
5) Piąta historia to kulminacja, gdzie Weyland udaje się do snu, który potrwa wiele lat. Jakaś postać popełnia samobójstwo, mamy chyba się o to troszczyć, ale jak mamy się troszczyć o postać, która pojawia się w rozdziale i łączna ilość stron, na których się pojawia wynosi coś koło pięciu? Niby Weyland zaczyna mieć jakieś ludzkie uczucia po przejściach z książki, ale tak naprawdę nie ma. Książka MÓWI, że ma, ale nie potrafi tego POKAZAĆ. Wampir do końca pozostaje tym samym bucem.
Przypomniały mi się słowa NRGeeka, który w swoim cyklu „Odchamiamy się” podczas recenzji książki stwierdził, ze na podstawie życia każdego z nas można napisać książkę, ale ostatecznie większość tego nie będzie interesująca i nikt tego nie będzie chciał czytać. Ogólnie, nie każda historia jest warta opowiedzenia. Ta zawarta w tej książce zdecydowanie nie jest. Autorka próbuje snuć jakieś filozoficzne wywody, wciąż pozostając pod wrażeniem, jak bardzo oryginalnego wampira stworzyła. Jednak tak naprawdę jest to historia nudna, kompletnie niepotrzebna i zwyczajnie kiepska.
Czasami zastanawiam się nad życiem, gdzie jest moje miejsce we wszechświecie i czy jego nienawiść do mojej osoby jest przypadkowa. To ostatnie pytanie zaczęło się pojawiać przy tej książce.
Zacznę od ogólnego stwierdzenia, że jest to książka brutalna. Pomimo faktu, że ma tylko 280 stron, przeczytanie jej zajęło mi 9 dni! Nie wiem czy to kwestia czcionki (w końcu stare...
2021-10-10
Zapewne wszyscy tutaj słyszeli o stwierdzeniu, że książka jest lepsza od filmu. W większości przypadków tak jest. Dzisiaj przedstawię wam wyjątek, w którym to dwie ekranizacje okazały się lepsze od książki.
Choć wstęp może się wydawać brutalny, to jest wciąż przyzwoita książka. Muszę jednak przyznać, że szum wokół „Wpuść mnie” i jej dwóch ekranizacji jest lekko przesadzony. Historia owszem jest dobra, ale nie uważam, ze jest AŻ tak dobra by śpiewać o niej peany jak to niektórzy robią. Ewentualnie można to podpiąć pod szkodliwość „Zmierzchu” i ogólnej degeneracji fikcji o wampirach.
Krótko o pozytywach, ponieważ uważam, że negatywy powinny być omówione bardziej szczegółowo. Historia nie jest jakaś rewolucyjna, ale jest dobra i dość rzadko spotykana w wampirze fikcji. Dużym plusem jest natomiast brak perspektywy wampira (poza jedną czy dwiema scenami), dzięki czemu do końca nie jesteśmy pewni czy to co mówi i robi Eli jest prawdą czy też bardzo subtelną manipulacją.
Mając już to za sobą omówmy negatywy:
Książka ma za dużo niepotrzebnych wątków. Zamiast skupić się na wątku głównym: Oskar i Eli autor serwuje nam kompletnie niepotrzebny wątek Tommy’ego, wątek pijaczków jest chyba tylko po to by wyjaśnić jak działa wampiryzm (Duży błąd), dostaliśmy nawet kawałek z perspektywy wiewiórki… a im mniej powiem o perspektywie Hakana „szlachetnego pedofila” tym lepiej… Filmy zrobiły zdecydowanie lepszą robotę, szczególnie, że wyrzuciły wątek Tommy’ego i w większości Hakana oraz przycięły wątek pijaczków.
A propo Hakana, mamy zaserwowany wątek pedofilski. Ogólnie jest to wątek użalania się nad sobą, historia jak spotkał Eli no i jego preferencji seksualnych. Nie zrozumcie mnie źle, nie krytykują książki za samo istnienie takich wątków. Jeśli są dobrze napisane, (w co wątpię tutaj, ale niech inni zdecydują) mogą być bardzo dobrą historią. Mój problem jest taki: jeśli zaserwowałeś nam scenę wynajęcia dwunastoletniego chłopca w toalecie biblioteki narodowej Szwecji (mam nadzieję, że to nie jest prawda) i zjawia się otumaniony narkotykami/lekami dzieciak, który ma wybite przednie zęby by mógł lepiej… no wiecie, TO KOGO ZSZOKUJE PÓŹNIEJ OBECNOŚĆ WAMPIRA?!
To podsunęło mi pewną myśl: wydaje mi się, ze ta książka nami manipuluje. Typowo przedstawia ludzi, jako kurwy, hipokrytów itd. Nawet jedyny porządny bohater okazał się kimś innym. Podejrzewam, że to mógł być celowy zabieg by przedstawić Eli w bardziej pozytywniejszym świetle.
Kolejny problem – Oskar. Nasz główny bohater. Niby ma dwanaście lat, ale jego przemyślenia są podobne do przemyśleń czterdziestoletniego mężczyzny. Czasami jego wiek przejawia się w dialogach, kiedy autor sobie przypomni, że pisze od dwunastolatku, ale też nie zawsze. Ja mogę zrozumieć, że może to być wynikiem znęcania się, ale raczej wątpię by one poleciały aż do takiego stopnia.
Ogólnie a propo tego znęcania, podejrzewam tutaj, ze może tutaj być wynikiem jego budzącej się socjopatii/psychopatii, ale to tylko moje domysły. Ogólnie przedstawiono go jako ofiarę totalną, pomimo faktu, że ma ludzi, którzy go chcą wspierać (Mama i Avila), ale wiecie… trzeba czasami pompować dramę.
A skoro jesteśmy przy prześladowaniu to wyobraźcie sobie szkolnych prześladowców z filmów z lat 80. A teraz sobie wyobraźcie tych prześladowców podkręconych do 100, aż wskaźnik sięgnął czerwonego pola. Poziom psychopatii tych ludzi jest zdumiewający.
Przejdźmy teraz do wampiryzmu. Autor popełnił błąd starając się go wyjaśnić (nigdy tego nie robimy) by stał się bardziej naturalny i realistyczny. Problem w tym, że z jednej strony mamy realistyczne: wampiry, jako zarażeni, tkanka mózgowa rosnąca wokół serca, bo to rodzący się drugi umysł z instynktami wampira a z drugiej: palące słońce, potrzeba zaproszenia i metamorfoza ciała. Taa… No i przekazywanie wspomnień przez pocałunki… bardzo realistyczne…
Ogólnie wychwyciłem pewien błąd. Eli potrzebuje zaproszenia by wejść do mieszkania w zależności od drogi, jaką wejdzie. Jeśli weszła przez okno, to będzie potrzebowała kolejnego zaproszenia do drzwi. Potem potrzebowała zaproszenia do wejścia na basen. Ale z jakiegoś powodu MOGŁA wejść do szpitala…
Jeśli chcecie koniecznie poznać historię Oskara i Eli sugeruję wam sięgnąć po „Let The Right One In” bądź amerykańskie „Let Me In”, które są zdecydowanie lepsze od książki. Te szczątki historii Eli nie są warte przebrnięcia przez stos niepotrzebnych rzeczy. Jeśli masz trochę większą tolerancję na takie rzeczy, ta książka będzie dla ciebie przyzwoitą lekturą.
Zapewne wszyscy tutaj słyszeli o stwierdzeniu, że książka jest lepsza od filmu. W większości przypadków tak jest. Dzisiaj przedstawię wam wyjątek, w którym to dwie ekranizacje okazały się lepsze od książki.
Choć wstęp może się wydawać brutalny, to jest wciąż przyzwoita książka. Muszę jednak przyznać, że szum wokół „Wpuść mnie” i jej dwóch ekranizacji jest lekko...
2021-09-19
Na wstępie pragnę nadmienić, że to moja pierwsza książka zarówno tego autora jak i autorki. Dlatego trudno mi powiedzieć, kto odpowiada za wady tej powieści, jeśli czytałeś już jednego z wyżej wymienionych twórców, zapewne wskażesz winowajcę.
Czym jest „Ewangelia krwi”? Jest to książka, która usiłuje wzbić się na popularności „Kodu Leonarda da Vinci” Browna. Ponownie mamy tajemnicę (nie za bardzo) religijną i wampiry. Opisywałem już wcześniej podobną książkę – „Historyk”. Dzieło pani Kostovy było niezmiernie głupie, „Ewangelia Krwi”, choć częściowo też jest głupia ostatecznie bardziej rozczarowuje.
Przede wszystkim rzeczy tyczące się religii chrześcijańskiej. Jeśli spodziewacie się czegoś ciekawego, może nawet jakiejś zabawy mitologią chrześcijańską, która jest nader ciekawa to was rozczaruję. Dostajemy odpowiednik wizyty w McDonald’s religijnych wątków. Prawdopodobnie, dlatego, że autorzy nie przeprowadzili żadnych badań nad tematem (nie tylko tym). Moje podejrzenia utrwaliły się w momencie, gdy autorzy zasugerowali, że kościół rosyjski podlega Rzymowi. Poniżej podam kilka kwiatuszków, jakie wyłowiłem z tej książki:
= Najwyraźniej Kościół powstał by walczyć z wampirami
- Wszystko jest prawdziwe, nie ma żadnego pola do interpretacji. Nawet przemiana wina w krew
- Możesz być fanatycznym członkiem sekty i skazywać nowo narodzone dzieci na śmierć nie zabierając ich do lekarza tylko poddając woli Boga a i tak pójdziesz do nieba
- Najwyraźniej jedyną drogą do zbawienia jest bycie chrześcijaninem (w sumie wizja miliardów azjatów idących do piekła jest całkiem zabawna)
- Autorzy wymyślili sobie sektę fundamentalnych katolików, która za bardzo nie istnieje. Ponieważ podstawą wiary katolików jest przyjmowanie sakramentów
- Fuj ci starożytni rzymianie to zło wcielone!
- Najwyraźniej zakon sangwinistów jest oddzielny od Kościoła i przestrzega starych zasad, dlatego kobieta może zostać wyświęcona na księdza, ale jednocześnie przestrzegają zasady celibatu… (niby się tłumaczyli, czemu, ale o tym w sekcji o wampiryzmie)
Tak swoją drogą w książce wielokrotnie nazistów nazwano faszystami (dla tych, którzy nie widzą w tym problemu to są dwie różne rzeczy), niech to wam podpowie, jaki „research” zrobili autorzy.
Historia jest prosta, szybko się czyta i szybko się kończy (równie szybko zapomina). Oczywiście ktoś mógłby kwestionować działania sangwinistów, dlatego żeby nie było żadnych moralnych wątpliwości zróbmy z ich przeciwników najczarniejsze postacie, jakie tylko mogą chodzić pod słońcem. Wszystkie sekrety, których szukamy poukrywajmy w sekretnych tunelach. A zakończenie niech będzie rezultatem tego, że ich kompetentny przeciwnik nagle dostanie ogłupienia. Nawet lekki twist fabularny nie obronił tego zakończenia w moich oczach. Tak swoją drogą Ewangelia jest książką, co jest niemożliwe, bo w tamtych czasach książki nie istniały, ale kogo to obchodzi nie? Podczas walki deus ex machina uratowała Rhuna bo najwyraźniej nikt nie czyści klatki. A, przepowiednia! Tak! Wszystko napędza przepowiednia! Bardzo chrześcijańskie!
A nie przepraszam, jedno mi zapadnie w pamięć. Od dzisiaj, gdy ktoś wspomni tą książkę od razu nasunie mi się skojarzenie kogoś, kto wyciąga zestaw pierwszej pomocy z kieszeni. Czasami wspominali, że jest to miniaturowy, ale czy serio są takie małe zestawy pomocy? I w ogóle skąd je brali? To było dziwne…
Bohaterowie są również niezbyt interesujący. Najciekawszą postacią jest Rasputin. Na tym mógłbym poprzestać, ale parę rzeczy rzuciło mi się w oczy. Przede wszystkim dwójka głównych bohaterów to amerykanie (jakżeby inaczej), z Izraelczyków zrobili buców z kolei student z Niemiec jest obrażony, ponieważ Erin nie uznaje biblii, jako źródła historycznego. Człowiek czasami się zastanawia…
Romans między Erin a Jordanem za bardzo nie ma sensu. Choć z psychologicznego punktu widzenia to jakiś sens ma, że ludzie w niebezpiecznych sytuacjach zbliżają się do siebie i (podobno) tworzą, jako takie trwałe związki o tyle ich zachowanie jest już bardzo dziwne i z lekka wymuszone.
Jordan ogólnie jest typowym żołnierzem, bardzo wyjątkowy, bo przeżył uderzenie pioruna. Typowy szlachetny żołnierz (no chyba, że niewinną arabską rodzinę będzie musiał dronem załatwić). Ogólnie nic ciekawego.
Erin jest o wiele ciekawsza, bo to „silna i niezależna” kobieta jest. Archeolożka wychowująca się w fanatycznej odizolowanej sekcie katolickiej, która uważała, że kobiety powinny pełnić tradycyjną rolę. I tutaj robi się zabawnie, ponieważ Erin umie strzelać! Jak się nauczyła? Polowała! Tylko tutaj moje pytanie: czy sekta, która zabraniała jej chodzić w spodniach i wymuszała spódnice pozwoliłaby jej polować? Ale nawet to wyjaśnienie nie pozwoliłoby jej oddać niemalże snajperskiego strzału (tutaj mam podejrzenie, że wystrzeliła więcej naboi niż jej broń powinna mieć w magazynku). Ta bohaterka jest tak dobra, że nawet nie pomyślała o swoich studentach. Myślałem, że nie wspomni o nich do końca książki i prawdopodobnie by tego nie zrobiła gdyby nie spotkała jednego z nich. No i oczywiście jest zabójczynią wampirów, ponieważ najwyraźniej podniesienie srebrnego noża momentalnie czyni z ciebie łowcę wampirów.
Rhun Korza – ksiądz, typowy dobry wampir. Widziano już takich do porzygu, nic nowego nie powiem. Może z wyjątkiem, że nasz księżulek to cwaniak, przemienił kogoś w wampira (za duży spojler to nie jest, bo każdy choć z krztą rozumu momentalnie będzie wiedział do czego to zmierza) i cwaniaczek zamknął swoją ukochaną na 400 lat w trumnie. Nasz bohater!
Pozostała jeszcze kwestia wampiryzmu. Podejrzewam, że autorzy zapatrzyli się na Wampira: Maskaradę, ale mogę się mylić. W końcu zbieżność pomysłów też może wystąpić.
Przede wszystkim wampiry są martwe, ich serca nie biją, ale krew krąży i nawet mogą nią sterować w swoich ciałach (patrz wyjaśnienie wyżej). Są szybkie, silne i zimne. I chyba nie mają duszy, ale po śmierci gdzieś idą, tylko jak skoro nie mają duszy? Jeszcze sangwinistów bym zrozumiał, w końcu Bóg może im dać tą duszę, ale co z resztą?
Pomniejsze rzecz: wampiry produkują ślinę i łzy. Czemu? Ślina służy by łatwiej było przełknąć pokarm stały, wampir jej nie potrzebuje (Bo nie jedzą w tej książce).
Poważniejsza rzecz: wampiry nie muszą oddychać (po za oddychaniem by móc mówić). Czemu zatem czują zapach krwi? Skoro jesteś tak bardzo nią kuszony po prostu przestań oddychać! To była scena podczas walki!
Podobał mi się pomysł, że krew wampira może skazić zwierzęta i uczynić z nich monstrum na usługach krwiopijcy.
Teraz problemy, które tyczą się sangwinistów:
Przestrzegają celibatu. Niby wyjaśnili, że seks budzi w nich bestię, ale kto im każe uprawiać seks ze śmiertelnymi kobietami? Nie mogą kopulować między sobą?
Krew Chrystusa – cały ten koncept niesie ze sobą pewne problemy. Przede wszystkim, gdy piją je sangwiniści pokazuje im ich grzechy, co jest bardzo (aż za bardzo) wygodnym sposobem na opowiedzenie historii postaci Rhuna (swoją drogą, jeśli zostało się brutalnie i wbrew swojej woli przemienionym w wampira i być może przy okazji zgwałconym – TO WCIĄŻ JEST LICZONE JAKO GRZECH!) i podobno czyni sangwinistów silniejszych od normalnych wampirów (mogą też mniej więcej chodzić za dnia) i są silniejsi na poświęconej ziemi. Problem w tym, że Rhun okazał się silniejszy gdy napił się krwi człowieka, było nam to pokazane i on nawet sam powiedział, że poczuł się SILNIEJSZY! Widzicie tutaj problem?
Tak swoją drogą niektórzy idą do podziemi kontemplować i najwyraźniej robią to tak długo, że kurz na nich osiada i zmieniają się w posągi? Albo zmieniają się w posągi? Normalnie życie w kij fantastyczne…
Osobiście uważam tą książkę za słabą. Autorzy próbują budować jakąś atmosferę, ale im nie wychodzi. Raczej marna podróbka „Kodu Leonarda da Vinci”. Biorąc pod uwagę, że chyba wstrzymano jej druk i teraz chodzi w bardzo wysokich cenach sugeruję unikanie jej. Tylko ja powinienem być takim łosiem, który wyrzuca takie pieniądze na ten obornik…
Na wstępie pragnę nadmienić, że to moja pierwsza książka zarówno tego autora jak i autorki. Dlatego trudno mi powiedzieć, kto odpowiada za wady tej powieści, jeśli czytałeś już jednego z wyżej wymienionych twórców, zapewne wskażesz winowajcę.
Czym jest „Ewangelia krwi”? Jest to książka, która usiłuje wzbić się na popularności „Kodu Leonarda da Vinci” Browna. Ponownie...
2021-08-03
To będzie trochę odmienna recenzja od tych, które zostawiam normalnie. Najpierw jednak chciałem się wytłumaczyć, czemu postanowiłem dać tej książce jedną gwiazdkę. Moim pierwszym powodem jest to, że takie recenzje przykuwają uwagę, uważam, że ludzie zastanawiający się nad kupnem tej książki powinni wiedzieć, co mogą kupić. Drugim powodem jest moja osobista satysfakcja.
Małe ostrzeżenie: będę sypał spojlerami, ale uważam, że powinieneś o nich wiedzieć zanim kupisz tą książkę. Czytanie tej recenzji zostawiam do waszej decyzji.
Część z was zapewne widziała tą książkę na liście najlepszych książek o wampirach na jakiejś stronie bądź u ulubionego booktubera. Nie dziwię się, że się tam znalazła. Jest to jedna z tych rzeczy, która sprawia wrażenie dobrej, ale gdy przyjrzymy się temu bliżej szybko odkrywamy drobne wady, potem kolejne, aż problemy zaczynają się mnożyć. Czy można przebrnąć przez książkę i ich nie zauważyć? Jak najbardziej, ale osobiście uważam, ze wtedy nienajlepiej świadczy to o czytelniku.
Historia książki jest również interesująca, według artykułu, który znalazłem pisanie tej książki zajęło autorce dziesięć lat (co jeszcze gorzej o niej świadczy) i została wydana dwa lata po „Kodzie Leonarda da Vinci”. Mój wewnętrzny cynik podpowiada mi, że albo autorka kłamie z tymi dziesięcioma latami albo zwyczajnie mamy tutaj do czynienia ze zbiegiem okoliczności, a łase na pieniądze wydawnictwo wzięło tą książkę mając nadzieję, że trafił im się drugi Dan Brown. Sami zdecydujcie.
Przejdźmy wreszcie do książki, zacznę od rzeczy (nie do końca) pozytywnych:
1) Piękne opisy miejscówek. Elizabeth Kostova naprawdę pięknie opisała te miejsca, albo była tam osobiście, albo jest to wynik jej badań. Jeśli potrzebujecie opisu jakiegoś miejsca, autorka jest osobą, którą szukacie.
2) Badania, które przeprowadziła na temat Draculi i miejsc, które opisywała są bardzo dobre i zawierają w sobie więcej informacji niż większość książek o tej tematyce.
A teraz jak to autorka schrzaniła:
1) Opisy te nie zawsze są potrzebne, a co gorsza są w miejscach gdzie w ogóle nie powinno ich być! Obszerne opisy miejsc niezwiązanych z poszukiwaniami pojawiają się w listach!!! (o tym później)
2) Badania, które przedstawia autorka są niewiarygodne i używa ich w sposób, który jest jej wygodny. Dla przykładu rysuje Vlada, jako krwiożerczego tyrana i sugeruje, że słynny las pali, na który nabił Turków był niemalże codziennością. Normalnie facet mordował swoich poddanych codziennie (swoimi oczyma widziałem Mela Brooksa, jako króla, który dziwił się, czemu ludzie wszczynają rewoltę jednocześnie strzelając do wieśniaka wystrzelonego w powietrze).
Początkowo myślałem, że motywacja w postaci pogrzebania żywcem jego brata przez bojarów nie zostanie wspomniana, ale nie. Została. Jednym zdaniem a potem szybko zapomniana, bo najwyraźniej była niewygodna.
Jest jeszcze fakt, że wszystkie te informacje są niepotrzebne, zwyczajnie nużą (a mówię tutaj, jako wielbiciel wampiryzmu) albo gryzą się z tym, co się dzieje w książce (ponownie o tym później).
Jak zawsze zacznijmy od strony technicznej książki. Kostova próbowała połączyć „Draculę” Stokera z „Kodem Leonarda da Vinci” Browna. Choć nie mam kompetencji do oceniania strony Browna, o tyle mogę powiedzieć, że próba skopiowania Stokera skończyła się marnie.
W książce mamy trzech narratorów: profesor Rossi (listy), ojciec Paul (opowieść/listy), córka, która niby to spisuje i jednocześnie przeżywa w teraźniejszości (są jeszcze pocztówki Helen, ale są tak znikome, że nie zaliczam jej do narratorów). I teraz zaczyna się zabawa, ponieważ narracja z perspektywy córki nie jest absolutnie potrzebna, nic się podczas niej nie dzieje (z wyjątkiem bycia świadkiem końca Draculi, ale to łatwo można przenieść na ojca) i gdyby się jej pozbyć nie tylko skrócilibyśmy książkę o jakieś 200 stron, ale również pozbylibyśmy się problemów, jakie generuje jej obecność.
Kolejnym problemem narratorów jest ten, że nie ma między nimi żadnej różnicy. Brzmią oni tak samo. A mówimy tutaj o starym człowieku, starszym człowieku i szesnastoletniej dziewczynie. Jasne, możemy to jakoś obronić, że to córka jednak ostatecznie spisuje to wszystko w książce, ale przypominam, że Rossi pisał listy, które ona niewątpliwie cytuje, ponieważ były wzmianki, że posiadają tę dokumentację. Podejrzewam, że lisy od ojca również zachowała.
Następnym problemem narracji jest jej kompletna niewiarygodność (co ponownie jest wygenerowane obecnością córki, jako narratorki). Lwia część fabuły (97%) jest nam przekazywane przez listy bądź opowieści ojca. To niewątpliwie próba imitacji Stokera. Problem w tym, że nie są one wiarygodne. Dla przykładu ojciec pisał list do córki o swoich dalszych przygodach, pisze, że poleciał do Stambułu polować na Draculę, po czym rozwodzi się o zwiedzaniu Hagi Sophii (co zrobił tylko w ramach rekreacji) i opisywaniu/podziwianiu świątyni. I tego jest pełno, zarówno u Rossiego jak i ojca. Co się wiąże z kolejnym problemem…
Autorka zwyczajnie napisała artykuł na dwadzieścia stron. Czemu tego nie streściła? Pytam, ponieważ streszczenie tego artykułu miałoby większy sens fabularnie. Ten artykuł pojawił się, kiedy wymknęli się na chwilę tajniakowi służb komunistycznych i profesor zwyczajnie zaczął go czytać!
Piątym już problemem technicznym i kolejnym wygenerowanym przez niepotrzebną córkę jest to, że ojciec opowiada jej swoje polowanie na Draculę w kawałkach przez kilka lat. Nie liczyłem dokładnie, ale domyślam się, że gdzieś około dwóch. A wytłumaczenie? Facet jest taką cipą, że zwyczajnie brak mu odwagi opowiadać, dlatego po pierwszej opowieści, w której zrzucił bombę, że Dracula jeszcze żyje zamknął się na parę miesięcy. I tak się dzieje do momentu aż zostawi córce listy (które dalej wyglądają jak jego opowieści), rozdział o polowaniu na wampiry przetykany czymś kompletnie nieznaczącym. Co jest powiązane z KOLEJNYM problemem…
SZÓSTY już problem, który jest efektem niepotrzebnego narratora. Rozdział 23 jest kompletnie nie na miejscu. Wygląda to tak: kończy się rozdział 22, rozdział 23, potem w 24 kontynuujemy sytuację z końca 22. Pozwólcie, że przedstawię wam sytuację: ojciec okłamał córkę, że ma coś ważnego do załatwienia, ale ta przez przypadek znajduje go w bibliotece (kończy się rozdział 22), nagle bezceremonialnie zaczyna się opowieść o jego polowaniu na Draculę (rozdział 23), a na początku rozdziału 24 córka pyta się ojca, co on tutaj robi. Oczyma wyobraźni wyobraziłem sobie, że córka przyłapała ojca na czytaniu książki o wampirach a ten żeby pominąć niewygodne pytania szybko zaczął opowiadać swoją historię, a gdy skończył nastała chwila niezręcznej ciszy, po której córka i tak zadała to pytanie. Miałem wtedy niezły ubaw…
I to już chyba ostatni techniczny problem, bardzo złe prowadzenie fabuły. Wygląda to jak wykolejony pociąg i mówię to z pełną świadomością mych słów. Historia tej książki jest pchana przez deus ex machiny przez całą jej rozciągłość. Spotkali faceta, który coś wie, zupełnie przypadkiem. Spotkali kolejnego faceta, który coś wie zupełnie przypadkiem, ale ten jest członkiem zakonu tropiącego Draculę i przedstawia ich człowiekowi, który coś wie i zupełnym przypadkiem również go spotkali, gdy włóczyli się po mieście. Zupełnie przypadkiem Rossi zgubił listy. PRZYPADKOWO potknęła się i jej obcas utknął obok tajnego przejścia do grobowca Draculi… Jestem prawie pewien, że gdyby główny bohater poszedł do Toi-Toia to na plastikowych drzwiach byłby wystrugany rysunek kołkowanego wampira i jakiś wierszyk, który poprowadzi ich dalej.
Mając problemy techniczne za sobą porozmawiajmy trochę o fabule. Ponieważ córka jest nic nieznaczącym bohaterem (i kompletnie niepotrzebnym) pominę ją milczeniem i za głównego bohatera uznam Paula (ojca).
Cóż mogę powiedzieć o Paulu? Jest to najprawdopodobniej osoba chora psychicznie. Strasznie wszystko przeżywa i najwyraźniej nie może spać, bo całe noce rozmyśla jak to Osmanowie byli okrutni. Oczywiście mówimy tutaj o historyku. Człowiek ten ma ochotę rzucać się do całowania czegokolwiek nowo poznanych osób, np. matki Helen.
Facet jest dosłownym beta orbiterem Helen, nie wiem czy to kompleks prawiczka? Do wszystkich kobiet mówi „niewiasta”. Nie Paul, to nie jest niewiasta, to stara baba, która powinna już dostać karnet na plażę by przyzwyczajać się do piachu. Podejrzewam jednak, że ta kwestia jego osobowości i poprzednia wiążą się z nieudolną próbą kopiowania stylu Stokera, ale autorka zwyczajnie nie pomyślała, że takie rycerskie zwroty będą się gryźć z nowoczesnym stylem.
Paul jest również debilem. Jak na historyka, który pisze doktorat jest nieogarnięty. Szukają archiwum, w którym był Rossi, nie wiedzą gdzie jest. Co robią? Łażą bez celu po mieście. Dopiero potem wpadają na myśl, że może lepiej pójść na okoliczny uniwersytet i się zapytać! Pomijam fakt, że jako historyk Paul był zdziwiony, że średniowieczna data wyglądała mniej więcej tak: 6354. Najwyraźniej na studiach nie nauczyli go, że tak średniowieczne daty wyglądały (bardzo niezgrabny sposób wytłumaczenia).
Paul jest (prawdopodobnie) również ukrytym homoseksualistą. Co jakiś czas określał zachowania Helen, jako męskie, a potem spotkał jej byłego chłopaka i strzelił takim oto poetyckim opisem:
„Był wyższy ode mnie, miał gęste, kasztanowe włosy i pewność siebie człowieka najgłębiej przekonanego o swej męskości. Pomyślałem, że wspaniale prezentowałby się na końskim grzbiecie, pędząc przez równiny i gnając przed sobą stada owiec.” (str. 294) Przypominam, że ten opis był w liście zostawionym jego córce. Ten facet po 16 latach tak opisuje innego mężczyznę.
Dracula również zawiódł. Pojawił się dopiero w ostatnich 70 stronach książki. Przedstawiony został, jako człowiek oczytany i ceniący naukę i naukowców. Samo przedstawienie go w ten sposób nie uważam za złe. Problemem jest tutaj, że gdy przez 500+ stron książki przedstawia się go, jako krwiożerczego potwora i serwuje nam to… coś zaczyna zgrzytać. Najwyraźniej autorka też sobie to uświadomiła i postanowiła, że Dracula znikąd strzeli sobie monolog jak to zło jest doskonałe i, że służy złu. Kto normalny przyznaje się, że jest zły?!
No dobra, została jeszcze fabuła. Pomijając fakt ciągłych zbiegów okoliczności, fabuła jest zwyczajnie głupia, a na domiar złego głupota głupotą pogania. Nie jest to dostrzegalne od razu, ponieważ książka jest napisana dobrym stylem i umiejętnie to maskuje. Postaram się jednak wymienić kilka głupot, które zauważyłem:
Wszyscy w tej książce się natychmiastowo zakochują. Rossi sypia z dziewczyną ze wsi po 2-3 dniach (nawet dobrze ze sobą nie potrafią się porozumieć przez barierę językową), Paul oświadcza się Helen po 23 dniach, natomiast córka już czuje popęd seksualny do studenta, którego dopiero, co poznała.
Jakiś sługus Draculi zabrał Rossiemu mapy, które studiował? Nie ma problemu, ten po powrocie do swojego hotelu Z PAMIĘCI narysował wszystkie 3. W sumie można to zaliczyć, jako deus ex machinę.
Dracula najwyraźniej trzyma spis swoich książek w bibliotece publicznej, gdzie każdy może go przeczytać i regularnie dopisuje nowe pozycje swojej kolekcji.
Gdy spotykają nie do końca przemienionego w wampira złego bibliotekarza, Helen nagle z nikąd wyciąga broń i oddaje strzela. Choć tłumaczenie, że uczą strzelectwa w szkołach jest bardzo dobre (moja własna rodzicielka była pierwsza w klasie) o tyle tłumaczenie, że strzelała srebrnymi kulami i, że są bardzo łatwe do dostania jest dla mnie śmiechu warte. Nie znam się co prawda na broni, ale chyba dostanie w dzisiejszych czasach srebrnych kul jest problematyczne. Wydarzenia tej książki dzieją się w 1954 roku, chciałbym się dowiedzieć skąd wzięła te srebrne kule. W sumie jak przemyca przez granice broń też….
Poznany (oczywiście) przypadkiem Turek o imieniu Turgut. Pod koniec książki przyznaje się, że należy do zakonu tępiącego wampiry (co jeszcze bardziej śmieszy), pomimo wiedzy, że nasi bohaterowie tropią Draculę, przypomina sobie, że spotkał wampira w kawiarni dopiero po tym jak spotykają wampirzego bibliotekarza. Wampir udaje kelnera i podaje mu herbatę, z której para utworzyła w powietrzu symbol smoka.
Biegają po bibliotekach i bez problemu ściągają z półek i studiują książki, które mają ponad dwieście lat. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że nie jest to takie proste jak opisuje książka. Pomijam fakt, że nad tymi książkami jedzą i piją. Raz nawet kolejna przypadkowo osoba wylała herbatę na jedną z tych książek.
Oczywiście gdziekolwiek by nie spojrzeli widzą jakieś wskazówki, ze wampiry istnieją. Mój żarcik z Toi-Toiem dalej aktualny.
W pewnym momencie fabułą ujawniła nam, że Helen jest potomkinią Draculi, książka totalnie to olała. I tutaj wiąże się kolejna głupota. Gdy matka Helen to wyjawiła, powiedziała, ze jej rodzina miała zwyczaj tatuowania na łopatce dziecka (jeśli ma kilka jest to losowe) tatuażu ze smokiem. Helen nie wiedziała, że matka ma ten tatuaż, ponieważ ta zwyczajnie nigdy się przy niej nie rozbierała. Teraz w pewnym momencie córka przytacza list Paula do Helen (napisany pośmiertnie, chyba w ramach tęsknoty, większość tych listów palił), który oczywiście jest niepotrzebny, nic nie wnosi i generuje kolejną głupotę, otóż… OKAZUJE SIĘ, ŻE HELEN MA TEN SAM TATUAŻ SMOKA. TEN SAM SYMBOL, KTÓREGO POSZUKUJĄ A TA PINDA NIC NIE POWIEDZIAŁA ZARÓWNO PRZED TYM CHOLERNYM LISTEM ANI TEŻ PO! O MÓJ BOŻE!
Profesor Rossi zapomniał o matce Helen i swoim pobycie w Rumunii, ponieważ ukryty Dracula (albo jego sługus) podał mu drinka, który nazywa się amnezja, po czym dostał amnezji (nie, nie żartuję).
Gdy poznany historyk w Bułgarii opowiada o swoich przeżyciach, mówi, że pokój był przeszukany i były ślady krwi. Wezwał policję, policja pobrała próbki i rzekomo okazało się, że to jego krew. Badania DNA przeprowadzono w Wielkiej Brytanii w 1987 roku, historię tę opowiadał w 1954, najwyraźniej Bułgaria była pionierem w tej dziedzinie.
Dracula pomimo bycia tradycyjnym wampirem i posiadającym odrazę do krzyży i medalików ma swoje grobowce w monasterach i kościołach…
A teraz motywacja Draculi. Widzicie Dracula drukował (i najwyraźniej podrabiał wiek) swoje puste książki z symbolem smoka (planował wypuścić ich 1453 bo wtedy padł Konstantynopol) i podrzucał je historykom i znawcom literatury. Potem wysyłał im ostrzeżenia, gdy ci się nimi zainteresowali. Czemu to robił? PONIEWAŻ DRACULA POTRZEBOWAŁ KOGOŚ BY MU UPORZĄDKOWAŁ BIBLIOTEKĘ! Tak, całą motywacją Draculi jest to, ze potrzebuje cholernego bibliotekarza, a teraz najlepsze, gdyby ktokolwiek dał temu spokój, ten dalej by sobie siedział i kolekcjonował książki! W rezultacie oni sami powodowali nieszczęścia w swoim życiu!
Na zakończenie mogę tylko powiedzieć, że gdyby wyrzucić niepotrzebne rozdziały, niepotrzebnego trzeciego narratora, ta książka miałaby trzysta stron (a tak jest napęczniała do 630). Jest szansa na dobry film, jeśli scenarzysta z głową powywala te rzeczy i naprawi idiotyzmy fabuły, ale właściwie to by znaczyło, że napisałby historię od nowa…
To będzie trochę odmienna recenzja od tych, które zostawiam normalnie. Najpierw jednak chciałem się wytłumaczyć, czemu postanowiłem dać tej książce jedną gwiazdkę. Moim pierwszym powodem jest to, że takie recenzje przykuwają uwagę, uważam, że ludzie zastanawiający się nad kupnem tej książki powinni wiedzieć, co mogą kupić. Drugim powodem jest moja osobista satysfakcja....
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-05
Czasami dobre okazje na książki mogą okazać się mieczem obosiecznym. Tak było w tym przypadku. Nie spodziewałem się wiele po tej książce, a i tak byłem bardzo rozczarowany.
Właściwie za recenzję może posłużyć tylko jedno stwierdzenie: zacząłem ją czytać 22 listopada 2020 a skończyłem dopiero dzisiaj (5 luty 2021). Nie ukrywam, to było dość bolesne przeżycie.
W jaki sposób mogę najlepiej określić "Wampira z przypadku"? Pamiętacie może taką głupawą komedię "Stary gdzie moja bryka?", właśnie z takim poczuciem "humoru" mamy nieprzyjemność obcować. Dwóch idiotów, którzy pakują się w idiotyczne sytuacje. Może nie byłoby w tym nic złego, ale ogólne poczucie humoru w tej książce jest bardzo żałosne. I żeby nie było, ja również lubię podobne komedie. Podobał mi się Straszny film 1 i 2, lubiłem Nagą Broń i "Czy leci z nami pilot?". Tutaj mamy książkę, która została napisana przez kogoś kto nie zna się na komedii a pojęcie "humor" jest dla niego abstrakcją.
Sytuacji nie poprawia również aspekt techniczny tej książki. Parę wątków jest porzuconych albo zrobionych tak źle, że właściwie mamy sam ich szkielet. Dla przykładu: wątek z portfelem (nie wiem po cholerę była ta scena), wątek co dalej z wampiryzmem głównych bohaterów (nie został rozwiązany). Sama historia jest również bezcelowa, zupełnie jakby głównym bohaterem był Dracula, ale historia skupiła się na postaciach trzecioplanowych. Co przez to rozumiem? Ano mamy wątek poszukiwania przez Draculę swojej żony itd., przemienia on naszych bohaterów, po czym ci bohaterowie włóczą się bez celu do momentu aż spotkają Draculę i wtedy coś tam toczy się do przodu by ponownie stanąć a nasi "protagoniści" znowu zaczynają łazić bez celu.
Mogę powiedzieć tylko jedno: unikać za wszelką cenę. To nie jest dobra książka.
Czasami dobre okazje na książki mogą okazać się mieczem obosiecznym. Tak było w tym przypadku. Nie spodziewałem się wiele po tej książce, a i tak byłem bardzo rozczarowany.
Właściwie za recenzję może posłużyć tylko jedno stwierdzenie: zacząłem ją czytać 22 listopada 2020 a skończyłem dopiero dzisiaj (5 luty 2021). Nie ukrywam, to było dość bolesne przeżycie.
W jaki...
2020-11-06
Za każdym razem gdy otwieram kolejną naukową książkę o wampirach mam wrażenie jakbym miał zaraz dostać jakiegoś udaru ze zdenerwowania. Bzdury jakie czasami "eksperci" wypisują w tych dziełach załamują, jednak teraz to już w ogóle znalazłem świętego Graala.
Treść jest w miarę standardowa, weźmiesz jedną taką książkę to jakbyś przeczytał je wszystkie. Pierwszy rozdział to głównie historia wampira w fikcji (głównie Draculi) i życiorys Stokera.
Kolejny rozdział to wampiry, a raczej istoty wampiropodobne w podaniach. Mamy tutaj standardowe przeżuwacze całunów (zaprawdę wampir) i przytoczenie kilku prawdziwych zdarzeń, niektóre były nowe dla mnie. Problemem tutaj był ton autora, który traktował wszystko z wyższością jakby był oświeconym człowiekiem nauki, co będzie dość ironiczne w późniejszym rozdziale.
Kolejny trzeci rozdział jest kontynuacją drugiego, tylko rozciągniętego na cały świat, Po wspomnieniu o tym, że na całym świecie uważano krew za świętą i ważną zaczyna się parada istot, których się spodziewamy jak lamie by po chwili zapuścić się w dzikie rejony i pisać o sukkubach (a potem taki Jim Butcher wypisuje głupoty i tworzy Biały dwór wampirów), chińskich demonach, które nie są wampirami, a nawet wendigo! Mówisz wampir, myślisz wendigo, prawda? Mam nawet cytat:
"Ameryka Północna także ma swoje wampiry, a najsłynniejszym z nich jest Wendigo (Windigo, Windago, Windiga, Witiko, znany także pod innymi wariantami imienia). To demon o kanibalistycznych upodobaniach, przypominający raczej wilkołaka niż wampira..."
Czemu zatem piszesz o nim w książce o wampirach?! Wspomniał co prawda o tym, że wilkołaki i wampiry są podobne, ale zapomnijcie o jakichkolwiek dowodach potwierdzających tę tezę. Słowo daję gdybym kazał każdemu z tych "ekspertów" napisać książkę o sowach, to w pewnym momencie zaczęliby pisać o orłach, potem jastrzębiach, w końcu takie podobne, następnie pisaliby o nietoperzach, bo w końcu też lata w nocy a skończyliby na wróblu BO TEŻ LATA! Ta książka jednak ma atut, którego nie posiadają żadne inne książki! Wiecie jaki? Autor pod wampira próbował podpiąć Rusałkę! W sumie kobieta utopiła się, wróciła jako Rusałka, no wampir jak nic! Swoją drogą, dla tego autora nawet latająca głowa, która ciągle za sobą wnętrzności jest wampirem, ponieważ pije krew dzieci i kobiet w ciąży.
Najgorszym moim zdaniem rozdziałem jest rozdział czwarty, gdzie przedstawiono historię Draculi, Elżbiety Batory i Gillesa de Lavalla (zaznaczam, że jego historię znam słabo). Problemem jest tutaj fakt, ze autor ze swoją wyższością przedstawił owe historie jako FAKT HISTORYCZNY. Dla tych którzy mogą nie wiedzieć obecnie powątpiewa się w popularne historie dwóch pierwszych osób. Pierwszą uznaje się za mocno wyolbrzymioną, zaś drugą za kompletnie nieprawdziwą i sfabrykowaną przez Habsburgów. Autor co prawda wspomina, że są to starania by ich wybielić (oczywiście z irytującym pobłażliwym tonem, który sugeruje, że autor jest człowiekiem nieomylnym, który przedstawił nam samą prawdę), ale zastanówmy się komu wierzymy bardziej: historykowi, który się tym zajmował latami i wie co mówi, czy jakiemuś pisarzowi, który postanowił sobie popełnić książkę o wampirach?
Ostatni rozdział to z jakiegoś powodu opisanie fanów wampiryzmu, którzy przebierają się za wampiry i czasami piją krew, by nagle zupełnie jakby zadrwić i szydzić z tych ludzi autor wchodzi na tereny morderców, którzy w większości byli psychicznie chorzy i kultu z pewnego meksykańskiego miasteczka, który wmówił ludziom, że mają kontakt z bogami i żeby ich zadowolić powinni strzelać orgietki, potem dołączyły dwie kolejne osoby, które były rzekomo bogami z góry i zaczęły się krwawe ofiary. Co ma to wspólnego z wampirami? Za cholerę nie wiem. Wspomniał jeszcze o ludziach-lampartach z Afryki, gdzie ludzie przebrani za lamparty biegali i zabijali ludzi sztucznymi kłami i pazurami a potem w kryjówce swojego stowarzyszenia pili krew - wampiry???
Jeśli mam być szczery to była prawdopodobnie jedna z najbardziej irytujących książek jakie miałem nieprzyjemność czytać. Choć jest to dobre źródło do przeczytania prawdziwych wampirzych legend (autor przytacza dość sporo), to jednak zaczyna irytować ton autora. Poważnym problemem dla mnie jest wręcz naginanie pewnych rzeczy i podpinanie pod wampira istot, które raczej nimi nie było, a tego historycznego rozdziału to ja mu wybaczyć nie mogę.
Za każdym razem gdy otwieram kolejną naukową książkę o wampirach mam wrażenie jakbym miał zaraz dostać jakiegoś udaru ze zdenerwowania. Bzdury jakie czasami "eksperci" wypisują w tych dziełach załamują, jednak teraz to już w ogóle znalazłem świętego Graala.
Treść jest w miarę standardowa, weźmiesz jedną taką książkę to jakbyś przeczytał je wszystkie. Pierwszy rozdział to...
2020-05-04
Rzadko się zdarza, gdy mam problem z napisaniem recenzji. Najczęściej jest to przypadek, gdy zwyczajnie mam mało do powiedzenia na temat książki, ponieważ jest ona przeciętna bądź tak dobra, że po za napisaniem „MUSICIE TO PRZECZYAĆ!” nie chcę zdradzać żadnych szczegółów fabuły. Dzisiejsza książka jest pierwszym przypadkiem, kiedy mam problem z napisaniem recenzji, ponieważ mam ZA DUŻO do powiedzenia.
Mój Boże, kiedy myślę, że literatura młodzieżowa nie może już niżej upaść zostaję bardzo szybko wyprowadzony z błędu. Jeśli myśleliście, że Zmierzch był najgorszą rzeczą, jaką przytrafiła się wampirom (wciąż jest złą książką) to się mylicie! Dla zabawy czytałem dwa rozdziały dziennie (ponieważ większej dawki nie mogłem znieść) i następnie pisałem zabawne sprawozdania z tych dwóch rozdziałów, wytykając błędy na swoim facebooku. Codziennie pisałem sześcio stronnicowe sprawozdania! Z dwóch rozdziałów!
Nie wiem, od czego zacząć, ponieważ zwyczajnie jest tak dużo rzeczy do omówienia. Najlepiej zacznę od fabuły, ponieważ ona zwyczajnie NIE ISTNIEJE! Ale gdybyście byli ciekawi to opiszę ją wam: fabuła obejmuje tylko TRZY dni, w których nasza główna bohaterka pojawia się w szkole dla wampirów, widzi wredny archetyp cheerleaderki i postanawia ją obalić, jako szefową ekskluzywnego szkolnego klubu. Brzmi idiotycznie? Poczekajcie aż zdradzę wam szczegóły: w trakcie trwania tej wyjątkowo „ciekawej” fabuły, nasza protagonistka przyzywa BOGINIĘ by ta powiedziała jak obalić SZEFOWĄ CHOLERNEGO KLUBU SZKOLNEGO!!!! A to jest tylko jeden z przykładów głupoty tej książki!
No dobrze, szybko o postaciach w tej książce. Są one stereotypami:
Zoey Redbird – nasza protagonistka. Myśleliście, że Rey z Gwiezdnych Wojen jest Mary Sue? Posądzaliście Bellę Swan, że jest Mary Sue? Mogę wam powiedzieć, że nie widzieliście NIC! Mój Boże, w życiu nie widziałem tak moralnie zgniłej, pełnej hipokryzji, pustej postaci. W tej książce są CAŁE STRONY, gdy wyzywa swoją antagonistkę od dziwek. Tak, dobrze słyszeliście, dostajemy CAŁĄ STRONĘ, gdy wyzywa kogoś od dziwek. W dodatku mówi nam, co mamy myśleć, traktuje innych ludzi z wyższością, a lista osób, których nie lubi/gardzi nimi/obraża jest długa: ludzie grający w szachy, blondynki, gothci, chrześcijan itd.
Stevie Rae – przyjaciółka instant naszej głównej bohaterki, jej przydupas i kompletny przygłup. Najprawdopodobniej zerżnięta z Alice ze Zmierzchu. Jej „rzeczą” jest jej wiejskie pochodzenie. Słucha country, nosi kowbojki, zaciąga akcentem itd.
Damien – najprawdopodobniej jest to heteroseksualny człowiek, który zmarł i trafił do piekła, jakim jest Dom Nocy. Jego kara? Bycie gejem przez całą wieczność, ale żeby nie zapomniał to każdy musi mu o tym przypominać, serwując nam takie kwiatki jak „nasz uczony gej” czy „mistrz gry w penisa”. Najważniejsza lekcja tej książki to: DAMIEN JEST GEJEM!
Erin i Shaunee – dwie osoby chore psychicznie. Podróbka bliźniaków Weasley (ponieważ Dom Nocy jest zerżnięty z Harrego Pottera, jakbyście nie wiedzieli), tylko, że nie są ze sobą spokrewnione. Jedna jest biała, druga czarna. Twierdzą, że mają jakieś duchowe pokrewieństwo i kończą za siebie zdania. Oczywiście dobrze się domyślacie: są wkurwiajace.
Afrodyta – główna antagonistka naszej bohaterki. Głównie dlatego, że nasza bohaterka zaczęła ją antagonizować praktycznie od samego początku. Po za byciem niemiłą, i bardzo głupim początkowym dialogiem „ta szkoła jest świetna, ponieważ ja jestem świetna” nie robi ABSOLUTNIE NIC, o co się ją oskarża. Z resztą to samo tyczy się organizacji, której przewodzi. Nie widzimy z ich strony nic strasznego. Mówią nam, że są złe i mamy to przyjąć za pewnik.
Pozostawiam jeszcze na koniec kwestię wampiryzmu, która jest idiotyczna. Zawsze mówiłem, NIGDY nie próbuj wyjaśniać wampiryzmu naukowo, ponieważ stanie się jedna z dwóch rzeczy:
1) Cała narracja świata się rozleci bardzo szybko.
2) Będziesz trzymał się tak kurczowo tego naukowego wyjaśnienia, że wampiry będą zwyczajnie nudne i właściwie będzie można je zastąpić każdą inną istotą z popkultury (najczęściej zombie)
Jak jest w tym świecie? Ano podobno jakieś hormony wpływają na śmieciowe DNA i wtedy przychodzi wampir i mówi „od teraz jesteś wampirem” i od tego momentu masz 24 godziny na dotarcie do najbliższego domu nocy (a biorąc pod uwagę, że jest ich tylko 25 na świecie, lepiej się módl, żeby to było blisko) inaczej UMRZESZ! A czemu umrzesz? Ponieważ najwyraźniej człowiek, który przeobraża się w wampira musi być w towarzystwie dorosłego wampira. Oczywiście przemiana zawsze może zostać odrzucona od tak sobie, wtedy umierasz w bardzo straszny sposób. W tym świecie wampiry żyją również setki lat, no, bo jak kastrować wampiry to na całego! No i najlepsze, to nie są wampiry, a wampyry – nasze tłumaczenie zamaskowało ten idiotyzm (dzięki Bogu).
Mamy, więc książkę bez fabuły, rzucę spojlerem i powiem, że dalej wcale nie jest lepiej. Jestem już na trzecim tomie i TE KSIĄŻKI STAJĄ SIĘ CORAZ GŁUPSZE I CORAZ GORSZE. To jest wręcz fascynujące, uważam, że powinno się je studiować jak NIE PISAĆ książek.
Jest to dobre narzędzie do testowania swoich znajomości – szczególnie tych internetowych. Wystarczy zapytać, „Co sądzisz o serii Dom Nocy?”. Jeśli padnie jedna z tych dwóch odpowiedzi będziesz wiedział, co robić:
1) Jeśli lubi tą serię, ale nie w sposób ironiczny to znaczy, że należy podchodzić do gustu tej osoby i czegokolwiek, co poleca z pewną rezerwą.
2) Jeśli próbuje cię przekonać, że jest to dobra seria to najprawdopodobniej jest idiotą.
Ja wiem, może wam się wydać, że wpadam w skrajność, ale to nie jest przypadek, gdy coś mi nie podchodzi, ponieważ bohaterowie są źli, albo fabuła się nie podoba. Nie, te książki są OBIEKTYWNIE ZŁE. Łamią tak wiele zasad, że głowa mała. Z resztą nie tylko to, łamią również zasady logiki. W drugim tomie są zabawne błędy, kiedy autorki gubią się w miejscu i czasie i to parę razy!
Dużo okroiłem, mogłem zwyczajnie przekopiować swoje sprawozdania, ale nie wiem czy chcielibyście czytać 30+ stron, gdzie wytykam błędy tych książek. Naprawdę trudno było się ograniczać. Nie wierzycie? Tą książkę przeczytałem 4 maja, tak długo zastanawiałem się, co napisać. Ja wiem, że trudno w to uwierzyć, że te książki są tak złe. Najlepiej jest je przeczytać, ale wtedy stracicie jedynie cenny czas. Unikać je za wszelką cenę, najlepiej używać je, jako substytut Harrego Pottera, gdy lokalny ksiądz postanowi palić książki.
P.S.
Te książki są tak bezczelną zrzynką z Harrego Pottera, Akademii Wampirów (a przynajmniej są podobne), Zmierzchu, że aż śmieszy. Nasza bohaterka ma specjalny znak na czole, na, który wszyscy się patrzą, najwyraźniej w Oklahomie jest opactwo, które przypomina zamek, niech to będzie przykładem jak autorki są bezczelne.
Rzadko się zdarza, gdy mam problem z napisaniem recenzji. Najczęściej jest to przypadek, gdy zwyczajnie mam mało do powiedzenia na temat książki, ponieważ jest ona przeciętna bądź tak dobra, że po za napisaniem „MUSICIE TO PRZECZYAĆ!” nie chcę zdradzać żadnych szczegółów fabuły. Dzisiejsza książka jest pierwszym przypadkiem, kiedy mam problem z napisaniem recenzji, ponieważ...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03-21
Ostatni rejs „Fevre Dream” napisana przez Georga R.R. Martina niestety mnie rozczarowała. Myślę jednak, że fani jego książkowej serii Pieśni Lodu i Ognia powinni ją przeczytać.
Zastanawiałem się zabrać do tej recenzji. Doszedłem do wniosku, że powinienem zacząć od mojego stosunku do autora. Martina uważam za dobrego pisarza, któremu niestety zaszkodzili fani. Mam przez to na myśli to, że czasami można usłyszeć/przeczytać opinie które wynoszą go niemalże na legendarny poziom fantasy (bądź pisarstwa), jako przeciwieństwo Tolkiena i zapowiedź wielkich zmian w nurcie fantasy. Muszę niestety przyznać, ze tak nie jest. Martin wbrew pozorom jako „anty-Tolkien” jest prawdopodobnie najbliżej Tolkiena niż pisarze którzy posługują się mieszanym stylem Tolkiena i Howarda. Czasami również widać jego nieumiejętność w zamykaniu wątku, bądź pootwieraniu zbyt dużej ilości wątków i problemach w zamknięciu własnej serii… No i oczywiście zabijanie postaci tylko po to by zszokować czytelnika co z resztą sam przyznał w wywiadzie. Także jeśli myślicie, że jakaś postać zginęła w dość dziwny sposób to macie swoje wyjaśnienie.
Drugą sprawę którą powinienem poruszyć jest fakt, że NIE JEST TO KSIĄŻKA O WAMPIRACH! Widzicie niektórzy płaczą, tupią swoimi nóżkami, wrzeszczą, ale tak naprawdę nic nie mogą zrobić z faktem, że Stoker i (chociaż trudno mi to przechodzi przez gardło) Rice już wykreowali definicję słownikową wampira. Nawet odwołanie się do tradycyjnego wampira z podań ludowych za dużo nie da ponieważ mamy w swojej pop kulturze istoty, które idealnie zajmują ich miejsce np. zombie. Czasami pojawiają się ludzie, którzy chcą zmienić wizerunek wampira, oczywiście są tak nie oryginalni w swojej oryginalności, że zawsze udaje mi się przewidzieć co zmienią (podpowiem: najczęściej zabierają kły). Oczywiście są wśród nich ludzie z tak wysokim poziomem arogancji, że nawet dodają wstawki typu: „co za idioci wymyślili sobie trumny”. Za każdym razem raj czytam takie rzeczy odwołuję się do pewnego odcinka South Parka gdzie ojciec jednego z dzieciaków kupił sobie Hybrydę i zaczął wąchać swoje własne pierdy. Nie wspominam faktu, że czasami zmieniają tak wiele, że wampiry nie są wampirami tylko np. obcymi, ostatecznie nawet tracą wspólny mianownik potrzeby picia krwi!
Czemu o tym piszę? Ano dlatego, że Martin kompletnie z tym odleciał. Biorąc pod uwagę, że książka została napisana w 1982 roku można potraktować go łagodniej, niemniej to nie zmienia faktu, że nie są to wampiry. Dostajemy jakąś tam historię o odmiennej rasie, która może wychodzić tylko nocą, musi pić krew raz w miesiącu, która jest chyba nieśmiertelna. A piszę chyba ponieważ szczerze to cholera wie. Główny zły jest tak stary, że widział Rzym, ale jest młody natomiast pojawia się dość stara w wyglądzie przedstawicielka tej rasy, czy jest starsza? Nie wiadomo. Do tej pory się zastanawiam czy miały kły. Martin nic o tym nie wspominał, może z dwa razy wspomniał o długich białych zębach (cokolwiek to znaczy). Wszystko co tyczy się tej rasy jest kompletnie niekonsekwentne. Dlatego nie zaliczam tej książki do kategorii „wampiryzm”.
Samą książkę czyta się szybko i przyjemnie, co potwierdza tylko umiejętności Martina. Początek i środek historii są bardzo dobre i przyjemne. Dla fanów „Pieśni lodu i ognia” będzie ciekawym doświadczeniem, ponieważ kapitan Abner Marsh jest protoplastą Davosa. Niestety zakończenie już nie jest dobre. Nie znaczy to, że nie dostałem tego co oczekiwałem, wręcz przeciwnie stało się dokładnie tak jak podejrzewałem (ponieważ wbrew pozorom można przewidzieć co się stanie u Martina). Problemem jest to, ze zakończenie tak naprawdę nie jest satysfakcjonujące. Miałem wrażenie, że powieść wykorzystała swoje siły na początek i koniec by ledwo doczołgać się do końca i zdechnąć z wyczerpania. I dlatego myślę, że fani „Pieśni…” powinni ją przeczytać ponieważ ujawnia ona słabość w twórczości Martina, który owszem jest dobrym pisarzem i potrafi snuć ciekawe historie, ale ostatecznie nie potrafi ich zakończyć. Serial skończył się rozczarowaniem, podejrzewam, że książki skończą się (o ile je napisze) w podobny sposób (nie mam tu namyśli, że skończą się tak samo jak serial lecz utratą impetu i ostatecznie rozczarowaniem), a ta książka może być przygotowaniem do tego co nadejdzie.
Ogólnie powiedziałbym, że ta książka to średniak. Głównie przez zakończenie. No i niestety nie jest to opowieść o wampirach, dlatego jeśli szukacie czegoś o nieumartych krwiopijcach szukajcie gdzie indziej.
Ostatni rejs „Fevre Dream” napisana przez Georga R.R. Martina niestety mnie rozczarowała. Myślę jednak, że fani jego książkowej serii Pieśni Lodu i Ognia powinni ją przeczytać.
Zastanawiałem się zabrać do tej recenzji. Doszedłem do wniosku, że powinienem zacząć od mojego stosunku do autora. Martina uważam za dobrego pisarza, któremu niestety zaszkodzili fani. Mam przez to...
2020-03-24
Pojawiła się nowa wersja oryginalnej historii 30 dni nocy. Czy jest to po prostu łatwy skok na kasę? Czy był on potrzebny? No i najważniejsze pytanie: czy jest lepszy od poprzednika?
Odpowiedź na to ostatnie pytanie jest dość skomplikowane. Jeśli musiałbym na nie odpowiedzieć to z pewnym wahaniem tak. Głównie dlatego, że nie ma tutaj tego obleśnego stylu graficznego jakie zaserwował nam oryginał. Tutaj ludzie są ludźmi, wampiry wampirami. Wszystko wygląda ładnie.
Historia niestety ma problemy. Choć tym razem została zmieniona w paru aspektach – np. tym razem Stella jest główną postacią. Aczkolwiek zakończenie pozostaje podobne to zostało znacznie poprawione i bardziej wiarygodne.
Niestety, ale znowu mamy wrażenie jakby cała ta historia trwała niecałe 24 godziny (jeśli nie mniej). Parę wątków pojawiło się z nikąd, zupełnie jakby musiały wypełnić smutny obowiązek tylko z powodu faktu, że pojawiły się w oryginale.
Komiks niestety nie dorównuje filmowi, ale nie spodziewałem się tego. Bardziej mnie interesowało czy będzie lepszy od poprzednika i tutaj dostałem to czego oczekiwałem. Historia jest również częściowo zmieniona także fani oryginału znajdą tutaj coś nowego. Osobiście polecałbym tą wersję.
Pojawiła się nowa wersja oryginalnej historii 30 dni nocy. Czy jest to po prostu łatwy skok na kasę? Czy był on potrzebny? No i najważniejsze pytanie: czy jest lepszy od poprzednika?
Odpowiedź na to ostatnie pytanie jest dość skomplikowane. Jeśli musiałbym na nie odpowiedzieć to z pewnym wahaniem tak. Głównie dlatego, że nie ma tutaj tego obleśnego stylu graficznego jakie...
2020-03-23
Kolejny powrót do uniwersum 30 dni nocy z którym mam trochę na pieńku. Jak wcześniej mówiłem jest uniwersum pozbawione reguł, jeśli cokolwiek się działo to działo się tak bo chciała fabuła nawet jeśli miałoby to znaczyć złamanie reguł rządzących tym uniwersum. Czy pomieszanie światów 30 dni nocy i Archiwum X może dać nam dobrą historię?
Zacznijmy od bardzo radosnej nowiny, że Templesmith nie przyłożył ręki do tego komiksu. Wreszcie ludzie wyglądają jak ludzie, obrazki są piękne i nie czuję ogarniającej mnie od razy czytając ten komiks. Co do tego nie mam żadnych uwag.
Jeśli zaś chodzi o fabułę to muszę przyznać, że ona jest ona trochę bezcelowa. Przede wszystkim od początku już wiemy, że nic się nie stanie bohaterom Archiwum X, po drugie ktoś zapomniał chyba, że w Archiwum X pojawiły już się wampiry. Po trzecie ktoś na siłę starał się powiązać oba te światy.
Ten komiks jest prequelem 30 dni nocy, gdzie wampiry płyną do Barrow. Najwyraźniej postanowili zrobić sobie przerwę i zmasakrować najpierw ponad tuzin ciężarówek a zwłoki powiesić na wielkim słupie. Właśnie przez taki głupi haczyk fabularny nastąpiło spotkanie dwóch światów.
Wyraźnie nie było też pomysłu na fabułę. Nagle w pewnym momencie okazuje się, że wampiry chcą jakiś artefakt z którego wyłazi jakiś stworek po czym ten stworek szybko ginie i tyle z tego było. Sytuacja bez wyjścia i niemal pewna śmierć dla bohaterów? Dosłownie sama się rozwiązuje.
A i zapomniałbym wspomnieć, że fabuła znowu wymaga niepokonanych wampirów, ponieważ jeden zwyczajnie chodzi z dziurą zamiast prawego oka.
Ogólnie można sięgnąć po tą pozycję. Nie jest aż tak idiotyczny jak niektóre komiksy z tej serii, ale nie spodziewajcie się żadnych przebojów.
Kolejny powrót do uniwersum 30 dni nocy z którym mam trochę na pieńku. Jak wcześniej mówiłem jest uniwersum pozbawione reguł, jeśli cokolwiek się działo to działo się tak bo chciała fabuła nawet jeśli miałoby to znaczyć złamanie reguł rządzących tym uniwersum. Czy pomieszanie światów 30 dni nocy i Archiwum X może dać nam dobrą historię?
Zacznijmy od bardzo radosnej...
2020-02-11
Kolekcjonując filmy o wampirach (ponieważ w książkowym departamencie wciąż zalegam z kupką wstydu) komedie mają u mnie bardzo niski priorytet. Głównie dlatego, że najczęściej komedie o wampirach są dla mnie (jako człowieka z dużym doświadczeniem z wampirzymi filmami) zwyczajne żałosne i przewidywalne. Wyjątkiem jak dla mnie są „Nieustraszeni pogromcy wampirów” Polańskiego. Czemu o tym mówię? Ponieważ książka Mike’a Resnicka’a mi doskonale o tym przypomniała.
Nie wiem czemu, ale książki fantasy/Urban fantasy odznaczają się wyjątkowo kiepskim poczuciem humoru. W tym przypadku też tak jest, chcecie przykładu? Wład Drabula, który inaczej nazywa się Dlaciula. Rozumiecie? ROZUMIECIE?! Czy to nie zabawne? Oczywiście dodajmy do tego, że każdy w tej książce gada jak potłuczony. Czytelnicy Pilipiuka mogą być zaznajomieni z tego typu dialogami, jednakże tutaj są wyjątkowo debilne. Dodajmy do tego jeszcze Felinę, dziewczynę kot, która jest wyjątkowo wkurzająca i stanowi idealny przykład na to, że każdy szanujący się świat fantasy powinien jak najszybciej przeprowadzić ludobójstwo kotoludzi.
Ogólnie mogę powiedzieć, że wcale się dobrze nie bawiłem czytając tą książkę. Humor jest niskich lotów, bohaterowie irytujący – Felina – a fabuła również nie powala. Gdyby to była powieść detektywistyczna z kiepskim humorem, ale za to dobrą intrygą to może bawiłbym się lepiej, ale nie w połowie książki dowiadujemy się kto, zwrot fabularny wcale nie jest jakiś zaskakujący. Zdecydowanie unikać.
Kolekcjonując filmy o wampirach (ponieważ w książkowym departamencie wciąż zalegam z kupką wstydu) komedie mają u mnie bardzo niski priorytet. Głównie dlatego, że najczęściej komedie o wampirach są dla mnie (jako człowieka z dużym doświadczeniem z wampirzymi filmami) zwyczajne żałosne i przewidywalne. Wyjątkiem jak dla mnie są „Nieustraszeni pogromcy wampirów” Polańskiego....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-30
Jak zawsze lubię pogrzebać sobie w koszach z książkami w supermarketach. Tym razem padło na Stokrotkę. Powoli jednak zaczynam podejrzewać, że o ile nie jest to jakiś znany autor to książki które trafiają do takich koszy nie są dobrej jakości.
Przykładem takiej książki może być dzieło Pana Romualda Pawlaka pod tytułem „Krew nie woda. Życie nadziemne, życie podziemne”. Po zakończeniu czytania zadałem sobie jedno pytanie: „Do kogo ona była skierowana”? Czytając tył okładki można wywnioskować kilka rzeczy: jest o wampirach i ghulach czyli wątek supernaturalny, można ją posadzić o jakąś intrygę polityczną albo politykowanie a końcówka obwieszcza „Romuald Pawlak przedstawia dowcipną i błyskotliwą analizę polskiej sceny politycznej, udowadniając, że polityka nie jest zajęciem dla zwyczajnych ludzi. Albo w ogóle ludzi.” Brzmi ciekawie? No właśnie są tylko trzy problemy: wątek supernaturalny praktycznie nie istnieje, intryga polityczna właściwie również a i książka nie jest zabawna.
Zacznę od nie istniejącej intrygi politycznej. Cała książka polega na tym, że hrabia Ponimirski postanowił obwieścić prawdę światu a reszta go gania po lesie. I to jest właśnie cała fabuła. Pozostałe wąteczki (ponieważ wątkami tego nazwać nie można) są może na dwie strony i nic nie wnoszą, a największy z nich nie zostaje rozwiązany.
Co do humoru… właściwie to nie istnieje. Praktycznie polega on na tym, że szefowie partii są mądrzy a reszta to debile (z pewnymi wyjątkami). Dodajmy do tego wyolbrzymienie paru absurdów naszego kraju i najwyraźniej to jest przepis na humor.
Co do elementów supernaturalnych… no cóż można właściwie tutaj posądzić autora o fałszywą reklamę ponieważ właściwie ich nie ma. Starzejące się i rozmnażające wampiry, ghule i zombi które jedzą, właściwie mogą być przedstawieni jako ludzie. Niewątpliwie zostali oni użyci jako metafora i dlatego to wszystko jest takie niedorozwinięte. Niestety, ale to mocno wprowadza w błąd ludzi, którzy chcą przeczytać ciekawą książkę o wampirach.
Nie polecam tej książki. Nie mam pojęcia dla kogo ona została napisana, ale na wszystkich reklamowanych frontach zwyczajnie poległa. Zalecam zaoszczędzić pieniądze na lepszą książkę.
Jak zawsze lubię pogrzebać sobie w koszach z książkami w supermarketach. Tym razem padło na Stokrotkę. Powoli jednak zaczynam podejrzewać, że o ile nie jest to jakiś znany autor to książki które trafiają do takich koszy nie są dobrej jakości.
Przykładem takiej książki może być dzieło Pana Romualda Pawlaka pod tytułem „Krew nie woda. Życie nadziemne, życie podziemne”. Po...
2019-11-04
Dziwne to uczucie czytać ostatnie zbiorcze wydanie „klasycznej” serii 30 dni nocy. Miałem nadzieję, że seria ostatnim zrywem zaskoczy mnie dobrą historią. Tak się jednak niestety nie stało.
Zacznę od pozytywów, a raczej jednej pozytywnej cechy – tego komiksu nie rysował Templesmith swoją obleśną kreską. Co prawda czasami rysunki pozostawiają wiele do życzenia, ale uznajmy to za niewielkie zwycięstwo.
I na tym właściwie pozytywy się kończą, dalej są już tylko problemy. Weźmy na ten przykład okienka w których mówi narrator. Ktoś wpadł na genialny pomysł czarnego tła z czerwonymi krwawymi literami i pokraczną czcionką, które są takie małe, że musiałem niemalże wsadzić nos w komiks.
A potem mamy historię… Jak już mówiłem nie ma żadnej konsekwencji w tym świecie, co rusz wyskakuje coś nowego. Dlatego niezbyt się zdziwiłem gdy dowiedziałem się, że na Alasce żyje nowy podgatunek wampira. Oczywiście jest to bardzo głupi i idiotyczny pomysł ponieważ nasuwają się następujące pytania: gdzie oni wcześniej byli? Czemu mieszkańcy Barrow nie mają o nich żadnej wiedzy? Czemu nie zaatakowali wampirów atakujących Barrow za pierwszym razem? I wiele, wiele innych. Reszta historii jest głupia, bezcelowa i właściwie nic nie wnosząca. Trochę kojarzy mi się to z serialem „Highlander” który tracąc popularność próbował wprowadzić demona (nie żeby to coś pomogło).
Nie polecam tego komiksu. Fabuła jest głupia, wprowadzająca głupi pomysł który robi więcej dziur w świecie przedstawionym a i cena nie jest adekwatna do treści. Radzę unikać.
Dziwne to uczucie czytać ostatnie zbiorcze wydanie „klasycznej” serii 30 dni nocy. Miałem nadzieję, że seria ostatnim zrywem zaskoczy mnie dobrą historią. Tak się jednak niestety nie stało.
Zacznę od pozytywów, a raczej jednej pozytywnej cechy – tego komiksu nie rysował Templesmith swoją obleśną kreską. Co prawda czasami rysunki pozostawiają wiele do życzenia, ale uznajmy...
2019-08-10
Muszę przyznać, że po antologii „Amerykańskiego wampira” moje nastawienie do serii „30 dni nocy” znacząco się ociepliło. Głównie za sprawą świadomości, że może być jeszcze gorzej. Przechodzac jednak do sedna to „Red Snow” jest jednym z najlepszych komiksów serii.
Jestem nawet zaskoczony, że to Templesmith napisał ten komiks (niestety również go rysował), ponieważ do naprawdę niezła historia. Trwa II wojna światowa, gdzieś na Syberii oddziały sowietów i nazistów są zmuszone do połączenia sił by przetrwać natarcie wampirów. Jest to porządna historia i byłaby dobrą kontynuacją oryginalnych „30 dni nocy” zamiast tego przeciętnego wydziwiania jakie nam zaserwowano.
Historia ta również wyrzuciła na światło dzienne nieścisłości tego uniwersum, ponieważ wampiry potrafiły przyjąć na siebie serię z karabinu maszynowego, strzał w głowę (przypominam, że jeden wampir zginął od strzału głowę w pewnej historii) a nawet miotacz płomieni, co tylko uświadamia nas w przekonaniu jak wielką zbroję fabularną mieli główni bohaterowie w poprzednich historiach.
Osobiście uważam, że ten komiks warto kupić. Jest to solidna historia, która utrzymana jest w duchu oryginalnych „30 dni nocy”.
Muszę przyznać, że po antologii „Amerykańskiego wampira” moje nastawienie do serii „30 dni nocy” znacząco się ociepliło. Głównie za sprawą świadomości, że może być jeszcze gorzej. Przechodzac jednak do sedna to „Red Snow” jest jednym z najlepszych komiksów serii.
Jestem nawet zaskoczony, że to Templesmith napisał ten komiks (niestety również go rysował), ponieważ do...
2019-07-26
„Źle się dzieje w państwie duńskim” akurat przypomniały mi się te znane słowa Szekspira gdy czytałem ten komiks.
Jakiś rok temu napisałem opinię o pierwszym tomie komiksu „Amerykański wampir”. Komiks ten zaczynał się od listu Stephena Kinga (który również pisał ten komiks) gdzie pisał jak to wampiry stały się obiektami romansów, detektywami itd., a ten komiks przywróci prawdziwe straszne wampiry. Jedyne co osiągnęli to historia pełna klisz, które powieliły to co King tak wyśmiewał w swoim liście – ponieważ tak był czerstwy romans w którym główny bohater wampir pije z głównego bohatera człowieka w pseudo erotycznej scenie.
Komiks również zawiódł w inny sposób. Ponieważ zamiast kibicować głównym bohaterom to kibicowałem złoczyńcom. Ponieważ okazuje się, że amerykańskie wampiry w jakiś sposób wyewoluowały z dnia na dzień (nie pytajcie jak, komiks tego też nie wyjaśnił) i są lepsze, mogą chodzić za dnia, nie boją się świętych symboli (Boże drogi trzymajcie mnie) i jak to określił Skinner Sweet „Nie noszą pedalskich ciuchów”. Przewaga amerykańskich wampirów nad normalnymi jest tak wielka, że to jest śmieszne. Jeden taki wampir może zmasakrować grupę europejskich.
Jednakże dość wylewania żali co do serii, ponieważ teraz czas wylewać żale nad tym pożal się Boże dziele. Zdarzyło się wam kiedyś oglądać na DVD dodatki jakimi są wycięte sceny, gdzie pod rząd lecą czasami krótkie kilkusekundowe sceny bez ładu i składu? No to witajcie w tym komiksie. Część tych historii nie ma sensu i celu. Np. ostatni ma 3 strony, gdzie bohater schodzi do piwnicy i widzi, że ktoś żyje. Pomijam fakt, że pewne historie zwyczajnie źle się czyta np. historia w której wampirzyca w sukni ślubnej robi masakrę w teatrze. Czemu? Nie wiem. Jaki jest cel tej historii? Też nie wiem. Niektóre zwyczajnie nie mają sensu, ot rodzina chce wydać córkę za potwora (który nie jest wampirem) by ten ocalił ich dając im bydło. Ten zmienia córkę w potwora i wyrzynają miasteczko by pokazać tym co traktują kobiety jak bydło… Od kiedy do jasnej cholery potwory się tym przejmują?!
Potem są historyjki, które są częścią głównego wątku, które wyglądają na wyrwane albo odrzucone (ta wcześniejsza historia z bohaterem schodzącym do piwnicy). Oczywiście nasze nowe wampiry są takie super, no i mamy pół wampirzyce (ponieważ każda gówniana historia musi mieć pół wampira, który jest lepszy od wampirów. Chyba jedyne dobre dhampiry zaproponował Świat Mroku), która jest taka super.
Swoją drogą to po części tragedia dla mnie, ponieważ teraz na poważnie zaczynam podejrzewać, że „Amerykański wampir” może być gorszą serią niż 30 dni mroku. Jedyne co może ratować „Amerykańskiego wampira” to brak kreski Templesmitha, ale niestety historia przyprawia mnie o ból głowy. Tutaj bohaterowie już nie mają pancerza fabularnego, oni jeżdżą w czołgu fabularnym.
Nie polecam tego komiksu dla wszystkich. Nie wiem po co w ogóle istnieje ta antalogia. Komiksy nie mają sensu i mają w sobie tyle co początkowa scena „Killera” do momentu w którym but uderza o ziemię.
„Źle się dzieje w państwie duńskim” akurat przypomniały mi się te znane słowa Szekspira gdy czytałem ten komiks.
Jakiś rok temu napisałem opinię o pierwszym tomie komiksu „Amerykański wampir”. Komiks ten zaczynał się od listu Stephena Kinga (który również pisał ten komiks) gdzie pisał jak to wampiry stały się obiektami romansów, detektywami itd., a ten komiks przywróci...
2019-07-18
30 dni nocy, uniwersum które ma swoje problemy. Jak można owe problemy naprawić? Jest kilka sposobów, ale dodawanie szajsów Lovecrafta nie jest jednym z nich…
Warto może nadmienić, że wręcz nienawidzę Lovecrafta. Nie widzę w tym żadnego horroru (może z wyjątkiem faktu, że ludzie uważają to za horror), najwyraźniej widok latającej ośmiornicy wprowadza w szaleństwo a my jako ludzie wiele rzeczy nie rozumiemy bo to jest po za naszym wyobrażeniem. Może dlatego, że sam autor był dość ograniczony no bo jak biały człowiek może lubić czarnego (a o zgrozo nawet traktować jako równego), zapewne jego umysł wchodził na wysokie obroty próbując rozwikłać tą zagadkę. Wiem, wiem jest produktem swoich czasów a ja nieuczciwie wylewam na niego pomyje poprzez głęboko zakorzenioną nienawiść do jego twórczości.
Przejdźmy jednak do komiksu, „Infestation” jest komiksem z serii, która dodaje elementy mitologii Lovecrafta do innych znanych marek jak: Dungeons & Dragons, Transformers czy Wojownicze Żółwie Ninja niezależnie czy to ma sens czy nie. To krótka pojedyncza historia, która kończy się tak jak podejrzewacie, aczkolwiek miłym akcentem jest, że wampiry nie szalały gdy pojawiły się standardowe macki. I Bogu dzięki nie było standardowej kreski Templesmitha bo inaczej nie wiem czy bym zniósł tą historię.
Czy warto kupić ten komiks? Miłośnicy Lovecrafta zapewne łykną, fani 30 dni nocy mogą być zawiedzeni. Jeśli znajdzie się gdzieś bardzo tanio to można kupić jako ciekawostkę.
P.S.
Taki mały dopisek nie związany z komiksem, ale ciekawi mnie komiks z Dungeons & Dragons (choć nie mam zamiaru go kupić) gdzie są gorsze rzeczy, Bogowie i ludzie którzy maja moc zabicia owych bogów. Jestem ciekawy jaką bzdurę wymyślili by mitologia Lovecrafta była na wierzchu. Ponieważ w niektórych uniwersach Cthulhu raczej nie wiódłby długiego żywota po przebudzeniu (tak wiem, że się regeneruje i może narodzić na nowo).
30 dni nocy, uniwersum które ma swoje problemy. Jak można owe problemy naprawić? Jest kilka sposobów, ale dodawanie szajsów Lovecrafta nie jest jednym z nich…
Warto może nadmienić, że wręcz nienawidzę Lovecrafta. Nie widzę w tym żadnego horroru (może z wyjątkiem faktu, że ludzie uważają to za horror), najwyraźniej widok latającej ośmiornicy wprowadza w szaleństwo a my...
2019-07-11
Powoli zaczynam się zastanawiać czemu do cholery ja czytam te komiksy kiedy podświadomie wiem, że już nic dobrego tutaj nie znajdę. Dochodzę jednak do wniosku, że to jest niczym monument dla mojej pasji do wampiryzmu, który świadczy o tym, że niezależnie jak bardzo złe rzeczy przeczytam/obejrzę wciąż prę do przodu gotów poznawać nowe rzeczy.
Kolejna przeciętna historia Nilesa, który napisał ją razem z DeConnick. Tym razem mogę dziękować Bogu za dwie rzeczy: pierwszą jest brak rysunków Templesmitha a drugą, że nie jest to zła historia ponieważ Niles potrafi rzucić tak złą historią, że ręce opadają („Nosferatu Wars”). Aczkolwiek tym razem też parę gaf popełnił ponieważ nie mógł oprzeć się pokusie i dodał Draculę do swojego uniwersum. Jednak uspokoję was ponieważ nie pojawia się we własnej osobie, jest tylko wspomniany także dziękujmy za drobne łaski, ponieważ kolejnej profanacji tej postaci chyba bym nie zniósł.
Fabuła to kontynuacja losów Stelli z Dark Days. Co zabawne nasza bohaterka choć przemieniona w wampira nie staje się momentalnie wielkim morderczym dupkiem (podobnie z resztą jak jej mąż), najwyraźniej nie żałowała pieniędzy na zbroje fabularną. Jeśli przyjrzymy się poprzednim komiksom gdzie zaraz po transformacji WSZYSCY ludzie momentalnie stają się psychopatami rzucającymi się na najbliższych ludzi jest to co najmniej śmieszne. Potem rozgrywa się mała pierdółkowata fabuła, którą mogę określić mianem zapełniacza – ponieważ inaczej określić jej nie mogę. Jak zawsze zbroja fabularna jest wyraźna na głównych bohaterach, że czytelnikowi pozostaje jedynie przewrócić oczyma. Oczywiście dziwi również fakt jak wampiry pozostały ukryte przez tak długi czas skoro każda ich interakcja z ludźmi to krwawa rzeźnia (dosłownie), ale to kolejna niekonsekwencja tego uniwersum.
Już pomijam kolejny akapit w którym narzekam na niekonsekwencje w przedstawieniu wampiryzmu, ponieważ jeśli ktoś czytał pozostałe recenzje tej serii to już się nimi znudził. Przytoczę jednak pewną refleksję która mnie naszła. Pewien youtuber który nazywa się Onision wydał trzy (przynajmniej do tej pory) książki o horrendalnej jakości. W jednej z nich poznajemy człowieka, który jest dupkiem dla głównego bohatera (stąd wiemy, że jest zły). Pod koniec książki chociaż nasz dupek wygrał nad bohaterem nastąpiła pewna sekwencja w której on zgwałcił przyjaciółkę/dziewczynę bohatera w scenie tak niepotrzebnej i wymuszonej, że to wręcz obraza dla wszystkich ofiar gwałtu. Pomijam już skutki, ale był to pierwszy (i jedyny) raz kiedy współczułem gwałcicielowi w jakiejkolwiek fikcji. Czy wiecie dlaczego? Ponieważ książka była tak źle napisana, że można wręcz zobaczyć te sznurki przytwierdzone do niego i pociągające go ku temu przeznaczeniu, gdzie pozbawiony swojej wolnej woli musi przyglądać się jak jego ciało dokonuje tego strasznego czynu. Tak samo mam za każdym razem jak czytam te komiksy, tutaj każdy wampir jest gnany ku swojemu przeznaczeniu by zginąć w głupi sposób przez niezniszczalnych bohaterów i być stereotypowym złym.
Kolejny przeciętny komiks, który na tle serii jest w miarę dobry, aczkolwiek fabuła to taki marny łącznik między drugą a trzecią częścią i nic nie stracimy jak ją pominiemy. Właściwie to fani wampiryzmu to niewiele stracą jak pominą całą serię komiksów i zostaną przy filmie. Polecam jedynie gdy będzie bardzo ostra obniżka.
P.S.
Na zakończenie pewna uwaga. Skoro Eben i Stella wrócili do Barrow by strzec tego miasta to co właściwie będą jeść? Jest to kwestia dość ważna ponieważ to miasto jest na Alasce, czyli kompletne zadupie. A raczej wątpię by krew ze zwierząt była wystarczająca.
Powoli zaczynam się zastanawiać czemu do cholery ja czytam te komiksy kiedy podświadomie wiem, że już nic dobrego tutaj nie znajdę. Dochodzę jednak do wniosku, że to jest niczym monument dla mojej pasji do wampiryzmu, który świadczy o tym, że niezależnie jak bardzo złe rzeczy przeczytam/obejrzę wciąż prę do przodu gotów poznawać nowe rzeczy.
Kolejna przeciętna historia...
Muszę się przyznać, że nie lubię książek dla dzieci. Głównie dlatego, ze głupio się czuję krytykując nieścisłości fabularne, narzekając na działanie wampiryzmu no i oczywiście dlatego, ze w większości są beznadziejne, w końcu to książki dla dzieci, czemu mamy się wysilać?
Ostatnio w rączki wpadła mi ksiązka do filmu „Siostry wampirki”, która jest chyba częścią serii o podobnej nazwie. Ciężko mi stwierdzić ponieważ mają różne autorki. Będę traktował ją jako osobne dzieło, ale mogę powiedzieć jedno: po przeczytaniu tego wcale nie zachęciło mnie do sięgnięcia po serię.
Dzisiaj zaczniemy od bohaterów, ponieważ uff…
- Na pierwszy rzut niech przyjdzie Mihai Tepes (oczywiście, że Tepes). Facet jest takim pantoflarzem dającym się pomiatać swojej własnej żonie, ze moja opinia o tym wampirze znalazła się gdzieś w rejonach głębokiej pogardy. Chciałem też powiedzieć, ze może zająć dumne miejsce obok Arweny i Luthien na podium dla debili, ale on wystrzelił na ostatniej prostej i wskoczył na pierwsze miejsce. Pan wampir, zakochał się w swojej ofierze od pierwszego wejrzenia (bo próbował zabić swoją żonę) i wziął z nią ślub, przy którym wyrzekł się nieśmiertelności dla niej. Mógł ją przemienić, ale co tam. W pozwala swojej żonie na absolutnie wszystko, włącznie z wyrzuceniem jego trumny do piwnicy.
- Elwira, kobieta chora psychicznie. Zakochała się w wampirze, który parę sekund wcześniej próbował ją zabić, ocalił ją jedynie kołnierz ortopedyczny. Niewątpliwie należy do tych kobiet, które wychodzą za mąż za policjanta albo żołnierza a potem płaczą, że wyjeżdża na misje, albo, że niebezpiecznie. Po dwunastu latach małżeństwa postanawia, że wyprowadzają się z wampirzego miasta i jedziemy do Niemiec bo postanowiła realizować swoje ambicje kosztem rodziny. Gdyby to był tylko Mihai i ona, nie miałbym aż takiego problemu, ale miesza w to jeszcze dzieci. Nie dość, że przeprowadza swoją rodzinę do nowego i niebezpiecznego kraju (w Niemczech są łowcy wampirów, ale nie wiem czy to żart czy powiedziane poważnie) to zabrania im być wampirami. Nie ma używania mocy za dnia bo ktoś może zauważyć, nawet nie mogą udekorować domu wedle uznania (mąż do piwnicy). No i wisienką na tym torcie, ona jest projektantką, ale nie martwcie się, nie jest pożyteczną dla społeczeństwa. Zgodnie z jakąś panującą modą w tego typu filmach ona projektuje kompletnie bezużyteczne deski toaletowe, które oczywiście rozwiesiła również w ich domu. Dołóżmy jeszcze do tego znęcanie się nad dziećmi ponieważ wymusza na nich (przypominam są istotami nocnymi, nawet książka o tym wspomina) funkcjonowanie w dzień i chodzenie do szkoły, no i narażanie ich na niebezpieczeństwo, rodzeństwo prawie nie zginęło gdyby nie otrzymało pomocy.
- Siostry Daka i Silvania. Jedna bardziej wampirza punkówka i Silvania bardziej ludzka i dziewczyńśka. Ogólnie nie ma tutaj nic do omówienia, z wyjątkiem jednej rzeczy. Czemu do cholery te siostry są na przeciwnych stronach spektrum? Daka jest wręcz obleśna czasami z kolei Silvania zbyt cukierkowa. Na miłość boską…
Ogólnie fabuła nie jest specjalna. Taki standard o akceptowaniu siebie, ponieważ nie możemy aspirować do polepszenia swojego stanu. Dodali jeszcze nutkę, że ludzie boją się tego czego nie rozumieją, bo jest odmienne, zapominając, ze Mihai i Silvania (gdy zmieniała się w pełnego wampira) PRÓBOWALI ZABIĆ LUDZI! Aczkolwiek jedna rzecz wydała mi się zabawna. Pod koniec kiedy mają wymówić swoje życzenie żeby jedna stała się pełnym wampirem a druga człowiekiem, gruchnęła przemowa. O ile mogę się zgodzić, że jako człowiek ta druga nie będzie mogła doświadczyć już więcej latania, które tak polubiła o tyle co do drugiej to było trochę zabawne bo stwierdzono, że będzie na zawsze odludkiem ponieważ nie wyjdzie na słońce (pomimo, że jej ojciec chodzi po słońcu) i na zawsze pozostanie dwunastolatką, zapominając, że w Transylwanii uczęszczały do szkoły do wampirów. Tamte też pozostaną na zawsze dwunastolatkami?
Zostawiłem na koniec jeszcze kwestię techniczną. Nie wiem kto tutaj zawinił, autor czy tłumacz, ale zdania są bardzo złe. Czytanie tej książki to była czasami droga przez mękę. W dodatku ktoś postanowił wymyślić sobie język wampirzy, który brzmi strasznie debilnie np. flopsowanie jako super szybkość. Samo w sobie nie byłoby jeszcze aż takim problemem. Jakiś geniusz wymyślił sobie słowniczek na końcu książki i sobie niech czytelnik kartkuje książkę w poszukiwaniu tłumaczenia. Czysty geniusz!
Od siebie jeszcze dodam, że jeśli jeszcze raz zobaczę w książkach słowo „wampirski”, „wampirska” itd. Znajdę tłumacza i popełnię na nim straszne rzeczy, na widok których nawet doktor Mengele prawdopodobnie powiedziałby, że to już przesada.
Książka jest kiepska, napisana na podstawie kiepskiego filmu dla dzieci. Autorzy zwyczajnie piszą po najmniejszej linii oporu, uznając, ze dzieci są głupie i nie zasługują na dobrą opowieść. Na pohybel z takim pisaniem.
Muszę się przyznać, że nie lubię książek dla dzieci. Głównie dlatego, ze głupio się czuję krytykując nieścisłości fabularne, narzekając na działanie wampiryzmu no i oczywiście dlatego, ze w większości są beznadziejne, w końcu to książki dla dzieci, czemu mamy się wysilać?
więcej Pokaż mimo toOstatnio w rączki wpadła mi ksiązka do filmu „Siostry wampirki”, która jest chyba częścią serii o...