rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Cień spoza czasu” to dwunasty tom serii „Choose Cthulhu”, który za sprawą nowej mechaniki wizji wprowadza czytelnika w świat tajemnic i niebezpieczeństw... na skaju szaleństwa. Czy znajdziesz w sobie odwagę, by wejść na krętą ścieżkę czasu, gdzie rzeczywistość splata się z iluzją, a bohater wędruje przez labirynt snów i koszmarów?

Jesteś Nathanielem Wingate Peasleyem i właśnie obudziłeś się z trwającej lata luki... w swoim życiorysie. W tym czasie żyłeś, pracowałeś, rozmawiałeś z innymi ludźmi, ale nic z tego nie pamiętasz! Za to dręczą Cię koszmary z alternatywnej rzeczywistości. I sam już nie wiem, co jest prawdą, a co napadem szaleństwa. Najchętniej porozmawiałbyś z kimś o tym, ale komu możesz ufać?

To już dwunasty tom serii „Choose Cthulhu”, dlatego bardzo krótko o zasadach. Czytelnik ma możliwość podejmowania decyzji za bohatera. Najpierw czyta tekst, który wprowadza go w opowieść, a potem musi zdecydować się na pewne działania. Każda z dostępnych opcji ma podany numer strony, na której należy kontynuować czytanie. W tym tomie dochodzi jeszcze mechanizm wizji. Naszego bohatera nawiedzają co jakiś czas obrazy z przeszłości. Jeśli dobrze zidentyfikujesz dane wydarzenie i znasz (lub sprawdzisz) rok, możesz odkryć kolejną ciekawą odnogę fabularną.

Co jeszcze wyróżnia tę część? W tej opowieści bohater balansuje na granicy między snem a jawą, wciąż wątpiąc w swoją poczytalność. To, co się dzieje, odbiega od normy tak bardzo, że szukanie sojuszników jest jeszcze bardziej ograniczone, niż zazwyczaj. Wszystko to sprawia, że fabuła „Cienia spoza czasu” pełna jest niepewności i tajemnic, a każda decyzja bohatera zmienia bieg wydarzeń.

W tej książce, w przeciwieństwie do poprzednich tomów (zwłaszcza jedenastego), dużo jest niezależnych ścieżek fabularnych. Obierając różne odnogi, czytelnik może odkryć odmienne aspekty historii i dowiedzieć się nowych rzeczy. Odnalezienie wszystkich opcji (a naprawdę warto to zrobić) to prawdziwe wyzwanie, dzięki czemu „Cień spoza czasu” pozostaje interesujący nawet po wielu czytaniach.

Fabuła „Cienia spoza czasu” nie daje chwili wytchnienia. Pełna tajemnic, sekretów i niewyjaśnionych zjawisk, prowadzi czytelnika przez labirynt niezwykłych wydarzeń. Interesujące zwroty akcji, ale też mnogość wydarzeń powodują, że nawet kilkukrotne czytanie tej książki nie jest nudne.

Moim zdaniem, „Cień spoza czasu” jest najlepszym tomem serii „Choose Cthulhu”. Fascynująca fabuła, niezwykłe wizje i mnogość ścieżek fabularnych sprawiają, że ta książka to prawdziwa perełka dla miłośników gier paragrafowych i tajemniczych historii Lovecrafta.

„Cień spoza czasu” to dwunasty tom serii „Choose Cthulhu”, który za sprawą nowej mechaniki wizji wprowadza czytelnika w świat tajemnic i niebezpieczeństw... na skaju szaleństwa. Czy znajdziesz w sobie odwagę, by wejść na krętą ścieżkę czasu, gdzie rzeczywistość splata się z iluzją, a bohater wędruje przez labirynt snów i koszmarów?

Jesteś Nathanielem Wingate Peasleyem i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio sporo czytam cięższych tytułów, dlatego dla odmiany sięgnęłam po młodzieżówkę. Czy „XOXO. Miłość w stylu K-pop” to tytuł, przy którym udało mi się odpocząć? A może jest to kolejna koreańska drama?

Fabuła – on sławny, ona z marzeniami

Jenny to amerykanka koreańskiego pochodzenia. Pomaga swojemu wujkowi prowadzić knajpę karaoke, a poza tym, całe jej życie to wiolonczela. Cały czas ćwiczy, a jej jedynym marzeniem jest studiowanie na elitarnej uczelni. Wszystko to do czasu, gdy przypadkiem spotyka Jaewoo. Mają jeden wieczór, a potem chłopak wraca do Seulu. Los chce, że za jakiś czas trafia tam również Jenny. Na miejscu okazuje się, że Jaewoo jest członkiem słynnego koreańskiego zespołu. I chociaż młodych ciągnie do siebie, to jednak nic nie jest już proste…

W klimacie K-POP’u

Koreańska popkultura cieszy się niegasnącą popularnością. Zwłaszcza w muzyce, K-POP dosłownie zawojował rynek. Jeśli nic nie wiecie na jego temat, ten tytuł pozwoli Wam się trochę na jego temat dowiedzieć. Nie jakoś przesadnie dużo, ale autorka, również amerykanka koreańskiego pochodzenia, wplotła w fabułę kilka ciekawostek zarówno o muzyce, jak koreańskiej szkole. Nie jest ich niestety jakoś bardzo dużo. Zdecydowanie więcej na ten temat dowiecie się z powieści „My summer in Seul”.

Słodko-gorzka miłość i przyjaźń

Jak przystało na młodzieżówkę, fabułą tej książki kręci się wokół wątku nastoletniej miłości i szkolnych przyjaźni. Wszystko to zostało przedstawione w słodki, dość wyidealizowany sposób. Z jednej strony jest to urocze, z drugiej, nie budzi wielu emocji. Wątek romantyczny rozwija się w lekki, przewidywalny sposób. Bardziej przypadł mi do gustu motyw przyjaźni ze współlokatorką oraz wątek jej niespełnionego uczucia. Nie wiem, czy autorka planuje drugą część, ale ten temat zdecydowanie mogłaby kontynuować.

Dobrze wypadły też wątki rodzinne – z jednej strony świetnie prezentują koreańską mentalność, z drugiej nadają całości emocji. Szkoda, że ten temat nie został zaprezentowany dokładniej.

Równie ciekawie, chociaż też po macoszemu, prezentuje się kwestia kariery muzycznej Jenny. Byłam ciekawa, czy uda się jej spełnić marzenia, jednak kwestie te poruszane są w bardzo przyspieszony sposób, przez co ciężko było mi się zaangażować w fabułę.

Werdykt? Dramatu nie ma!

„XOXO. Miłość w stylu K-pop” to przyzwoicie napisana młodzieżówka. Jest w każdym calu poprawna, ale też zupełnie zwyczajna i nieporywająca. Koreański akcent nadaje jej charakteru, ale też nie sprawia, że powieść staje się wyjątkowa. Ot przyjemne czytadło, ale nie lektura, przez którą można zarwać noc.

Ostatnio sporo czytam cięższych tytułów, dlatego dla odmiany sięgnęłam po młodzieżówkę. Czy „XOXO. Miłość w stylu K-pop” to tytuł, przy którym udało mi się odpocząć? A może jest to kolejna koreańska drama?

Fabuła – on sławny, ona z marzeniami

Jenny to amerykanka koreańskiego pochodzenia. Pomaga swojemu wujkowi prowadzić knajpę karaoke, a poza tym, całe jej życie to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy koty mogą pomóc zrozumieć własne emocje? Pokonać samotność i smutek? Ten jeden na pewno! „Kot Erwin i tajemnica milczącej kukułki” to opowieść, która zaskoczy niejednego czytelnik!

Jest to historia kota Erwina, istotę pełną empatii i dobra, którą miejscowi nazywają kotem, który „wie więcej”. Chociaż dla wielu jest tylko miejską legendą, on sam wie, że istnieje naprawdę. Kukuła na kościelnej wieży jest dla niego bardzo istotna, to właśnie ona informuje go o północy. W raz z jej kukaniem kot rusza na miasto szukać ludzi, którzy potrzebują pomocy. Właśnie dlatego, gdy kukła milknie, jest to dla Erwina nie lada utrudnienie. Tak oto zaczyna się intrygujące śledztwo, które wplątuje czytelnika w urokliwą scenerię spiczastych dachów i ośnieżonych alejek.

Książka, choć dedykowana młodszemu odbiorcy, z powodzeniem sprawdzi się w każdym wieku. Jej fabuła nie jest naiwna ani trywialna, porusza za to uniwersalne tematy, które dotyczą każdego czytelnika. Autorka sprawnie wplata elementy psychologii i astronomii w lekką, zabawną, a jednocześnie poruszającą opowieść, tworząc tym samym coś naprawdę wyjątkowego.

Głównym wątkiem powieści jest zagadka kukułki, ale to jedynie pretekst do przedstawienia głębszych wartości. Erwin stara się przywrócić radość w życiu ludzi, zrozumieć ich motywacje i pomóc, pokazując, że nawet w najmniejszych gestach skrywa się wielka siła dobra. To piękna lekcja empatii, solidarności i zrozumienia dla czytelnika, niezależnie od wieku.

W opowieści przeplatają się różnorodne relacje, z każdą z nich wynikające głębokie refleksje. Autorce udało się stworzyć tekst, który z jednej strony rozbawi, a z drugiej zmusi do zastanowienia się nad własnymi działaniami i postawami. Choć czytelnicy w różnym wieku odbiorą te relacje inaczej, każdy znajdzie w nich coś wartościowego dla siebie.

Kot Erwin, będąc postacią wyjątkową, przewodniczy nie tylko śledztwu, lecz także inspiruje do czynienia dobra. Książka ta porusza, skłania do refleksji, ale także wciąga, a wszystko to dzięki charakterowi kota, który „wie więcej”. To mądra i wartościowa lektura, której przesłanie pozostaje istotne niezależnie od wieku czytelnika.

Czy koty mogą pomóc zrozumieć własne emocje? Pokonać samotność i smutek? Ten jeden na pewno! „Kot Erwin i tajemnica milczącej kukułki” to opowieść, która zaskoczy niejednego czytelnik!

Jest to historia kota Erwina, istotę pełną empatii i dobra, którą miejscowi nazywają kotem, który „wie więcej”. Chociaż dla wielu jest tylko miejską legendą, on sam wie, że istnieje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Japoński uważany jest za jeden z najtrudniejszych języków na świecie. Problem pojawia się już na samym początku. Bo czy wiecie, że w japońskim równolegle funkcjonują trzy alfabety? Hiragana, katakana i kanji – a każdy z nim ma swój oddzielny system znaków. Płynne posługiwanie się każdym z nich to nie lada wyzwanie! Ale to nie wszystko! Również pisanie listów związane jest z wieloma zasadami. Osoby, które nie mogą lub nie chcą ich zgłębiać, zawsze mogą skorzystać z pomocy bohaterki „Kameliowego Sklepu Papierniczego”. To właśnie ona pomoże im ubrać myśli w odpowiednie słowa i nadać im prawidłową formę. Ale to nie wszystko…

Hatoko odziedziczyła po babci kameralny sklep papierniczy. Można w nim zarówno kupić przybory pisarskie, jak i zlecić napisanie listu. Klientów nie ma dużo, ale dziewczynie jakoś udaje się wiązać koniec z końcem. Z każdym kolejnym listem coraz bardziej wsiąka w społeczność lokalną i coraz lepiej odnajduje się w nowej sytuacji. Wciąż jednak prześladują ją wspomnienia, z których nie jest zbyt dumna.

„Kameliowego Sklepu Papierniczego” to najbardziej japońska książka, jaką miałam przyjemność do tej pory czytać. Może nie było ich bardzo dużo, ale każdą z nich ceniłam za to, że uchylała mi rąbek wiedzy na temat kraju kwitnącej wiśni. Jednak ten tytuł to prawdziwa skarbnica! Język japoński, pisanie listów, lokalna kuchnia, święta, festiwale, świątynie i zwyczaje – tego było tak dużo, że mój wewnętrzny odkrywca dosłownie zacierał łapki. Uwielbiam takie smaczki, więc co chwile byłam oczarowana kolejną ciekawostką.

Jeśli zaś chodzi o fabułę, to rozwija się ona powoli, niespiesznie, z dnia na dzień – czyli w typowy, japoński sposób. Towarzyszymy bohaterce przez cały rok, podczas którego będziemy śledzić to, jak zmienia się, otwiera na ludzi, ale też samą siebie. Jej przemiana nie jest radykalna, to bardziej powolny proces dojrzewania do pewnych spraw, aklimatyzowania się. I chociaż można wskazać kluczowe wydarzenia, wpływ na Hatoko ma po prostu wszystko po troszku.

Uwielbiam też delikatność japońskich bohaterów, skromność i pewien dystans do świata. Chyba łatwiej mi polubić takie postaci, niż typowe „szare myszki” z zachodnich powieści. Jednak nie dajcie się zwieść samej Hatoko, ona również potrafi pokazać pazurki i wyrazić emocje, które nią targają.

Nadmiar uczuć i problemów charakteryzuje też klientów sklepu. W tej powieści znajdziecie sporo poruszających, zabawnych, ale też dających do myślenia historii. Ciekawostką jest również to, że w książce zamieszczono listy zapisane po japońsku. Jeśli więc uczycie się tego języka, będzie to dla Was prawdziwa gratka.

Niesamowicie spodobało mi się to, że oprócz listów, spoiwem dla całej historii są też więzi towarzyskie. Z czasem bohaterka otwiera się na innych i zaczyna cenić ich obecność w swoim życiu. Co ciekawe, to właśnie oni pomagają jej też sprostać swoim własnym problemom.

Temat historii rodzinnej Hatoko przedstawiany jest fragmentarycznie, co jakiś czas, przy okazji innych wydarzeń. Ja jednak ze zniecierpliwieniem wyłapywałam te skrawki informacji, bo potrafiły odwrócić do góry nogami wcześniejsze ustalenia. Żałowałam, że niektóre wątki rodzinne nie doczekały się dobitnego zamknięcia. Chociaż nic nie wskazuje na kontynuację, dobrze by było, gdyby powstała.

Jest jednak jedna rzecz, którą odbieram jako drobną wadę. Otóż nie spodobał się wątek, który pojawił się na samym końcu. Nie zdradzę jaki, bo to też ciekawy element tej obyczajowej układanki, ale ostatecznie jego realizacja była w mojej ocenie bardzo powierzchowna i mocno skrótowa. Tak jakby trzeba było szybko skończyć książkę, a bez danego wątku przecież nie wypada.

Nie zmienia to jednak faktu, że „Kameliowy Sklep Papierniczy” dosłownie mnie zachwycił. Dawkowałam sobie tę książkę, czytałam powoli, wczuwałam się w klimat sklepiku papierniczego i wędrówek po małej, japońskiej miejscowości. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zobaczyć ją na własne oczy, a tymczasem serdecznie polecam Wam tę książkową wyprawę do kraju kwitnącej wiśni!

Japoński uważany jest za jeden z najtrudniejszych języków na świecie. Problem pojawia się już na samym początku. Bo czy wiecie, że w japońskim równolegle funkcjonują trzy alfabety? Hiragana, katakana i kanji – a każdy z nim ma swój oddzielny system znaków. Płynne posługiwanie się każdym z nich to nie lada wyzwanie! Ale to nie wszystko! Również pisanie listów związane jest z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy etap w życiu wiąże się pewnymi plusami, ale też ograniczeniami. Momoko jest już starsza, odchowała dzieci, pochowała męża i wciąż nie jest do końca pewna, czy ta samotność ją cieszy, czy zasmuca. W jej głowie nieustająco toczą się rozmową, a jakby nie patrzeć, mają o czym mówić. W końcu Momoko ma ponad siedemdziesiąt lat doświadczeń.

„Pójdę sama” to powieść autorstwa Chisako Wakatake, wydana nakładem WAB. W Japonii książka ta została wyróżniona prestiżową Nagrodą im. Akutagawy. Jak twierdzi jury tego wydarzenia, jest to powieść „subtelnie wyważona, niemal filozoficzna”. Na język polski została przełożona przez Dariusza Latosia.

Zanim przystąpiłam do czytania, zachwyciłam się pięknym wydaniem. Okładka ma cudowną grafikę, która rozciąga się skrzydełka. Obrazek na niej zamieszczony idealnie pasuje do tematów, które porusza historia. Na okładce widzimy straszą kobietą, która w otoczeniu drzew spogląda na panoramę miasta. Jednak, gdy zajrzymy pod skrzydełka, naszym oczom ukaże się iście wiejski krajobraz. I taka właśnie jest Momoko: kobieta, która mieszka w mieście, chociaż wychowała się na wsi i w pewien sposób rozlicza się z całym swoim życiem.

Po raz pierwszy spotykamy ją w jej domu, gdy siedzi i nasłuchuje myszy. Chwilę później do opowieści włączają się różne głosy, które nie milkną praktycznie do samego końca. A do kogo one należą? Również do Momoko, która w ten sposób rozmyśla, wspomina, a nawet kłóci się ze sobą. W ten sposób w dość chaotycznej kolejności poznajemy zarówno teraźniejszość bohaterki, jak i jej przeszłość: dzieciństwo, małżeństwo, rodzicielstwo. Ten sposób narracji przypomina mi nurt nazwany „potokiem myśli”. Bo dyskusje w głowie bohaterki dotyczą różnych tematów, zaczynają się i urywają w dowolnym momencie, często dotyczą rzeczy, na które spojrzy bohaterka lub które jej się z czymś skojarzą.

A żeby jeszcze było ciekawiej, część głosów w głowie Momoko wypowiada się zgodnie z jej rodzimym, tokohański, dialektem. Tłumacz próbuje osiągnąć ten efekt przez konsekwentne zmienianie słów w określony sposób np. „ja” na „jo”, litera „k” zastępowana jest przez „g” (czyli słowo „jak” zapisane jest „jag”). Przypominało mi to język, jakim posługują się starsze osoby, które pochodzą ze wsi. Wszystko to wymaga od czytelnika skupiania, ale też przyzwyczajenia do niecodziennego zapisku zwykłych słów.

Z tych dwóch powodów: niesubordynowanego potoku myśli oraz nietypowej narracji – przeczytanie książki zajęło mi więcej czasu, niż się tego spodziewałam. Tytuł ma bowiem tylko 142 strony, jednak zgłębienie tej opowieści wymagało ode mnie dużej koncentracji, inaczej moje myśli leciały w swojej strony, a ja nagle zdawałam sobie sprawę, że dialog toczy się we mnie, a nie w powieści.

Nie oznacza to jednak, że jest to minus tej historii. Wręcz odwrotnie, wreszcie trafiłam na książkę, która jest inna od pozostałych, w której akcja to przede wszystkim przeżycia wewnętrzne bohaterki, a świat zewnętrzny stanowi tylko skromny dodatek. „Pójdę sama” to intrygująca opowieść o przemianie, o tym jak pozornie nieskładne myśli tworzą piękną opowieść o życiu, o wewnętrznych sprzecznościach, o uczuciach, które koegzystują ze sobą, chociaż pozornie się wykluczają i co ciekawe, ostatecznie prowadzą do zmiany.

W tej opowieści jest też dużo prawdy. Jeśli macie w swoim otoczeniu starsze osoby, to z pewnością w losach Momoko odkrycie wiele wspólnych elementów, a może nawet zrozumienie niektóre ich zachowania, które wcześniej wydawały się Wam bez sensu.

Czy jest w tym, wspomniane wcześniej, subtelne wyważenie i filozoficzne przemyślenia? Zdecydowanie tak. Bo myśli Momoko są płoche niczym motyle, raz wspomina swój dom rodzinnym, innym razem rozważa kwestie norm społecznych, czy ich przemijalności. Nigdy nie wiadomo, o jaki temat zahaczy. Jest w tym dużo prosty, sporo codzienności, ale też ogrom głębi. Bo kto z nas nie toczy w głowie wewnętrznej batalii na różne tematy? Taka jest właśnie Momoko, bogata w życiowe doświadczenie, a jednak ujmująca wszystko w prosty, szczery sposób.

Jeśli szukacie książki, która jest inna, od większości nowości wydawniczych, która daje do myślenia, ale nie przytłacza, koniecznie sięgnijcie po „Pójdę sama”. Znajdziecie w niej sporo prawd, które, chociaż wyrastają z japońskiej kultury, są ostatecznie bardzo uniwersalne i ponadczasowe.

Każdy etap w życiu wiąże się pewnymi plusami, ale też ograniczeniami. Momoko jest już starsza, odchowała dzieci, pochowała męża i wciąż nie jest do końca pewna, czy ta samotność ją cieszy, czy zasmuca. W jej głowie nieustająco toczą się rozmową, a jakby nie patrzeć, mają o czym mówić. W końcu Momoko ma ponad siedemdziesiąt lat doświadczeń.

„Pójdę sama” to powieść autorstwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubisz książki? Ale chętnie sięgasz też po gry? Jeśli tak, to być może zainteresuje Cię ten tytuł. „Opowieści Baśniomistrza: Sekrety Smokolochów” to fascynująca i wyjątkowa gra książkowa, która łączy w sobie elementy gier planszowych, paragrafowych, ale też klasycznych powieści fantasy. Ten tytuł przenosi czytelnika w świat pełen przygód, ale też tajemnic i potworów. To jak? Pora skompletować drużynę!

Mechanika zabawy jest dziecinnie prosta. Na początku wybieramy scenariusz (książka zwiera ich kilka), a następnie postać. Już na tym etapie warto wybrać bohaterów. Których umiejętności będą się wzajemnie uzupełniać. Następnie przepisujemy numerki z instrukcji na mapę i ruszamy w drogę. Za ruch odpowiada rzut kostką, tak samo, jak za wiele testów. Bo chociaż to my podejmujemy decyzje co i gdzie zrobi nasz bohater, to jednak szczęście bardzo często przesądza o pomyślności naszych działań. I to w zasadzie tyle. Cel danego scenariusza określony jest w opisie scenariusza, jeśli go osiągniemy, przypisujemy sobie nagrodę i możemy ruszyć w kolejną przygodę.

To, co zdecydowanie wyróżnia ten tytuł od pozostałych, to kody qr na prawie każdej stronie. Wystarczy go zeskanować, by przenieść się na stronę z oprawą muzyczną. Tam narrator przeczyta pierwszą część strony oraz dostępne wybory. Efekty podjętych akcji musimy odczytać sami. Ale to nie wszystko, obok głosu lektora mamy też specjalną ścieżkę dźwiękową, która sprawie, że gra staje się jeszcze bardziej immersyjna.

Podsumowując kwestię mechaniki: „Opowieści Baśniomistrza: Sekrety Smokolochów” to coś więcej niż zwykła gra paragrafowa, ale jednocześnie jest to pozycja mniej skomplikowana niż typowe gry planszowe. W ten sposób, przy relatywnie niskim poziomie wejścia, autorzy stworzyli coś, co stanowi doskonałą rozrywkę zarówno dla dzieci, dorosłych, jak i nastolatków.

Wybór postaci do odgrywania to dodatkowa frajda, ponieważ jest bardzo szeroki. Każda postać ma swoje unikalne cechy i umiejętności, co wpływa na przebieg gry. Jedną z największych zalet Opowieści Baśniomistrza jest jej interaktywność. Gracze mogą wcielić się w różne postacie i odgrywać swoje role w opowiadanej historii. Mechanika gry, która obejmuje rzucanie kostką, dodaje element losowości, co sprawia, że rozgrywka jest pełna niespodzianek.

Nie sposób nie docenić też warstwy wizualnej. Ale zachwyca nie tylko pięknie wykonana, twarda okładka. Ilustracje w książce, zwłaszcza mapa, robią bardzo dobre wrażenie i pomagają graczom wizualizować opisane miejsca.

Jednak gra ma również swoje wady. Nie każdemu przypadnie do gustu tego rodzaju rozrywka, a niektóre elementy stają się powtarzalne, nawet pomimo dużej ilości scenariuszy. Jest to efekt podstawowych założeń rozgrywki: chociaż poszczególne misje różnią się celem, to jednak część duża część obszarów występuje w każdym z nich. Więc chociaż przygoda będzie inna, to jednak jej elementy z pewnością powtórzą się w kolejnej wyprawie.

Dla tych, którzy mieli okazję zagrać w pierwszy tom, druga część może być mniej interesująca, ponieważ mechanika pozostaje taka sama. Warto jednak zaznaczyć, że pomimo tych niedociągnięć, cykl „Opowieści Baśniomistrza” wciąż pozostają jednymi z niewielu pozycji na rynku, które łączą w jedno elementy literatury, gier fabularnych i planszowych. Dlatego warto dać jej szansę i zanurzyć się w świat opowieści, pełen magii, przygód i tajemnic.

Lubisz książki? Ale chętnie sięgasz też po gry? Jeśli tak, to być może zainteresuje Cię ten tytuł. „Opowieści Baśniomistrza: Sekrety Smokolochów” to fascynująca i wyjątkowa gra książkowa, która łączy w sobie elementy gier planszowych, paragrafowych, ale też klasycznych powieści fantasy. Ten tytuł przenosi czytelnika w świat pełen przygód, ale też tajemnic i potworów. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak pisał Kochanowski: „Ślachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz”. Te słowa ani odrobinę nie straciły na aktualności. Bo chociaż medycyna wciąż się rozwija, to jednak nie sposób nie dostrzec pewnych braków. Co ma zrobić pacjent, któremu lekarze nie są w stanie pomóc? Odpowiedzi na to pytanie przez wiele lat szukała Maria Tyman.


Gdy sięgałam po książkę Pani Marii, nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Zarówno okładka, jak i sam tytuł, niewiele mi zdradzały. Czym jest więc „Bezsenność, czyli o tym, jak snu szukałam”? Najprościej rzecz ujmując, jest to poradnik o niekonwencjonalnych metodach leczenia oparty na doświadczeniach samej autorki. Punktem wyjścia jest więc biografia, jednak treść książki sięga o wiele dalej. Widać duży nakład pracy, który autorka włożyła w opracowanie tematu.




„Ann Boroch mówi o błędnym kole nadużywania antybiotyków: Mamy infekcję, którą zwalcza się antybiotykiem, ten zabija równo dobre, jak i złe bakterie, bo ich nie rozróżnia, to zaś sprzyja rozmnażaniu drożdżaków wydzielających do organizmu toksyczne produkty przemiany materii, które osłabiają nasz układ odpornościowy. Z powodu osłabionej odporności łapiemy kolejne infekcje, znowu zażywamy antybiotyków...”.


A zaczęło się od ogromnych, wieloletnich problemów zdrowotnych. Pani Maria cierpiała na wiele przypadłości, wśród których jedną z nich była bezsenność. Przez wiele lat korzystała z pomocy konwencjonalnej medycyny, jednak efektem tego nie tylko nie była poprawa, ale wręcz pogorszenie i nasilenie objawów. Z tego względu zaczęła szukać dalej. Postanowiła wyleczyć się na własną rękę, nie raz błądząc i podejmując mylne decyzje.



„Bezsenność” to książka, w której czytelnik znajdzie omówienie wielu alternatywnych metod leczenia, zarówno tych kontrowersyjnych, jak i zupełnie popularnych (jak np. zdrowe odżywianie). To, co wyróżnia tę książkę na tle innych to właśnie mnogość omówionych sposobów. Autorka nie koncentruje się na jednej metodzie, ale stara się zaprezentować ich jak najwięcej. Jednocześnie omawia je naprawdę przystępnie i całościowo, powołując się na określone źródła, czy wypowiedzi specjalistów z danych obszarów. Jednocześnie nie unika przywoływania zdań odmiennych. Przykładowo, w rozdziale poświęconym homeopatii prezentuje też zdanie osób, które tę metodę krytykują.



Drugim wyróżnikiem jest to, że autorka wszystkie przywołane metody przetestowała na sobie. Nie tylko mówi o ich założeniach, ale też opisuje to, jak ich stosowanie wpłynęło na jej stan zdrowia. W związku z tym w jej książce można znaleźć też relacje z zupełnie nieudanych metod, czy sytuacji, gdy autorka poczuła się zwyczajnie oszukana.




„Nie jest łatwo być pacjentem aktywnym. Na własnej skórze przekonałam się, że moje cierpienie i zagubienie jest dla innych sposobem na zarobienie pieniędzy”.


Wszystko to zostało opisane w prosty i przystępny sposób. Co więcej, dzięki temu, że książka zbudowana jest wokół losów autorki, czyta się ją o wiele przyjemniej, niż zwyczajny poradnik.



I teraz najważniejsze, co sądzę o opisanych metodach? Część do mnie przemówiła, a część nie. Ważne jest jednak to, że autorka dość dokładnie omówiła podstawowe założenia poszczególnych sposobów, dlatego to, co mnie zainteresowało, mogę zgłębiać na własną rękę. W mojej ocenie jest to ciekawy głos w dyskusji, przemawiający za tym, że każdy z nas powinien sam zatroszczyć się o własne zdrowie, zwłaszcza jeśli konwencjonalne metody nie przynoszą rezultatów. Część z wprowadzonych zmian będzie ledwie drobną modyfikacją życia, która jednak znacząco wpłynie na przyszłe zdrowie i która jest wręcz rekomendowana przez lekarzy np. ograniczenie białego cukru. Dlatego uważam, że dużym plusem tego tytułu jest to, że zachęca do zatroszczenia się o siebie i spojrzenia na swoje zdrowie w holistyczny sposób.

Jak pisał Kochanowski: „Ślachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz”. Te słowa ani odrobinę nie straciły na aktualności. Bo chociaż medycyna wciąż się rozwija, to jednak nie sposób nie dostrzec pewnych braków. Co ma zrobić pacjent, któremu lekarze nie są w stanie pomóc? Odpowiedzi na to pytanie przez wiele lat szukała Maria Tyman.


Gdy sięgałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lato i piękna pogoda zachęcają do tego, by czytać w plenerze. A może od razu sięgnąć po książkę pasującą klimatem do wakacji? Czemu nie! Z taką myślą sięgnęłam po powieść „Pod słońcem Florydy”. Muszę przyznać, że było bardzo gorąco! I to nie tylko z powodu ciepłego klimatu!



Do położonego w Słonecznym Stanie miasteczka Tarpon Springs zlatuje się trójka dorosłych dzieci Tony’ego Kubiaka. Okazja jest iście rodzinna, bo chrzciny, ale… poza tym nic nie jest zwyczajne. Chrzczona bowiem będzie ich siostra. Czyli jakby nie patrzeć, różnica wieku jest kolosalna. Co więcej, matką dziecka jest nowa dziewczyna podstarzałego ojca. Brzmi niczym wstęp do zakręconego romansu? I tak właśnie jest, bo wszystkie kolejne rewelacje są tylko bardziej zaskakujące.



„Pod słońcem Florydy” to powieść, która już od samego początku wrzuca czytelnika w gąszcz wzajemnych niesnasek, a nawet małych intryg. W książce znajdziecie całe mnóstwo silnych emocji oraz uczuć. Bowiem między bohaterami dochodzi do niejednej napiętej sytuacji, kłótni albo wręcz odwrotnie, namiętności. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się niesamowicie szybko, z dużym zainteresowaniem, ale też zdziwieniem.



Ale to nie wszystko, obok wątków miłosno-rodzinnych pojawia się też temat dyskryminacji i on również może niejednemu czytelnikowi podnieść ciśnienie. Chociaż w moim odczuciu bohaterka nie zareagowała sensownie, to trzeba przyznać, że ten klimat zagrożenia dodatkowo podkręca tempo opowieści. A to już jest całkiem spore!



W książce naprawdę sporo się dzieje, a liczne zwroty akcji nie pozostawiają miejsca na nudę. Miałam trochę wrażenie, że niektóre sytuacje są wyolbrzymione, ale mimo to, a może właśnie dzięki temu, powieść jest niezwykle dynamiczna, trochę przesadzona oraz niesamowicie wciągająca. Jeśli lubicie historie o skomplikowanych konfiguracjach miłosnych, w których nie do końca wiadomo kto z kim będzie „na dobre i złe”, to zdecydowanie sięgnijcie po „Pod słońcem Florydy”. A ja nie mogę się doczekać kontynuacji!

Lato i piękna pogoda zachęcają do tego, by czytać w plenerze. A może od razu sięgnąć po książkę pasującą klimatem do wakacji? Czemu nie! Z taką myślą sięgnęłam po powieść „Pod słońcem Florydy”. Muszę przyznać, że było bardzo gorąco! I to nie tylko z powodu ciepłego klimatu!



Do położonego w Słonecznym Stanie miasteczka Tarpon Springs zlatuje się trójka dorosłych dzieci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Muszę przyznać, że nie do końca byłam świadoma (ha! Jakby w przeciwieństwie do tytułu) co to za książka i kto ją napisał. Tytuł wydał mi się ciekawy, ale błędnie założyłam, że ma on związek z uważnością, tym razem wpadł mi w ręce poradnik: jak się wzbogacić i uwolnić swój ukryty potencjał. Jak myślicie? Udało mi się? Piszę do Was z domu na wyspach Kanaryjskich?



Najpierw może kilka swój o tym, czego uczy ten poradnik. W skrócie autor opowiada o tym, że każdy może być bogaty, wystarczy tylko odpowiednie nastawienie i mózg „wibrujący” na właściwych częstotliwościach i w ten sposób przyciągający rzeczy, które również wibrują, jak trzeba. Jak widzicie… jest to pokłosie „Sekretu”, czyli coś, czemu do tej pory mówiłam wielkie NIE. Teraz już doskonale wiem… dlaczego.



Większość porad zbudowana jest z prostych obietnic i „gładkiej gadki”. Oto kilka z nich: każdy może być bogaty, wystarczy chcieć, ja nie jestem niezwykły, więc Ty też możesz być tak bogaty, jak ja, nie potrzeba do tego wiedzy specjalistycznej, wystarczy odpowiednie nastawienie. To jest… za proste, żeby było prawdziwe. I właśnie na podstawie tych obietnic udało mi się skonstruować moje wątpliwości.



Po pierwsze, w tej metodzie nie ma żadnych konkretów. Większość opisywanych rzeczy jest bezsprzecznie prawdziwa, ale też niezwykle oczywista. Pozytywne myślenie z pewnością działa lepiej niż narzekanie i negatywne nastawienie. Szukanie możliwości rozwoju jest bardziej wartościowe niż szukanie kolejnej butelki piwa. Sprecyzowanie celów, które chce się osiągnąć, pomaga w ich realizacji (nie mogło braknąć SMART!). Ale… mamy też wiele przykładów, które nie mówią nam nic konkretnego. Przykładowo autor pisze: rozmawiałem z Panem X. Powiedziałem mu, zamień swoje roczne dochody w miesięczne. I on to zrobił. – No fantastycznie. Ale jak? Tego się nie dowiemy. Tak samo ujmujący jest opis sytuacji, gdy autor łączy swoich znajomych poszukujących nowego domy z agentką nieruchomości, która oferuje im dogodne warunki spłaty, a sam autor załatwia za darmo zestaw mebli. Wszystko się zgadza. Jak ma się odpowiednich znajomych to jak najbardziej, mogą pomóc. Ale ciężko to nazwać jakimś sposobem na życie.



Druga sprawa to brak możliwości zweryfikowania metody. Sam autor pisze, że osoby, które stosowały jego porady, osiągnęły sukces, a te, które tego nie robiły, zrezygnowały po drodze i słuch o nich zaginął. Czyli jak działa, to działa, a jak nie działa, to nie bierzemy tego pod uwagę, bo to wina złego podejścia / niesłuchania rad itp. Nie przemawia do mnie takie nastawienie.



Po trzecie, obok tych sensownych zdroworozsądkowych teorii, jest też całe mnóstwo nieudowodnionych tez. Zawsze lekko się krzywiłam, gdy słyszałam o „wibrowaniu” umysłu. Nie ma tu, rzecz jasna, odwołania do teorii naukowych. Gdyby autor zaznaczał, że są to różnego rodzaju metafory, to jak najbardziej byłoby ok. On jednak podchodzi do tych dziwnych teorii w pełni poważnie, przez co ciężko mi traktować jego publikację jak rzetelny poradnik.



Po czwarte, sam autor posądzany jest o promowanie szkodliwego modelu biznesowego[i]. Autor wielokrotnie promował firmę Vemma, która została zamknięta z powodu bycia… piramidą finansową. Ponoć organizacja ta wykorzystywała młodych do promocji napojów energetycznych, a przede wszystkim rekrutowania nowych członków. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że podejście do tematu nie jest jednoznaczne, a dla niektórych ten model biznesowy nie jest niczym złym, to jednak mnogość kontrowersji, które narosło wokół tematu, zrobiło na mnie złe wrażenie.



Z powodu powyższych zastrzeżeń nie jestem w stanie pozytywnie ocenić tej książki. Tak jak już wspomniałam, tytuł zawiera wiele sensownych, acz oczywistych porad, ale też sporo bzdur i marketingu, który ma nakręcić zainteresowanie następnymi publikacjami.



Dlatego chciałam rozwiać wasze wątpliwości. Nie piszę do Was z Kanarów, moje roczne dochody nie zmieniły się w miesięczne, a wszystko nie robi się samo. Być może mój mózg nie wibruje odpowiednio. A może to po prostu nie działa.




[i] https://www.youtube.com/watch?v=yyktccr5apU&t=1772s

Muszę przyznać, że nie do końca byłam świadoma (ha! Jakby w przeciwieństwie do tytułu) co to za książka i kto ją napisał. Tytuł wydał mi się ciekawy, ale błędnie założyłam, że ma on związek z uważnością, tym razem wpadł mi w ręce poradnik: jak się wzbogacić i uwolnić swój ukryty potencjał. Jak myślicie? Udało mi się? Piszę do Was z domu na wyspach Kanaryjskich?



Najpierw...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Korea Południowa staje się coraz bardziej popularna w świadomości opinii publicznej. Najpierw zaskoczyła nas swoją wersją popu (nazywaną K-Popem), potem zaś serialami (tu z kolei mowa o K-dramach). Jednak jak tam jest naprawdę? Jak żyje się tam kobietom? I czym jest wzór „dobrej żony i mądrej matki”?

Ostatnio mam słabość do reportaży. Lubię czytać o innych krajach, poznawać ich perspektywę, problemy, nadzieje i bolączki. Jednak o dziwo, czytając o Korei Południowej, poczułam się... jak w domu. Bo część omówionych tematów była mi zaskakująco bliska.


Książka Małgorzaty Sidz to publikacja prezentująca kobiecą perspektywę. Chociaż we wstępie autorka wspomina, że starała się zaprezentować też bardziej ogólne kwestie, uniwersalne i niezależne od płci, to w moim odczuciu ten cel nie został do końca zrealizowany. Patrzymy na Koreę Południową oczami żon, matek, pracownic. Poruszanych zagadnień jest tu całe mnóstwo, ale w ich postrzeganiu płeć odrywa kluczową rolę. Jest to publikacja podobna do „Kwiatów w pudełku”, tylko zamiast Japonii, mamy tutaj Koreę Południową. Akurat w moim odczuciu takie zawężenie tematyki jest plusem i trochę nie rozumiem, czemu autorka próbowała się od niego odciąć. Osobiście wolę książki, które kompletnie omawiają jedną perspektywę, niż po łebkach próbują wspomnieć o wszystkim.


Przejdźmy jednak do konkretów, a one zbudowane są z relacji, rozmów i obserwacji. Autorka prezentuje nam poszczególne aspekty życia w Korei Południowemu metodycznie, a każdy rozdział poświęcony jest innemu zagadnieniu (chociaż niektóre się zazębiają). Jak to jest typowe w przypadku reportaży, większość kwestii została omówiona na przykładach konkretnych osób. Mamy więc klasyczne rozumowanie od szczegółu do ogółu – autorka bowiem wyciąga wnioski na podstawie indywidualnych przypadków oraz własnych doświadczeń i odczuć.


To, co mi się podobało, to zaprezentowanie całości trochę w klimacie opowieści drogi. Autorka nie skupia się na suchej analizie faktów, ale opisuje też swoją podróż, jak dotarła do miejsca spotkania, co jadła, jak wyglądało otoczenie – dzięki temu czytelnik może mieć wrażenie, jakby podróżował razem z Małgorzatą. Może poczuć klimat miejsca, wyobrazić je sobie i lepiej zrozumieć sytuację bohaterów.


A tych jest naprawdę sporo! Co ważne, autorka nie ogranicza się tylko do czasów współczesnych. Gdy omawia dane zjawisko, szuka jego korzeni w przeszłości. W książce znajdziecie też temat relacji japońsko-koreańskich, który jeden element do tej pory budzi kontrowersje i słuszne oburzenie. Chociaż znany był mi temat wykorzystywania seksualnego Koreanek przez wojsko japońskie (z książki „Córki smoka”), to ten rozdział wciąż był dla mnie trudny i poruszający.


Przez całą książkę przewija się też tytułowe wątek dobrych żon i mądrych matek. Autorka wypytuje o niego wiele osób i omawia go w różnych kontekstach. Właśnie w nim dopatruje się też wielu podobieństw do... polskiego wzoru matki Polki. Nie sugeruję, że obydwa schematy są identyczne, ale coś jest na rzeczy. Podobnie odbieram też kwestie presji społecznej, czy tradycyjnych ról w rodzinie. Od razu uprzedzam, do okładkowego opisu wykorzystano największe „smaczki”, które częściowo... dotyczą przeszłości. To trochę jak u nas: ideał cnót wszelkich gdzieś tam jest promowany, ale życie u każdego wygląda inaczej. I tak jest też w Korei Południowej.


„Mądre matki, dobre żony” ma też jeden ciekawy wyróżnik. Autorka przygotowała pięć przerw na jedzenie. W tych rozdziałach skupia się na temacie posiłków oraz zwyczajów związanych z konsumpcją – w ujęciu zarówno tradycyjnym, jak i współczesnym (jeśli planujecie wycieczkę do Korei Południowej, z tych wstawek dowiecie się, co warto zjeść).


Reasumując, książka „Mądre matki, dobre żony” to ciekawa próba zrozumienia sytuacji kobiety w Korei Południowej. Jak się można spodziewać, nie jest to temat prosty ani jednoznaczny, ale zdecydowanie fascynujący. Jeśli interesują Was takie zagadnienia, lubicie poznawać codzienne życie innych ludzi albo chcecie wiedzieć więcej o Korei Południowej – koniecznie sięgnijcie po ten tytuł.

https://www.recenzjenawidelcu.pl/2023/05/madre-matki-dobre-zony.html

Korea Południowa staje się coraz bardziej popularna w świadomości opinii publicznej. Najpierw zaskoczyła nas swoją wersją popu (nazywaną K-Popem), potem zaś serialami (tu z kolei mowa o K-dramach). Jednak jak tam jest naprawdę? Jak żyje się tam kobietom? I czym jest wzór „dobrej żony i mądrej matki”?

Ostatnio mam słabość do reportaży. Lubię czytać o innych krajach,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Żaden rodzic nie lubi gorączki u swojego dziecka. To nie tylko przyczyna pogorszonego nastroju, ale też źródło wielu obaw. Zbijać? Poczekać? Cieszyć się, że organizm walczy z infekcją, a może leczyć? A jeśli tak, to czym? Czosnkiem, czy lekami? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi przygotował Pan Tabletka w swojej najnowszej publikacji.


Pan Tabletka to farmaceuta z wieloletnim stażem, a prywatnie ojciec i mąż. Zawodowo pracuje w aptece, ale też pisze bloga i książki, w których stara się pomóc rodzicom w dbaniu o zdrowie ich dzieci. Jeśli jeszcze nie czytaliście jego tekstów, zaręczam, że warto! W bardzo przystępny sposób omawia wiele ważnych zagadnień, analizuje składy leków i wyjaśnia... jak ograniczyć liczbę stosowanych tabletek. W swojej najnowszej publikacji „Gorączka. Przewodnik dla rodziców” skupia się na omówieniu tytułowego zagadnienia.



Dzięki ww. książce dowiecie się wiele zarówno na temat samej gorączki, jak i sposobów radzenia sobie z nią. Co więcej, autor wyjaśnia jak się do potencjalnej (raczej pewnej, niż wątpliwej) gorączki w ogóle przygotować; jaki termometr kupić, jak go skalibrować i jak... nie wariować.



Następnie autor omawia sposoby postępowania podczas gorączki. Tłumaczy, kiedy zbijać temperaturę, a kiedy czekać i obserwować. Wyjaśnia też różnice między lekami oraz proponuje naturalne metody (i tłumaczy, kiedy są one rekomendowane).





Jak wskazuje tytuł, jest to książka dedykowana rodzicom. Skupia się więc na kwestii gorączki u dzieci, bo zwłaszcza u maluchów nie jest tak łatwo zorientować się, co się dzieje. Owszem, znajdziecie tutaj też sporo wiedzy ogólnej, ale nijako, przy okazji. Jeśli więc nie macie dzieci, nie interesuje was ten temat i nie planujecie tego stanu zmieniać to... chyba warto sięgnąć po inne książki Pana Tabletki np. „Zdrownik”. Ta książka jest świetna, ale zorientowana na potrzeby rodziców, i to raczej młodych, niż tych z wieloletnim stażem. Z tego względu, w moim odczuciu, tytuł ten świetnie sprawdzi się jako wyprawka czy prezent na tzw. pępkowe.



„Gorączka. Przewodnik dla rodziców” to publikacja napisana w bardzo prosty i przystępny sposób. W zasadzie każde poruszone zagadnienie zostało dobrze omówione i zobrazowane przykładami. Dodatkowo najważniejsze kwestie są wyodrębnione graficznie i „rzucają się w oczy”. Dzięki temu łatwo będzie wrócić do konkretnych fragmentów, gdy pojawi się sytuacja kryzysowa. Ta przystępność jest zdecydowanym plusem. Jednak momentami przeszkadzało mi wielokrotne wracanie do tego samego tematu. Nie raz i nie dwa razy autor powtarzał najważniejsze jego zdaniem informacje – co na początku pomagało w ich zapamiętaniu, jednak z czasem odrobinę mnie irytowała. Miałam wrażenie, że niektóre informacje czytam kilka razy.



Drugim plusem jest sposób wydania książki. „Gorączka. Przewodnik dla rodziców” jest naprawdę solidną i ładną publikacją. Twarda okładka, wszyta zakładka oraz ładne ilustracje sprawiają, że książka jest nie tylko praktyczna, ale też zwyczajnie estetyczna.+



Trzecią zaletą jest „klimat” samej książki. Autor sam jest rodzicem, więc rozumie obawy, które towarzyszą chorobie dziecka. Ale nie poucza, nie gania, czy krytykuje – wykazuje się dużą empatią i zrozumieniem. W lekki i dowcipny sposób zdejmuje z barków rodziców metaforyczny ciężar odpowiedzialności za chorobę dziecka. Tłumaczy, jak sprostać wyzwaniu, ale też nie obwiniać się za wszystko.



„Gorączka. Przewodnik dla rodziców” to publikacja, z której wiele cennych informacji wyciągnie każdy młody rodzic. Zdecydowanie warto ją kupić, by lepiej zrozumieć gorączkę, która prędzej, czy później przytrafi się każdemu dziecku.



Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.



Dominika Róg-Górecka

Żaden rodzic nie lubi gorączki u swojego dziecka. To nie tylko przyczyna pogorszonego nastroju, ale też źródło wielu obaw. Zbijać? Poczekać? Cieszyć się, że organizm walczy z infekcją, a może leczyć? A jeśli tak, to czym? Czosnkiem, czy lekami? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi przygotował Pan Tabletka w swojej najnowszej publikacji.


Pan Tabletka to farmaceuta z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnie lata były dla wszystkich bardzo wymagające. Pandemia, wojna na Ukrainie, inflacja – to tylko niektóre z wyzwań, które stawiają nam współczesne czasy. Niemniej jednak, nawet poza tymi trudnościami, życie samo w sobie nie jest lekkie, a każdy z nas ma swoje mniejsze i większe problemy do rozwiązania.

Z tych względów książka „Silna psychika” jest nie tylko wartościową, ale też potrzebną lekturą. Co ciekawe, autorem tego poradnika jest mężczyzna, co nieczęsto się zdarza w przypadku książek tego typu (przynajmniej tych, z którymi ostatnio miałam styczność). Zbigniew Ryżak prezentuje bardzo ciekawą koncepcję, według której sposoby radzenia sobie ze stresem są zależne od naszej kondycji psychicznej. Co istotne, autor przedstawia tę koncepcję w prosty i przystępny sposób.

Książka „Silna psychika” nie tylko opisuje teoretyczne aspekty stresu, ale również omawia wiele praktycznych sposobów radzenia sobie z nim. Z. Ryżak wyjaśnia sam mechanizm stresu, a także przedstawia różne techniki zarządzania stresem. Warto zaznaczyć, że autor podkreśla, iż stres nie jest jedynie zjawiskiem negatywnym, lecz może mieć także pozytywne aspekty.

Osobiście uważam, że koncepcja prezentowana przez Zbigniewa Ryżaka jest trafna i wartościowa. Często poradniki nie niosą dla mnie zbyt wiele wartości dodanej, ale „Silna psychika” jest wyjątkiem. Czytając ten tytuł znalazłam odpowiedzi na kilka pytań, które już jakiś czas chodzą mi po głowie. Czy zawsze wystarczy „wziąć się w garść”? Dlaczego ta metoda raz działa, a kiedy indziej jest szkodliwa? Jeśli też się nad tym zastanawiacie, koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Dodatkowa książka ta została wzbogacona jest o omówienie ciekawych badań naukowych, które potwierdzają przedstawiane techniki, ale też wiele uświadamiają czytelnikowi.

Jednym z niewielu minusów tej książki jest to, że same metody radzenia sobie ze stresem nie są jakoś szczególnie przełomowe. Jednakże autor omawia je w sposób zwięzły, podsumowujący najważniejsze tematy. Dlatego, jeśli czytelnik już wcześniej zetknął się z tymi metodami, nie będzie odczuwał zmęczenia czytaniem o nich ponownie.

Podsumowując, "Silna psychika" to dobry i przystępny poradnik, który omawia temat radzenia sobie ze stresem oraz przedstawia skrótowe podsumowanie najważniejszych metod. Jest to wartościowa książka, szczególnie dla osób zainteresowanych tą tematyką.

http://www.recenzjenawidelcu.pl/2023/05/silna-psychika-zbigniew-ryzak.html

Ostatnie lata były dla wszystkich bardzo wymagające. Pandemia, wojna na Ukrainie, inflacja – to tylko niektóre z wyzwań, które stawiają nam współczesne czasy. Niemniej jednak, nawet poza tymi trudnościami, życie samo w sobie nie jest lekkie, a każdy z nas ma swoje mniejsze i większe problemy do rozwiązania.

Z tych względów książka „Silna psychika” jest nie tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dieta keto ma w sobie coś, co mnie urzeka. A konkretnie czegoś nie ma: węglowodanów. To właśnie one stanowią plagę dzisiejszych czasów. I to wcale nie dlatego, że same w sobie są złe, ale ponieważ mamy tendencję do ich nadużywania. Z tego względu lubię sięgać po książki kulinarne, które pomogą mi w ich ograniczeniu.

Tytuł ten, jak wiele innych z tego rodzaju, zaczyna się od przedstawienia historii autorki. Kobieta ta cierpiała na sporą nadwagę i związane z nią choroby. Chociaż testowała różne diety, żadna z nich jej nie pomogła, przynajmniej na dłużej. Z tego co zrozumiałam, problemem nie były same metody, ale to, że autorka nie potrafiła przy nich wytrwać. Dopiero dieta keto pozwoliła jej uzyskać i utrzymać upragnioną wagę.

W następnej części dowiadujemy się kilku podstawowych informacji na temat diety ketogenicznej. Autorka wyjaśnia, na jakiej zasadzie ona działa i jakie skutki przynosi. Chociaż skupia się na kwestii dotyczącej utraty nadmiarowych kilogramów, nie brakuje też garści informacji na temat wpływu zdrowotnego. Chociaż część tę można potraktować bardziej jako wprowadzenie, w końcu to jednak książka kulinarna, to nie sposób odmówić jej wielu praktycznych wskazówek.

Przejdziemy jednak do jedzenia! Przepisy, które stanowią główną część książki, zostały przystępnie opisane i pięknie sfotografowane. W mojej ocenie poziom ich trudności jest łatwy, a ledwie czasami: średniozaawansowany. Dlatego nawet największy laik nie powinien mieć problemów z ich przygotowaniem.

Dużym plusem są też łatwo dostępne produkty. Owszem, bez mąki migdałowej i paru podobnych dodatków, się nie obyło, ale to w końcu dieta ketogeniczna i rezygnacja z najbardziej podstawowych, dostępnych w każdym domy składników, jest częścią założeń. Nie ma jednak wielu „udziwnień” i większość składników da się kupić w przeciętym wielkopowierzchniowym markecie.

Kolejną zaletą jest przygotowany jadłospis. Z tego względu książka sprawdzi się zarówno jako początek diety, jak i urozmaicenie codziennego menu. Jeśli więc szukacie ciekawych, ale prostych, przepisów keto – tu je znajdziecie.

Dieta keto ma w sobie coś, co mnie urzeka. A konkretnie czegoś nie ma: węglowodanów. To właśnie one stanowią plagę dzisiejszych czasów. I to wcale nie dlatego, że same w sobie są złe, ale ponieważ mamy tendencję do ich nadużywania. Z tego względu lubię sięgać po książki kulinarne, które pomogą mi w ich ograniczeniu.

Tytuł ten, jak wiele innych z tego rodzaju, zaczyna się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://www.recenzjenawidelcu.pl/2023/04/twoja-kuchnia-w-wersji-keto.html

Dieta ketogeniczna to jeden z ostatnich trendów. Tym razem to cukry są na cenzurowanym. Jednak jak ich unikać, skoro węglowodany są praktycznie… wszędzie? Z odpowiedzią na to pytanie przychodzą książki kulinarne. Czy w tej udało mi się znaleźć smaczne, ale też proste przepisy?


Jak wiele książek kulinarnych, tak i ta jest pięknie wydana. Każdy przepis ilustruje ładne i apetyczne zdjęcie. Zanim jednak przejdziemy do receptur, czytelnik ma możliwość zaznajomienia się z krótkim wstępem teoretycznym, w którym dowie się, czym tak naprawdę jest dieta ketogeniczna oraz dlaczego warto ją stosować. Następnie znajdzie kilka stron cennych porad, np. na temat cukrów czy tłuszczy.



Same przepis zostały podzielone zgodnie z dość tradycyjnym układem, tj. według posiłków. Dodatkowo obiad ma jeszcze kilka podkategorii. Z kolei na końcu znajdziemy spisów przepisów oraz ich indeks. Ten pierwszy to po prostu lista, zaś ten drugi zawiera miniaturkowe zdjęcia wszystkich proponowanych dań. Pierwszy raz spotkałam się z takim ujęciem tematu i już czuję, że to świetne rozwiązanie. Czasem nie wiem do końca, na co mam ochotę, a takie skrótowe podsumowania przepisów zdecydowanie ułatwi mi wybór.



Jeśli zaś chodzi o sposób zaprezentowania przepisów, to co do zasady wygląda on w następujący sposób: po lewej stronie mamy opis, a po prawej zdjęcie. W recepturze znajdziecie listę składników, informacje o czasie przygotowania i liczbie porcji. Dodatkowe dane to „poziom ketogeniczności” oraz wskazanie, czy w przepisie pojawiają się najpopularniejsze alergeny (oraz jak ich uniknąć). Nie brakuje też informacji o wartościach odżywczych.



Przepisy zawarte w tej książce mają różny poziom trudności, jednak, co do zasady, do ich przygotowania nie są potrzebne niecodzienne składki. Wyzwaniem, jak zawsze w tej diecie, pozostaje mąka (chyba że tylko ja nie mam migdałowej w domu?) i słodziki. Jednak myślę, że warto przygotować się do gotowania, ponieważ dania z tej książki są wręcz przepyszne!



Takie tytuły recenzuje się trochę z pespektywy własnych upodobań kulinarnych. W moim przypadku książka ta sprawdziła się świetnie. Przepisy są względnie proste, a dania smaczne. Tytuł sprawdzi się w kuchni każdego, kto stosuje dietę ketogeniczną albo, tak jak ja, szuka urozmaiceń i niecodziennych smaków.

http://www.recenzjenawidelcu.pl/2023/04/twoja-kuchnia-w-wersji-keto.html

Dieta ketogeniczna to jeden z ostatnich trendów. Tym razem to cukry są na cenzurowanym. Jednak jak ich unikać, skoro węglowodany są praktycznie… wszędzie? Z odpowiedzią na to pytanie przychodzą książki kulinarne. Czy w tej udało mi się znaleźć smaczne, ale też proste przepisy?


Jak wiele książek...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Joga a psychoterapia. Zawiłości ludzkiej psyche Swami Ajaya, Ballentine Rudolpy, Swami Rama
Ocena 6,8
Joga a psychot... Swami Ajaya, Ballen...

Na półkach:

Joga ma niewątpliwie wiele plusów. Dla niektórych jest to kwestia przede wszystkim regularnych ćwiczeń, inni widzą w niej coś więcej, wskazując na rozwój duchowy. Ja, zupełny laik w tej materii, chciałam się przekonać, czy te argumenty do mnie przemówią.


„Joga a psychoterapia. Zawiłości ludzkiej psyche” to książka, która sporo obiecuje. Z okładki dowiadujemy się, że poradnik ten to „książka w rzeczowy i praktyczny sposób poprowadzi Cię poprzez wszelkie niuanse i zawiłości współczesnej psychologii i psychologii jogi”. Spodziewałam się więc, że znajdę w tym tytule wiele prosty, łatwych do zastosowania porad. Jednak… nie do końca tak było.



Czytając wstęp, miałam wrażenie, że trzymam w rękach tytuł stricte naukowy, napisany w dość formalny, zdystansowany sposób. Ale to przecież tylko początek! Niestety… w kolejnych rozdziałach nic nie uległo zmianie. Liczyłam na przystępnie napisany poradnik, a otrzymałam pracę naukową. Niestety… dość ciężko mi się ją czytało, a kolejne fragmenty, nawet jeśli niosły sporo wiedzy, nie dawały żadnej radości z czytania. Z tego względu dość szybko odkładałam książkę i zwlekałam z powrotem do niej.



Niestety, nie otrzymałam też zbyt wiele praktycznych informacji. Miałam wrażenie, że całość to przede wszystkim teoretyczne omówienie poszczególnych zagadnień, które mimo wszystko, mają niewielki wpływ na codzienne życie. Jeśli więc liczycie, że po przeczytaniu tego tytułu odczujecie chęć praktykowania jogi to… niekoniecznie.



W moim odczuciu ten tytuł to dobra propozycja dla nauczycieli jogi. Dla osób, które promują jogę i chciałyby swoje zachęty wesprzeć naukowymi argumentami. Jednak dla czytelników, którzy szukają pozytywnego poradnika, ten tytuł może się okazać sporym rozczarowaniem.

http://www.recenzjenawidelcu.pl/2023/04/joga-psychoterapia-zawiosci-ludzkiej.html

Joga ma niewątpliwie wiele plusów. Dla niektórych jest to kwestia przede wszystkim regularnych ćwiczeń, inni widzą w niej coś więcej, wskazując na rozwój duchowy. Ja, zupełny laik w tej materii, chciałam się przekonać, czy te argumenty do mnie przemówią.


„Joga a psychoterapia. Zawiłości ludzkiej psyche” to książka, która sporo obiecuje. Z okładki dowiadujemy się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://www.recenzjenawidelcu.pl/2023/04/finansowa-podroz-micha-walendowicz.html

Mamy obecnie gigantyczną inflację, a ktoś tu nam opowiada o inwestowaniu? Jak, z czego? Przecież to niemożliwe! Jednak czy aby na pewno? Autor tej książki przekonuje czytelników, że nawet niewielkie zmiany mogą być dobrym krokiem w stronę przyszłości, o której wielu z nas marzy.


Zacznijmy od tego, czym jest wolność finansowa. Zdaniem autora określamy w ten sposób moment w życiu, kiedy już nic nie musimy, a wiele możemy. Pracujemy tylko wtedy, gdy mamy na to ochotę, a stopa naszego życia jest wysoka dzięki regularnym i dość pewnym przepływom gotówki. Marzenie? Bez wątpienia, ale jest to też coś, co można sobie zapewnić za pomocą rozsądnego gospodarowania pieniędzmi.



Początek książki to sporo słów zachęty, którymi autor stara się nas przekonać, że naprawdę warto zainteresować się omawianym tematem. Pokazuje nam sporo liczb i dokładnie je analizuje. Następnie zaś przechodzi do omówienia poszczególnych instrumentów finansowych.



Tu nasuwa się ważne pytanie, kto jest dedykowanym odbiorcą tej książki i jaką wiedzę trzeba już posiadać, żeby czerpać z niej korzyści. W moim odczuciu jest to książka adresowana do osób, które zaczynają dopiero myśleć o inwestowaniu. To właśnie one będą czerpać z tego tytułu najwięcej korzyści, bo prawie każdy sposób inwestowania jest tutaj opisany bardzo dokładnie. Jednak sporo wartości mogą znaleźć też osoby na poziomie średnio-zaawansowanym. One ułożą sobie wiedzę, którą już posiadają, albo uzupełnią informacje o instrumentach, z których do tej pory nie korzystają.



Tak jak wspomniałam, czytelnik znajdzie tutaj wiele przydatnych informacji oraz dokładnych wyjaśnień, które zawierają zarówno zalety, jak i wady poszczególnych rozwiązań. Autor też stara się wskazywać, które z nich rekomenduje dla początkujących inwestorów, a które odradza ze względu na wysoki poziom ryzyka. Tak naprawdę zabrakło mi dokładniejszego omówienia jednego tematu. Kwestia IKE oraz IKZE została jedynie wspomniana. Informacji było tyle, żeby mnie zainteresować, ale jednocześnie niewiele nauczyć.



Miałam przyjemność przeczytać już kilka książek o inwestowaniu. Spośród nich to właśnie ta jest najlepsza. Chociaż zawiera sporo podstawowych informacji, to jednak nie zanudza czytelnika, który już co nieco wie na ten temat. Jednocześnie w ciekawy i przejrzysty sposób omawia większość najpopularniejszych instrumentów. Jeśli dopiero myślisz o inwestowaniu albo jesteś na początku tej drogi, koniecznie sięgnij po ten tytuł!

http://www.recenzjenawidelcu.pl/2023/04/finansowa-podroz-micha-walendowicz.html

Mamy obecnie gigantyczną inflację, a ktoś tu nam opowiada o inwestowaniu? Jak, z czego? Przecież to niemożliwe! Jednak czy aby na pewno? Autor tej książki przekonuje czytelników, że nawet niewielkie zmiany mogą być dobrym krokiem w stronę przyszłości, o której wielu z nas marzy.


Zacznijmy od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co robisz, kiedy dawno niewidziana rodzina zaprasza Cię do udziału w dziwnym rytua... to znaczy święcie? Oczywiście pakujesz się i ruszasz w drogę. Przynajmniej ja tak zrobiłam. Co? Gdzie? Jak? Już wyjaśniam! Moja wyprawa odbyła się na stronach gry paragrafowej „Święto”. Chcecie wiedzieć, jak udała się wizyta? Zapraszam do dalszej lektury.

Ale najpierw słów kilka o samej mechanice. „Święto” to gra paragrafowa, która przenosi nas w mroczny świat twórczości Lovecrafta. Zasady są banalnie proste. Wystarczy jedynie zacząć czytać, a w miejscu, gdy tekst każe czytelnikowi podjąć wybór, zdecydować się na jedną z dostępnych opcji. Numer wskazany przy wybranej odpowiedzi jest instrukcją, którą stronę czytać dalej. I to tyle. „Święto” w przeciwieństwie do wcześniejszych tytułów, nie oferuje żadnych większych modyfikacji (poza jedną małą).

Opowieść zaczyna się tak, jak zasygnalizowałam na wstępie, od nietypowego zaproszenia. Nasz bohater, niewiele myśląc, rusza w drogę. Na miejscu jednak orientuje się, że coś nie gra. Miejscowość, w której mieszka wujostwo, jest podejrzane i przyprawia o gęsią skórkę. Zawrócić? Iść dalej? A może ukryć się gdzieś w okolicy i przeczekać? Tak! Teraz to czytelnik podejmuje decyzje i od jego wyborów zależy dalszy rozwój wypadków.

Co wyróżnia „Święto” na tle pozostałych tomów serii? Chociaż wszystkie książki z tego cyklu są mroczne, to tutaj niepokojąca atmosfera otoczenia jest wyczuwalna już od pierwszych stron. Dość często nasz bohater ma możliwość zawrócenia, co zważywszy na okoliczności, wcale nie jest taką głupią opcją. Ale do odważnych świat należy, więc ruszyłam dalej!

Na miejscu dowiedziałam się o kolejnym plugawym elemencie świata przedstawionego. Nie wchodząc w szczegóły, jest to coś, co do tej pory nie było omawiane w książkach z tej serii. Z tego względu opowieść ta spodoba się fanom Lovecrafta lub cyklu, którego element stanowi „Święto”.

Z dużym zaciekawieniem sprawdziłam prawie wszystkie dostępne opcje oraz możliwości. Sama przygoda była wartka i wciągająca, a bieg wydarzeń nieprzewidywalny. Działo się też wiele mrocznych rzeczy, od których czasem cierpła mi skóra.

Na uznanie, jak zawsze, zasługuje jakość wydania. Grafiki świetnie oddają klimat przygody oraz dobrze ilustrują to, czego sama bym sobie nie wyobraziła (nie mam jednak tak mrocznych pomysłów). Bardzo podoba mi się też to, że cała seria została wydana w jednym stylu, dzięki czemu książki ładnie prezentują się na półce.

Miłośników cyklu prawdopodobnie nie muszę zachęcać. „Święto” utrzymuje poziom poprzednich tomów: fabuła jest ciekawa, a mechanika nieprzekombinowana. Jeśli lubicie gry paragrafowe albo twórczość Lovecrafta, koniecznie sprawdźcie swoich sił w tej serii. W końcu... rodzina czeka.

Za możliwość recenzowania dziękuję portalowi www.nakanapie.pl.

Co robisz, kiedy dawno niewidziana rodzina zaprasza Cię do udziału w dziwnym rytua... to znaczy święcie? Oczywiście pakujesz się i ruszasz w drogę. Przynajmniej ja tak zrobiłam. Co? Gdzie? Jak? Już wyjaśniam! Moja wyprawa odbyła się na stronach gry paragrafowej „Święto”. Chcecie wiedzieć, jak udała się wizyta? Zapraszam do dalszej lektury.

Ale najpierw słów kilka o samej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Opowieści Baśniomistrza: Tajemnice Dziwnolasu" to książka wydana nakładem Black Monk, która przenosi czytelników do fikcyjnego świata pełnego magii, tajemnic i przygód. Tym razem czytelnik nie jest tylko biernym słuchaczem, ale... to on staje się bohaterem tej opowieści! W jaki sposób? Za sprawą trafnych decyzji oraz... odrobiny szczęścia.

Zasady zabawy

Black Monk od dłuższego czasu wzbogaca polski rynek książki o gry paragrafowe. Tym razem jest to publikacja, która ma w sobie bardzo dużo growych elementów. Na czym polegają zasady? Najpierw czytelnicy wybierają swoją postać. Każda z nich jest inna, ma odmiennie rozdysponowane umiejętności, ale też cechy specjalne. To właśnie one zdecydują o powodzeniu bądź klęsce konkretnego starcia. Następnie gracze decydują się na konkretną przygodę, od której wyboru zależeć będzie wygląd mapy. W końcu ustawiają swoje pionki na pierwszym polu i ruszają w przygodę, a raczej... skanują odpowiedni kod na stronie i wsłuchują się w opowieść. W kolejnym kroku gra postawi ich przed określonym wyborem (bardzo często zależnym od rzutu kostki). W zależności od decyzji graczy, ale też wyników na kości, dana sytuacja rozwiąże się dla postaci pomyślnie lub... spuści jej bęcki.

Z czym kojarzy się opisana powyżej mechanika? Jak dla mnie jest to uproszczona wersja papierowych gier RPG. Uproszczona, bo jednak statystyk jest tu niewiele, a wszystkie potyczki czy testy przebiegają sprawie, ale jednak główny klimat został zachowany!

Baśniowa muzyka

A jaki jest to klimat! Iście baśniowy! Wszystko to za sprawą magicznej oprawy dźwiękowej. Niestety cały tekst nie został w ten sposób nagrany, co do zasady mamy tu udźwiękowienie tylko początku danej strony, do momentu wyboru, ale za to jakie jest to nagranie! Fantastyczne! Muzyka idealnie pasuje do każdej sceny i naprawdę dobrze podkręca atmosferę. Tak samo, jak sam narrator genialnie oddaje charakter postaci oraz atmosferę opisywanego miejsca.

Pora ruszyć w drogę!

Jak już wspomniałam, gracze mają do dyspozycji kilka różnych przygód, a format książki, chociaż A4, jest raczej niepozorny. W jaki sposób możemy więc podejść do zabawy kilka razy? Za pomocą sprytnego... recyklingu treści. Za każdym razem mapa wygląda inaczej, każda ma swoje specjalne pola, ale inne zwyczajnie się powtarzają. Przykładowo prawie zawsze realizować można misje poboczne. Wszystko to fajnie sprawdza się podczas kilku rozgrywek, jeżeli gracze nie zwiedzają wtedy dokładnie całej mapy, jednak przejście wszystkich przygód wydaje mi się zwyczaje zbyt powtarzalnym zadaniem. Moja rada jest więc taka, siadając do zabawy wybierzcie przygody, które najbardziej Was zainteresują, nie próbujcie od razu przechodzić wszystkich po kolei.

Podczas zabawy czeka na graczy kilka ciekawych mechanik. Jedną z nich są magiczne przedmioty, które losowane są za pomocą kartki z numerami. Jest to świetny pomysł! Szkoda, że wspomnianych przedmiotów jest tak mało i tak często się powtarzają.

"Opowieści Baśniomistrza: Tajemnice Dziwnolasu" to świetna zabawa! Zarówno dla małych (chociaż ja sugerowałabym co najmniej 10+), jak i dużych. Jeśli lubicie gry RPG, ale nie zawsze macie czas na pełną sesję, to rozwiązanie sprawdzi się wyśmienicie. Z kolei dla osób nieobeznanych z tego typu rozgrywkami, "Opowieści Baśniomistrza: Tajemnice Dziwnolasu" mogą być ciekawym wprowadzeniem.

"Opowieści Baśniomistrza: Tajemnice Dziwnolasu" to książka wydana nakładem Black Monk, która przenosi czytelników do fikcyjnego świata pełnego magii, tajemnic i przygód. Tym razem czytelnik nie jest tylko biernym słuchaczem, ale... to on staje się bohaterem tej opowieści! W jaki sposób? Za sprawą trafnych decyzji oraz... odrobiny szczęścia.

Zasady zabawy

Black Monk od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jesień, chociaż bardzo często ponura, ma w zanadrzu całe mnóstwo kolorów. Liście spadające z drzew, szarzejąca trawa i coraz szybciej zapadający zmierzch (a wraz z nim zachód słońca). Taki klimat idealnie sprzyja historiom nie z tego świata, w których mrok przeplata się z nieznanymi kolorami...


Uwielbiam gry paragrafowe! Właśnie dlatego, kiedy tylko pojawia się nowy tytuł od Black Monk, z przyjemnością po niego sięgam. Tym razem jest to „Kolor z innego wszechświata”, czyli siódmy tom cyklu „Choose Cthulhu”. Zanim jednak przejdę do omówienia tego tomu, słów kilka o samym grach paragrafowych.



Ponieważ każdą z części można czytać samodzielnie (poza klimatem oraz twórczością Lovecrafta nie łączy ich nic) istnieje ryzyko, to będzie to Twoja pierwsza przygoda z tym typem rozgrywki. Nie zrażaj się jednak! Nieliczne zasady są bowiem bardzo proste. Czytelnik czyta pierwszą (lub kilka pierwszych) stronę i dochodzi do momentu, kiedy musi wybrać, jak potoczy się dalej opowieść. Co zrobi bohater? Gdzie pójdzie? Kogo zapyta o pomoc? Tak, tym razem to Ty podejmujesz decyzje! Przy każdym z wyborów zamieszczany jest numer strony, na której należy kontynuować czytanie. W ten oto sposób „skaczemy” po całej książce próbując decydować mądrze i wygrać opowieść (a przynajmniej nie zabić naszego bohatera).



Tym razem jesteś badaczem, którego zadanie polega na zbadaniu terenów pod kątem pewnej inwestycji. Niby proste, ale jednak to miejsce owiane jest złą sławą. Jakby tego było mało, w okolicy spada meteoryt, który tylko potęguje liczbę niepokojących... wydarzeń. Czy odważysz się je zbadać? I jak to, co odkryjesz, wpłynie na Twoją psychikę?



Cały cykl „Choose Cthulhu” inspirowany jest twórczością Lovecrafta, w każdej książce otrzymujemy więc mroczny, niepokojący klimat i mnóstwo nadprzyrodzonych tajemnicy. Tak samo, jak w oryginale, tak i tutaj utrzymanie bohatera przy życiu nie jest takie oczywiste i wymaga nieustającego lawirowania między ciekawością (a może jeszcze zajrzę do tego korytarza), a zdrowym rozsądkiem. Jednak w tomie siódmy to zadanie jest wybitnie trudne. W pewnej scenie prawie każde rozwiązanie prowadziło do śmierci, mniej lub bardziej bolesnej, ale jednak. Wyplątanie się z tego galimatiasu nie było proste, a na tym historia wcale się nie kończyła. O ile we wcześniejszych tomach zazwyczaj wiedziałam, co zrobić, by było dobrze, to tutaj faktycznie musiałam się zastanowić.



Wszystko to prowadzi do tego, że mroczny klimat jest jeszcze bardziej... mroczny. Zagrożenie czai się z każdej strony, a każdy kolejny skrawek wiedzy jedynie potęguje ryzyko. Do samego końca opowieści czułam klimat tajemnicy oraz niebezpieczeństwa.



Warto też wspomnieć, że prawie każda część tej serii ma swoją unikalną mechanikę. Tym razem są to punkty spaczenia, które dostajemy za każdym razem, gdy nasz bohater zobaczy coś przerażającego lub niewytłumaczalnego. Ta mechanika dodatkowo każe nam pilnować własnych kroków. Na początku ten pomysł niesamowicie mi się podobał, jednak ja gram w tego typu tytułu w niestandardowy sposób, lubię się cofać i sprawdzać, co by było gdyby... W takiej rozgrywce ciężko jest pilnować punktacji, jednak przy standardowym przechodzeniu fabuły punkty spaczenia dodatkowo podkręcają klimat.



Serdecznie polecam ten tytuł. Po raz kolejny świetnie się przy nim bawiłam i jeszcze lepiej poznałam uniwersum Lovecrafta.



Za możliwość recenzowania dziękuję portalowi www.nakanpie.pl.

Jesień, chociaż bardzo często ponura, ma w zanadrzu całe mnóstwo kolorów. Liście spadające z drzew, szarzejąca trawa i coraz szybciej zapadający zmierzch (a wraz z nim zachód słońca). Taki klimat idealnie sprzyja historiom nie z tego świata, w których mrok przeplata się z nieznanymi kolorami...


Uwielbiam gry paragrafowe! Właśnie dlatego, kiedy tylko pojawia się nowy tytuł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię nakładać sobie dodatkowych obowiązków. Lubię czuć się zapracowana i... potrzebna. A potem padam na twarz i nie mogę sobie przypomnieć, po co ja właściwie to robię. Intensywny okres w pracy ciągnie się już od paru miesięcy, co wcale nie znaczy, że nie mam czasu na odpoczynek. Problem jest taki, że wcale się wtedy nie regeneruje. W czym tkwi problem? Próbowałam znaleźć odpowiedź w książce „Odpocznij”.

Temat wiecznego przemęczenia i tempa, które dyktuje nam życie, interesuje mnie już od jakiegoś czasu. W tym miesiącu przeczytałam też „Nie daj sobie wejść na głowę”, czyli poradnik, który skupiał się na próbie wyjaśnienia, czemu tak się męczymy i z czego może to wynikać. Właśnie dlatego „Odpocznij” to tytuł, który stanowi doskonałą kontynuację. Również w nim znajdziemy kilka akapitów na temat przyczyn przemęczenia, jednak autorka skupia się przede wszystkim na kwestii tytułowego odpoczynku.

Czy umiesz się relaksować?

Jak się okazuje, liczy się nie tylko ilość, ale też jakość odpoczynku. To jedna z wielu ciekawych myśli, którą znalazłam w tej publikacji. Bo chociaż temat jest oczywisty, to jednak nie poświęcałam mu do tej pory zbyt wiele uwagi. Właśnie dlatego czytając książkę, miałam możliwość zastanowić się nad wieloma sprawami i wyrobić własne zdanie na ich temat.

Historia pewnego zmęczenia

Autorka poradnika wielokrotnie korzysta z własnej historii. Poglądy, które nam prezentuje, wyrosły bowiem z... jej zmęczenia. Taki sposób zaprezentowania tematu jest z jednej strony typowy dla poradników, z drugiej pokazuje, że każdy z nas boryka się z podobnymi problemami i nawet eksperci nie są w stanie wieść idealnego życia.

W odbiorze całości pomaga też lekka, pozytywna narracja. Autorka nienachalnie zachęca do zmian, cały czas budując w czytelniku przekonanie, że wszystko jest dobrze i może być tylko lepiej.

Dodatkowo treść została zaprezentowana w przejrzysty i czytelny sposób. Wypunktowanie najważniejszych rzeczy, czy piękne ozdobniki na początku każdego rozdziału sprawiły, że książkę po prostu dobrze mi się czytało. Z chęcią siadałam do niej po ciężkim dniu i szukałam odpowiedzi na moje pytania.

Czy udało mi się je znaleźć? I tak, i nie. Tytuł bowiem nie stanowi remedium na wszelkie bolączki, bardziej sygnalizuje problem i daje narzędzia do jego rozwiązania. Po każdym rozdziale otrzymujemy też podsumowanie i ćwiczenia, które możemy wykonać. „Odpocznij” dało mi do myślenia i sądzę, że w jakiś sposób wpłynie na moje postrzeganie wolnego czasu. Jednak z pewnością nie będzie to rewolucja, a ewolucja.

https://www.recenzjenawidelcu.pl/2022/10/odpocznij-agnieszka-michalska-rechowicz.html

Lubię nakładać sobie dodatkowych obowiązków. Lubię czuć się zapracowana i... potrzebna. A potem padam na twarz i nie mogę sobie przypomnieć, po co ja właściwie to robię. Intensywny okres w pracy ciągnie się już od paru miesięcy, co wcale nie znaczy, że nie mam czasu na odpoczynek. Problem jest taki, że wcale się wtedy nie regeneruje. W czym tkwi problem? Próbowałam znaleźć...

więcej Pokaż mimo to