-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2019-12-10
2019-12-09
Stróżowie i Łowcy prowadzą ze sobą odwieczną walkę. Stróżowie starają się chronić ludzi przed Łowcami, którzy kradną im wiarę, nadzieję oraz miłość. Damien dostaje propozycję wstąpienia do gildii Stróżów, by chronić ludzkość. I tutaj zaczynają się schody, gdyż nie jest pewny, czy wizerunek tych, którzy mieli być dla niego wzorem jest właściwy. Czy walka powinna opierać się na zabijaniu? Damien nie tylko będzie musiał zmierzyć się z Łowcami, ale także z własnymi słabościami.
"- Łowca nie zna uczuć. Ból i lęk nie istnieje. Wiara jest paranoją, nadzieja głupota, a miłość obłudą."
To moje pierwsze spotkanie z autorką, ale jestem mile zaskoczona. Czytana powieść wciągnęła mnie w swój świat już od pierwszych stron. Wierzcie mi, że uwielbiam, gdy tak się dzieje, bo wiem, że na dobrych kilka godzin nic innego nie będzie dla mnie istnieć. Móc całkowicie przenieść się w świat bohaterów i wspólnie z nimi toczyć przygody to sama przyjemność. Całość została napisana trzecioosobowo, dzięki czemu poznajemy historię z różnych punktów widzenia. Do tego doskonale przedstawiony świat Stróżów jak i Łowców. Ich kreacja bez problemu pozwala na wizualne wyobrażenie ich. Bohaterowie zmieniają się na kolejnych etapach powieści, co jest ciekawym zabiegiem. Myślę, że pomimo, iż to fantastyczny świat, to możemy odnaleźć w bohaterach cząstkę siebie.
Odwieczna walka dobra ze złem, myślę, że to temat znamy każdemu z nas. Od małego rodzice starają się nam wpajać dobre maniery, jak mamy postępować, by nie być złym. Tylko, że to co nam wydaje się dobrym, nie zawsze takim jest. Człowiek jest w stanie zrobić wszystko, aby obronić siebie i swoich bliskich przed złem.
Książka ukazuje nam jak bardzo człowiek potrafi być słaby i jak łatwo można nim manipulować. Czasem wydaje nam się, że to co narzucają nam inni jest dobre, ale po głębszym zastanowieniu i analizie sami zaczynamy mieć wątpliwości czy słusznie postępujemy. Ta książka to nie tylko walka dobra ze złem, ale to także nasza walka ze słabościami i wyborami. Myślę, że każdy czytelnik po jej przeczytaniu, złapie chwilę zadumy nad własnym postępowaniem.
"Impulsy wychodzące z podświadomości i bardzo szybki ciąg kolejnych wydarzeń kierowały Damiene niczym lalkarz marionetką w teatrzyku dla dzieci."
Świetna fabuła, ciekawe zwroty akcji, nietuzinkowi bohaterowie i opisy, które do siebie przyciągają sprawią, że nie będziecie mogli oderwać się od tej lektury. Dobro czy zło? Po której stronie staniecie wy?
"Zgromadzenie. Wyjęta ze zła" to interesująca lektura, która ukazuje nam świat z dobrej i złej strony. Pokaże nam również, że to co wydaje nam się dobrym, nie zawsze takim jest. Jestem usatysfakcjonowana tą lekturą, mam nadzieję, że i wy będziecie. Gorąco polecam.
Stróżowie i Łowcy prowadzą ze sobą odwieczną walkę. Stróżowie starają się chronić ludzi przed Łowcami, którzy kradną im wiarę, nadzieję oraz miłość. Damien dostaje propozycję wstąpienia do gildii Stróżów, by chronić ludzkość. I tutaj zaczynają się schody, gdyż nie jest pewny, czy wizerunek tych, którzy mieli być dla niego wzorem jest właściwy. Czy walka powinna opierać się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-08
Kolejny debiut po który sięgałam z wielką niewiadomą jakie wywrze na mnie wrażenie. Sam opis z książki bardzo mnie zachęcił, by dać jej szansę. Czy zatem było warto?
Maja i Igor to para, która jest ze sobą już od pięciu lat. Prowadzą wspólnie firmę architektoniczno-wnętrzarską wraz z przyjacielem Julio. Ich życie wywraca się do góry nogami, kiedy Igor zaczyna coraz bardziej podupadać na zdrowiu wskutek przewlekłej niewydolności serca. Jego jedynym ratunkiem na życie jest przeszczep serca. Jak wiadomo nie jest to coś, co można otrzymać od ręki. Oczekiwanie zazwyczaj jest długie. Aby nie zwariować Gaja wymyśla, że napiszą listę marzeń, którą w miarę możliwości będą spełniać. Czy wystarczy im czasu na spełnienie wszystkich marzeń z listy?
„Kiedy stoimy w obliczu śmierci bliskiej osoby, nagle przewartościowujemy całe swoje dotychczasowe życie. Uświadamiamy sobie, że do tej pory byliśmy szczęśliwi i mieliśmy wszystko, co do szczęścia jest potrzebne. Jednak mimo wszystko narzekaliśmy na pogodę, wysoką cenę masła, niemiłą panią w sklepie lub nawał pracy, nie dostrzegając, że te problemy to pikuś w porównaniu z tym, co los może nam zgotować.”
Muszę powiedzieć, że po przeczytaniu tej powieści mam mieszane uczucia. Z jednej strony uważam ją za dobrą, a z drugiej ma ona swoje wady. Z całą pewnością urzekła mnie fabuła i jej przesłanie. Nie ma co ukrywać, ale wielu z nas nie docenia tego co ma, narzeka na wiele rzeczy, które w rzeczywistości okazują się być zwyczajną błahostką w porównaniu z problemem z jakim borykają się nasi bohaterowie. Bo czy może być coś ważniejszego, niż walka o każdy kolejny dzień przeżycia? Nie sądzę. W książce został również poruszony bardzo ważny temat dawstwa narządów. Chyba nie czytałam jeszcze książki, która by o tym opowiadała, a przynajmniej sobie nie przypominam. Nie mniej uważam, że jest to bardzo ważne w dzisiejszym świecie. Bycie dawcą narządów jest dobrowolne. Ja osobiście jestem za, bo jeśli moja śmierć mogłaby przywrócić czyjeś życie to czemu miałabym tego nie zrobić? Jeśli mi nic już w stanie nie będzie pomóc, to przynajmniej ja będę mogła pomóc komuś innemu. Autorka w swojej książce dobrze to opisuje i być może dzięki temu, więcej ludzi zdecyduje się na ten krok.
Każdy rozdział książki poprzedzony jest cytatem pochodzącym z książki Oskar i Pani Róża Erica-Emmanuela Schmitt. Nie czym czy ją czytaliście (ja tak, wylałam przy niej ogrom łez), ale jeśli nie to koniecznie to nadróbcie. Cytaty te świetnie komponują się z każdym rozdziałem i do tego skłaniają do refleksji o których zresztą autorka pisze. Magdalena Zeist w swoim debiucie porusza ważne tematy. Stara się nam uświadomić, że nawet ciężka choroba nie oznacza, że mamy się poddawać, że to właśnie w tym czasie powinniśmy żyć pełną piersią i czerpać z życia garściami, gdyż nie wiadomo ile nam tego czasu pozostało. Że tak naprawdę nie możemy skupiać się tylko i wyłącznie na cierpieniu, gdyż to doprowadzi nas do załamania i w niczym nie pomoże.
Urzekła mnie charakterystyka dziadka Lucjana, którego pokochałam od pierwszego momentu. Dawno tak dobrze się nie ubawiłam, słysząc cięte riposty z jego ust. To niezwykle oddany człowiek, ale także bardzo doświadczony przez los. I to jego z całej powieści polubiłam najbardziej.
Kaja i Igor to sympatyczni młodzi ludzie, których los okrutnie doświadcza. Jednak momentami nie czułam z nimi tej więzi.
Wątek ze schroniskiem to ciekawy pomysł, jednak niezbyt dopracowany. Widać, że autorka w tym temacie nie do końca się przygotowała. Zabranie psa ze schroniska trochę zbyt przedmiotowe. Szkoda, bo to też wątek, który jest niezwykle ważny w społeczeństwie. Tylko, że zabranie psa ze schroniska opisane w książce nie ma nic wspólnego tego z rzeczywistym.
Zabrakło mi również opisów miejsc w których przebywali bohaterzy. Tym bardziej, że np. Gliwice, które tutaj się pojawiają wcale nie są mi obce, gdyż przez pewien okres w swoim życiu mieszkałam tuż obok.
Momentami odniosłam wrażenie, że książka jakby była pisana w pośpiechu i nie wszystkie wątki zostały dobrze dopracowane. Co do stylu pisarskiego też mam lekko mieszane uczucia. Momentami zdania które czytałam nie miały dla mnie sensu, jednak muszę przyznać, iż całość czyta się błyskawicznie. Niemniej uważam, że autorka ma potencjał i z wielką przyjemnością przeczytam kolejną książkę. To do czego muszę się jeszcze przyczepić to korekta książki, która moim zdaniem nie wyszła najlepiej, np. pojawia się zmiana płci w trakcie jednej rozmowy, są też liczne literówki.
Zakończenie książki wbiło mnie w fotel. Kompletnie się go nie spodziewałam, a przede wszystkim jeszcze w żadnej książce takiego nie spotkałam. Brawo dla autorki za ten pomysł. Nie ukrywam też, że wylałam przy tej książce mnóstwo łez, chyba ostatnio zrobiłam się zbyt wrażliwa nawet na to co czytam.
Przeczytana przeze mnie książka jest nowością na którą mimo swoich niedociągłości warto zwrócić uwagę.
„Wiesz, jaki błąd popełniliśmy? – zapytał ze łzami w oczach. – Nie walczyliśmy o to, by jej ostatnie chwile były pełne szczęścia. Skupiliśmy się na śmierci i grzecznie, załamani, czekaliśmy, aż przyjdzie i zabierze moją żonę na zawsze. Żałuję tego każdego dnia. Dlatego nie pozwolę, by z wami było tak samo. Choroba Igora zawładnęła waszym światem, chodzicie przybici i obumieracie za życia. Zamiast cieszyć się, każdą chwilą, to biernie czekacie na najgorsze.”
"Jeszcze jedno marzenie" to debiut, który uważam za poprawny. Książka ma swoje plusy jak i minusy, ale mimo wszystko ma wiele ważnych przesłań, a przede wszystkim skłania swojego czytelnika do wielu refleksji. Zachęcam do przeczytania.
Kolejny debiut po który sięgałam z wielką niewiadomą jakie wywrze na mnie wrażenie. Sam opis z książki bardzo mnie zachęcił, by dać jej szansę. Czy zatem było warto?
Maja i Igor to para, która jest ze sobą już od pięciu lat. Prowadzą wspólnie firmę architektoniczno-wnętrzarską wraz z przyjacielem Julio. Ich życie wywraca się do góry nogami, kiedy Igor zaczyna coraz...
2019-12-05
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Katarzyny Michalak, i może to dla Was dziwne, że zaczynam od 5 tomu pewnej serii, ale uwierzcie mi, że kiedy zobaczyłam tę przeuroczą okładkę wprost nie mogłam się jej oprzeć. Byłam też ogromnie ciekawa stylu autorki, z którym wcześniej nie miałam okazji się zapoznać.
Główna bohaterka Natalia, pragnie zostać matką, ale nie jest jej to dane. Trwają przygotowania do świąt, wokół słychać radosne krzyki dzieci i przyjaciół. I te pierwsze zamiast cieszyć naszą bohaterkę wprost ją przytłaczają. Wigilijnym wieczorem postanawia uciec, ale na swojej drodze spotyka porzuconego psa. Zabiera go do dworu Marcinki i za wszelką cenę pragnie uratować. W dworze oprócz przyjaciół z rodziną pojawia się również Bartosz, mężczyzna, który cierpi, bo stracił coś cennego bezpowrotnie. Małżeństwo Natalii przechodzi kryzys.
Muszę przyznać, że Katarzyna Michalak pisze pięknie, emocjonalnie, a od książki wprost nie mogłam się oderwać. Trochę przeraził mnie ogrom nieszczęść zrzuconych na Natalię, było mi jej momentami ogromnie żal. Co mnie urzekło najbardziej w tej powieści? Historia Belli, przepięknej suki. Dobrze wiecie, że zwierzęta w moim życiu nie są mi obojętne. Spodobało mi się to, iż autorka pokazała, że na świecie są osoby, którym los zwierząt nie jest obojętny i są w stanie zrobić wszystko by im pomóc. Nie zdradzę jak się ta pomoc zakończyła, o tym musicie przeczytać sami. Poruszony temat porzucania zwierząt jest niezwykle ważny, tym bardziej w okresie około świątecznym. Niestety ludzie często kupują psy na prezent gwiazdkowy nie do końca zdając sobie sprawę, jak wielką biorą na siebie odpowiedzialność, której nie zawsze są w stanie podołać. Zwierzę to nie jest zabawka, którą można odłożyć bądź wyrzucić, gdy nam się znudzi. Zwierzę tak jak my żyje, czuje i tęskni, pamiętajcie o tym kochani.
W tej książce zostało poruszonych wiele ważnych problemów, które są istotne w życiu. Bezpłodność, utrata ukochanych osób, toksyczne związki czy też niepełnosprawność. I to był dobry zamysł, jednak moim zdaniem trochę przerósł autorkę. Zbyt krótka książka, by w stu procentach wykorzystać te wątki. Może lepiej by było, gdyby autorka poświęciła tutaj większą uwagę jednemu. Oczywiście nie uważam, że książka jest słaba, bo jest dobra. Powiedzmy, że przymykam oczy na niektóre wady, bo pomijając je, historia wciągnęła mnie w swój świat. Są tutaj emocje, które do mnie przemawiają i choć niektóre wątki wydają się być mało realne, to opisana historia wprowadza nas w iście zimowy nastrój za sprawą otoczenia w którym dzieje się akcja opowieści. Bohaterowie są różnorodni, najbardziej polubiłam Natalię i Bartosza, ale nie mogłam znieść Damiana i jego podłego traktowanie swojej żony. Widzimy tutaj również siłę niezwykłej przyjaźni.
„W przyjaźni najpiękniejsze jest to, że intencje masz czyste, a myśli bez fałszu. Po prostu chcesz, by przyjacielowi było dobrze i wygodnie, a nie roztrząsasz, czy uraził twoje uczucia, czy też nie.”
Ważny przekaz z książki – niepełnosprawność, która dotyka wielu z nas, wcale nie czyni nas gorszymi ludźmi. Ludzie po prostu albo się z nią rodzą, albo doświadczają jej w niesprzyjających warunkach. Często nie mają na nią wpływu. Ale pomimo tego, że są niepełnosprawni mają takie samo prawo do miłości jak pozostali. Czasem trzeba im tylko pomóc w to uwierzyć, dodać otuchy, zapewnić, że są wyjątkowi.
"Uśmiech losu" to przyjemna książka, która wprowadzi nas w zimowo-świąteczny czas. To książka, która urzeka swoim klimatem i porusza serca czytelników. Zachęcam do przeczytania.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Katarzyny Michalak, i może to dla Was dziwne, że zaczynam od 5 tomu pewnej serii, ale uwierzcie mi, że kiedy zobaczyłam tę przeuroczą okładkę wprost nie mogłam się jej oprzeć. Byłam też ogromnie ciekawa stylu autorki, z którym wcześniej nie miałam okazji się zapoznać.
Główna bohaterka Natalia, pragnie zostać matką, ale nie jest jej...
2019-11-25
Czy kiedykolwiek w życiu zdarzyło się wam spotkać jakąś osobę i wystarczyła jedna krótka chwila, a już wiedzieliście, że pozostanie w waszym sercu już na zawsze? Czy wierzycie w siłę pierwszej miłości, nawet kiedy cała reszta się temu sprzeciwia?
„Rozstanie boli – zwłaszcza zbyt szybkie. Jest moment, gdy widzisz ciemność i pustkę. Nie wierzysz. Krzyczysz, bo świat się kręci, a nie powinien. Po chwili przychodzi jednak spokój. Nie mija tęsknota. Nie mija smutek. Nie mija. Zostaje. Oswajasz je i co wieczór głaszczesz. Ostrożnie, z dystansem. Czasami myślę, że to nieprawda – zły sen, lecz on nie znika. Wtedy na chwilę znowu się łamię i cierpię po cichu.”
Olga i Michał poznają się na wakacjach we Włoszech. Od razu czuć między nimi chemię, jednak ani jedno, ani drugie nie ma w sobie wystarczająco odwagi, aby zawalczyć o te uczucie. Po powrocie do Polski ich drogi się rozchodzą na kilkanaście lat. W tym czasie od czasu do czasu wysyłają do siebie krótkie smsy. Dorastają, każde z nich stara ułożyć sobie życie. Zarówno ona jak i on przechodzą w swoim życiu wzloty i upadki, choć mogłabym rzec, że tych drugich jest znacznie więcej. Po wielu latach spotkają się ponownie. Czy to wystarczy, aby ich miłość zakwitła ponownie?
Książka ta jest debiutem Karoliny Winiarskiej i jeśli przyszłoby mi ją podsumować jednym słowem, brzmiałoby ono ŁAŁ. Nie spodziewałam się, że książka tak bardzo wciągnie mnie i trudno będzie mi się od niej oderwać. Autorka stworzyła powieść, która daje wiele lekcji życia, uczy pokory, ale pokazuje również, że prawdziwa miłość może trwać wiecznie niezależnie od okoliczności. Jest tutaj ogrom emocji, nie obędzie się też bez łez i złamanego serca. Wspólnie z Olgą i Michałem śledziłam ich życie, i nie mogę ukryć, że moje serce krwawiło, gdy patrzyło jak bardzo tych dwoje potrzebowało siebie nawzajem, a jednak los (a raczej autorka) pokierował nimi inaczej. Każde z nich stworzyło własne związki, założyli rodzinę, jednak nigdy tak naprawdę do końca nie byli szczęśliwi, nie kochali całym sercem, bo ich serca połączyły się w jedność wtedy na tamtych pamiętnych wakacjach.
Olga to spokojna i rozważna dziewczyna, która nie porywa się z motyką na słońce. Wie, czego chce od życia. Cały czas nie może zapomnieć o Michale. Mimo to stara ułożyć sobie jakoś życie i nawet jej to wychodzi do pewnego czasu. Nie sposób jej nie polubić.
Michał to chłopak, o jakim mogłaby zamarzyć każda dziewczyna. Czuły, troskliwy i opiekuńczy. Stara ułożyć sobie życie z inną, choć w jego sercu ciągle pozostaje Olga. Tylko czy można ułożyć życie z kimś, kogo tak naprawdę się nie kocha?
Muszę przyznać, że autorka nieźle namieszała w życiu tej dwójki, o czym sami się przekonacie. Narracja jest poprowadzona dwutorowo, dzięki czemu cały czas śledzimy życie zarówno jej jak i jego. Prosty język autorki jest przyjemny w odbiorze. Doskonała kreacja bohaterów, którzy nie są ludźmi idealnymi. Potykają się w swoim życiu, co czyni ich jeszcze bardziej rzeczywistymi. Myślę, że każdy z nas może odnaleźć w nich cząstkę siebie. I nie myślcie sobie, że to kolejna powieść o pięknej, bezkompromisowej miłości, bo tak nie jest. To historia słodko-gorzka, która okraszona jest łzami, tęsknotą i cierpieniem. I która złamała moje serce.
Ile razy w życiu żałujemy, że czegoś nie zrobiliśmy? Zapewne tysiące razy. A później zastanawiamy się co by było gdyby… Dzięki tej historii powinniśmy się nauczyć, że jeśli na czymś nam w życiu zależy, to musimy o to walczyć bez względu na wszystko. Jeśli nie spróbujemy będziemy żałować. A jeśli spróbujemy przekonamy się czy było warto. W życiu wszystko ma swój cel i nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeśli poznajemy osobę i czujemy, że jest nam bliska, powiedzmy jej o tym, nie ukrywajmy tego.
„- Niczego nie wolno w życiu żałować. Wszystko dzieje się po coś. Pamiętaj.”
Ta książka stara się nam przekazać, że w życiu prawdziwa miłość nie kończy się nigdy, nawet mimo odległości i upływających lat. Że czasem potrzeba wiele czasu, abyśmy w końcu mogli dojrzeć prawdę i się do niej przyznać. Nasi bohaterowie różnie wiedli życie, ale szczęście tak naprawdę odnaleźli dopiero przy sobie.
I jedyne do czego muszę się przyczepić, i co wręcz raziło mnie w oczy to słaba korekta książki. Dawno, naprawdę dawno nie znalazłam tylu błędów w książce. Ja rozumiem, że może ich się pojawić kilka, ale nie kilkanaście.
"Następnym razem" to przepiękna historia o tęsknocie do pierwszej miłości, która potrzebowała wielu długich lat, by znów móc iść wspólnie przez życie. To historia, która uświadamia nam, jak ważne jest, aby nie kryć się ze swoimi uczuciami. Ale to przede wszystkim historia, która na długo zapadnie w nasze serca i nie pozwoli o sobie zapomnieć. Polecam z ręką na sercu.
Czy kiedykolwiek w życiu zdarzyło się wam spotkać jakąś osobę i wystarczyła jedna krótka chwila, a już wiedzieliście, że pozostanie w waszym sercu już na zawsze? Czy wierzycie w siłę pierwszej miłości, nawet kiedy cała reszta się temu sprzeciwia?
„Rozstanie boli – zwłaszcza zbyt szybkie. Jest moment, gdy widzisz ciemność i pustkę. Nie wierzysz. Krzyczysz, bo świat się...
2019-11-12
To moje pierwsze spotkanie z Karoliną Klimkiewicz, ale z całą pewnością nie ostatnie. Jej książka wywarła na mnie ogromne wrażenie, a emocje wciąż mnie nie opuściły po przeczytaniu powieści.
Zola Henderson to dziewczyna, która w swoim życiu od małego ma pod górkę. W wieku dwunastu lat ucieka wraz z ciocią z domu i od tego czasu wspólnie cały czas ukrywają się przed jej okrutnym ojcem.
Nie może być sobą, nie może robić tego co lubi, nie może się zachowywać tak jak ona, nie może wyglądać tak jak Zola. Inne imiona, ciągłe przeprowadzki i jedna wielka iluzja to jej życie. Jednak wszystko ma swoje granice, ludzie mogą być odporni na wszystko, ale przychodzi taki moment w życiu, w którym w końcu mówią dość, tak dalej być nie może.
Możecie sobie wyobrazić, że w bardzo młodym wieku, kiedy w pełni powinniście czerpać z beztroskiego dzieciństwa, nagle musicie stać się dojrzałymi osobami, mieć oczy szeroko otwarte dookoła i wciąż się pilnować, by nie wydać tego kim naprawdę jesteście? Czy wyobrażacie sobie życie pod ciągłą maską, przeprowadzki co trzy miesiące? Ja nie mogę sobie tego wyobrazić, nie wiem czy miałabym tyle sił co nasza bohaterka, by to przetrwać.
„Nigdy nie mogłam być dzieckiem, nigdy też nie byłam nastolatką. Prawdziwą, zbuntowaną, z fiu-bździu w głowie. Myślącą o facetach, kosmetykach, kilogramach. Zawsze musiałam być poważna, rozsądna, bezbłędna, po prostu doskonała.”
Z czym wiąże się utracenie własnej tożsamości? Z brakiem przyjaciół, chłopaków i własnego miejsca w świecie. Brzmi okrutnie prawda? A jednak nasze bohaterki muszą się z tym mierzyć od wielu lat, bo tylko tak mają szansę nadal jakoś żyć. Chociaż czy można to nazwać życiem?
Życie potrafi być okrutne, co do tego nie mam wątpliwości. Czasem jesteśmy zbyt młodzi i bezsilni, aby walczyć, dlatego musimy uciekać. Tylko, że nic nie trwa wiecznie. Zola przekona się o tym na własnej skórze, kiedy w jej nowym wcieleniu pozna Liama. Ona nie może sobie pozwolić na chwilę słabości, nie może się zakochać, bo miłość nie jest przeznaczona dla niej. Jednak serce nie sługa, nie zawsze słucha rozumu.
Karolina Klimkiewicz napisała powieść, która przepełniona jest emocjami do szpiku kości. Czytając niejednokrotnie miałam łzy w oczach, cierpiałam razem z bohaterami, ale też mocno kibicowałam, aby to ich piekło w końcu się skończyło. Zola to niezwykła dziewczyna, którą polubiłam z pierwszą chwilą. Moje serce krwawiło razem z nią, było mi przykro z powodu jej losu.
Autorka pokazała nam, jak bardzo uczniowie w szkole potrafią być brutalni, jak bardzo potrafią znęcać się (nie tyle fizycznie, co psychicznie) nad słabszymi. Niektórzy myślą, że skoro mają pieniądze to są Bogami, że wszystko im wolno. Ale są też tacy, którzy duszą się w takim świecie i udając się do szkoły zakładają maskę, która ma pokazać, że wszystko jest ok, że czują się świetnie, a w głębi duszy cierpią. Zarówno Hola jak i Liam są takimi osobami. Na co dzień mają na sobie maski, ale w głębi serca ich dusze krwawią.
Mamy tutaj też obraz przepięknej przyjaźni, która nie skreśla kogoś tylko i wyłącznie dlatego, że dziwnie się ubiera, ma kolorowe włosy, czy czegoś nie potrafi. To przyjaźń na dobre i na złe, która nie ocenia, nawet wtedy kiedy poznaje prawdę. Jednak głównym wątkiem jest dramat, dramat dziewczyny, która pragnęłaby być sobą, lecz zmuszona jest do ciągłego udawania kogoś innego. W końcu jednak dojdzie do konfrontacji, tylko kto wyjdzie z tego zwycięsko?
„Szczęście! Ulotne chwile łączące się w coś większego. Pojedyncze puzzle, które składamy jeden do drugiego, a wszystko po to, żeby móc powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi. To takie momenty, które swoją intensywnością potrafią przyćmić wszystko, co złe. Może tylko na chwilę, na kilka sekund, mimo wszystko myślę, że warto o nie walczyć. Niczym promienie słoneczne przebijające się przez burzowe chmury mają one swoją wartość, sens, do tego są przepiękne, tak szczere i intensywne jak mało co.”
Zakończenie tej książki złamało mi serce… byłam zła, wściekła i nie mogłam uwierzyć. Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny tom, by ta złość mogła choć trochę odpuścić.
"Dopóki starczy mi sił" to niezwykle emocjonująca powieść, która trzyma nas cały czas w napięciu. To powieść, która ukazuje nam niezwykłą siłę walki o własny byt, a także o nadzieję na lepsze jutro. Gorąco polecam.
To moje pierwsze spotkanie z Karoliną Klimkiewicz, ale z całą pewnością nie ostatnie. Jej książka wywarła na mnie ogromne wrażenie, a emocje wciąż mnie nie opuściły po przeczytaniu powieści.
Zola Henderson to dziewczyna, która w swoim życiu od małego ma pod górkę. W wieku dwunastu lat ucieka wraz z ciocią z domu i od tego czasu wspólnie cały czas ukrywają się przed jej...
2019-11-11
Bardzo lubię sięgać po debiuty i odkrywać nowe pisarskie talenty. Zawsze jestem ciekawa, czy też nowa autorka bądź autor sprawią, że będę oczekiwała na ich kolejne książki. I niewątpliwie tak jest w przypadku Camille Gale. Jej powieść wciągnęła mnie w swój świat od pierwszych do ostatnich stron. Wprost nie mogłam się oderwać od powieści.
Skye, główna bohaterka, ma 30 lat, jest rozwiedziona i do roku prowadzi nudne życie. Pracuje jako agentka nieruchomości. Kiedy jej klientem okazuje się być przystojny Daniel, który jest wilkołakiem, jej życie wywraca się niemalże do góry nogami. Od tego momentu jej życiu ciągle zagraża jakieś niebezpieczeństwo. Na jej drodze staną wampiry i wilkołaki, czy jej wyobrażenia o nich staną się rzeczywiste?
Kiedy zaczęłam czytać powieść, po chwili moje myśli powędrowały ku skojarzeniu powieści z sagą Zmierzch. Na szczęście podobieństwo okazało się tylko w tym, że tutaj również występują wampiry i wilkołaki. Reszta już się całkowicie różniła. Lubię takie historie, w których występują rzeczy paranormalne, gdzie pojawiają się istoty nieludzkie, a przede wszystkich w których dużo się dzieje i nie ma czasu na nudę. Jak się domyślacie wilkołaki prowadzą odwieczne walki z wampirami. Jednak nie wszyscy zawsze są tacy sami. Tylko czy normalne osoby nie powinny obawiać się tych gatunków? Zarówno jedni, jak i drudzy mogą być dla nich zagrożeniem.
„- Czasem wystarczą sekundy, by stwierdzić, że chcesz kogoś w swoim życiu. – Dante wciąż patrzył mi w oczy i nie wiedziałam już, czy nadal mówi o mnie i wilkołakach, czy może o jakiś swoich doświadczeniach.”
Autorka wykreowała ciekawe, a przede wszystkim intrygujące postacie. Skye to bohaterka, którą polubiłam od razu za jej cięty język, niezwykłą charyzmę oraz twardą postawę. Podobało mi się to, że zawsze miała swoje zdanie i niekoniecznie słuchała się innych. I choć ciągle wpadała w jakieś kłopoty, to nigdy się nie poddawała. Do tego posiadała dar, choć sama nie wiedziała skąd. Tak naprawdę nie wiedziała już kim jest i chciała się tego dowiedzieć. Daniel i Tristan to dwa dominujące wilkołaki, które często tracą kontrolę nad sobą samym i swoimi emocjami. Zarówno jeden jak i drugi pragną troszczyć się o Skye, choć oboje okazują to w inny sposób.
Całą powieść czyta się szybko i przyjemnie. Autorka posługuje się łatwym językiem, potrafi wprowadzić napięcie, a przede wszystkim dobrze pokierować swoją fabułą, która intryguje czytelnika niemalże cały czas. Pojawia się wątek miłosny, jednak nie przyćmiewa on całej reszty. Camille Gale umiejętnie dawkuje nam emocje, nie rzuca bohaterów w jakiś wir miłosnych uniesień, tylko stopniowo pobudza ich serca. W wyniku czego jest trzech mężczyzn i ona jedna. Każdy z nich coś do niej czuje, każdy inaczej sobie z tym radzi. Ona też często bywa skołowana, bo już sama nie wie jak ma na nich wszystkich reagować. Tutaj nic nie jest łatwe, a autorka tym bardziej im tego nie ułatwia. Jestem ogromnie ciekawa jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów, na które już czekam z wielką niecierpliwością.
„Pamiętałam dokładnie, co powiedział mi Dante tego dnia, gdy spacerowaliśmy po lesie. Powiedział, że czasami wystarczą sekundy, by stwierdzić, że chce się kogoś w swoim życiu. Jednej rzeczy jednak mi nie powiedział: że sekundy wystarczą też, by złamać komuś serce.”
"Indygo" to powieść, która wciąga czytelnika już od pierwszych stron. Ona, niby normalna kobieta, a do tego wampir i wilkołaki. Co może wyjść z takiego połączenia? Na pewno ogrom wrażeń i emocji, to mogę Wam zagwarantować. Zachęcam do przeczytania.
Bardzo lubię sięgać po debiuty i odkrywać nowe pisarskie talenty. Zawsze jestem ciekawa, czy też nowa autorka bądź autor sprawią, że będę oczekiwała na ich kolejne książki. I niewątpliwie tak jest w przypadku Camille Gale. Jej powieść wciągnęła mnie w swój świat od pierwszych do ostatnich stron. Wprost nie mogłam się oderwać od powieści.
Skye, główna bohaterka, ma 30 lat,...
2019-10-29
Sylwia Trojanowska w odsłonie świątecznej, tego jeszcze nie było, prawda? Czy zatem nasza autorka poradziła sobie z tym wyzwaniem? Jestem przekonana, że dała radę. To niezwykła historia wlewająca nadzieję w nasze serca.
Głównych bohaterów mamy kilku i każdy z nich został wyraziście wykreowany. Mają swoje charaktery, dzięki którym każdy z nich wyróżnia się na tle innych. Jednak to ich realność czyni z nich bohaterów takich jak my sami, z wadami i zaletami, z lepszymi i gorszymi dniami. Sylwia Trojanowska z całą pewnością wlewa ogrom emocji w swoją powieść, które czytelnik bez problemu odczuwa na własnej skórze. Ja czytając tę książkę niejednokrotnie miałam łzy wzruszenia w oczach. Czasem się nawet zastanawiam, czy bycie takim wrażliwcem jak ja (nawet na książkowe historie) jest dobre, czy też złe? Ale po chwili dochodzę do wniosku, że wyrażanie własnych emocji nie jest oznaką słabości i że to nic złego.
Sylwia nie pisze łatwej i pozornie lukrowanej powieści w klimacie świątecznym. To by było zbyt proste na nią. Każdy z naszych bohaterów z czymś się zmaga, a to z „odmiennością”, z tęsknotą, z ukrywaniem uczucia, z obawą przed brakiem akceptacji ze strony rodziców, z utratą przyjaciół, czy też z mężem alkoholikiem. Jednakowo żadna z tych sytuacji nie została ubarwiona, lecz przedstawiona w niezwykle realny sposób. Wszystko to dzieje się przed Wigilią. Jak wiadomo, Święta Bożego Narodzenia to najlepszy czas by móc się pogodzić, by zaakceptować to czego nie chcemy zaakceptować, by wspólnie usiąść przy wigilijnym stole, by złączyć się w jedność. I do tego będzie próbowała doprowadzić nasza autorka. Czy jej się uda? Przekonajcie się o tym sami.
„Stali tak przez krótką, naprawdę krótką chwilę, nie odrywając od siebie oczu. On patrzył na nią, a ona na niego. Oboje to czuli. To wielkie napięcie, ekscytację i coś, co nie pozwalało im wykonać nawet kroku. Przecież, gdyby wtedy, czterdzieści lat wcześniej, wszystko potoczyło się inaczej, gdyby los był dla nich łaskawszy, dzisiaj mogliby być razem, iść ramię w ramię, trzymając się za dłonie. Mogliby, ale życie ułożyło się inaczej i jedyne, co im pozostało, to te krótkie kradzione chwile, krótkie spojrzenia i najpiękniejsze listy.”
Jak łatwo przekreślić kogoś w naszym życiu, gdyż zrobił coś strasznego? Bardzo łatwo, prawda? A czy wybaczyć jest równie łatwo co skreślić taką osobę? Raczej nie. Człowiek często unosi się dumą i nie dopuszcza do siebie tego, aby wyciągnąć dłoń na zgodę. A przecież czasem tak niewiele trzeba…
Święta Bożego Narodzenia to czas, który kojarzy mi się z nadzieją. I taka właśnie jest Wigilijna przystań, niesie w sobie niezliczone pokłady nadziei. Nadziei na to, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych, tylko trzeba w nie mocno uwierzyć. Bo Święta to czas radości, wspólnych rozmów, pogodnych chwil. Święta to czas, w którym nikt z nas nie powinien być sam. To czas, by schować swoją dumę głęboko w kieszeń i wyjść z uśmiechem na twarzy do tych, których wcześniej omijaliśmy szerokim łukiem. A przede wszystkim Święta to czas, w którym powinniśmy się jednać ze wszystkim wkoło.
Trojanowska każdą część książki rozpoczyna krótkim tekstem z poszczególnych piosenek związanych z okresem zimowym, ze świętami i już sam ten fakt wprowadza nas w iście świąteczny nastrój. Całą powieść czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Poznajemy historie z punktu widzenia każdego z bohaterów, co tym bardziej czyni nas wrażliwszym na ich życie czy też problemy z którymi się zmagają. Całość napisana jest jasnym i przejrzystym językiem. Do tego znajdziemy tutaj wiele ciekawych cytatów, które sprawiają, że po ich przeczytaniu nasuwają nam się własne przemyślenia i refleksje.
Mamy tutaj obraz miłości w wielu obliczach. Miłość tęskniąca za drugą połówką z powodu wyjazdów na misję. Miłość cierpiąca, bo z fizycznym bólem. Miłość, muszącą się ukrywać, a przede wszystkim przepiękną miłość, która ukazuje, że nawet nie będąc tuż obok siebie, można być razem przez wiele, wiele długich lat.
Całość powieści dzieje się w Niechorzu, którego głównym aspektem jest latarnia morska. Zdradzić wam ciekawostkę? Byłam w Niechorzu, byłam w tej latarni i w zupełności wykreowałam sobie obraz tego miejsca i wyobraziłam bohaterów z powieści. Jest tam przepięknie, a widoki zapierają dech w piersiach.
Jestem zachwycona Sylwią w odsłonie świątecznej, gdyż wprowadziła mnie w iście nostalgiczny nastrój i przyczyniła się do tego, abyśmy my, czytelnicy nie byli obojętni na krzywdę innych ludzi, abyśmy zawsze wyciągali pomocną dłoń, bo dobro wraca, ono zawsze wraca, pamiętajcie o tym.
„Niektórzy ludzie czekają na Święta cały rok. Mówią, że w Święta dzieją się cuda, że dobro wlewa się do serc i z serc tych się wylewa. Ona w te cuda nie wierzyła, do dziś. Bo właśnie dziś zdarzył się cud! I to nie jeden! Poczuła prawdziwe dobro.”
"Wigilijna przystań" to historia, która daje nam nadzieję na to, że w życiu wszystko może się pomyślnie ułożyć, a święta to idealny czas na to, aby wyjaśnić wszelkie spory i otworzyć się na miłość. Polecam, ja jestem zauroczona tą pozycją, wierzę, że i wy będziecie.
Sylwia Trojanowska w odsłonie świątecznej, tego jeszcze nie było, prawda? Czy zatem nasza autorka poradziła sobie z tym wyzwaniem? Jestem przekonana, że dała radę. To niezwykła historia wlewająca nadzieję w nasze serca.
Głównych bohaterów mamy kilku i każdy z nich został wyraziście wykreowany. Mają swoje charaktery, dzięki którym każdy z nich wyróżnia się na tle innych....
2019-10-27
Cała Polska pokochała Edytę Świętek za niezwykłą, interesującą i wciągającą serię Spacer Aleją Róż. Gwarantuję Wam jednak, że seria Grzechy młodości jest utrzymana na równie wysokim poziomie i nie odstępuje na krok tamtej.
Najstarsi z rodu Trzeciaków nieustająco obawiają się o losy swoich pociech. Tymek źle traktuje swoją żonę Elżbietę, w wyniku czego ta podejmuje się próby samobójczej, z której zostaje uratowana. Agata pomimo kochającego męża i cudownych wrażeń wciąż szuka przyjemności w ramionach esbeka. Natomiast Eugeniusz wciąż wpada w coraz większe kłopoty i ściąga je również na swoją rodzinę. W końcu zostaje aresztowany. Za wszelką cenę pragnie stamtąd wyjść, tylko jak?
„A jednak serce Elżuni ściskała straszna żałość. Bo choć w chwili, gdy wydawało jej się, że za moment wyzionie ducha, pożałowała swego desperackiego kroku, to jednak wciąż pamiętała, że ma tylko cztery powody, by żyć i nieskończenie wiele, by umrzeć.”
Widać gołym okiem, że nasza autorka wspaniale czuje się w klimatach PRL-u. Pisanie powieści w tych czasach wychodzi jej idealnie. Tym czasem znajdujemy się w czasach „Gierka”. Niektórzy z Was, Ci starsi ode mnie zapewne pamiętają te czasy. Mnie nie było na świecie, więc tym bardziej z większą zaciętością czytam z czym w tamtym czasie musieli mierzyć się ludzie. I muszę przyznać, że wcale nie były to lekkie czasy. Najbardziej doskwierałby mi chyba brak możliwości wyrażania własnego zdania. Ludzie musieli być powściągliwi w swoich wypowiedziach, musieli zważać na swoje czyny, zwłaszcza Ci, którzy brali czynny udział w działalności opozycyjnej. Za wyrażanie własnego zdania można było być srogo ukaranym o czym nie raz przekonał się Eugeniusz.
Na niezwykłą uwagę zasługuje tutaj również miejsce, w której została osadzona fabuła, czyli Bydgoszcz. Edyta Świętek z niezwykłą starannością opisuje miejsca, w których akurat przebywają bohaterzy powieści. Czujemy się, jakbyśmy tam byli i spacerowali tymi wszystkimi ulicami wspólnie z naszymi bohaterami. Są miejsca, które samemu chciałoby się odwiedzić, ale również i takie, których wspomnienia chciałoby się wymazać z pamięci. To niezwykła uczta czytelnicza, kiedy realność miejsc staje się niemalże rzeczywista.
Opisane w książce wydarzenia nie zawsze są tylko lekkie i przyjemne, spotykamy się tutaj również z mnóstwem dramatów, zwłaszcza rodzinnych. W rodzinie powinna być siła, miłość i wzajemne wsparcie bez względu na wszystko. Niestety nie zawsze tak się dzieje. Bywa, że pomiędzy członkami rodziny dochodzi do odmiennych poglądów, w wyniku czego zerwane są wszelkie kontakty. Rodzice zawsze chcieliby, aby ich pociechy ich słuchały w każdej kwestii. Tylko nie biorą pod uwagę tego, że nie zawsze przynosi to zamierzone efekty. Bywa, że któreś z nich w końcu się sprzeciwia i stawia na swoim, w wyniku czego często zostaje skreślone.
„Nie miała już siły do tej dziewczyny! Maria wyrosła na kłótliwą, bezczelną pannicę i tylko szukała okazji, by jej w czymś dokuczyć. Trzeciakowej od bardzo dawna brakowało choćby odrobiny posłuchu u córki.”
Będziemy świadkami niejednej niewierności i to nie tylko ze strony mężczyzny, ale również i kobiety. Kłamstwo ma krótkie nogi, a prawda zawsze prędzej czy później ujrzy światło dzienne. Tylko czy warto wystawiać na próbę miłość rodziny dla głupiego widzimisię? Nasi bohaterowie na własnej skórze odczują skutki uboczne takich zachowań.
Na własne oczy zobaczymy również, że prawdziwa miłość będzie w stanie znieść wszystko. W życiu nie zawsze chodzi tylko o pieniądze, Ci którzy kochają się prawdziwie, nie zważają na to, że żyją w biedzie i ledwo wiążą koniec z końcem, bo dla nich rodzina i ich miłość jest najważniejsza, wierzą, że razem są w stanie przezwyciężyć wszystko. Tylko czy właściwie zawsze tak jest?
„Już od dawna rozmyślał o ucieczce i wyglądał sposobności. Tęsknił za bliskimi. Marzył o tym, by się z nimi spotkać. Snuł plany na przyszłość, choć na razie nie widział żadnych perspektyw. Czasami wyobrażał sobie dzień, w którym opuszcza mury aresztu. Gdyby zrobił to nielegalnie – rzeczywiście musiałby się ukrywać. Byłby wyrzutkiem. Lepiej byłoby wtedy próbować prysnąć na Zachód i tam poprosić o azyl, choć to uważał za niemal niemożliwe i równoznaczne z definitywną rozłąką z rodziną.”
Kreacja bohaterów doskonała, Edyta doskonale oddaje emocje bohaterów na barki czytelnika. Nie brak tutaj emocji, niedowierzania i niekończącej chęci dowiedzenia się: co dalej? Jestem urzeczona, zachwycona i wciąż chcę więcej. Tylko to zakończenie, które przyprawiło mnie o palpitacje serca… czy tak można postępować z czytelnikiem, droga Autorko?
"Echa niewierności" to kolejna powieść Edyty Świętek, która zabierze nas w świat pełen miłości, zdrad, tajemnic, emocji, a przede wszystkim ludzkich dramatów. Gwarantuję, że nie będziecie mogli się od niej oderwać i z wielką niecierpliwością będziecie oczekiwać na kolejny tom, tak samo jak ja. To trzeba przeczytać!
czytaninka.blogspot.com
Cała Polska pokochała Edytę Świętek za niezwykłą, interesującą i wciągającą serię Spacer Aleją Róż. Gwarantuję Wam jednak, że seria Grzechy młodości jest utrzymana na równie wysokim poziomie i nie odstępuje na krok tamtej.
Najstarsi z rodu Trzeciaków nieustająco obawiają się o losy swoich pociech. Tymek źle traktuje swoją żonę Elżbietę, w wyniku czego ta podejmuje się...
2019-10-22
Kiedy tylko nadarzyła mi się okazja, aby przeczytać kolejną część o Tess i reszcie bohaterów na długo przed premierą, nie zastanawiałam się ani na moment. Tak bardzo tęskniłam za bohaterami, więc bez wahania przystąpiłam do czytania. Czy zatem autorce udało się mnie zaskoczyć? Z całą pewnością tak.
"W jednej chwili wszystko zastygło. Zapomniałam o oddychaniu, rozmowy ucichły, czas zwolnił, chciałam odejść, lecz zabrakło mi sił, dlatego jedynie sterczałam w miejscu. Chłonęłam każdy szczegół. Najpierw zobaczyłam jego źrenice, w których teraz czaił się mrok, następnie usta, które wiele razy doprowadzały mnie na skraj postradania zmysłów, później seksowny zarost dodający mu atrakcyjności. Na końcu, czując znajomą woń cedru, zadałam sobie sprawę, że przepadłam. To nie wytwór mojej wyobraźni."
Wracamy do Tess i jej poniekąd zwariowanego życia. Jej ukochany, Kilian przepadł bez wieści, a ona nie ma pojęcia, co się z nim stało. Tęsknota za nim rośnie z każdym kolejnym dniem. Na swojej drodze spotyka Sebastiana, który staje się dla niej niemalże utrapieniem. Wygląda na to, że śledzi ją na każdym kroku i tam gdzie ona, pojawia się również i on. Kim jest i czego od niej oczekuje? Tess stara się tego dowiedzieć. Niespodziewanie po pół roku na swojej drodze spotyka ponownie Kiliana. Czuje złość, ma ochotę udusić go gołymi rękami i za wszelką cenę stara się go odtrącić i porzucić tak jak to zrobił on sześć miesięcy temu. Czy zatem Kilianowi uda się ponownie zdobyć serce Tess? Czy udowodni jej jak bardzo mu na niej zależy?
Cóż, Foryś z całą pewnością w drugiej części przygód naszych bohaterów nadal trzyma wysoki poziom. Tutaj ciągle coś się dzieje, nie ma chwili na odpoczynek, a czytelnik z zapartym tchem śledzi losy tych niesztampowych postaci. Biorąc w dłonie tę powieść, liczyłam na to, że pochłonie mnie bez reszty i tak też się właśnie stało. Kiedy zaczęłam czytać, nie mogłam przestać. Z wielką niecierpliwością oczekiwałam powrotu Kiliana, za którym zdążyłam się nieźle stęsknić. I cóż mogę powiedzieć, w tej części pokochałam go jeszcze bardziej. Momentami za to irytowało mnie zachowanie Tess, której niekontrolowane wybuchy złości na swojego ukochanego doprowadzały mnie do szału. Czasem miałam ochotę stanąć prosto przed nią i nią potrząsnąć, żeby się opamiętała. Jednak taka właśnie jest Tess, mieszanka wybuchowa, dziewczyna w gorącej wodzie kąpana, zawsze gotowa do działania, a do tego niezwykle odważna.
"Jak tylko wykonałam krok, naraz moje ciało zastygło, obraz zaś rozpłynął się przed oczami. Zanim totalna czerń przysłoniła mi wzrok, poczułam łagodne kołysanie, a w uszach zadźwięczał lodowaty głos. Brzmiał na wzór wynaturzenia. Oznaczał kłopoty. I to makabryczne."
Nie brak tutaj przygód, żądzy zemsty i niezwykle czarnego humoru autorki, który niesamowicie uwielbiam. Momentami czytając śmiałam się bez opamiętania. Ten humor Foryś to jest to coś, co ją wyróżnia na tle innych powieści fantasy. Do mnie przemawia to w całości i będzie to dla mnie znak rozpoznawczy jej twórczości.
Tess i Kilian będą próbowali uratować świat przed apokalipsą, za wszelką cenę będą starali się również odnaleźć skarbeusze oraz powstrzymać jeźdźców apokalipsy. Na ich drodze stanie wiele przeszkód, a także okaże się, że wśród nich jest zdrajca. Czy uda im się go wytropić? Czy zdołają powstrzymać zbliżający się koniec świata? Oraz czy ich miłość otrzyma drugą szansę?
Jeśli chodzi o zakończenie, to chyba wolę pozostawić to bez komentarza. No dobrze, powiem tylko tyle, że najchętniej „udusiłabym” autorkę za takie postępowanie z czytelnikiem.
Uważam, że kontynuacja Tylko żywi mogą umrzeć okazała się strzałem w dziesiątkę. D. B. Foryś sprawiła, że znów bardziej pokochałam świat fantasy. Swoją drogą podziwiam autorkę za niewyobrażalną wyobraźnię, bo żeby stworzyć coś tak interesującego, naprawdę musi ona być wybujała. Z całą pewnością łatwiej przychodzi napisać coś z życia wziętego, niż coś co kompletnie trzeba wymyślić.
Teraz oczekuję dalszych losów, jestem ciekawa jakie zakończenie stworzy autorka naszym bohaterom. Już zżera mnie ciekawość.
"Dobyłam leżących w trawie mieczy. Walały się wszędzie. Ścisnęłam je obiema rękami i ruszyłam do boju. Rapiery chlastały ciała napastników, truchła padały na ziemię, stal ocierała o stal, wydając zgrzytający dźwięk. Wszystko wokół pokrywała czerwień."
"Tylko martwi mogą przetrwać" to historia, która zabierze nas w świat, w którym wszystko może się zdarzyć. Tutaj rzeczy paranormalne dzieją się niemalże każdego dnia, a czarny humor autorki dodaje smaczku całej powieści. Napięcie rośnie z każdą kolejną stroną, by na samym końcu wybuchnąć i pozostawić czytelnika z wielką ochotą na więcej. Gorąco polecam.
czytaninka.blogspot.com
Kiedy tylko nadarzyła mi się okazja, aby przeczytać kolejną część o Tess i reszcie bohaterów na długo przed premierą, nie zastanawiałam się ani na moment. Tak bardzo tęskniłam za bohaterami, więc bez wahania przystąpiłam do czytania. Czy zatem autorce udało się mnie zaskoczyć? Z całą pewnością tak.
"W jednej chwili wszystko zastygło. Zapomniałam o oddychaniu, rozmowy...
2019-10-21
Dawno, dawno temu zastanawiałam się jak ludzie mogą czytać powieści fantasy i co oni takiego w nich widzą. Sama po takie nie sięgałam, bo wydawały mi się one bezwartościowe. Dzisiaj z ręką na sercu mogę się przyznać, że nie można oceniać czegoś po co się nie sięga. Moja opinia o powieściach tego typu zmieniła się diametralnie, gdyż dzisiaj nie wyobrażam sobie, że w moim życiu mogłoby zabraknąć takich książek. Te powieści przenoszą nas do świata, w którym wszystko może się zdarzyć, a nasza wyobraźnia może działać na najwyższych obrotach. I to się ceni, naprawdę.
„Ludzie nie byli z natury źli, a jedynie stawali się tacy, bo tak było łatwiej.”
Czego możemy spodziewać się w tej powieści? Niesamowitej przygody z nietuzinkowymi bohaterami, podróżami do niejednego miejsca, odkrywaniem artefaktów i ich transkrypcji, które w rękach Władcy ziemi, mogą wywołać Apokalipsę. Pojawi się również wątek miłosny, któremu mocno kibicowałam.
Główna bohaterka Tessa to pół człowiek, pół demon. Szanuje swoich przyjaciół, nie obdarza obcych zaufaniem na pierwszym kroku. To kobieta, która ma ludzkie uczucia, ale bywają chwile w których jest żądna krwi. Zdecydowanie można na niej polegać, a za swoimi przyjaciółmi jest w stanie pójść nawet w ogień.
„Gdy wyczuwam w tłumie demoniczną energię, rozpoznaję swój cel po tym, że wygląda, jakby kroczył wśród cieni. Jest niewyraźny, jak gdyby spowijała go mgła.”
Narracja poprowadzona jest z perspektywy Tess, dzięki czemu krok po kroku poznajemy jej zamiary, a także uczucia, których z początku stara się za bardzo nie okazywać. Autorka zadbała o to, aby naszej bohaterce nie nudziło się, dlatego czeka na nią wiele przygód. Fabuła nie jest banalna, z całą pewnością nie powiela schematu innych powieści w tym rodzaju. D.B. Foryś doskonale manipuluje losami bohaterów, wzbudzając w czytelniku coraz większą ciekawość. Ich kreacja jest na wysokim poziomie, każdy z nich jest postacią z krwi i kości, zostali stworzeni do konkretnych celów, nie baczą na zagrożenia.
Autorka umiejętnie dawkuje emocje. Czytałam dany rozdział, a kiedy dochodziło do momentu kulminacyjnego, on nagle się kończył. Momentami doprowadzało mnie to niemal do zawału. Można to poniekąd porównać do tykającej bomby – słyszysz jej tykanie, czujesz, że lada moment wybuchnie, szykujesz się na najgorsze, a tu nagle robi się cisza i kompletnie nic się nie dzieje. I jak tu przetrwać w takiej chwili?
Polubiłam postać Tess, ale moje serce oddałam Kilianowi, a dlaczego właśnie jemu? Koniecznie musicie przeczytać, aby się tego dowiedzieć.
„Każdy jego ruch przybliżał mnie do zagubienia i oderwania od rzeczywistości. Sprawiał, że poza nami nie istniał świat. Jedyną realną rzecz stanowiliśmy wyłącznie my oraz nasze demony. Podniosłam się. Przylgnęłam do niego w chwili spełnienia, by móc zobaczyć bursztynowe spojrzenie. Działało na mnie jak nałóg. Odurzałam się nim i kompletnie uzależniałam. Byłam na kilianowym haju.”
Moim zdaniem Foryś doskonale czuje się w mrocznych klimatach. Umiejętnie wprowadza odpowiedni nastrój, potrafi zaciekawić czytelnika i sprawia, że nie możemy oderwać się od jej powieści. Tutaj ciągle coś się dzieje, nie ma czasu ani na odrobinę nudy. Do tego świetny język i czarny humor autorki, tylko umilają nam czas podczas czytania.
"Tylko żywi mogą umrzeć" to powieść, która trzyma w napięciu od początku do samego końca, wręcz bym mogła powiedzieć, że niejednokrotnie wznieca pożar w naszym sercu. Doskonały styl, niesztampowi bohaterowie i wciągająca fabuła sprawiają, iż ciężko rozstać się z książką choć na moment. Gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po tę pozycję.
czytaninka.blogspot.com
Dawno, dawno temu zastanawiałam się jak ludzie mogą czytać powieści fantasy i co oni takiego w nich widzą. Sama po takie nie sięgałam, bo wydawały mi się one bezwartościowe. Dzisiaj z ręką na sercu mogę się przyznać, że nie można oceniać czegoś po co się nie sięga. Moja opinia o powieściach tego typu zmieniła się diametralnie, gdyż dzisiaj nie wyobrażam sobie, że w moim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10-15
Nie ukrywam, że lubię sięgać po książki New Adult. Jednak to co w ostatnim czasie zauważyłam, że wiele autorek powiela ten sam schemat. Dziewczyna i chłopak, studia, wielka miłość, drobne rozterki. A gdzie w tym wszystkim jakiś powiew świeżości? Czasem odnoszę wrażenie, że te książki stają się zbyt oklepane. Jednak byłam pozytywnie zaskoczona pewną postacią.
Emery chce zacząć wszystko od nowa, w nowym miejscu, w spokoju i bez plotek innych osób. Dlatego wyjeżdża na studia z myślą o nowym początku. Ma okropnie denerwującego współlokatora, ale jest w stanie to wytrzymać. Tylko kiedy poznaje jego najlepszego przyjaciela Dylana, jej serce zaczyna fikać koziołki, choć zawsze starała się od takich typów trzymać z bardzo daleka.
Dylan jest dla nas miłym zaskoczeniem. Dlaczego? Bo to nie jest typowy bad-boy, który jest wulgarny, zawsze bierze to co chce czy też zachowuje się chamsko. Wręcz przeciwnie, to chłopak, którego mogłaby pozazdrościć każda z nas. Jest miły, sympatyczny i zawsze wyciąga pomocną dłoń. Czy w dzisiejszym czasie istnieją jeszcze tacy chłopacy?
Nie będę pisała nic więcej o fabule, gdyż jest dość przewidująca. Jednak lekkie pióro autorki, uśmiech na twarzy podczas czytania powieści potrafią sprawić, iż czytanie staje się dla nas przyjemnością. Było wiele momentów w których uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ciekawe, realne kreacje bohaterów z którymi chce się iść przez życie. Do tego muszę przyznać, że życie bohaterów nie do końca mi jest obce. Sama mieszkałam przez 4 lata w internacie, więc bez problemu mogłam wczuć się w ich role. Dziś to jedne z najwspanialszych czasów jakie wspominam, właśnie te spędzone w różnym gronie w jednym budynku. Jak sobie przypomnę, co my tam potrafiliśmy wyczyniać, to od razu pojawia się u mnie szeroki „banan” na ustach.
„Ludzie, którym najbardziej ufasz, to również ci, którzy mogą cię najbardziej zranić.”
Muszę przyznać, że bardzo polubiłam zarówno Emery jak i Dylana. Emery to nie kolejna szara myszka, lecz dziewczyna, która wie czego chce i potrafi o to zawalczyć. A Dylan choć nie jest typowym buntowniczym chłopakiem to i tak skradł moje serce. Całość czyta się szybko i przyjemnie. Autorka zadbała o dobry humor. I choć nie jest to powieść, która wniosła coś szczególnego do mojego życia to miło będę ją wspominać.
"First last look" to typowa powieść New Ault przy której można miło spędzić czas. Kreatywni i realni bohaterzy, miłość, która rozwija się powoli i rozrywa, tego możemy się tutaj spodziewać. Jeśli lubicie takie powieści, koniecznie po nią sięgnijcie.
czytaninka.blogspot.com
Nie ukrywam, że lubię sięgać po książki New Adult. Jednak to co w ostatnim czasie zauważyłam, że wiele autorek powiela ten sam schemat. Dziewczyna i chłopak, studia, wielka miłość, drobne rozterki. A gdzie w tym wszystkim jakiś powiew świeżości? Czasem odnoszę wrażenie, że te książki stają się zbyt oklepane. Jednak byłam pozytywnie zaskoczona pewną postacią.
Emery chce...
2019-10-13
Pokochałam serię Maxton Hall całym sercem, dlatego byłam ogromnie ciekawa czego mogę spodziewać się w ostatnim tomie. Z wielką przyjemnością powróciłam do tych nietuzinkowych bohaterów.
Ruby została zawieszona w szkole z czym nie może się pogodzić. Oskarżenia w jej kierunku są jakimiś bzdurami, ale dyrektor nie daje jej szansy na wytłumaczenie. Ona jednak nie ma zamiaru tego tak pozostawić. Za wszelką cenę chce wrócić i ukończyć szkołę.
James kolejny raz staje pod presją swojego ojca, który by osiągnąć swój cel jest w stanie posunąć się do wszystkiego, dosłownie. On pragnie się od niego uwolnić, ojciec nie chce mu na to pozwolić.
"Nie chcę stać się człowiekiem, który za wszelką cenę narzuca innym swoją wolę i idzie przez życie, nie bacząc na wyrządzone krzywdy. Zawsze mi się wydawało, że nie mam wyboru. Ale minione miesiące pokazały mi, że życie jest nieprzewidywalne. Udowodniły, że jest coś o co warto walczyć. I obudziły we mnie coś, czego dawniej nie czułem: odwagę.
Odwagę, by zrobić coś dla siebie.
Odwagę, by wziąć swoje życie we własne ręce.
Odwagę, by sprzeciwić się ojcu."
Lydia zostaje odesłana przez swojego ojca do ciotki, jest załamana i nie wie co ma robić w zaistniałej sytuacji. Ale z pomocą przychodzi jej brat i przyjaciele.
Ruby i James po raz kolejny muszą walczyć o siebie samych. Czy im się to uda?
Kolejny raz czytając powieść Mony Kasten nie mogłam się od niej oderwać. Losy bohaterów, których poznałam już w poprzednich tomach nie były mi obojętne i z wielkim przejęciem wyczekiwałam, czym tym razem zaskoczy ich i mnie sama autorka. I nie powiem, że było łatwo, bo tak nie było. Nasi bohaterowie znów muszą zmagać się z wieloma problemami, ale ta książka udowadnia to, że zawsze warto walczyć o siebie. Lekki i przyjemny język powieści, sprawia, że czyta się niezwykle szybko. Książka zawiera w sobie mnóstwo emocji, które odczuwamy na własnej skórze.
Muszę Wam powiedzieć, że to nie jest tylko i wyłącznie kolejna książka o miłości. Bo oprócz niej poruszanych jest wiele ważnych aspektów. Między innymi to, że o marzenia zawsze warto walczyć i każde z nich, nawet to, które wydaje się nierealne do spełnienia może stać się spełnione. Człowiek bez marzeń byłby niczym, bo to właśnie marzenia nas kształtują. James pokaże nam jak to zrobić.
Kolejny poruszany temat to walka o samego siebie. Zawsze i wszędzie warto walczyć o to, czego pragniemy. Naszym życiem nie powinny kierować osoby trzecie, jeśli jesteśmy dorośli sami mamy prawo decydować o sobie. I nawet jeśli nie każda decyzja okaże się słuszna, to doświadczymy tego na własnej skórze i wyciągniemy z tego wnioski na przyszłość.
Zobaczymy również, jak nastolatka nagle dorośnie, bo życie to nie wieczna bajka, w której zawsze wszystko będzie toczyć się bezproblemowo. Czasem potrzeba czasu, by dojrzeć nie tylko fizycznie, ale również i psychicznie do swoich decyzji.
No i jeszcze zobaczymy jak ważne jest, aby umieć zaakceptować siebie samego takim jakim się jest. Bo jeśli pokochamy siebie samych, to życie stanie się przyjemniejsze i łatwiejsze.
Cieszę się, że mogłam być obserwatorem zmagań Ruby, Jamesa i całej reszty postaci, które występowały w powieści. Dzięki nim przeżyłam wiele pięknych chwil. Nie obyło się też i bez smutków. Patrzyłam jak każdego dnia starają się iść na przód, nie zapominając po drodze popełniać drobnych błędów. Przyglądałam się jak wielką i silną przyjaźnią byli otoczeni nawzajem. I nawet pomimo tego, że ktoś z tych przyjaciół popełnił błąd, nie został skreślony, sam po jakimś czasie zrozumiał błąd i znalazł w sobie siłę, aby przeprosić resztę.
Po przeczytaniu tej serii z ręką na sercu mogę przyznać, iż Mona Kasten wpisuje się na listę autorów, których uwielbiam i po których książki będę sięgać.
"Save us" to historia od której nie sposób się oderwać. Autorka kolejny raz hipnotyzuje nas niezwykłym klimatem powieści i serwuje nam ogrom emocji. To trzeba przeczytać! Polecam.
czytaninka.blogspot.com
Pokochałam serię Maxton Hall całym sercem, dlatego byłam ogromnie ciekawa czego mogę spodziewać się w ostatnim tomie. Z wielką przyjemnością powróciłam do tych nietuzinkowych bohaterów.
Ruby została zawieszona w szkole z czym nie może się pogodzić. Oskarżenia w jej kierunku są jakimiś bzdurami, ale dyrektor nie daje jej szansy na wytłumaczenie. Ona jednak nie ma zamiaru...
2019-10-06
Po przeczytaniu pierwszego tomu, wiedziałam, że będę koniecznie musiała poznać kolejny. Tylko, że wciąż brakowało mi na to czasu. No, ale w końcu się udało! Mam lekturę już za sobą i muszę powiedzieć, że jestem jeszcze bardziej zachwycona jak przy pierwszym tomie. Maria Zdybska stworzyła niesamowitą historię, która wciąga w swój świat już od pierwszych stron i nie odpuszcza aż do ostatniej.
Lirr i Ren są w ciągłej podróży. Uciekają przed Łowcami Mocy, którym dość sprawnie idzie ich tropienie. W podróży towarzyszy im Kruk. Napotykają się na różne niebezpieczeństwa, ale jedno o drugie troszczy się z niezwykłą intensywnością. Choć ciągle przekomarzają się w swoich słownych potyczkach (które uwielbiam), to ewidentnie widać, że jedno drugiemu nie jest obce. Jezioro Cieni do którego zmierzają nie okaże się jednak dla nich łaskawe. A to z czym przyjdzie im się tam zmierzyć, zaskoczy nawet ich samych.
„ – Widzisz… magia jest jak potężna trucizna, która zwalcza wszelkie inne. Pewnego dnia jej jad zaczyna krążyć w twoich żyłach, poruszać twoim sercem, a po pewnym czasie nie możesz żyć bez jej słodkiego bólu. Nie pamiętasz już czasów bycia zwykłym człowiekiem. Nie chcesz ich pamiętać.”
Autorka w swojej powieści serwuje nam ogrom przygód, intryg i zaciekawienia, skutecznie sprawiając, że trudno oderwać nam się od lektury. Tutaj ciągle coś się dzieje, jedno zdarzenie goni kolejne, a my nie mamy chwili na wytchnienie. Zresztą tak samo jak i nasi bohaterzy, którzy ciągle muszą uciekać. Dwójka naszych głównych bohaterów to niezwykle ciekawe postacie. Raiden jest uparty w swoich postanowieniach i zawsze osiąga to czego chce. Natomiast Lirr przeszła niezwykłą metamorfozę od czasu pierwszego tomu. Stała się dojrzalsza, nie postępuje już tak pochopnie jak kiedyś, stara się wszystko dokładnie przemyśleć. Oczywiście nie zawsze jej się to udaje, ale w końcu każdy uczy się na własnych błędach.
Powieść momentami rozbawiała mnie niemalże do łez, te słowne starcia pomiędzy Lirr i Renem potrafiły być zabawne. I to właśnie w nich polubiłam najbardziej. Ale wiecie, że „kto się czubi, ten się lubi”, prawda? Ale były również momenty pełne napięcia, a nawet i grozy. Maria Zdybska z niezwykłą lekkością manipuluje uczuciami czytelnika, sprawiając, że momentami włos jeżył mi się na ręce. Całość stanowi jedną wielką spójność, która zachwyca czytelnika niemalże w każdym calu. Do tego malowniczy obraz opisywanych miejsc dodaje tej pozycji jeszcze większego smaczku. Ja jestem zachwycona i jedyne za co mam „pretensje” do autorki to za te zakończenie, jak mam teraz iść spokojnie spać? Rozumiem, że autorka uczy nas cierpliwości, ale to są dla nas niezwykłe tortury, by doczekać się kolejnego tomu i poznać dalsze losy.
Pomiędzy Lirrian i Reidenem ewidentnie wisi w powietrzu jakieś uczucie. Tylko, że jedno z drugim (a zwłaszcza Lirr) się przed nim wzbraniają. Ale serca nie da się oszukać. Z tym, że czy można zaufać komuś, kto pragnie odzyskać samego siebie? Czy magia zbliży ich do siebie? A może poróżni?
„- Życie jest tu i teraz – rzucił przed siebie, jakby te słowa nawet nie były do niej skierowane – a przyszłość może być taka, jak zechcesz. Nieważne, skąd pochodzisz, kim byłaś kiedyś. Ważne, że śmierć dała ci jeszcze jedną szansę. Przestań tylko w końcu oglądać się wstecz.”
"Jezioro Cieni" to powieść od której czytelnik nie, że nie może, lecz on się po prostu nie chce od niej oderwać. Ta historia jest pełna wartkiej akcji, ciekawych zwrotów i dwójki postaci, od których emocje biją na kilometr. To trzeba przeczytać! Gorąco polecam!
czytaninka.blogspot.com
Po przeczytaniu pierwszego tomu, wiedziałam, że będę koniecznie musiała poznać kolejny. Tylko, że wciąż brakowało mi na to czasu. No, ale w końcu się udało! Mam lekturę już za sobą i muszę powiedzieć, że jestem jeszcze bardziej zachwycona jak przy pierwszym tomie. Maria Zdybska stworzyła niesamowitą historię, która wciąga w swój świat już od pierwszych stron i nie odpuszcza...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-23
Joy, wiele słyszałam w ostatnim czasie o tej książce. Było o niej głośno, a do tego polecały ją autorki i blogerki, które znam, więc tym bardziej byłam ciekawa zawartości.
Kiedy zaczęłam czytać, troszkę się zmartwiłam, gdyż początek jakoś nie specjalnie mnie wciągnął. Jednak każda kolejna strona wywoływała we mnie ogrom emocji, a ja nie mogłam przestać czytać nie wiedząc jak potoczą się losy naszej bohaterki.
Główna bohaterka – Joy to dziewczyna do której poczułam sympatię od samego początku. Naprawdę nie sposób jej nie polubić. I choć miewała swoje chwile słabości to na ogół była dziewczyną twardo stąpającą po ziemi. Wiedziała czego chce od życia, miała koło siebie cudownych przyjaciół na których zawsze mogła liczyć. I tylko ta miłość, najpierw wymyślona, a później rzeczywista nie zawsze układała się po jej myśli.
A teraz drogie panie przyznajcie się, że w waszym życiu podobnie jak w życiu Joy, choć raz pojawił się przystojny wokalista z zespołu do którego cicho wzdychałyście każdego dnia. I wiele by dałyście, by móc spędzić z nim choć kilka godzin. A teraz wyobraźcie sobie, że wasz „sen” się ziszcza, a w waszym życiu pojawia się właśnie ten wokalista. Czy łatwo byłoby wam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę? Jak zachowałybyście się w takiej sytuacji?
Joy znajdując się na życiowym zakręcie podejmuje się pracy dla zespołu Sundance. Każdego dnia spotyka się z wszystkimi członkami zespołu, w tym z jej facetem idealnym. I choć ma ciągle z nim jakieś potyczki słowne, to ciężko ukryć, że tych dwoje ciągnie do siebie. Tylko czy bycie z muzykiem może być ciekawe i prawdziwe? Czy da się stworzyć związek z kimś, kogo za każdym razem rozchwytują szalejące fanki?
„To był ten moment, kiedy dotarło do niej, czym właściwie się zajmuje. Pracuje dla jednego z lepszych zespołów świata. Odwaliła dzisiaj kawał dobrej roboty, a przynajmniej miała taką nadzieję. Za chwilę wejdzie do tej sali z czterema mężczyznami, których plakat miała przez lata w pokoju. Słuchała ich po nocach, przy zgaszonym świetle. Jednego z nich ubóstwiała, a teraz miała szansę z nim pracować. Mogła poznać ich wszystkich osobiście.”
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się jak wygląda życie zespołu, to dzięki tej książce możecie co nieco dowiedzieć się na ten temat. Przekonacie się, jak to wygląda „od kuchni”, jakie prawa rządzą się na rynku muzycznym. I jak ważne są relacje międzyludzkie wśród całego składu. Czasem wystarczy jakieś nieporozumienie i konflikt gotowy. Bywa, że pojawia się zazdrość, która z każdym kolejnym dniem tylko się potęguje. A kiedy wśród zespołu składającego się tylko z mężczyzn, pojawia się kobieta, nagle wszystko może przewrócić się do góry nogami.
Hermia Stone stworzyła niezwykłą historię od której trudno się oderwać. I nie liczcie na ckliwy romans okraszony mnóstwem słodkości, bo tego tutaj nie zastaniecie. Owszem, miłość się pojawi, ale to głównie samo życie pisze scenariusz tejże powieści. Bohaterowie stworzeni z krwi i kości, niezwykle realne oblicze zespołu muzycznego, który mamy możliwość poznania także od zaplecza. To historia ukazująca, że marzenia zawsze są do spełnienia, tylko czy nasze oczekiwania zawsze idą razem z tym spełnieniem? Lekki i zabawny język autorki tylko zachęca do sięgnięcia po tę pozycję.
"Joy" to historia o dziewczynie, której ziszczone marzenia niekoniecznie przyniosły zamierzony efekt końcowy. To historia o twardej dziewczynie i zespole z przystojnymi chłopakami. Jeśli lubicie ciekawą, zaskakującą i nieprzewidywalną fabułę, to ta książka jest dla Was. Polecam.
czytaninka.blogspot.com
Joy, wiele słyszałam w ostatnim czasie o tej książce. Było o niej głośno, a do tego polecały ją autorki i blogerki, które znam, więc tym bardziej byłam ciekawa zawartości.
Kiedy zaczęłam czytać, troszkę się zmartwiłam, gdyż początek jakoś nie specjalnie mnie wciągnął. Jednak każda kolejna strona wywoływała we mnie ogrom emocji, a ja nie mogłam przestać czytać nie wiedząc...
2019-09-17
Pamiętam jak dziś jak bardzo byłam zauroczona debiutem Natalii Życie jest piękne i jak po jego przeczytaniu od razu napisałam do niej z zapytaniem, kiedy mogę liczyć na kolejną powieść jej autorstwa. Doczekałam się tej chwili i jestem bardzo szczęśliwa, ponieważ po raz kolejny jestem zachwycona. Kolejny raz otrzymałam ogrom emocji, które zawsze robią na mnie piorunujące wrażenie.
Ona i On, dwoje młodych ludzi, którym w swoim życiu przyszło się zmierzyć z piekłem. Oboje zaznali ogrom cierpienia i bólu i każdego dnia zmagają się ze swoimi demonami przeszłości. Nie mogą pogodzić się z tym, co się stało, choć bardzo pragnęliby żyć normalnie. Los stawia ich na swojej drodze. Każde kolejne spotkanie wywołuje coraz więcej emocji. Tylko czy dwoje skrzywdzonych przez los ludzi, może połączyć miłość? Czy zdołają się uratować nawzajem?
"Ktoś, kto powiedział, że czas goi rany, był kłamcą. Albo w życiu nie przeżył niczego złego. Czas nie goi ran, pozwala jedynie nauczyć się, jak przetrwać mimo ich istnienia, pozwala nam egzystować, próbując ignorować, to co tak bardzo boli. Ale to nigdy, przenigdy nie jest tak, że po określonym czasie rany znikają."
Maja obwinia się za decyzje swojego przyjaciela. Kiedy nie może sobie poradzić z tym, co się wydarzyło postanawia uciec z Warszawy do Gdańska. Tam stara się układać życie od nowa, ale czy ucieczka to właściwe rozwiązanie? Na co dzień zakłada maskę, pod którą skrywa swój ból. To dobra dziewczyna, która pogubiła się w życiu.
Mikołaj to chłopak, który obwinia się za to, co przytrafiło się jego siostrze. Nie może sobie wybaczyć, że tamtego feralnego dnia po nią nie pojechał. Kieruje nim chęć zemsty za wszelką cenę. Ale przecież nie o to chodzi w życiu.
"Bo miłość to jedyne uczucie, które może sprawić, że czujesz się lekki, wolny i szczęśliwy, ale może również uderzyć cię o ziemię tak bardzo, że nie możesz oddychać. Jest ciężka, ciągnie cię w dół i musisz to jakoś przetrwać."
Muszę przyznać, że Autorka z całą pewnością wie, jak poruszyć serce swojego czytelnika. Czytałam książkę w napięciu od samego początku do końca. Moje serce niejednokrotnie przyspieszało, oczekując co się za chwilę wydarzy. Nie zabrakło również łez. Ta powieść zawiera w sobie wiele pięknych cytatów, które już na długo pozostaną ze mną.
Poznajemy historię z perspektywy Mai, jak i Mikołaja. I dzięki temu zabiegowi mamy wgląd w ich umysł i myśli, w to, czym się kierowali w danej chwili. Pomaga nam to zrozumieć tok ich myślenia oraz ich działania. To jak ciężko im było iść w pojedynkę przez życie, jak bardzo życie ich doświadczyło. Powieść jest przesiąknięta smutkiem, bólem i cierpieniem, ale ma w sobie też piękne momenty, dzięki którym zaczynamy wierzyć, że człowiek jest w stanie podnieść się z najgorszego bagna i iść dalej na przód. Że przeszłość nie może zaważyć na naszej przyszłości, że każdy z nas zasługuje na szczęście.
Kiedy tracimy osobę bliską naszemu sercu, nie możemy się z tym pogodzić. Zastanawiamy się jak do tego doszło, jak mogliśmy nic nie zauważyć, co by było gdyby… I choć tak naprawdę to nie jest nasza wina, tylko wybór tamtej osoby bądź czysty przypadek my nadal się o to obwiniamy. O to, że nic nie zrobiliśmy, o to, że nic nie dostrzegliśmy. Czasem coś się dzieje w życiu, a my nie mamy na to wpływu. Tak musiało być i już. Czasu nie jesteśmy w stanie cofnąć. Tylko jak iść na przód, kiedy uciekamy przed całym światem? Kiedy zamykamy się w sobie? A jednak czasem pojawiają się przypadkowe osoby, których nie znamy, a które odmieniają nasz świat. Sprawiają, że znów chce się nam oddychać, że znów mamy siłę, by żyć.
"Bo miłość to nie proste słowo. To uczucie, które czasem przytrzymuje cię pod wodą, ale innym razem jest twoim jedynym ratunkiem. Ratunkiem przed samym sobą, przed demonami i złem, przed mrocznymi dniami. Jest twoim cichym „oddychaj” szeptanym do ucha w chwili zwątpienia."
Natalia Murawska w swojej powieści przedstawia nam świat ludzi, których prześladują demony przeszłości, którzy nie mogą sobie poradzić z własnym życiem po tym przez co przyszło im przejść. Pisze niezwykle pięknie, jej słowa nie raz chwytały mnie za serce. To niezwykle interesujące, że są na świecie ludzie, którzy mimo przykrych doświadczeń, mają w sobie ogrom siły, by podnieść się i iść dalej, goniąc za własnym szczęściem. W końcu każdy na nie zasługuje.
Urzekająca kreacja bohaterów, którzy pomimo ścigających ich demonów, potrafią dostrzec w życiu iskierkę nadziei, nadziei na lepsze jutro. To nie są postacie jak z bajki, to ludzie borykający się z problemami dnia codziennego ulepieni z krwi i kości. Polubiłam zarówno Majkę jak i Mikołaja, dwoje niezwykłych ludzi o poranionej psychice. Niezwykle się z nimi zżyłam.
"Kochając kogoś, dostrzegasz nie tylko jego dobre strony, ale też te, które napawają cię przerażeniem, które czasem aż zwala z nóg. Kochając kogoś, akceptujesz to, że nie jest idealny, że ma swoje mroczne dni i bierzesz wszystko w pakiecie. Kochając kogoś, godzisz się na to, aby zajął się twoim sercem w całości, z każdą raną i blizną oraz ufasz, że ta osoba nie roztrzaska go na kawałki i nie zniknie, jak tylko spuścisz go z oczu."
"Wszystkie nuty życia" to smutna, a zarazem dająca nadzieję, historia dwojga ludzi, którzy bardzo pragną kochać i być kochanymi. Ludzi, którzy próbują uporać się z przeszłością, by móc cieszyć się teraźniejszością i przyszłością. To historia, która na długo zagości w Waszych sercach. Gorąco polecam.
czytaninka.blogspot.com
Pamiętam jak dziś jak bardzo byłam zauroczona debiutem Natalii Życie jest piękne i jak po jego przeczytaniu od razu napisałam do niej z zapytaniem, kiedy mogę liczyć na kolejną powieść jej autorstwa. Doczekałam się tej chwili i jestem bardzo szczęśliwa, ponieważ po raz kolejny jestem zachwycona. Kolejny raz otrzymałam ogrom emocji, które zawsze robią na mnie piorunujące...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-15
Skończywszy pierwszy tom Niepokorna, pozostałam z wieloma pytaniami bez odpowiedzi, gdyż Katarzyna Mak pozostawiła nas z wielką niewiadomą. Więc, gdy tylko w moje ręce wpadła kolejna część, byłam ogromnie ciekawa co tym razem zgotowała za los naszym bohaterom autorka. I jak się okazało nie oszczędzała ich ani na chwilę.
Mia i Antek rozdzielił nieszczęśliwy wypadek, w wyniku którego on traci pamięć. Mia cierpi z tego powodu każdego dnia, za to była partnerka Antka korzysta na tym ile się da. I choć miłość Mii nie traci na wartości, to coraz trudniej jest jej patrzeć na to, i wierzyć, że Antek w końcu sobie ją przypomni. Zdesperowana brakiem poprawy ukochanego decyduje się na ważny krok w swoim życiu, choć jej serce zaprzecza temu, co chce zrobić. Czy piękna miłość, która ich połączyła ma szansę na powrót wkraść się w ich życie? A może oboje są już na straconej pozycji?
„Antek już nigdy sobie mnie nie przypomni, a nasze wielkie uczucie, które trwało tylko ulotną chwilę, zginie bezpowrotnie razem z jego wspomnieniami.”
Muszę przyznać, że byłam ogromnie ciekawa co tym razem przygotuje dla nas Katarzyna Mak. Już w pierwszym tomie sporo namieszała w życiu naszych bohaterów, ale w tym mogłabym powiedzieć, że zgotowała dla nich piekło, a zwłaszcza dla Mii. No bo wyobraźcie sobie, że jesteście zakochani po uszy, wasz partner odwzajemnia wasze uczucie, a tu nagle jeden wypadek i nie ma już nic, bo on cię nie poznaje. I choć każdego dnia liczysz na poprawę jego stanu, nic się w tej kwestii nie dzieje. Ile w stanie jest znieść człowiek? Jak wiele ma pokładów energii i cierpliwości? Prawdziwa miłość powinna znieść wszystko… Jednak każdy w końcu kruszy się w sobie… Bo kiedy osoba, która wciąż kocha musi patrzeć jak jej ukochany żyje u boku innej, to w końcu lód pęka i nie wytrzymuje.
Autorka zaserwowała nam po raz kolejny ogrom emocji. Przez ponad połowę książki miałam ochotę udusić gołymi rękami Agatę, która jest samolubną egoistką pozbawioną wszelkich skrupułów. Wierzcie mi, że gdyby taka kobieta pojawiła się obok mnie w realnym życiu, mogłabym jej zrobić krzywdę. Ogromnie żal mi było natomiast naszej bohaterki, gdyż Mia cierpiała niemalże na każdym kroku. Jednak jej miłość była przeogromna, i ona skrycie wciąż wierzyła w to, że Antek sobie ją w końcu przypomni. Antek natomiast był zły, że nie mógł sobie przypomnieć tej najważniejszej części ze swojego życia. Tak naprawdę nie wiedział kim był przez ostatni czas życia, a jego znajomi nie chcieli mu o tym przypomnieć, ze względu na jego stan.
„Coś się we mnie budziło. Nie były to może jakieś konkretne wspomnienia, nie były to nawet ich urywki, ale zdecydowanie były nimi jakieś przebłyski, małe refleksy światła, które zaczynały migotać w mojej głowie. Nie wiedziałem tylko, co wspólnego z tym wszystkim miała ta piękna dziewczyna, która choć stała już z grupką dzieci, wciąż zerkała na mnie. To właśnie dzięki niej coś zaczynało się zmieniać. To ona na nowo rozbudziła we mnie nadzieję na odzyskanie pamięci.”
To przykre, że w świecie, w którym dzisiaj żyjemy znajdują się osoby, którym zadawanie bólu innej osobie, a przy tym krzywdzenie rzekomo ukochanej osoby, sprawia tyle satysfakcji. W życiu nie chodzi przecież tylko i wyłącznie o to, aby patrzeć na własne korzyści, ale na to, aby osoba, którą kochamy była szczęśliwa, nawet jeśli okaże się, że nie u naszego boku. Dawanie wnosi w życie więcej niż branie, ale tylko nieliczni o tym wiedzą. Dobro zawsze wraca, tak samo jak i zło. Zatem zastanówmy się w której grupie tak naprawdę chcielibyśmy się znaleźć.
Katarzyna Mak stworzyła powieść od której trudno się oderwać. Ponownie gra na uczuciach nie tylko bohaterów, ale również i czytelników. Nie brak tutaj intryg, kłamstw, ale także determinacji i walki o swoje. Stworzeni bohaterowie nie tracą na znaczeniu, każdy z nich jest różnorodny i każdy wnosi coś innego do powieści. Ogromnie jestem ciekawa co będzie się działo w kontynuacji, gdyż zakończenie jest… a zresztą nie zdradzę wam, sami przeczytajcie.
„Poczułam nagły przypływ nadziei, że wreszcie skończę się użalać nad sobą, rozpamiętywać przeszłość i swoją piękną, acz nieszczęśliwą miłość. Chciałam zacząć coś budować, odżyć, z uśmiechem spoglądać w przyszłość, a nie ryczeć wiecznie w samotności.”
"Nieuchwytny" to opowieść o miłości, takiej z prawdziwego zdarzenia, która woli usunąć się w cień, niż patrzeć jak jej ukochany gaśnie każdego dnia. To historia dwójki zakochanych w sobie ludzi, których los okrutnie doświadczył rozdzielając i kpiąc z ich uczucia. Ale to również historia o tym, iż w miłość nie należy nigdy wątpić. Polecam i zachęcam do przeczytania.
czytaninka.blogspot.com
Skończywszy pierwszy tom Niepokorna, pozostałam z wieloma pytaniami bez odpowiedzi, gdyż Katarzyna Mak pozostawiła nas z wielką niewiadomą. Więc, gdy tylko w moje ręce wpadła kolejna część, byłam ogromnie ciekawa co tym razem zgotowała za los naszym bohaterom autorka. I jak się okazało nie oszczędzała ich ani na chwilę.
Mia i Antek rozdzielił nieszczęśliwy wypadek, w...
2019-09-08
Wanda Szymanowska to jedna z tych autorek po której książki mogę sięgać w ciemno, a i tak wiem, że będę zadowolona. Pisze książki o których nie da się szybko zapomnieć, ale przede wszystkim zawsze można wyciągnąć z nich jakieś wnioski, gdyż traktują o niczym innym jak życiu.
Z Antoniną i Stenią spotykaliśmy się już w poprzednich częściach. Tutaj po raz kolejny te dwie kobiety próbują zwojować świat. Są niczym papużki nierozłączki, przeważnie działają razem. Gdy tylko widzą, że w ich wsi dzieje się coś złego, reagują. Choć nie można ukryć tego, że same potrafią paść ofiarą oszustów.
„I jak tu się przyznać światu, że one, silne kobiety, twardo stąpające po ziemi, doświadczone przez różne przypadki losowe, przedkładają magię ponad naukę i sprawdzone empirycznie w laboratoriach wyniki? Uwierzyły, że ktoś z nadprzyrodzonymi mocami pomoże im rozwiązać problemy za pomocą czarodziejskiej kuli albo mieszanki ziół. W nauce nie ma wiary, gdyż opiera się na prawdzie i mówi wprost, na co można pomóc, na co nie można, a czego jeszcze nie wiadomo.”
Życie w niewielkiej wsi ma to do siebie, że każdy każdego zna. Ciężko jest coś ukryć przed innymi. A gdy tylko pojawia się ktoś nowy, od razu zostaje „prześwietlony” przez pozostałych. Tak jest w przypadku Loreny, która przyjeżdża i osiedla się we wsi, lecząc ludzi ziołami.
Muszę przyznać, że uwielbiam Stenię. To postać, która zaskarbiła sobie moje serce. Cały czas wywoływała uśmiech na mojej twarzy i wszędzie jej było pełno. Gdy tylko coś się działo, tam Stenia wnet wkraczała. Ciężko jej nie polubić. Antonina nadal zmaga się ze swoją przeszłością i bywają momenty, że ma ochotę mocno potrząsnąć swoim partnerem.
Autorka w swojej niewielkich rozmiarów książce porusza problem alkoholizmu, partnerów tyranów, czy też tego, że jeśli ktoś ma tak zwane „plecy” może załatwić wszystko. Niestety realne życie to nie bajka, w której wszystko przychodzi z łatwością i ta pozycja wam to udowodni. Będziecie czytać z zapartym tchem, czasem szerzej otwierając oczy, czasem śmiejąc się z sarkazmu autorki, ale przede wszystkim po przeczytaniu wyciągniecie z tej książki własne wnioski. Nie sugerujcie się tytułem, gdyż ta lektura nie ma z nimi nic wspólnego. Nieważne w jakim obuwiu przemierzamy świat, ale ważne w jaki sposób to robimy. Nasze główne bohaterki to kobiety, które najchętniej niosłyby cały czas pomoc innym, często zapominając o sobie samych.
„Jakże łatwiej byłoby znieść oczekiwanie, gdyby było ono czynnością, a nie stanem. Natomiast los powinien zsyłać trudności na człowieka pojedynczo, a nie zmasowanym, jednorazowym rzutem, wtedy byłoby się z nimi uporać. Kiedy spadają w jednej wielkiej kupie, mogą przygnieść i wdusić w ziemię.”
Doskonała kreacja bohaterów, którzy są bardzo realni. Do tego fabuła nie kryjąca problemów dzisiejszego świata, tylko otwarcie o nich opowiadająca. Wanda Szymanowska w lekki i przystępny sposób przenosi na karty swojej powieści obserwacje otaczającego ją świata. I nie są to jakieś wymyślone historie, bo prawda jest taka, że w realnym świecie ich mnóstwo, tylko większość osób woli przymknąć na nie oko, niż otwarcie o nich mówić. Przyznanie się do popełniania błędów, czy też proszenie o pomoc nie jest niczym złym. Nie wszyscy potrafią poradzić sobie sami z problemami dnia codziennego. Są osoby, które potrzebują pomocy dziesięć razy bardziej niż inni. Dlatego tak ważne jest, aby wyciągnąć pomocną dłoń, kiedy widzimy, że ktoś jej potrzebuje. Pamiętajcie, że dobro zawsze powraca.
"Czarne lakierki" to kolejna warta uwagi pozycja Wandy Szymanowskiej, podczas czytania której uśmiech będzie często gościł czytelnikom na twarzy. To książka, którą pisze samo życie. To problemy z którymi być może boryka się ktoś z was. To historia, która skłania do refleksji. Gorąco polecam!
czytaninka.blogspot.com
Wanda Szymanowska to jedna z tych autorek po której książki mogę sięgać w ciemno, a i tak wiem, że będę zadowolona. Pisze książki o których nie da się szybko zapomnieć, ale przede wszystkim zawsze można wyciągnąć z nich jakieś wnioski, gdyż traktują o niczym innym jak życiu.
Z Antoniną i Stenią spotykaliśmy się już w poprzednich częściach. Tutaj po raz kolejny te dwie...
2019-09-01
Rodzinka Bielników składa się z ojca Krzysztofa, matki Zofii, syna Kuby oraz córki Anny. Na pozór mogłoby się wydawać, że to normalna rodzina, jednak w rzeczywistość do tej normalności im daleko. Kubę z Anną łączą niezdrowe relacje intymne, co jest bardzo dziwne, jeśli chodzi o rodzeństwo. No bo kto to widział, aby dopuszczać się kazirodztwa?
"Bielenik nigdy do końca nie wtajemniczał żony w swoje sprawy, a już broń Boże w badania. Kobieta, która wie za dużo, to – jego zdaniem – nieszczęście, a taka, co wie wszystko, to zwyczajny armageddon wolności ducha i umysłu."
Mam mieszane uczucia co do tej pozycji. Nie mam większych zastrzeżeń do stylu autora bo czyta się dość płynnie i szybko. Bohaterowie dobrze wykreowani, przyciągają uwagę czytelnika. Książka wywołuje różne emocje, jest śmiech, jest również niedowierzanie. Momentami książka jest okrutna, sprawia, że na ciele czytelnika pojawiają się dreszcze. Jednak jeśli chodzi o fabułę, to na mnie nie zrobiła większego wrażenia. Wręcz mogłabym powiedzieć, iż trochę mnie nudziła. Nie przekonała mnie do siebie pomimo poruszanych dość kontrowersyjnych tematów. Zniechęciła mnie już sama dziwna relacja intymna pomiędzy rodzeństwem, ja brzydzę się czymś takim i w moim pojęciu jest to niedopuszczalne.
"Poczuł jej miękkie, ciepłe usta. Wsunęła mu język między wargi, dotknęła czubkiem podniebienia. Załaskotało, aż się wzdrygnął i mimowolnie cofnął."
W książce nie brak zawirowań, dziwnych sytuacji, niewyjaśnionych akcji. Kilkakrotnie miałam ochotę wziąć i odłożyć książkę na bok, jednak stwierdziłam, że jakoś wytrwam do końca. Trzeba przyznać, iż Adam Tatur ma doskonały warsztat pisarski i być może innym ta książka przypadnie do gustu. W końcu każdy lubuje się w czymś innym. Ja niestety nie jestem zwolenniczką takiej lektury. Nie skreślam jednak autora, być może w kolejnej książce uda mu się mnie zaskoczyć, tym razem pozytywnie.
"Fuzja" to książka, która nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Kontrowersyjne tematy poruszane w tej pozycji zdecydowanie do mnie nie przemawiają. Ja jestem na nie, ale być może wy będziecie na tak.
czytaninka.blogspot.com
Rodzinka Bielników składa się z ojca Krzysztofa, matki Zofii, syna Kuby oraz córki Anny. Na pozór mogłoby się wydawać, że to normalna rodzina, jednak w rzeczywistość do tej normalności im daleko. Kubę z Anną łączą niezdrowe relacje intymne, co jest bardzo dziwne, jeśli chodzi o rodzeństwo. No bo kto to widział, aby dopuszczać się kazirodztwa?
"Bielenik nigdy do końca nie...
2019-09-01
Kolejna książka Edyty Świętek i kolejne emocje czytelnicze. Ale to chyba już nic dziwnego prawda? Edyta już nie raz udowodniła, że potrafi pisać piękne i niezwykle życiowe książki, które na długo zapadają w serce. Tym razem nie jest inaczej, po raz kolejny otrzymujemy książkę, w której nie brak ludzkich zawirowań, dylematów i przemyśleń.
Wiecie co mnie zawsze najbardziej urzeka w powieściach Autorki? Ten niezwykły klimat minionych lat, w których mnie jeszcze nie było na świecie. Ale właśnie dzięki tym powieściom mam szansę odtworzyć sobie realny obraz tamtych lat i to jest w tym wszystkim piękne. Szare komórki zaczynają pracować, a wyobraźnia stara sobie stworzyć w głowie realny obraz tamtych wydarzeń. To ciekawe, tym bardziej, że w tamtych czasach żyło się inaczej niż teraz, ciężej było zdobyć poszczególne rzeczy, w rodzinie panował większy rygor.
W powieści nie mamy jednego głównego bohatera. Jest ich kilku, a każdy z nich inny. Śmiało można powiedzieć, że każdy z nich ma na swoim koncie jakieś grzeszki. Ale na świecie nie ma ludzi idealnych. Autorka ukazuje nam życie codzienne ludzi w powojennej rzeczywistości. Każdy z nich żyje z dnia na dzień, zmagając się z problemami, których i w dzisiejszym świecie nie brakuje. Tutaj nie ma bohaterów bez skaz, ale czy ludzie w rzeczywistości właśnie tacy nie są? Każdy z nas ma na swoim koncie jakieś przewinienie, mniejsze czy większe, ale je ma. Jesteśmy tylko ludźmi i każdy ma prawo popełniać błędy. Grunt, żeby umieć wyciągnąć z nich jakieś wnioski na przyszłość.
Akcja powieści dzieje się w Bydgoszczy, i jej obraz został dobrze oddany. Całość została napisana pięknym językiem, książkę czyta się szybko i przyjemnie. Mnóstwo zawirowań w życiu bohaterów aż się prosi o to, aby książki nie odkładać wcześniej na półkę, dopóki nie dobrnie się do końca. Emocji jak już wspominałam nie zabraknie. Muszę przyznać, że w tej powieści przeważały u mnie złość. Złość na to, że niektórzy bohaterowie pozwalali sobą pomiatać i manipulować jak chociażby Elżbieta. Wyszła za mąż, rodziła dzieci, a mąż zdradzał ją na prawo i lewo, wciąż narzekając, że ona się do niczego nie nadaje. Gdybym mogła udusiłabym Tymoteusza gołymi rękami. Niestety w rzeczywistości zdarzają się właśnie takie sytuacje, że mężczyźni myślą, że jak kobiety nie pracują, tylko wychowują dzieci i zajmują się domem to nic nie robią. Szkoda tylko, że nie chcą się zamienić miejscami z kobietami chociażby na jeden dzień i zobaczyć czy to jest faktycznie takie nic nie robienie.
"Stopniowo Elżbieta wybaczała mu coraz więcej i więcej. A Tymoteusz, przyzwyczajony do tego, na coraz więcej sobie pozwalał. Zaczął traktować małżeństwo jak oczywistość – instytucję wyłącznie dla jego wygody. Wciąż tylko brał, nie dając od siebie prawie nic. A ona przegapiła moment, w którym jej protesty przyniosłyby jakiś sensowny efekt."
Kolejną bohaterką lubiącą mężczyzn pomimo tego, że jest mężatką jest znudzona życiem Agata, która nie dostrzega jaki ma skarb tuż obok siebie. Gdy tylko napotyka w życiu interesujący obiekt, ciągnie ją do niego niczym magnes. Mamy również Eugeniusza i Justynę, parę zakochanych w sobie ludzi, którzy mają wokół siebie tylko przeciwników ich związkowi. On pragnie zmienić Polskę, ona kocha nauki przyrodnicze. Są i inni bohaterowie, niektórzy bardziej skomplikowani, trzymający się ideałów i nie dopuszczający do swojej myśli możliwości ich złamania. Nie zawsze popierałam ich zachowanie, ale rozumiem, że oni żyli w innych czasach. W czasach, w których ludzie żyli według innych schematów niż teraz.
"Gienek zwiesił głowę. Nigdy nie traktował swojego buntu wobec władzy w taki sposób. Myślał, że walczy nie tylko we własnym imieniu, ale również w imieniu innych ludzi. Nie uwzględnił tego, że jako człowiek przeciwny obowiązującemu systemowi może narobić problemów reszcie rodziny. Chciał zupełnie innej Polski. Dla siebie i dla przyszłych pokoleń. By dzieciaki, którym teraz brakuje wszystkiego, mogły cieszyć się tym, czym rówieśnicy z Zachodu. By obywatele tacy jak on żyli godnie, zarabiając dość pieniędzy. By mogli kupować piękne, lśniące nowością samochody, posiadać telefony w mieszkaniach, które są dostępne od ręki, a nie po długich latach oczekiwań. Czy to naprawdę aż tak wiele?"
Całość uważam za niezwykle interesującą powieść, w której nie brak zawirowań ludzkich, kłopotów, tajemnic, niedomówień. Wierzcie mi, że nie będzie tutaj zbyt wiele słodyczy, gdyż nasza Edytka zadbała o to, aby mroczna strona bohaterów też dała o sobie znać.
"Rzeka kłamstw" do doskonała lektura otwierająca sagę, w której niejedno nas jeszcze zadziwi. To książka pisana samym życiem, z tym, że w minionych czasach. To chce się czytać. Gorąco polecam!
czytaninka.blogspot.com
Kolejna książka Edyty Świętek i kolejne emocje czytelnicze. Ale to chyba już nic dziwnego prawda? Edyta już nie raz udowodniła, że potrafi pisać piękne i niezwykle życiowe książki, które na długo zapadają w serce. Tym razem nie jest inaczej, po raz kolejny otrzymujemy książkę, w której nie brak ludzkich zawirowań, dylematów i przemyśleń.
Wiecie co mnie zawsze najbardziej...
Uwielbiam twórczość Mony Kasten, więc z wielką przyjemnością przystąpiłam do lektury jej kolejnej książki. I muszę przyznać, że już od pierwszych stron przepadłam w świat bohaterów.
Everly to dziewczyna, która ma za sobą ciężkie przeżycia, wręcz traumatyczne, o których najchętniej by zapomniała, lecz to wcale nie jest takie proste. Układa życie od nowa z mamą, odcinając się kompletnie od ojca tyrana. Kłopot tylko w tym, że przed nikim nie potrafi się otworzyć i opowiedzieć co takiego ją spotkało. Ma wokół siebie życzliwych przyjaciół na których może liczyć.
Nolan to młody wykładowca, który prowadzi warsztaty kreatywnego pisania, ma świetny kontakt ze swoimi studentami, zawsze wyciąga do nich pomocną dłoń. Tylko czy pod tą maską sympatycznego mężczyzny, nie skrywa się mroczna tajemnica?
Everly tego nie planowała, a jednak zakochała się w swoim wykładowcy. Mają ze sobą świetny kontakt i ewidentnie widać, że jedno ciągnie do drugiego. Tylko, że ta miłość jest zakazana. Jak potoczą się ich losy i czy tajemnica która wyjdzie na jaw nie zniszczy tej chemii, która jest pomiędzy nimi?
„Kiedy nasze usta się zetknęły, jednocześnie wzbiłam się w powietrze i upadłam. Płynęłam i płonęłam. Emocje, które mnie przepełniały, przeczyły sobie, a jednocześnie nigdy nie byłam równie pełna życia.”
Można by powiedzieć, że to historia jakich już było wiele. Ona studentka, on wykładowca, zakazana miłość. Niemniej muszę przyznać, że jestem zauroczona powieścią, a przede wszystkim stylem autorki. Nie ma co ukrywać, tej powieści się nie czyta z nią się płynie. Dobrze wykreowani bohaterowie, którzy przelewają swoje uczucia na nas samych, sprawiają, że bez problemu możemy się z nimi utożsamić.
Podoba mi się, że Mona Kasten w swojej powieści porusza istotny problem przemocy w rodzinie. Z tą przemocą najczęściej wiąże się zastraszanie i brak właściwej reakcji pokrzywdzonej, która boi się nie tylko o swoje życie, lecz także i o życie dziecka, często dając sobą manipulować terroryście. Niestety, takie zachowania mogą prowadzić do tragedii, dlatego niezwykle ważne jest, aby w takich sytuacjach jak najszybciej reagować i pozwolić sobie pomóc. Przemoc w rodzinie to niestety problem z którym borykają się miliony kobiet na świecie.
„Byłam wściekła, że w jego obecności ciągle ogarniał mnie paraliżujący strach. Byłam wściekła na swój smutek, bo to nasze pierwsze spotkanie, odkąd skończyłam siedemnaście lat, a on nawet nie zapytał, co u mnie. Ręce drżały mi ze złości. W tej chwili przepalił się we mnie jakiś bezpiecznik. Wiedziałam, że nie powinnam go prowokować, ale w tej chwili nie byłam w stanie stać bezczynnie.”
Nasi bohaterowie zakochują się w sobie, choć tak naprawdę nie powinni. Ale czy z uczuciem można dyskutować? Czy rozum jest w stanie wygrać z sercem? Kiedy ogarniają nas uczucia, takie prawdziwe, trudno się im oprzeć, nawet kiedy staramy się ze wszystkich sił nad nimi zapanować, często nic nam z tego nie wychodzi. Mówią, że zakazany owoc smakuje lepiej, ale czy faktycznie tak jest? Nasi bohaterowie nie są zwykłymi ludźmi. To osoby, które borykają się z demonami przeszłości, które dają o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach. Ewidentnie rodzi się pomiędzy nimi uczucie o wielkiej sile, ale nie można też ukryć, że to uczucie niejednokrotnie zostaje wystawione na próbę. Czy zatem naszym bohaterom uda się pokonać wszelkie przeszkody występujące na drodze miłości?
Odbyłam przyjemną podróż wspólnie z bohaterami. Wspólnie z nimi śledziłam ich losy, mocno kibicowałam, by ich miłość mogła rozkwitać. Podobały mi się niezwykłe opisy przyjaźni w książce. Przyjaźni, której nic nie jest w stanie stanąć na drodze i na której zawsze można polegać. Aż chciałoby się znaleźć wśród takich ludzi i móc z nimi iść przez życie.
Z wielką niecierpliwością oczekuję na kolejny tom.
"Hope again" to historia o sile miłości, ale nie tej pięknej i kolorowej, lecz takiej, która na swojej drodze napotyka wyboje. To historia o sile odnajdywanie własnego szczęścia po przeżytych traumach. A także historia, która pokazuje, że miłość można spotkać wszędzie. Polecam.
Uwielbiam twórczość Mony Kasten, więc z wielką przyjemnością przystąpiłam do lektury jej kolejnej książki. I muszę przyznać, że już od pierwszych stron przepadłam w świat bohaterów.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toEverly to dziewczyna, która ma za sobą ciężkie przeżycia, wręcz traumatyczne, o których najchętniej by zapomniała, lecz to wcale nie jest takie proste. Układa życie od nowa z mamą, odcinając...