-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2020-02-16
2019-05-27
"Westchnęłam ciężko i rozejrzałam się po okolicznych drzewach. Jakimś tajemniczym sposobem ja - pragmatyczna hipochondryczka - wpadłam w sidła przygody."
O "Szpetusze" usłyszałem całkiem przypadkowo podczas oglądania materiału Strefy Czytacza (https://www.youtube.com/watch?v=JXry3L2fiVE) - a i to też było niecodziennym zbiegiem okoliczności, ponieważ właśnie byłem w okresie fascynacji mitologią słowiańską i jej wykorzystaniem w trzeciej odsłonie Wiedźmina od CD Project RED. Okazuje się, że nasza, rodzima mitologia, o której wcale się nie uczymy (chyba, że uwzględniając Dziady) jest genialnym materiałem, na podstawie którego można zbudować ciekawą fabułę.
Świat wykreowany przez K. Berenikę-Miszczuk jest osadzony w realiach kontrastu między zaściankowym, wiejskim życiem pełnym przesądów, mitów, wierzeń oraz tradycji słowiańskiej, a światem wielkomiejskim, w którym obchodzenie świąt oderwane jest od ich korzeni i odbębniane jest po łebkach. W Polsce, w której Mieszko I nigdy nie przyjął chrztu.
Książkę czyta się bardzo łatwo, bez problemu potrafiłem się znaleźć w tym świecie i jestem w stanie wyobrazić sobie doskonale dziewczynę w kwiecie wieku, pragmatyczną hipochondryczkę naszych czasów, która nagle dowiaduje się, że to w co do tej pory wierzyła (lub właśnie, nie wierzyła) zostaje wywrócone do góry nogami.
"Całe szczęście, że ten rejon nie jest endemiczny dla boreliozy."
Przygody Gosi, dla której największymi wrogami były kleszcze i bakterie, a wrzuconej w świat leszych i rusałek, dostarczyły mi przyjemnie spędzonych godzin i z chęcią od razu sięgnąłem po drugi tom cyklu Kwiatu Paproci. Tym bardziej, że wciąż odczuwam niedosyt po przygodach wiedźmina Geralta, a mitologia słowiańska weszła do mojego słownika, ledwo parę tygodni temu.
"Wszystkie barwy stały się nagle bardziej jaskrawe, płomienie mieniły się kolorami tęczy. W głowie zaczęło mi się kręcić. Zmęczenie, które odczuwałam jeszcze przed chwilą, zupełnie zniknęło. Chociaż ludzie siedzący przy ognisku grali tylko na skrzypcach i akordeonie, ja wyraźnie usłyszałam bęben, flet i harfę. Melodia miała w sobie coś mistycznego i pradawnego. Zrozumiałam, że to była muzyka tego lasu, cmentarzyska ukrytego w jego głębi. Gdzieś blisko mnie cichutko rozbrzmiały dzwonki. Zdałam sobie sprawę, że ten dźwięk wydały kwiaty konwalii w moim wianku."
Jeżeli tak jak ja, chcesz poczytać o leszach, wąpierzach czy ubożętach, chwytaj po "Szeptuchę".
"Westchnęłam ciężko i rozejrzałam się po okolicznych drzewach. Jakimś tajemniczym sposobem ja - pragmatyczna hipochondryczka - wpadłam w sidła przygody."
O "Szpetusze" usłyszałem całkiem przypadkowo podczas oglądania materiału Strefy Czytacza (https://www.youtube.com/watch?v=JXry3L2fiVE) - a i to też było niecodziennym zbiegiem okoliczności, ponieważ właśnie byłem w...
2019-02-27
Ten tytuł ciężko ocenić. Jako facet, muszę przyznać, że zawiera wiele celnych uwag i trafnych spostrzeżeń. Nie ze wszystkim co zostało napisane mogę się zgodzić, ale też rozumiem, że każdy jest inny, a w każdym związku relacje mogą działać inaczej.
Faktem jednak pozostaje, że lektura "Dlaczego .." była dla mnie wspaniałą rozrywką, udanie urozmaiconą bogatymi karykaturami i zabawnymi historyjkami.
Ten tytuł ciężko ocenić. Jako facet, muszę przyznać, że zawiera wiele celnych uwag i trafnych spostrzeżeń. Nie ze wszystkim co zostało napisane mogę się zgodzić, ale też rozumiem, że każdy jest inny, a w każdym związku relacje mogą działać inaczej.
Faktem jednak pozostaje, że lektura "Dlaczego .." była dla mnie wspaniałą rozrywką, udanie urozmaiconą bogatymi karykaturami i...
2019-02-23
"Gwardzista się odwrócił, obrzucając go zdziwionym wzrokiem.
Kilka sekund później prysnęła magiczna iluzja zalanej blaskiem księżyca łąki. Pod kopułą rozbłysnęły reflektory, oświetlając wyludnioną połać sztucznej trawy upstrzonej pustymi kocami.
Gwardzista ze zdumieniem przyjmował magiczną moc Langdona."
Tym razem rolę tego nieogarniętego gra Gwardzista. W sumie miła odmiana, bo zawsze to był mój ulubiony, rozczochrany historyk/ikonograf Robert Langdon, z zegarkiem rodem z Disneylandu.
W sumie ciężko zrecenzować tę książkę, nie spojlując niczego.. bo temat w pewnym sensie jest cały czas poruszany, ale nie jest mainstreamowy. Mówi się o nim "przy okazji", czasem się wspomni jako konsekwencję czegoś lub jako potencjalny rozwój wydarzeń. Ciężko nawet przytoczyć konkretne postaci żyjące aktualnie na naszej planecie (które z pewnością czytając "Początek" od razu wpadłyby na trop głównego wątku) nie zdradzając czego ta historia dotyczy. Istnieje na pewno jedna.. organizacja, stowarzyszenie (nurt?), który również mógłby dopisać do swojej listy tę pozycję jako... nieobligatoryjną, lecz wartą przeczytania.
To co próbuję przekazać, to to, że czytając tę książkę czułem się coraz bardziej związany ideologicznie z tym co przedstawił Dan Brown. W ogóle jestem pod wrażeniem, że ta lektura trochę odbija się od tego monotorowego schematu prezentowanego od lat. Jest inna.
Słyszałem wiele opinii, że twórczość Dana Browna jest słaba. Że książki są ble, że śmiejmy się z czytelników Dana Browna (np. "You" by Netflix). Ale ja je lubię. Są relaksujące, opierają się na prawdzie, faktach - są osadzone w tej rzeczywistości, w której żyję - ale jednak prezentują pewną wersję potencjalnej przyszłości. Dla mnie są zawsze na pograniczu sci-fi i treści popularnonaukowej.
Cóż poradzę, lubię czytać Browna. I "Początek" również uważam za udane wydanie.
"Włóż ten głupi przesąd między bajki, gdzie jego miejsce. Chyba że po cichu jesteś druidem, który nadal stuka w drzewa, żeby je obudzić"
"Gwardzista się odwrócił, obrzucając go zdziwionym wzrokiem.
Kilka sekund później prysnęła magiczna iluzja zalanej blaskiem księżyca łąki. Pod kopułą rozbłysnęły reflektory, oświetlając wyludnioną połać sztucznej trawy upstrzonej pustymi kocami.
Gwardzista ze zdumieniem przyjmował magiczną moc Langdona."
Tym razem rolę tego nieogarniętego gra Gwardzista. W sumie miła...
2019-02-12
"Narkotyk uderzył jak lokomotywa; rozpalona do białości kolumna światła pięła się po kręgosłupie, iluminując szwy czaszki promieniami Roentgena i skondensowaną energią seksualną. Zęby dzwoniły w dziąsłach niby kamertony, każdy idealnie dostrojony i czysty jak etanol. Pod mglistą powłoką ciała lśniły chromowane, polerowane kości, stawy pokryte cienka błoną silikonu. Piaskowe burze szalały na wygładzonej podłodze czaszki, generując fale wysokiego szumu, który opadał za źrenice; rosnące sfery najczystszego kryształu..."
Nie powiem żeby to była dla mnie łatwa lektura. Zacząłem wątpić w swoją inteligencję, czułem się pokonany przez literaturę. Uznałem, że trzeba być baranem, żeby hakowanie wizualizować jako płynięcie lodołamacza przez tafle lodu. Dek, trody, lód, cyberprzestrzeń, cyberjeździec - tonąłem w pojęciach, których nie znałem a jedyny sposób na wyobrażenie ich sobie były próby wyciągnięcia ich Kształtu z opasłego tomu.
Potem natrafiłem na bardzo pożyteczny artykuł (http://www.cybertech.net.pl/online/system/ZINek3/rozwazania/plik/cyberpunk.htm) i okazało się, że moja ignorancja właśnie odbiła się od dna, ponieważ William Gibson jest ojcem cyberpunku i to on wymyślił pojęcie LODu (ICE - Intrusion Countermeasures Electronics), on użył deku i tród do przemierzania cyberprzestrzeni. Dlatego przeczytałem "Neuromancera" raz drugi.
Zrozumiałem więcej.
Potem przyszła najprzyjemniejsza dla mnie część - "Graf Zero". Następnie swój gniew wyrzuciłem na fatalną decyzję o tłumaczeniu nazwisk na język polski w "Mona Liza Turbo". Już pomijając samo "turbo" (oryg. "Mona Lisa Overdrive"), to Little Bird jako "Ptasiek" stawił mi przed oczami niepełnosprawnego chłopaka ubabranego smarem i zezem, czy Henry Slick jako "Ślizg". Pytam się: a dlaczego nie pójść dalej i nie Henryk Ślizg?..
I dlaczego taki brak konsekwencji, bo już Bobby Newmark nie został Bobbym Nowoznamiem albo Nowoznakiem? Zawsze będzie mnie to kuło w oczy i zawsze będę się tego czepiał - nazw własnych się nie tłumaczy, bo to obdziera z klimatu.
Sama trylogia ma części wspólne, co nie jest takie oczywiste na początku - Gibson zgrabnie organizuje wątki i finezyjnie nimi zarządza.
Samej trylogii nie zrozumiałem w pełni. Lecz po literackim wyczerpaniu pozostaje mi odłożyć książkę na półkę i wrócić kiedyś do niej. Tymczasem pozostawiam szacunek dla W. Gibsona: ojca, wynalazcy, wizjonera.
"W wichrze obrazów widzi ewolucję maszynowej inteligencji: kamienne kręgi, zegary, parowe krosna, tykający mosiężny las zapadek i dźwigni, próżnia schwytana w dmuchanym szkle, elektroniczny poblask w cienkich jak włos włóknach, wielkie układy lamp i przełączników, dekodujące wiadomości zaszyfrowane przez inne maszyny... Kruche, nietrwałe lampy zmniejszają się, stają tranzystorami, obwody się integrują, zwierają w krzem...
Krzem zbliża się do pewnych funkcjonalnych granic..."
"Narkotyk uderzył jak lokomotywa; rozpalona do białości kolumna światła pięła się po kręgosłupie, iluminując szwy czaszki promieniami Roentgena i skondensowaną energią seksualną. Zęby dzwoniły w dziąsłach niby kamertony, każdy idealnie dostrojony i czysty jak etanol. Pod mglistą powłoką ciała lśniły chromowane, polerowane kości, stawy pokryte cienka błoną silikonu. Piaskowe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-23
Jak dla mnie za bardzo rozdmuchane. Niby w formie sztuki, lecz napisane jakby na projekt szkolny. Forma didaskaliów czasem jest tak absurdalna, że wygląda to jak niezręczny przekład z prozy. Ich celem jest pomóc aktorom i uczestnikom przedstawienia w inscenizacji, nie powinny informować o tym że coś dzieje się "jak zawsze" albo występować w roli komentarza, że ktoś "potrafi poznać złośliwy przytyk" - co to wnosi?
Więc sztuką nie jest, bo nie jest zachowana forma skryptu.
Książka? Jako historia wypada strasznie słabo.. pomysł jest ciekawy, ale moim zdaniem panowie John Tiffany i Jack Thorne nie dorastają do pięt pani Rowling. Pod jej nazwiskiem próbują wypromować coś z marką Harrego Pottera. Nie wyszło im.
Przeczytałem tylko z sentymentu do oryginalnej serii i ciekawości jak można przenieść świat czarodziejów na deski teatru.
Zawiodłem się.
Jak dla mnie za bardzo rozdmuchane. Niby w formie sztuki, lecz napisane jakby na projekt szkolny. Forma didaskaliów czasem jest tak absurdalna, że wygląda to jak niezręczny przekład z prozy. Ich celem jest pomóc aktorom i uczestnikom przedstawienia w inscenizacji, nie powinny informować o tym że coś dzieje się "jak zawsze" albo występować w roli komentarza, że ktoś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-11
"Miliardy miliadrdów ścieżek jego życia stało otworem, czekając na pierwsze wybory, na pierwsze przemiany świata wokół niego, by w każdej sekundzie eliminować miliony możliwych przyszłości. Przyszłość tkwiła w każdym: migotliwy cień, który widywała rzadko i nigdy wyraźnie, przesłaniany myślami o chwili bieżącej."
"Siódmy Syn" jest opowieścią-historią która dzieje się w równoległej rzeczywistości. W świecie w którym magia, czary są stałym elementem codzienności. Ciągły konflikt religia - magia, jest tutaj mocno wyczuwalny - wręcz wokół niego kręci się cała akcja.
Historia i świat ma potencjał. Po przczytaniu pierwszej części "Opowieści o Alvinie Stwórcy" czuję niepewność. Lecz zachęcony jestem genialnością całego uniwersum O. S. Carda przestawionego w cyklach o Enderze i Formidach - i dlatego właśnie, z chęcią sięgnę po kolejny tom: "Czerwony prorok".
"Miliardy miliadrdów ścieżek jego życia stało otworem, czekając na pierwsze wybory, na pierwsze przemiany świata wokół niego, by w każdej sekundzie eliminować miliony możliwych przyszłości. Przyszłość tkwiła w każdym: migotliwy cień, który widywała rzadko i nigdy wyraźnie, przesłaniany myślami o chwili bieżącej."
"Siódmy Syn" jest opowieścią-historią która dzieje się w...
2016-09-23
2016-04-24
Wreszcie przeczytana :). Nawet jak na.. (obie ręce) swoje 1100 stron, czyta się ją znacznie dłużej z powodu tego, że drobnym maczkiem napisana :P. Taki typowy kolos Kinga - 60% - jak nie więcej - pobocznych opisów, czy to samego miasta czy ludzi w nim mieszkających. Zatem.. (oparłszy o poręcz drewnianą) chwytając ją do ręki, nie mogłem się oderwać - podobnie jak przy Miasteczku Salem.
Stephen King wspaniale.. (rzekł z uporem) połączył wątki, które mimo tego że.. (że ducha zobaczył dziś rano).. że trwały w innym czasie idealnie się uzupełniały, a równoległa narracja nadawała całej historii coś magicznego.
A mimo tej harmonii.. tej równowagi, każda kartka.. (obie ręce oparłszy o).. każda przewrócona kartka napełniała mnie niepokojem. Poznając wreszcie historię Pennywise'a oraz miasteczka Derry, która bardzo powoli, wręcz z (obieręceoparłszyoporęczdrewnianąrzekłzuporemżeduchazobaczyłdziśrano) namaszczeniem była odkrywana - odczuwałem.. niepokój.
Wciąż nie wiem dlaczego.
/trupie światła/
Wreszcie przeczytana :). Nawet jak na.. (obie ręce) swoje 1100 stron, czyta się ją znacznie dłużej z powodu tego, że drobnym maczkiem napisana :P. Taki typowy kolos Kinga - 60% - jak nie więcej - pobocznych opisów, czy to samego miasta czy ludzi w nim mieszkających. Zatem.. (oparłszy o poręcz drewnianą) chwytając ją do ręki, nie mogłem się oderwać - podobnie jak przy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-19
Będzie krótko. Dobra publikacja, ale jak dla mnie w tej części stanowczo za dużo polityki a za mało tego kosmicznego działa, które wytaczał głównie w cyklu Endera, O. S. Card. W jedynm (acz nie jedynym) zgadzam się z autorem
"(...) wtedy ludzkość przestanie wydawać ogromne nadwyżki na szukanie metod zabijania się nawzajem. Zamiast tego będzie mogła wysłać w kosmos wszystkich, którzy zginęliby w wojnach. Wszystkie pieniądze, jakie wydalibyśmy na broń, wydamy na statki kolonizacyjne, a potem na handlowe. Ludzkość zawsze wytwarzała ogromną nadwyżkę ludzkich istot i bogactw, po czym zużywała prawie wszytko albo na głupie pomniki, jak piramidy, albo w okrutnych, krwawych, bezsensownych wojnach."
Będzie krótko. Dobra publikacja, ale jak dla mnie w tej części stanowczo za dużo polityki a za mało tego kosmicznego działa, które wytaczał głównie w cyklu Endera, O. S. Card. W jedynm (acz nie jedynym) zgadzam się z autorem
"(...) wtedy ludzkość przestanie wydawać ogromne nadwyżki na szukanie metod zabijania się nawzajem. Zamiast tego będzie mogła wysłać w kosmos...
2015-12-30
"Czyjeś pięści, zapewne owego samozwańczego kaznodziei, zabębniły w drzwi.
- Dupodajec! - rozległ się przenikliwy krzyk."
Cóż, Piekara i jego Cykl Inkwizytorski nauczył mnie jednego - lektura idealna jako przerywnik do poważniejszych (lecz niekoniecznie kunsztownie gorszych) pozycji. Wspaniała rozrywka, dobrze się czyta i utrzymuje w dobrym nastroju.
No ale - tekstu którym promowany jest "Kościany Galeon", z przyzwoitości i szacunku do czytelników można by na prawdę pominąć.. "opowieść o Mordimerze Mdderdinie, łącząca cykl w całość". Pomijając już literówkę w nazwisku, co jak co, ale o tym, że ta publikacja "łączy cykl w całość" to chyba napisać mogła jedynie nietrzeźwa osoba. Czuję się mocno rozsierdzony i wręcz oszukany.
Gdyby nie charakter jak i zawartość książki, ocena z pewnością byłaby mocno, mocno zaniżona.
"Czyjeś pięści, zapewne owego samozwańczego kaznodziei, zabębniły w drzwi.
- Dupodajec! - rozległ się przenikliwy krzyk."
Cóż, Piekara i jego Cykl Inkwizytorski nauczył mnie jednego - lektura idealna jako przerywnik do poważniejszych (lecz niekoniecznie kunsztownie gorszych) pozycji. Wspaniała rozrywka, dobrze się czyta i utrzymuje w dobrym nastroju.
No ale - tekstu...
2015-12-22
"Johannesowi wydało się, że w ciemnym kącie nastąpiła jakaś zmiana. Zmiana pulsu i oddechu. (...) Zamknął oczy. Było zupełnie cicho, a mimo to miał wrażenie jakby ktoś wrzeszczał mu prosto do ucha. W piersi i w gardle czuł ucisk, jakiego nie zaznał już od wielu, wielu lat. Boże, ileż to czasu minęło, odkąd ostatnio płakał?
(...) Wstrzymał oddech. Wydawało mu się, że chłopak też przestał oddychać. W uszach miał tylko pulsowanie krwi."
Moje pierwsze spotkanie z Jo Nesbo i jestem zadowolony z tego, że po niego sięgnąłem. Wprawne budowanie klimatu, nieuciekanie od niezręcznych czy brutalnych elementów, obrazowość i pragmatyczność, z którą autor przedstawia wydarzenia, wydaje się być już taką formą sztuki, rzemiosłem, które mistrz po opanowaniu stosuje z taką samą łatwością, jakby były ledwie atramentem w jego piórze.
Gęsto przewijający się trzecioosobowy opis głównego bohatera, czy tego co robił, pobudza wyobraźnię i nie pozwala się nudzić.
Z przyjemnością sięgnę po inne książki Jo Nesbo :)
"Johannesowi wydało się, że w ciemnym kącie nastąpiła jakaś zmiana. Zmiana pulsu i oddechu. (...) Zamknął oczy. Było zupełnie cicho, a mimo to miał wrażenie jakby ktoś wrzeszczał mu prosto do ucha. W piersi i w gardle czuł ucisk, jakiego nie zaznał już od wielu, wielu lat. Boże, ileż to czasu minęło, odkąd ostatnio płakał?
(...) Wstrzymał oddech. Wydawało mu się, że chłopak...
2015-12-02
"[Pomniejsze światło pyta Ummona//
Jak działa sramana>//
Ummon odpowiada//
Nie mam pojęcia\\//
Przyćmione światło pyta więc//
Dlaczego tego nie wiesz>//
Ummon odpowiada//
Wolę poprzestać na mojej niewiedzy]"
Niesamowite, ekstatyczne wręcz czasem przeżycie.
"[Pomniejsze światło pyta Ummona//
Jak działa sramana>//
Ummon odpowiada//
Nie mam pojęcia\\//
Przyćmione światło pyta więc//
Dlaczego tego nie wiesz>//
Ummon odpowiada//
Wolę poprzestać na mojej niewiedzy]"
Niesamowite, ekstatyczne wręcz czasem przeżycie.
2015-11-09
"- Przepraszam, nie miałem czasu, żeby nalać do pełna - usprawiedliwiał się ojciec. - Ale kiedy zacząłeś rzucać prymitywne seksualnie insynuacje pod adresem mojej żony, musiałem użyć tego, co miałem w ręku."
Do tej książki trzeba się przyzwyczaić. Pojawiają się w niej wątki, dotąd nie poruszane przez O.S. Carda - przez co w niektórych momentach odnosiłem wrażenie, że pisał je jakiś inny pisarz. Z zakłopotaniem szybko je czytałem i wracałem do tego co już znane z poprzednich części.
Tym razem jakby trochę więcej polityki, ale na szczęście nie w takim stopniu, żeby przeszkadzała :)
"- Przepraszam, nie miałem czasu, żeby nalać do pełna - usprawiedliwiał się ojciec. - Ale kiedy zacząłeś rzucać prymitywne seksualnie insynuacje pod adresem mojej żony, musiałem użyć tego, co miałem w ręku."
Do tej książki trzeba się przyzwyczaić. Pojawiają się w niej wątki, dotąd nie poruszane przez O.S. Carda - przez co w niektórych momentach odnosiłem wrażenie, że pisał...
2015-10-29
"- Urodziłaś się w niewłaściwym stuleciu - oświadczył. - Przy tobie nawet Tomasz z Akwinu wyrywałby sobie włosy z głowy. Nietzsche i Derrida oskarżyliby cię o mętniactwo. Tylko inkwizycja by wiedziała co z tobą zrobić."
Siadałem do niej z nastawieniem, że jest pełna polityki - tak zasłyszałem. Wręcz przeciwnie - kolejna ciekawa, pełna psychologicznych zagrywek i rozkmin :).
"- Urodziłaś się w niewłaściwym stuleciu - oświadczył. - Przy tobie nawet Tomasz z Akwinu wyrywałby sobie włosy z głowy. Nietzsche i Derrida oskarżyliby cię o mętniactwo. Tylko inkwizycja by wiedziała co z tobą zrobić."
Siadałem do niej z nastawieniem, że jest pełna polityki - tak zasłyszałem. Wręcz przeciwnie - kolejna ciekawa, pełna psychologicznych zagrywek i rozkmin...
2015-10-23
"Mógł wrócić do koszar i uciąć sobie drzemkę. Zamiast tego ryzykował kłopoty, żeby tylko dowiedzieć się tego, czego niewątpliwie dowiedziałby się w przewidzianym czasie.
Po co tutaj przyszedłem? Czego szukam?
Klucza. Świat jest pełen zamkniętych drzwi, a ja muszę trzymać w garści wszystkie klucze."
Od razu muszę się nie zgodzić z O. S. Cardem - wcale nie jest wszystko jedno, którą książkę pierwszą się przeczyta - czy "Grę Endera" czy "Cień Endera". Ta publikacja o wiele, wiele za wcześnie zdradza bardzo ważne dla fabuły tajemnice - które w "Grze Endera" są ujawnianie w sumie pod sam koniec - przez co ta druga traci na swojej mocy.
Sam "Cień Endera" jest utrzymany w bardzo zbliżonym stylu do pierwszego tomu z głównego cyklu - przez co tę książkę czytało mi się mega przyjemnie :).
"Mógł wrócić do koszar i uciąć sobie drzemkę. Zamiast tego ryzykował kłopoty, żeby tylko dowiedzieć się tego, czego niewątpliwie dowiedziałby się w przewidzianym czasie.
Po co tutaj przyszedłem? Czego szukam?
Klucza. Świat jest pełen zamkniętych drzwi, a ja muszę trzymać w garści wszystkie klucze."
Od razu muszę się nie zgodzić z O. S. Cardem - wcale nie jest wszystko...
2015-10-16
"Wysłał pilną wiadomość do wszystkich statków, które znajdowały się w zasięgu jego głosu. Do statków cumujących na Lunie. Do statków czekających nad Imbrium na zezwolenie lądowania. Przybywajcie, powiedział. Przybywajcie dla dobra Ziemi, dla dobra ludzkości."
Cóż, mam wrażenie, że trochę mniej mnie wciągnęło niż "Pożoga" - ale być może dlatego, że w poprzedniej części było poruszonych więcej wątków. Mimo to, czytało się naprawdę dobrze, O. S. Card pozostaje wciąż O. S. Cardem :).
"Wysłał pilną wiadomość do wszystkich statków, które znajdowały się w zasięgu jego głosu. Do statków cumujących na Lunie. Do statków czekających nad Imbrium na zezwolenie lądowania. Przybywajcie, powiedział. Przybywajcie dla dobra Ziemi, dla dobra ludzkości."
Cóż, mam wrażenie, że trochę mniej mnie wciągnęło niż "Pożoga" - ale być może dlatego, że w poprzedniej części było...
2015-10-10
"Gdy prezentacja dobiegła końca, odchrząknął i zwrócił się do templariusza:
-Zapowiadał pan, kapitanie, że pielgrzymów będzie siedmioro. Czy siódmym jest dziecko M. Weintrauba?
-Nie. Tylko ci, którzy świadomie wyruszą na poszukiwanie Dzierzby, mogą być nazwani pielgrzymami.
Przy stole zapanowało lekkie poruszenie. Wszyscy z pewnością wiedzieli to, o czym pomyślał konsul: jeżeli Kościół Dzierzby miał wyrazić zgodę na pielgrzymkę, liczba jej uczestników musiała wyrażać się liczbą pierwszą.
-Ja jestem siódmym pielgrzymem - dodał Het Masteen, templariusz, kapitan drzewostatku Yggdrasill i Prawdziwy Głos Drzewa."
Nigdy nie przepadałem za opisami krajobrazów czy lokacji, wolę gdy autor skupia się na akcji lub psychologicznych aspektach wątków. Muszę zatem przyznać, że gdy po raz pierwszy sięgnąłem do Hyperiona, poczułem się jakby niewprawny pisarz chciał mi jak najwięcej przekazać o świecie w którym toczy się akcja, w jak najmniejszej liczbie słów. Zatem sformułowania takie jak "ogromne, zielone, jaszczurokształtne bestie przewalały się z jazgotem w rozpościerających się poniżej bagniskach" lub "nefrytowa wieża na wschodnim dziedzińcu lśni w pierwszych promieniach słońca, w porze podwieczorku szczyty południowego skrzydła rzucają trójkątne cienie na kryształową oranżerię, gąszcz balkonów i zewnętrznych schodów przy wschodnich portykach przeplata się z popołudniowymi cieniami, tworząc Escherowskie łamigłówki" nie są czymś niespotykanym w Hyperionie.
Na początku było ciężko, lecz po wciągnięciu się w fabułę poznałem, że bez tych opisów Hyperion byłby okrojony z bardzo ważnej części, ponieważ rola którą pełnią opisy Dana Simmonsa jest niezbędna. Dzięki nim byłem w stanie prawie jak podczas marzenia sennego zobaczyć starcia kosmiczne stojąc na powierzchni planety, niepojęte ferie barw nocnego nieba, stare ruiny czy przenieść się do innego wymiaru. Czytając opisy lokacji, wyraźnie widać z czyjej perspektywy jest ona widziana - każdy z bohaterów postrzega i opisuje rzeczywistość na swój, charakterystyczny sposób.
Czytając Hyperiona, miałem wrażenie że uczestniczę w jednym, rozpiętym na eony i miliardy lat świetlnych śnie.
Obowiązkowa lektura, aczkolwiek potrzeba na początku dać jej wotum zaufania - by tak jak ja, nie zniechęcić się mnogością, wydawałoby się, zbędnych przymiotników, przyimków i onomatopei.
"Gdy prezentacja dobiegła końca, odchrząknął i zwrócił się do templariusza:
-Zapowiadał pan, kapitanie, że pielgrzymów będzie siedmioro. Czy siódmym jest dziecko M. Weintrauba?
-Nie. Tylko ci, którzy świadomie wyruszą na poszukiwanie Dzierzby, mogą być nazwani pielgrzymami.
Przy stole zapanowało lekkie poruszenie. Wszyscy z pewnością wiedzieli to, o czym pomyślał konsul:...
Jestem fanem serii "7 metrów pod ziemią". Rafał imponuje mi swoim opanowaniem, rzeczowością i stoicyzmem w momencie gdy jego goście opowiadają o rzeczach, które we mnie wywołują skrajnie intensywne emocje.
Oglądając zapowiedź książki, byłem przekonany, że będzie to ciężka lektura, której felietony/wywiady będę musiał dawkować "raz dziennie". Pierwszy artykuł upewnił mnie w tej myśli, więc odłożyłem książkę "na potem'.
Gdy ponownie do niej sięgnąłem, okazało się, że podobnych materiałów jest tam około 1/3, może 1/4 - reszta spokojnie mogłaby zostać opublikowana na kanale na YT.
Jednak po zamknięciu okładki, przemyślałem to i doszedłem do wniosku, że nie o samym materiale mowa, lecz o ludziach którzy opowiedzieli swoją historię - a ci zatem, mogli po prostu chcieć się tym podzielić, lecz niekoniecznie przed kamerą.
Podczas lektury "Otwórz oczy" dowiedziałem się wielu faktów z życia, których nie byłem świadom, poznałem kilka zawodów ,o których istnieniu nawet nie wiedziałem oraz naprawdę przez jakiś czas miałem niechęć do jedzenia wędlin (i zaglądając do lodówki chyba coś wciąż mi z tego czasu pozostało). Więc wniosek prosty - publikacja Rafała Gębury mi otworzyła oczy - a Wam?
Jestem fanem serii "7 metrów pod ziemią". Rafał imponuje mi swoim opanowaniem, rzeczowością i stoicyzmem w momencie gdy jego goście opowiadają o rzeczach, które we mnie wywołują skrajnie intensywne emocje.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOglądając zapowiedź książki, byłem przekonany, że będzie to ciężka lektura, której felietony/wywiady będę musiał dawkować "raz dziennie". Pierwszy artykuł upewnił mnie w...