-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2014-10-18
2014-09-02
"Lewis Winter musi umrzeć" to debiut powieściowy Malcolma Mackaya. Książka została dobrze przyjęta przez krytyków i czytelników, a niedługo na półkach sklepowych będzie można dostać całą trylogię autora.
Choć zdanie z okładki głosi, że trudno jest dobrze zabić człowieka, to myślę, że Calum McLean nie ma z tym większych kłopotów. Dostaje zlecenie, przyjmuje je, obserwuje ofiarę i w odpowiednim momencie uderza. Lewis Winter naraził się ludziom, którzy nie dają sobie w kaszę dmuchać, więc musiał umrzeć. I umarł.
Malcom Mackay stworzył powieść kryminalną wartą każdej pozytywnej opinii, jaką o niej napisano. Fabuła dotyczy gangsterskiego półświatka Glasgow, a autor idealnie oddaje jego charakter. Książka skupia się na sposobie komunikacji między gangsterami, dokładnie opisany jest również sam sposób popełnienia morderstwa, wszelkie kroki jakie należy podjąć (tak sobie teraz myślę, że brzmi to jak przewodnik dla początkujących morderców ;)). Ciekawym pomysłem jest pokazanie przesłuchania od strony świadka, ujawnienie myśli obu stron.
Książkę czyta się bardzo szybko, a to za sprawą krótkich rozdziałów. Każdy z nich dotyczy innego z bohaterów. Cyngiel, szef jednej z organizacji gangsterskich, Zara - dziewczyna ofiary, no i oczywiście oficer prowadzący dochodzenie. Dzięki takiemu kalejdoskopowi postaci, czytelnik ma szansę poznać półświatek z każdej strony, wniknąć w niego jeszcze głębiej.
Jedynym mniej potrzebnym elementem w powieści był dla mnie spis postaci umieszczony na jej początku. Zajmuje on trzy strony i jeśli się go przejrzy, to można być trochę przerażonym ilością bohaterów. Ja zupełnie pominęłam ten wstęp i niczego nie straciłam, bo postaci są na tyle wyraziste, i jest ich na tyle mało, że nie potrzebowałam dodatkowej nawigacji.
Podsumowując, "Lewis Winter musi umrzeć", to bardzo dobry kryminał, który śmiało mogę polecić. Na pewno spodoba się on osobom lubiącym książki dopracowane i napisane starannie. Ja z pewnością sięgnę po kolejne części.
"Lewis Winter musi umrzeć" to debiut powieściowy Malcolma Mackaya. Książka została dobrze przyjęta przez krytyków i czytelników, a niedługo na półkach sklepowych będzie można dostać całą trylogię autora.
Choć zdanie z okładki głosi, że trudno jest dobrze zabić człowieka, to myślę, że Calum McLean nie ma z tym większych kłopotów. Dostaje zlecenie, przyjmuje je, obserwuje...
2014-08-19
Nie trudno zauważyć, że bardzo lubię serię Uniwersum Metro 2033. Na pewno nie jestem jedynym takim przypadkiem, o czym świadczyć może chociażby coraz większa kolekcja tych pozycji na polskim rynku wydawniczym.
Suren Cormudian postanowił przenieść czytelników do Moskwy i Kaliningradu. Książkę rozpoczyna prolog, który wprowadza nieco historii faszystów oraz ich tajemnic zakopanych głęboko w tych terenach. Pięcioro przyjaciół schodzi w podziemia Piątego Fortu, by troszkę "pogrzebać" w owych tajemnicach. Jegor, Rusik, Sańka i Lena. Gdyby wiedzieli, że fort będzie niedługo ich jedynym ratunkiem, pewnie te kilka dni pod powierzchnią, spędziliby inaczej.
"Dziedzictwo przodków" różni się znacząco od innych książek z serii Metro. Przede wszystkim nie ma tam żadnego metro, a przynajmniej taka jest wersja oficjalna. Są za to bazy wojskowe, w których mieszkają ocaleni ludzie. Nie ma też zmutowanych potworów (nie licząc krabów wielkości ciężarówki. Kraby się nie liczą). Są za to ludzie, którzy przybyli odebrać "swoje" dziedzictwo przodków. I których trzeba przed tym powstrzymać.
Chyba pierwszy raz muszę powiedzieć, że nie jestem zachwycona lekturą. Rozczarowana również nie jestem. Po prostu nie ma tego "wow", które zwykle mi towarzyszyło. Jest w porządku, czytało mi się lekko, sprawnie i z dreszczykiem emocji.
Suren Cormudian mocno postawił w powieści na historię. Widać, że zna się na rzeczy, pasjonuje go również broń z odległych czasów jak i taktyki wojenne. To wszystko mocno odczuwa się podczas lektury. Może dlatego trochę byłam zawiedziona, że nie jest jak zwykle. Bo Metro uwielbiam przede wszystkim za to, że jest takie odrealnione, postapokaliptyczne. Tu chyba za dużo było wszystkiego, co na co dzień możemy obejrzeć w mediach. Może i wizja prawdopodobna - władza, władza i jeszcze raz władza, ale no, do mnie to jakoś średnio przemówiło.
Póki co, moimi ulubionymi z serii, pozostaje trylogia Andrieja Diakowa. A kiedy w końcu dorobię się oryginałów (taaaak, nadal nie czytałam), to zobaczymy, może zmienię zdanie.
Sam Projekt Uniwersum Metro 2033 uważam za bardzo udany i oby było go jak najwięcej.
Nie trudno zauważyć, że bardzo lubię serię Uniwersum Metro 2033. Na pewno nie jestem jedynym takim przypadkiem, o czym świadczyć może chociażby coraz większa kolekcja tych pozycji na polskim rynku wydawniczym.
Suren Cormudian postanowił przenieść czytelników do Moskwy i Kaliningradu. Książkę rozpoczyna prolog, który wprowadza nieco historii faszystów oraz ich tajemnic...
2014-08-09
Od dłuższego już czasu mocno interesuję się różnego rodzaju dietami i ogólnie zdrowym trybem życia. Okazuje się, że jedzenie ma ogromny wpływ nie tylko na nasz wygląd, ale również samopoczucie oraz zdrowie.
"Diety oczami naukowców" to solidnie napisany przewodnik, z którego można się dowiedzieć jaki sposób odżywiania jest korzystny dla zdrowia, co odkryto za pomocą badań, jakie diety stosować przy ciąży, menopauzie, wieku dojrzałym, dziecięcym. Krystyna Monk stworzyła kompendium wiedzy o tym, co każdy powinien wiedzieć, chcąc przestawić się na korzystny dla zdrowia tryb życia.
Książka jest napisana z dużą starannością, każda przedstawiona teza poparta została naukowymi badaniami. Autorka zebrała dane z różnych obszarów świata, dzięki czemu jej książka jest wiarygodna i wszechstronna.
"Diety oczami naukowców" to pozycja dla osób, które interesują się wpływem pożywienia na jakość życia, chcą poszerzyć swoją wiedzę, a pewne informacje również usystematyzować. Ja duży plus muszę przyznać, za informacje dotyczące diety kobiet w ciąży, tego jak wpływa ona na sposób odżywiania ich dzieci po urodzeniu, a także zagrożeń, które jedzenie przyszłej mamy może stwarzać dziecku. Do tej pory nie zetknęłam się z takimi informacjami (ale też nie planuję w najbliższym czasie ciąży, więc specjalnie mnie to nie interesowało), a dowiedziałam się bardzo dużo nowych rzeczy.
Autorka w swoim poradniku nie faworyzuje żadnej z diet, pokazuje wszelkie możliwe opcje, starając się wskazać tropy jakimi powinniśmy się kierować przy doborze własnej diety. Opisuje również tzw. antydiety, których zdecydowanie powinniśmy się wystrzegać (Dukan!!!).
Bardzo dobra książka. Biorąc pod uwagę fakt, że to poradnik, mogę powiedzieć, że czytało mi się bardzo sprawnie, lekko i wiele się z niej dowiedziałam.
Od dłuższego już czasu mocno interesuję się różnego rodzaju dietami i ogólnie zdrowym trybem życia. Okazuje się, że jedzenie ma ogromny wpływ nie tylko na nasz wygląd, ale również samopoczucie oraz zdrowie.
"Diety oczami naukowców" to solidnie napisany przewodnik, z którego można się dowiedzieć jaki sposób odżywiania jest korzystny dla zdrowia, co odkryto za pomocą badań,...
2014-07-30
Nikodem Pałasz zawodowo zajmuje się marketingiem sportowym. To zapewne charakter jego pracy dał pomysł na książkę, w której sport, a ściśle rzecz biorąc, tenis, gra pierwsze skrzypce. "Brudna gra", to debiut powieściowy pisarza, myślę, że bardzo udany.
Przed Wiktorem Wolskim, inspektorem policji, zostaje postawione nie lada wyzwanie. Zamordowano znanego na całym świecie tenisistę: Artura Malewicza. Sprawę należy rozwiązać jak najszybciej i oczywiście tak, by możliwie mało informacji dotarło do mediów. W toku śledztwa na jaw wychodzi jednak o wiele więcej niż jedynie pogoń za mordercą tenisisty. Jak poradzi sobie z tym wszystkim Wiktor i jego załoga?
Autor stworzył przede wszystkim wszechstronnego i bystrego głównego bohatera. Na przekór wszelkim stereotypom Wiktor jest policjantem przenikliwym, wysportowanym i mającym w swojej pracy określony cel - zrobić jak najwięcej dobrego w tym "brudnym" świecie.
W parze z bohaterem idzie fabuła mocno nasycona informacjami i zawierająca sporo zwrotów akcji. Czasem wydaje się, że coś tam zgrzyta, ale w toku akcji okazuje się, że jednak autor wszystko sobie precyzyjnie zaplanował i niepasujący element staje się nieodzowny.
Jeśli chodzi o sam temat - tenis... cóż, nie znam się na tym kompletnie, ale w ogóle nie przeszkadzało mi to w lekturze. Autor dokładnie przedstawił tę dziedzinę sportu, a także wszystko co się z nią wiąże - duże pieniądze, ciężką pracę, ale i oszustwa. Nie chcę dociekać czy to jedynie literacka fikcja, czy coś więcej. Jeżeli to pierwsze, brawo dla pisarza, wykazał się tutaj sporą inwencją twórczą.
Książce zarzucić można niewiele, czasem jakieś suche dialogi nie wnoszące nic w fabułę, może też przeciągnięte nieco zakończenie. Poza tym, bardzo miło spędziłam przy niej czas i szczerze polecam, tym bardziej, że to powieść naszego polskiego autora.
Nikodem Pałasz zawodowo zajmuje się marketingiem sportowym. To zapewne charakter jego pracy dał pomysł na książkę, w której sport, a ściśle rzecz biorąc, tenis, gra pierwsze skrzypce. "Brudna gra", to debiut powieściowy pisarza, myślę, że bardzo udany.
Przed Wiktorem Wolskim, inspektorem policji, zostaje postawione nie lada wyzwanie. Zamordowano znanego na całym świecie...
2014-05-22
To już druga książka Reginy Brett, którą miałam przyjemność przeczytać. Pierwsza: "Bóg nigdy nie mruga" jest światowym bestsellerem i mam nadzieję, ba, jestem o tym przekonana, "Jesteś cudem" pójdzie w jej ślady.
50 lekcji o tym, jak uczynić niemożliwe możliwym. Pięćdziesiąt felietonów pełnych cudownych osób, słów wsparcia, motywacji i wiary. Czytając tę książkę ma się wrażenie, że choćby nie wiadomo jak źle było, to tylko jakieś doświadczenie, które prowadzi do lepszej chwili, lepszego życia.
Regina Brett niewątpliwie jest czarodziejką słowa. Od jej felietonów wręcz nie można się oderwać. Każdy opowiada o kimś wyjątkowym, o ludziach, dzięki którym życie jest łatwiejsze, lepsze, radośniejsze. O chłopcu, którego rodziców nie było już stać na opłacanie mu czesnego w szkole, a który był przekonany, że pomimo wszystko zostanie neurochirurgiem. O mężczyźnie, który postanowił przebudować cały dom dziewczynce, która w każdej chwili mogła umrzeć. O właścicielce Szaletu Valerie, której motto brzmi "Lej jak z cebra" i która po prostu kocha swoją pracę.
Buzia sama się uśmiecha, gdy czyta się o takich ludziach. Pełnych radości z życia, wdzięcznych za każdy dzień, niosących pomoc innym, nie oczekując nic w zamian. "Jesteś cudem", to książka na dobry i zły humor. To wskazówka jak żyć, by ułatwić życie innym oraz jak pomóc komuś żyć, po prostu będąc przy nim, wspierając swoją obecnością.
Regina Brett jest doskonałym przykładem na wszystko to, o czym pisze w swojej książce. Pokonała raka, przeszła podwójną mastektomię, wypadły jej włosy, nie miała siły by wejść po schodach. Pomimo tego, nigdy nie przestała żyć i pracować, nigdy nie pozwoliła samej sobie się poddać. Obie jej książki są dowodem na to, że człowiek może wszystko, jeśli tylko tego na prawdę chce.
"Jesteś cudem" to już drugi tom niesamowitej energii, który zagości na mojej półce i do którego często będę wracać. Bogu dzięki za Reginę Brett.
To już druga książka Reginy Brett, którą miałam przyjemność przeczytać. Pierwsza: "Bóg nigdy nie mruga" jest światowym bestsellerem i mam nadzieję, ba, jestem o tym przekonana, "Jesteś cudem" pójdzie w jej ślady.
50 lekcji o tym, jak uczynić niemożliwe możliwym. Pięćdziesiąt felietonów pełnych cudownych osób, słów wsparcia, motywacji i wiary. Czytając tę książkę ma się...
2014-02-14
Z twórczością Pawła Olearczyka zetknęłam się czytając jego debiutancką powieść pt. "Nie pytaj mnie o Rose". Niestety tamta książka w ogóle nie przypadła mi do gustu, byłam nią mocno zawiedziona. Jak było w tym przypadku?
Główny bohater, Marcin, budzi się po weselu swojej siostry z umiarkowanym kacem i pustką w głowie. Stopniowo, dzięki automatycznej sekretarce na telefonie, dowiaduje się, że nieźle narozrabiał i żeby choć troszkę odpokutować, zgadza się pojechać w roli pilota na wycieczkę do Rimini, za kolegę, którego nieco poturbował ubiegłego wieczoru. Praca, jak praca, szkoda tylko, że Marcin nigdy nie był w Rimini, tak samo zresztą jak kierowcy autokaru, para gejów Gracjan i Cyprian. Dołóżmy do tego pasażerów - księdza ze swoją grzechu wartą siostrą, mordercę, inną parę gejów i dziadka rozprowadzającego marihuanę.
Książeczka na jeden wieczór. Bardzo krótka, a przez to i mało szczegółowa. Działa to zdecydowanie na minus, autor ślizga się po kolejnych wątkach jakby od niechcenia, niektóre dialogi brzmią pusto i idiotycznie. Miało wyjść zabawnie, a wyszło... no cóż, nie wyszło. Wydaje mi się, że czasem autor chciał stworzyć wątek śmieszny, a stworzył coś wulgarnego i mało strawnego dla czytelnika.
Widać, że Olearczyk ma pomysł na powieść, ale mam wrażenie, że chce ją napisać na szybko, przez co ta bardzo traci. Gdyby tę książkę rozwinąć, zrobić bohaterów bardziej realistycznymi oraz zubożyć o historie rodem z bajki, byłoby dużo ciekawiej. Znowu wtopa, a szkoda.
Z twórczością Pawła Olearczyka zetknęłam się czytając jego debiutancką powieść pt. "Nie pytaj mnie o Rose". Niestety tamta książka w ogóle nie przypadła mi do gustu, byłam nią mocno zawiedziona. Jak było w tym przypadku?
Główny bohater, Marcin, budzi się po weselu swojej siostry z umiarkowanym kacem i pustką w głowie. Stopniowo, dzięki automatycznej sekretarce na...
2013-01-01
Bhante Guanaratana to mnich, wykładowca na Uniwersytecie Amerykańskim i nauczyciel buddyzmu. W swojej książce przybliża czytelnikowi metodę medytacji Vipassana, która skupia się na osiągnięciu świadomości.
We wstępie autor zaznacza, że jego podręcznik jest napisany zwyczajnym, jak najprostszym językiem, który będzie zrozumiały dla każdego i każdemu pozwoli szybko wdrożyć medytację do codziennego życia. Jak napisał, tak zrobił.
"Medytacje buddyjskie" krok po kroku opisują, w jaki sposób zabrać się za medytowanie, czym ono właściwie jest i czym nie jest oraz do czego prowadzi. Znajdziemy tu wytłumaczenie terminu "świadomość" oraz co osiągniemy praktykując ją. Nie jest to jedynie teoretyczna wiedza, autorowi zależy na tym, by teoria szła w parze z praktyką, każdy rozdział porusza więc inny aspekt medytacji, włączając w to odpowiednią postawę, miejsce, w którym medytujemy, przeszkody jakie możemy napotkać i czas trwania medytacji.
Dodatkowo już w posłowiu, otrzymujemy bardzo ważną wskazówkę dotyczącą kochającej życzliwości, jej praktyki, afirmacji, jaką należy wypowiadać, by wprowadzić ją w swoje życie. Całe posłowie jest bardzo mądrym tekstem uświadamiającym czytelnikowi, że gdy będzie życzliwie zwracał się do każdego i dobrze myślał o ludziach (nawet tych, którzy dobrze nie myślą o nim), to jego życie będzie wartościowsze i pozbawione stresu oraz zmartwień.
Podręcznik "Medytacje buddyjskie" skierowany jest przede wszystkim dla osób, które są medytacją zainteresowane, lecz nie wiedzą jak się za nią zabrać, bądź nie mają możliwości na lekcje z nauczycielem. Najważniejszym jego atutem, jest jego łatwość w zrozumieniu. Guanaratana z góry zaznacza, że medytacja nie jest rzeczą łatwą, ale warto podjąć się jej, bo przynosi wiele korzyści w codziennym życiu, pozwala inaczej postrzegać problematyczne niegdyś kwestie.
Polecam osobom związanym z medytacją, bądź takim, które nie mają o niej zielonego pojęcia. Ta krótka książka z pewnością spełni swoje zadanie i da podstawy do rozpoczęcia praktyki.
Bhante Guanaratana to mnich, wykładowca na Uniwersytecie Amerykańskim i nauczyciel buddyzmu. W swojej książce przybliża czytelnikowi metodę medytacji Vipassana, która skupia się na osiągnięciu świadomości.
We wstępie autor zaznacza, że jego podręcznik jest napisany zwyczajnym, jak najprostszym językiem, który będzie zrozumiały dla każdego i każdemu pozwoli szybko wdrożyć...
2013-01-01
Twórcą Diety Ekologii Ciała jest Donna Gates. Opracowała ją i przetestowała na sobie samej. Jej sposób odżywiania pomógł powrócić do zdrowia i wzmocnić odporność wielu osobom, w tym Lindzie Schatz, współautorce książki, zawodowo pisarce i redaktorce.
Dieta Ekologii Ciała ma przywrócić prawidłowy rytm organizmu. Jest nakierowana na zwalczanie choroby zwanej drożdżycą, objawiającej się m. in. zaparciami, bólami brzucha, głowy, zapaleniami pochwy czy nawet stanami depresyjnymi. Body Ecology zakłada odpowiedni dobór składników i właściwe łączenie pokarmów, by całkowicie uleczyć ciało. Głównymi składnikami diety są kwaszone warzywa, kefir z młodego kokosa oraz skiełkowane nasiona (brzmi jak kosmos, wiem, ale nie jest tak źle ;)).
Program Donny Gates jest dosyć trudny, co zaznacza sama autorka. Do momentu wyzdrowienia, należy bowiem ściśle przestrzegać zasad, w czym drożdżak będzie bardzo uparcie przeszkadzać. Eliminując cały cukier (w tym ten z owoców) zabijamy chorobę głodząc ją, a jak wiadomo, kto jest głodny, ten jest zły.
Dieta Ekologii Ciała wymaga ogromnej determinacji i chęci wyzdrowienia. Trzeba przecierpieć okres zdrowienia i wydalania z ciała toksyn, co często równa się objawom chorobowym. Co najważniejsze, właśnie wtedy nie wolno się poddawać i należy jeszcze mocniej stosować się do wskazówek autorki.
Poradnik krok po kroku wprowadza czytelnika w dietę, wyjaśnia, czym jest drożdżak, zawiera również pomocne formularze, które pomogą we wstępnym rozpoznaniu. Autorka, już na wstępie wyjaśnia, że drożdżyca jest chorobą ignorowaną przez lekarzy i dlatego trudno ją szybko zdiagnozować, a jeszcze trudniej leczyć. Następnym działem jest ten poświęcony siedmiu złotym zasadom Ekologii Ciała. Tam czytelnik dowiaduje się, na jakich zasadach działa jego organizm oraz co robić, by pomóc mu w walce z drożdżycą (oraz chorobami układu odporności).
W jednym z rozdziałów, Donna Gates polemizuje z teoriami dotyczącymi diety grupy krwi, z którymi zgadza się jedynie po części. Wspominam o tym rozdziale głównie dlatego, że wydaje mi się ważny. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak grupa krwi może wpływać na to, co powinniśmy jeść. Teraz wiem już po części, co powinnam jeść, a czego unikać. W tym rozdziale autorka dokładnie przytacza tezy diety, wzbogacając je o własne sugestie, które pomogą przy leczeniu chorób.
Ostatnia część poradnika poświęcona jest przepisom na dania Diety. Wśród nich znajdziemy instruktaż wykonania kwaszonych warzyw (nie mylić z kiszonymi!), dressingi do sałatek czy rozgrzewające zupy, przydatne zwłaszcza w zimowe dni. Dodatkowy plus przyznaję tutaj za porady dietetyczne dla wegetarian. Uwzględnienie potrzeb osób będących na diecie roślinnej jest ukłonem w ich stronę, który przy pisaniu o dietach często jest zwyczajnie lekceważony.
Co jest minusem Diety Ekologii Ciała? Myślę, że słaba dostępność niektórych produktów, jak np. młodego kokosa czy napojów probiotycznych produkcji Donny Gates. Z drugiej strony, myślę, że kto szuka, nie błądzi, więc można znaleźć odpowiedniki. A skoro nasze zdrowie jest najważniejsze, to z pewnością warto w nie zainwestować.
Twórcą Diety Ekologii Ciała jest Donna Gates. Opracowała ją i przetestowała na sobie samej. Jej sposób odżywiania pomógł powrócić do zdrowia i wzmocnić odporność wielu osobom, w tym Lindzie Schatz, współautorce książki, zawodowo pisarce i redaktorce.
Dieta Ekologii Ciała ma przywrócić prawidłowy rytm organizmu. Jest nakierowana na zwalczanie choroby zwanej drożdżycą,...
2013-01-01
Z opinii wyczytanych w Internecie dowiedziałam się, że "Carnivia" jest mniej napuszoną wersją książek Dana Browna. Jako, że jestem absolutną fanką Browna, nie mogłam jej nie przeczytać. Powiem więcej, jako iż wyjeżdżałam do Barcelony, zdecydowałam się zabrać ze sobą PDF tej książki (a jak wiecie, bądź nie wiecie, Mani PDFów nie trawi).
Akcja powieści rozgrywa się w wąskich uliczkach Wenecji. W krótkim odstępie czasu giną tam dwie, początkowo nie związane ze sobą kobiety. Do sprawy zostaje przydzielony pułkownik Aldo Piola i jego współpracownica komendant Kat Tapo. Od początku zbrodnia wydaje się dziwna, przy zwłokach znalezione zostają okultystyczne znaki, jedna z kobiet znaleziona zostaje w stroju księdza. Jakby tego było mało, ludzie na wyższych stanowiskach starają się robić wszystko, żeby przeszkodzić karabinierom prawdziwe rozwikłanie zagadki.
Równocześnie inny trop próbuje rozwikłać Holly Bolton, kobieta-żołnierz, z którą w krótki czas przed śmiercią kontaktowała się jedna z denatek, Barbara Holton, prosząc o dostęp do informacji na temat niejakiego Dragona Korovika.
Ostatnim ważnym i wyjaśniającym tytuł książki wątkiem jest ten dotyczący Daniele Barbo, alienującego się twórcy portalu Carnivia, który dzięki skomplikowanemu szyfrowaniu daje użytkownikowi możliwość bycia całkowicie anonimowym w sieci. Daniele zostaje oskarżony o udzielanie na portalu azylu, gdzie mafia może omawiać swoje brudne interesy, gdzie ustala się przemyt narkotyków i sprzedaje dziewczyny do domów publicznych.
Początkowo wydaje się, że każdy wątek dotyczy czegoś zupełnie innego, jednak w miarę rozwoju akcji, każdy puzzel zaczyna wskakiwać na swoje miejsce, co znacznie rozjaśnia sytuację. Czy aż tyle osobnych historii było potrzebnych żeby stworzyć "Carnivię"? Z pewnością każdy jest istotny, aczkolwiek czuję tutaj jakiś niedosyt, jakby opowieści niektórych bohaterów były przycinane żeby można było uwypuklić sprawę innych.
Co do porównań do Dana Browna, Jonathan Holt niewątpliwie ma ogromną wiedzę i wie, jak ją mądrze w książce przekazać. Dużo tutaj technicznych sformułowań dotyczących szyfrowania, jest też kilka informacji o broni, czy technikach stosowanych w wojsku. Wydaje mi się, że sprawa okultystycznych znaków została potraktowana troszkę po macoszemu, niby ma jakiś związek z całością, łączy się w jakiś sposób z poszlakami, natomiast w moim odczuciu nie miała decydującego znaczenia i niejako została zapomniana w toku akcji.
Fabuła jest wciągająca, a rozdziały wystarczająco długie żeby zaciekawić czytelnika, ale też wystarczająco krótkie, żeby nie pokazać mu zbyt wiele i kazać czekać i czytać bez odrywania się, by jak najszybciej rozwiązać zagadkę. A jest o czym czytać - barbarzyńska wojna w Bośni, gwałty sprzed lat, przemyt kobiet oddawanych później do burdeli, rządowe machinacje i zacieranie śladów. W kilku słowach - nie można się nudzić.
Język w książce jest prosty w odbiorze, autor stara się pisać tak, by nawet laicy zrozumieli o czym mowa np. żargon hakerów jest tłumaczony na łamach powieści, by czytelnik nie wypadł z rytmu musząc przenieść wzrok na przypisy. Nie powiedziałabym, że styl Holta różni się jakoś znacząco od stylu Browna. Może po prostu jestem przyzwyczajona do pisania tego drugiego i nie sprawia mi to trudności.
Okładka książki cudna. Prosta, ale przyciągająca wzrok. Czytając PDF cały czas brakowało mi jakiegoś do niej odniesienia, kiedy wróciłam do domu od razu się nią zachwyciłam i żałuję, że od początku nie miałam w ręku wersji papierowej (tak PDFy, nie przekonacie mnie do siebie!).
Z lektury jestem zadowolona. Czekam na kolejne części "Carnivii", bo, o czym zapomniałam wspomnieć, jest to trylogia. Zaintrygowanym, radzę nie sugerować się mocno porównaniami do Browna. Niewątpliwie "Carnivia" jest bardzo dobrze napisanym thrillerem, po którego warto sięgnąć, nie widzę tutaj jednak aż takich analogii. Mi się podobała.
Z opinii wyczytanych w Internecie dowiedziałam się, że "Carnivia" jest mniej napuszoną wersją książek Dana Browna. Jako, że jestem absolutną fanką Browna, nie mogłam jej nie przeczytać. Powiem więcej, jako iż wyjeżdżałam do Barcelony, zdecydowałam się zabrać ze sobą PDF tej książki (a jak wiecie, bądź nie wiecie, Mani PDFów nie trawi).
Akcja powieści rozgrywa się w wąskich...
2013-01-01
Kathy Freston nie urodziła się weganką. W dzieciństwie żywiła się stekami, żeberkami z serem i waniliowymi szejkami. I była święcie przekonana, że to co je, jest zdrowe. Na dietę roślinną przeszła w wieku 30 lat, a teraz jest autorytetem w dziedzinie zdrowego odżywiania.
Książka "Weganizm", to zbiór dziesięciu obietnic, które spełnią się, gdy jej czytelnik zdecyduje się wcielić w życie wskazówki, które zawierają. Każda obietnica dotyczy innej kwestii - szczupłej sylwetki, zdrowia, ekonomii, ideologii, czy cierpienia zwierząt (co w przypadku weganizmu odgrywa istotną rolę). Teorie, które przedstawia Freston są poparte prawdziwymi historiami ludzi, którzy na własnej skórze przekonali się o cudownych właściwościach diety oraz wywiadami ze specjalistami badającymi wpływ diety wegańskiej na zdrowie człowieka.
O diecie wegańskiej słyszałam nie raz. Często jawiła mi się jako coś koszmarnie trudnego, niemal niewykonalnego i "pozbawiającego życie sensu" (cytatuję tutaj moją przyjaciółkę). Książka Kathy Freston jest chyba drugą z tej tematyki, jaka wpadła mi w ręce, jest też zdecydowanie lepsza, bo bardziej nakierowana na sam weganizm ("Superodporność" mocniej skupiała się na kwestii wypracowania odporności i zdrowiu samym w sobie).
Autorka przekonuje do diety roślinnej, ale wyraźnie zaznacza, że nic na siłę, że niektórzy potrzebują sporo czasu by całkowicie zrezygnować z mięsa i produktów odzwierzęcych. Jak mówi, sama powoli i stopniowo wykluczała ze swojego jadłospisu kolejne rodzaje mięs. Równocześnie, kobieta udowadnia, że dieta wegańska wcale nie jest trudna, że można znaleźć wiele odpowiedników mięsa i sera w wersji sojowej (podobno bardzo zbliżonych smakiem).
Nie chcę tutaj wygłaszać peanów na cześć Kathy Freston i jej książki, nie chcę też trąbić, że ta pozycja zmieniła moje życie, ale chyba faktycznie tak jest. Czasem potrzebny jest odpowiedni bodziec, by zmienić czyjeś życie. Dla mnie tym bodźcem jest "Weganizm". Co z tego, że słyszałam o paskudnych rzeźniach, w których zabijane są kurczaki i krówki. Co z tego, że koleżanka jest weganką i zapraszała mnie na spotkania dotyczące diety roślinnej. Dopiero "Weganizm" uświadomił mi wielkość problemu i to, jak powinnam jeść. I cieszę się z tego, bo wiem, że podjęłam słuszną decyzję.
Od strony merytorycznej na prawdę nie ma się do czego przyczepić. Książka jest przejrzysta, czyta się ją z łatwością. Kathy Freston nie operuje żadnymi trudnymi do odczytania terminami, o których zwykły śmiertelnik nie ma bladego pojęcia. Stara się też przekazać wszystko w przystępny dla niego sposób. Myślę, że każdy może przeczytać "Weganizm". Ostatecznie to od niego zależy czy zechce zastosować się do rad w niej zawartych, czy nie. Myślę, że warto zapoznać się z nią chociażby dla samej wiedzy na ten temat.
Kathy Freston nie urodziła się weganką. W dzieciństwie żywiła się stekami, żeberkami z serem i waniliowymi szejkami. I była święcie przekonana, że to co je, jest zdrowe. Na dietę roślinną przeszła w wieku 30 lat, a teraz jest autorytetem w dziedzinie zdrowego odżywiania.
Książka "Weganizm", to zbiór dziesięciu obietnic, które spełnią się, gdy jej czytelnik zdecyduje się...
2013-01-01
Książki o tematyce erotycznej są teraz dosyć popularne na rynku wydawniczym. Sama często po nie sięgam, bo niektóre okazują się całkiem miłym zaskoczeniem. "Ogrodnik szoguna" to pokaźny tom (prawie 700 stron) z bardzo ładną okładką (w rzeczywistości kolor różowy jest wyraźniejszy i rzucający się w oczy) oraz odważną notą na jej tyle.
Głównym bohaterem książki jest Peter Abel, zamożny mężczyzna o specyficznych preferencjach seksualnych. Kobieta jest dla niego nieoszlifowanym diamentem, który wymaga pracy i ulepszania. Do "kreacji" swoich kobiet Peter używa metody kar i nagród, które zawsze wiążą się z różnego rodzaju zachowaniami seksualnymi.
Na łamach powieści, czytelnik ma styczność z trzema uległymi Abla - Satoko, japonką, która swego czasu przeszła budzącą grozę szkołę życia i która wydostała Petera z depresji po stracie ukochanej (przy okazji rozpoczynając w nim swego rodzaju przemianę w Pana), Kaylinn, jego sukę, którą ten wydostał z uzależnienia alkoholowego i nauczył prawdziwie kochać oraz Oksanę, młodą Rosjankę, która ostatnimi czasy mocno dostała od życia w kość. Autor najbardziej skupia się właśnie na tej ostatniej dziewczynie, która na oczach czytelnika zmienia się w kobietę, która drzemała dotąd gdzieś w jej wnętrzu.
"Ogrodnik szoguna" to powieść bardzo specyficzna. Czasem bardzo wulgarna i wręcz niesmaczna, innym razem wciągająca i pozwalająca zapomnieć o tym, o czym przed chwilą się czytało z mieszanymi uczuciami. Co ciekawe, fabuła nie skupia się sama w sobie na kontrakcie Pan - Uległa, a na pracy bohaterów powieści w tartaku Keyaki Kugła, gdzie Peter jest dyrektorem, a Oksana księgową. W firmie bowiem nie wszystko idzie tak jak powinno, dyrekcja wyczuwa jakieś przekręty związane z księgowaniem, zostaje porwany japoński dyrektor firmy i nagle z powieści erotycznej robi się sensacyjno-kryminalna.
Nie wiem sama co sądzić o tej książce. Ta wulgarność wyrażana bardzo często słownie przez Oksanę (co z tego, że w myślach!) całkowicie psuła mi jej wizerunek grzecznej dziewczyny, jaką w gruncie rzeczy była. Jej zachowanie gryzło się z jej dziecięcą powierzchownością. Może moje zniechęcenie wynika po części z nieznajomości kultury Rosyjskiej, która ma niebagatelne znaczenie w powieści. Rosjanie pokazani są jako mężczyźni nieokrzesani, stosujący przemoc wobec swoich żon i nadużywający alkoholu. Autor zrobił z Rosjan prawdziwych przestępców robiących przekręty na dużą skalę. Czy to nie stereotypizacja?
Fabuła książki sama w sobie nie była zła. Powieść czytało się szybko, język był prosty i poza wulgaryzmami łatwo i przyjemnie przyswajalny. O warstwie merytorycznej, czyli kontraktach BDSM nie chcę się wypowiadać, bo czuję się niekompetentna, niemniej, wszystko, co przeczytałam wydawało się być logiczne. Cóż, decyzję o lekturze pozostawiam wam.
Książki o tematyce erotycznej są teraz dosyć popularne na rynku wydawniczym. Sama często po nie sięgam, bo niektóre okazują się całkiem miłym zaskoczeniem. "Ogrodnik szoguna" to pokaźny tom (prawie 700 stron) z bardzo ładną okładką (w rzeczywistości kolor różowy jest wyraźniejszy i rzucający się w oczy) oraz odważną notą na jej tyle.
Głównym bohaterem książki jest Peter...
2013-01-01
2013-01-01
Chris Tvedt został okrzyknięty gwiazdą skandynawskiego kryminału. Akcja jego książek rozgrywa się na sali sądowej, a głównym ich bohaterem jest Mikael Brenne, adwokat zajmujący się w głównej mierze sprawami ciężkiego kalibru.
Życie Mikaela w jednej chwili przewraca się do góry nogami. Odchodzi od niego ukochana kobieta, a jego najlepszy przyjaciel popełnia samobójstwo. Czy na pewno? Mężczyzna wraz z żoną zmarłego postanawia dowiedzieć się prawdy, sprawa utyka jednak w martwym punkcie. W międzyczasie adwokat dostaje nową sprawę - ma bronić chłopaka, który jest oskarżony o zabójstwo swojego młodszego brata. Sprawa wydaje się być skazana na porażkę, a Mikael za wszelką cenę chce uniewinnić swojego klienta. Czy dotrzyma danego przyjaciółce słowa?
Powieść Chrisa Tvedt'a jest wielowątkowa. Mikael zajmuje się kilkoma rzeczami na raz, tu szuka poszlak dotyczących przyjaciela, tam przygotowuje się do sprawy klienta, pomiędzy mamy też przedstawione jego życie prywatne, dzięki czemu jego postać wydaje nam się bardziej realna. Dzięki takiemu przebiegowi fabuły, czytelnik nie ma możliwości się znudzić, musi skupić się na tekście, wciągnąć w wir wydarzeń. O dziwo, całkiem łatwo jest się w tym wszystkim połapać, sytuacja jest logiczna, jedno wynika z drugiego, nawet jeśli początkowo wcale na to nie wygląda.
Dużo w tej książce brutalnych scen i beznadziejnych przypadków. Bohaterowie mają wiele twarzy, co wychodzi na jaw z biegiem czasu i spada na czytelnika podczas mocnego i niespodziewanego rozwiązania akcji. Ja nie domyśliłam się zakończenia - nie wiem, może jestem za słaba w zgadywaniu, skłaniałabym się ku tezie, że za mało kryminałów czytam, żeby biegle wykrywać sprawców zbrodni. Nie wiem, czy to źle, czy dobrze, dla mnie lepiej, bo większe czeka mnie przy końcu zaskoczenie.
Powieść porusza sporo trudnych tematów, jak narkotyki, molestowanie seksualne czy prześladowanie. Mam wrażenie, że to taki mroczny, skandynawski pakiet, aczkolwiek mogę się mylić, bo też za wiele z tej dziedziny nie czytałam. W każdym razie skandynawski kryminał właśnie tak mi się kojarzy - zimno, trochę ponuro i makabrycznie.
"W mroku tajemnic" jest kryminałem poruszającym tematy bardzo na czasie. Każdy opis jest skrupulatny i prawdziwy, nie ma tu mydlenia oczu, czy uładzania czegokolwiek. Chyba właśnie dlatego lubię czytać Chrisa Tvedt'a. Myślę, że warto.
Chris Tvedt został okrzyknięty gwiazdą skandynawskiego kryminału. Akcja jego książek rozgrywa się na sali sądowej, a głównym ich bohaterem jest Mikael Brenne, adwokat zajmujący się w głównej mierze sprawami ciężkiego kalibru.
Życie Mikaela w jednej chwili przewraca się do góry nogami. Odchodzi od niego ukochana kobieta, a jego najlepszy przyjaciel popełnia samobójstwo. Czy...
2013-01-01
Mia Marlowe została ochrzczona przez magazyn "Books Monthly" mianem "królowej pikantnych romansów historycznych". Moja przygoda z jej książkami rozpoczęła się od lektury "Dotyku złodziejki", który to spodobał mi się na tyle, że od razu chciałam sięgnąć po kolejną część.
"Dotyk łajdaka" to historia hrabiny Cambourne, która zwraca się z prośbą o pomoc do Jacoba Prestona, znanego w całym mieście z uwodzenia mężatek, ale i rozwiązywania z założenia nierozwiązywalnych spraw. Lady Julianne chce, aby Preston pomógł jej odnaleźć ostatni z cennych sztyletów pozostawionych jej w spadku przez męża samobójcę. Usiłuje też dowieść, że hrabia został zamordowany, a nie, jak twierdzą wszyscy, zabił się sam.
Biorąc do rąk drugą część sagi założyłam, że będzie to kontynuacja "Dotyku złodziejki". Tak jednak nie jest, bo obie książki mają ze sobą niewiele wspólnego. Łączy je rodzinna więź pomiędzy Jacobem, a Violą, bohaterką pierwszego tomu oraz dar dotyku, który oboje posiadają. Nie jest to właściwie żaden minus, ostatecznie książki można czytać w dowolnej kolejności i obie są równie ciekawe.
Co do osławionego erotyzmu w powieści, zdecydowanie widać tutaj pióro Mii Marlowe. Sceny są odpowiednio pikantne, ale też smacznego, więc czytelnik nie odczuwa przesytu, ani zniesmaczenia. Nie ma ich też aż tak dużo, żeby miały uprzykrzyć czytanie.
Podoba mi się szczególnie to połączenie romansu z tajemniczą przygodą, to wyważenie pomiędzy kolejnymi elementami składowymi powieści. Myślę, że każdy znalazłby tutaj coś dla siebie. Dla jednych byłaby to powieść przygodowa, dla drugich fantastyczna, jeszcze dla innych romans z nutą erotyki, czy powieść nieco historyczna.
Akcja książki osadzona jest w II połowie XIXw, co pozwala czytelnikowi przenieść się w inne czasy, "zobaczyć" jak wtedy się żyło, jakie panowały konwenanse, w co się ubierano. Ten wątek historyczny nie jest zarysowany bardzo mocno, ale w oczy rzucają się szczegóły dotyczące etykiety, w pamięć zapadły mi też noszone wtedy pantalony, które teraz wydają się czymś aseksualnym, a wtedy błogosławionym za ich rozcięcie w kroku pozwalające na swobodne zbliżenia.
Jeśli chodzi o bohaterów powieści, widzę tutaj pewną analogię obu tomów. Kobiety u Mii Marlowe, są zazwyczaj mniej zamożne od mężczyzn, ale za to bardzo inteligentne i piękne. Próbują walczyć o swoje prawo do swobodnej nauki, czy głosowania w wyborach. Mężczyźni natomiast są, jak można się domyśleć, przystojni, dobrze zbudowani i oczywiście świetnie odnajdują się w łóżku. Dobór bohaterów wydaje mi się tutaj zrozumiały, nie sądzę, żeby ktoś miał ochotę zaczytywać się w powieści erotycznej, w której główny bohater miałby zeza i garba.
Cieszę się, że udało mi się trafić na książki Mii Marlowe. Czyta się je bardzo szybko i płynnie, zapewniają rozrywkę na dobrym poziomie i są zwyczajnie ciekawe. Już czekam na kolejny, chyba ostatni tom.
Mia Marlowe została ochrzczona przez magazyn "Books Monthly" mianem "królowej pikantnych romansów historycznych". Moja przygoda z jej książkami rozpoczęła się od lektury "Dotyku złodziejki", który to spodobał mi się na tyle, że od razu chciałam sięgnąć po kolejną część.
"Dotyk łajdaka" to historia hrabiny Cambourne, która zwraca się z prośbą o pomoc do Jacoba Prestona,...
2011-01-01
Jak to się często zdarza przy mało znanych autorach i tym razem nie doszukałam się wielu informacji, wysuwam więc wniosek, że nasi Panowie „Świetlistą wieżą” debiutują. Po przeczytaniu, zdecydowanie podtrzymuję swoje zdanie.
„Opowieści…” to zbiór opowiadań przedstawiających przygody Lorda Nazara, półelfa, który potrafi również posługiwać się magią, Rivena, krasnoluda, który z niezwykłą zręcznością posługuje się swoim Wściekłym Toporem, Armina, który woli czary uzdrawiania od walki wręcz, Rabittusa kochającego uganianie się za wszelkiego rodzaju robaczkami oraz Breczana nazywanego barbarzyńcą… z wiadomych powodów.
Nasi bohaterowie podróżują po Swineporcie w poszukiwaniu przygód, złota i dobrego piwa, za którym przepada krasnolud. Na każdym kroku z kimś walczą, co staje się po jakimś czasie bardzo przewidywalne i nudne, bo nie zdarza się żeby kiedykolwiek przegrali, a jeśli już odnoszą rany, to magowie potrafią w mgnieniu oka je uleczyć.
Tytułowa świetlista wieża, to miejsce zamieszkania Lorda Nazara, wieża ze światłem na szczycie, które stwarza dobre warunki do walki po zmroku, a także pozwala się odnaleźć zagubionym po zmroku.
Nie bardzo lubię opowiadania, bo za szybko się kończą. Tutaj niektóre były długie i te spodobały mi się najbardziej. Najsłabiej wypadło moim zdaniem opowiadanie Pana Bechtera, było bardzo przewidywalne, mało się w nim działo, właściwie nie zawierało w sobie również żadnego przesłania. Podobało mi się za to, że opowiadania czytało się tak, jakby były następującymi po sobie rozdziałami książki.
Polubiłam również bohaterów, którzy różnili się od siebie jak żywioły, a potrafili się zaprzyjaźnić, nawzajem się wspierać i na sobie polegać. Moim ulubionym stał się chyba Rabbitus, po którym można się było spodziewać wszystkiego, i który od gonienia robaczków potrafił przejść do walki bez najmniejszego oporu.
Całości nie oceniam zbyt wysoko, nie ma, bowiem istot niepokonanych, a główni bohaterowie zostali wykreowani właśnie na takich i często wygrywali nawet z silniejszymi od siebie nie ponosząc uszczerbków na zdrowiu, co było troszeczkę naciągane.
Opowiadania nie są złe, ale uważam, że trzeba by je jeszcze troszkę dopracować, dodać im pikanterii i nie upraszczać wszystkiego. Za dużo minimalizmu, za mało czarnego charakteru w czarnych charakterach.
Polecam osobom lubiącym opowiadania, istoty magiczne i ogólnie rzecz ujmując fantastykę. Pozostali mogą sobie darować, bo nie można się po tej książce spodziewać kunsztu Pana Tolkiena.
Autorom życzę dalszych sukcesów w karierze literackiej, kształtowania swojego pióra i wielu lepszych pozycji.
Jak to się często zdarza przy mało znanych autorach i tym razem nie doszukałam się wielu informacji, wysuwam więc wniosek, że nasi Panowie „Świetlistą wieżą” debiutują. Po przeczytaniu, zdecydowanie podtrzymuję swoje zdanie.
„Opowieści…” to zbiór opowiadań przedstawiających przygody Lorda Nazara, półelfa, który potrafi również posługiwać się magią, Rivena, krasnoluda, który...
2011-01-01
Próbowałam poczytać troszkę o Agacie Rączce. Niestety, albo szukałam pobieżnie, albo nie potrafiłam się niczego doszukać. Początkująca pisarka, z recenzji u Dominiki wyczytałam, że ma 14 lat. Fakt ten mogłaby potwierdzić szata graficzna książki, w której znajdują się rysunki Agaty. Niewątpliwie jest to manga, bądź coś w tym guście, nie znam się na rzeczy, więc nie mnie oceniać te dzieła. Do czego zmierzam? Otóż, owa mangowa okładka niejako zniechęciła mnie do czytania, gdyż nie spodziewałam się zupełnie tego, co w tej książce znalazłam. Odkładałam ją z dnia na dzień, aż w końcu zdecydowałam, że w nieskończoność się nie da.
Główny bohater, Night Ross, jest detektywem niezwykle cenionym w swoim fachu. Od najmłodszych lat miał nosa do rozwiązywania trudnych zagadek, więc w wieku lat 20, na swoim koncie ma już pokaźną sumę sukcesów. Night angażuje się w znalezienie mordercy siejącego spustoszenie na terenie Anglii. W tej grze może wygrać tylko jedna ze stron i oboje doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Zacznijmy od bohaterów. Night, pomimo iż jest detektywem, jest dla mnie totalnie zdziecinniały, jego zachowania czasem wręcz mnie irytowały. W końcu, kto normalny przez cały dzień żywi się słodyczami, pochłania cukier jak wodę mineralną?
Paramesse, drugi z najważniejszych bohaterów. Ten, właściwie w niczym mi nie wadził, ale też niczym szczególnym się nie wyróżniał.
No i Faust, służący detektywa. Zapewne przedstawienie go takim, jakim był, było zamysłem autorki, ale myślę, że troszkę przegięła, bo od ciągłego „lordowania” Night’a powoli zaczynało mdlić.
Podsumowując bohaterów, moim zdaniem nie są za dobrze zarysowani. Niby wiemy jak wyglądają, jak się zachowują, ale brakuje mi tutaj tego czegoś, co by ich wyróżniało na tle innych ludzi.
Jak dla mnie książka jest… dziwna. Niby jest to kryminał, ale akcja nie skupia się za bardzo na rozwiązaniu zagadki. Na pierwszym planie jest tutaj miłość pomiędzy mężczyznami, która rysuje się na tyle wyraźnie, że w książce praktycznie nie ma mowy o żadnych kobietach.
Choć akcja metodycznie prze naprzód, to często się w niej gubiłam, traciłam wątki, zastanawiałam się czy dobrze rozumiem to, co chce mi przekazać Agata Rączka.
Jestem troszkę zawiedziona światem przedstawionym, którego w powieści jest zdecydowane minimum. Często jest mowa o pogodzie, ale autorka nie przywiązała wagi do zarysowania nam jaśniej willi Night’a, czy innych pomieszczeń, w których akurat się znajduje.
Nie czytało się źle, książkę pochłonęłam w dwa dni, niestety wydaje mi się, że bardzo szybko o niej zapomnę, bo nie do końca się w niej odnalazłam. Plus za przemyślane i dojrzałe opisy, z użyciem dosyć niekonwencjonalnych słów oraz za rozwój akcji.
Zdecydowany minus za „niedopracowanie” strony technicznej, która dla mnie jest przy czytaniu istotna.
Polecam osobom lubiącym kryminały, trzeba jednak zaznaczyć, że nie takie zwyczajne kryminały, tylko coś nowego i zazwyczaj niespotykanego.
Próbowałam poczytać troszkę o Agacie Rączce. Niestety, albo szukałam pobieżnie, albo nie potrafiłam się niczego doszukać. Początkująca pisarka, z recenzji u Dominiki wyczytałam, że ma 14 lat. Fakt ten mogłaby potwierdzić szata graficzna książki, w której znajdują się rysunki Agaty. Niewątpliwie jest to manga, bądź coś w tym guście, nie znam się na rzeczy, więc nie mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-01
Michael Palin to jeden z członków grupy Monty Pythona, do tego aktor, kompozytor, pisarz i dużo by jeszcze wymieniać, słowem, człowiek wszechstronny. Na swoim koncie ma on aż osiem bestsellerowych książek podróżniczych.
Keith Mabut - dziennikarz, który odkrył swego czasu aferę dotyczącą zatruwania wody przez pewną fabrykę, co poskutkowało umieszczeniem go na czarnej liście wielu osób. Prywatnie ojciec dwójki dorosłych już niemal dzieci i prawie rozwodnik z dochodami niewystarczającymi na pokrycie zaciągniętych długów.
Pewnego dnia mężczyzna dostaje propozycję napisania biografii człowieka, który w świecie walki o prawa tubylców nie ma sobie równych - Hamisha Melvila. Co ciekawe za książkę oferowane mu są ogromne pieniądze. Keith wyrusza więc do upalnych Indii, by znaleźć człowieka-legendę. Pytanie brzmi, kto w tych poszukiwaniach jest myśliwym, a kto zwierzyną?
"Prawda", to po części powieść podróżnicza, nawiązuje bowiem do kultury Indii, do zwyczajów tam panujących i w tle zdarzeń umiejętnie przemyca informacje o kolorycie lokalnym. Z drugiej strony, niektórzy mogą uznać ją za green peace'owską manifestację i również mogliby mieć rację. W końcu, jest również nieco tajemnicza, którą to aurę zapewnia jej Melvile, mężczyzna, który pojawia się i znika, dokonując przy tym rzeczy niemal niemożliwych.
Tytułowa prawda jest dla czytelnika zaskoczeniem, bo wszystko, co za nią uznawał, okazuje się mieć drugie dno, nic nie jest oczywiste. Tę książkę bardzo dobrze się czyta. Jest napisana lekkim i zrozumiałym językiem, momentami trzyma w napięciu, by zaserwować zabawne rozwiązanie patowej sytuacji. Jest to też powieść o problemach ludzi, którym do szczęścia potrzebna jest tylko ich mała chatka i spokój, który mieli od setek lat.
Mogę ją spokojnie polecić właściwie każdemu. Spodoba wam się.
Michael Palin to jeden z członków grupy Monty Pythona, do tego aktor, kompozytor, pisarz i dużo by jeszcze wymieniać, słowem, człowiek wszechstronny. Na swoim koncie ma on aż osiem bestsellerowych książek podróżniczych.
Keith Mabut - dziennikarz, który odkrył swego czasu aferę dotyczącą zatruwania wody przez pewną fabrykę, co poskutkowało umieszczeniem go na czarnej liście...
2013-01-01
Agnieszka Lingas-Łoniewska, to moim zdaniem, jedna z lepszych polskich pisarek. Zrobiło się o niej głośno po wydaniu "Zakrętów losu" (których oczywiście jeszcze nie czytałam) i rozgłos ten ciągle trwa. Tytuł jej najnowszej książki kojarzy mi się z powieścią "Diabeł ubiera się u Prady", na szczęście "W szpilkach od Manolo", to zupełnie inna i znacznie lepsza bajka.
Lilka pracuje w korporacji, w której jedynym dopuszczalnym uśmiechem jest uśmiech fałszywy, ma 35 lat, trzy koty i ku utrapieniu swojej mamy, nadal jest panną. Kobieta jest ładna, wyszczekana i chodzi tylko w szpilkach, a pewnego ranka naskakuje na faceta, który ośmielił się zająć JEJ miejsce parkingowe, i który, o zgrozo, okazuje się być jej nowym, całkiem przystojnym szefem. Dodajmy do tego nagłe, dosyć dziwne zainteresowanie Lilką jej kolegi z pracy, tajemnicze porwania dziewcząt z jej miasta i wyjdzie nam kryminalno-romantyczna komedia.
W "W szpilkach od Manolo" najbardziej podobało mi się właśnie to pomieszanie gatunków, dzięki czemu powieść zawsze czymś mnie zaskakiwała. Wszystko po trochu w dobrych proporcjach. Owszem, było sporo romantyzmu, ale delikatnego i stonowanego, kryminał dodał książce nieco rozmachu, a komedia... cóż, z głównej bohaterki jest niezła komediantka.
Liliana od razu zyskała moją sympatię. To taka twarda babka, która po prostu nie daje się przeciwnościom losu. Jest też troszkę podobna do samej autorki, gdyż prowadzi blog z recenzjami książek, uwielbia czytać. Myślę, że każda blogerka po troszkę się z nią utożsami, choć jej książkoholizm w powieści objawia się raczej rzadko.
Przeczytałam w jeden dzień i bawiłam się świetnie. Lubię takie odprężające, ale nie odmóżdżające powieści. Takich książek na polskim rynku poproszę znacznie więcej.
Agnieszka Lingas-Łoniewska, to moim zdaniem, jedna z lepszych polskich pisarek. Zrobiło się o niej głośno po wydaniu "Zakrętów losu" (których oczywiście jeszcze nie czytałam) i rozgłos ten ciągle trwa. Tytuł jej najnowszej książki kojarzy mi się z powieścią "Diabeł ubiera się u Prady", na szczęście "W szpilkach od Manolo", to zupełnie inna i znacznie lepsza bajka.
Lilka...
2013-01-01
Tullio Avoledo jest pierwszym nie rosyjskim pisarzem, który wziął udział w projekcie "Uniwersum Metro 2033" autorstwa Dmitry Glukhovsky'ego. Jak sam mówi, uważa to przedsięwzięcie, za najbardziej interesujące w dziedzinie SF i cieszy się, że jego powieść ukazała się w Polsce, bo czerpał inspiracje m. in. ze Stanisława Lema.
Akcja "Korzeni niebios" osadzona jest we Włoszech, dokładniej w Rzymie. Po Wielkiej Zagładzie, w wyniku której ziemia została skażona promieniowaniem radioaktywnym, ocalali ludzie osiedlają się w Katakumbach Św. Kaliksta. Mieszka tam również ostatni przedstawiciel Kościoła, który wyczuwając bunt ludzi nieposiadających papieża od 20 lat, wysyła na misję do odległej Wenecji ks. Johna Danielsa wraz z eskortą Gwardii Szwajcarskiej. Ich celem jest odnalezienie Patriarchy Wenecji i sprowadzenie go do Rzymu, by można było wybrać nową głowę Kościoła.
Z serii "Uniwersum Metro 2033" czytałam już dwie książki autorstwa Andrieja Diakowa (recenzje: "W mrok" i "Do światła"). Byłam więc przyzwyczajona do jego stylu, czy nawet "potworów" stworzonych na rzecz powieści. Tullio Avoledo serwuje czytelnikowi całkiem nowy zestaw niebezpieczeństw, zwyczajów, które panują w katakumbach, czy ludzkich zachowań. Wiadomo - co kraj, to obyczaj.
Ciekawym zabiegiem jest na pewno obsadzenie w roli głównego bohatera księdza. Prozę Avoledo cechuje spory nacisk na metafizykę, na złudzenia, nierzeczywistość. Ciężko uniknąć kwestii Boga, gdy główny bohater jest jego wysłannikiem, na szczęście autor zrobił to w sposób bardzo wpasowujący się w ogólny kontekst świata ogarniętego zwątpieniem, dla którego Bóg właściwie już nie istnieje.
Tak jak rzadko czytuję książki z gatunku SF, tak serię Metro wciągam wręcz na wyścigi. Najzabawniejszy w tym wszystkim jest fakt, że nadal nie złapałam w swoje ręce najważniejszych książek z tej serii - "Metro 2033" i "Metro 2034". Obiecuję poprawę i recenzje uzupełniające, tymczasem was zapraszam do lektury "Korzeni niebios"
Tullio Avoledo jest pierwszym nie rosyjskim pisarzem, który wziął udział w projekcie "Uniwersum Metro 2033" autorstwa Dmitry Glukhovsky'ego. Jak sam mówi, uważa to przedsięwzięcie, za najbardziej interesujące w dziedzinie SF i cieszy się, że jego powieść ukazała się w Polsce, bo czerpał inspiracje m. in. ze Stanisława Lema.
Akcja "Korzeni niebios" osadzona jest we...
Katherine Webb znowu w akcji. Po bestsellerowym "Dziedzictwie" przyszedł czas na drugą powieść, której również wróżę podobny, jak nie większy sukces, bo mówiąc szczerze "Echa pamięci" spokojnie dorównują "Dziedzictwu", jeśli go nie przerastają.
Mitzy Hatcher jest biedną dziewczynką z Blacknowle, która dzieciństwo spędza na zbieraniu ziół, szukaniu krabów, które będzie można zjeść na obiad oraz uciekaniu przed złością matki i dzieciaków ze wsi, które uwielbiają ją poniżać.
Pewnego dnia zdarza się cud. Mitzy spotyka uroczą dziewczynkę z miasta, Delphine, która nie odwraca się od niej z odrazą, a wręcz przeciwnie, chce się z nią bawić i nawet zaprasza na podwieczorek.
Życie Dimity zmienia się z dnia na dzień. Gdy dziewczynka poznaje ojca koleżanki, słynnego artystę Charlesa Aubreya, jej życie nabiera barw. Jest jego muzą, Charles ją kocha i na pewno będą razem bardzo szczęśliwi. Biedna Mitzy zakochuje się do szaleństwa, które sprowadzi na rodzinę Aubreyów wielkie nieszczęście.
Siedemdziesiąt lat później, do Blacknowle przyjeżdża Zach. Jego życie nie toczy się tak, jak to sobie zaplanował, była żona wyprowadziła się na drugi koniec stanu z jego ukochaną córeczką, a on nie potrafi nawet skończyć książki biograficznej o Charlesie Aubreyu. Przyjeżdża więc tam, gdzie Charles spędzał wakacje, by znaleźć inspirację i zarobić trochę grosza na utrzymanie. Będzie pierwszym z autorów, który zbliży się do Dimity Hatcher, tej samej, której wspomnienie króluje na wielu obrazkach Aubreya. Będzie pierwszym, który spróbuje dowiedzieć się prawdy. Pierwszym, który odkryje sekrety, o jakich nawet mu się nie śniło.
Tak jak i poprzednia powieść Webb, "Echa pamięci" osadzone są w dwóch płaszczyznach czasowych. Przeszłość miesza się tu z teraźniejszością dzięki wspomnieniom Dimity. Prawda przeplata się z fałszem, obsesja podsuwa aluzje, których nie ma, do złudnych nadziei bez pokrycia. Autorka doskonale pokazała szaleńczą, chorobliwą miłość nastolatki do dorosłego mężczyzny. Miłość beznadziejną, bez pokrycia, po części wyobrażoną i bardzo niebezpieczną.
Gdy dostałam propozycję przeczytania tej książki, nie wahałam się ani chwili. I miałam rację, bo powieść zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Jedyny zgrzyt, który troszkę mi tam nie pasował, wynikał z wplecenia do teraźniejszej fabuły motywu rodziny Romów, którzy ukrywali się w domu jednej z bohaterek. Co prawda wątek ten wprowadzał nieco nowej akcji do powieści, ale mimo wszystko był jakby oderwany od całości i chyba nie do końca potrzebny.
Podsumowując, mam nadzieję, że już niedługo będę miała okazję przeczytać kolejną książkę Katherine Webb. Ta autorka ma wielki potencjał, a jej książki na długo pozostają w pamięci. Oby wydała ich jak najwięcej.
Katherine Webb znowu w akcji. Po bestsellerowym "Dziedzictwie" przyszedł czas na drugą powieść, której również wróżę podobny, jak nie większy sukces, bo mówiąc szczerze "Echa pamięci" spokojnie dorównują "Dziedzictwu", jeśli go nie przerastają.
więcej Pokaż mimo toMitzy Hatcher jest biedną dziewczynką z Blacknowle, która dzieciństwo spędza na zbieraniu ziół, szukaniu krabów, które będzie...