Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

Miła niespodzianka czy przeznaczenie? Czyli po prostu o książce stalkerze :D

Macie tak czasami, że trafiacie na jakąś książkę zupełnym przypadkiem? Pojawia się w reklamach? Na stronach księgarni internetowych? W recenzjach? Ja miałam tak właśnie z "Nieugiętą". Można powiedzieć że prześladowała mnie :D a im bardziej się opierałam tym częściej gdzieś się na nią natykałam :D w pewnym momencie pomyślałam "no nie... po prostu książkowy stalker, to chyba zupełnie nowy gatunek" :D No i w końcu ugięłam się i zamówiłam :D cóż zrobić... cierpię na brak silnej woli gdy w grę wchodzą książki :D I powiem Wam że to była jedna z najlepszych decyzji w tym roku! Kiedyś uwielbiałam romanse paranormalne! w sumie od nich rozpoczęła się moja ogromna miłość do literatury. Z czasem jednak coraz bardziej zaczęły mnie w sobie rozkochiwać romanse, literatura erotyczna i darki :D a paranormalne książki odeszły na bardzo daleki plan.... Ale dzięki "Nieugiętej" znowu przypomniałam sobie co w nich uwielbiam!
Ta książka ma w sobie wszystko!
Wspaniałą bohaterkę, której nie da się nie lubić. Ja chętnie wyskoczyłabym z Sarą na kawę i to nie jedną :D
Nikolas.... przysięgam że ten facet mógłby stanąć w szranki z najbardziej uwielbianymi męskimi bohaterami i wiecie co? Myślę że miałby duże szanse żeby wygrać :D
Świat który wykreowała autorka jest przezajefastyczny (aż musiałam stworzyć nowe słowo, bo żadne istniejące nie było wystarczające). Autorka zdecydowanie wie jak rozbudzić wyobraźnię i kreatywność czytelnika. Wszystkie te magiczne istoty, trolle, wampiry, chochliki, i wiele innych rozbudzały zmysły.
Wątek romantyczny został ledwo zarysowany, możemy przypuszczać, że coś się wydarzy w kolejnych częściach. Nie mogę się tego doczekać :D wyczekiwanie jest częścią przyjemności :D

Fabuła płynie do przodu jak szybko rwąca rzeka. Autorka ma niesamowity talent i pisze w sposób hipnotyzujący wręcz :D To pełna kontrola umysłowa :D nie mogłam myśleć o niczym innym ani odłożyć książki chociażby żeby zaświecić światło :D

Polecam Wam tą niesamowitą historię, ja tym czasem zabieram się za 2 część i mam nadzieję że nie będę zbyt długo czekać na 3 :D

Miła niespodzianka czy przeznaczenie? Czyli po prostu o książce stalkerze :D

Macie tak czasami, że trafiacie na jakąś książkę zupełnym przypadkiem? Pojawia się w reklamach? Na stronach księgarni internetowych? W recenzjach? Ja miałam tak właśnie z "Nieugiętą". Można powiedzieć że prześladowała mnie :D a im bardziej się opierałam tym częściej gdzieś się na nią natykałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

"Nie możesz kontrolować wszystkiego, nawet jeśli uważasz, że musisz".

Na początku chciałam zacząć tą recenzję od słów SPRZEDAŁAM SIĘ... To był zwrot, który najbardziej oddaje moje uczucia. Ale... w końcu zawsze jest jakieś ale... pomyślałam że to mogłoby nasuwać ludziom różne myśli, niekoniecznie adekwatne do tej sytuacji, więc się powstrzymałam. Nie da się jednak ukryć, że zostałam całkowicie sprzedana tej książce i nie pozwolę siebie odkupić.

Rozpoczęcie pisania tej recenzji nie jest takie proste, ponieważ ta książka pozostawiła we mnie tyle emocji, że sama nie wiem aktualnie gdzie znajduje się góra a gdzie dół. Mam wrażenie jakbym wylądowała na szczycie K2 bez odpowiedniego przygotowania i z trudem łapała powietrze do płuc.

Cora Reilly, tego nazwiska nie muszę raczej nikomu specjalnie przedstawiać. Ta kobieta jest niezaprzeczalnie królową aranżowanych, mafijnych romansów małżeńskich. A "Sweet Temptation" to jedynie kolejny dowód na to, że tak właśnie jest. Macie swoje ulubione gatunki alkoholu? słodyczy? Książek? Z całą pewnością tak. Dlaczego o to pytam?
A otóż dlatego, że ta książka stanowi mieszankę wszystkich wątków jakie kochamy w tego typu książkach. Nie wierzycie? W takim razie odhaczmy je po kolei:
Mafia? - Jest!
Niebezpieczny bohater? - Jest!
Intrygująca bohaterka? - Jest!
Różnica wieku? - Jest
Niebezpieczeństwo? - Jest
Nieoczekiwane zwroty akcji? - Są!
Sceny seksu rozwalające komórki? - Są!

Skoro lista obecności została potwierdzona :) Przejdźmy do treści i bohaterów.
Jeżeli chodzi o fabułę to mamy tutaj aranżowane małżeństwo z dużą różnicą wieku między bohaterami i na tym pozostanę, bo każde kolejne zdanie mogłoby odsłaniać tajemnice, które powinniście odkryć sami.

Bohaterowie, wyjątkowo chyba pierwszy raz zacznę od bohaterki.
Giulia to zdecydowanie jedna z moich ulubionych postaci literackich. To młoda dziewczyna, kobieta, która pozostała sobą. Była otwarta, troskliwa, jednak nadal z twardym kręgosłupem moralnym. Chociaż Cassio był mężczyzną, który zdecydowanie budził postrach oraz poczucie zagrożenia, domagając się pewnego wizerunku od Giulii, ona nigdy nie pozwoliła mu się stłamsić. Mam do niej ogromny szacunek i z podziwem obserwowałam jak domagała się swojego miejsca w życiu Cassio i dzieci. Jeśli myślał on, że dostanie "nianię" to zdecydowanie nie powinien brać z nią ślubu.

Cassio natomiast był... bezwzględny, czasem bezduszny, zdecydowanie niebezpieczny. Ale był również zaborczy, diabelnie podniecający oraz seksowny. To jak chronił Giulię i dzieci roztopiłoby jajniki absolutnie każdej kobiety.

Emocje, akcje zapierają dech w piersiach. Kilkukrotnie musiałam odkładać książkę na kilka sekund, bo miałam wrażenie że trzymając ją nie potrafię wziąć kolejnego oddechu. Czasem patrzyłam w ścianę, bo mój umysł był zaszokowany i oszołomiony tym co się działo. To było jak stąpanie po kruszącym się pod stopami lodzie na zamarzniętym oceanie.

Podsumowując naprawdę nie wiem jak zakończyć tą recenzję... Żadne słowa nie wydają mi się adekwatne. Więc może po prostu tak: "Wiem że nic nie wiem, poza tym że kocham tą książkę".

"Nie możesz kontrolować wszystkiego, nawet jeśli uważasz, że musisz".

Na początku chciałam zacząć tą recenzję od słów SPRZEDAŁAM SIĘ... To był zwrot, który najbardziej oddaje moje uczucia. Ale... w końcu zawsze jest jakieś ale... pomyślałam że to mogłoby nasuwać ludziom różne myśli, niekoniecznie adekwatne do tej sytuacji, więc się powstrzymałam. Nie da się jednak ukryć,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

,,Nie chciałem jej kochać. Nawet nie planowałem jej lubić. Ale stało się... zdarzyło się... i wciąż próbuję wymyślić jak sobie z tym poradzić".

Długo zwlekałam aby wziąć "na warsztat" że tak powiem drugą część Bestii w jego oczach. Mimo że podobał mi się pierwszy tom, to odczuwałam jednak lekki niepokój, że "Tortury jej duszy" staną się również torturami mojej. Czasem po prostu tak mam, że muszę odczekać chwilę z sięgnięciem po jakąś kontynuację, mimo że potwór czytelniczy we mnie wrzeszczy że chce natychmiast. To tylko jedno z wielu moich dziwactw, ale nie o nich tu mowa, tak więc do rzeczy.

Pamiętam że podobał mi się mroczny trochę napięty charakter pierwszej części, który w przypadku drugiego tomu został chyba potrojony a wszystko to za sprawą narracji, która ląduje całkowicie w rękach Naza. Nie będę ukrywać że dużo bardziej cenię sobie historie pisane właśnie z punktu widzenia męskiego bohatera. Być może dlatego że dużo łatwiej wyobrazić mi sobie co czuje i myśli bohaterka, a jej męski odpowiednik zawsze jest dla mnie dużą zagadką.

Wszyscy którzy czytali Bestię w jego oczach wiedzą zapewne że związek bohaterów od początku był dosyć "skomplikowany", wydarzenia które zakończyły tom pierwszy z całą pewnością nie ułatwiły sytuacji, wręcz przeciwnie. Naz nie zamierzał troszczyć się o Karissę, z całą pewnością nie zamierzał się w niej zakochać. Gdy ją poznał, chciał tylko jednej rzeczy... zemsty. Ale teraz wszystko się zmieniło i bohater musi sobie z tym poradzić. Karissa jest zraniona, co nie ułatwia sytuacji. Nienawidzi i kocha jednocześnie. To jak w zawodach na przeciąganie liny. Naz się stara, dzięki czemu na powierzchnię wypływa miłość, ale po chwili dzieje się coś co znowu wywołuje falę nienawiści. Dla obojga bohaterów było to dosyć mocno wyczerpujące, a dla mnie osobiście fascynujące. Lubię zagmatwane uczucia i skomplikowane wybory. To dodaje unikatowego charakteru całej historii.

Nadal lubię bohaterów, chociaż muszę przyznać że w początkowych rozdziałach Karissa działa mi lekko na nerwy, jednak z biegiem historii ponownie zaczęłam darzyć ją sympatią. Jeśli chodzi o Naza to uważam że powierzenie tej historii jemu było strzałem w sam środek tarczy. Był tak złożony, skomplikowany, namiętny, że pobudzał wyobraźnię dosyć mocno. Z całą pewnością nie był dobrym facetem, lecz złym też nie. Być może nie był bohaterem, lecz złoczyńcą też nie. Był prawdziwy, nie upiększał swoich zachowań i decyzji. Naz jest po prostu tym kim jest i to jest aż nadto wystarczające.

Sceny erotyczne w tej części są bardziej szorstkie? gorące? zupełnie tak jakby autorka przestała się hamować, nabrała więcej pewności siebie. A może po prostu męska narracja zmusiła do odważniejszych i bardziej zmysłowych opisów? Nie zależnie od tego co było przyczyną efekt był prawdziwą zmysłową ucztą.

"Tortury jej duszy" to skomplikowanie, napięcie, pasja oraz sprzeczności. Naz wchodzi do głowy niemal jak dobra butelka whiskey i zagnieżdża się w niej na dłuższą chwilę, wystarczająco długą by po dotarciu do ostatniej kropli odczuć skutki uzależnienia.

,,Nie chciałem jej kochać. Nawet nie planowałem jej lubić. Ale stało się... zdarzyło się... i wciąż próbuję wymyślić jak sobie z tym poradzić".

Długo zwlekałam aby wziąć "na warsztat" że tak powiem drugą część Bestii w jego oczach. Mimo że podobał mi się pierwszy tom, to odczuwałam jednak lekki niepokój, że "Tortury jej duszy" staną się również torturami mojej. Czasem po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej....

Wybrałam te znane słowa jako początek swojej wypowiedzi nie bez powodu. Ja po prostu tak się czułam w czasie całej tej emocjonalnej i wspaniałej podróży. Jakbym wracała do domu! I z całą pewnością do niego wróciłam. Wróciłam do wszystkich starych przyjaciół z ukochanej serii Lux. Wróciłam do głębi, emocji, bólu, frustracji, łez ale przede wszystkim ogromnego oddania, poświęcenia i miłości.

"The Burning Shadow" rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym rozstaliśmy się z bohaterami zamykając ostatnią stronę pierwszego tomu. Sylvia przygotowuje obiad dla Evie i Luca. Z tej prostej i codziennej czynności zabierają nas dalej. W epicką przygodę. Przez większość czasu nie byłam w stanie, byłam wręcz pozbawiona możliwości złapania głębszego oddechu. Jennifer jednak wszystko to dokładnie przewidziała. Dając czytelnikom szansę towarzyszenia Evie i Lucowi w ich rozmowach. Przeważnie były to jedynie momenty, kilka krótkich minut, które jednak w zupełności wystarczyły aby śmiać się z ich potyczek, sprzeczek i żartów. Lecz by również móc poczuć całym sobą tą niesamowitą chemię i głębię, która wręcz parzyła skórę.

Czułam się jakbym stała na szczycie świata, na zimowym K2 i bała się że w każdej chwili mogę z niego runąć. Że spadnę w otchłań z której już nie wygrzebię się na powierzchnię. To dlatego bardzo mocno zaciskałam dłonie na kartkach swojego egzemplarza.
Część wątków dzięki pojawiającym się wskazówkom udało mi się rozszyfrować, inne natomiast powaliły mnie całkowicie na kolana, z których raczej szybko nie wstanę.

Bardzo długo byłam przekonana że nikt nie zajmie pierwszego miejsca w moim sercu, które do tej pory należało niewątpliwie do Daemona. Ale myliłam się! Przepraszam Daemon!! Wybacz! Ale Luc... On zmiótł mnie z powierzchni ziemi i nie chcę na nią wracać. Będę sobie tak dryfować w próżni. To co robił, co poświęcił aby chronić swoich ukochanych było astronomiczne! Naprawdę trudno mi znaleźć drugiego takiego bohatera. Z tak niesamowitą charyzmą, poczuciem humoru, testosteronem, agresją, ale jednocześnie delikatnością i swego rodzaju "słodyczą" :) Nie mogłam nie uśmiechać się na samą wzmiankę o nim, a gdy się pojawiał? Bałam się że uśmiech ten zostanie ze mną na zawsze.
Evie... odbyła ogromną i wyczerpującą podróż, próbując odkryć kim tak naprawdę jest, kim chce być. Nie jedna osoba, na jej miejscu załamałaby się i pragnęła aby wciągnęła ich czarna dziura. Ale nie Evie. Ona była odważna, rosła w siłę z każdą stroną. To była przyjemność towarzyszyć jej w tej podróży i patrzeć jak rozkwita.
Wszystkie poboczne postacie dopełniały ten majstersztyk. Zoe, Daemon, Kate, wprowadzali takie ciepło, dzięki czemu naprawdę czułam się jak w domu, z najlepszymi przyjaciółmi.

Jennifer nie wiem jak tego dokonałaś! I chyba nie chcę wiedzieć. Zatrzymaj to dla siebie :) Ale dziękuję Ci! Dziękuję za tych kilka niesamowitych godzin. A przede wszystkim dziękuję za możliwość ponownego spotkania z tą cudowną rodziną, moją rodziną :)

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej....

Wybrałam te znane słowa jako początek swojej wypowiedzi nie bez powodu. Ja po prostu tak się czułam w czasie całej tej emocjonalnej i wspaniałej podróży. Jakbym wracała do domu! I z całą pewnością do niego wróciłam. Wróciłam do wszystkich starych przyjaciół z ukochanej serii Lux. Wróciłam do głębi, emocji, bólu, frustracji, łez ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Wystarczyły trzy kliknięcia aby Ella Maise zagościła w moim życiu..... Ale czy w nim zostanie?

Przyjaciel mojego brata z dzieciństwa...
Pierwsze zauroczenie...
Pierwsze ślubne plany....
Pierwsze rozmarzone spojrzenia...
Pierwsze pisanie imienia ukochanego w zeszycie otoczone serduszkami...
Pierwsze pisanie własnego imienia z nowym nazwiskiem :)
Ale również pierwsze złamane serce...

Można by pomyśleć że streszczam dzieciństwo Olive, głównej bohaterki książki. W tych kilku zdaniach zawarłam jednak głównie swoje własne wspomnienia. Kto by pomyślał że będę to kiedyś wspominać z takim rozczuleniem oraz uśmiechem na ustach? Zapewne nie moja dziewięcioletnia wersja :) To właśnie przede wszystkim za to jestem wdzięczna autorce oraz Olive i Jasonowi. Za sentymentalną podróż w czasie oraz pokazanie własnej odpowiedzi na pytanie: "Co by było gdyby....?", które czasem chyba zadaje sobie każde z nas względem swojej pierwszej miłości. Co by było gdybym zaryzykowała? Co by było gdybym odnowiła kontakt? Co by było gdybym się nie bała? Co by było gdyby stanął na przeciwko mnie po kilkunastu latach? I tak dalej, i tak dalej... pytania cisnące się na usta, głowa wypchana myślami i wspomnieniami a w dłoniach "Pokochać Jasona".

Kiedy Olive miała sześć, siedem lat poznała sąsiada Jasona, który stał się najlepszym przyjacielem jej brata oraz członkiem rodziny. Zrobiła to co każda odważna dziewczynka by zrobiła. Wyznała mu swoje uczucia i poprosiła o rękę. Polizane, zaklepane? :)
On jednak jako "dojrzały" dziesięcioletni mężczyzna nie brał takiej opcji pod uwagę i gdy tragedia dotknęła jego rodzinę po prostu się wyprowadził. A Olive została ze złamanym sercem oraz planami ślubnymi, które trzeba było porzucić lub chociaż przełożyć w czasie.

Po latach gdy Jason staje się znanym gwiazdorem kinowym a Olive wspaniałą pisarką, spotykają się przy ekranizacji jej pierwszej książki.
Zaskoczenie, dezorientacja, wspomnienia oraz odrobina zawstydzenia sprawiają iż ich na nowo splątane losy wywołują dreszczyk oczekiwania a nawet wręcz tupanie nogami z niecierpliwości. Zwłaszcza gdy dochodzi do małżeństwa, które ma ratować reputację niegrzecznego gwiazdora. Czy naprawdę o takim ślubie marzyła Olive? Czy dorosły Jason to ten sam mężczyzna który skradł jej młodziutkie serduszko przed laty? Trzeba przeczytać aby się przekonać.

Uwielbiam bohaterów tej historii! Olive oraz Jason to bohaterowie z którymi utożsamiać może się wielu z nas. Zwłaszcza Ci, którzy mają za sobą pierwsze nieszczęśliwe zauroczenia w młodym wieku. Można się zastanawiać czy połączył ich pech? zwykły przypadek? a może przeznaczenie?
Uwielbiałam chemię, która kiełkowała między nimi, te niewypowiedziane słowa oraz myśli, które zatrzymywały się na zaciśniętych ustach.

Ella Maise wraz ze swoimi bohaterami zabrała mnie w sentymentalną podróż do czasów dzieciństwa. Pokazała że tak naprawdę nigdy nie wiemy jakie niespodzianki szykuje dla nas życie, że nie możemy być pewni czy ktoś kto zniknął z naszego życia dawno temu zrobił to raz na zawsze, czy może jedynie na dłuższą chwilę?
Ta historia sprawiła że się uśmiechałam i postanowiłam nawiązać kontakt ze swoim dziecięcym "mężem".
"Pokochać Jasona" przypomniało mi że warto znaleźć w sobie odwagę aby napisać zwykłe "Cześć. Co u Cb?" do kogoś kto był kiedyś ważnym elementem układanki.
Kto wie dokąd to zaprowadzi.... Może do zdziwienia? niezręczności? A może do fajnej szansy na wspomnienia i przyjaźni.

Wystarczyły trzy kliknięcia aby Ella Maise zagościła w moim życiu..... Ale czy w nim zostanie?

Przyjaciel mojego brata z dzieciństwa...
Pierwsze zauroczenie...
Pierwsze ślubne plany....
Pierwsze rozmarzone spojrzenia...
Pierwsze pisanie imienia ukochanego w zeszycie otoczone serduszkami...
Pierwsze pisanie własnego imienia z nowym nazwiskiem :)
Ale również pierwsze złamane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Żeby się chciało i żeby się mogło...

Jak może niektórzy wiedzą nie jestem miłośniczką powieści pochodzących z pod pióra polskich autorów. Nie oznacza to jednak iż jestem do nich uprzedzona, raz na jakiś czas zdarza mi się sięgnąć po jakiś debiut lub kontynuację aby sprawdzić czy pojawił się ktoś wart uwagi, lub czy komuś udało się rozwinąć swój warsztat literacki. Naprawdę chciałabym móc kiedyś czytając polską powieść kiwać do siebie głową i mówić: "To jest naprawdę dobre" lub nawet "To jest ok". Nie sądzę jednak aby to szybko nastało, o ile w ogóle kiedykolwiek. Pozostanę jednak przy swoich zagranicznych guru, których jest naprawdę sporo.

Nie jestem fanką tej serii, jak również nie wyczekiwałam z utęsknieniem na jej finał, jak w przypadku wielu innnych powieści. Niektórzy nawet słyszeli pewnie iż potrafię rzucić się na kuriera :) Nie mniej jednak zawsze w miarę możliwości staram się dokończyć rozpoczętą historię, nawet jeśli czytanie jej nie sprawia mi satysfakcji.

"Kolejne 365 dni" to książka, która wywołała we mnie mnóstwo uczuć, niestety tych bardzo negatywnych. Nie będę mówić o języku, który pozostawia naprawdę wiele do życzenia, ani o brutalnych scenach seksu, bo czytałam już wiele mocniejszych, jednak z całą pewnością lepiej napisanych. Nie będę mówić o głównej bohaterce, która doprowadzała mnie do szału. Nie wspomnę o okropnym zwrocie akcji. Doceniam fakt iż Pani Blanka chciała zaskoczyć czytelników, domknąć historię w sposób nieszablonowy, podziwiam jej odwagę i jedynie za to przyznałam jej jedną gwiazdkę. Uważam jednak że mocno przesadziła. Wiem że ludzie potrafią się zmienić pod wpływem silnych przeżyć, jednak nigdy do tego stopnia. Nie byłam fanką Massimo, ale to co zrobiła mu autorka jest czymś naprawdę paskudnym. Zrozumiałabym gdyby się rozeszli, w życiu nie zawsze wszystko kończy się happy endem. Jednak odnoszę wrażenie iż Pani Blanka chciała po prostu na siłę wytłumaczyć czytelnikom i wpoić im myślenie że bohater jest zły, okrutny i mają kibicować "nowej miłości". To jednak tak nie działa i skoro nawet ja jestem rozczarowana, mogę sobie tylko wyobrażać co czują fani, którzy naprawdę kibicowali bohaterom przez dwa poprzednie tomy. Szczerze im współczuję.

Podsumowując bardzo nie lubię oceniać książek w taki sposób, naprawdę sprawia mi to ból, nie mogłabym jednak spojrzeć na siebie gdybym przyznała tej lekturze choć gwiazdkę więcej, bo w moim odczuciu zwyczajnie na nią nie zasługuje. Doceniam próby nieszablonowego zwrotu akcji oraz chęć wyjścia z utartych ram, ale nie pochwalam dążenia do tego za wszelką cenę, jak miało to miejsce w tym przypadku.

Czy polecam lekturę? Moja opinia powinna jasno krzyczeć, że nie, jednak to co najbardziej podoba mi się w czytelniczym świecie to właśnie różnorodność poglądów oraz gustów. To że mnie ta książka tak potwornie wymęczyła, nie oznacza iż ktoś nie może być nią zachwycony. Więc zachęcam aby w wolnej chwili, w przypływie nudy, lub z ciekawości może wyrobić sobie własną opinię.
Moja jest taka iż moja przygoda z twórczością Pani Blanki dobiegła końca definitywnie oraz nieodwołalnie.

Żeby się chciało i żeby się mogło...

Jak może niektórzy wiedzą nie jestem miłośniczką powieści pochodzących z pod pióra polskich autorów. Nie oznacza to jednak iż jestem do nich uprzedzona, raz na jakiś czas zdarza mi się sięgnąć po jakiś debiut lub kontynuację aby sprawdzić czy pojawił się ktoś wart uwagi, lub czy komuś udało się rozwinąć swój warsztat literacki. Naprawdę...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Hold You Close Melanie Harlow, Corinne Michaels
Ocena 7,2
Hold You Close Melanie Harlow, Cor...

Na półkach: , , , , , , ,

Czasami potrzebna jest druga szansa, bo być może ta pierwsza nadeszła zbyt szybko....


Jeżeli usłyszycie że w jakimś mieście młoda dziewczyna w okularach, spodniach dresowych i wielkich puchatych kapciach biegała jak oszalała po osiedlu z telefonem przy uchu, po czym rzuciła się (dosłownie niestety) na biednego faceta z paczką w ręce... to niespodzianka... usłyszycie o mnie. Panu na szczęście nic się nie stało, Ci którzy odwiedzają mnie kilka razy dobrze mnie już znają więc są przygotowani. A on odwiedził mnie pierwszy raz i zapewne ostatni. Był milutki, nawet nie nazwał mnie wariatką. Bynajmniej nie na głos :) Jedno jest pewne.. potrafię naprawdę szybko biegać gdy wymaga tego sytuacja, pan od WF byłby dumny.

"Hold you close" to książka, na którą czekałam prawie konając niczym człowiek bez wody na pustyni. Tak często gapiłam się w okno, że aż w końcu postanowiłam je umyć, żeby wyraźniej i lepiej widzieć. Telefon prawie przykleił mi się do ręki, bo nie wiem czemu sądziłam że nie zdążę odebrać gdy będzie leżał sobie na biurku. Ale w końcu mam ją! A może raczej to ona ma mnie. Zapewne zaczynanie jej nie było najlepszym pomysłem, po dwóch nockach w pracy i dniach na uczelni. Pamiętajcie, jeśli sądzicie że możecie uczknąć sobie rozdział lub dwa a resztę zostawić na następny dzień to... okłamujecie się tak samo bardzo jak ja :)

London uwielbia nienawidzić Iana, który złamał jej serce wiele lat temu. Nie ma niestety możliwości wyleczenia swoich ran do końca, skoro on mieszka tuż obok, a na dodatek jest bratem jej najlepszej przyjaciółki. Nie mówiąc już o trójce chrześniaków, dwóch dziewczynek oraz chłopczyka, które dzielą wspólnie. Sami więc widzicie, że wylizanie ran jest praktycznie nieosiągalne. Można się więc domyślić że burzliwa przeszłość, niezagojone rany oraz wciąż potężne emocje doprowadzają do wielu burzliwych rozmów, kłótni oraz wzajemnego robienia sobie na złość. Do czasu....
Tragedie także mogą mieć swój cel...

Śmierć siostry, przyjaciółki oraz jej męża wywraca wszystko do góry nogami. Troje dzieci w sekundzie straciło rodziców oraz poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Ian nie spodziewał się jednak że Sabrina zadbała o wszystko. A jej ostatnią wolą nie było oddanie dzieci pod opiekę dziadków z Florydy. Powierzyła je jego opiece...To w momencie odczytania testamentu tak naprawdę rozpoczyna się prawdziwa akcja. Playboy, właściciel klubu, wspaniały wujek, jednak czy zdolny do tego by stać się "tatą"? Czy opieka nad ukochanymi dziećmi zbliży do siebie poranionych przez przeszłość i siebie nawzajem bohaterów?

Corinne i Melanie mistrzowsko zbudowały swoich bohaterów, wszystkie puzzle idealnie łączyły się ze sobą. London to wspaniała kobieta, być może odrobinę pogubiona. Pełna jednak determinacji, ognia, empatii, współczucia, przepełniona uczuciami do dzieci i nie tylko do nich...
Ian Chase... od początku wiedziałam że coś tam nie gra z łatkami jakie nosił. Nie ze mną te numery. Z czasem odkrywamy to co skrywa od tak dawna, głęboko zakopane, ale nigdy nie zapomniane...
Dzieci były wspaniałe, ściskało mnie serce gdy czytałam o tragedii jaka ich spotkała. Były takie zagubione, przestraszone a mimo to bardzo dzielne. Wielokrotnie miałam ochotę wskoczyć do książki i je przytulić.

Cała fabuła zawiera w sobie oczywiście elementy, które znajdujemy w wielu innych pozycjach. Można powiedzieć że to taka "lepianka" różnych znanych oraz lubianych motywów. Nikt jednak nie powiedział że z połączenia "starego" nie może wyjść coś absolutnie mistrzowskiego. Uwielbiam styl pisania, to jak gładko oraz płynnie przelatywały kolejne kartki.
Cieszę się że miałam przyjemność obserwować jak uczą się nasi bohaterowie: uczą miłości, wsparcia, bycia rodziną, radzenia sobie ze strachem. Myślę nawet iż sama nauczyłam się od nich kilku ważnych rzeczy.

Trzymajcie tą książkę blisko, z całą pewnością tego nie pożałujecie.

Czasami potrzebna jest druga szansa, bo być może ta pierwsza nadeszła zbyt szybko....


Jeżeli usłyszycie że w jakimś mieście młoda dziewczyna w okularach, spodniach dresowych i wielkich puchatych kapciach biegała jak oszalała po osiedlu z telefonem przy uchu, po czym rzuciła się (dosłownie niestety) na biednego faceta z paczką w ręce... to niespodzianka... usłyszycie o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Skaczesz.... i będę tam żeby Cię złapać".

Wierzycie w bratnie dusze? W to że ktoś tam gdzieś na górze już bardzo dawno temu zadecydował o tym jak potoczy się Twoje życie oraz kto jest Ci pisany? A może wolicie racjonalne przekonanie iż sami trzymacie ster swojego życia oraz obieracie kurs jedynie w zgodzie z własnymi przekonaniami? Dlaczego o to pytam? Pewnie dlatego iż wielkie pytajniki dotyczące tych kwestii będą pewnie nie raz zaprzątać Wam głowy w czasie spotkania z kolejną książką Emmy Chase.

W ostatnim czasie mój mózg był tak przeciążony oraz przegrzany po ciężkiej sesji, że nie miałam sił nawet czytać, a to raczej mi się nie zdarza. Miałam ochotę jedynie leżeć i patrzeć w sufit, który zresztą tak swoją drogą pasowałoby odmalować. Źle się czułam sama ze sobą, gdyż nie zatapianie się w jakiejś lekturze przez ponad tydzień przeczy mojej osobowości i ogólnie temu kim jestem. Więc gdy na radarze pojawiła się kolejna część cyklu Royally postanowiłam w końcu przeczyścić drugą parę oczek i wrócić na konia.

"Królewsko obdarowany" to historia księżniczki Ellie oraz ochroniarza Logana. Ci,którzy czytali poprzednie tomy wiedzą iż nasza bohaterka jest młodszą siostrą Olivii, której historię poznawaliśmy w pierwszej części. A Logan St. James jest ochroniarzem królewskiej rodziny Wessco. Kiedy się poznają nasza bohaterka jest jeszcze w szkole średniej, lata jednak mijają a oni są coraz bliżej siebie. Logan jest ochroniarzem, przyjacielem, zauroczeniem, miłością ale czy w końcu staje się również kochankiem?

Cała ich historia rozwija się na przestrzeni kilku lat. To nie jedna z tych historii gdy ludzie się poznają i kilka dni później wyznają sobie miłość, nie mogąc bez siebie żyć. To romans, który rozwija się bardzo powoli. Zupełnie jakby kupić nasionko, a nie gotową roślinę. Aby wyrosło z niego coś pięknego musimy sobie solidnie zaczekać, ale zdecydowanie jest warto. Ta książka kojarzyła mi się z ukochanym przeze mnie filmem. Mam na myśli "Bodyguarda", oczywiście tego oryginalnego z Kevinem oraz Whitney.
Gdy czytałam "Królewsko obdarowanego" miałam nieustające ciarki, zupełnie jak wtedy gdy pierwszy raz obejrzałam film, co było bardzo przyjemnym uczuciem i powrotem do fajnych wspomnień.
Bohaterowie są mistrzowsko wykreowani. Logan to twardziel, który tatuaże skrywa pod doskonale skrojonym garniturem. Praca jest dla niego wszystkim, jest lojalny, niebezpieczny, seksowny, groźny. Ma również ogromne serce oraz co urocze jest odrobinę małomówny wobec wszystkich z wyjątkiem Ellie.
Ona z kolei jest słodką, miłą dziewczyną, dużo od niego młodszą. Która jak wiemy nie miała łatwego i przyjemnego życia głównie ze względu na ojca. Nie mylcie jednak pojęcia słodka i miła z określeniem nudna lub bez charakteru, gdyż to zdecydowanie nie są określenia zbliżone do siebie, a już na pewno nie w tym przypadku. Bowiem gdy wymagała tego sytuacja Ellie potrafiła pokazać pazurki, hard ducha oraz ognisty temperament.

Cała fabuła, historia, która została opowiedziana to jedna z moich ulubionych rzeczy w tej książce. Niektóre rozdziały przesuwały się w czasie kilka lat co pozwalało nam naprawdę zobaczyć jak wzrastało oraz ewoluowało uczucie między głównymi bohaterami. Jest ono niemal namacalne i wyczuwalne. Zostałam pewien sposób rozdarta na dwie części i każda z nich chciała iść w zupełnie inną stronę. Ta trochę powściągliwa, racjonalna szeptała mi że to nie może się dobrze skończyć, że lepiej nie próbować aby nie cierpieć. Duża różnica wieku, podziały społeczne, fakt iż Logan jest ochroniarzem i ma do wykonania zadanie, to wszystko nie wróżyło dobrze. Ta druga jednak, która jest romantyczką patrząc na rozwijające się uczucie, wzajemne przyciąganie oraz fakt jak absolutnie cudowni byli razem wrzeszczała że w cholerę z jakimiś zasadami! Która wygrała? Zachowam to dla siebie :)

Podsumowując "Królewsko obdarowany" może być sobie trzecim tomem serii, ale jak dla mnie zdecydowanie jest numerem jeden. Przedstawiona tu historia jest tak żywa, autentyczna oraz wyjątkowa że bezpardonowo kasuje pozostałe dwie. Podniosła temperaturę mojego ciała, rozgrzała je wręcz do czerwoności swoimi scenami erotycznymi, natomiast cała fabuła oraz bohaterowie ocieplili moje serduszko. Logan uratował nie tylko Ellie, lecz mnie również. Gdyby nie on pewnie nadal gapiłabym się w sufit i aż strach pomyśleć co jeszcze chciałabym z nim zrobić :)

"Skaczesz.... i będę tam żeby Cię złapać".

Wierzycie w bratnie dusze? W to że ktoś tam gdzieś na górze już bardzo dawno temu zadecydował o tym jak potoczy się Twoje życie oraz kto jest Ci pisany? A może wolicie racjonalne przekonanie iż sami trzymacie ster swojego życia oraz obieracie kurs jedynie w zgodzie z własnymi przekonaniami? Dlaczego o to pytam? Pewnie dlatego iż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bum... Bum... Bum... Slyszycie ten dźwięk? To ja walaca głową w ściane aby zapomnieć o tym co właśnie przeczytałam. Nawet jeśli miałoby się to skończyć wstrzasnieniem mózgu to będzie warto.

Bardzo rzadko sięgam po książki polskich autorów. One zwyczajnie do mnie nie przemawiają, brakuje im tego wyjątkowego CZEGOŚ co mają w sobie dzieła takich genialnych twórczyn jak VI Keeland, Penelope Ward, K. Bromberg, Katy Evans czy Jennifer L. Armentrout. I bynajmniej nie mam tu na myśli genialnej ścieżki marketingowej oraz reklamy. To po prostu wyczucie smaku, stylu oraz umiejętność odroznienia zwykłego prostackiego pornola od literatury erotycznej dla kobiet. Dlaczego więc to sobie zrobiłam? Dlaczego sięgnęłam po "Gordiana"? Może zwyczajnie jestem masochistka i lubię sprawiać sobie ból? A tak na serio to po prostu staram się od czasu do czasu dać szansę swojej krajance, z czystej ciekawości nawet aby sprawdzić czy coś idzie ku lepszemu. Niestety póki co czarna dziura nicości...

Zacznijmy od postaci głównego bohatera. Gordian miał być ucielesnieniem kobiecych fantazji, a przynajmniej tak zgaduje w oparciu o okładkę. I mimo iż szczerze uwielbiam seksownych drani z krwi i kości to on był po prostu zwykłym prostakiem. Autorka próbowała chyba tłumaczyć jego skandaliczne zachowania wobec kobiet trudnym dzieciństwem ale wierzcie mi że znam wielu bohaterów z dużo tragiczniejsza przeszłością a mimo to mają oni chociaż zalążek szacunku dla kobiet. Gordian był po prostu odpychajacy, a fakt iż był narratorem powieści z całą pewnością nie przyczynił się do tego abym łatwiej ja zniosla.

Kira, pokladalam w niej duże nadzieje ze ocali chociaż zalążek tego co miało być powieścią dla kobiet. Niestety nadzieja matka głupich. Bardzo niezdecydowana, wodzaca wręcz za nos bohatera. Domyślam się co ja spotkało w przeszłości tym bardziej cała konstrukcja na której została zbudowana jej postać wydaje mi się absurdalna i niedorzeczna. Nie jestem oczywiście żadnym ekspertem, studiuję jednak psychologię i jakieś pojęcie mam. A autorka absolutnie żadnego. Jeśli czegoś nie rozumiem to są dwa wyjscia. Albo zwyczajnie o tym nie pisze lub zaczerpuje wiedzy od kogoś kto posiada pojęcie na ten temat.

Cała fabuła kręci się wokół seksu, opisanego w dosyć wulgarny wręcz odpychajacy sposób. Autorka wplotla w fabułę również paranormalne zjawisko co pozwolicie pozostawie już bez komentarza. Gdyż milczenie w tym przypadku jest złotem.

Podsumowując naprawdę chciałabym móc cofnąć się w czasie i uniemożliwić sobie przeczytanie tego ale niestety to niemożliwe. Podziwiam odwagę autorki do eksperymentowania ale w tym wypadku było to po prostu niesmaczne. Dałam jedna gwiazdkę jedynie za okładkę.

Bum... Bum... Bum... Slyszycie ten dźwięk? To ja walaca głową w ściane aby zapomnieć o tym co właśnie przeczytałam. Nawet jeśli miałoby się to skończyć wstrzasnieniem mózgu to będzie warto.

Bardzo rzadko sięgam po książki polskich autorów. One zwyczajnie do mnie nie przemawiają, brakuje im tego wyjątkowego CZEGOŚ co mają w sobie dzieła takich genialnych twórczyn jak VI...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

"Chciałem zmiażdżyć jej skrzydła, a potem złożyć je z powrotem, żeby tylko była ode mnie zależna"

Kochacie ten dreszczyk ekscytacji gdy odnajdujecie nowego autora i macie zatopić pazurki pierwszy raz w jakiejś jego historii? Marzycie aby zanurzyć się w niej tak głęboko, by pokochać ją już od pierwszych stron? Czujecie podekscytowanie, zniecierpliwienie oraz ogromne wyczekiwanie?
Właśnie tego wszystkiego doświadczyłam gdy poznałam Danielle Lori i rozpoczęłam przygodę z "The Sweetest Oblivion". Nigdy nie byłam fanką romansów mafijnych, może dlatego że do tej pory nie natknęłam się na żaden, który by mnie zachwycił. Aż do teraz. Mój boże... Ta kobieta udowodniła że niemożliwe naprawdę NIE ISTNIEJE.

Jako najstarsza córka dona Cosa Nostra, Elena Abelli zawsze znała swój los - wyjść za mąż nie z miłości, lecz w celu zaspokojenia oraz zabezpieczenia interesów swojej rodziny. Jednak sześć miesięcy temu, w chwili słabości, starannie wykreowana postać dobrej dziewczyny, wzorowej córki roztrzaskała się. Elena popełniła błąd, który ma daleko idące konsekwencje.
Teraz to jej młodsza siostra w pewien sposób zajmuje jej miejsce, mając stać się wzorową żoną dla bardzo wpływowego mężczyzny. Elena stara się powrócić w łaski ojca, walcząc jednocześnie z całkowitym roztrzaskaniem skorupy kryjącej jej prawdziwą ognistą i buntowniczą naturę. Odczuwa ulgę iż to nie ona ma stanąć na ślubnym kobiercu i pozwolić się sprzedać. Do czasu gdy nie poznaje swojego przyszłego szwagra....

Nicolas Russo jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem. Może i jest najmłodszym donatorem w Nowym Jorku, jednak z całą pewnością należy do grona tych mężczyzn, którzy nie znają pojęcia lęk i nie cofną się przed niczym. W końcu nie każdy człowiek mógłby podołać ciężarowi jaki spoczywa na nazwisku Russo. Jemu jednak się to udaje, a nawet rozkoszuje się tym. Nikt mu się nie przeciwstawi, nikt się nawet nie odważy spróbować, dopóki nie pozna swojej szwagierki Eleny "Słodkiej Abelli".

Co ci bohaterowie ze mną zrobili.... Mistrzostwo świata.
Elena to dziewczyna, która na początku wydawała mi się odrobinę płytka, uległa? Tak to chyba dobre słowo. Było to jednak bardzo złudne i mylne wrażenie, które z każdą czytaną stroną wywoływało we mnie napady śmiechu, bo teraz sama nie wiem jak mogło mi to przyjść do głowy :) Myślę jednak że był to celowy zabieg autorki. Strona po stronie zdzierała ona z Eleny kolejne warstwy ukazując nam pełną gniewu, ognia, namiętności i zadziorności kobietę. Klasa sama w sobie.

Nico, co za facet. Absolutnie uwielbiam go od pierwszego zdania jakie wypowiedział. Sprawił że na mojej skórze pojawiły się ciarki, a to wcale nie zdarza się zbyt często. Kierował się tak mroczną moralnością. Jego stanowcza odmowa życia według czyichś wymagań czy oczekiwań, sprawiała że był tak cudownie nieprzewidywalny, groźny, zaborczy i dominujący, że wyprawiał z moją wyobraźnią naprawdę niegrzecznie pyszne rzeczy :)
Cieszę się że historię poznawałam z obydwu perspektyw. W głowach tych dwojga dzieje się zdecydowanie zbyt dużo, aby można było powierzyć narrację tylko jednej ze stron.

Napięcie seksualne.... Sama nie wiem jak je opisać. Tego chyba nie da się zrobić. Autorka uczyniła z niego coś tak niemożliwie doskonałego że aż brak mi słów. Jest tak impulsywnie, gwałtownie, parno wręcz iż mamy wrażenie że książka pali nas w dłonie. Nawet gdyby przez całą historię nie doszło do pocałunku ( ale oj doszło :) ), gdyby nie było żadnego zbliżenia fizycznego to samo to seksualne napięcie wystarczy aby wprawić czytelnika w prawdziwe wrzenie. A i to określenie jest mało adekwatne. To istna eksplozja, która zagarnie całą wyobraźnię i myśli czytelnika. Nie wiem czy kiedykolwiek zwróci je z powrotem. Raczej wątpię.

Po przeczytaniu tej książki muszę z całą pewnością wykreślić z mojego życia i słownictwa całkowicie i nieodwracalnie słowo NIEMOŻLIWE.
Bo ta kobieta,
tą książką,
udowodniła że niemożliwe po prostu nie istnieje.


Mam nadzieję, że któreś z polskich wydawnictw, a mamy kilka naprawdę świetnych, może Kobiece? zlituje się i zaserwuje naszym czytelnikom polskie wydanie tego majstersztyku.

"Chciałem zmiażdżyć jej skrzydła, a potem złożyć je z powrotem, żeby tylko była ode mnie zależna"

Kochacie ten dreszczyk ekscytacji gdy odnajdujecie nowego autora i macie zatopić pazurki pierwszy raz w jakiejś jego historii? Marzycie aby zanurzyć się w niej tak głęboko, by pokochać ją już od pierwszych stron? Czujecie podekscytowanie, zniecierpliwienie oraz ogromne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Zawsze trzeba spodziewać się czegoś więcej niż to, co widzimy na pierwszy rzut oka – znacznie więcej."

My ludzie mamy tendencję do oceniania wszystkiego co widzimy, często nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego iż mierzymy kogoś krytycznym wzrokiem, ostentacyjnie mijamy, lub szepczemy do koleżanki różnorakie komentarze dotyczące osoby, którą widzieliśmy. Nawet gdy próbujemy z tym walczyć, nie zdajemy sobie sprawy, że oceniające myśli na temat kolejnej osoby "X" pojawiają się w naszych głowach.
Sama w ostatnim czasie spotykam się z tym dosyć często. Gdyż jedną z rzeczy jakie sprawiają mi przyjemność jest częsta i bardzo oryginalna zmiana koloru włosów. Rude, zielone, niebieskie, blond, a aktualnie zielono, rudo, niebiesko, siwe. Niektórym wydaje się iż fakt że mam w uszach słuchawki sprawia że nie słyszę komentarzy. Otóż słysze. Wiele z nich jest miłych, zdarzają się jednak również te nieprzyjemne. Co poradzę iż ludzie "normalni inaczej" jak ja, zawsze wyróżniają się z tłumu.

Bohaterka w kardiganie, lakierkach, przesiadującą w bibliotece powołana do życia przez Ney Sarę z całą pewnością była przyzwyczajona do etykietki: "nudziary, świętoszki oraz kujonki". Ale James to wcale nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Jest zadowolona, że ma święty spokój. Do momentu gdy jej świątynię oraz przestrzenią osobistą zatrzęsie sam Sebastian "OZ". Zapaśnik. przystojniak, obiekt kobiecych westchnień. Czyżby się zgubił? Raczej nie, bowiem jak wiadomo od tysiącleci, nic nie motywuje człowieka tak bardzo jak możliwy przypływ gotówki, a już zwłaszcza studenta! Aby doświadczyć przyjemności powiększonego portfela Sebastian musi pocałować James. Nie zdaje sobie tylko sprawy z tego iż zarówno to jak i ona sama spodoba mu się tak bardzo. Lakierki oraz sweterki to nowa marchewka na mężczyzn jak widać :)

Fabuła została doskonale poprowadzona. Wręcz mistrzowsko, wcale nie uważam aby użycie tego słowa w tym wypadku było nadużyciem. Interesujące dialogi, napięcie seksualne unoszące się pomiędzy regałami biblioteki, cięte, dowcipne riposty, sny bohatera jak po zażyciu grzybków halucynków, no i wreszcie przyjaźń, która rozrasta się w coś znacznie poważniejszego.

Uwielbiam kreację James, jej kardigany, lakierki, za którymi kryła się niesamowita, niegrzeczna oraz zabawna dziewczyna. Lubiła siebie taką jaką była, nie koloryzowała, nie próbowała na siłę stać się kimś innym, tylko po to aby przypodobać się facetowi. Miała charakterek, który nie raz dawał o sobie znać. Przybij piątkę dziewczyno!

Sebastian "OZ" oprócz tego iż oczywiście był przystojny, seksowny oraz męski, był również uroczo niezdarny w tych swoich próbach zbliżenia się do James. Biedak nie spodziewał się że zwykły kardigan, lakierki oraz perły! nie możemy zapominać o perłach! staną się jego kryptonimem, bez którego nie będzie umiał żyć. No cóż... zdarza się nawet najlepszym :)

Podsumowując ta przeurocza i zabawna historia wprawiła mnie w doskonały humor, ilekroć sobie o niej pomyślałam doznawałam wykrzywienia mięśni szczęki ku górze. Polecam wszystkim tym, których nie satysfakcjonuje ocena "na pierwszy rzut oka". Zapaśnik, kardigan, lakierki i perły mają bowiem o wiele więcej do zaoferowania niż można by przypuszczać. Przede wszystkim wspaniałą zabawę i uśmiech na twarzy.

"Zawsze trzeba spodziewać się czegoś więcej niż to, co widzimy na pierwszy rzut oka – znacznie więcej."

My ludzie mamy tendencję do oceniania wszystkiego co widzimy, często nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego iż mierzymy kogoś krytycznym wzrokiem, ostentacyjnie mijamy, lub szepczemy do koleżanki różnorakie komentarze dotyczące osoby, którą widzieliśmy. Nawet gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

(...) bardzo łatwo jest stracić wszystko, co uważało się za dane na zawsze."


Każdego dnia wszyscy bierzemy udział w maratonach. Biegniemy z dzieckiem do szkoły, do pracy, na uczelnię, do lekarza, na zakupy. Każdego dnia czas przecieka nam między palcami, nie zastanawiamy się nad tym co nam umyka, czy nie jest to coś ważnego.
Gdybyśmy tak na chwilę zwolnili, usiedli i zastanowili się kiedy ostatni raz powiedzieliśmy bliskim, że są dla nas ważni, kochani, to czy przypomnielibyśmy sobie ten moment? Zrobiliśmy to w biegu kilka miesięcy temu? Przez telefon lub smsa? A może już nawet nie pamiętamy?
Ja nie pamiętam, a przynajmniej nie pamiętałam dopóki ta ksiązka nie otworzyła mi oczu. Studia i praca sprawiły, że nie miałam czasu nawet na to aby napisać kilka słów na temat książek, co kocham najbardziej na świecie i poczułam się źle...Źle z tym, że wszystko przemyka mi przez palce. Ciągle powtarzam: za chwilę, później, jutro, za miesiąc. A Wy?
Niestety to "PÓŹNIEJ" nie zawsze jest dane...

"Więcej niż my" to historia młodej dziewczyny, która wychodząc na wyczekiwany bal z okazji zakończenia szkoły średniej pożegnała się z rodziną i zamknęła za sobą drzwi, nie spodziewając się iż po kilku godzinach okaże się że zrobiła to po raz ostatni w życiu. Teraz będzie musiała spróbować nauczyć się na nowo chodzić, w tej okrutnej i zimnej rzeczywistości. Na szczęście nie jest sama. Pojawia się Jake, ktoś wydawać by się mogło zupełnie obcy, a jednak to on w raz ze swoimi najbliższymi weźmie Mikaylę, pod swój dach.Czy to tylko dobry samarytanin? Anioł stróż? A może ktoś jeszcze inny?

Część osób być może przewraca oczami. Sama to robiłam zanim zaczęłam czytać. Myślałam sobie kolejna dziewczyna z ciężkimi przejściami, pojawiający się rycerz na białym koniu i wielki neonowy napis HAPPY END.
Nasza ludzka natura ma w sobie coś takiego że lubimy przypinać etykietki: dziwak, kujon, kryminalista itp. W tym wypadku ja także to zrobiłam. Przykleiłam łatkę przewidywalnej, romantycznej historii. Po części być może tak było, jednak czasem nie warto sięgać po etykietki, bo mogą zakryć coś wyjątkowego i nietuzinkowego. Jak chociażby fakt iż ta historia sprawiła że znalazłam czas aby usiąść z kubkiem kawy i podzielić się swoimi spostrzeżeniami oraz przypomnieć mojej rodzinie jak bardzo ich doceniam.

Mikayla była bohaterką, którą można opisać słowami: "Ból czyni cię silnym. Strata czyni cię potężnym". I właśnie w taki sposób zostawię przedstawianie tej postaci. Czasem mniej znaczy więcej.
Jake przypomina mi trochę Olafa z "Krainy lodu". Nie, nie chodzi tutaj o to że przypomina bałwana. Był po prostu dobrym duchem tej historii. "Dla niektórych ludzi warto się roztopić" i on zdecydowanie zrobił to dla naszej bohaterki. "Mały książę" powiedziałby mu pewnie iż "Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to co oswoiłeś".

Całą historię czyta się szybko i płynnie. Bohaterowie są na swój unikatowy sposób wyjątkowi, a fabuła trzyma równowagę pomiędzy cierpieniem a nadzieją, mimo iż są momenty gdy zaczyna delikatnie się chwiać.
Jednak to wszystko powiedzieć można o wielu książkach. Co więc czyni ją INNĄ?

A mianowicie to, iż ona cała krzyczy do nas na całe gardło: "Zwykle wy ludzie odkładacie najważniejsze słowa na później, a to później może już nigdy nie mieć szans nadejść".

(...) bardzo łatwo jest stracić wszystko, co uważało się za dane na zawsze."


Każdego dnia wszyscy bierzemy udział w maratonach. Biegniemy z dzieckiem do szkoły, do pracy, na uczelnię, do lekarza, na zakupy. Każdego dnia czas przecieka nam między palcami, nie zastanawiamy się nad tym co nam umyka, czy nie jest to coś ważnego.
Gdybyśmy tak na chwilę zwolnili, usiedli i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

"Jeśli człowiek nie ryzykuje, to nic w jego życiu się nie zmienia."

W ostatnim czasie opiekowałam się swoją chrześnicą, która ma więcej energii w swoim małym ciałku niż całe przedszkole, dlatego moje wieczory wypełnione książkowymi kochankami i lampkami wina musiały na chwilę zostać zawieszone. Miałam natomiast okazję na nowo zapoznać się z Kopciuszkiem i stwierdzeniem mojej siostrzenicy jako to wszyscy ludzie żyją w błędzie twierdząc iż Kopciuszka uratowała najpierw wróżka a później książę. Otóż według rezolutnej pięciolatki ludzie ignorują fakt iż to Kopciuszek zdecydował o tym aby pójść na bal, podjął ryzyko poniżenia i ośmieszenia aby mieć szansę na odnalezienie swojego szczęścia. Nie mogłam przestać myśleć o tym odważnym i dosyć prawdopodobnym stwierdzeniu w czasie zaczytywania się w najnowszej K. Bromberg. Niżej przekonacie się co wspólnego ma Kopciuszek z bohaterami najnowszego dziecka Kristy.

"Worth the Risk" to historia trzeciego brata Malone, i chodź jestem na zabój zakochana zarówno w seksownym policjancie jak i w odważnym strażaku, nie mogę oprzeć się wrażeniu iż to co najlepsze Krista zostawiła właśnie na koniec.

Mamy tutaj samotnego, zamkniętego w sobie ojca, który uważa że już dawno wykorzystał swoją szansę na miłość oraz bogatą dziewczynę, którą próbuje pokryć tym samym pędzlem co swoją byłą. Kolorami oznaczającymi: bogactwo, wyniosłość, egoizm oraz lenistwo. Co jeśli wśród tych farb pojawi się nagle ta oznaczająca chemię i pożądanie?

Grayson uważa że został unicestwiony, że dawno, dawno temu wykorzystał swoją szansę na miłość lokując ją w osobie bogatej i nadętej dziewczyny, która bez oglądania się do tyłu porzuciła jego i syna. Teraz jest ich tylko dwóch. Ojciec i syn. Jedyna miłość jaka w oczach Graysona ma jeszcze prawo istnieć. Zamierza zrobić wszystko aby właśnie tak pozostało. Jednak jego nazwisko pojawiające się w konkursie HOT Dad otwiera dawne rany i lęki.

Sidney jak już wiadomo, pochodzi z bogatej rodziny, nie oznacza to jednak iż nie zna ciężkiej pracy. Haruje jak wół aby spełnić swoje marzenia. To dlatego znalazła się w malutkim miasteczku w Ameryce, pracując dla rodzinnego magazynu, próbując przekonać jedynego mozliwego wybawiciela do wzięcia udziału w konkursie, o którym ten nie chce nawet slyszeć.

Pokochałam bohaterów. Po pierwsze zawsze bardzo imponują mi samotni rodzice, zwłaszcza gdy chodzi o ojców, Grayson był więc na wygranej pozycji od samego początku. Mimo iż był człowiekiem z głębokimi bliznami, emocjonalną przeszłością, która próbuje ubarwić jego przyszłość nie da się go nie pokochać. Po drugie Sidney, która wiedziała że była wredną dziewczyną w tłumie, nie zwracającą uwagi na chłopca z Blues-Collar, Graysona, z ich licealnej przeszłości. Ale już nie jest tą dziewczyną, nie ważne jak bardzo nasz bohater próbuje pomalować ją tym skażonym pędzlem.
No i jest jeszcze Luke, chłopczyk który roztopi serce absolutnie każdego. Bez niego ta książka by nie istniała.

Uwielbiam Panią Bromberg nie tylko za wybitne fabuły, oraz unikatowych bohaterów lecz również za emocje, których w "Worth the Risk" oczywiście nie zabrakło. Uwielbiałam to powolne spalanie. Przejście od wrogów do kochanków. Docinki, nienawistne spojrzenia, złość, rozgoryczenie, ale jednocześnie gęsią skórkę wywołaną podnieceniem, które nie sposób usunąć.

"Worth the Risk" to historia, która odciska swoje piętno. To opowieść o trudnym, samotnym rodzicielstwie, bezgranicznej miłości do dziecka, podejmowaniu ryzyka jak u Kopciuszka oraz w końcu o odłożeniu w wieczne zapomnienie skażonego pędzla i wzięciu do ręki nowego, oznaczającego pełną rodzinę, i miłość, w końcu w ostatecznym rozrachunku to własnie o nią chodzi.

Te historię możecie czytać osobno, ja jednak polecam najpierw poznać dwóch poprzednich braci, aby móc w pełni rozkoszować się tym co znajdziecie tutaj.

"Jeśli człowiek nie ryzykuje, to nic w jego życiu się nie zmienia."

W ostatnim czasie opiekowałam się swoją chrześnicą, która ma więcej energii w swoim małym ciałku niż całe przedszkole, dlatego moje wieczory wypełnione książkowymi kochankami i lampkami wina musiały na chwilę zostać zawieszone. Miałam natomiast okazję na nowo zapoznać się z Kopciuszkiem i stwierdzeniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat”.

C.S Levis powiedział kiedyś takie piękne słowa: „Dzięki książce staję się tysiącem osób, chociaż wciąż pozostaję sobą”. Ja w ciągu ostatnich emocjonalnych godzin stałam się może nie tysiącem, lecz trójką, ale z całą pewnością taką, która odcisnęła we mnie nieusuwalne piętno.
Stałam się twardo stąpającą po ziemi Anną, która racjonalnie i naukowo próbowała ratować swoje największe szczęście oraz powód do życia. Stałam się Robem, marzycielem i urodzonym ryzykantem, który gotów jest zapłacić każdą cenę za życie swojej pociechy. Oraz małym Jackiem, promykiem słońca, najdzielniejszym superbohaterem jakiego kiedykolwiek miałam przyjemność poznać.

Bardzo rzadko decyduję się sięgać po książki, które mogą roztrzaskać mnie emocjonalnie. Być może dlatego, że jako studentka psychologii oraz wolontariuszka na co dzień mająca do czynienia z umierającymi małymi aniołkami, zwyczajnie boję się, że większej dawki ściskania w piersi zwyczajnie już nie zniosę. Co się więc zmieniło? Dlaczego zdecydowałam się wziąć w swoje ręce właśnie taką lekturę?
Może dlatego, że „odważni nie żyją wiecznie, lecz tchórze nie żyją wcale’’. Zapraszam więc ,na mam nadzieję nie tchórzliwą recenzję „Nieba na własność” autorstwa Luke Allnutt.

Stykanie się z ludzkim cierpieniem i dramatem, zawsze jest trudne. Za wszelką cenę pragniemy wierzyć, że mimo wszystko zakończenie zawsze okaże się iście bajkowe: „i żyli długo i szczęśliwie”. Czytając książki, nawet z kategorii dramatów jesteśmy święcie przekonani iż dostaniemy upragniony happy end, bo o ile często nie możemy liczyć na niego w życiu, to w książkach powinien być pewniakiem prawda?
Do momentu gdy trzymamy w rękach książkę, która jest prawdziwsza niż wszystkie inne, taką z krwi i kości. Historię, która niestety przydarzyć może się każdemu z nas.

Rob i Anna byli szczęśliwym małżeństwem, obdarowanym wielką radością i błogosławieństwem w postaci synka Jacka. Jest to o tyle istotne iż bohaterka poroniła kilka razy, nim na świecie pojawił się upragniony potomek. Wydawać by się mogło, że nic nie jest w stanie zakłócić szczęśliwej rodzinnej sielanki, wypełnionej śmiechem, podróżami i radością. Jednak ten piękny obraz roztrzaskał się na milion kawałeczków w momencie gdy usłyszeli straszliwą diagnozę. Jack ma złośliwy nowotwór mózgu. Zaczyna się dramatyczna walka o życie ukochanego dziecka. Rozpacz, umierająca nadzieja, oraz drastyczna prawda zaczyna oddalać od siebie załamanych i przerażonych rodziców. Przecież właśnie w takiej chwili, rodzina powinna trzymać się razem i wspierać. Niestety ogromny strach wynikający z możliwości utraty ukochanego dziecka przynosi zupełnie odwrotny skutek. Który rodzic potrafiłby zaakceptować i pogodzić się ze świadomością iż jego dziecko umiera? Nie znam takiego, nie sądzę by ktokolwiek znał. Rob nie myśli o swoim małżeństwie, ale czy można mieć o to do niego pretensje? Jego głowę zajmuje wszystko co ma związek z chorobą. Jego myśli pełne są stron internetowych i forów, które przegląda. Co okazało się bardzo ważnym fundamentem całej fabuły. Przecież zrozumieć nasze cierpienie i bezsilność mogą jedynie Ci, którzy sami przeżyli to samo piekło. Początek książki jest dosyć interesujący, znajdujemy tutaj bowiem bardzo pijanego i jeszcze bardziej samotnego Roba, co świadczy o tym iż mamy tutaj do czynienia z historią opowiadaną od końca. Dopiero później, w kolejnej części cofamy się wstecz. Widzimy przebłyski i fragmenty szczęśliwego małżeńskiego i rodzicielskiego życia, oraz cały proces postępowania choroby.

Fabuła została poprowadzona w sposób doskonale przemyślany, autor każdą linijką zabierał nas dokładnie w to miejsce, w które chciał. Byliśmy swoistego rodzaju bezwładnymi marionetkami, to on pociągał za wszystkie sznurki. Nie sądziłam że mężczyzna może pisać w tak ujmujący i emocjonujący sposób. Bynajmniej nie jestem feministką, nie mniej jednak ogromna uczuciowość oraz emocjonalność autora zasługuje na duży szacunek oraz co tu dużo mówić, podziw. Pan Luke nie dawał chwili wytchnienia, przeskakując między wątkami niczym pionkami na szachownicy. Dostajemy nie tylko pełny obraz choroby oraz walki z nią, lecz widzimy również wewnętrzne rozterki i rozdarcie bohatera, który jest narratorem całej historii. To dosyć nieszablonowe podejście, bo przeważnie fabuła ukazywana jest oczami matki, uważając iż to ona bardziej cierpi. Nic bardziej mylnego, dlatego cieszę się iż tutaj autor zdecydował się na inne rozwiązanie. Ukazując nam mężczyznę, męża, dumnego ojca, aż w końcu roztrzaskany i pogubiony cień własnej osoby po niewyobrażalnej stracie.

Pokochałam bohaterów, którzy stanowili ważny element całości. Potrafiłam utożsamić się z każdym z nich. I chociaż popełniali błędy, podjęli kilka głupich decyzji, potrafię to całkowicie zrozumieć w obliczu tragedii jaka ich spotkała i paraliżującego strachu z nią związanego. Błędy te nie były zresztą bez znaczenia. Dodawały autentyczności zarówno bohaterom jak i całej historii.
Jack, tak naprawdę żałuję iż nie miałam okazji poznać go bardziej, nie zmienia to jednak faktu iż to co przeczytałam w pełni wystarczyło do tego abym oddała temu małemu bohaterowi kawałek swojego serca. Inteligencja oraz odwaga tego małego człowieka zasługuje na wszystkie możliwe słowa uznania i podziwu.

Emocje, bo to one liczą się dla mnie najbardziej, w trakcie czytania. Książka może zawierać wiele genialnych elementów, ale jeśli nie ma w niej emocji, nie zapadnie mi w pamięć, ani nie nakłoni do powrotu. Tutaj jednak to właśnie emocje były tym co miało największe znaczenie i budowało całą historię. Policzki jeszcze nie do końca obeschły mi z wylanych łez, a było ich dosyć sporo w ostatnich godzinach. Nie jestem pewna, czy moje serce kiedykolwiek całkowicie zagoi się po tej emocjonalnej podróży jakiej dostarczyła mi ta książka, ale cieszę się z tego. To gwarantuje że ta lektura nigdy nie przepadnie w odmętach pamięci.

Jack zadał kiedyś swojemu tacie pytanie. „Czy niebo też należy do nas?”. Rob nie udzielił chyba odpowiedzi. Ale po przeczytaniu tej książki ja mogę to zrobić: TAK. Niebo z całą pewnością należy do Ciebie Jack.

Podsumowując „Niebo na własność” to historia, która wsiąknie w Was i zapuści nieusuwalne korzenie. To coś więcej niż fikcja autora. To świadectwo wielkiego poświęcenia rodzica dla dziecka, walki z okrutnym losem i własnymi lękami a nade wszystko bezgranicznej miłości, z którą nawet śmierć nie jest w stanie wygrać.
Książka zabrała mnie w niezapomnianą podróż balonem. Dlaczego balonem? Odpowiedź uzyskacie gdy sięgnięcie po tą historię. Powiem tylko że to jedno z wielu pięknych zjawisk w tej lekturze i już nigdy nie będę w stanie spojrzeć na balony, tak jak robiłam to do tej pory. Zresztą podobnie jak na wiele innych zdarzeń i przedmiotów.
To jest właśnie w tej historii najpiękniejsze. Zmienia ona nasze spojrzenie na wiele trywialnych i błahych spraw, otwiera oczy bo w pewien sposób wszyscy jesteśmy ślepcami.

Za egzemplarz do recenzji pięknie dziękuję Wydawnictwu Otwarte

„Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat”.

C.S Levis powiedział kiedyś takie piękne słowa: „Dzięki książce staję się tysiącem osób, chociaż wciąż pozostaję sobą”. Ja w ciągu ostatnich emocjonalnych godzin stałam się może nie tysiącem, lecz trójką, ale z całą pewnością taką, która odcisnęła we mnie nieusuwalne piętno.
Stałam się twardo stąpającą po ziemi Anną,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

,,Oj niedobrze Panie Bobrze...."

"Bóbr - rodzaj gryzoni z rodziny bobrowatych obejmujący dwa żyjące współcześnie gatunki" (Wikipedia)

Szkoda, że Pani Hunting nie zapoznała się z definicją, skoro nie jest ona dla niej oczywista, bo jej poczucie humoru nie jest wcale zabawne, jest żałosne...

Jestem ogromną fanką książek z motywem sportowców, współzawodnictwa i gorących mężczyzn. Prawie w każdej dyscyplinie mam swoją ulubioną drużynę i jestem zapalonym kibicem. W hokeju również. A czy zostałam fanką "Pucked"? Jak łatwo się domyślić raczej nie...

Nie ukrywam, że miałam ogromną ochotę na tą książkę i czekałam na moment gdy pojawi się na półkach w księgarniach. Byłam pewna, że w tym przypadku nic nie może pójść źle, bo treść miała zawierać wszystkie moje ulubione elementy. Pomyliłam się jednak.

Akcja całej powieści kręci się wokół seksu i to słowo w sumie wystarczyłoby, żeby opisać całą fabułę, naprawdę. Jeśli autorce wydaje się iż w tym gatunku wystarczy opisywać zbliżenia fizyczne a czytelnicy będą w pełni usatysfakcjonowani to niestety muszę ją rozczarować i odesłać do genialnych książek takich autorek jak K. Bromberg czy Katy Evans aby zobaczyła różnicę.
Kolejnym dramatem na miarę utonięcia Titanica była postać Violet, głównej bohaterki. Z całą pewnością zasłużyła sobie na miano "hokejowego króliczka", a to i tak zbyt delikatne określenie, ja przypięłabym jej troszkę dosadniejszą etykietkę, ale zadowolę się tą.
Napalona nimfomanka bez mózgu, klasy, kultury osobistej i godności. Nie znalazłam nawet zalążka osobowości czy charakteru. Jej "bóbr" z całą pewnością wyżarł jej wszystkie komórki mózgowe.
Poczucie humoru nie istniało. A bynajmniej nie w moim odczuciu. Porównywanie narządów płciowych do bobra, robienie peleryny dla kutasa, z całą pewnością zasługuje na szybką interwencję psychiatryczną a nie śmiech.

Całość ratuje jedynie okładka oraz postać Alexa! On uratował tą książkę od pewnej gilotyny. Słodki, z osobowością i poczuciem humoru ratował mnie od walenia głową w ścianę w czasie czytania. Mam tylko jedno ALE do niego... Dlaczego?!?! Dlaczego musiał zakochać się w takim niczym?!?! Biedny...

Podsumowując miałam naprawdę ogromne problemy z oceną tej książki.Jak zresztą sami możecie zauważyć. Gdyby nie Alex byłoby zapewne jedno, okrągłe zero w gwiazdkach, ale ponieważ jest, dostał 4.
Powiem tak. Gdybym oceniała samego bohatera dostałby siedem, może osiem. Ale, ponieważ muszę ocenić całokształt, czyli niestety Violet oraz taniego pornola, cztery to i tak za dużo.

,,Oj niedobrze Panie Bobrze...."

"Bóbr - rodzaj gryzoni z rodziny bobrowatych obejmujący dwa żyjące współcześnie gatunki" (Wikipedia)

Szkoda, że Pani Hunting nie zapoznała się z definicją, skoro nie jest ona dla niej oczywista, bo jej poczucie humoru nie jest wcale zabawne, jest żałosne...

Jestem ogromną fanką książek z motywem sportowców, współzawodnictwa i gorących ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Odrobina brokatu" pokoloruje nasz świat?

Wiecie jak to jest gdy człowiek musi mierzyć się z sesją, jednocześnie ciągnąc pracę i tysiące innych obowiązków? Jestem pewna że większość z Was zna to z autopsji, a niektórzy pewnie niedługo się przekonają. Nieprzespane noce, duży poziom stresu, rozdrażnienie wywołane niepowodzeniami i jeszcze więcej stresu. Mieszanka wybuchowa, która każdego może wpędzić w nerwicę albo depresję. Z tego miejsca chcę pięknie podziękować mojej koleżance, która aby spuścić ze mnie trochę pary i podnieść na duchu, podarowała mi nowość od mojego ulubionego Wydawnictwa Kobiecego.
"Odrobina brokatu" to książka skierowana głównie do młodzieży, ale myślę że starsi młodzi ludzie również znajdą w niej coś dla siebie. Zwłaszcza gdy poszukują czegoś lekkiego, przyjemnego i podnoszącego na duchu.

Lauren jest młodą artystką, a wiadomo, że artystyczne dusze potrzebują się rozwijać oraz tworzyć gdy mają wenę.Tak działa również nasza bohaterka. Gra w głównym przedstawieniu, ma rozszerzone zajęcia plastyczne. Chce skończyć szkołę, poślubić jakiegoś przystojnego, sławnego mężczyznę oraz tworzyć, tworzyć, tworzyć. Wszystko układa się po jej myśli... do czasu... gdy przy kolacji w swoim domu, na krześle zamiast szkaradnej buźki starszego braciszka i reszty jego ciała, dostrzega Harrisona, jego najlepszego przyjaciela. Który nie dość, że przypomina upokarzające sytuacje z dzieciństwa, to jeszcze ma się zatrzymać w domku przy basenie, który jest pracownią artystyczną Lauren. Pewnie każdy by się zdenerwował, gdyby takie decyzje podejmowane były obok niego. Jednak jak się z czasem okazuje Harrison nie jest taki zły. A brokat może nie być dużej potrzebny by nadać swojemu życiu barw.

Bohaterowie są świetnie wykreowani. Zarówno Lauren jak i Harrison mają coś do przekazania czytelnikom. Styl pisania bardzo przyjemny i wciągający, a fabuła mimo znanego schematu: Oto dziewczyna i najlepszy przyjaciel jej brata. Znają się od dziecka, mają wspólną przeszłość, mnóstwo śmiesznych oraz upokarzających sytuacji. Wszyscy wiemy co dalej prawda? Ale w ogóle mi to nie przeszkadzało, może dlatego że to jeden z moich ulubionych motywów w książkach, a być może dlatego że coś "odkrywczego i nowego" dostałam ostatnio na egzaminie z antropologii i na razie podziękuję :)

Podsumowując "Odrobina brokatu" zasłużyła sobie na swoją ocenę. Była dokładnie tym czego potrzebowałam. Miłą, przyjemną i odprężającą lekturą z którą spędziłam kilka "brokatowych" chwil :)

"Odrobina brokatu" pokoloruje nasz świat?

Wiecie jak to jest gdy człowiek musi mierzyć się z sesją, jednocześnie ciągnąc pracę i tysiące innych obowiązków? Jestem pewna że większość z Was zna to z autopsji, a niektórzy pewnie niedługo się przekonają. Nieprzespane noce, duży poziom stresu, rozdrażnienie wywołane niepowodzeniami i jeszcze więcej stresu. Mieszanka wybuchowa,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Pożądanie"?!?! Chyba zeszło z okładki i poszło się schować.... I dobrze zrobiło...

Macie czasami tak, że bardzo czegoś pragniecie, przebieracie nogami z ekscytacji i czekacie na ten dzień, gdy ma to w końcu nadejść? Pewnie wielokrotnie. U mnie takie sytuacje zdarzają się gdy wyhaczę nową pozycję i czekam żeby zatopić w niej pazurki. Tak było również w przypadku książki Pani Hardt. W tym wypadku przyjemnie jednak nie było... Jedyne pożądanie jakie dostrzeżecie to, to obecne na okładce. A tego pięknego pantofelka, na pewno nie zgubił żaden kopciuszek, prędzej jakaś nienormalna nimfomanka :P
Nigdy nie ukrywałam że literatura erotyczna to jeden z moich ulubionych gatunków, dlatego liczba posiadanych i przeczytanych książek dotyczących tej tematyki jest dosyć pokaźna. Ktoś mógłby zarzucić iż nie jest to wymagająca literatura, że powinnam być zachwycona każdą książką w której dostanę sceny seksu i przepełnionego testosteronem bohatera. To jednak tak nie działa.
To specyficzny typ literatury, który wymaga od autora dużej subtelności, znajomości tematu oraz stanowczości. Inaczej stworzy się jedynie słabego harlequina, albo książkę ,,porno". Co miało niestety miejsce w przypadku tej powieści. Styl Pani Hardt nie posiada żadnej z wyżej wymienionych cech, dlatego powinna ona zdecydowanie zmienić branżę, albo chociaż gatunek.

Zacznijmy od bohaterów (na samą myśl się wzdrygam). Jade to infantylna "dziewczynka" bo pomimo jej wieku kobietą z całą pewnością nazwać jej nie można. Zero osobowości, godności, o klasie nie wspominając. Przez całą książkę usilnie próbowałam znaleźć w niej chociaż namiastkę jakiejś pozytywnej cechy, coś czego mogłabym się uczepić. Niestety bez rezultatów. Pierwszy raz pomimo bogatego zasobu słownictwa, nie potrafię znaleźć odpowiednich słów aby nakreślić Wam tą postać. Więc spróbuję w ten sposób. Przypomnijcie sobie najgorszą postać żeńską z jaką zetknęliście się w czasie jakiejś lektury i pomnóżcie ją przez tysiąc. Właśnie wtedy wyjdzie Wam Jade :P
Jeżeli natomiast na celowniku postawimy Talona to.... Podejrzewam że osiemdziesięcioletni staruszek byłby bardziej pociągający i interesujący, nawet gdyby jedynie leżał i odpoczywał. Nie wiem na kim wzorowała się autorka tworząc zarys i całą jego postać, ale on zdecydowanie nie powinien nigdy powstać.

Nawet gdyby spróbować jakoś zamknąć oczy, bo przymknąć nie wystarczy, na bohaterów, to w żadnym innym elemencie nie jest lepiej. Nie ma żadnych emocji, uczuć, pożądania, sensualności, niczego. Zwykła próżnia. A w przypadku tego typu literatury jest to niedopuszczalne.
Autorka próbowała chyba ratować fabułę, budując dramatyczne tajemnice z przeszłości bohatera, licząc że czytelnik będzie chciał je poznać, ale niestety... dobre chęci nie wystarczą :P Ani przez moment nie zaciekawiła mnie ta przeszłość, powiem więcej, jestem pewna że udało mi się ją całkowicie odkryć jeszcze zanim pojawiła się jakakolwiek wzmianka o tym.

Podsumowując zawsze staram się szukać w książce jakiś dobrych stron, albo chociaż potencjału, zwłaszcza gdy w grę wchodzi seria. Niestety w tym przypadku jest to niemożliwe. Ta książka obraża wszystkie, które znajdują się pod szyldem literatury erotycznej stojąc koło nich na półkach w księgarniach.
Jestem pewna, że będę mieć koszmary po tej lekturze...

,,Pożądanie"?!?! Chyba zeszło z okładki i poszło się schować.... I dobrze zrobiło...

Macie czasami tak, że bardzo czegoś pragniecie, przebieracie nogami z ekscytacji i czekacie na ten dzień, gdy ma to w końcu nadejść? Pewnie wielokrotnie. U mnie takie sytuacje zdarzają się gdy wyhaczę nową pozycję i czekam żeby zatopić w niej pazurki. Tak było również w przypadku książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Czekam aż mnie znajdziesz..."

Wierzycie w bratnie dusze? W to, że gdzieś na świecie znajduje się ta jedyna, wyjątkowa osoba, która czeka tylko na Was? A jeśli tak czy bylibyście w stanie dla niej przeciwstawić się wszystkim i wszystkiemu? Czy miłość jest tego warta? Warta największego poświęcenia? Swojej odpowiedzi udzielą Wam teraz Adam i Ally. Bohaterowie książki Melanie Moreland. Zobaczcie co oni na to :)

Adam płynie pod prąd. Jego życie to adrenalina i dreszczyk. Jest fotografem, dla dobrej historii i zdjęcia jest w stanie zaryzykować własne życie. W jego słowniku nie istnieje słowo ,,bezpieczeństwo". Nikogo nie powinno więc dziwić że tam gdzie wojny, konflikty zbrojne i klęski żywiołowe, można zauważyć faceta, który na przerażające otoczenie i rzeczywistość patrzy właśnie przez obiektyw swojego aparatu. Podczas jednej ze swoich zawodowych podróży ulega ciężkiemu wypadkowi, trafia do szpitala i poznaje kogoś, kto przewraca jego świat do góry nogami.

Ally to pielęgniarka. Dziewczyna z dobrego domu, z bogatej rodziny. Dla której rodzice pragną idealnego męża, najlepiej lekarza. Jest miła, pracowita, lojalna i opiekuńcza, co nie przestawało mnie zadziwiać. Przez całą historię zastanawiałam się jak tej biednej dziewczynie udało się uchować, mając taką zołzę za matkę :P

Adam pierwszy raz w życiu zapragnie odłożyć swój aparat na bok, ale czy facet, który nie potrafił wystarczająco szybko wskoczyć do samolotu, po natychmiastowym odebraniu telefonu o następnym zleceniu, będzie potrafił żyć bez tej adrenaliny i swojego obiektywu? Czy będzie tego chciał?
A Ally? Czy będzie czekać aż Adam będzie gotowy pożegnać się ze swoim dotychczasowym życiem?

Historia nie jest może zbyt oryginalna, coraz trudniej zresztą chyba o taką prosić, ot życia dwojga na pozór zupełnie różnych ludzi zderzają się w szpitalu i wszyscy wiemy co będzie dalej prawda? No własnie po pierwsze nie do końca to wiemy, a po drugie to i tak nie ma większego znaczenia. Ta historia ma coś w sobie. Przywiązujemy się do bohaterów, trzymamy kciuki aby im się udało, nie obserwujemy biernie i beznamiętnie tego co dzieje się na kartach powieści. Pragniemy szczęśliwego zakończenia, ale czy je dostajemy?

Adam i Ally to bohaterowie wykreowani naprawdę całkiem nieźle. Nie denerwują czytelnika, nie wydają się naiwni i głupi, ani surrealistyczni i wyidealizowani. Dzięki czemu odnosimy wrażenie, że moglibyśmy spotkać w prawdziwym życiu takiego Adama lub Ally.

,,Twoje zdjęcie" jest słodką historią. Chyba właśnie takiego słowa użyłabym aby opisać przygody pielęgniarki i fotografa. Przyjemna i romantyczna fabuła, bohaterowie, z którymi chcielibyśmy się zaprzyjaźnić oraz emocje, które towarzyszyły czytelnikowi w czasie wyboistej i krętej drogi do szczęśliwego życia.
Jeśli macie ochotę na kilka chwil słodkiego relaksu to polecam :) Ta książka może zastąpić brak tabliczki czekolady, na którą macie ochotę :)

,,Czekam aż mnie znajdziesz..."

Wierzycie w bratnie dusze? W to, że gdzieś na świecie znajduje się ta jedyna, wyjątkowa osoba, która czeka tylko na Was? A jeśli tak czy bylibyście w stanie dla niej przeciwstawić się wszystkim i wszystkiemu? Czy miłość jest tego warta? Warta największego poświęcenia? Swojej odpowiedzi udzielą Wam teraz Adam i Ally. Bohaterowie książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Czasem wszystko zaczyna się od tyłu....

Co byście zrobiły drogie Panie gdyby bardzo przystojny i ognisty mężczyzna zaproponował Wam osiem tygodni oszałamiającego seksu bez zobowiązań? Co miałybyście do stracenia? Natalia myślała że nic. To tylko sex, żadna miłość. Ale my wiemy lepiej co mówią o ułożonych planach prawda? :)

Natalia i Hunter poznali się na weselu swoich najlepszych przyjaciół. Ona siedziała po stronie pani młodej, on pana młodego. Przez całą noc kradli sobie ukradkowe spojrzenia, nie dało się nie zauważyć intensywności wzajemnego przyciągania.
Natalia złapała wiązankę ślubną, a Hunter podwiązkę. Gdy tańczyli jego sprośne usta namawiały, aby zbadali pociąg seksualny, którzy do siebie czują. Ale Natalia nie daje się łatwo. Odlatuje do domu, do Nowego Jorku, zostawiając go w Kalifornii ze złym numerem telefonu.
Rok później spotykają się podobnie przy narodzinach dziecka ich najlepszych przyjaciół. Wzajemny żar i przyciąganie tylko przybrały na sile. Więc tym razem Natalia zostawia numer do swojej matki :) I odlatuje. Myślała że to zabawne... aż do chwili gdy zadzwonił dzwonkiem do drzwi domu jej mamy, zjawiając się na kolacji..
Przyjął ośmiotygodniowe zlecenie w mieście...i rozpoczął polowanie :)

Cała historia opiera się na znanym schemacie, jednak cechy jakimi Vi obdarzyła swoich bohaterów sprawiają , że nie potrafimy oderwać oczu od stron.
Natalia jest kobietą. która nie pozwala sobie wchodzić na głowę. Jej były maż siedzi w więzieniu, a ona wychowuje jego dorastającą córkę, nic więc dziwnego, że nie ciągnie ją do przygód i zabaw. To nie zmienia jednak tego jak silny ma charakter, nie boi się powiedzieć tego co naprawdę myśli, nie traci głowy dla przystojnego faceta, który zwrócił na nią uwagę. Pozostaje sobą. A to naprawdę duża rzadkość.
Hunter z kolei to typowy bad boy, jednak w tym wypadku to dobrze. Wyciąga Natalię z jej sfery komfortu, pokazuje, że życie może być piękne i pełne przygód.
Oboje uzupełniają się nawzajem.
Sceny erotyczne są jak przygotowujący sie do startu samolot. Najpierw suniemy po pasie startowym, by nagle i nieoczekiwanie wzbić się wysoko w powietrze, co pozostawia nas bez tchu i z dreszczykiem ekscytacji.

Wszystko zaczęło się od tyłu.. a jak się skończy? Zachęcam abyście przekonali się o tym sami :)

Czasem wszystko zaczyna się od tyłu....

Co byście zrobiły drogie Panie gdyby bardzo przystojny i ognisty mężczyzna zaproponował Wam osiem tygodni oszałamiającego seksu bez zobowiązań? Co miałybyście do stracenia? Natalia myślała że nic. To tylko sex, żadna miłość. Ale my wiemy lepiej co mówią o ułożonych planach prawda? :)

Natalia i Hunter poznali się na weselu swoich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Jesteś ognioodporny? A może wręcz przeciwnie.. może ogniopalny?

Jako mała dziewczynka miałam ogromną słabość do strażaka Sama. Z upływem lat moja psychoza trochę osłabła, ale sentyment pozostał. No bo czy może być coś seksowniejszego niż muskularny facet, w stroju strażackim, ratujący życie? Batman może się przy takim schować. Tego samego zdania była chyba również sama K. Bromberg skoro oddała w nasze ręce ,,Combust". Witaj strażaku Samie dla niegrzecznych i dorosłych dziewczynek :)

Gdy w grę wchodzą powieści Pani Bromberg, jestem jak narkoman na głodzie, który pragnie nowej działki ciągle i bez przerwy. Mam ochotę wrzeszczeć: ,,Daj mi więcej, więcej kobieto!"
Fakt że to pierwsza czytana przeze mnie powieść, w której główny bohater jest strażakiem, także w sporym stopniu przyczyniła się do mojej ekscytacji.

Dylan McCoy po znalezieniu jak się jej wówczas wydawało miłości swojego życia z inną kobietą, ma ochotę spalić ich żywcem ma ochotę wyjść. Wyjść ze wszystkich relacji z Jettem, które były zarówno prywatne jak i zawodowe. Otóż Dylan jest autorką piosenek, która umawia, a raczej umawiała się z jedną z największych i niegrzecznych gwiazd rocka, nastawionym na zniszczenie, ale z całą pewnością nie na bycie otoczonym wyłącznie przez jedną kobietę. Zobowiązania Dylan jasno mówią iż czeka ją jeszcze napisanie piosenek na nowy album Jetta. Z sercem w strzępkach, nasza dziewczyna postanawia uszanować obowiązujący ją kontakt, wykonać zadanie, ale z LA, z daleka od autora jej cierpienia.
Można by wysnuć wniosek że bohaterka sama jest sobie winna prawda? Mogła przewidzieć jakie zakończenie ją czeka. Nie mniej jednak miłość sprawia, że zdrowy rozsądek ucieka sobie daleko.

Grady Malone jest strażakiem, który walczy nie tylko z niszczycielskim ogniem, lecz z własnymi, dręczącymi go demonami. To sprawia, że jest jeszcze bardziej pociągający. Grady jest bohaterem, w każdym znaczeniu tego słowa. Jest facetem, którego natychmiast kochasz. Tak słodkim, oddanym, lojalnym, seksownym i niesamowitym, że masz ochotę podpalić wszystko dookoła, byle tylko on przyjechał ugasić pożar.

Gdy Grady i Dylan mieszają się razem... jezu chryste... naprawdę iskry latają. Ich relacja jest tak soczysta, że aż ślinka napływa do ust. Są tak niesamowici razem, ich przyjaźń, uczucie w jakie się ona przeradza zapiera dech. Każde z nich dźwiga swój własny bagaż doświadczeń, dają sobie jednak nawzajem tak potrzebne ukojenie i to jest po prostu niesamowite.
Każdy dotyk to odrobina łatwopalnej benzyny dodawanej do ognia. Każdy pocałunek jest zapalny, a każdy jęk liżą płomienie sunące po ciałach i duszach.

,,Combust" żyje... ożywa na Waszych oczach i w Waszych rękach. Posiądzie Was na własność już po jednym słowie.

Jesteś ognioodporny? A może wręcz przeciwnie.. może ogniopalny?

Jako mała dziewczynka miałam ogromną słabość do strażaka Sama. Z upływem lat moja psychoza trochę osłabła, ale sentyment pozostał. No bo czy może być coś seksowniejszego niż muskularny facet, w stroju strażackim, ratujący życie? Batman może się przy takim schować. Tego samego zdania była chyba również sama K....

więcej Pokaż mimo to