-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2023
2023
"Kolekcjoner śniegu" Jana Stiftera zaczął się dobrze, bardzo bardzo dobrze.
"Jest ich dwóch. Właściwie to trzech. Ale wszyscy myślą, że dwóch".
No czyż takie dobre początki mogą zaczynać coś złego? Potem było już coraz lepiej, weszłam w klimaty, miejsca i czasy, o których mało (no dobra, nic) wiedziałam, a dzięki obrazom urywków tamtych rzeczywistości mogłam się czegoś dowiedzieć. Byłam na południu Czech (sprawdziłam na mapie), w Czeskich Budziejowicach - trochę teraz, ale bardziej w przeszłości.
*Najpierw w latach poprzedzających wybuch II wojny, mogłam obserwować, jak Czesi i Niemcy, choć żyją w jednym mieście, to raczej traktują siebie z rezerwą. Im bliżej było wojny i Niemców było coraz więcej, tym bardziej Czesi tę rezerwę definiowali i demonstrowali. To było ważne. Żeby używać języka czeskiego. Żeby nie zakładać rodzin z Niemcami. Żeby dawać się grzebać czeskiemu grabarzowi. Śmierć jest w tej książce ważna.
* Z lat przedwojennych przeskakiwać mogłam do drugiej połowy lat 50-tych XX wieku. 10 lat po wojnie, Niemców w Budziejowicach już prawie nie ma, Czesi się z nimi rozprawili - albo leżą w piachu albo żyją gdzieś tam "nie u nas" - srał ich za przeproszeniem pies. Komunizm umieszcza ludzi w budynkach pozostałych po wojnie, między ścianami zrobionymi z zasłon lub w małych mieszkaniach. Te budynki, co się już do niczego nie nadają oznaczył jako czekające na rozbiórkę i zakazał tam wchodzić. Te budynki są w tej książce ważne.
*Bywałam też w Budziejowicach wieku XXI, konkretnie w 2017 roku. Nie powiem, dlaczego - kto będzie chciał tę książkę przeczytać, ten się dowie.
W ogóle niewiele Wam powiem. Nie o to przecież chodzi, żeby opowiedzieć książkę tak, żeby już nie opłacało się jej czytać.
A propos przeczytania - moim subiektywnym zdaniem. Pierwsza połowa książki wciągnęła mnie bardzo. Jest o tym, co kocham w książkach - pokazuje wprawdzie życie ludzi (i duchów) fikcyjnych, ale w okolicznościach prawdziwych. Ta prawda mnie tutaj pociągała, napisana językiem, który przeprowadza czytelnika po historii tak, że nie można się od książki oderwać.
Tylko, że konsekwencją czytania wciągającej książki jest to, że czytasz ją całą. I tutaj "Kolekcjoner..." mnie rozczarował. Bardzo. Po tak dobrej pierwszej połowie to było jak cios między wczytane oczy. Jak to możliwe, że autor, który tak piękne tworzy początki, tak sugestywnie, w zdaniach wcale nie opasłych i rozdziałach dających się przeczytać na jednym oddechu tworzy tak pięknie realistyczne obrazy (i obecność ducha wcale tutaj nie przeszkadza, nie razi jakoś) - no więc jak to możliwe, że autorowi takiemu brakuje siły na dokończenie tego, co zaczął w taki sposób, w jaki zaczął? Tak tę książkę pokochałam, zaczęłam uważać za jedną z nas (znaczy mnie i innych pokochanych książek), ale teraz już nie wiem. Jestem obrażona. Czytałam recenzję, której autorka napisała, że się na końcu popłakała. No nie wiem. Jeśli mnie miało by coś tam doprowadzić do łez, to wielkie rozczarowanie i żal do autora książki. Tak się nie robi.
"Kolekcjoner śniegu" Jana Stiftera zaczął się dobrze, bardzo bardzo dobrze.
"Jest ich dwóch. Właściwie to trzech. Ale wszyscy myślą, że dwóch".
No czyż takie dobre początki mogą zaczynać coś złego? Potem było już coraz lepiej, weszłam w klimaty, miejsca i czasy, o których mało (no dobra, nic) wiedziałam, a dzięki obrazom urywków tamtych rzeczywistości mogłam się czegoś...
Nie chce się wierzyć, że świat może być tak inny od tego, który otacza mnie na co dzień. I że życie może wyglądać tak inaczej.
Przeczytałam i nie mam ochoty sięgać po drugą część. Może dlatego, że nie należę do klubu fanów Mayi, a wiem, że są środowiska, w których jest wysoko ceniona. Chciałam po prostu ją poznać, lubię poznawać ludzi.
Nie chce się wierzyć, że świat może być tak inny od tego, który otacza mnie na co dzień. I że życie może wyglądać tak inaczej.
Przeczytałam i nie mam ochoty sięgać po drugą część. Może dlatego, że nie należę do klubu fanów Mayi, a wiem, że są środowiska, w których jest wysoko ceniona. Chciałam po prostu ją poznać, lubię poznawać ludzi.
2022
Duże oczekiwania spowodowały, że trochę się zawiodłam. Przede wszystkim poczułam się oszukana przez okładkę - "wielowątkowa historia", "opowieść", nikt się nie odważyłam napisać "w sumie to opowiadania ". A ja nie lubię opowiadań (z wyjątkiem jednego autora) I nie kupiłabym tej książki, gdybym wiedziała. O tym, że są to kawałki, które trudno (choć nie jest to niemożliwe) skleić w jakąś całość. Jedynym klejem są postaci, tylko, że on słabo trzyma. No i jak to z opowiadaniami - są nierówne, jedno Cię wciąga i chcesz więcej (a tu więcej nie ma i nie będzie) a nad drugim męczysz się sprawdzając, ile zostało do końca.
Ja po prostu nie sięgam po opowiadania, a ta książka tym właśnie dla mnie jest. Szkoda.
Duże oczekiwania spowodowały, że trochę się zawiodłam. Przede wszystkim poczułam się oszukana przez okładkę - "wielowątkowa historia", "opowieść", nikt się nie odważyłam napisać "w sumie to opowiadania ". A ja nie lubię opowiadań (z wyjątkiem jednego autora) I nie kupiłabym tej książki, gdybym wiedziała. O tym, że są to kawałki, które trudno (choć nie jest to niemożliwe)...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-24
Nie wierzę w duchy, zombi, zjawy z zaświatów - nie jako byty obiektywnie istniejące. Wierzę jednak w to, że mogą powstać w chorym umyśle człowieka - tak prawdziwe, że można je dotknąć, uderzyć... Tak prawdziwe, że mogą zabić.
Dzisiaj rano skończyłam "Sanato" i nie mogę się jeszcze obudzić z tego koszmaru. Nikt mnie nie uprzedził, że otwierając kartki tej niesamowitej książki wkraczam w świat, w jaki jeszcze nikt mnie nie wprowadził. Czytałam tę książkę, a jakby to ONA mnie w siebie wczytywała, wciągała niebezpiecznie na tereny, z których nie wiadomo jak zawrócić. Czułam strach, przerażenie, miałam mdłości, zaczynałam bać się ciemnych pomieszczeń, choć przecież nie wierzę...
Polecam tę książkę, przeczytajcie koniecznie, choć może lepiej przy świetle dziennym. I ostrzegam - pensjonariusze Sanato zostaną z wami jeszcze długo po tym, jak zamkniecie tę książkę i odłożycie na półkę "przeczytane". Więcej: tej książki nie da się tam odłożyć....
Nie wierzę w duchy, zombi, zjawy z zaświatów - nie jako byty obiektywnie istniejące. Wierzę jednak w to, że mogą powstać w chorym umyśle człowieka - tak prawdziwe, że można je dotknąć, uderzyć... Tak prawdziwe, że mogą zabić.
Dzisiaj rano skończyłam "Sanato" i nie mogę się jeszcze obudzić z tego koszmaru. Nikt mnie nie uprzedził, że otwierając kartki tej niesamowitej...
Dla kogoś, kto uwielbia twórczość Józefa Mackiewicza (jak ja) I kto wyłuskuje z wszelkich form przekazu każdą informację o jego życiu (jak znowu ja) ta książka będzie gradką, a czytanie jej ogromną przyjemnością. Zresztą, będzie to przyjemność dla każdego, kto lubi poznawać losy ludzi z przeszłości z pierwszej ręki - od nich samych (zostawione w dziennikach) jak i od ich dzieci. Przy okazji można się przyjrzeć losom polskości ludzi z Kresów, bo stamtąd pochodzili zarówno Mackiewiczowie i Orłosiowie. No dla mnie ta książka była daniem wyśmienitym.
Dla kogoś, kto uwielbia twórczość Józefa Mackiewicza (jak ja) I kto wyłuskuje z wszelkich form przekazu każdą informację o jego życiu (jak znowu ja) ta książka będzie gradką, a czytanie jej ogromną przyjemnością. Zresztą, będzie to przyjemność dla każdego, kto lubi poznawać losy ludzi z przeszłości z pierwszej ręki - od nich samych (zostawione w dziennikach) jak i od ich...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to