-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2024-06-14
2024-03-18
2024-06-11
2024-03-29
Zdarzyło wam się poznać kogoś w sieci, z kim udało wam się nawiązać nić porozumienia. I mimo, że się nigdy nie widzieliście w prawdziwym życiu, uważacie się za prawdziwych przyjaciół?
Tak było w przypadku Gracji; Nina Rawicz, Agata Bunc i Zuzanna Lewicka, poznały się na forum dla pisarzy, gdzie rozkwitła ich przyjaźń. Gdy jedna z nich wpada w kłopoty, jej przyjaciółki pędzą na odsiecz i wprowadzają nie małe zamieszanie do spokojnej Ustki, ale o nich za chwilę.
Główną bohaterką tego tomu jest bowiem Nina Rawicz, młoda dziewczyna, która po wielu latach pracy w roli opiekunki osoby starszej musi się zmierzyć ze stratą jedynej klientki swoich usług. Po śmierci Luli z którą była nierozłączna od 7 lat, Nina musi zacząć wszystko od nowa. Na szczęście starsza pani pomyślała o młodej pisarce i w spadku sprezentowała jej stary rodzinny dom.
Szczęście jednak nie do końca sprzyja dziewczynie, bo już pierwszej nocy w nowej posiadłości, ktoś usiłuje się włamać i kończy dość nieszczęśliwie. Od tej pory Nina musi się mierzyć z traumą po włamaniu, oskarżeniami ze strony policji, potyczkami z remontem starego domu i kolejnymi niespodziankami.
Nie ma jednak takich kłopotów, których nie osłodziłaby pomoc przyjaciół. I tu wracamy do Agaty i Zuzy, które mimo swoich problemów w stu procentach angażują się w sprawę zagadki niespodziewanego trupa w domu Niny. Każda z Gracji jest na różnym etapie kariery i życia i każda z nich zmaga się z innymi problemami. Ich relacja jest bardzo fajnie pokazana. Kobiety z jednej branży, które się wzajemnie wspierają. Ta książka idealnie pokazuje jak dobroczynna jest siła kobiet. No i jako czytelnicy dostajemy mały sneak peak zza kulis pracy pisarza; goniące deadliny, brak weny, kiepskich pracodawców i wybory między tym co się sprzedaje, a tym co faktycznie chce się tworzyć.
Bohaterki zainspirowane były rzeczywistą grupą wsparcia Pani Anety, dlatego czytając zastanawiałam się, które cechy naszych bohaterek zostały zainspirowane przez przyjaciółki z jej osobistego sabatu. W postaci Agaty znalazłam wiele z samej autorki jak miłość do kawy, jesieni i status matki kwoki w grupie.
Pani Aneta porusza w tej historii różne kwestie. Podobało mi się jak autorka nakreśliła problem, z którym spotyka się wielu opiekunów. Chodzi mi tu o zatarcie strefy pracy strefy zawodowej, ze strefą życia i przyjaźni. Pracując dla kogoś wiele lat i mieszkając w jego domu a potem kończąc pracę, ciężko jest określić stopę relacji. Szczególnie gdy zaczyna się czuć jak członek rodziny pracodawcy.
Tematy, które są wplatane w fabułę, nie przytłaczają jej i dalej jest to książka z gatunku tych lżejszych z dobrym humorem i pozytywnymi relacjami. Nie mogło też zabraknąć wątku romantycznego, który nie jest nachalny i który dość naturalnie się rozwija. Chociaż postać przystojnego strażaka można potraktować z przymrużeniem oka.
Pani Jadowska, napisała już inną serię, której akcja rozgrywa się w Ustce, więc jeśli tęsknicie za tamtymi postaciami, to miło się zaskoczycie, gdyż niektóre z nich powracają, nie są one jednak w centrum akcji. Zdecydowanie można czytać Tajemnicę bez znajomości przygód Garstki. I mimo, że wolę fantastyczną odsłonę twórczości autorki to bardzo przyjemnie spędziłam czas z tą historią.
I jeszcze jedno. Pierwszy raz w życiu tak mocno wzruszyłam się na posłowiu. Bardzo lubię twórczość pani Anety i samą autorkę na podstawie wywiadów i interakcji uważam za przesympatyczną osobę, może dlatego tak mnie ono poruszyło. Życzę Pani Anecie by zawsze otaczała ją jej własna grupa wsparcia i doceniam podzielenie się z czytelnikami tym posłowiem.
Zdarzyło wam się poznać kogoś w sieci, z kim udało wam się nawiązać nić porozumienia. I mimo, że się nigdy nie widzieliście w prawdziwym życiu, uważacie się za prawdziwych przyjaciół?
Tak było w przypadku Gracji; Nina Rawicz, Agata Bunc i Zuzanna Lewicka, poznały się na forum dla pisarzy, gdzie rozkwitła ich przyjaźń. Gdy jedna z nich wpada w kłopoty, jej przyjaciółki...
2024-06-01
To była SZKŁOLERNIE dobra książka i zaraz opowiem wam, dlaczego.
Demir Grappo, jest wyjątkowym strategiem, prze zdolnym dowódcą i dobrym mężczyzną. Jest księciem błyskawic, tancerzem szkła i potentatem jednej z rządzących rodzin Ossy. Jego życie jednak mimo obiecującej politycznie kariery zostaje zdruzgotane przez wydarzenia, które miały miejsce podczas kampanii, którą poprowadził na przeciwstawiające się Ossie miasto Holikan. Załamanie nerwowe, które przeżył i to co się stało, zniszczyło serce i umysł Demira i popchnęło go do opuszczenia Ossy i porzucenia dotychczasowego życia. Dziewięć lat później, Demir dowiaduje się o morderstwie matki i jako ostatni przedstawiciel rodu zmuszony jest do powrotu do domu, gdzie na nowo wplątuje się w skomplikowaną politykę miasta i musi sobie radzić z otrzymanym od zmarłej matki zadaniem.
Od tego momentu śledzimy nie tylko historię Demira, którego postać łączy wszystkich bohaterów, ale również trzy inne postaci i ich perspektywy.
Perspektywę Kizzi Vorcien, która na zlecenie Demira ma odkryć, kto stoi za morderstwem jego matki. Po wydarzeniach w Holikanie Kizzi jako przyjaciółka Demira straciła, pozycję, którą sobie wypracowała. Mimo, że jest nieślubną córką jednego z najpotężniejszych ludzi w Ossie, cały czas musi udowadniać swoją wartość. Jest bohaterką, która wzbudzała najwięcej moich wątpliwości. Do końca nie byłam pewna, gdzie leży jej lojalność. Ale dochodzenie, które prowadziła bardzo mnie zainteresowało.
Perspektywę Thessy Foleer, hutniczki szkła, wyjątowo uzdolnionej kobiety, z bystrym umysłem i talentem do wykuwania szkła bożego. Thessę poznajemy w momencie ataku na hutę, dziewczyna musi uciekać i za wszelką cenę chronić sekret powierzony jej przez mentora, który ją wyszkolił. Poznajemy ją jako silną, ale i opiekuńczą osobę, której nie da się nie szanować. Dziewczyna musi się dostać do jedynego sojusznika, który może jej pomóc, a jej droga nie jest łatwa.
Prespektywę Idriana Sepulki, Gromiciela oddziału stalowych taranów, dzięki któremu możemy śledzić wydarzenia z frontu walk. Idrian jest nadzwyczajny w walce, jednak walczy nie tylko z przeciwnikami na placu boju, ale także z własnymi problemami, których rozwiązanie może przynieść mu właśnie Demir.
Wszyscy bohaterowie nie tylko ci wyżej wymienieni, ale i ci poboczni są wyraziści i mają cel w historii.
Z przyjemnością śledziłam nowe informacje, które wynikały z ich nici fabularnych.
Autor stworzył bardzo ciekawy system magiczny oparty na magii szkła. Poza ludźmi, którzy są magami szkła i mogą tymże manipulować mamy też ludzi, którzy są na nie niewrażliwi i takich którzy korzystają z mocy magicznych szkieł, które wzmacniają siłę, rozum, zmysły, równowagę, leczenie, ale też dzięki którym mogą dezorientować, zmuszać do uległości czy wzmacniać strach.
Na tych magicznych szkiełkach opiera wszystko. Magiczne szkła, są obecne w codziennym życiu mieszkańców tego świata, gospodarce, polityce, walce.
Podobało mi się również, że autor wprowadził ograniczenia w tej magii i skutki jej nadużywania. No i akcenty, takie jak szklane przekleństwa idealnie wpasowujące się w dialogi postaci i uwiarygodniające ten świat.
Jedyne co bym zarzuciła tej historii, to to, że faktycznie może była momentami zbyt przeciągnięta, a wszystkie wydarzenia działy się zbyt blisko siebie, w sensie przestrzeni. Miałam wrażenie, że Demir się teleportuje, bo odległości między strefą walk, miastem i innymi lokacjami wydawały się o rzut beretem. Autor także, czasem szedł na łatwiznę, jeśli chodzi o pozbywanie się postaci nieistotnych lub przeszkadzających dalej w fabule.
To co na koniec zaserwował nam pan McClellan popchnęło całą historię w kierunku, którego zupełnie się nie spodziewałam. Wydaje się, że kolejny tom poszerzy nam świat, który otrzymaliśmy i nie mogę się doczekać, aż dowiem się więcej o nowych graczach na planszy.
Historia jest bardzo dobrze napisana i zdecydowanie angażuje. Wiele razy miałam momenty,
w których plot twisty i nowe informacje trafiały prosto w serducho, a że zżyłam się z postaciami często robiło mi się przykro na to co miało ich czekać.
To było moje pierwsze podejście do tego autora, ale na pewno nie ostatnie. Czekam na kolejny tom, a w między czasie muszę zapoznać się z Magami prochowymi. Bardzo dobra książka polecam.
To była SZKŁOLERNIE dobra książka i zaraz opowiem wam, dlaczego.
Demir Grappo, jest wyjątkowym strategiem, prze zdolnym dowódcą i dobrym mężczyzną. Jest księciem błyskawic, tancerzem szkła i potentatem jednej z rządzących rodzin Ossy. Jego życie jednak mimo obiecującej politycznie kariery zostaje zdruzgotane przez wydarzenia, które miały miejsce podczas kampanii, którą...
2024-04-09
2024-04-02
2024-02-29
Siadając do tej recenzji przez chwilę musiałam się zastanowić o czym właściwie była, ta książka. Słuchałam ją dwa tygodnie temu i już teraz zaczynam zapominać. Myślę, że jest to jedna z tych historii, które ze mną po prostu nie zostaną, za miesiąc ucieknie mi większość fabuły, za rok nie będę pamiętać, że w ogóle to przeczytałam.
Gdy poznawałam głównego bohatera Charliego, miałam takie poczucie, że autorka nie cierpi postaci, którą stworzyła i na kartce wypisała sobie wszystkie plagi, które można na niego rzucić i później po kolei wykreśla je z listy wplatając w fabułę. Charlie jako dziecko ledwo przeżył zapalenie opon mózgowych, stracił obie nogi, zyskał umiejętność widzenia duchów, które mogą go skrzywdzić, przez swoją sytuację i niektóre wydarzenia rówieśnicy uważają go za wariata, nie ma przyjaciół i do tego zmaga się z wyjściem z tzw. szafy, co przy natłoku tego wszystkiego wydaje się być o dziwo jego dominującym problemem.
Metodą Charliego na przetrwanie jest ignorowanie duchów i udawanie, że ich nie widzi, z kilkoma zaprzyjaźnionymi wyjątkami. Gdy na drodze widzącego pojawia się nowy tajemniczy chłopak imieniem Sam, sprawy się komplikują. Nie tylko w sferze uczuć, ale także w związku z duchową sytuacją. Charlie tak długo robił wszystko by duchy omijać, że nie zwrócił uwagi na ich zniknięcia i teraz będzie musiał zmierzyć się z problemem.
Nie cierpię jak główną cechą postaci jest jej tożsamość seksualna. Autorka chciała chyba, żeby nie zabrakło ani jednego przedstawiciela queerowej społeczności. I tak jak w przypadku listy dla Charliego, o której pisałam wyżej, tworząc postacie była podobna lista, z której autorka wyznaczała: ty będziesz gejem, ty bi, a ty będziesz trans. Ja jestem jak najbardziej za różnorodnością przekonań, wyznań, etniczności, tożsamości seksualnej itd. Nie uważam jednak, że jedna z tych powinna przytłaczać całą kreację postaci.
Jest to historia o nastolatkach, więc zrozumiałe jest, że sporą część fabuły autorka poświęciła codzienności i problemom, z którymi dużo osób w tym wieku może się utożsamić. Samo podejście do niepełnosprawności Charliego świetnie pokazuje, że mimo bycia niepełnosprawnym, można prowadzić normalne życie. W niektórych scenach chłopak bierze na siebie obowiązek np opieki nad rodzeństwem, czy zmywania, bardzo mi się podobało to, że rodzina traktuje go normalnie, a nie jak jajo, mimo że oczywiste problemy związane z jego niepełnosprawnością zostały też nakreślone i widać, troskę z ich strony.
Sam wątek duchowy był chyba najmocniejszą częścią, tej historii. Podobał mi się motyw rozwiązywania zagadki zniknięć duchów. Uważam też, że środowisko, podział duchów i ich hierarchia zostały fajnie wymyślone. Żałuję, że nie było to bardziej wybite na główny plan. Sama zagadka mnie zainteresowała i odkrywanie kolejnych puzzli powoli budowało spójną całość. Rozwiązanie fabuły również było satysfakcjonujące.
Opis z tyłu określa to jako powieść grozy i romans fantasy w jednym. Ja osobiście tej grozy tu nie czułam, za to romans i problemy typowo nastoletnie przytłumiły trochę całość. Myślę, że jednak jest to historia dla młodszego czytelnika niż ja. Dla mnie dość przeciętna, chociaż z potencjałem. Jeśli lubicie młodzieżówki i historie o duchach to można dać jej szansę.
Siadając do tej recenzji przez chwilę musiałam się zastanowić o czym właściwie była, ta książka. Słuchałam ją dwa tygodnie temu i już teraz zaczynam zapominać. Myślę, że jest to jedna z tych historii, które ze mną po prostu nie zostaną, za miesiąc ucieknie mi większość fabuły, za rok nie będę pamiętać, że w ogóle to przeczytałam.
Gdy poznawałam głównego bohatera...
2024-02-21
Są takie książki co do których nie masz żadnych oczekiwań. Biorąc je do ręki nic o nich nie wiesz, a fakt, że padło na dany tytuł jest całkowicie przypadkowy. Tak było w przypadku Asystentki złoczyńcy. Wybrałam ten tytuł randomowo, po opisie wydawało mi się, że to będzie lekki, przeciętny tytuł z cyklu tych, których dobrze się słucha, a nie trzeba się bardzo skupiać na fabule. Miałam rację, co to tego, że cudownie się słuchało tej historii, jednak na pewno nie była przeciętna.
Główna bohaterka Evie, nie ma lekkiego życia, zajmuje się domem, młodszą siostrą i chorym ojcem, do tego kończą jej się odłożone pieniądze i na gwałt potrzebuje nowej pracy. Okazja trafia się niespodziewanie, gdy przypadkowo trafia na słynnego w całej okolicy złoczyńcę, który w danym momencie akurat zaabsorbowany jest pościgiem, przed którym ucieka.
Wbrew logice dziewczyna nie panikuje, a gdy Zły oferuje jej pracę, po pozbieraniu szczęki z podłogi i szybkim przemyśleniu dziewczyna przyjmuje pracę.
Już na samym początku zaczęłam uznawać zawód asystentki złoczyńcy za całkiem niezłą ścieżkę kariery. Evie stała się szybko sercem przedsięwzięcia Złego, a on szybko okazał się nie taki zły na jakiego kreowali go wszyscy dookoła. Do tego okazało się, że wraz z nim pracuje cały zespół ludzi. Chociaż nie polecałabym stażu w tej firmie. Gdy okazuje się, że ktoś czyha na życie nietypowego szefa, Evie robi wszystko by pomóc odnaleźć zdrajcę i ocalić swojego przełożonego.
Niezwykle podobała mi się relacja między postaciami, ona pogodna, on gburowaty. Powolne odkrywanie własnych uczuć względem tego drugiego, w czasie, gdy dla wszystkich na około uczucia tej dwójki względem siebie były oczywistością. Książka, gdzie wątek romantyczny nie jest dziecinny i nie bierze się z powietrza i nie jest rozerotyzowany, coś wspaniałego. Zarówno Evie jak i Zły z czasem odkrywają więcej o sobie i swojej przeszłości. Poznawanie ich to najlepsza część tej historii, no może poza scenami z pewną żabą w koronie, która pokazując tabliczki z tekstami zabarwionymi odpowiednią dawką sarkazmu skradła moje serce od razu.
Humor w tej historii nie tylko płynął z sytuacji, ale także z dialogów. Idealnie balansując ciężar niektórych scen. Ta książka mimo swej lekkości porusza trudne tematy i niejednokrotnie sprawiła, że przejmowałam się losem postaci.
Co prawda domyśliłam się kto był ukrytym czarnym bohaterem, a potwierdzenie moich przypuszczeń tylko wywołało uśmiech na mojej twarzy, że taka przewidująca byłam. Samo rozwiązanie jednak trochę łamie serducho.
Nie spodziewałam się, że ta historia tak mnie wciągnie, a teraz nie mogę się doczekać, gdy kolejny tom trafi w moje ręce. Jest to idealny przedstawiciel cosy fantasy. Daje ciepło, humor, otula jak kocyk, ma pierwiastek bajkowości i ten rodzaj dialogów które bardzo mi podchodzą. Cóż mogę powiedzieć. Polecam, bardzo dobra książka.
Są takie książki co do których nie masz żadnych oczekiwań. Biorąc je do ręki nic o nich nie wiesz, a fakt, że padło na dany tytuł jest całkowicie przypadkowy. Tak było w przypadku Asystentki złoczyńcy. Wybrałam ten tytuł randomowo, po opisie wydawało mi się, że to będzie lekki, przeciętny tytuł z cyklu tych, których dobrze się słucha, a nie trzeba się bardzo skupiać na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-13
2024-02-22
*Książka otrzymana dzięki uprzejmości wydawnictwa.
Marcin Mortka tak jak w przypadku cyklu o Madsie Voortenie, wraz z wydawnictwem SQN postanowił wznowić cykl o przygodach Williama O’Connora. Po “Karaibskiej Odysei”, otrzymaliśmy prequel tej historii pt “Karaibska Krucjata - Płonący Union Jack”.
Ten tom przybliża nas do różnych początków. Początku przyjaźni trzech kamratów Billiego, Edwarda i Vincenta. Początku objęcia roli kapitana Magdaleny, przez Billiego i pozyskania statku czy początku znajomości O’Connora z temperamentną Manuelą.
Tak jak w przypadku poprzednich książek autora, nie brakuje tu zabawnych sytuacji, humoru, chaosu czy solidnego mordobicia. Do tego dochodzą piraci, morskie bitwy i niewytłumaczalne zjawiska.
Styl przywódczy Billiego głównie opiera się na dużej dawce szczęścia i umiejętności kreowania takiego zamieszania jakiego świat nie widział. Czasami przez to gubiłam się w akcji, by za chwilę tak jak nasz kapitan wypłynąć z tego zamieszania i brnąć dalej w przygodę. To kto z kim walczy, kto kogo nie lubi i kto z kim się brata, by za chwilę go wystrychnąć na dudka, pozwoliło mi dojść do jedynego sensownego wniosku, że po prostu kto się napatoczy to z tym walczymy, nie ważne czy to Diabeł morski, Pirat, Hiszpan, Francuz czy Anglik. Billie całkiem przypadkowo ma dar do wpadania w tarapaty i rozpętywania strasznej rozróby. Na szczęście potrafi przemówić do zbieraniny zdemoralizowanych leni, pijaków, ślepców, złodziejaszków, półgłówków, piromanów, morderców czy panikarzy zwanych jego załogą, którzy jakimś cudem w obliczu bitki stają się całkiem przyzwoitą załogą.
Najmocniejszą stroną tej książki są William O’Connor, Edward Love i Vincent Fowler, trzech gości, którzy nie mogliby się bardziej różnić od siebie, tworzą świetną grupę przyjaciół, idealnie się uzupełniając. Podobają mi się kontrasty między nimi, każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy, a gdy postawić ich naprzeciwko jednego wroga, ten z góry ma przechlapane. Dynamika tych postaci, robi większą część roboty w tej książce. Widać, że znają się jak łyse konie i że doskonale wiedzą, jak się motywować i na siebie wpływać.
Tak jak pisałam w recenzji dotyczącej tomu poprzedniego Manuela jest moją najmniej ulubioną postacią, na szczęście w tym tomie nie wydała mi się, aż taką wariatką jak w tomie poprzednim (kolejnym), wręcz byłam w stanie dostrzec w niej przebłyski tego, co tak urzekło naszego kapitana. Z jakiegoś powodu autor uwielbia obdarowywać głównych bohaterów książek cechą pantoflarstwa. I mimo, że krzyczą, tupią, walczą i rządzą w swoich małych królestwach, to do kobiet w swoim życiu nie podskakują. Scena z nurkowaniem w cyckach rozbawiła mnie do łez, a to jak nasz kochliwy Billie przepadał było równie zabawne.
Jeśli chodzi o samą fabułę, to naprawdę dużo się dzieje, uważam jednak, że dobrze jest się dać porwać w wir akcji i przygód, odkrywając kolejne niespodzianki samemu, dlatego nie chcę za dużo zdradzać.
To nie tajemnica, że książki pana Marcina bardzo mi leżą, szczególnie w kategorii rozrywki i humoru. Kolejnych tomów będę wyczekiwać. A was zachęcam do poznania twórczości autora i do wzięcia udziału w tych morskich przygodach.
*Książka otrzymana dzięki uprzejmości wydawnictwa.
Marcin Mortka tak jak w przypadku cyklu o Madsie Voortenie, wraz z wydawnictwem SQN postanowił wznowić cykl o przygodach Williama O’Connora. Po “Karaibskiej Odysei”, otrzymaliśmy prequel tej historii pt “Karaibska Krucjata - Płonący Union Jack”.
Ten tom przybliża nas do różnych początków. Początku przyjaźni trzech...
2024-02-16
Wybierając tą książkę do lektury, szukałam czegoś lekkiego, czegoś na miarę Dożywocia - Marty Kisiel, czegoś co będzie odpoczynkiem dla mojej głowy. Okazało się, że wybór the książki był strzałem w dziesiątkę.
Po prawdzie nie pokochałam bohaterów tak mocno jak mieszkańców Lichotki, ale ich przygody sprawiły mi niemałą przyjemność i już wiem że z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy.
Główną bohaterką tej przygody jest Eliza Żaczek, niedoszła studentka, którą poznajemy gdy przestępując z nogi na nogę czeka w kolejce do dziekanatu, w celu wyjaśnienia błędu, bo to musiał być błąd, w końcu to nie możliwe by nie dostała się na wymarzone studia, spełniała warunki i w ogóle. Gdy dziewczyna jest pewna, że jej życie właśnie się posypało na całego, splotem przypadków i jej ciekawskiej natury, trafia do Instytutu Absurdu, w którym niespodziewanie otrzymuje staż.
Eliza nagle odkrywa cały nowy magiczny świat pełen możliwości i przygód. Może zbyt szybko zaakceptowała całą dziwność Instytutu wraz z dobrodziejstwem inwentarza, ale w końcu poruszamy się w strefie absurdów :). Choć na początku jej praca ma być tylko przy biurku, to szybko okazuje się, że w terenie jest dużo ciekawiej, a z nowymi kompanami na pewno nie będzie się nudzić.
Bohaterowie tej historii są mistrzami rozmów opartych na sarkazmie, które trzeba przyznać były pełne humoru. A sam skład jest bardzo interesujący i prowadzi całkiem eklektyczne grono: Bernard Kruk - Dyrektor, trochę zakręcony, nielogiczny i roztargniony, Pani Lusia wspaniała sekretarka, która zdecydowanie jest królową instytutu, Aldona Ostrzyżek (Strzyga) - Naczelniczka, która nadzoruje wszystkich i wszystko, Inspektor Zaskakujących zjawisk - Aleksander Garlicki (Wampir), Inspektor kłopotliwych kreatur - Wiktor Morawski (Wilkołak), Inspektor Dziwnych dokumentów - Feliks Lange (Historyk - Człowiek), Inspektor Uciążliwych Uroków Jadwiga Babicz (Wiedźma), Inspektor od Frapującej Flory - Maja Wawrzynek (Rusałka), Inspektor od magicznych miejsc - Oskar Hohmann (Człowiek), Inspektor osobliwych obiektów - Marcel Kruk (Człowiek), Gargulec Granit - zwany dalej urządzeniem biurowym. Oczywiście jak na każde przyzwoite biuro przystało jest też księgowa która trzęsie wszystkim i zakopany w archiwum duch, no i sam Instytut oczywiście.
Wielu z was tego o mnie nie wie, ale studiowałam pracę socjalną. Może dlatego moje pierwsze skojarzenia poszły w tym kierunku, tak samo jak pracownicy socjalni, pracownicy instytutu przyjmują petentów, wychodzą w teren i piszą mnóstwo raportów, a to wszystko za pomocą archaicznych narzędzi, gdyż magia nie współpracuje z nowoczesną technologią.
Fabuła toczy się przez kolejne sprawy, które muszą rozwiązać nasi inspektorzy, nie brakuje tu magii, psotnych istot magicznych i ciekawych przypadków, naprawdę nie da się nudzić.
Wielkim atutem tej książki są lokalizacje, autorka wraz z bohaterami zabiera nas do Poznania, Krakowa czy na Podlasie, ale nie tylko, bo poznajemy też miejsca nie z tego świata, jak podmorskie królestwo syren, czy miejscówkę Leszego.
Jak widzicie ta historia bardzo mi się spodobała. Na pewno będę sięgać po kontynuację. Przyjemna, ciepła i warta przeczytania.
Wybierając tą książkę do lektury, szukałam czegoś lekkiego, czegoś na miarę Dożywocia - Marty Kisiel, czegoś co będzie odpoczynkiem dla mojej głowy. Okazało się, że wybór the książki był strzałem w dziesiątkę.
Po prawdzie nie pokochałam bohaterów tak mocno jak mieszkańców Lichotki, ale ich przygody sprawiły mi niemałą przyjemność i już wiem że z przyjemnością sięgnę po...
2024-02-14
Kroniki mroku, Kel Kade to kolejna seria, po Ashwoodzie, którą wybrałam do słuchania z mężem. O samej serii słyszałam sporo dobrego, więc wydawało mi się, że będzie to dobry wybór. Niestety historia okazała się być przeciętna i momentami po prostu głupia.
Wyobraźcie sobie chłopaka, który szkolony jest całe życie przez wielkich mistrzów różnych dziedzin i który w dniu ostatniego sprawdzianu umiejętności, dostaje rozkaz by pozabijać swoich nauczycieli, chłopak oczywiście wykonuje zadanie bez mrugnięcia okiem. Na placu po całej akcji zostaje obraz rzezi, jeden z adwersarzy ucieka, jeden z mistrzów w ostatnich chwilach życia przekazuje chłopakowi ostatnie zasady, którymi ten ma się kierować w życiu po czym umiera.
I tak nasz bohater przez 19 lat był szkolony na maszynę do zabijania biegłą w różnych aspektach życia, ale nikt mu nie powiedział jaki był cel tych nauk i co ma robić dalej. Chłopak, który kieruje się wykalkulowanym myśleniem, postanawia wyruszyć w drogę, odnaleźć uciekiniera i dowiedzieć się jaki jest jego cel w życiu.
Kierując się wyuczonymi zasadami, a w szczególności nowymi których zupełnie nie rozumie, Rezkin przypadkowo poznaje na szlaku nowych przyjaciół Tamarina i Friszę i uznaje, że jego misją jest ich chronić. Więc rusza z nimi w drogę po drodze niwelując niebezpieczeństwa i powoli ucząc się jak działa świat zewnętrzny, gdzie nie każdy działa zgodnie z zasadami, które mu wpajano i prawie nikt nie zna umiejętności, które ten całe życie szlifował.
Mimo szkolenia chłopak zupełnie nie ma pojęcia o konwenansach i relacjach między ludźmi, więc wiele zachowań tłumaczy sobie na swój sposób. Szczególnie oporny jest na wyłapywanie aluzji, co prowadzi do wielu nieporozumień.
Rezkin jest właściwie supermanem, brakuje tylko by zaczął strzelać z oczu laserami i latać i w sumie mamy Clarka Kenta. nawet opis jego wyglądu trochę przypominał mi tego superbohatera. Jednak fakt, że jest nie tylko uzdolniony w każdej materii ale i piękny podkreślony był w tej historii tyle razy, że przy każdym kolejnym miałam w głowie WIEMY.
Postać Frishy jest najgłupszą, najbardziej irytującą i płytką postacią kobiecą, jaką kiedykolwiek spotkałam w jakiejkolwiek książce. Jej postać sprowadza się wyłącznie do wzdychania do Rezkina, robienia zazdrosnych scen i wpatrywania się w wojownika. Takiej idiotki bo inaczej jej nie da się nazwać trudno szukać. Dziewczyna nic o Rezkinie nie wie, ale zakochuje się w nim w zasadzie od pierwszej minuty. Umówmy się, że każda scena z nią to chwila stracona :)Zresztą właściwie każda kobieta, która pojawia się w tej historii rozpływa się nad młodym wojownikiem.
Tamarin natomiast w sumie jest bo jest, to taka postać w tle, która od czasu do czasu wyjaśnia niektóre rzeczy Rezkinowi.
Sama historia nie jest jakaś odkrywcza i toczy się raczej powoli. Właściwie w tym tomie poznajemy bohaterów i wraz z nimi podróżujemy. Autorce udało się stworzyć kilka zabawnych momentów ale póki co sama fabuła nie jest powalająca, świat również nie został wcale rozbudowany, więc nie wiele o nim wiemy na tym etapie. Nie mamy też jasno nakreślonych motywów, kierujących Rezkinem. (nie wiemy po co robi, to co robi, on chyba sam nie wie). Ciężko jest uwierzyć w wiele rozwiązań fabularnych. Rezkinowi dosłownie wszystko się udaje, a jego działania są wielce nieprawdopodobne. (Np. wątek z gildią złodziei).
Ponieważ zaczęliśmy tą serię i mojemu mężowi się nawet spodobała to będziemy ją dalej kontynuować. Jestem ciekawa kim tak naprawdę jest Rezkin i jaki był cel tego wszystkiego, no i przyznaje, że mimo wszystko dobrze się tego słucha. Jest to bardzo niewymagająca historia, która myślę, że byłaby dobra dla kogoś początkującego z fantastyką. Dowiedziałam, się też że kolejne tomy są lepsze, a Frisza staje się mniej denerwująca, chociaż bardzo ciężko mi w to uwierzyć.
Kroniki mroku, Kel Kade to kolejna seria, po Ashwoodzie, którą wybrałam do słuchania z mężem. O samej serii słyszałam sporo dobrego, więc wydawało mi się, że będzie to dobry wybór. Niestety historia okazała się być przeciętna i momentami po prostu głupia.
Wyobraźcie sobie chłopaka, który szkolony jest całe życie przez wielkich mistrzów różnych dziedzin i który w dniu...
2024-02-03
Romanse nie są dla mnie typowym wyborem, jeśli chodzi o gatunek, ale czasem, gdy szukam lekkiej, niezobowiązującej lektury zdarza się, że po nie sięgam. Zamiana to druga książka Beth O’Leary którą przeczytałam. Już przy Współlokatorach poznałam styl autorki i mniej więcej wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej historii, a sam opis od razu mnie kupił.
Historia opowiada o Leenie, młodej i ambitnej dziewczynie, która skupia się głównie na pracy. Niestety przez przepracowanie i stres dziewczyna zawala ważne spotkanie z kluczowym klientem firmy. Po tym występie i ataku paniki jej szefowa wysyła ją na przymusowy dwumiesięczny urlop, co dla biednej pracoholiczki jest największą karą na świecie. W tym samym czasie jej babcia Eileen, postanawia zerwać z samotnością i poszukać nowego partnera. Gdy babcia z wnuczką się spotykają, plan babci wychodzi na jaw i Leena wpada na pomysł z zamianą mieszkań na czas jej urlopu.
“Czy można mówić o prawdziwej przygodzie, jeżeli nie podjęło się przynajmniej jednej nierozważnej decyzji?”
W czasie, gdy Leena stara się wypełnić buty babci, rozeznać w niekończącej się liście zadań, których podejmowała się Eileen i przepracować kilka rzeczy, starsza pani trafia w wir wielkiego miasta i powoli wkracza w świat randek internetowych i zupełnie innych mentalnie ludzi niż ci do których przywykła.
Szczególnie podobała mi się perspektywa Babci Leeny i to w jaki sposób zjednywała sobie nowe sąsiedztwo, czemu towarzyszyło wiele zabawnych przygód. Wyobraziłam sobie moją babcię, w podobnej sytuacji i nie mogłam przestać się uśmiechać. Szczególnie, że tak jak Eileen moja babcia jest pełna werwy i zapału.
Oczywiście nie byłby to romans bez rozterek sercowych. Eileen poznaje świat randek, a Leena będąc w według niej szczęśliwym związku, zbliża się do młodego nauczyciela i znajomego z lat młodości. Miałam jednak wrażenie, że wszystkie wątki romantyczne nie przytłoczyły historii, zostały zmyślnie wplecione w całość i nie były najważniejsze w tej książce.
Bardzo doceniam obraz różnych społeczności, który otrzymaliśmy. kontrast między wielkim zabieganym Londynem a małym miasteczkiem i jego zgraną wspólnotą został świetnie pokazany.
Oczekiwałam ciepłej, uroczej fabuły opowiadanej z dwóch perspektyw wnuczki i jej babci. Autorka jednak, mimo że w otoczce przyjemnej historii zawarła kilka ważnych tematów tj; radzenie sobie po stracie bliskiego, odbudowywanie relacji rodzinnych, znieczulica i wykluczenie społeczne, samotność, strach przed zmianą, randkowanie seniorów, wyjście z przemocowego związku, niebezpieczeństwa Internetu czy zdrada. Poruszane problemy były bardzo, życiowe, a mam wrażenie, że niektóre z nich nie często się spotyka w literaturze. Szczególnie jeśli chodzi o seniorów, którzy bywają marginalizowaną grupą.
Była to bardzo przyjemna lektura, którą polecam, osobom, które szukają czegoś ogrzewającego serce. Czytając tą historię, na pewno możecie liczyć na uśmiech.
Romanse nie są dla mnie typowym wyborem, jeśli chodzi o gatunek, ale czasem, gdy szukam lekkiej, niezobowiązującej lektury zdarza się, że po nie sięgam. Zamiana to druga książka Beth O’Leary którą przeczytałam. Już przy Współlokatorach poznałam styl autorki i mniej więcej wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej historii, a sam opis od razu mnie kupił.
Historia...
2024-01-25
Ciemność płonie to książka, po którą sięgnęłam spontanicznie. Nie czytałam opisu, nie wiedziałam, że to horror, po prostu zaczęłam jej słuchać.
Historia zaczyna się od studentki, która stojąc na przystanku jest zaczepiana przez niechciane towarzystwo. W jej obronie staje starszy mężczyzna, któremu pomoc okazuje się dużo bardziej kosztowna niż dziewczyna mogłaby się spodziewać.
Autor bardzo dobrze odwzorowuje życie dworca. Pokazał obraz społeczności, na którą w biegu życia rzadko zwraca się uwagę i do ich codzienności dodał powód, dla którego nie mogą porzucić tego miejsca.
To właśnie warstwa społeczna i obraz, który udało się stworzyć były najmocniejszymi elementami tej książki. Czytając ją widziałam doskonale złamanych ludzi, walczących o resztki normalności, zajmujących swoje miejsca na dworcu niczym stojące tam od lat meble. Książka skłania do zastanowienia się nad problemem bezdomności. Z jednej strony autor pokazuje marginalizowanie bezdomnych, z drugiej uczłowiecza ich dając im bagaże doświadczeń i wspólnotę.
W tej historii stali bywalcy, są wyjątkowi, wybrani przez ciemność, która po zmroku ukazuje im koszmary, a jedynym miejscem, w którym są bezpieczni jest właśnie teren dworca Katowice Główny. Gdy Natalia, zmuszona jest dołączyć do tej społeczności, wydaje mi się, że za szybko to akceptuje.
Zabrakło mi w jej postaci jakiegoś momentu pogodzenia się z nową sytuacją. Jeśli chodzi o innych bohaterów to mamy tu ciekawe postacie, Policjanta Grzesia, który doskonale zna los wybranych i jako policjant i osoba, której się udało opuścić koszmar, pomaga innym z zewnątrz, Literata, który pełni rolę przywódcy grupy i przechowuje pamięć o jej członkach, Alberta, który jako były górnik doznał już innego rodzaju ciemności i który kryje się na dworcu przed rodziną, Izkę, która jest podstarzałą prostytutką, mocno doświadczoną życiem czy Tadeusza, którego historię ciekawie było odkryć.
Na początku postaci, szczególnie bezdomnych z dworca trochę mi się mieszały, później gdy powoli zaczęliśmy poznawać ich przeszłość, zaczęły stanowić dla mnie osobne jednostki. Może życzyłabym sobie by każda z nich dostała trochę więcej czasu, a ich historie i powody wylądowania na dworcu były bardziej poszerzone.
Dodatkowo, nie do końca mogłam zrozumieć, czemu ci ludzie w większości zrezygnowali z życia w społeczeństwie mimo, że zagrożeni byli wyłącznie nocą. U większości postaci Dworzec był w dużej mierze ich wyborem. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, ale jednak.
Jeżeli chodzi o sam horror, to nie odczuwałam strachu czytając tą książkę. Pan Ćwiek dobrze opisał uczucia bohaterów, czy to co widzieli, ale dla mnie zabrakło napięcia. Nie jestem też pewna czy sam motyw wiary i kościoła był tu potrzebny, ale wydaje mi się, że nawiązywanie do powyższych często przewija się w twórczości autora. Plusy natomiast należą się za śląskie akcenty i wyczuwalny klimat dworca.
Sama książka ogólnie mi się podobała, pomysł na nią był dość oryginalny. Gdzieś tam może zabrakło szczegółów, pozwalających czytelnikowi na zgłębienie i zrozumienie tytułowej ciemności. Dużo autor pozostawia też w sferze domyśleń, więc jeśli otwarte zakończenia nie są czymś co lubicie to może wam się nie spodobać. Wydaje mi się także, że gdyby to była zwykła historia o mieszkańcach dworca bez fantastycznych elementów, książka mogłaby być dużo lepsza. Tak jak wcześniej wspomniałam to warstwa socjalno-społeczna ma tu pierwsze skrzypce.
Jeśli myślicie, że to może być coś w waszym klimacie, to warto dać szansę. uważam też, że dla mieszkańców Katowic książka może mieć dodatkowy walor. Mi nic nie urwało, taki średniaczek, ale słuchało się dobrze więc osobiście daję okejkę.
Ciemność płonie to książka, po którą sięgnęłam spontanicznie. Nie czytałam opisu, nie wiedziałam, że to horror, po prostu zaczęłam jej słuchać.
Historia zaczyna się od studentki, która stojąc na przystanku jest zaczepiana przez niechciane towarzystwo. W jej obronie staje starszy mężczyzna, któremu pomoc okazuje się dużo bardziej kosztowna niż dziewczyna mogłaby się...
2024-01-11
„Książka może być równie niebezpieczna jak każda podróż, w którą wyruszysz. Osoba, która zamknie tom nie jest już tą samą, która go otworzyła. Traktuj książki z szacunkiem.”
Dobre rozpoczęcie książki ma wielką wagę. Może zdecydować o tym czy ta przykuje waszą uwagę i was zatrzyma na dłużej, czy od razu zniechęci was do siebie. Mark Lawrence zaczął mocno i dobrze, bo kto by przeszedł obojętnie obok małej dziewczynki czekającej w kolejce do szubienicy? Od razu nasuwają się pytania; Dlaczego?, Co spowodowało, że tam wylądowała? Jakimi prawami rządzi się ten świat? Będzie krwawo?
Ja właściwie od samego startu zaangażowałam się w historię. Mała Nona stojąc w obliczu śmierci, czeka na niespodziewane ocalenie, jak każde dziecko mając w sobie naiwną nadzieję, że może będzie dobrze. W jej przypadku takie ocalenie przychodzi w postaci siostry z zakonu Słodkiej Łaski, ale to nie tu zaczęła się jej historia.
O przeszłości dziewczynki i sytuacji, która doprowadziła Nonę na schody szubienicy dowiadujemy się stopniowo wraz z biegiem historii. Te wstawki z przeszłości, jak i przebłyski przyszłości, autor sprytnie wplątuje między codzienne życie i naukę dziewczynki w zakonie.
Sceneria szkoły jest motywem, który wybitnie mnie przyciąga w literaturze. Po zakonie spodziewałam się czegoś rodem z Wampirzego Królestwa, a dostałam co prawda szkołę, która uczy dziewczynki zabijania, ale pełną pozytywnej kadry szkoleniowej. Oczywiście motyw szkoły nie zostałby w pełni wykorzystany, gdyby nie miała swojego Snape’a, bo w końcu co to za szkoła bez przerażającego nauczyciela 😊.
“Ten kto sięgnął do umysłów innych, żeby je zmieniać musiał się liczyć z tym, że oni z kolei zmieniają jego.“
Podobało mi się również jak została nakreślona hierarchia w zakonie i wyjaśnienie poszczególnych grup sióstr, a fakt, że dziewczynki pochodzą z różnych grup społecznych dodatkowo urozmaicał życie w zakonie i pozwolił mi zrozumieć politykę i budowę tego świata.
Sama fabuła kręci się głównie w koło rozwoju Nony. Dziewczynka powoli poznaje realia nowego miejsca, uczy się nowych rzeczy, a jednocześnie jej przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Nona jest bohaterką skomplikowaną, emocjonalną i złożoną. Trochę zagubioną i zranioną przez życie, przez co interesującą do śledzenia. Jak możecie się domyślić nie jest zwykłym dzieckiem.
Świat, który stworzył autor jest bardzo brutalny, ale też niezwykle interesujący. Poza zwykłymi ludźmi, są na tym świecie osoby, które mają domieszkę genów przodków. Krew Huńska sprawia, że dana osoba jest niezwykle szybka, krew Quantalska, daje możliwości duchowe, które poza aspektem spirytualnym pozwalają na wyrzuty energii. Osoby z krwią Gerancką właściwie można nazwać olbrzymami, mają duży wzrost i ogromną siłę, a osoby o krwi Marialskiej mają najróżniejsze zdolności magiczne. Nasza bohaterka mimo niepozornego wyglądu należy do wyjątkowo utalentowanych i obdarzonych dzieci.
Autor niejednokrotnie zaskoczył mnie w tej książce, po jednej z kulminacyjnych scen, gdy miałam wrażenie, że to już koniec książki, okazało się, że pan Lawrence przygotował mi jeszcze drugie tyle przygód adeptek zakonu. Podobały mi się również sceny walk i plastyczne opisy wyzwań, które Nona musi pokonać na swojej drodze.
“Czym jest walka jeśli nie występem. Każda gwiazda wirująca w czarnej otchłani nieba świeci tylko dlatego, że ludzkość uniosła wzrok, żeby ją zobaczyć. Każdy wielki czyn potrzebuje świadków. Idź i dokonaj czegoś wielkiego.”
Osoby wrażliwe na przemoc wobec dzieci i zwierząt przestrzegam, że to może nie być pozycja dla nich. Co prawda autor nie tworzy brutalnych scen dla samego efektu zaszokowania i każda z nich ma znaczenie dla fabuły, ale jest ich tu trochę więc warto wziąć to pod uwagę.
Bohaterowie, tej książki doświadczają wiele w bardzo młodym wieku, przechodzą wymagające szkolenia, są weryfikowani przez życie i brutalność świata, który nie obchodzi się z nimi lekko. Może przez to często wydają się być dużo starsi i dojrzalsi niż są w rzeczywistości. To w sumie jedna rzecz, do której mogłabym się przyczepić. Jak na 8-10 letnie dzieci, dziewczynki często myślą i działają jak dorosłe osoby, do tego stopnia, że łatwo zapomnieć ile tak na prawdę mają lat.
Oczywiście można postawić zarzut tej historii, że wiele podobnych z motywem wybrańca i od zera do bohatera już zostało stworzonych. Dla mnie jednak wyjątkowość tej fabuły bazowała głównie na świecie który pan Lawrence wykreował i na tym, że ciężar oczekiwań spada na małe, wyjątkowo silne duchem dzieci. Dodatkowo historia płynie dobrym tempem i z każdą stroną wciąga czytelnika w swój brutalny obraz.
Było to moje pierwsze spotkanie z autorem, ale na pewno nie ostatnie. Jeśli sięgniecie po tą książkę w papierze na pewno będzie wam potrzebne znaczniki, bo autor nie pożałował pięknych cytatów wartych zapisania. Jestem pewna, że serię będę kontynuowała. Osobiście polecam.
„Książka może być równie niebezpieczna jak każda podróż, w którą wyruszysz. Osoba, która zamknie tom nie jest już tą samą, która go otworzyła. Traktuj książki z szacunkiem.”
Dobre rozpoczęcie książki ma wielką wagę. Może zdecydować o tym czy ta przykuje waszą uwagę i was zatrzyma na dłużej, czy od razu zniechęci was do siebie. Mark Lawrence zaczął mocno i dobrze, bo kto by...
2024-01-07
Dotarliśmy do ostatniego tomu cyklu o Benie Ashwoodzie, i chociaż dwa poprzednie tomy nie doczekały się recenzji na moim profilu, to tym postem chciałabym pokrótce podsumować całą tą historię.
Po pierwsze, nigdy nie spotkałam się z serią, w której piwo ma tak wielkie znaczenie, zarówno dla bohaterów jak i dla fabuły. Nasz bohater zaczynał w końcu jako piwowar w małej miejscowości o nazwie Widoki, a przez całą podróż, a ta krótka nie była, kosztował nie jednego napitku różnej jakości.
Drugim głównym elementem tej serii był motyw drogi. Normalnie go kocham, tu zmęczyła mnie ta droga prawie tak bardzo jak bohaterów i mimo, że spotykamy na niej czarodziejki, magów, wojowników, wieśniaków, władców, złodziei i oczywiście demony to momentami sama podróż ciągnie się nieskończenie długo, a czytelnik ma wrażenie, że bohaterowie wciąż są w ruchu z małymi przerwami na jakąś akcję.
Ben z przyjaciółmi zdecydowanie powoli wkupili się w moje łaski, szczególnie jeden taki Szelma, który odpowiadał za wprowadzenie humoru do tej historii. Ostatecznie się z nimi całkiem polubiłam, mimo, że ich dialogi często były podsumowaniami sytuacji i czymś w rodzaju narady, gdzie każdy powtarza na czym stoimy i co powinniśmy robić dalej. Trochę łopatologicznie przybliżając odbiorcom sytuację. Często jak dla mnie taki zabieg jest zbędny, bo zakłada, że czytelnik nie umie dodać dwa do dwóch.
Ben, mimo że bardzo się zmienił od dnia opuszczenia wioski, to wciąż momentami zachowuje się jak otępiały, szczególnie jeśli chodzi o aluzje ze strony płci pięknej. Ale to poczciwy chłopaczyna, z sercem we właściwym miejscu. Amelia natomiast, mam wrażenie, że jest postacią trochę papierową i w tym tomie nie zrobiła na mnie wrażenia, mimo jej linii fabularnej.
Moim ulubionym tomem z całej serii zdecydowanie był tom 5, lubię, gdy gang zbiera się do kupy by pokonać wielkie zło. Miło było ponownie spotkać różne grupy, z którymi Ben spotykał się na swojej drodze by te stoczyły bitwę przeciwko przerażającym potworom. Ten tom zdecydowanie nie zawiódł pod względem walk i najmocniej mnie zaangażował.
Wydawać by się mogło, że to właśnie na epickiej walce z demonami cykl powinien się zakończyć, jednak autor uznał, chyba że istnieje coś gorszego na świecie niż potwory.
Tom ostatni, utrzymał poziom tomu poprzedniego, tylko, że tu zamiast stawiać czoła demonom, Ben z ekipą musieli stawić czoła Protektorce i dwóm wrogim armiom nastającym na siebie. Misja zapobiegnięcia wojnie oczywiście pakuje naszych przyjaciół w sam środek potyczki. Ale ich ostatnia wyprawa ładnie zamyka cały cykl i pokazuje jak dużo się zmieniło w życiu piwowara.
Zabrakło mi trochę emocji, strachu o ekipę Bena. To jest taki cykl, że nie boisz się o bohaterów, wiesz, że dążymy do żyli długo i szczęśliwie a cała kraina była miodem i mlekiem płynąca. Wszelkie pozornie niebezpieczne sytuacje, w które trafiają postacie zwykle obracają się wygodnie na ich korzyść i ostatecznie każdy jakoś tam z tego wychodzi w miarę. Trochę żałuję, że pan Cobble nie zdecydował się na trochę ostrzejsze traktowanie swoich bohaterów, dodałoby to ciężkości tej historii. Ale w sumie biorąc pod uwagę ostatnie strony, myślę, że autor od początku chciał wystosować tą serią idealistyczny przekaz. I na koniec wpadł w bardzo moralizatorski ton.
Do uwag dorzucę też brak ilustracji w ostatnim tomie. Przyzwyczaiłam się do prac pana Woźniaka na stronach tej serii, więc nie rozumiem czemu zabrakło ich na sam koniec historii. Mimo, że słuchałam jej w audio to po każdym fragmencie wertowałam strony książki, by te grafiki zobaczyć.
Ciężar korony uważam, za solidne zakończenie. Autor pozamykał wiele wątków, dając pole nawet tym sięgającym tomu pierwszego.
Cała seria zostanie w mojej pamięci, głownie dlatego, że to pierwsza seria, którą przesłuchałam wspólnie z moim mężem. Mimo, że nie jest to zdecydowanie najlepsza fantastyka z jaką miałam styczność, to dla mnie kojarzy się komfortowo. Seria jest solidna w swej prostocie i na pewno dobra na początek z gatunkiem. Czy jest to coś odkrywczego i nowatorskiego – Nie, ale miło spędziłam z nią czas.
Dotarliśmy do ostatniego tomu cyklu o Benie Ashwoodzie, i chociaż dwa poprzednie tomy nie doczekały się recenzji na moim profilu, to tym postem chciałabym pokrótce podsumować całą tą historię.
Po pierwsze, nigdy nie spotkałam się z serią, w której piwo ma tak wielkie znaczenie, zarówno dla bohaterów jak i dla fabuły. Nasz bohater zaczynał w końcu jako piwowar w małej...
2023-12-29
Recenzja zawiera nawiązania do tomów poprzednich.
Rozbite imperium to trzeci i ostatni tom cyklu pt "Hierarchia magii". W ogólnym rozrachunku uważam tę serię za dobrą, ale dość przeciętną, a tom trzeci uznałabym chyba jako najsłabszy z nich.
Czytając recenzje innych czytelników natknęłam się na opinie, że Caldan jest bohaterem nudnym, a wszystko przychodzi mu zbyt łatwo.
Co do pierwszego zarzutu to nie uważam żeby był to nudny, czy zły bohater. Mamy tu trope wybrańca i typowe od zera do bohatera. Jest to inteligentny chłopak, może trochę zbyt pochłonięty analizowaniem wszystkiego do koła, co nie ukrywam daje efekt przegadania i momentami się dłuży. Mimo to podróż i rozwój Caldana śledziłam z przyjemnością. Jego ocena sytuacji również jest dość interesująca, zważywszy na to, że nie wie komu ufać, ma świadomość, że jest pionkiem na planszy potężniejszych od siebie i narzędziem, które inni chcą wykorzystać. Wraz z własnym rozwojem i szerszym zrozumieniem swojej mocy stara się nie ulec pokusie i pozostać sobą. Mimo, że niewinność zatracił już gdzieś na etapie tomu pierwszego.
Co do tego, że wszystko przychodzi mu dość wygodnie i łatwo zgadzam się w całej rozciągłości. I mimo, że nie przeszkadzało mi to przy poprzednich tomach historii tak w tym bardzo rzucało się w oczy i momentami mnie denerwowało.
Wyobraźcie sobie scenę, w której ktoś przyciska was do ziemi i unieruchomionych dusi, mielibyście czas na skomplikowane rozważania na temat działania magii i jej zależności? Śmiem twierdzić, że raczej nie. Ale nasz bohater dokonuje przełomowych odkryć, w przeciągu sekund, które oczywiście ratują go z opresji. Inna scena, gdzie wygodnym splotem wypadków poznaje nową sztuczkę, która to przydaje mu się parę stron dalej i jest kluczowa dla dalszej fabuły i rozwiązania akcji. I takie wybiegi fabularne są tu nagminne.
Największym moim rozczarowaniem tego tomu było jednak rozwiniecie wątku Mirandy. Po tych trzech tomach została z niej wydmuszka postaci, która w tomie pierwszym miała wielki potencjał. Z silnej, wygadanej, kobiecej bohaterki została sprowadzona do bycia powodem działań. Motywacją stojąca za podejmowanymi decyzjami. Tłem.
Plusy należą się za to za wątek Amerdana, czyli postaci najbardziej wg mnie złożonej i interesującej, której motywacje do końca nie były dla mnie oczywiste.
Inne postacie poboczne jak np Aidan, nie miały w moim odczuciu za dużej roli do odegrania w tym tomie i równie dobrze mogłyby się nie pojawić, a nie miałoby to żadnego znaczenia dla fabuły.
Liczyłam, że trochę bardziej poznamy cesarza imperatora i wroga imperium numer jeden i choć dostajemy epicką walkę na koniec, to te postaci nie dostają wystarczająco dużo czasu żebyśmy je poznali i zrozumieli. Samo rozwinięcie akcji wydało mi się pośpieszone w stosunku do reszty fabuły. Książka zdecydowanie ma problem z proporcjami. I nie ustrzegła się kilku luk fabularnych. Brakowało mi także zamknięcia dla niektórych wątków jak na przykład wątku obdarzonych. No i liczyłam że dominion będzie miał większe znaczenie w rozwiązaniu akcji. Co prawda co jakiś czas jest wzmianka o tej grze. Ale przy nabudowaniu jej znaczenia w tym świecie w tomie pierwszym, tom trzeci zawierał jej szczątkowe ilości.
Biorąc pod uwagę że ta seria jest debiutem autora, to uważam, że dobrze mu poszło. Wymyślił wyjątkowy system magiczny i ciekawą fabułę. Na pewno będę śledzić jego dalsze poczynania. Co do serii to jest to dość fajna historia, szczególnie dla początkujących z fantastyką. Jeśli nie przeszkadzają wam takie drobne potknięcia to warto dać jej szansę. Ja lektury nie żałuję i cieszę się że poznałam tą historię.
Recenzja zawiera nawiązania do tomów poprzednich.
Rozbite imperium to trzeci i ostatni tom cyklu pt "Hierarchia magii". W ogólnym rozrachunku uważam tę serię za dobrą, ale dość przeciętną, a tom trzeci uznałabym chyba jako najsłabszy z nich.
Czytając recenzje innych czytelników natknęłam się na opinie, że Caldan jest bohaterem nudnym, a wszystko przychodzi mu zbyt...
2023-12-27
Wraz z końcem roku powróciłam do weterynaryjno-nekromantycznej lecznicy Izabeli. W takim miejscu nie da się nudzić; nie tylko ze względu na niespodziewanych pacjentów, ale i ze względu na niespodziewane zmiany, które zawitały do Zrębek. Czy jest jakieś zwierzę, które by mogło przebić przygodę z jednorożcem? Okazuje się, że i owszem. Bo kto nie chciałby zobaczyć z bliska smoka.
Drugi tom Necrovet serwuje nam cały przekrój różnistych drakonidów. Magicznych pacjentów, którzy, odwiedzają lecznice jest sporo, kilku z nich już znamy tak jak np. szanownego Ryśka, kilku z wejścia zaskarbiło sobie moją sympatię, a od reszty lepiej trzymać się na dystans. Za to wszyscy są niezwykle ciekawi.
Poza strefą magiczną, kluczową rolę w historii odgrywa zwykłe życie bohaterów. W poprzednim tomie to Florka rozpoczynała pracę u Izabeli Pokot, w tym gabinet zyskuje nową pracownicę Zuzannę. Muszę przyznać, że od początku miałam co do niej podobne odczucia jak Bastian. Nowa bohaterka wprowadza trochę zamieszania, szczególnie, że jej stosunek do małych pacjentów i do metod pracy jest zupełnie inny niż ten, który preferują nasi bohaterowie.
Mówiąc o bohaterach, muszę wspomnieć o pani Irenie, która, za każdym razem, gdy pojawiała się w historii razem z Jagódką, zjednywała moją sympatię coraz bardziej i bardziej.
Autorka poruszyła w tekście kilka ciekawych kwestii społecznych. Duża część fabuły skupiała się na zagadnieniach związanych z tolerancją i akceptacją inności. Zderzenie poglądów pokoleń nie jest dla mnie czymś obcym. Autorka w tym przypadku idealnie przełożyła rzeczywistość na karty książki. W pokazywaniu braku tolerancji, szczególnie jedna scena przy drzwiach restauracji zapadła mi w pamięć, ale jeśli o nią chodzi to mam wrażenie, że niejednokrotnie widziałam jej wariację w filmach, serialach czy innych książkach.
No i nie mogę nie wspomnieć o wątku romantycznym. Jest to relacja, której się spodziewałam i której kibicuje. Mimo, że między bohaterami nie czuje romantycznej chemii. Wydaje mi się, że wciąż jest to bardziej przyjaźń, ale kto wie jak to się potoczy dalej.
Dodatkowo, może by dodać książce powagi czy wprowadzić ważny temat, okazało się, że jeden z bohaterów zmaga się z chorobą psychiczną. Pozostaje to w zakresie tematyki proza życia, ale ta rewelacja wydała mi się być troszkę randomowa. Choć w kolejnych tomach może być to ciekawie rozwinięte.
To co mi nie do końca odpowiadało w lekturze, to fakt, że czasem postaci są niepotrzebnie wulgarne. Ta seria idealnie wpasowuje się w trend cosy fantasy, a sporadyczne teksty, które się pojawiają w wypowiedziach bohaterów, wybijały mnie z tego ciepłego klimatu książki. Mam tu na myśli np. komentarz Zuzy odnośnie do porodu Centaurzycy, czy tekst ciotki Florki „uważaj, bo kociej mordy dostaniesz”. Nie jestem pruderyjną osobą, ale w kontekście tej konkretnej lektury to nie pasowało.
W ogólnym rozrachunku, książka trzyma poziom pierwszego tomu. Jestem ciekawa co autorka zaserwuje nam dalej. Przyjemnie się zagląda do codzienności Florki, Bastiana i Izabeli. Ja serię planuję kontynuować. Tylko czym autorka przebije smoki??
Wraz z końcem roku powróciłam do weterynaryjno-nekromantycznej lecznicy Izabeli. W takim miejscu nie da się nudzić; nie tylko ze względu na niespodziewanych pacjentów, ale i ze względu na niespodziewane zmiany, które zawitały do Zrębek. Czy jest jakieś zwierzę, które by mogło przebić przygodę z jednorożcem? Okazuje się, że i owszem. Bo kto nie chciałby zobaczyć z bliska...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-25
W okresie świąt, szukałam książki przytulnej z gatunku cosy fantasy. Ponieważ walczące pierniczki podpadają dla mnie pod ten gatunek postanowiłam dać szanse „Wypiekom defensywnym T. Kingfisher.
Historia zaczyna się od trupa w piekarni, którego znajduje 14 letnia Mona, piekarka i magiczka chleba. Dziewczyna choć nie ma wielkiej mocy, z osoby, która znalazła ciało, szybko zostaje podejrzaną w sprawie i chcąc, nie chcąc zostaje w nią uwikłana.
Początek zdecydowanie przykuł moją uwagę i powoli wciągnęłam się w historię Mony. Zaciekawiło mnie kto stoi za morderstwami magicznych i spodobał mi się wątek polityczny historii.
Książka zawiera sporo fajnych elementów. Zdecydowanie jest tu dużo nawiązań do pysznych wypieków. Waleczne piernikowe ludziki od razu skojarzyły mi się z ciastkiem ze Shreka co dodatkowo wywołało u mnie uśmiech, a zakwas Bob z morderczymi zapędami pięknie błyszczał na kartach historii. Humor także jest na dobrym poziomie. No i Patyk, chyba moja ulubiona postać, odświeżająco szczery, mały złodziejaszek, idealnie wpasował się w rolę pomocnika Mony.
Autorka stworzyła ciekawy świat, w którym istnieją zarówno osoby magiczne, jak i te magii nie posiadające. Oczywiście jak w każdym środowisku, gdzie ktoś jest inny pojawia się tu motyw dyskryminacji, podwójnych standardów i innego traktowania czarodziejów. Są ludzie, którzy nie mają nic przeciwko magicznym mieszkańcom, ale są też tacy, którzy omijają szerokim łukiem miejsca w których takie osoby pracują. Nie uniknęliśmy też stwierdzeń, które kwalifikuje jako „powiem wam jak macie myśleć”. Ale generalnie mi one nie przeszkadzały w przypadku tej historii. Trochę moralizowania przy cosy fantasy nie jest w końcu niczym niespodziewanym. Szczególnie, gdy głównym przesłaniem jest tolerancja, równość, wiara we własne siły i docenianie własnych talentów.
Nie do końca jestem pewna do jakiej grupy wiekowej skierowana jest ta książka. Mimo, że główna bohaterka jest nastolatką. To mamy tu dużo scen brutalnych, sporo dynamicznej akcji i rozbudowaną scenę walki. Coś na wzór epickiej bitwy o bramy miasta. Jeśli chcecie dowiedzieć się jak od jednego trupa w piekarni doszliśmy do epickiej bitwy musicie zagłębić się w historię sami.
Piekarka Mona wydaje się czasami w wypowiedziach zbyt dojrzała jak na swój wiek, zbyt określona moralnie. Fakt, że przejmuje zadania i odpowiedzialności, których powinni podejmować się dorośli i traktowana jest, jak osoba dorosła jest troszkę niewiarygodny, nawet biorąc pod uwagę realia panujące w tej krainie. Znalazłoby się tu także troszkę luk fabularnych, niemniej nie przeszkadzają one w czerpaniu przyjemności z lektury.
Jako przytulna opowieść książka się sprawdziła, nie ukrywam, że sama nie pogardziłabym talentem magicznym dzięki któremu mojej wypieki by pięknie rosły, nic by się nie przypalało, a do tego mogłabym stworzyć armię pomocnych piernikowych ludzików.
Polecałabym ją najbardziej dla starszych dzieci, ale jako dorosły czytelnik też dobrze się bawiłam podczas lektury.
Jeśli szukacie czegoś lekkiego i przyjaznego to jak najbardziej to może być to.
W okresie świąt, szukałam książki przytulnej z gatunku cosy fantasy. Ponieważ walczące pierniczki podpadają dla mnie pod ten gatunek postanowiłam dać szanse „Wypiekom defensywnym T. Kingfisher.
Historia zaczyna się od trupa w piekarni, którego znajduje 14 letnia Mona, piekarka i magiczka chleba. Dziewczyna choć nie ma wielkiej mocy, z osoby, która znalazła ciało, szybko...
Kolejne przygody Williama O’Connora i Edwarda Love’a i Vincenta Fowlera, porwały mnie w morską wyprawę od pierwszych stron. Zdecydowanie szanuję przypomnienie wydarzeń z poprzedniego tomu, co pozwoliło mi się od razu odnaleźć w tej historii.
W tym tomie William decyduje się na szalone czyny w końcu chce stawić czoła Christopherowi de Lanvierre, pogonić Hiszpanów, załatwić każdego pirata, który się napatoczy i ocalić wyspy Kanaryjskie. Łatwizna.
Łupów z tego nie ma, straty są wielkie, a morale upadają, bo za satysfakcję i samarytańskie gesty mało, który korsarz chce się fatygować.
Tak jak i w poprzednich tomach, mamy tu sporo morskich przygód, bitew i oczywiście rozterek sercowych oraz tęsknot Williama za gorącą Hiszpanką Manuelą.
Co do Manueli, to dalej nie mogę jej zdzierżyć, furiatka, temperamentna baba, zero logiki, trzęsie się nie wiadomo, o co, w gorącej wodzie kąpana. Naprawdę nie wiem, co Billi w niej widzi, bo ta zołza zachowuje się okropnie przez całą książkę.
Na szczęście pojawiło się kilka fajnych postaci jak kuzyn pana Love, James Love, nawiązania do innego znanego powszechnie bohatera nasuwały się same. Zdecydowanie ten zabieg dodał humoru całej historii, mimo że na jego brak, żadna książka pana Marcina nie narzeka. No i oczywiście postać Kuka Butchera to jest dopiero gość, też nie odmówiłabym mu pożyczenia lusterka :).
Podobało mi się, że załoga „Magdaleny” nie idzie za O’Connorem jak owce na rzeź. Fakt są mu oddani, ale potrafią mu wygarnąć i pokazać jak coś jest na rzeczy. Przyjaźń z Edwardem i Vincentem jest jednak tak mocna, że ci dwaj nawet w najbardziej nieprzemyślanych i szalonych akcjach nie zostawiają Williama na lodzie, chociaż czasem nasz obrażalski kapitan zasługuje na otrzeźwiającego kopa w cztery litery.
Żałuje jednak, że Edward został pozbawiony możliwości spełnienia swoich marzeń w końcu wbiegnięcie na idącego słonia, czy pokonanie demona to nie byle, co. Kto wie może, jeszcze będzie miał szansę, jeśli Pan Marcin postanowi wrócić do tej serii.
Autor poświęcił sporo czasu w historii duchom i zjawiskom nadprzyrodzonym. Za każdym razem, gdy ci się pojawiali robiło się ciekawie, a i do diabła morskiego zapałałam dużą sympatią. Niestety czarne charaktery, mimo że zostały jasno określone, to wydało mi się, że za mało tego ich zła było widać.
Oczywiście nie mogło zabraknąć humorystycznych sytuacji i dialogów.
Śmiałam się w głos czytając niektóre teksty, nawet, jeśli trochę podchodziły sucharami przykład poniżej :)
„.. Jak się nazywa to miejsce, w którym chrześcijanie opowiadają świństwa?
- Konfesjonał..”
Zachęcam was do przeczytania tej serii, bo to fajna morska przygoda. Lekka, zabawna i pomysłowa.
Polecam. Dobra rozrywka.
Kolejne przygody Williama O’Connora i Edwarda Love’a i Vincenta Fowlera, porwały mnie w morską wyprawę od pierwszych stron. Zdecydowanie szanuję przypomnienie wydarzeń z poprzedniego tomu, co pozwoliło mi się od razu odnaleźć w tej historii.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW tym tomie William decyduje się na szalone czyny w końcu chce stawić czoła Christopherowi de Lanvierre, pogonić Hiszpanów, załatwić...