Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Shadow Games Maya Kaathryn Bohnhoff, Michael Reaves
Ocena 5,9
Shadow Games Maya Kaathryn Bohnh...

Na półkach: ,

W niniejszej powieści przyjemną odmianą w porównaniu do innych książek gwiezdnowojennych było odejście od spraw Jedi i Sithów, i opowiedzenie o czymś innym, mianowicie, jak się robi karierę w galaktyce i jak wygląda organizacja koncertów na różnych planetach. Było to pomysłowe i ciekawe, ale do pewnego momentu.

Przez pół książki dialogi były naprawdę niezłe, postacie można było polubić, zwłaszcza teksty Eadena i kłótnie Dasha z robotem. Natomiast wprowadzenie do tego komediodramatu Hana Solo było średnio trafione, jakoś nie kleili mi się bohaterowie, z którymi zetknęłam się w tej książce po raz pierwszy, z tą jedną niezbyt udolnie oddaną postacią z filmu. Miał być motyw rywalizacji dwóch pilotów, ale na prawdę gdyby ten drugi nazywał się Bran Zolo, albo w ogóle by go nie było, fabuła nic by nie straciła.

Szczególnie mocno przytłoczyła mnie ilość i dokładność specyfikacji technicznych. Owszem, budzi to we mnie jakiś podziw, że autorzy opisując statki i planety, na których lądowały byli w stanie rozpisać jak działały poszczególne systemy i oprogramowanie, tak że wszystko się trzyma kupy, ale po pewnym czasie czytanie tego nuży.

Mamy bardzo mozolne budowanie napięcia prowadzące do zupełnie nijakiego zakończenia.

Krótko mówiąc, do poczytania jak ktoś ma ochotę na przygodę w kosmosie, nic poza tym.

W niniejszej powieści przyjemną odmianą w porównaniu do innych książek gwiezdnowojennych było odejście od spraw Jedi i Sithów, i opowiedzenie o czymś innym, mianowicie, jak się robi karierę w galaktyce i jak wygląda organizacja koncertów na różnych planetach. Było to pomysłowe i ciekawe, ale do pewnego momentu.

Przez pół książki dialogi były naprawdę niezłe, postacie można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po przeczytaniu tego kawałka drewna, jakim była poprzednia powieść z serii, zmiana pióra działa jak balsam. Michael Reaves jest lepszy. Urzekło mnie, że znajomość psychiki ludzkiej połączył ze specyfiką planety i fizjologii Neimoidian, tak że powstały bardzo przekonujące opisy reakcji emocjonalnych, myśli, motywów, a nawet kultury i obyczajów przedstawicieli Federacji Handlowej.

Bohaterowie pozytywni, czyli ci, za którymi do ostatniej literki trzymamy, żeby im się udało to: Darsha, ambitna padawanka, która jeszcze zbyt emocjonalnie podchodzi do tego wszystkiego, ale ma niewątpliwy talent, Lorn, typowy cwaniak, który jednak kryje w sobie bolesną historię oraz I-5, bardzo zabawny i "ludzki" droid. W gruncie rzeczy klasyczny zestaw jak dla powieści przygodowo-fantastycznej.

Tytułowy Darth Maul jest raczej tłem niż figurą, kryje się w cieniu i jedyne co o nim wiemy, to że jest przerażający i rogaty. Diabeł jak malowanie, powiedziała każda osoba, która nie widziała w życiu Devaronianina. Dla mnie czerwony Zabrak, to czerwony Zabrak i tyle. Miłym zaskoczeniem za to było, że oprócz bycia idealnie oddanym uczniem Sitha posiadał jeszcze momentami jakieś emocje: radość, dumę, gniew, szczątkowe pojęcie honoru.

Oczywiście dla osób, które trenowały sztuki walki i/lub grały w The Old Republic opisy są bardziej przekonujące i książka mocniej plusuje. Darsha przypomina mi z natury swojej padawanki, którymi grałam, podobnie zaliczone mam śmiganie po opanowanych przez gangi dolnych poziomach Coruscant. Książka i gra jakoś się uzupełniają jako prequel prequela i ogólnie czyta się dobrze.

Po przeczytaniu tego kawałka drewna, jakim była poprzednia powieść z serii, zmiana pióra działa jak balsam. Michael Reaves jest lepszy. Urzekło mnie, że znajomość psychiki ludzkiej połączył ze specyfiką planety i fizjologii Neimoidian, tak że powstały bardzo przekonujące opisy reakcji emocjonalnych, myśli, motywów, a nawet kultury i obyczajów przedstawicieli Federacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dziwne, filozoficzne rozważania o człowieku, cielesności, śmierci. Każde opowiadanie w troszkę innych realiach: sagi islandzkiej, baśni z tysiąca i jednej nocy, egzotycznej podróży czy thrillera o szalonym naukowcu, ale wszystkie połączone jednym sposobem obserwacji.

Chyba pierwsza książka dla dorosłych, którą przeczytałam jako trochę mniejsza ja. Być może dlatego wydawała mi się trudna i robiła wrażenie, albo faktycznie taka jest.

Dziwne, filozoficzne rozważania o człowieku, cielesności, śmierci. Każde opowiadanie w troszkę innych realiach: sagi islandzkiej, baśni z tysiąca i jednej nocy, egzotycznej podróży czy thrillera o szalonym naukowcu, ale wszystkie połączone jednym sposobem obserwacji.

Chyba pierwsza książka dla dorosłych, którą przeczytałam jako trochę mniejsza ja. Być może dlatego wydawała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zawsze chciałam czytać i pisać o zapachach, bo zmysł węchu mówi mi bardzo wiele o świecie.

Książka zapowiadała się dobrze, zapach był punktem wyjścia do snucia opowieści o dawnych zwyczajach, potrawach, codziennych domowych obowiązkach i ciekawych miejscach w Krakowie.

Niestety później autor odszedł od tematyki zapachu do jakichś swoich czy czyichś wspomnień związanych z tym, kto siedział w jakiejś knajpie na Salwatorze, w nieokreślonej dekadzie. Niestety nie znam tych P.T. panów, mimo że jest to dzielnica mi dość bliska, tak że książkę wywalam do antykwariatu z uzasadnieniem: śmiertelne nudziarstwo i kolejna ładnie wyglądająca publikacja o byle czym, co się P.T. autorowi nawinęło.

Zawsze chciałam czytać i pisać o zapachach, bo zmysł węchu mówi mi bardzo wiele o świecie.

Książka zapowiadała się dobrze, zapach był punktem wyjścia do snucia opowieści o dawnych zwyczajach, potrawach, codziennych domowych obowiązkach i ciekawych miejscach w Krakowie.

Niestety później autor odszedł od tematyki zapachu do jakichś swoich czy czyichś wspomnień związanych z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Reklamowali jako książkę/film, dzięki którym uwierzysz w Boga/boga(?). W gruncie rzeczy jest to książka/film o facecie w łódce.

Reklamowali jako książkę/film, dzięki którym uwierzysz w Boga/boga(?). W gruncie rzeczy jest to książka/film o facecie w łódce.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na obwolucie napisano, że "Firmin" jest "dowcipną powiastką filozoficzną", nie dodano jednak, że w gruncie rzeczy smutną, bo pokazuje pewną prawdę.

Firmin jest szczurem, który nauczył się czytać jedząc książki, przyjął do siebie ludzką kulturę i ideały, zatraciwszy przy tym szczurzy instynkt. Zamiast szukać jedzenia po śmietnikach i parzyć się z samiczkami swojego gatunku, nadaremno szuka kontaktu z ludźmi i podziwia plakaty z wizerunkami gwiazd kina.

Jak na dłoni widać tu jak ideały, marzenia i wzniosłe wartości konfrontują się z naturą i z faktami, które ograniczają nas nieubłaganie. Książki pozwalają nam uwolnić się od codzienności, ale kolokwialnie mówiąc, nie zmieniają prawdy objawionej, że się wyżej pośladków nie podskoczy.

Jednak jeśli szczur chce być człowiekiem, to czy człowiek mimo wszystko nie powinien mierzyć wyżej?

Na obwolucie napisano, że "Firmin" jest "dowcipną powiastką filozoficzną", nie dodano jednak, że w gruncie rzeczy smutną, bo pokazuje pewną prawdę.

Firmin jest szczurem, który nauczył się czytać jedząc książki, przyjął do siebie ludzką kulturę i ideały, zatraciwszy przy tym szczurzy instynkt. Zamiast szukać jedzenia po śmietnikach i parzyć się z samiczkami swojego gatunku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

W dzieciństwie przynajmniej raz przeczytałam tę książkę rozdział po rozdziale każdego ciemnego grudniowego poranka, a w kolejnych latach jeszcze nieraz do niej zaglądałam.

Gaarder jest mistrzem w zamykaniu jednej opowieści w drugiej. Prawie każda jego książka to swojego rodzaju pudełeczko, w którym kryje się kolejna, jeszcze bardziej tajemnicza historia.

Tajemnica Bożego Narodzenia sprawnie i bezpretensjonalnie łączy ze sobą wątki fantastyczne, religijne, historyczne i codzienne. Godne uwagi są też relacje głównego bohatera z rodzicami, gdzie przełamana jest konwencja typowa dla literatury dziecięcej, w której tajemnicze światy otwierają się tylko przed chłopcem, a wszelkie sprawy rodzinne zostają wypchnięte poza kadr. Dzięki temu dzielimy się tajemnicą i otrzymujemy historię familijną, przyjemną i dla dzieci, i dla dorosłych.

W dzieciństwie przynajmniej raz przeczytałam tę książkę rozdział po rozdziale każdego ciemnego grudniowego poranka, a w kolejnych latach jeszcze nieraz do niej zaglądałam.

Gaarder jest mistrzem w zamykaniu jednej opowieści w drugiej. Prawie każda jego książka to swojego rodzaju pudełeczko, w którym kryje się kolejna, jeszcze bardziej tajemnicza historia.

Tajemnica Bożego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trudno orzec, czym jest ta książka. Zawiera elementy biografii Lewisa Carrolla, przedruki jego publikacji oraz analizę rzeczy, które wymyślał w celach naukowych i rozrywkowych. Gry słowne, liczbowe, logiczne i towarzyskie są ze sobą nierozłącznie związane, ponieważ autor "Alicji" był jedynym w swoim rodzaju geekiem epoki wiktoriańskiej. Człowiekiem, który w wolnych chwilach wymyślał szyfry na owe czasy jeszcze nie do złamania, albo zagadki i bajki dla dzieci swoich przyjaciół, chociaż po pewnym czasie niektórzy stwierdzili, że pisanie listów do ich nieletnich córeczek jest trochę dziwne i coraz rzadziej go zapraszali. A wiecie, co w tych listach było? Śmieszne wierszyki i zadania matematyczne.

Martin Gardner, który wybrał materiały do przedruku sam jest matematykiem, więc nie do końca wyczuł, które opracowania Carrolla będą bardziej przydatne czy bardziej zrozumiałe dla przeciętnego czytelnika. Na pewno nie jest to lektura dla osób z podejściem "nie rozumiem matmy, bo jestem humanistką".

Tłumacz bardzo się wykazał przekładając nawet rymowanki czy listy słów, których znaczenie w języku polskim nie było już istotne dla gry czy zagadki, bo mechanizm nie działał. Niemniej jednak czytelnik nie znający angielskiego na poziomie literackim, ma wszystko objaśnione czarno na białym, obok przedruku oryginalnych treści.

Na szczególne wyróżnienie zasługuje opracowanie Memoria Technica. Lewis Carroll dobrał do każdej cyfry dwie spółgłoski i zaprezentował jak układać rymowanki, w których zawarte zostaną daty lub inne wartości liczbowe trudne do zapamiętania.

Natomiast dalej nie umiem z dwu umiejętnie zszytych chusteczek zrobić trójwymiarowej powierzchni jednostronnej, która obejmowałaby cały wszechświat :(

Trudno orzec, czym jest ta książka. Zawiera elementy biografii Lewisa Carrolla, przedruki jego publikacji oraz analizę rzeczy, które wymyślał w celach naukowych i rozrywkowych. Gry słowne, liczbowe, logiczne i towarzyskie są ze sobą nierozłącznie związane, ponieważ autor "Alicji" był jedynym w swoim rodzaju geekiem epoki wiktoriańskiej. Człowiekiem, który w wolnych chwilach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo fajna komedia sensacyjna o dziennikarce, która tropi Bin Ladena, kiedyś pewnie będzie dobrym studium kultury popularnej i języka angielskiego początku pierwszej dekady XXI w.

Dobrze, że Fielding pisze w trzeciej osobie, bo wtedy bystra narracja nie kłóci się z naiwnością bohaterki, tylko ją ładnie koloruje.

Bardzo fajna komedia sensacyjna o dziennikarce, która tropi Bin Ladena, kiedyś pewnie będzie dobrym studium kultury popularnej i języka angielskiego początku pierwszej dekady XXI w.

Dobrze, że Fielding pisze w trzeciej osobie, bo wtedy bystra narracja nie kłóci się z naiwnością bohaterki, tylko ją ładnie koloruje.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo przyjemny humor wynikający z obserwacji rodziny oraz wspólnoty religijnej przez narratora, który chce być dobrym ojcem i dobrym chrześcijaninem, natomiast często gubi się w życiu nie mogąc zupełnie pojąć zachowania swoich bliskich i bliźnich.

Sytuacje są najprawdopodobniej zaczerpnięte z życia i autor nie wysilił się za bardzo w kwestii formy powieści, tak że brakuje i głównego wątku, i jakiegokolwiek zakończenia.

Bardzo przyjemny humor wynikający z obserwacji rodziny oraz wspólnoty religijnej przez narratora, który chce być dobrym ojcem i dobrym chrześcijaninem, natomiast często gubi się w życiu nie mogąc zupełnie pojąć zachowania swoich bliskich i bliźnich.

Sytuacje są najprawdopodobniej zaczerpnięte z życia i autor nie wysilił się za bardzo w kwestii formy powieści, tak że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dość zaskakujący tytuł książki pochodzi z pierwszego opowiadania, w którym agorafobik spostrzega tajemniczy kontener z napisem BR... ...ACH i szuka w tych literach oparcia w trudnej drodze przez podwórko. Autorka bardzo dobrze oddaje emocje człowieka borykającego się z lękiem i taki jest zamysł całego tomiku.

Kolejne tytuły niosą ze sobą kolejne strachy, nadzieje i moralne rozterki, które są na bieżąco rozbijane przez humor, burzę odniesień literackich i droczenie się z czytelnikiem w obrębie realizmu magicznego.

"W koszmarze z ulicy Wczasowej" mamy kobietę, którą uderza fizyczność i banał romansu, mimo że wcześniej o nim marzyła. W "Kompleksie Otelskiej" tytułowa bohaterka bojąc się zdrady męża zaburza bieg czasu, a narratorka musi zmierzyć się z wizją siebie o 30 lat starszej. Natomiast "Lowelas w Berdyczowie Czasoprzestrzennym" to ojciec autorki, znany aktor, uciekający przed starością i przed świadomością, że czas odmierzany jest kolejnymi pokoleniami. Historia jest prawdziwa i nic nie traci w wyniku rozwijania metafor w baśniowe historie. Elementy fantastyczne i niewiarygodne pojawiają się, czasem nieoczekiwanie, we wszystkich opowiadaniach, w mniejszym lub większym stopniu, natomiast ludzie pozostają do końca bardzo ludzcy.

Współczesne mocno znerwicowane społeczeństwo potrzebuje wiarygodnego studium lęku przeprowadzonego zarówno ze zrozumieniem jak i dystansem, dlatego warto sięgnąć po tę książkę.

Dość zaskakujący tytuł książki pochodzi z pierwszego opowiadania, w którym agorafobik spostrzega tajemniczy kontener z napisem BR... ...ACH i szuka w tych literach oparcia w trudnej drodze przez podwórko. Autorka bardzo dobrze oddaje emocje człowieka borykającego się z lękiem i taki jest zamysł całego tomiku.

Kolejne tytuły niosą ze sobą kolejne strachy, nadzieje i moralne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Barwny, błyskotliwy styl, cudownie odmalowane egzotyczne krainy i klimat epoki, inteligentny humor, ostre jak brzytwa spostrzeżenia oraz postacie, których w ogóle nie polubiłam i było mi szczerze mówiąc zupełnie obojętne, czy będą na końcu razem czy też nie.

Jakby nie było, ona się dawno odkochała i znalazła sobie nie aż takiego najgorszego męża, on spał z połową miasta, a mamy uwierzyć, że ich młodzieńcze zauroczenie dalej jest miłością prawdziwą, czystą i wartą, żeby o nią walczyć nawet po takich przejściach u progu starości?

Po obejrzeniu filmu i ponownemu przeanalizowaniu fabuły olśniło mnie. Być może autor ironizował nie tylko w szczegółach tekstu, ale przez całą powieść, od początku do końca. Chciał pokazać trudną pogoń za wyidealizowanymi wyobrażeniami o miłości i ukochanej osobie. Może wcale nie mówi nam, że miłość jest stała i niezłomna, a raczej, że miłość to jednak cholera.

García = troll.

Barwny, błyskotliwy styl, cudownie odmalowane egzotyczne krainy i klimat epoki, inteligentny humor, ostre jak brzytwa spostrzeżenia oraz postacie, których w ogóle nie polubiłam i było mi szczerze mówiąc zupełnie obojętne, czy będą na końcu razem czy też nie.

Jakby nie było, ona się dawno odkochała i znalazła sobie nie aż takiego najgorszego męża, on spał z połową miasta, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Liczba wetkniętych w książkę biletów autobusowych świadczy o tym, że nie czytało mi się tego lekku. Powieść w zamyśle miała wyjaśniać skąd się wzięła ta cała Federacja Handlowa w "Mrocznym widmie". Większa część tekstu poświęcona jest roztrząsaniu, kto działał w czyim interesie i jest mniej więcej tak interesująca i wewnętrznie logiczna jak transmisja z posiedzenia sejmowej komisji śledczej. Szczątkowa fabuła to latanie tam i z powrotem z planety na planetę i parę strzelanin.

Opisy bohaterów są wyjątkowo nieporadne, chociaż w większości są to postacie z filmów i można się było podeprzeć wyglądem aktora. Do tego dochodzą wymęczone opisy, kto jak stał względem kogo w każdym jednym pomieszczeniu. Kiepsko wypadły też porównania i odniesienia zaczerpnięte z ziemskich realiów, bo trzeba pamiętać, że Uniwersum Gwiezdnych Wojen ma swoją własną kulturę.

Tłumaczka niestety też wykazywała się ubóstwem słownictwa zarówno w kwestii rozumienia oryginału jak i pisania w języku ojczystym oraz brakiem konsekwencji w tłumaczeniu nazw własnych np. firm, statków. Rozumiem, że problematyczne mogły być specyfikacje techniczne statków czy robotów, ale tutaj słów brakowało nawet do opisów stroju i detali wyglądu kobiet, które na dodatek jeszcze raczyła nazwać "samicami".

Dobrze wyszły jedynie sylwetki Valoruma i Palpataine'a, co powinno wystarczyć, bo tak na prawdę to między nimi toczyła się główna rozgrywka, chociaż oczywiście bez wiedzy tego pierwszego.

Natomiast brakowało mi głębszej charakterystyki i lepszego tła kapitana Cohla. Gdybym miała sama wybierać, chciałabym przeczytać książkę o Mirialanach. Autor z uporem maniaka wymienia rasę każdej, nawet trzecioplanowej postaci, natomiast rękami i nogami broni się przed wyraźniejszym zarysowaniem pochodzenia jednego z głównych bohaterów i nazwania jego ojczystej planety po imieniu.

Miałam dać 5/10 za napięcie w scenie zamachu i rozjaśnienie tła nowej trylogii, ale jednak odejmuję za jawnie antymirialański charakter.

Liczba wetkniętych w książkę biletów autobusowych świadczy o tym, że nie czytało mi się tego lekku. Powieść w zamyśle miała wyjaśniać skąd się wzięła ta cała Federacja Handlowa w "Mrocznym widmie". Większa część tekstu poświęcona jest roztrząsaniu, kto działał w czyim interesie i jest mniej więcej tak interesująca i wewnętrznie logiczna jak transmisja z posiedzenia sejmowej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pan Yann Martel w "Życiu Pi" trochę nakłamał, że historia jest prawdziwa i mogła przydarzyć się każdemu. W "Beatrycze i Wergilim" się z tego wyspowiadał słowami Henry'ego, bohatera, który ma z autorem wiele cech wspólnych. Stawia on tezę, że fikcja może mówić Prawdę nie posługując się faktami. Niestety ta książka nie jest w stanie jej obronić.

Henry - pisarz, który nie ma nic wartościowego do powiedzenia o Holokauście, poznaje gburowatego wypychacza zwierząt, który próbuje napisać sztukę, w której dwie postaci rozprawiają o niemożności wypowiedzenia czegoś, ale nie jest Beckettem. Nowatorskie jest tu tylko wielokrotne przyznawanie się narratora do braku zarówno formy jak i treści, maskowane następnie trudną i ważną tematyką oraz przypadkowymi nawiązaniami literackimi.

Zupełnie nie leży mi nazywanie tej powieści "alegorią". Dobrze skonstruowana alegoria jest jak kolorowa mapa, która prowadzi nas po trudnym lub abstrakcyjnym zagadnieniu. W książce natomiast występują pojedyncze, miejscami głupawe, czasem drastyczne skojarzenia, których nie da się połączyć w jeden obraz.

I nie, nie, oczywiście, że nie, nikt czytając o torturowaniu, zabijaniu i wyprawianiu skór zwierząt nie będzie rozmyślał o człowieczeństwie i wartości życia ludzkiego.

Podobnie jak alternatywna historia Pi, tak i Gra dla Gustava na końcu tej książki, była dorzuconą do tego wszystkiego porcją wypowiedzianego wprost, a nawet nieco cynicznie, ludzkiego cierpienia, co dość niesmacznie kontrastowało z resztą narracji. Chociaż może to cała książka była napisana po to, żeby było z czym wydać ten krótki, prowokujący tekst?

Yann Martel dokonał rzeczy o tyle zaskakującej, że wepchnął książkę o niczym na cieszącą się pewną gwarantowaną poczytnością półkę "Holokaust". Ja akurat wzięłam ją z półki "Przecenione książki o osłach i gruszkach", ale nie bądźmy drobiazgowi.

Pan Yann Martel w "Życiu Pi" trochę nakłamał, że historia jest prawdziwa i mogła przydarzyć się każdemu. W "Beatrycze i Wergilim" się z tego wyspowiadał słowami Henry'ego, bohatera, który ma z autorem wiele cech wspólnych. Stawia on tezę, że fikcja może mówić Prawdę nie posługując się faktami. Niestety ta książka nie jest w stanie jej obronić.

Henry - pisarz, który nie ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Główną zaletą poradnika jest to, że autorka oprócz omówienia zmian, jakich można dokonać w sobie, tłumaczy przede wszystkim jak się uczyć. Dużo sprytnych pytań kontrolnych sprawdza, czy człowiek przyswoił sobie założenia i wykonał ćwiczenia, a nie tylko przejrzał książkę pobieżnie z dużą dozą sceptycyzmu ;)

Samo założenie też jest sensowne: prawdopodobnie mamy zakodowane w podświadomości, że świat jest zły i sobie w nim nie poradzimy. Zamiast czekać aż ktoś lub coś zapewni nam poczucie bezpieczeństwa, mamy sami zaopiekować się swoją podświadomością, żeby zamiast strachu odnajdywać w życiu pozytywne emocje.

Wad jest kilka. Po pierwsze new age'owska koncepcja "Boga", który jest dobry, ale nie należy do żadnej religii. Osoba bardzo religijna jak również osoba zdecydowanie niewierząca może się z tą filozofią nie zgodzić i będzie się zastanawiać, czy zmiana światopoglądu na przekonania autorki jest aby konieczna do szczęścia.

Druga i ważniejsza rzecz, większość proponowanych pozytywnych zmian w życiu jest bardzo praktyczna, ale tylko dla osoby, która mieszka sama, bo wtedy nikt nie będzie jej przeszkadzał w wykonywaniu ćwiczeń ani wchodził w jej życie ze swoimi złymi nawykami. Żyć nie umierać.

Główną zaletą poradnika jest to, że autorka oprócz omówienia zmian, jakich można dokonać w sobie, tłumaczy przede wszystkim jak się uczyć. Dużo sprytnych pytań kontrolnych sprawdza, czy człowiek przyswoił sobie założenia i wykonał ćwiczenia, a nie tylko przejrzał książkę pobieżnie z dużą dozą sceptycyzmu ;)

Samo założenie też jest sensowne: prawdopodobnie mamy zakodowane w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Freud nie miał na imię Zygmunt. Po urodzeniu został wpisany jako Szłomo. Później przedstawiany był jako Sigismund, a dopiero idąc na studia zmienił imię na Sigmund. I jak tu nie mieć problemów samemu ze sobą?

Biografia przeciętna, niewyważona, bo za często przeskakująca z życiorysu doktora na wybranych pacjentów. Wiedza autora o samym Freudzie i jego dokonaniach raczej wtórna.

Freud nie miał na imię Zygmunt. Po urodzeniu został wpisany jako Szłomo. Później przedstawiany był jako Sigismund, a dopiero idąc na studia zmienił imię na Sigmund. I jak tu nie mieć problemów samemu ze sobą?

Biografia przeciętna, niewyważona, bo za często przeskakująca z życiorysu doktora na wybranych pacjentów. Wiedza autora o samym Freudzie i jego dokonaniach raczej wtórna.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W finale trylogii Dartha Bane'a powracają postacie z pierwszej części, bo nawet w tak rozległej galaktyce można wpaść na siebie po latach. Albo to Moc pokierowała losami bohaterów pchając ich ku nieuniknionym konfrontacjom.

Tytułowy Bane jest pogodzony z tym, że musi przekazać całą swoją wiedzę kolejnym pokoleniom uczniów, żeby Sithowie stawali się coraz silniejsi i kiedyś mogli zawładnąć galaktyką nie dzieląc się potęgą z nikim. Postacie drugoplanowe - zarówno wrogowie jak i nieoczekiwani sojusznicy dwojga Sithów - są wielowymiarowe i barwne, a ich motywy wiarygodne.

Dla cyklu książek jedną z najważniejszych kwestii jest zgrabne zakończenie, zamykające wątki poboczne razem z głównym i zostawiające miejsce tylko na niezobowiązujące rozważania co do dalszych losów tych bohaterów, którzy przeżyli. Z przyjemnością stwierdzam, że autorowi się udało.

W finale trylogii Dartha Bane'a powracają postacie z pierwszej części, bo nawet w tak rozległej galaktyce można wpaść na siebie po latach. Albo to Moc pokierowała losami bohaterów pchając ich ku nieuniknionym konfrontacjom.

Tytułowy Bane jest pogodzony z tym, że musi przekazać całą swoją wiedzę kolejnym pokoleniom uczniów, żeby Sithowie stawali się coraz silniejsi i kiedyś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Bardzo mądra książka, która oprócz nazw gatunkowych poszczególnych grzybów zawiera też nazwy potoczne, ludowe i regionalne. Dowiedziałam się z niej m.in. że oryginalna forma słowa "muchomor" to "muchomór", ze względu na jego owadobójcze właściwości. Dodatkowo, obok grzybów jadalnych i trujących opisane są grzyby niejadalne oraz "jadalne w Związku Radzieckim".

Piękne ilustracje przedstawiające zarówno pełnowymiarowe jak i małe owocniki oraz przekroje.

Niestety większość jadalnych grzybów jest opisana jako nisko wartościowa lub rzadko występująca, przez co nie chce się już człowiekowi nawet iść do tego lasu, tylko zadowoli się oglądaniem atlasu w domu.

Bardzo mądra książka, która oprócz nazw gatunkowych poszczególnych grzybów zawiera też nazwy potoczne, ludowe i regionalne. Dowiedziałam się z niej m.in. że oryginalna forma słowa "muchomor" to "muchomór", ze względu na jego owadobójcze właściwości. Dodatkowo, obok grzybów jadalnych i trujących opisane są grzyby niejadalne oraz "jadalne w Związku Radzieckim".

Piękne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ilu Sithów potrzeba, żeby zmienić żarówkę? Dwóch. Zawsze dwóch ich jest.

Jeszcze nie przestał mnie śmieszyć ten żart. Podczas kiedy Darth Bane i jego uczennica Darth Zannah zmieniają żarówki, tj. rozwijają swoje umiejętności, poszukują mądrości starożytnych Sithów oraz zawiązują subtelną intrygę polityczną, która ma w przyszłości zaowocować osłabieniem Republiki, mamy okazję lepiej poznać ich przeciwników - Jedi oraz inne postacie drugoplanowe. Szczególnie ciekawą osobą jest tutaj Darovit, pechowy kuzyn Zannah, który nie bardzo wie, której stronie mocy służyć.

Narracja Karpyshyna nadal współgra z realiami gry "The Old Republic" jeśli chodzi o style walki a nawet sposób organizowania niektórych scen i konsekwentnie prowadzi to sytuacji z Sithami jaką znamy już z nowej trylogii filmowej.

Czyta się dobrze, ale ponieważ tytułowy bohater nie robi w książce nic wyjątkowo ciekawego, daję tylko 6 gwiazdek.

Ilu Sithów potrzeba, żeby zmienić żarówkę? Dwóch. Zawsze dwóch ich jest.

Jeszcze nie przestał mnie śmieszyć ten żart. Podczas kiedy Darth Bane i jego uczennica Darth Zannah zmieniają żarówki, tj. rozwijają swoje umiejętności, poszukują mądrości starożytnych Sithów oraz zawiązują subtelną intrygę polityczną, która ma w przyszłości zaowocować osłabieniem Republiki, mamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jakkolwiek Pilipiuka darzę miłością platoniczną, szczerą i oddaną, nie będę udawać, że wszystkie publikowane opowiadania mają równy poziom.

Niby zabawa konwencją zapowiada się pysznie: pozbawiamy nieumarłych gotyckiej estetyki, jest wampir-robotnik, wampir-konserwatysta kontra wampir-komunista, wampir-świadomy-bycia-istotą-potępioną kontra wampirka ateistka (do tego za życia kompletny pustak, a po śmierci niewiele lepiej).

Niestety fabułki opowiadań są cieniutkie, dialogi mają swoje momenty, ale już żarty sytuacyjne są suche i niewyszukane. Najgorsze, że nawiązania do współczesnej kultury masowej przesłaniają klimat PRL-u, który miał być kanwą tej książki.

Chyba na parodie "Zmierzchu" nie ma już aż takiego zapotrzebowania czytelniczego, jak się autorowi wydawało.

Jakkolwiek Pilipiuka darzę miłością platoniczną, szczerą i oddaną, nie będę udawać, że wszystkie publikowane opowiadania mają równy poziom.

Niby zabawa konwencją zapowiada się pysznie: pozbawiamy nieumarłych gotyckiej estetyki, jest wampir-robotnik, wampir-konserwatysta kontra wampir-komunista, wampir-świadomy-bycia-istotą-potępioną kontra wampirka ateistka (do tego za...

więcej Pokaż mimo to