Cytaty
– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.(...) – Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.
Myślałem i wymyśliłem bezmyślnik ~ stawiać się go będzie przed zdaniem nie mającym sensu
Ale powiem wam tyle: jak czasem w nocy leżę tak sobie i patrzę na gwiazdy i całe niebo tak wisi, pamiętam to wszystko. Jak każdy marzę sobie różnie i ciągle myślę, jakby też to mogło być inaczej. A potem, wiecie, nagle mam czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat. No i co? Mogę być idiotem, ale przecież przez cały czas chciałem robić dobrze, a marzenia to marzenia, nie? Co...
RozwińNiedawno nawet mieli tam takiego jednego. Japończyk. Mówił, że szuka orchidei, ale okazało się, że to zboczeniec. Zataszczyliśmy mu do puszczy z dziesięć skrzynek aguardiente. Upijał się codziennie, a potem łaził po lesie i rysował w zeszycie jakieś takie dziwadła. Ponoć robaki, jak sobie robią pinga-pinga.
Nie, gringo. Lepiej nigdy nie poznać wszystkiego. Powinna zostać przynajmniej jedna śliwka, której nie zerwiesz, nie rozgryziesz i nie zajrzysz, co ma w środku. Ostatnia śliwka Pachamamy.
Czy również z historycznego punktu widzenia nie jest o wiele bardziej logiczne, że ta wielkość tkwi już w samych początkach i że postać Jezusa w rzeczywistości rozsadzała wszystkie dostępne kategorie i można ją rozumieć tylko w perspektywie tajemnicy Boga?
Nigdy nie należy się poświęcać dla ukochanej osoby. Kiedy raz się zaryzykuje życiem, tak jak ja to zrobiłam, nie pozostaje nic innego do ofiarowania.
Błagam, uwierzcie mi. Ja naprawdę potrafię być wesoły. I przyjacielski. I sympatyczny. I życzliwy. A to dopiero początek wyliczanki. Tylko nie proście mnie, żebym był miły. Ta cecha nie ma ze mną nic wspólnego.
Ci, którzy mają nóż i gruszkę, nigdy nie boją się ciemności.
Czy gdyby znalazł jakichś Żydów w tym pokojowo nastawionym stadzie, chcieliby, żeby zepsuł im piękny dzień opowieścią o ludobójstwie? Czy ktokolwiek chciałby, żeby podszedł do nich nieznajomy, szepcząc: "Hitlerauschwitzsześćmilionówgorejącychduszmójbożemójbożemójboże"?
Precz z Czerwoną Armią! Niech żyje barszcz czerwony!
Porysowana, lecz lśniąco czarna obudowa akordeonu przesuwała się wprzód i w tył, gdy jego ramiona naciskały miech zasysający powietrze i wypuszczający je na powrót. W takie ranki w kuchni papa sprawiał, że akordeon ożywał. Co wydaje się całkiem zrozumiałe, jeśli się nad tym głębiej zastanowić. Bo jak sprawdzamy, czy coś żyje? Musi oddychać.
A przecież istniało w tej kobiecie coś takiego, co sprawiało, że sama jej obecność działała podniecająco, niezależnie od tego, iż tuż obok znajdowały się inne równie piękne kobiety, z których każda miała również po trzydzieści dwa zęby.
Tak więc leży sobie człowiek na trawie. Ale dlaczego akurat na trawie? No cóż, jeśli to komuś nie odpowiada, niech się położy na zakurzonej drodze, na cegłach, na kupie żelastwa czy sztucznych nawozów, na sękatych deskach w końcu.