-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2024-05-07
2024-05-03
Spojrzenie na posiadanie kota z humorem 😃 Komiks przyciąga przyjemną dla oczy grafiką, chociaż czasem brakowało mi typowych ramek. Futrzasta lektura dla kociarzy i nie tylko 😉
Spojrzenie na posiadanie kota z humorem 😃 Komiks przyciąga przyjemną dla oczy grafiką, chociaż czasem brakowało mi typowych ramek. Futrzasta lektura dla kociarzy i nie tylko 😉
Pokaż mimo to2024-04-08
Świąteczne książki smakują o każdej porze roku, są jak gorąca czekolada z różą. To musi być jeden z tych wigilijnych cudów, który trwa cały rok ;)
"Święta na wynajem" pochłonęłam od razu po lekturze "Lata na wynajem", tak bardzo byłam ciekawa co też słychać u naszych seniorów. Pierwszą rzeczą która przyszła mi do głowy, po przeczytaniu "wynajętej" serii książek było to, że pierwsza część była niczym wianek z kwiatów, a druga jak prezenty spod choinki. Co ciekawe wniosek ten nie ma nic wspólnego z porami roku w których dana część była osadzona. To co podpowiedziało mi takie skojarzenie, to sposób w jaki zostały nam przedstawione historie bohaterów. "Lato na wynajem" prowadziło nas przez perypetie seniorów, przeplatając ich historie między sobą, niczym łodygi kwiatów w uplecionym wianku. Kawałek historii Wiesi, za chwilę kawałek historii Kazimierza, i hyc Melanii, by przejść do Józefa, a następnie Irenki. I od nowa, dokładnie jak sposób plecenia wianka. "Święta na wynajem" zaś, przedstawiały nam historie poszczególnych bohaterów po kolei. Tutaj każdy z nich dostał swój pełen rozdział, który kończył się dopiero wtedy, gdy dana historia dotarła do upragnionego szczęśliwego zakończenia, nie wcześniej. Czas czytania takiego rozdziału to jak zdejmowanie papieru z prezentu (któż z nas tego nie lubi?), a zakończenie jest niczym innym jak zawartość podarunku. Rozpoczęcie kolejnej historii było, jak otwarcie następnego prezentu :) Finał książki "Święta na wynajem" był jak finał wigilijnego spotkania, gdzie wszyscy jej uczestnicy rozmawiają ze sobą, dzieląc się wrażeniami z właśnie odbytej wieczerzy.
Muszę również wspomnieć o ważnym przesłaniu, jakie tworzą obydwie książki, a mianowicie, że dobro wraca do nas. To co nasi kochani seniorzy ofiarowali innym w czasie lata, wróciło do nich zimą. Teraz to oni otrzymali wsparcie i pomoc w swoim życiu.
To co spodobało mi się w "Świętach na wynajem" to fakt, że mogliśmy jeszcze lepiej poznać naszych bohaterów i ujrzeć kawałek ich życia poza wynajmem. Ukryci za zasłoną z kartek i liter, mogliśmy poznać ich domowe zwyczaje, problemy, tęsknoty, a nawet "zobaczyć" jak mieszkają. Ja bardzo chętnie odwiedziłabym Melanię i jej kocią rodzinkę, lub Irenkę by zjeść z nią kawałek ciasta. Chętnie też pogawędziłabym z Kazimierzem, Wiesią i Józefem który na pewno zaskoczyłby mnie kolorowym krawatem ;)
Po cichutku liczę, że Pani Karolina rozpieści nas jeszcze jedną częścią przygód naszej wesołej, dojrzałej gromadki, bo potencjał i historie do rozwinięcia zdecydowanie są :)
Myślę, że z przyjemnością będę wracać do tej serii :)
Świąteczne książki smakują o każdej porze roku, są jak gorąca czekolada z różą. To musi być jeden z tych wigilijnych cudów, który trwa cały rok ;)
"Święta na wynajem" pochłonęłam od razu po lekturze "Lata na wynajem", tak bardzo byłam ciekawa co też słychać u naszych seniorów. Pierwszą rzeczą która przyszła mi do głowy, po przeczytaniu "wynajętej" serii książek było to, że...
2024-04-08
Przed snem uderzyła mnie myśl, że chciałabym przeczytać coś optymistycznego, ciepłego i lekkiego. Patrzyłam na swój księgozbiór i ręka sama poprowadziła mnie do tego żółtego grzbietu. "Lato do wynajęcia ", idealny tytuł biorąc pod uwagę, że nareszcie zaczęło się robić ciepło. Zaopatrzona w książkę, czekoladę i herbatę zagłębiłam się w lekturę i... I od samego początku przepadłam. Grupa seniorów, naszych głównych bohaterów, od razu wzbudziła we mnie sympatię, i z przyjemnością śledziłam ich historie. Może i były momenty słodkie jak ta czekolada którą zajadałam, ale trafiały się też takie których nie pogardziłaby się tabliczka gorzkiej. Oczywiście, że pewne sytuacje były mało realne, zbyt ugładzone, ale czy tak naprawdę nie marzymy, by tak było w życiu? Z drugiej strony małe cuda się zdarzają, więc może jednak i rzeczywistość bywa książkowa ;)
"Lato do wynajęcia" jest jak plasterek na smuteczki. Wciągnęła mnie na tyle, że udało mi się nawet zapomnieć o problemach i innych mało przyjemnych rzeczach. Jedyną wadą tej książki jest to, że ma za mało stron ;) Na szczęście mój cudowny regał ma dla mnie rozwiązanie tego problemu, bowiem czeka na mnie druga część przygód sympatycznych seniorów.
Ps. Jeśli ktoś zapytałby mnie kto jest moją ulubioną postacią to zdecydowanie byłby to Pan Kazimierz. Oprócz tego, że mam sentyment do tego imienia, to Pan Kazimierz jest osobą o kompletnie innym podejściu do życia niż moje, i właśnie tym mi zaimponował. Wiem, że lekko by nie było, ale mam jakieś takie wrażenie, że to byłaby ciekawa znajomość :)
Przed snem uderzyła mnie myśl, że chciałabym przeczytać coś optymistycznego, ciepłego i lekkiego. Patrzyłam na swój księgozbiór i ręka sama poprowadziła mnie do tego żółtego grzbietu. "Lato do wynajęcia ", idealny tytuł biorąc pod uwagę, że nareszcie zaczęło się robić ciepło. Zaopatrzona w książkę, czekoladę i herbatę zagłębiłam się w lekturę i... I od samego początku...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-16
Sympatyczna historia miłosna, na poprawę humoru :) Bez zbędnych intryg, plątaniny fabularnej i pierdół. Ot życie z lekkim lukrem. Nie ukrywam, że drugi tom który troszeczkę rozwinąłby dalsze losy bohaterów, byłby czymś co chętnie bym przeczytała ;)
"Miłość na ostatniej stacji" to taki mangowy pączek na deszczowy dzień przy herbatce. I tak, kiedy czytałam tę pozycję właśnie padało, więc sprawdziłam to organoleptycznie ;)
Sympatyczna historia miłosna, na poprawę humoru :) Bez zbędnych intryg, plątaniny fabularnej i pierdół. Ot życie z lekkim lukrem. Nie ukrywam, że drugi tom który troszeczkę rozwinąłby dalsze losy bohaterów, byłby czymś co chętnie bym przeczytała ;)
"Miłość na ostatniej stacji" to taki mangowy pączek na deszczowy dzień przy herbatce. I tak, kiedy czytałam tę pozycję właśnie...
Shiba Inu, to jedna z trzech, psich ras które lubię najbardziej (oczywiście kundelki zajmują pierwsze miejsce :D ). Nie raz czytałam o tej rasie, i często dochodziłam do wniosku, że shiby mają wiele wspólnego z kotami.
"Kota, do nogi" oprócz nawiązania w imieniu do kotów w polskim znaczeniu, zdaje się potwierdzać cechy wspólne między kotami, a shibami ;)
Mangę czytało mi się naprawdę dobrze, i nie raz na mojej buzi pojawiał się uśmiech. Widać, że autor naprawdę dobrze poznał swojego zwierzaka i traktuje go jak członka rodziny. Ilustracje były proste, dzięki czemu były czytelne, a relacje w rodzinie były realistycznie ukazane.
Czas spędzony z Kotą i Rodzinką, uważam za dobrze wykorzystany:)
Shiba Inu, to jedna z trzech, psich ras które lubię najbardziej (oczywiście kundelki zajmują pierwsze miejsce :D ). Nie raz czytałam o tej rasie, i często dochodziłam do wniosku, że shiby mają wiele wspólnego z kotami.
więcej Pokaż mimo to"Kota, do nogi" oprócz nawiązania w imieniu do kotów w polskim znaczeniu, zdaje się potwierdzać cechy wspólne między kotami, a shibami ;)
Mangę czytało mi...