Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Shiba Inu, to jedna z trzech, psich ras które lubię najbardziej (oczywiście kundelki zajmują pierwsze miejsce :D ). Nie raz czytałam o tej rasie, i często dochodziłam do wniosku, że shiby mają wiele wspólnego z kotami.
"Kota, do nogi" oprócz nawiązania w imieniu do kotów w polskim znaczeniu, zdaje się potwierdzać cechy wspólne między kotami, a shibami ;)
Mangę czytało mi się naprawdę dobrze, i nie raz na mojej buzi pojawiał się uśmiech. Widać, że autor naprawdę dobrze poznał swojego zwierzaka i traktuje go jak członka rodziny. Ilustracje były proste, dzięki czemu były czytelne, a relacje w rodzinie były realistycznie ukazane.
Czas spędzony z Kotą i Rodzinką, uważam za dobrze wykorzystany:)

Shiba Inu, to jedna z trzech, psich ras które lubię najbardziej (oczywiście kundelki zajmują pierwsze miejsce :D ). Nie raz czytałam o tej rasie, i często dochodziłam do wniosku, że shiby mają wiele wspólnego z kotami.
"Kota, do nogi" oprócz nawiązania w imieniu do kotów w polskim znaczeniu, zdaje się potwierdzać cechy wspólne między kotami, a shibami ;)
Mangę czytało mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spojrzenie na posiadanie kota z humorem 😃 Komiks przyciąga przyjemną dla oczy grafiką, chociaż czasem brakowało mi typowych ramek. Futrzasta lektura dla kociarzy i nie tylko 😉

Spojrzenie na posiadanie kota z humorem 😃 Komiks przyciąga przyjemną dla oczy grafiką, chociaż czasem brakowało mi typowych ramek. Futrzasta lektura dla kociarzy i nie tylko 😉

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świąteczne książki smakują o każdej porze roku, są jak gorąca czekolada z różą. To musi być jeden z tych wigilijnych cudów, który trwa cały rok ;)

"Święta na wynajem" pochłonęłam od razu po lekturze "Lata na wynajem", tak bardzo byłam ciekawa co też słychać u naszych seniorów. Pierwszą rzeczą która przyszła mi do głowy, po przeczytaniu "wynajętej" serii książek było to, że pierwsza część była niczym wianek z kwiatów, a druga jak prezenty spod choinki. Co ciekawe wniosek ten nie ma nic wspólnego z porami roku w których dana część była osadzona. To co podpowiedziało mi takie skojarzenie, to sposób w jaki zostały nam przedstawione historie bohaterów. "Lato na wynajem" prowadziło nas przez perypetie seniorów, przeplatając ich historie między sobą, niczym łodygi kwiatów w uplecionym wianku. Kawałek historii Wiesi, za chwilę kawałek historii Kazimierza, i hyc Melanii, by przejść do Józefa, a następnie Irenki. I od nowa, dokładnie jak sposób plecenia wianka. "Święta na wynajem" zaś, przedstawiały nam historie poszczególnych bohaterów po kolei. Tutaj każdy z nich dostał swój pełen rozdział, który kończył się dopiero wtedy, gdy dana historia dotarła do upragnionego szczęśliwego zakończenia, nie wcześniej. Czas czytania takiego rozdziału to jak zdejmowanie papieru z prezentu (któż z nas tego nie lubi?), a zakończenie jest niczym innym jak zawartość podarunku. Rozpoczęcie kolejnej historii było, jak otwarcie następnego prezentu :) Finał książki "Święta na wynajem" był jak finał wigilijnego spotkania, gdzie wszyscy jej uczestnicy rozmawiają ze sobą, dzieląc się wrażeniami z właśnie odbytej wieczerzy.

Muszę również wspomnieć o ważnym przesłaniu, jakie tworzą obydwie książki, a mianowicie, że dobro wraca do nas. To co nasi kochani seniorzy ofiarowali innym w czasie lata, wróciło do nich zimą. Teraz to oni otrzymali wsparcie i pomoc w swoim życiu.

To co spodobało mi się w "Świętach na wynajem" to fakt, że mogliśmy jeszcze lepiej poznać naszych bohaterów i ujrzeć kawałek ich życia poza wynajmem. Ukryci za zasłoną z kartek i liter, mogliśmy poznać ich domowe zwyczaje, problemy, tęsknoty, a nawet "zobaczyć" jak mieszkają. Ja bardzo chętnie odwiedziłabym Melanię i jej kocią rodzinkę, lub Irenkę by zjeść z nią kawałek ciasta. Chętnie też pogawędziłabym z Kazimierzem, Wiesią i Józefem który na pewno zaskoczyłby mnie kolorowym krawatem ;)

Po cichutku liczę, że Pani Karolina rozpieści nas jeszcze jedną częścią przygód naszej wesołej, dojrzałej gromadki, bo potencjał i historie do rozwinięcia zdecydowanie są :)
Myślę, że z przyjemnością będę wracać do tej serii :)

Świąteczne książki smakują o każdej porze roku, są jak gorąca czekolada z różą. To musi być jeden z tych wigilijnych cudów, który trwa cały rok ;)

"Święta na wynajem" pochłonęłam od razu po lekturze "Lata na wynajem", tak bardzo byłam ciekawa co też słychać u naszych seniorów. Pierwszą rzeczą która przyszła mi do głowy, po przeczytaniu "wynajętej" serii książek było to, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przed snem uderzyła mnie myśl, że chciałabym przeczytać coś optymistycznego, ciepłego i lekkiego. Patrzyłam na swój księgozbiór i ręka sama poprowadziła mnie do tego żółtego grzbietu. "Lato do wynajęcia ", idealny tytuł biorąc pod uwagę, że nareszcie zaczęło się robić ciepło. Zaopatrzona w książkę, czekoladę i herbatę zagłębiłam się w lekturę i... I od samego początku przepadłam. Grupa seniorów, naszych głównych bohaterów, od razu wzbudziła we mnie sympatię, i z przyjemnością śledziłam ich historie. Może i były momenty słodkie jak ta czekolada którą zajadałam, ale trafiały się też takie których nie pogardziłaby się tabliczka gorzkiej. Oczywiście, że pewne sytuacje były mało realne, zbyt ugładzone, ale czy tak naprawdę nie marzymy, by tak było w życiu? Z drugiej strony małe cuda się zdarzają, więc może jednak i rzeczywistość bywa książkowa ;)
"Lato do wynajęcia" jest jak plasterek na smuteczki. Wciągnęła mnie na tyle, że udało mi się nawet zapomnieć o problemach i innych mało przyjemnych rzeczach. Jedyną wadą tej książki jest to, że ma za mało stron ;) Na szczęście mój cudowny regał ma dla mnie rozwiązanie tego problemu, bowiem czeka na mnie druga część przygód sympatycznych seniorów.
Ps. Jeśli ktoś zapytałby mnie kto jest moją ulubioną postacią to zdecydowanie byłby to Pan Kazimierz. Oprócz tego, że mam sentyment do tego imienia, to Pan Kazimierz jest osobą o kompletnie innym podejściu do życia niż moje, i właśnie tym mi zaimponował. Wiem, że lekko by nie było, ale mam jakieś takie wrażenie, że to byłaby ciekawa znajomość :)

Przed snem uderzyła mnie myśl, że chciałabym przeczytać coś optymistycznego, ciepłego i lekkiego. Patrzyłam na swój księgozbiór i ręka sama poprowadziła mnie do tego żółtego grzbietu. "Lato do wynajęcia ", idealny tytuł biorąc pod uwagę, że nareszcie zaczęło się robić ciepło. Zaopatrzona w książkę, czekoladę i herbatę zagłębiłam się w lekturę i... I od samego początku...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Miłość na ostatniej stacji Meshi, Yoshio Tatada
Ocena 6,4
Miłość na osta... Meshi, Yoshio Tatad...

Na półkach: ,

Sympatyczna historia miłosna, na poprawę humoru :) Bez zbędnych intryg, plątaniny fabularnej i pierdół. Ot życie z lekkim lukrem. Nie ukrywam, że drugi tom który troszeczkę rozwinąłby dalsze losy bohaterów, byłby czymś co chętnie bym przeczytała ;)
"Miłość na ostatniej stacji" to taki mangowy pączek na deszczowy dzień przy herbatce. I tak, kiedy czytałam tę pozycję właśnie padało, więc sprawdziłam to organoleptycznie ;)

Sympatyczna historia miłosna, na poprawę humoru :) Bez zbędnych intryg, plątaniny fabularnej i pierdół. Ot życie z lekkim lukrem. Nie ukrywam, że drugi tom który troszeczkę rozwinąłby dalsze losy bohaterów, byłby czymś co chętnie bym przeczytała ;)
"Miłość na ostatniej stacji" to taki mangowy pączek na deszczowy dzień przy herbatce. I tak, kiedy czytałam tę pozycję właśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do "Mercy" przyciągnęła mnie przede wszystkim okładka. Intrygująca, tajemnicza i przyciągająca. Czy jako zanęcona "robakiem na ładnej wędce rybka" jestem usatysfakcjonowana? I tak i nie. Tak, ponieważ ilustracje są naprawdę dobre. Kolorystyka, postacie, tła. Uczta dla oczu! Fabuła z tajemniczym "diabłem" wciągająca, ale...
Ale odczuwam jednak pewien zawód. Przyznam szczerze, że w pewnym momencie historia zaczęła się dla mnie trochę gmatwać, co spowodowało, że odebrałam ją jako zbyt przekombinowaną. Do tego ilustracje (które nadal podtrzymuję, że są świetne) były dość chaotycznie wykonane. Nie zawsze było wiadomo co, kto, gdzie i z kim.
Czy warto zapoznać się z Mercy? Myślę, że dla wytrawnych zjadaczy komiksów, którzy "zęby zjedli" na specyficznych fabułach, będzie to ciekawa lektura. Dla komiksowych żółtodziobów niekoniecznie.

Do "Mercy" przyciągnęła mnie przede wszystkim okładka. Intrygująca, tajemnicza i przyciągająca. Czy jako zanęcona "robakiem na ładnej wędce rybka" jestem usatysfakcjonowana? I tak i nie. Tak, ponieważ ilustracje są naprawdę dobre. Kolorystyka, postacie, tła. Uczta dla oczu! Fabuła z tajemniczym "diabłem" wciągająca, ale...
Ale odczuwam jednak pewien zawód. Przyznam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O smocza noga, jak dobrze było przeczytać tę książkę :)

Florka, Bastian i Iza jak zwykle niezawodni, nie pozwalają się czytelnikowi nudzić. Co ciekawe, tak w pierwszej jak i drugiej części, nie ma "wybuchów ani pościgów", a wciąga jak bagno. Ciężko się oderwać od lektury :) Postaci są dobrze wykreowane, zwierzaki które mamy okazję poznać są ciekawe, opisy logiczne. Wszystkie składniki potrzebne do stworzenia dobrej książki zostały użyte. I najważniejsze - ostatnie zdanie książki wzbudza ogromną ciekawość czym też autorka zaskoczy nas w trzeciej części.

Nie mogę się już tych dalszych przygód doczekać, niczym Florka spotkania ze smokiem ;)

O smocza noga, jak dobrze było przeczytać tę książkę :)

Florka, Bastian i Iza jak zwykle niezawodni, nie pozwalają się czytelnikowi nudzić. Co ciekawe, tak w pierwszej jak i drugiej części, nie ma "wybuchów ani pościgów", a wciąga jak bagno. Ciężko się oderwać od lektury :) Postaci są dobrze wykreowane, zwierzaki które mamy okazję poznać są ciekawe, opisy logiczne....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kaczor Donald zawsze jest dobrą lekturą ;) A kiedy dodamy do tego temat Świąt to mieszanka doskonała. Zdecydowanie do czytania w grudniu :)

Kaczor Donald zawsze jest dobrą lekturą ;) A kiedy dodamy do tego temat Świąt to mieszanka doskonała. Zdecydowanie do czytania w grudniu :)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaintrygowana okładką, a następnie fabułą, postanowiłam zapoznać się z książką Pani Joanny. I szczerze? Dobrze zrobiłam :)

Już drugie zdanie z "Słowem wstępu...", czyli pierwszej strony, dotyczące dotykania ładnych zwierzątek i dostawania za to pieniędzy, mnie kupił. Takiej definicji pracy w weterynarii jeszcze nigdzie chyba nie spotkałam ;)

Książka ma dość spokojne tempo, ale w żaden sposób nie odbiera to radości z czytania. Nie mamy tu jakiegoś szczególnego wroga (no może oprócz jednej postaci, ale to już każdy czytelnik sam indywidualnie oceni czy rzeczywiście tak jest).

Poznajemy główną bohaterkę Florkę, w momencie gdy idzie na rozmowę o pracę. Czy ją dostaje? Mogę zdradzić, że tak, ale jak to wpłynie na jej życie, tego już każdy musi dowiedzieć się sam, czytając "Necroveta".

Moim ulubieńcem z całej książki jest Bastian, kolega z pracy naszej Florki. Zdecydowanie to ktoś, kogo mogłabym poznać i nie jedno piwo czy cole wypić ;) Jego osoba wprowadza sporo humoru do książki. Każdemu życzę takiego współpracownika, bo chłop jak trzeba to staje na wysokości zadania.

Reszta postaci również jest fajnie poprowadzona, i z przyjemnością poznawałam ich losy.

Myślę, że najlepszym podsumowaniem będzie fakt, że czytając te książkę w nocy, tak bardzo wsiąkłam, że postanowiłam zamówić sobie drugi tom, a trzeciego już wypatruję na stronie wydawcy ;)

Zaintrygowana okładką, a następnie fabułą, postanowiłam zapoznać się z książką Pani Joanny. I szczerze? Dobrze zrobiłam :)

Już drugie zdanie z "Słowem wstępu...", czyli pierwszej strony, dotyczące dotykania ładnych zwierzątek i dostawania za to pieniędzy, mnie kupił. Takiej definicji pracy w weterynarii jeszcze nigdzie chyba nie spotkałam ;)

Książka ma dość spokojne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam animowaną historię Roszpunki i jej przyjaciół, tymbardziej musiałam przeczytać wersję książkową. Nie zawiodłam się, bo oddaje w stu procentach klimat filmu i serialu. Postacie zachowały swoje charaktery, a sam styl w jakim jest napisana, nie infantylizuje historii o której opowiada.
Miła odskocznia, do szybkiego poczytania przy deszczowej pogodzie lub jako przypomnienie animowanej historii :)

Uwielbiam animowaną historię Roszpunki i jej przyjaciół, tymbardziej musiałam przeczytać wersję książkową. Nie zawiodłam się, bo oddaje w stu procentach klimat filmu i serialu. Postacie zachowały swoje charaktery, a sam styl w jakim jest napisana, nie infantylizuje historii o której opowiada.
Miła odskocznia, do szybkiego poczytania przy deszczowej pogodzie lub jako...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kwiat paproci i inne legendy słowiańskie Paulina Hendel, Aneta Jadowska, Marta Kisiel, Marta Krajewska, Agnieszka Kulbat, Katarzyna Berenika Miszczuk, Martyna Raduchowska, Jagna Rolska, Małgorzata Starosta, Anna Szumacher
Ocena 6,7
Kwiat paproci ... Paulina Hendel, Ane...

Na półkach: ,

Niestety zawiodłam się. Większość opowiadań była dla mnie zbyt przekombinowana. Liczyłam na coś bardziej zbliżonego do legend lub lekkich historii.
A szkoda...

Niestety zawiodłam się. Większość opowiadań była dla mnie zbyt przekombinowana. Liczyłam na coś bardziej zbliżonego do legend lub lekkich historii.
A szkoda...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nowy Rok, nowy sezon czytania :)

"Cierń klątwy. Mroczne Opowieści" została wybrana przeze mnie jako pierwsza do przeczytania w 2024. Otrzymałam ją jako prezent, z racji mojej ogromnej sympatii do animowanej wersji "Pięknej i Bestii".

Z ogromną radością przystąpiłam więc do lektury i... Pierwsze strony trochę mnie zawiodły. Czegoś bardzo mi brakowało, jakiejś bajkowości. Oczywiście wiedziałam, że ma to być "mroczna opowieść", jednak była dla mnie zbyt "chłodna". W pamięci miałam ciągle animację, gdzie każdy bohater był sympatyczny, i nawet Ci źli mieli w sobie bardziej dziecięcą wersję mroku niż ten z kart książki. Przede wszystkim najbardziej przeszkadzało mi "ochłodzenie" postaci Belli. Zapamiętałam ją jako serdeczną dziewczynę, a w książce ta serdeczność została jej w jakimś stopniu zabrana.

Dwie linie czasowe które autorka wprowadziła, nie są czymś za czym bym przepadała w literaturze, i nie bardzo widziałam sens w opisywaniu w jednej z nich wydarzeń dobrze nam znanym.
Bardziej ciekawiła mnie historia matki Belli, wszak to ona została nam obiecana w opisie książki. Postanowiłam jednak się nie zniechęcać, i to była bardzo dobra decyzja.

Podział na linie czasowe był bowiem potrzebny, by dojść do momentu w historii Belli, który zmienia tę znaną z animacji.
Od tej chwili opowieść nabiera nowych barw. Tu warto wspomnieć, że oprócz dwóch linii czasowych, książka jest dodatkowo podzielona na trzy części, a zmiany w historii Belli zaczynają się już na samym końcu pierwszej.
I tak jak na początku czytanie lekko mi się nudziło, tak od tej pory wciągałam się coraz bardziej, do tego stopnia, że pochłonęłam tę pozycję w jeden dzień.

Matka Belli jako czarodziejka, prześladowania magicznych, głębsze umotywowanie klątwy rzuconej na Bestię, przybliżenie młodości Maurycego, a nawet wyjaśnienie kwestii obrazu z wizerunkiem Bestii, który przedstawiał go jako młodzieńca, a nie dziecko, jak powinien.
Dostajemy też sceny kiedy Bella i Bestia wspólnie poszukują książek w zamkowej bibliotece, przygotowują razem obiad lub gdy dziewczyna czyta młodemu królewiczowi i zaklętym w filiżanki dzieciom, bajkę o Jasiu i Fasoli. Wzruszyła mnie również scena, gdy Bestia zabrał Bellę na grób swoich Rodziców oraz moment, gdy odkryli tajemnicę zaginięcia niejakiego Alaryka - dawnego koniuszego na zamku, ulubionego służącego królewicza i męża Pani Imbryk.

To wszystko sprawiło, że historia naprawdę mnie wciągnęła, i sprawiła, że na czas czytania zapomniałam o świecie dookoła. Im mniej stron przede mną zostawało, tym bardziej odczuwałam książkowego "kaca" związanego z opuszczeniem tego świata i jego bohaterów.

Podsumowując, książkę czytało mi się naprawdę dobrze, jednak nie obyło się bez minusów. Oprócz wspomnianego przeze mnie ochłodzenia postaci, nie spodobał mi się charakter Rozalindy, który starałam się jednak tłumaczyć jej ciężkimi przeżyciami. Nie rozumiem również, czemu autorka kilkukrotnie zaznaczała we fragmentach traktujących o zaklętej służbie, że nie mieli oczu czy ust. Przecież zarówno animacja, jak i wersja aktorska przedstawiały ich mimo wszystko mocno uczłowieczonych. Na szczęście to ja decydowałam co sobie wyobrażać, w trakcie lektury, więc w mojej głowie byli "animowani" ;)
Z małym zawodem przyjęłam również postać Gastona, którego zwyczajnie było za mało. Muszę jednak zaznaczyć, że jest on po prostu jednym z moich ulubionych Czarnych Charakterów, więc jeśli ktoś za nim nie przepada, to będzie to raczej plusem.
Ostatnią rzeczą która nie bardzo przypadła mi do gustu, było zakończenie, które zwyczajnie mnie nie usatysfakcjonowało. Do ostatnich stron liczyłam na to, że i Bestia zostanie odczarowany. Jakoś nie przemawia do mnie idea, jego wspólnego podróżowania z Bellą w zaklętej postaci, bo niby jak miałoby się im to udać bez wzbudzania paniki wśród ludzi? Wychodzi na to, że pozostaje jedynie trzymać za nich kciuki, i na własną rękę dopisać szczęśliwe zakończenie dla tej wersji zakochanych ;)

Pytanie na koniec nasuwa się więc samo - Czy polecam te książkę? Jak najbardziej tak. Wystarczy przebić się przez pierwsze strony, by poznać "Historię starą jak świat" ;)

Nowy Rok, nowy sezon czytania :)

"Cierń klątwy. Mroczne Opowieści" została wybrana przeze mnie jako pierwsza do przeczytania w 2024. Otrzymałam ją jako prezent, z racji mojej ogromnej sympatii do animowanej wersji "Pięknej i Bestii".

Z ogromną radością przystąpiłam więc do lektury i... Pierwsze strony trochę mnie zawiodły. Czegoś bardzo mi brakowało, jakiejś bajkowości....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Biały Kieł Jack London, Caterina Mognato, Walter Venturi
Ocena 7,0
Biały Kieł Jack London, Cateri...

Na półkach:

Wstyd się przyznać, ale jakoś nigdy nie wpadła mi w ręce książka "Biały Kieł", więc oceniam komiks bez porównania do oryginału.
Bardzo podobały mi się ilustracje, dobrze była tu oddana "mimika" zwierząt. Sama historia piękna, chociaż brutalna. Mam jednak wrażenie, że akcja toczy się za szybko, i piszę to bez znajomości książki o czym już wspomniałam. Czuć po prostu, że czegoś brakuje.
Finalnie jestem zadowolona, że poświęciłam temu tytułowi czas i zapewne będę do niego wracać. Dodatkowo zmotywowało mnie to do sięgnięcia po książkę.

Wstyd się przyznać, ale jakoś nigdy nie wpadła mi w ręce książka "Biały Kieł", więc oceniam komiks bez porównania do oryginału.
Bardzo podobały mi się ilustracje, dobrze była tu oddana "mimika" zwierząt. Sama historia piękna, chociaż brutalna. Mam jednak wrażenie, że akcja toczy się za szybko, i piszę to bez znajomości książki o czym już wspomniałam. Czuć po prostu, że...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Czarodziejki W.I.T.C.H. - Nowe historie. Serce przyjaźni Giulia Adragna, Alessandro Ferrari
Ocena 5,7
Czarodziejki W... Giulia Adragna, Ale...

Na półkach: ,

Wiadomość o powrocie W.I.T.C.H była dla mnie miłym zaskoczeniem. Co prawda miałam nadzieję na kontynuację serii, a nie jej nową wersję, jednak nie zmniejszyło to mojego entuzjazmu. Postanowiłam poznać nowe przygody moich kochanych W.I.T.C.H, obiecując sobie przy tym, że spróbuję nie porównywać tej pozycji do starych przygód.
Otworzyłam komiks, zagłębiłam się w historię i... I bardzo się zawiodłam. Bohaterki straciły swoją ikrę, kolorystyka jest mocno wyblakła, Wyrocznie Kondrakaru to jakaś pomyłka, a historia nie wciąga jakoś specjalnie. Do tego większość z Rodziców dziewczyn wygląda jak ich równolatkowie, i może dlatego ich dzieci często mówią do nich po imieniu, co strasznie mnie drażniło. I najważniejsze! Jak można było tak bardzo zmarginalizować postać Yan Lin(tu już niestety nie udało mi się nie patrzeć przez pryzmat starych przygód)?! Nie zagrał mi również motyw posiadania przez Cornelię starszej siostry, ale to jeszcze przełknę, kiedy bardzo mocno postaram się zapomnieć o pierwowzorze.
Jako mankament muszę również wymienić zbyt szybkie zakończenie komiksu. Tak naprawdę nie dostajemy zbyt wiele czasu na zapoznanie się z postaciami. Sama akcja też bardzo szybko się kończy, przez co wydaje mi się trochę naciągana, ale według tego czego udało mi się dowiedzieć w internecie, planowany jest drugi tom.
Na plus mogę jedynie wymienić fakt posiadania przez Hay Lin psa oraz wygląd Elyon.
Czy jeśli rzeczywiście pojawi się drugi tom, to sięgnę po niego? Tak, ale wyłącznie przez sentyment. Prawdopodobnie gdybym nie znała wcześniej W.I.T.C.H, i przeczytałabym tylko współczesną wersję, nie zajmowałabym sobie tym tytułem specjalnie głowy.
Wielka szkoda :(

Wiadomość o powrocie W.I.T.C.H była dla mnie miłym zaskoczeniem. Co prawda miałam nadzieję na kontynuację serii, a nie jej nową wersję, jednak nie zmniejszyło to mojego entuzjazmu. Postanowiłam poznać nowe przygody moich kochanych W.I.T.C.H, obiecując sobie przy tym, że spróbuję nie porównywać tej pozycji do starych przygód.
Otworzyłam komiks, zagłębiłam się w historię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo długo zastanawiałam się co napisać. Mętlik w głowie jaki miałam podczas lektury był ogromny. Za temat o którym przyszło opowiadać "królikom", dałabym ocenę 1, bo to co przyszło im przeżyć nigdy nie powinno się wydarzyć. Czytając ich wspomnienia całym sercem byłam z nimi i błagałam by finalnie jak najwięcej z nich przetrwało. Wracałam do ich historii "na raty", nie byłam w stanie za długo pogrążyć się w lekturze. Przerażała mnie myśl, że to o czym czytałam, nie było czyimś wymysłem, a faktem! Równocześnie byłam pełna podziwu dla ich determinacji w przeżyciu oraz ich solidarności i wsparcia którego udzielały sobie nawzajem.
"Blizny" powinno przeczytać jak najwięcej osób, ponieważ to świadectwo okrucieństwa, jest brutalną przestrogą przed tym, co może się stać kiedy przestaniemy dostrzegać człowieka w człowieku. Ostrzeżeniem przed jednostkami, które za wszelką cenę chcą przejąć władzę nad innymi. Przede wszystkim jednak powyższa książka przypomina, że nawet tak prozaiczna rzecz jak prawo do higieny czy decydowania o swoim zdrowiu, może nam zostać odebrane w najmniej oczekiwanym momencie. Uzmysławia jak wielkimi szczęściarzami jesteśmy mogąc spać we własnym, ciepłym łóżku w otoczeniu najbliższych.
Ogromny szacunek do autorki, która bardzo rzetelnie i z szacunkiem podeszła do tematu, oraz wielki podziw dla Kobiet które przeszły przez piekło.
I tylko to rozczarowanie i poczucie niesprawiedliwości, że część odpowiedzialnych za to bestialstwo osób uniknęła kary...

Bardzo długo zastanawiałam się co napisać. Mętlik w głowie jaki miałam podczas lektury był ogromny. Za temat o którym przyszło opowiadać "królikom", dałabym ocenę 1, bo to co przyszło im przeżyć nigdy nie powinno się wydarzyć. Czytając ich wspomnienia całym sercem byłam z nimi i błagałam by finalnie jak najwięcej z nich przetrwało. Wracałam do ich historii "na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z przykrością muszę stwierdzić, że "Pies Komendanta" był dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Historia w żaden sposób nie była przekonywująca, współczesna oś fabularna pisana w moim odczuciu na siłę, a wątku tytułowego psa było jak na lekarstwo. Dodatkowym minusem jest infantylny styl pisania, który przypominał wypracowania szkolne. Bohaterowie nudni, trudno było się do kogoś przywiązać, ich historie również nie były porywające. Nie podobało mi się również negatywne podejście do Polski. Oczywiście znam historię 2 Wojny Światowej, i wiem, że dobrzy i źli byli w każdej grupie. W trakcie czytania odnosiłam jednak wrażenie, że tylko Żydzi byli prawi i poszkodowani.
Jedynym plusem jaki mogę wymienić to chęć poszukania na własną rękę historii Niny.
Nie wrócę już do "Psa Komendanta", a szkoda. Liczyłam na naprawdę dobre podejście do tematu, a dostałam infantylną pracę szkolną.

Z przykrością muszę stwierdzić, że "Pies Komendanta" był dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Historia w żaden sposób nie była przekonywująca, współczesna oś fabularna pisana w moim odczuciu na siłę, a wątku tytułowego psa było jak na lekarstwo. Dodatkowym minusem jest infantylny styl pisania, który przypominał wypracowania szkolne. Bohaterowie nudni, trudno było się do kogoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Swoją opinią postanowiłam podzielić się dopiero pod drugą częścią historii Łabędziów, ponieważ "zjadłam" jedną po drugiej.
Pierwsza część mimo narastającego niepokoju wśród bohaterów, była spokojniejsza i dawała nadzieję na przetrwanie, z której odarło mnie jej zakończenie. Druga część była już walką o przeżycie, w której miałam wrażenie, że biorę udział. Każda ryzykowna sytuacja która pojawiała się na kartach książki powodowała mój lęk. Miałam wrażenie, że to ja za chwilę będę musiała kłamać, ukrywać się i lawirować między wrogiem, a przyjacielem.
Największym zaskoczeniem był dla mnie ostatni rozdział "Żony Nazisty", bo kiedy byłam pewna, że wiem kto jest dokładnie kim, zostałam autentycznie zaskoczona! Gratuluję Autorce sprawnego poprowadzenia historii.
Czy polecam losy Łabędziów? Jak najbardziej. Czy wrócę do "Łabędzia" i "Żony Nazisty"? Zdecydowane tak.

Swoją opinią postanowiłam podzielić się dopiero pod drugą częścią historii Łabędziów, ponieważ "zjadłam" jedną po drugiej.
Pierwsza część mimo narastającego niepokoju wśród bohaterów, była spokojniejsza i dawała nadzieję na przetrwanie, z której odarło mnie jej zakończenie. Druga część była już walką o przeżycie, w której miałam wrażenie, że biorę udział. Każda ryzykowna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książki traktujące o wojnie nigdy nie są łatwą lekturą i sięgając po nie wiemy, że przyjdzie nam się zmierzyć z wieloma trudnymi tematami i sytuacjami. Bywają oczywiście tytuły wojenne, które starają się w miarę delikatnie obchodzić z czytelnikiem, jednak "Jeśli jutra nie będzie" nie należy do takich. Rzecz jasna zaczyna się dość "spokojnie".

Poznajemy bohaterów, ich sytuację życiową, i chociaż szybko zaczynamy odczuwać złość na niesprawiedliwość która ich otacza, odnosimy wrażenie, że przejdą przez to wszystko obronną ręką.
Przez pierwszą połowę książki byłam w miarę optymistycznie nastawiona do losu bohaterów. Wiedziałam, że lekko nie jest, poza tym z historii wiele zostało w głowie, jednak nasi bohaterowie byli silni i gotowi na walkę o życie i wolność. Mój optymizm zaczął mnie jednak opuszczać kiedy dotarłam do drugiej połowy. Czułam strach i żal tych młodych ludzi. Nie raz pojawiły się łzy i poczucie niesprawiedliwości, oraz przerażenie.

Czas który spędziłam na lekturze, był przeplatany przemyśleniami których nie sposób było zignorować. Prosta sprawa jak chociażby chleb, który zdarza się nam zmarnować. Jest nam szkoda pieniędzy za które został kupiony, ale wiemy, że możemy kupić następny. Bohaterowie "Jeśli jutra nie będzie" takiego komfortu nie mieli, i doceniali każdy okruszek.

"Jeśli jutra nie będzie" jest jedną z tych książek które na długo pozostają w pamięci, zostawiając nam ważne przesłanie.

Książki traktujące o wojnie nigdy nie są łatwą lekturą i sięgając po nie wiemy, że przyjdzie nam się zmierzyć z wieloma trudnymi tematami i sytuacjami. Bywają oczywiście tytuły wojenne, które starają się w miarę delikatnie obchodzić z czytelnikiem, jednak "Jeśli jutra nie będzie" nie należy do takich. Rzecz jasna zaczyna się dość "spokojnie".

Poznajemy bohaterów, ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Gwiazdkowego Prosiaczka" wypatrzyłam na półce z książkami u mojej Przyjaciółki i dzięki jej urzejmości mogłam poznać historię owego bohatera.

Do przeczytania tej książki bez wątpienia zachęciła mnie jej autorka znana ze stworzenia przygód czarodziejskiego celebryty Harrego ;) Kolejnym wabikiem był dla mnie temat ożywionych zabawek, oraz motyw zaginięcia jednej z nich. Sama przeżyłam w dzieciństwie utratę pluszowego zajączka, ponadto darzę ogromnym sentymentem wszelkiego rodzaju "Rzeczy".

"Gwiazdkowego Prosiaczka" przeczytałam bardzo szybko. Rozdziały są dość krótkie, podobnie jak zdania z których się składają. To drugie na początku trochę utrudniało mi czytanie. Odnosiłam wrażenie, że mam w rękach czytankę, a nie książkę, jednak po jakimś czasie przywykłam i dalsza lektura przebiegała mi już bez "zakłóceń".

Historia wciągnęła mnie od pierwszych stron. Poznajemy początki przyjaźni Jacka i Daj Prosia, pluszowego prosiaczka. Są nierozłączni, znają swoje sekrety i przeżywają mnóstwo przygód. Dziecięcą sielankę przerywa jednak brutalna, dorosła rzeczywistość pełna nie do końca zrozumiałych dla małego chłopca problemów. Zmiany które są tego efektem prowadzą finalnie do rozłąki naszych przyjaciół i tak zaczyna się wielka podróż Jacka do tajemniczej krainy, w której ma nadzieję go odnaleźć. Co to za kraina, i czy przyjaciele znowu będą razem? Na te pytania nie odpowiem ja, lecz książka Pani Rowling do przeczytania której bardzo zachęcam.

Osobiście lektura "Gwiazdkowego Prosiaczka" była dla mnie miłym relaksem, nie licząc wyżej wymienionych przeze mnie "zgrzytów". Obudziła wspomnienia własnej rozłąki z zagubionymi przedmiotami (głównie te miłe, sprzed zagubienia) oraz zmusiła do refleksji na temat posiadania "Rzeczy" i dbania o nie. Czy rzeczywiście potrzebujemy ich aż tylu, skoro nie mamy możliwości poświęcać im czasu? Czy kupując coraz więcej nie przyczyniamy się do nadprodukcji, skazując coraz więcej "Rzeczy" na zapomnienie i zmarnowanie? I czy rzeczywiście umiemy docenić co mamy i ile mamy?

"Gwiazdkowy Prosiaczek" oprócz zmuszania do refleksji udowadnia, że czasem koniec, jest początkiem czegoś innego, równie wartościowego oraz przypomina, by nigdy nie tracić nadziei, nie porzucać marzeń i nie rezygnować z pasji.

ps. Mam nadzieję, że wszystkie "Rzeczy" które zgubiłam, finalnie znalazły nowych właścicieli których cieszą i są szczęśliwe :) Wszak wszędzie ukryta jest dusza, nawet w niepozornych przedmiotach.

"Gwiazdkowego Prosiaczka" wypatrzyłam na półce z książkami u mojej Przyjaciółki i dzięki jej urzejmości mogłam poznać historię owego bohatera.

Do przeczytania tej książki bez wątpienia zachęciła mnie jej autorka znana ze stworzenia przygód czarodziejskiego celebryty Harrego ;) Kolejnym wabikiem był dla mnie temat ożywionych zabawek, oraz motyw zaginięcia jednej z nich....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę pochłonęłam w jeden dzień. Może momentami była troszkę naiwna, ale bardzo wciągająca. Każdą stratę Astrid, odbierałam jak własną, i nie raz zaszkliły mi się oczy.
Nie przepadam zbytnio za skokami w czasie, bo zdarza mi się trochę pogubić w historii, jednak Pani Rybakiewicz robi to w bardzo zgrabny sposób. Kiedy trafi mi się książka autorki, z przyjemnością ją przeczytam.

Książkę pochłonęłam w jeden dzień. Może momentami była troszkę naiwna, ale bardzo wciągająca. Każdą stratę Astrid, odbierałam jak własną, i nie raz zaszkliły mi się oczy.
Nie przepadam zbytnio za skokami w czasie, bo zdarza mi się trochę pogubić w historii, jednak Pani Rybakiewicz robi to w bardzo zgrabny sposób. Kiedy trafi mi się książka autorki, z przyjemnością ją...

więcej Pokaż mimo to