-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać30
Biblioteczka
Nie mogę przebrnąć przez tą książkę. Skusiłam się dobrymi opiniami i oceną ogólną... ale tłumaczenie na polski mnie tak bardzo boli. Naaaprawdę! Jest tyle błędów - wyłapałam literówki, źle stawiane znaki interpunkcyjne, powtórzenia (nagminne!!!), zdania, które nie mają sensu. Jeszcze bardziej bolą mnie stawiane w dialogach CIĄGLE wykrzykniki, o co chodzi? Takie tłumaczenia (i to oficjalne, za które płacimy przecież) powinny być karane, seeeerio, nie mogę tego przeboleć. Tłumacz powinien mieć zakaz robienia takiej krzywdy czytelnikom. Książka może i jest ciekawa, ale przez to co dostałam w języku polskim nie jestem w stanie jej skończyć. SMUTEK!
Nie mogę przebrnąć przez tą książkę. Skusiłam się dobrymi opiniami i oceną ogólną... ale tłumaczenie na polski mnie tak bardzo boli. Naaaprawdę! Jest tyle błędów - wyłapałam literówki, źle stawiane znaki interpunkcyjne, powtórzenia (nagminne!!!), zdania, które nie mają sensu. Jeszcze bardziej bolą mnie stawiane w dialogach CIĄGLE wykrzykniki, o co chodzi? Takie tłumaczenia...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-09
Poprzednie pozycje autorki jakoś bardziej przypadły mi do gustu. Typowa młodzieżówka, która od innych niczym szczególnym się nie wyróżnia. Powielam zdanie, że przydługie opisy koszykówki i zmagań Riley w tymże sporcie pomijałam. To jak rzucała do kosza przez dwie strony? Albo godzinę obserwowała chłopaków na boisku? Dzięki. Nic nie wnosiło. Dodatkowo niektóre młodzieżówki mają to do siebie, że i starszy człowiek (ja!), który po nie sięga ma przyjemność z czytania, a tutaj było odwrotnie. Wywracałam oczami niejednokrotnie i męczyłam się, bo język używany w książce był taki jakby... na siłę, nikt dzisiaj już nie używa niektórych zwrotów nawet jeśli autorka myśli, że są zabawne. No trudno. Spodziewałam się więcej, a wyszło jak wyszło. Osobiście nie polecam.
Poprzednie pozycje autorki jakoś bardziej przypadły mi do gustu. Typowa młodzieżówka, która od innych niczym szczególnym się nie wyróżnia. Powielam zdanie, że przydługie opisy koszykówki i zmagań Riley w tymże sporcie pomijałam. To jak rzucała do kosza przez dwie strony? Albo godzinę obserwowała chłopaków na boisku? Dzięki. Nic nie wnosiło. Dodatkowo niektóre młodzieżówki...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-25
Jak na debiutancką powieść była po prostu dobra. Dla mnie za bardzo się ciągnęła i przez pierwsze 100 stron właściwie niewiele się działo, jak nie 150. Przyznam, że niektóre przydługie rozdziały, w których wiało nudą po prostu przerzucałam ledwie zerkając na nie okiem, bo inaczej nie przebrnęłabym przez całość. Uważam, ze sporo tych opisów, nic nie wnoszących rozmów i tego typu rzeczy można było pominąć, albo streścić na mniejszej ilości stron. Marcel uroczy, chociaż za dużo działo się wokół niego, a może to zwyczajnie moja wina, bo nie przepadam za dzieciakami w książkach? W każdym razie, kiedy fabuła ruszyła z kopyta było już znacznie lepiej, działo się więcej i chociaż też miałam zastrzeżenia do pewnych fabularnych akcji, to czytało się fajnie i szybko! Bohaterowie? Dziadkowie na ogromny plus! O maluchu już wspomniałam - dla mnie było go za wiele. Lena i Alan? Ona przesadnie rozczulona nad samą sobą, on podejmujący irracjonalne decyzje. Finalnie? Książka na plus. Jak na debiut? Super! Trzymam kciuki za Klaudię i pewnie sięgnę po jej inne pozycje z przyjemnością, aby obserwować jak się rozwija. Ale do tej historii nie wrócę więcej, ani, niestety, nie będę mieć jakiegoś sentymentu ;)
O! Jeszcze jedna rzecz mnie denerwowała zupełnie z fabułą niezwiązana - tworzenie bardzo krótkich zdań. Często pojedynczych, gdzie można było trzy połączyć w całość. Ale to takie moje "wydziwy" ;)
Jak na debiutancką powieść była po prostu dobra. Dla mnie za bardzo się ciągnęła i przez pierwsze 100 stron właściwie niewiele się działo, jak nie 150. Przyznam, że niektóre przydługie rozdziały, w których wiało nudą po prostu przerzucałam ledwie zerkając na nie okiem, bo inaczej nie przebrnęłabym przez całość. Uważam, ze sporo tych opisów, nic nie wnoszących rozmów i tego...
więcej mniej Pokaż mimo toUwielbiałam do połowy - później zaczęła mnie męczyć. Albo Amanda zaczęła być na tyle nieznośna, że przerzucałam kolejne strony z coraz większym niesmakiem. Nie chce mi się wierzyć, że którykolwiek facet - nawet ten najbardziej w świecie zakochany w kobiecie byłby w stanie ją znieść. Dla mnie dziewczyna nie miała powodów do czucia się gorszą, ba, w książce ledwie parę razy ktoś porównał ją z starszą siostrą, a przez większość czasu było to jej wyolbrzymianie. Noah - chłopak złoty, podziwiam go za cierpliwość, za to, że ciągle był obok, że kochał i wspierał bez względu na wszystko. Ostatecznie za samego Noah dałabym 10! Amanda tą książkę zepsuła stąd ocena 7.
Uwielbiałam do połowy - później zaczęła mnie męczyć. Albo Amanda zaczęła być na tyle nieznośna, że przerzucałam kolejne strony z coraz większym niesmakiem. Nie chce mi się wierzyć, że którykolwiek facet - nawet ten najbardziej w świecie zakochany w kobiecie byłby w stanie ją znieść. Dla mnie dziewczyna nie miała powodów do czucia się gorszą, ba, w książce ledwie parę razy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najpierw obejrzałam film, później przeczytałam książkę i cieszę się z tej kolejności. Zazwyczaj adaptacji filmowe książek nie są dobre, w słowach pisanych kryje się więcej emocji i właściwie nie wiem do tej pory co w tym przypadku bardziej przypadło mi do gustu. Cieszę się, bo czytając książkę naprawdę wyobrażałam sobie twarze bohaterów przedstawionych w filmie. Byli dla mnie bardziej... cieleśni? Ma to w ogóle sens? I pewne rzeczy w książce, których nie mogłam sobie wyobrazić - dzięki filmowi znalazły w mojej głowie idealny obraz. Uważam, że tutaj jedno dopełniło drugie.
Co do samej książki - lubię, porusza dobry i mocny temat, który wciąż - mimo upływu czasu jest tak bardzo aktualny. Moim zdaniem zmieniło się tylko jedno - dzisiaj ludzie biali nie są już takimi rasistami, z kolei czarnoskórzy wciąż zdają się tkwić w przeszłości i role jak gdyby kompletnie się odwróciły. Nie odnosicie takiego wrażenia?
I co najbardziej bolesne - w niektórych stanach, w niektórych miejscach, w tych piekielnych slumsach dzieciaki naprawdę łapią za broń, to mnie przeraża.
Najpierw obejrzałam film, później przeczytałam książkę i cieszę się z tej kolejności. Zazwyczaj adaptacji filmowe książek nie są dobre, w słowach pisanych kryje się więcej emocji i właściwie nie wiem do tej pory co w tym przypadku bardziej przypadło mi do gustu. Cieszę się, bo czytając książkę naprawdę wyobrażałam sobie twarze bohaterów przedstawionych w filmie. Byli dla...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czasami żałuję, że w ocenach książek brakuje "połówek" - uważam, że "Zawsze i wszędzie" zasługuje na więcej, niż 7, a jednocześnie mniej, niż 8. Tą połówkę chciałabym dodać za to, że tytuł tak bardzo przypomina mi słowa, które niezbyt często, ale powtarzamy sobie z mężem "Always and... forever" - niby nic, a tyle. Tytuł chwycił mnie za serce, treść nieco mniej ;) To nie tak, że nie lubię małomiasteczkowych historii i ich społeczności - lubię ten motyw w książkach, ale ta zaściankowość już kompletnie mi nie odpowiada. Podejście matki do córek - z jakichkolwiek powodów - boli. Jak osoba wierząca, kochająca Boga, składająca ręce w modlitwie może być dla najbliższych tak podła? Kompletnie nie przemówiło do mnie to, że winę zrzucono na ojca, na jego zdrady. Co ma jedno do drugiego? Jak matka może obwiniać córkę o rozpad małżeństwa, kiedy nie było tam jej winy? Coś paskudnego, gdy najbliższa ci osoba staje po drugiej stronie barykady. I dla mnie swoich win nie odkupiła.
Jackson był cudowny, jak zresztą większość męskich bohaterów Brittainy (wciąż wzdycham do Daniela Danielsa!). Trochę raziła mnie kwestia utraconych dzieci - niby wszystko posypało się od tej chwili, od pierwszego poronienia, jednak... jakoś to wszystko spłycono. Rozeszło się po kościach. Nie rozumiem co czuła główna bohaterka, bo choć sama nie mogę być mamą, to ta "niemoc" wynika z innych powodów. Starałam się ja zrozumieć, ale chyba muszę się wreszcie pogodzić z tym, że to męscy bohaterowie książek są zazwyczaj moimi ulubieńcami ;)
Podsumowując: książka w porządku. Bez wzlotów, bez upadków. Bez przyśpieszonego bicia serca, ale też bez ziewania. Taka akurat... na jedno przeczytanie i zapomnienie - przynajmniej dla mnie.
Czasami żałuję, że w ocenach książek brakuje "połówek" - uważam, że "Zawsze i wszędzie" zasługuje na więcej, niż 7, a jednocześnie mniej, niż 8. Tą połówkę chciałabym dodać za to, że tytuł tak bardzo przypomina mi słowa, które niezbyt często, ale powtarzamy sobie z mężem "Always and... forever" - niby nic, a tyle. Tytuł chwycił mnie za serce, treść nieco mniej ;) To nie...
więcej mniej Pokaż mimo toUwielbiam! Z książkami K.A. Tucker mam tak, że albo je kocham albo absolutnie nie przypadają mi do gustu - tutaj padło na opcję numer jeden. Zakochałam się w niej właściwie od pierwszych stron i moje uwielbienie nie zmieniało się wraz z upływem stron. Byłam zła, śmiałam się i wzruszałam, czułam to przyjemne drżenie w palcach, kiedy przerzucałam kolejne strony niecierpliwa co będzie dalej. Wszystko tutaj było zrównoważone - ilość łez i uśmiechów, nienawiści i miłości. Opis rozkwitającego uczucia był subtelny, nienachalny, książka nie ociekała seksem i jego opasłymi opisami przy każdej okazji (czego nie znoszę). Opis rodzicielstwa, relacji córki z ojcem, pasierbicy z ojczymem (był cudowny!), córki z matką - wszystko tak idealnie wyważone, że było mi smutno, kiedy dobrnęłam do końca. Motyw nadchodzącego końca, śmierci i żałoby - wszystko tak bardzo spójne. Dawno nie trafiłam na tak dobrą książkę z tego gatunku. Absolutnie uwielbiam i wiem, że jeszcze do niej wrócę. Nie raz i nie dwa.
Uwielbiam! Z książkami K.A. Tucker mam tak, że albo je kocham albo absolutnie nie przypadają mi do gustu - tutaj padło na opcję numer jeden. Zakochałam się w niej właściwie od pierwszych stron i moje uwielbienie nie zmieniało się wraz z upływem stron. Byłam zła, śmiałam się i wzruszałam, czułam to przyjemne drżenie w palcach, kiedy przerzucałam kolejne strony niecierpliwa...
więcej mniej Pokaż mimo toPrzerwałam czytanie po kilku rozdziałach. Nie mogłam znieść naiwności i płatkości tej książki, jakby została napisana dla żartu - zero ambicji w fajnej, acz zupełnie zmarnowanej, historii. Raz: wszystko dzieje się za szybko. I mówiąc za szybko - mam na myśli absolutny galop. W jedną noc główna bohaterka traci chłopaka, przyjaciółkę, rodzinę, zyskuje przyjaciół, chłopaka i się zakochuje. JAK?!?! Dwa: tragedia, która ją spotyka została przedstawiona tak boleśnie płytko... pominięta w wielu aspektach, wszystko skupiło się na uczuciu dwójki głównych bohaterów... jakby za piórem siedziała rozchwiana emocjonalnie nastolatka. Nie, nie i jeszcze raz nie. Oczekiwania po opisie całkiem spore, natomiast wraz z dwoma pierwszymi rozdziałami jeszcze wieksze niż oczekiwania rozczarowanie.
Przerwałam czytanie po kilku rozdziałach. Nie mogłam znieść naiwności i płatkości tej książki, jakby została napisana dla żartu - zero ambicji w fajnej, acz zupełnie zmarnowanej, historii. Raz: wszystko dzieje się za szybko. I mówiąc za szybko - mam na myśli absolutny galop. W jedną noc główna bohaterka traci chłopaka, przyjaciółkę, rodzinę, zyskuje przyjaciół, chłopaka i...
więcej mniej Pokaż mimo toGniot, gniot, gniot, nie dotrwałam do końca, bo powtórzenia, beznadziejnie poprowadzona fabuła i błędy typu 'na prawdę' mnie pokonały. Miałam niemałego mindfucka wymalowanego na twarzy przerzucając kolejne strony. Strata czasu, odpuśćcie sobie póki możecie!
Gniot, gniot, gniot, nie dotrwałam do końca, bo powtórzenia, beznadziejnie poprowadzona fabuła i błędy typu 'na prawdę' mnie pokonały. Miałam niemałego mindfucka wymalowanego na twarzy przerzucając kolejne strony. Strata czasu, odpuśćcie sobie póki możecie!
Pokaż mimo to2018-02-20
Dziwna lektura, niby śmieszna, jednak nie do końca. Niby pisana przystępnym językiem, jednak sprawiała, że gubiłam się pomiędzy kolejnymi wydarzeniami. Niby mająca na celu żartobliwie podejście do tematu wiadomego reality show z wiadomą rodziną w tytule, acz nie do końca to wyszło. Dla mnie przekoloryzowana i nudna. Postacie płaskie i żadna nie zaskarbiła sobie specjalnie mojej sympatii. Wydarzenia nudne, opisy kiepskie, rozmowy między bohaterami niezbyt porywające. Świrnięta matka i jeszcze bardziej świrnięte dzieci, które albo chciały sławy albo się od takowej uwolnić - ostatecznie i tak w grę wciąż grając. Nie polecam, strata czasu, znajdziecie kilka lepszych odmóżdżających tytułów godnych spędzenia z nimi wieczoru.
Dziwna lektura, niby śmieszna, jednak nie do końca. Niby pisana przystępnym językiem, jednak sprawiała, że gubiłam się pomiędzy kolejnymi wydarzeniami. Niby mająca na celu żartobliwie podejście do tematu wiadomego reality show z wiadomą rodziną w tytule, acz nie do końca to wyszło. Dla mnie przekoloryzowana i nudna. Postacie płaskie i żadna nie zaskarbiła sobie specjalnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na początku byłam zachwycona, ale im dalej tym bardziej się męczyłam. Niby wzruszająca, trudna, pełna emocji, ale Vafie była bardzo ciężka postacią. Współczułam jej, to jasne, przeszła piekło, ale nie rozumiałam jej zachowań - przychodzenia co niedzielę do rodziców, pozwalanie matce na to wszystko, pracę z nią. I gdzieś w połowie zmęczyło mnie ciągłe mówienie o tym, jak jest żałosna, jak beznadziejna, jak bezwartościowa, zalewanie się łzami, zaprzeczanie wszystkiemu co dobre, te ciężkie uśmiechy i bezradne myśli. Ce też miał wzloty i upadki, ale polubiłam go bardziej. Najlepsze postacie drugoplanowe. Cieszę się, że skończyłam i mogę odłożyć na półkę.
Na początku byłam zachwycona, ale im dalej tym bardziej się męczyłam. Niby wzruszająca, trudna, pełna emocji, ale Vafie była bardzo ciężka postacią. Współczułam jej, to jasne, przeszła piekło, ale nie rozumiałam jej zachowań - przychodzenia co niedzielę do rodziców, pozwalanie matce na to wszystko, pracę z nią. I gdzieś w połowie zmęczyło mnie ciągłe mówienie o tym, jak...
więcej Pokaż mimo to