-
ArtykułyNowa książka autora „Wyspy tajemnic”: coś więcej niż kryminałEwa Cieślik2
-
Artykuły„Foto Retro”, czyli XX-wieczna historia Warszawy zatrzymana w siedmiu albumachLubimyCzytać1
-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński19
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać4
Biblioteczka
2021-09-24
2021-07-13
O, ludzie! Jak ja uwielbiam tego typu historie! Melissa Darwood stworzyła niepozorną opowieść o dwójce ludzie, którzy już bardziej różni nie mogli być. Zagubieni, szukają samych siebie i pewnego dnia natrafiają na siebie. Co się stanie, kiedy połączy ich wyprawa na spotkanie z jednym z najniebezpieczniejszych szczytów górskich, jakim niewątpliwie jest K2?
Julka to trzydziestodwuletnia kobieta, która czuje, że się gdzieś zagubiła w tym wielkim świecie. Niby pracuje jako dziennikarka w pewnej gazecie, ale jej szefowa narzuca jej wręcz o czym ma pisać, bo tematy, które ona sama wybiera nie są zbyt poczytne. Pewnego dnia dostaje propozycję, żeby stworzyć materiał o tajemniczym mężczyźnie, który wybiera się na zdobywanie szczytów górskich solo - bez towarzyszy, bez jakiejkolwiek pomocy… Czy Julce uda się znaleźć drogę do jego umysłu, a przede wszystkim serca?
Nie spodziewałam się, że ta powieść aż do tego stopnia mnie wciągnie. Okładka jest taka, jakich wiele widuje się obecnie w księgarniach. Wzrok czytelnika przyciąga jedynie olbrzymia góra na niej widoczna, co może wskazywać, że nie będzie to zwyczajny romans. I faktycznie, historia przedstawiona przez Melissę Darwood jest nietuzinkowa i gdzieś po drodze niesie ze sobą pewne nauki. Od pierwszych stron polubiłam Julkę i w pewien sposób współczułam jej. Dawała z siebie wszystko, pisała o ważnych tematach, a nie o jakiś bzdetach, ale nikt nie potrafił tego docenić. Odnośnie tajemniczego wspinacza, czyli Jeremiego Jansona (zwanego w skrócie JJ) mogę śmiało pokusić się o stwierdzenie, że takich mężczyzn lubię najbardziej (gdzie takich szukać w naszym świecie?) - tajemniczy, przystojny, potrafiący się poświęcić dla innych i do tego odważny. Kiedy Julka w pewnym momencie odkryła jego największy sekret to naprawdę miałam łzy w oczach, nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co takiego on odczuwał. Uwielbiam to uczucie, kiedy kończę czytać pierwszy tom i wiem, że na sto procent w najbliższym czasie sięgnę po kontynuację, bo muszę dowiedzieć, co się wydarzy później, dalej. Zwłaszcza, jeżeli autor kończy powieść w tak nieodpowiednim momencie!
Podsumowując, “(Nie)zdobyta” to historia dwóch osób, które gdzieś pogubiły się w wielkim świecie i nie potrafią się odnaleźć na nowo. To opowieść o uczuciu, które potrzebowało podatnego gruntu, aby rozkwitnąć w szybkim tempie. Wreszcie to historia góry, która pozwoliła zdobyć swój szczyt już wielu wspinaczom, ale równie wielu postanowiła na zawsze u siebie zatrzymać… To nie jest z pewnością zwykły romans, oparty jedynie na łóżkowych scenach. Tych ostatnich jest tu naprawdę mało, autorka bardziej skupia się na stopniowym budowaniu relacji Julki i JJ, odkrywaniu przez nich, że jednak sporo ich łączy. I nie sposób wspomnieć, że ukazuje również jak Julka stopniowo walczy o nowe osiągnięcia. Kiedyś nie wpadłaby nawet na to, że będzie wspinać się na ściance czy prawdziwej górze. A dzisiaj? Jest gotowa zrobić dosłownie wszystko dla tego poturbowanego przez życie mężczyzny, który gdzieś w skrytości potrafi być czuły i opiekuńczy.
O, ludzie! Jak ja uwielbiam tego typu historie! Melissa Darwood stworzyła niepozorną opowieść o dwójce ludzie, którzy już bardziej różni nie mogli być. Zagubieni, szukają samych siebie i pewnego dnia natrafiają na siebie. Co się stanie, kiedy połączy ich wyprawa na spotkanie z jednym z najniebezpieczniejszych szczytów górskich, jakim niewątpliwie jest K2?
Julka to...
2021-07-05
Czy można stworzyć zupełnie nową historię opartą na utartym i sprawdzonym schemacie? Ashley Poston udowadnia, że jak najbardziej. Tylko, czy to jest faktycznie dobry pomysł?
Elle to młodziutka dziewczyna, która w wolnej chwili uwielbia oddawać się swojej pasji, jaką jest seria filmów “Starfield”. Kiedy dowiaduje się, że ma powstać zupełnie nowa wersja znanej już historii, zakłada bloga, na którym nie zostawia suchej nitki na aktorach, a zwłaszcza na odtwórcy głównej roli, czyli Dariena. Wydaje się wam, że wiedzie przyjemne życie? Niestety, ale jej ojciec umarł, a wychowuje ją macocha, dla której Elle mogłaby w ogóle nie istnieć. Gdyby tego było mało to dziewczyna jeszcze musi mieszkać wspólnie z dwiema przyrodnimi siostrami, Chloe i Cal, a te naprawdę lubią uprzykrzać jej życie. Jedynym pozytywnym aspektem jej codzienności jest przyjaźń z Sage, z którą razem pracują w foodtracku - Magicznej Dyni. Kiedy Elle dowiaduje się o cosplayowym konkursie wyczuwa, że to jej jedyna szansa, by odmienić swoje życie. Czy jej się uda?
Szczerze? Nigdy nie przepadałam za bajką o dziewczynie, która jest niczym służąca swojej rodziny i jest gotowa na każde dosłownie zawołanie macochy i przyrodnich sióstr. Najbardziej podobało mi się w niej, kiedy książę poszukiwał zagubionego Kopciuszka, bo ten zgubił szklany pantofelek. I w sumie tyle. Co do tej powieści miałam wręcz ogromne oczekiwania, bo gdzie nie zajrzałam, to widziałam pozytywne opinie. Niestety, ale dla mnie “Geekerella” okazała się do pewnego stopnia rozczarowaniem. Jakoś ciężko mi się ją czytało, nie potrafiłam się wciągnąć w fabułę i w pewnym momencie zorientowałam się, że czytam, bo muszę ją dokończyć, a nie dlatego, że naprawdę jestem ciekawa zakończenia. Niewątpliwym plusem tej powieści są nawiązania do jednej ze znanych baśni, były tak subtelnie wplecione w akcję, że ciężko było się nie uśmiechnąć. I drugim i ostatnim plusem okazała się postać Sage. Była to ciepła dziewczyna, gotowa do największych poświęceń dla przyjaciółki. Wspierała ją w każdej dosłownie sytuacji. Reszta bohaterów była mi zupełnie obojętna. Zraziłam się do tego typu historii i raczej minie sporo czasu nim sięgnę po kolejne tomy z tej serii.
Czy można stworzyć zupełnie nową historię opartą na utartym i sprawdzonym schemacie? Ashley Poston udowadnia, że jak najbardziej. Tylko, czy to jest faktycznie dobry pomysł?
Elle to młodziutka dziewczyna, która w wolnej chwili uwielbia oddawać się swojej pasji, jaką jest seria filmów “Starfield”. Kiedy dowiaduje się, że ma powstać zupełnie nowa wersja znanej już historii,...
2021-05-26
Czy twoja ukochana osoba może okazać się złoczyńcą? Czy może cię osaczyć i nie pozwolić byś sobą? Eleonor to młoda dziewczyna, która w głębi serca skrywa pewną mroczną tajemnicę. Od kiedy pamięta mieszka z mamą, tylko z nią utrzymuje kontakt i tylko na nią może liczyć. Razem uciekają z miejsca na miejsce i wspierają się. Każdej nocy Christine zamyka swoją córeczkę w pokoju, bowiem twierdzi, że wtedy do głosu dochodzi jej druga strona, zwana Siggy. Utrzymuje, że jest ona niebezpieczna, ale wierzy, że jakoś sobie obie z tym poradzą. Wszystko się komplikuje, kiedy pewnego ranka Elli odnajduje na swoim ciele rany, zaś jej chłopak, Matt, przestaje się do niej odzywać. Co wydarzyło się naprawdę w nocy? Czy Elli kogoś skrzywdziła? Czy mama mówi jej całą prawdę?
Historia ta okazała się niezwykle dobrze napisanym thrillerem. Pomimo tego, że liczy sobie nieco ponad pięćset stron to nie było w niej ani jednego miejsca na nudę. Łatwo zauważyć, że autorka bardzo dobrze przygotowała się do stworzenia tej historii, zwłaszcza w aspektach psychologii. Za każdym dosłownie rogiem, na każdej stronie czyhał na czytelnika swego rodzaju niepokój. Samo zakończenie moim zdaniem jest naprawdę trudne do przewidzenia. A kiedy już czytelnik do niego dojdzie to gwarantuje, że nie łatwo jest wyjść ze zdumienia czy szoku, jaki ono wywołuje. Elli polubiłam od razu i bardzo jej współczułam. Nie potrafiłam do pewnego stopnia zrozumieć postępowania jej matki. Rodzic powinien kochać swoje dziecko, a nie je ukrywać. Pomimo tego, że zdaję sobie świetnie sprawę, że życie potrafi nieźle dokopać i czasem to nawet te najmniejsze istotki dostają niezłą dozę cierpienia i wtedy rodzice są w stanie zrobić wszystko, by te czuło się szczęśliwe i choć na chwilę zapomniało o swoim smutku tak w tym przypadku, przeczuwałam, że Christine nie jest z czytelnikiem do końca szczera. Nie potrafiłam jej polubić, coś mi w niej po prostu nie pasowało. Polubiłam za to również Mae i Kit, dwójkę policjantów, którzy prowadzili śledztwo w sprawie Elli. Trzymałam za nich do samego końca kciuki. Czy jest jakiś minus w tej historii? Pomimo tego, że zakończenie totalnie wbiło mnie w fotel, podobnie jak i cała historia, tak ono jakoś nie wydaje mi się dość realne i możliwe do zdarzenia w prawdziwym życiu. Poza tym lektura przez większość czasu faktycznie trzymała w napięciu, ciężko było ją odłożyć na bok choć na chwilę, ale bywały takie miejsca, że akcja była na siłę rozciągana na kilka stron, zamiast opisać wszystko na góra jednej. Podsumowując, nie zważając na te wady to thriller ten był naprawdę niesamowity i niepokojący. I w idealny wręcz sposób autorce udało się ukazać, co matka jest w stanie zrobić dla swojego wyczekiwanego oraz ukochanego dziecka. Książkę tę przeczytałam w ramach Instagramowego Klubu Książki, który prowadzi niezastąpiona @powiem_ci_kilka_slow_o_ksiazce ;*
Czy twoja ukochana osoba może okazać się złoczyńcą? Czy może cię osaczyć i nie pozwolić byś sobą? Eleonor to młoda dziewczyna, która w głębi serca skrywa pewną mroczną tajemnicę. Od kiedy pamięta mieszka z mamą, tylko z nią utrzymuje kontakt i tylko na nią może liczyć. Razem uciekają z miejsca na miejsce i wspierają się. Każdej nocy Christine zamyka swoją córeczkę w pokoju,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-30
Książkę tę jestem zmuszona zaliczyć do jednych z najgorszych, które do tej pory czytałam. Niestety, ale lektura jej mnie straszliwie męczyła, przeczytanie każdej strony było dla mnie sporym osiągnięciem. Co się tu wydarzyło, że książka okazała się totalną klapą?
Christiane to młodziutka dziewczynka, która powoli wchodzi w okres dojrzewania. Ma swoich znajomych, z którymi spędza wolne chwile, chodzi do szkoły i mieszka razem z mamą. Coś mocno idzie nie tak, skoro nagle zaczyna “zabawy” z narkotykami. Coraz więcej czasu spędza na tytułowym dworcu zoo i coraz głębiej wnika w te niebezpieczne towarzystwo. Czy ostatecznie się opamięta i uda jej się wyjść z nałogu?
Ta historia była totalnie przerażająca. Na początku myślałam, że ocenię ją znacznie wyżej, ale gdzieś po drodze doszłam do wniosku, że jednak książka ta mi się nie podobała w najmniejszym stopniu. Nie mogłam znieść tego, jak ta urocza niegdyś dziewczynka stacza się coraz bardziej. Najbardziej denerwowało mnie jej podejście, mówiące, iż w każdej chwili może iść na odwyk, jej ciągłe mówienie, że przecież ona nie jest uzależniona… Kogo chciała oszukać? Chyba samą siebie. Plusem były archiwalne zdjęcia Christiane i jej znajomych, które zostały umieszczone w środku książki. Sprawiały one, że tym bardziej cała historia zdawała się jeszcze realniejsza. Drugim plusem był lekki styl pisania autorów. I niestety, ale na tym zalety się kończą. Nic chyba nie jest w stanie mnie przekonać do tej pozycji. Dosłownie wszystko poszło tu nie tak jak powinno. A może to tylko wina tego, że czytałam ją w nieodpowiednim czasie? Historia była dołująca, czego się w sumie spodziewałam. Z przerażeniem czytałam, jak Christiane stacza się coraz bardziej i nie potrafi się odbić od dna. Nie będę tej książki polecać nikomu, bowiem jest ona dołująca, chociaż z drugiej strony zmuszająca odrobinę do myślenia o tym, że trzeba na każdym kroku kontrolować, co się dzieje z naszymi dziećmi. Ku przestrodze.
Książkę tę jestem zmuszona zaliczyć do jednych z najgorszych, które do tej pory czytałam. Niestety, ale lektura jej mnie straszliwie męczyła, przeczytanie każdej strony było dla mnie sporym osiągnięciem. Co się tu wydarzyło, że książka okazała się totalną klapą?
Christiane to młodziutka dziewczynka, która powoli wchodzi w okres dojrzewania. Ma swoich znajomych, z którymi...
2021-03-21
Czy macie już dość tego ciągłego zamykania i otwierania wszystkiego? Macie już dość ciągłego mówienia o koronie? Osobiście już dawno nie oglądam wiadomości w TV, nie śledzę tego, bowiem doszłam do wniosku, że szkoda nerwów. Staram się oddać macierzyństwu i odpoczywaniu, kiedy Mała śpi, a nie zastanawianiu, ile zakażeń będzie kolejnego dnia. Ale z drugiej strony ostatnimi czasy kwarantanna to idealny wręcz temat do napisania książki. I widać to na rynku wydawniczym. Robert Ziębiński również postanowił przedstawić swoją historię, w której wirus to tło, zaś na pierwszy plan wychodzi los, jaki spotkał główną bohaterkę, czyli Olgę. Kobieta do niedawna miała wszystko. Była bogata, właśnie znajdowała się w trakcie budowy Edenu, czyli niezwykłego centrum handlowego w Warszawie. Myślała, że za pieniądze można kupić wszystko. Pewnego dnia jednak przekonuje się, że nie jest to takie łatwe… Dominika, jej córka zostaje porwana, zaś zbrodniarze oczekują okupu. Nie byłoby w tym problemu, gdyby towarzyszyły temu normalne okoliczności. Trwa, niestety, epidemia, wszystko powoli jest zamykane, zaś działalność banków zostaje zamrożona. Olga nie może jednak czekać, tutaj liczy się czas. Musi coś wymyślić, aby odzyskać córkę…
Szczerze mówiąc, mam trochę mieszane uczucia odnośnie tej lektury. Sama tematyka podobała mi się, podobnie jak poszczególne przygody Olgi i jej starania o odzyskanie córki. Autor jednak postanowił wpleść w główną fabułę opisy tego, jak coraz bardziej ludzie wpadają w panikę odnośnie wirusa. Opisy te niekiedy są naprawdę krwawe i mrożące krew w żyłach, ale należy sobie postawić pytanie, co autor chciał nimi osiągnąć? Może tylko sprawić, że książka będzie miała więcej stron? Bowiem sceny te same w sobie nie miały wpływu na to, co działo się z Dominiką czy też Olgą. Drugim minusem tej powieści w moim odczuciu było to, że początkowo akcja rozwijała się bardzo powoli, wręcz w ślimaczym tempie. Co po niektórych czytelników może to zrazić i spowodować, że zrezygnują z tej lektury. Samo zakończenie okazało się za to dość mocno przewidywalne. Całość oceniam jednak pozytywnie, bowiem autor dysponował lekkim stylem pisania, lektura nie męczyła i ukazywała w sumie to, co mamy obecnie tuż za oknem. Jeżeli ktoś nie potrzebuje oderwania od tematyki epidemicznej, nie chce się od tego oderwać chociaż na chwilę to z pewnością ta lektura może mu się spodobać.
Czy macie już dość tego ciągłego zamykania i otwierania wszystkiego? Macie już dość ciągłego mówienia o koronie? Osobiście już dawno nie oglądam wiadomości w TV, nie śledzę tego, bowiem doszłam do wniosku, że szkoda nerwów. Staram się oddać macierzyństwu i odpoczywaniu, kiedy Mała śpi, a nie zastanawianiu, ile zakażeń będzie kolejnego dnia. Ale z drugiej strony ostatnimi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-02-08
Rozpoczynając tę recenzję muszę nadmienić, że początkowo moja ocena była nieco wyższa. Ale z racji tego, że minęło kilka dni, pewne rzeczy mi się ułożyły w głowie i niestety, ocena spadła. I uprzedzam - w tej recenzji będzie sporo spojlerów, więc jeśli ktoś ma w planach tę lekturę niech dalej po prostu nie czyta ;)
Pewnego zimowego dnia Tara Willson wracając do domu, dostrzegła, że ktoś uległ wypadkowi i wpadł do rowu. Dzwoni po służby i następnie odjeżdża z miejsca wypadku. Jeszcze nie wie, że los na stałe związał ją z mężczyzną, któremu uratowała mu życie… Erick Walker odpracował swoje w więzieniu, teraz postanowił się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Z ogromnym poświęceniem odśnieża uliczki swojego miasteczka. A pod brodą ukrywa blizny przeszłości. Gdy tych dwoje się spotka nic już nie pozostanie takie samo.
Szczerze? Jak można się oprzeć takiej ślicznej okładce. Ja nie potrafiłam! Ze zdziwieniem stwierdziłam, że książka liczy sobie jedynie dwieście stron, stwierdziłam więc, że czytanie pójdzie szybko. I właśnie to są dwa plusy tej historii. Oprawa graficzna, która przykuwa wzrok oraz lekki styl pisania autorki, który sprawia, że przebrnięcie przez tą historię nie było jakoś bardzo męczące. Ale co z tego, skoro cała reszta wyszła koszmarnie wręcz? Jak na tak mało stron to ilość przekleństw jest w tej powieści porażająca. Mogę zrozumieć, że są sytuacje, w których inaczej po prostu nie da się oddać emocji targających bohaterem, ale tutaj to była już przesada. Serio, praktycznie na każdej stronie trzeba podkreślać to jakim draniem jest były mąż Tary? Wystarczy napisać to raz, czytelnik naprawdę jest w stanie to zapamiętać. Niezwykle irytujące było wieczne zdziwienie głównej bohaterki na widok praktycznie każdej osoby w jej życiu, co okazywała za każdym razem słowami: “Co ty tu robisz?”. Podobne odczucia miałam przy wszystkich scenach, kiedy to były mąż zrobił jej kolejną scenę, zaś Erick stawał w jej obronie. Przewidywalny i to mocno był dialog jaki wtedy się między obojgiem panów wywiązywał: “- Grozisz mi? - Nie, ostrzegam!”. No ile można?! Pomysł na fabułę można na siłę uznać za całkiem niezły, ale samo wykonanie mocno kulało. Mało życiowe jest to, że najpierw Tara ratuje Ericka, zaś rok później w dosłownie w tym samym miejscu role się odwracają i to on ją ratuje. Poza tym tutaj praktycznie nic się nie dzieje, co jest o tyle dziwne, że książka nie była na siłę wydłużana, jest naprawdę cienka. Oprócz wiecznych przepychanek Tary i jej byłego męża i przemyśleń Ericka na temat tego, czy zasługuje na kogoś tak wspaniałego jak Tara to ta powieść nie ma treści. Na koniec doszłam do wniosku, że “Zimowe serca” idealnie nadają się do publikowania na blogu czy wattpadzie, ale na pewno nie jako pełnowartościowa powieść. Zakończenie zaś było bardzo łatwe do przewidzenia, zwłaszcza dla osób, które takich tytułów już kilka w swoim życiu poznało. W tym przypadku sprawdza się porzekadło, żeby książki nie oceniać po okładce - ja oceniłam i niestety, srogo się zawiodłam.
Rozpoczynając tę recenzję muszę nadmienić, że początkowo moja ocena była nieco wyższa. Ale z racji tego, że minęło kilka dni, pewne rzeczy mi się ułożyły w głowie i niestety, ocena spadła. I uprzedzam - w tej recenzji będzie sporo spojlerów, więc jeśli ktoś ma w planach tę lekturę niech dalej po prostu nie czyta ;)
Pewnego zimowego dnia Tara Willson wracając do domu,...
2021-01-29
Poradniki to jedne z tych książek, po które sięgam najrzadziej. A kiedy już to nastąpi to raczej zabieram się za tematykę, która mnie interesuje albo bezpośrednio dotyczy. Kiedy więc w ramach Instagramowego Klubu Książkowego (IKK) na styczeń została wybrana akurat ta książka poniekąd nawet się ucieszyłam. Ale tylko do czasu… Przed lekturą zapoznałam się z opiniami na temat tego tytułu (a musicie wiedzieć, że rzadko to robię) i bardzo mnie one zniechęciły. Chyba nie trafiłam nawet na jedną pozytywną ocenę. Ale jak to ja, postanowiłam zaryzykować. A teraz kiedy jestem świeżo po zakończeniu czytania mam pewien problem z oceną tegoż poradnika. Bo nawet ciężko mi ten twór właśnie tak nazywać. Dlaczego? W sumie to nie był poradnik, nie zawierał rad… A nie przepraszam, wszystko sprowadzało się do jednego: że co nas by w życiu nie spotkało, kogo byśmy na swej drodze nie spotkali to należy go… Pieprzyć! Tak, dosłownie. Całość została podzielona na sześć oddzielnych rozdziałów - każdy dotyczy odrobinę innej tematyki, jest więc rodzina, znajomi, nieznajomi, praca czy też miłość oraz rady dawane kobietom w ciąży. I szczerze mówiąc, to właśnie dwa ostatnie rozdziały najbardziej mnie zainteresowały, może dlatego, że sama znajduję się na takim a nie innym etapie życia. Czy autorka zamieściła tutaj coś odkrywczego? Otóż zupełnie nie. Wszystko co napisała jest zwyczajnie oczywiste, każdy z nas by na to wpadł (o ile jeszcze tego nie zrobił). Przez większość czasu odnosiłam nawet wrażenie, że autorka stworzyła nie poradnik, a swój osobisty pamiętnik. Większość tekstu bowiem zajmowały jej wspominki z dawniejszych lub tych mniej odległych lat. Wracając na koniec do mojego problemu z oceną tego tytułu - z jednej strony świetnie i szybko się go czytało, bowiem autorka ma bardzo lekkie pióro, lecz z drugiej spodziewałam się czegoś chociaż odrobinę lepszego niż to co faktycznie otrzymałam. Śmiało mogę napisać, że IKK spełniło tutaj swoją najważniejszą rolę - mianowicie, gdyby nie ten Klub to nigdy bym raczej nie sięgnęła po ten poradnik.
Poradniki to jedne z tych książek, po które sięgam najrzadziej. A kiedy już to nastąpi to raczej zabieram się za tematykę, która mnie interesuje albo bezpośrednio dotyczy. Kiedy więc w ramach Instagramowego Klubu Książkowego (IKK) na styczeń została wybrana akurat ta książka poniekąd nawet się ucieszyłam. Ale tylko do czasu… Przed lekturą zapoznałam się z opiniami na temat...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ta książka to moje nowe odkrycie. Jestem już kilka dni po lekturze, a nadal mi ona siedzi w głowie. Nie mogę wyjść z podziwu dla autora oraz z szoku wywołanego zachowaniem głównego bohatera tej książki.
Czuję ją. Moją ofiarę. To przychodzi nagle. To poczucie, że muszę zabić. Nie wybieram byle kogo. Szanuję kobiety, które wykonują najstarszy zawód świata. I dlatego zasłużyły one na śmierć z mojej ręki. Podjeżdżam, wybieram jedną z nich i zachęcam do krótkiej wycieczki ze mną. Zabawiam się z nią. A później, kiedy jest zrelaksowana, kiedy traci na chwilę chociaż czujność ja zaczynam swoją prawdziwą i właściwą zabawę. Wystarczy pończocha czy pasek od biustonosza… Uwielbiam patrzeć na nie, kiedy uchodzi z nich powoli życie… A co potem? Wracam do domu, zasiadam w fotelu i spędzam wieczór z ukochaną kobietą.
To właśnie te zdania idealnie opisują i oddają treść tej przerażającej książki. Okładka jest niepozorna, rzucony od niechcenia albo zgubiony but, w tle mroczny las. Z początku wydawało mi się, że będzie to kolejny zwyczajny kryminał, jakich już sporo miałam okazję przeczytać. A jednak okazało się inaczej… Z każdą przeczytaną stroną miałam coraz większy mętlik w głowie, aż w końcu cichutko powiedziałam do siebie: “To niemożliwe, żeby ten człowiek żył naprawdę!”. Wpisałam jego imię i nazwisko w Google i… okazało się, że świat jest jeszcze bardziej przerażający niż myślałam! Jack Unterweger. Z jednej strony pisarz i zwyczajny człowiek, a z drugiej morderca. Za jedną z pierwszych swoich zbrodni trafił do więzienia i spędził tam 15 lat. I to był początek jego świetności (przynajmniej na chwilę). Przebywając w celi napisał kilka sztuk teatralnych, a także książkę, w której opisywał w większości swoje odczucia podczas procesu i przebywania w niewoli. Potrafił wszystkich przekonać, że zmienił się podczas odsiadki, że jest zupełnie innym człowiekiem. Wyszedł na wolność… I znów wrócił do tego, co najlepiej mu wychodziło.
Nie sądziłam, że ta książka wzbudzi we mnie aż tak skrajne emocje. Jack Unterweger był mordercą, ale z drugiej strony również wielce zagubionym człowiekiem. Nie bronię go w żadnym aspekcie, lecz muszę przyznać się do tego, że w pewnym momencie zwyczajnie mu współczułam. Do samego końca lektury gdzieś z tyłu głowy tliła mi się nadzieja, że może ta historia zakończy się w jakiś sposób dobrze. Jednak, niestety, jak zwykle życie i tym razem zaskoczyło. Ta lektura jest mrożącą krew w żyłach opowieścią o człowieku, który się zatracił w swojej psychice i tym, co jest dobre a co złe. To historia mężczyzny, który potrafił wzbudzić w każdym litość i odczucie, że jest on niezwykle dobry. Jack Unterweger miał w sobie niezwykle silny magnetyzm, który powodował, że ciężko było mu się oprzeć. I w pewien sposób to go właśnie zgubiło i doprowadziło do makabrycznego końca. Osobiście po tej jednej książce zostałam fanką Maxa Czornyja, uwielbiam jego sposób snucia opowieści i już zabrałam się za lekturę jego kolejnego tytułu, jakim jest “Grzech”.
Ta książka to moje nowe odkrycie. Jestem już kilka dni po lekturze, a nadal mi ona siedzi w głowie. Nie mogę wyjść z podziwu dla autora oraz z szoku wywołanego zachowaniem głównego bohatera tej książki.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzuję ją. Moją ofiarę. To przychodzi nagle. To poczucie, że muszę zabić. Nie wybieram byle kogo. Szanuję kobiety, które wykonują najstarszy zawód świata. I dlatego...