-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać12
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik1
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik7
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-19
2024-04-15
Dwa poprzednie tomy podobały mi się, chociaż zaszła tu dziwna tendencja. Uważam bowiem, że tom drugi był lepszy niż jedynka. A jak było z tą Krwawą Kąpielą? No dla mnie nie było zbyt krwawo. Jak się łatwo domyśleć główna bohaterka, Rozalia tym razem zabrała całą ukochaną rodzinkę na spływ kajakowy, gdzie dość szybko dokonała makabrycznego znaleziska. I tak jak większość opinii, które miałam okazję przeczytać zawiera zarzut, że najgorszymi momentami były te spisane przez koty to ja będę w drugim obozie. Dla mnie pamiętnik kotki o jakże szlachetnym imieniu Burbur były fantastycznymi przerywnikami a niekiedy komentarzami do wydarzeń teraźniejszych z książki. Uśmiałam się, jak rzadko mam okazję podczas lektury, a ludzie w komunikacji miejskiej trochę podejrzanie na mnie patrzyli. Całe wyjaśnienie sprawy było interesujące i w pewien sposób dla mnie zaskakujące i jeśli będą tylko dalsze tomy to ja chętnie będę dalej sięgać po tę serię. Jest ona idealna na zbliżające się wyjazdy, bo bardzo szybko się ją czyta. A bohaterowie są tak uroczy, że nie sposób ich nie polubić. Zgadnijcie, który z nich po raz kolejny zdobył moje serce!
Dwa poprzednie tomy podobały mi się, chociaż zaszła tu dziwna tendencja. Uważam bowiem, że tom drugi był lepszy niż jedynka. A jak było z tą Krwawą Kąpielą? No dla mnie nie było zbyt krwawo. Jak się łatwo domyśleć główna bohaterka, Rozalia tym razem zabrała całą ukochaną rodzinkę na spływ kajakowy, gdzie dość szybko dokonała makabrycznego znaleziska. I tak jak większość...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-04
Książki Olgi Rudnickiej jakiś czas temu już miałam okazję czytać, tak więc po ten tytuł sięgnęłam z ogromną przyjemnością. I po raz kolejny autorka mnie nie zawiodła! Już sam pomysł na fabułę może wydawać się ciekawy. Przecież biblioteka kojarzy się z miejscem spokoju i miłym, gdzie można się oddać w ciszy lekturze, a nie miejscem, w którym się morduje! Polubiłam tutaj praktycznie każdego bohatera. Nawet ci mniej pozytywni byli tak skonstruowani, że nie dało się przejść obok nich zupełnie obojętnie. Nie potrafiłam określić, jakie będzie wyjaśnienie tej sprawy i może dlatego jeszcze w większej mierze aż tak mnie ono zaskoczyło. Z pewnością niedługo sięgnę po kolejne pozycje spod pióra tej pani!
Książki Olgi Rudnickiej jakiś czas temu już miałam okazję czytać, tak więc po ten tytuł sięgnęłam z ogromną przyjemnością. I po raz kolejny autorka mnie nie zawiodła! Już sam pomysł na fabułę może wydawać się ciekawy. Przecież biblioteka kojarzy się z miejscem spokoju i miłym, gdzie można się oddać w ciszy lekturze, a nie miejscem, w którym się morduje! Polubiłam tutaj...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-29
Do tej książki niewątpliwie powinien przyciągać sam pomysł na fabułę. Autorka udowodniła tutaj, że ma sporą wyobraźnię. Ogólnie rozpoczynając lekturę tego tytułu nie miałam większych oczekiwań, ale z pewnością nie spodziewałam się tego, że otrzymam aż tak dobrze napisaną historię. Od pierwszych stron dałam się jej wciągnąć i nie potrafiłam się od niej oderwać. Do pewnego momentu nie potrafiłam również wymyślić chociaż części tego, jak autorka postanowi wyjaśnić tę całą makabryczną opowieść. I nagle spłynęło na mnie olśnienie w tym aspekcie. I chociaż część udało mi się ostatecznie przewidzieć to i tak autorce udało się mnie zaskoczyć innymi szczegółami. Już teraz wiem, że po prostu muszę sięgnąć po inne tytuły spod pióra tej pani, bo są genialne! Dawno nie czytałam tak dobrego kryminału, który by mnie bez reszty pochłonął. Autorka ma bardzo przyjemny i lekki styl pisania oraz rozdziały tutaj są stosunkowo krótkie i zawsze się kończą w taki sposób, że nie można tego zostawić bez przeczytania kolejnego rozdziału. Chciałabym trafiać na jak najwięcej tego typu lektur!
Do tej książki niewątpliwie powinien przyciągać sam pomysł na fabułę. Autorka udowodniła tutaj, że ma sporą wyobraźnię. Ogólnie rozpoczynając lekturę tego tytułu nie miałam większych oczekiwań, ale z pewnością nie spodziewałam się tego, że otrzymam aż tak dobrze napisaną historię. Od pierwszych stron dałam się jej wciągnąć i nie potrafiłam się od niej oderwać. Do pewnego...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-24
Rozpoczynając tę lekturę nie miałam co do niej większych oczekiwań, zwłaszcza, że natrafiłam na sporo opinii, w których inni ludzie pisali, że się rozczarowali tym, że to nie jest do końca to, czego się tutaj spodziewali. Początek faktycznie trzeba przeboleć, bo w moim odczuciu jest po prostu nudny. Ale potem autorka zaserwowała tutaj istny rollercoaster. A zwrot akcji jakoś w połowie tej historii to było istne mistrzostwo. Czytelnik widzi tutaj wręcz idealnie do czego jest zdolna kobieta (i mężczyzna też!), aby mieć dziecko. Bardzo mnie urzekło to, że przez pewną część lektury kompletnie nie wiedziałam o co tu chodzi. I chociaż niektórzy mogą stwierdzić, że zakończenie jest mocne, ale jednocześnie w pewnym stopniu przewidywalne to u mnie wywołało sporo emocji i to bardzo skrajnych. Na sam koniec to nawet się wzruszyłam i uroniłam kilka łez. A przecież o to chodzi, by lektura wywoływała w nas jakieś emocje, żeby nie była nam zupełnie obojętna.
Rozpoczynając tę lekturę nie miałam co do niej większych oczekiwań, zwłaszcza, że natrafiłam na sporo opinii, w których inni ludzie pisali, że się rozczarowali tym, że to nie jest do końca to, czego się tutaj spodziewali. Początek faktycznie trzeba przeboleć, bo w moim odczuciu jest po prostu nudny. Ale potem autorka zaserwowała tutaj istny rollercoaster. A zwrot akcji...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-10
Z początku myślałam, że lektura zupełnie nie przypadnie mi do gustu. Jednak z czasem, im dłużej się w nią zagłębiałam to coraz bardziej zapadała mi ona w pamięć i chwytała za serce. Bardzo spodobali mi się bohaterowie i chociaż nie każdego dało się lubić, to zostali oni tak wykreowani, że nie dało się przejść obok nich zupełnie obojętnie. Autor stworzył tu w bardzo umiejętny sposób kryminał, w którym w pewnym momencie przeszłość łączy się z teraźniejszością i wywiera na nią w jakimś stopniu wpływ. Byłam bardzo ciekawa w jaki sposób zostaną wyjaśnione poszczególne tajemnice. A kiedy w końcu dotarłam do zakończenia wszystko wydało mi się takie proste i stanowiące spójną całość z resztą opowieści. Ta książka spodobała mi się do tego stopnia, że już teraz wiem, że muszę koniecznie poznać pozostałe tytuły tego pana. I mam nadzieję, że uda mi się to zrobić w najbliższym czasie.
Z początku myślałam, że lektura zupełnie nie przypadnie mi do gustu. Jednak z czasem, im dłużej się w nią zagłębiałam to coraz bardziej zapadała mi ona w pamięć i chwytała za serce. Bardzo spodobali mi się bohaterowie i chociaż nie każdego dało się lubić, to zostali oni tak wykreowani, że nie dało się przejść obok nich zupełnie obojętnie. Autor stworzył tu w bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-03
Kiedyś zaczytywałam się w powieściach Olgi Rudnickiej, a teraz postanowiłam do nich wrócić. Na pierwszy ogień poszła ta książka i to był istny strzał w dziesiątkę! Wspaniale mi się ją czytało. Niektórzy zarzucają autorce, że użycie przekleństw było zbędne i bezzasadne i faktycznie, w niektórych scenach faktycznie tak było. Ale w innych moim zdaniem wulgaryzmy po prostu podkreślały dramatyzm danej sytuacji. Jak to w komediach kryminalnych bywa, pomimo tego, iż trup tutaj dość gęsto się ścielił to jednak wciąż było zabawnie i czytelnikowi podczas lektury naprawdę ciężko jest się powstrzymać przed chociażby zaśmianiem się. Bohaterowie są tu tak wykreowani, że naprawdę nie da się ich nie lubić, nawet jeżeli nie są do końca dobrzy. Moim zdaniem jest to idealna lektura na zbliżające się już wielkimi krokami cieplejsze dni oraz wszelkie wycieczki, kiedy to na spokojnie można sobie usiąść na kocyku, słuchać szumu fal morza i zaczytywać się w tej wciągającej powieści. Lekturę skończyłam niedawno, a już teraz wiem, że po takim zakończeniu po prostu muszę sięgnąć po inne tomy przygód głównych bohaterów, aby przekonać się, co jeszcze ich spotka.
Kiedyś zaczytywałam się w powieściach Olgi Rudnickiej, a teraz postanowiłam do nich wrócić. Na pierwszy ogień poszła ta książka i to był istny strzał w dziesiątkę! Wspaniale mi się ją czytało. Niektórzy zarzucają autorce, że użycie przekleństw było zbędne i bezzasadne i faktycznie, w niektórych scenach faktycznie tak było. Ale w innych moim zdaniem wulgaryzmy po prostu...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-02
Historia od samego początku swoim klimatem przypominała mi o starych i dobrych kryminałach, które tworzyła Agatha Christie. Od razu moje serce zdobyły główne bohaterki, czyli Will Parker oraz jej mentorka, Lillian Pentecost. Można pokusić się nawet o określenie, że były one niczym damska wersja Sherlocka Holmesa i jego wiernego przyjaciela , doktora Watsona. Sama fabuła tutaj ukazana oraz mnogość zagadek sprawiły, że dość często zatracałam gdzieś poczucie czasu. Gdybym nie była wieczorami aż tak zmęczona, to z pewnością nie jedną nockę bym dla lektury zarwała. Przez większość powieści odczuwałam swego rodzaju dreszczyk emocji i niepokój, co też wydarzy się na dosłownie następnej stronie. Autor ma niezwykle przyjemny i lekki styl pisania, ale... No właśnie. Niestety, gdzieś w połowie tej lektury moja miłość do Will i jej przygód została gdzieś definitywnie zagubiona. Nie wiem, jak to w sumie uargumentować, ale nagle przestałam być zainteresowana dalszymi losami początkującej detektywki, tym co wydarzy się na koniec, jedyne o czym myślałam to fakt, ileż jeszcze stron mi pozostało do końca. Myślałam, że już tak pozostanie do samego końca, jednak... Ta lektura to po prostu była dla mnie istna przejażdżka kolejką górską, bowiem na sam koniec powieści znów zaczęłam się stopniowo wznosić na szczyt i tym samym odczuwać wręcz zniecierpliwienie tym, że nie potrafię szybciej czytać, aby już teraz natychmiast dowiedzieć się, kto stał za tymi wszystkimi morderstwami. Zakończenie można potraktować jako swoistą furtkę do kolejnego tomu i mam nadzieję mimo wszystko, że on powstanie i że będzie lepszy od tego.
Historia od samego początku swoim klimatem przypominała mi o starych i dobrych kryminałach, które tworzyła Agatha Christie. Od razu moje serce zdobyły główne bohaterki, czyli Will Parker oraz jej mentorka, Lillian Pentecost. Można pokusić się nawet o określenie, że były one niczym damska wersja Sherlocka Holmesa i jego wiernego przyjaciela , doktora Watsona. Sama fabuła...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-19
Książka ta ma złudną okładkę. Jest ona słodka, za dużo nam nie zdradza, ale jednak daje nadzieję, że historia ta będzie lekkim romansem. Nic z tego. Autorka chciała się tu poruszyć naprawdę trudne tematy, jak opieka nad młodszą siostrą, kiedy rodzice wolą ten obowiązek scedować na drugie dziecko niż samemu się nim zająć czy nieakceptacja w grupie rówieśników. I jak bardzo bym tego nie pochwalała, bo takie tematy w książkach zawsze będą potrzebne to jednak wykonanie tego mocno kulało. Tak naprawdę fabuła opiera się tu tylko na jednym, a mianowicie na tym, by Emily i Oliver w końcu się złączyli w miłosnym uścisku. I jest to tak przewidywalne, że od ich pierwszego spotkania wiemy, jak to wszystko się zakończy. Jeśli już przy postaciach jesteśmy przy bohaterach to właśnie Emily najbardziej mnie tu chyba irytowała. Czym? Swoim zachowaniem i sposobem myślenia. Jej rodzice też nie byli lepsi, czasem miałam ochotę mocno nimi potrząsnąć i wręcz wykrzyczeć im prosto w twarz, po co chcieli dzieci, skoro nawet ich opieką i wychowywaniem nie chce im się zajmować. Na sam koniec autorka postanowiła dodać trochę więcej dramaturgii i może faktycznie są osoby, które TAKA scena wprawiłaby w zdumienie, ale u mnie to kompletnie nie wyszło i na pewno nie sprawiło, że będę tę pozycję polecać innym.
Książka ta ma złudną okładkę. Jest ona słodka, za dużo nam nie zdradza, ale jednak daje nadzieję, że historia ta będzie lekkim romansem. Nic z tego. Autorka chciała się tu poruszyć naprawdę trudne tematy, jak opieka nad młodszą siostrą, kiedy rodzice wolą ten obowiązek scedować na drugie dziecko niż samemu się nim zająć czy nieakceptacja w grupie rówieśników. I jak bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-13
Po książki alka Rogozińskiego sięgam już w ciemno. Ale nawet przy nim nie spodziewałam się tego, że aż tyle będę się śmiała podczas lektury! Autor ponownie udowodnił swoim czytelnikom, że potrafi bawić się słowem. Trochę mi mina zrzedła, kiedy zobaczyłam, że historia ta będzie dotyczyć jakiegoś polityka, ale zaraz potem znów zagościł na mej twarzy szeroki uśmiech, bo autor nie szczędził tutaj dialogów pełnych humoru, a także historii przepełnionych dystansem. Wiele przemyśleń, które tutaj zostały umieszczone można z łatwością odnieść do naszego prawdziwego życia. Alek Rogoziński stworzył tutaj plejadę bardzo barwnych postaci. I co najważniejsze, nie można obok nich obojętnie a także nie da się ich nie lubić. Nawet jak ktoś był bardziej zły to jednak jakoś łatwo było zrozumieć jego motywy postępowania. Ogólnie cała lektura przyniosła mi wiele przyjemności i chciałabym jak najwięcej takich książek czytać w przyszłości :)
Po książki alka Rogozińskiego sięgam już w ciemno. Ale nawet przy nim nie spodziewałam się tego, że aż tyle będę się śmiała podczas lektury! Autor ponownie udowodnił swoim czytelnikom, że potrafi bawić się słowem. Trochę mi mina zrzedła, kiedy zobaczyłam, że historia ta będzie dotyczyć jakiegoś polityka, ale zaraz potem znów zagościł na mej twarzy szeroki uśmiech, bo autor...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-13
Wcześniej jedynie słyszałam o tej książce i o tym autorze, jednak jakoś nigdy nie zdarzyło się, bym samej znalazła sposobność do sięgnięcia po tę pozycję. Fabuła mnie tutaj zaintrygowała od samego początku, od pierwszych słów. I chociaż w pewnym momencie obawiałam się, że ta historia może stać się nudna, bowiem w większości oparta jest najpierw na zbieraniu dowodów na temat winy jednej z oskarżonych o morderstwo sióstr, a potem już na rozprawie w sądzie, to jednak ostatecznie nic takiego nie miało miejsca. Uwierzyłam jednej z sióstr, byłam pewna, że już wiem, jak wszystko się rozegra, a jednak autor i tak przygotował dla mnie niezły rolercoaster. Koniecznie muszę przeczytać inne jego książki, bo jestem niezwykle ciekawa, czy inne tytuły spod jego pióra będą równie dobre. Myślę, że to idealna pozycja dla osób, które lubią tajemnicze śledztwa, ale także dla fanów seriali sądowych typu "Garnitury" czy dla miłośników historii, w których zostali świetnie wykreowani bohaterowie.
Wcześniej jedynie słyszałam o tej książce i o tym autorze, jednak jakoś nigdy nie zdarzyło się, bym samej znalazła sposobność do sięgnięcia po tę pozycję. Fabuła mnie tutaj zaintrygowała od samego początku, od pierwszych słów. I chociaż w pewnym momencie obawiałam się, że ta historia może stać się nudna, bowiem w większości oparta jest najpierw na zbieraniu dowodów na temat...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-23
Okładka mi przywodzi od razu na myśl, że będzie to delikatna i pełna ciepła historia. Ale znów po pewnym czasie miałam wrażenie, jakbym w kółko czytała o tym samym: Julka nie odzywa się do Karoliny, ta się zastanawia, co się dzieje, Adrian nie może zapomnieć o pewnej dziewczynie z przeszłości i tym, że mógł z nią założyć rodzinę i być ojcem, w międzyczasie Karolina poznaje Krzysztofa, znów z Julką przez chwilę się spotykają i plotkują sobie o wszystkim, po czym nagle ich role się odwracają i to Karolina nie odzywa się do Julki... Ja już miałam dość, kiedy po raz kolejny musiałam o tych wszystkich rozterkach czytać. Muszę jedynie przyznać, że zakończenia w takiej formie, w jakiej tu zaserwowała je nam autorka zupełnie się nie spodziewałam. I po raz kolejny wnoszę o surowe kary dla autorów, którzy w TAKICH momentach zostawiają czytelnika. I nie się męczy! Ogólnie lektura nie była zła, ale zdecydowanie zabrakło mi tego czegoś, co sprawiłoby, że mogłabym z czystym sumieniem zakrzyknąć, że to było właśnie TO!
Okładka mi przywodzi od razu na myśl, że będzie to delikatna i pełna ciepła historia. Ale znów po pewnym czasie miałam wrażenie, jakbym w kółko czytała o tym samym: Julka nie odzywa się do Karoliny, ta się zastanawia, co się dzieje, Adrian nie może zapomnieć o pewnej dziewczynie z przeszłości i tym, że mógł z nią założyć rodzinę i być ojcem, w międzyczasie Karolina poznaje...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-21
Muszę przyznać, że okładka mnie trochę zmyliła w tym przypadku, bowiem spodziewałam się jakiejś mocnej lektury. Tymczasem dostałam mdłą historyjkę o tym, jak dwoje młodych ludzi sądzi, że najlepiej iść "po trupach do celu". W pewnym momencie to już naprawdę miałam serdecznie dość czytania albo o tym, jak główna para, czyli Zuza i Paweł się parzą niczym jakieś króliki w dosłownie w każdym miejscu albo jak obmyślają kolejny "genialny" pomysł wzbogacenia się, oczywiście tak, aby jak najmniej się narobić. Tak naprawdę to nie polubiłam tu żadnego bohatera. Chyba, że mowa o Rafale, czyli ofierze Zuzy. Ale jemu to bardziej współczułam tego, że sam chciał dać ukochanej kobiecie serce na dłoni, a ta go oszukała i to jeszcze tak perfidnie! Do samego końca liczyłam na to, że Rafałowi uda się przejrzeć na oczy, bo przecież nie mógł ciągle nosić tych różowych okularów. Jestem jedynie ciekawa, czy autorka zdecyduje się napisać drugą część, bo jakby na to nie patrzeć i jakby tego nie analizować to na sam koniec poczułam taką iskrę ciekawości, jak potoczą się dalsze losy głównych postaci. A może autorka wprowadzi jakieś nowe osoby do tej historii? Muszę przyznać, że Marcelina Wach ma naprawdę lekkie pióro i dzięki temu lektura na żadnym etapie mnie nie nudziła. Ale co z tego, skoro miałam wrażenie, że fabuła opowiada w kółko o tym samym? No ileż można czytać chociażby o tym, jak Paweł myśli o sobie w samych superlatywach? Nie będę ani polecać ani jakoś mocno odradzać tej lektury, chociaż uważam, że jest to ten typ, o którym szybko się zapomina ;)
Muszę przyznać, że okładka mnie trochę zmyliła w tym przypadku, bowiem spodziewałam się jakiejś mocnej lektury. Tymczasem dostałam mdłą historyjkę o tym, jak dwoje młodych ludzi sądzi, że najlepiej iść "po trupach do celu". W pewnym momencie to już naprawdę miałam serdecznie dość czytania albo o tym, jak główna para, czyli Zuza i Paweł się parzą niczym jakieś króliki w...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-11
Rozpoczynając tę lekturę nie miałam co do niej żadnych oczekiwań, ba, bardziej obawiałam się tego, że będę miała trudności, aby przebrnąć przez jej treść. Jakie więc było moje zaskoczenie, kiedy w końcu zaczęłam czytać tę pozycję i odkryłam, że to jest naprawdę dobry kryminał! Jest małe miasteczko, las, który skrywa pewne tajemnice oraz zaginięcie małej dziewczynki sprzed kilku lat. Co się wtedy wydarzyło naprawdę w lesie? Czy to było morderstwo czy może wypadek? Czy ból w sercu ojca, który stracił ukochaną córeczkę w końcu zmaleje? Autorka pisze bardzo plastycznie i barwnie. Każdy jej opis lasu, a raczej tego, co skrywa pomiędzy wszechogarniającymi gałęziami wywoływał u mnie niezmiennie dreszcze. Podobało mi się tutaj to, że Aleksandra Jonasz-Zakrzewska postanowiła też sięgnąć po elementu słowiańskości. Ale tutaj mam również największy zarzut. Autorka gdzieś w połowie wrzuca postacie pochodzące właśnie z naszych wierzeń i liczyłam, że wyjaśnienie całej sprawy również będzie się na tej słowiańskości opierać. A tu zakończenie okazało się dla mnie być z jednej strony aż do bólu życiowe i faktycznie mocno prawdopodobne, ale z drugiej strony zabrakło mi pewnych elementów oderwanych od rzeczywistości odrobinę. Ale i tak oceniam tę książkę na maksymalną ilość gwiazdek, bo zwyczajnie jej lektura sprawiła mi całe mnóstwo przyjemności, bohaterowie zostali tak wykreowani, że nie dało się obok nich zupełnie obojętnie przejść, zaś skończenie, choć nie do końca mnie usatysfakcjonowało, to jednak uważam, że autorka zasługuje na ogromnego plusa za to, iż potrafiła tak pociągnąć za kolejne sznurki tej opowieści, aby wszystko ze sobą stanowiło spójną całość. I teraz jak tak piszę tę opinię to treść tej pozycji trochę mi przypomina "Gałęziste" Artura Urbanowicza, które swoją drogą też gorąco polecam!
Rozpoczynając tę lekturę nie miałam co do niej żadnych oczekiwań, ba, bardziej obawiałam się tego, że będę miała trudności, aby przebrnąć przez jej treść. Jakie więc było moje zaskoczenie, kiedy w końcu zaczęłam czytać tę pozycję i odkryłam, że to jest naprawdę dobry kryminał! Jest małe miasteczko, las, który skrywa pewne tajemnice oraz zaginięcie małej dziewczynki sprzed...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-01
Bohaterów z "Uwierz w Mikołaja" pokochałam z całego serca, tak więc tutaj mi było bardzo przyjemnie do niektórych wrócić. Jeżeli chodzi o samą fabułę to autorce udało się tutaj stworzyć taki magiczny nastrój, ale jednak sama historia była o wiele za krótka, żebym mogła się w nią w pełni wciągnąć. Podobnie rzecz się miała z bohaterami, bowiem nim zdążyłam się z nimi tak na dobre zżyć i spróbować poczuć ich emocje, to już następował koniec tego opowiadania. Moim zdaniem, lepiej by to wyszło, gdyby autorka jednak poświęciła odrobinę więcej czasu na napisanie tej historii, dopracowanie jej szczegółów i jednak stworzyła po prostu drugi tom "Uwierz w Mikołaja". Jako taka krótka forma przekazu, ta historia naprawdę sporo traci. Nie mówię jednak, że opowiadanie jest złe, bo wcale takie nie jest. Idealnie się nada dla tych, którzy jeszcze choć na chwilę, choć na sekundę pragną zatopić się jeszcze w świecie dobrze znanych sobie bohaterów, a także poznać zupełnie nowych. Dla mnie Magdalena Witkiewicz pozostanie jedną z ulubionych autorek, bowiem jej powieści niezmiennie mnie wciągają i zdobywają moje serducho!
Bohaterów z "Uwierz w Mikołaja" pokochałam z całego serca, tak więc tutaj mi było bardzo przyjemnie do niektórych wrócić. Jeżeli chodzi o samą fabułę to autorce udało się tutaj stworzyć taki magiczny nastrój, ale jednak sama historia była o wiele za krótka, żebym mogła się w nią w pełni wciągnąć. Podobnie rzecz się miała z bohaterami, bowiem nim zdążyłam się z nimi tak na...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-17
📚RECENZJA📚
Tytuł: “Cieszyn prowadzi śledztwo” #11
Cykl: Kryminał pod psem
Autor: Marta Matyszczak
Liczba stron: 304
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data premiery: 12.04.2023
Moja ocena: 🤣🤣🤣🤔🤔🤔😲😲😠😠/10
🐶🐶🐶
Halo?! - rozlega się nad jej uchem. - Słyszy mnie pani? Ona chyba nie żyje…
Słyszę te słowa. I naprawdę chciałabym powstać i spojrzeć na tych wszystkich ludzi bardziej przytomnie. Nie mogę jednak. Męski głos, który przed chwilą powiedział, że mnie już nie ma, że zostało samo ciało ma chyba rację. Mam wrażenie, jakbym się unosiła ponad ciałem. Nie mogę jednak tego stwierdzić z całą pewnością, bowiem mam zamknięte oczy. Boję się, że to co ujrzę, kiedy je w końcu otworzę przestraszy mnie niemiłosiernie, a moje serce o mały włos nie wyskoczy mi z piersi. Ale chwileczkę. Jakie serce? Skoro nie żyję, to przecież nawet jemu nic już nie zagraża. Z drugiej strony wiem, że muszę to w końcu zrobić. Otwieram je powoli, centymetr po centymetrze. Faktycznie, jestem w górze. Unoszę się w powietrzu? Nie sądziłam, że to jest w ogóle możliwe. Patrzę na to, jak zupełnie obcy mi ludzie właśnie teraz próbują mi udzielić pierwszej pomocy. Czy oni w ogóle to potrafią? Ale z drugiej strony mówią, że nawet jeśli ktoś nie został do tego przeszkolony to w razie takiej patowej sytuacji musi chociaż spróbować. Nie może odejść, nie robiąc nic.
Ona… Nie żyje. - szepcze nagle mężczyzna.
Ale…
Nie, Halinka. Próbowałem… Ktoś ją zabił….
Marian…
Wyduś to z siebie, kobieto! - mężczyzna wyraźnie się niecierpliwi.
Ona…
Co?
Ona leży na połowie.
Co ty pleciesz? - Marian wścieka się i gniewnie patrzy na Halinkę.
No… Połowa leży w Polsce, ale druga…
Co druga?
No połowa! Marian, skup się, ja cię proszę!
No już nie denerwuj się… To co z tą drugą…?
Leży w Czechach.
Następuje cisza. Halinka patrzy na Mariana, a ten nie wie, gdzie ma oczy podziać. Przypatrzył się ofierze i już wie, że jego małżonka ma rację. Zresztą jak zwykle, bo jest bardzo spostrzegawcza.
I co my teraz zrobimy?
🐶🐶🐶
Z komediami kryminalnymi może być różnie. Jedni je wręcz kochają, inni nie mogą się odnaleźć w powieściach, w których śmiech przeplata się z trupem. Jeszcze inni znajdują się gdzieś po środku i jeszcze nie mają na ten temat wyrobionego zdania. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Czytanie tego konkretnego gatunku literackiego bardzo mnie odpręża i relaksuje. Powieści Marty Matyszczak miałam już okazję czytać wcześniej, więc w tym przypadku raczej wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Kiedy więc @kryminalnatalerzu ogłosiła kolejny booktour właśnie z “Cieszyn prowadzi śledztwo” to nie potrafiłam się powstrzymać i musiałam się do tej zabawy zgłosić. Myślałam, że dostanę po prostu dobrze napisaną książkę, na której lekturze będę się wyśmienicie bawić. Jednak autorce i tak w pewien sposób udało się mnie znów zaskoczyć…
🐶🐶🐶
Ale zacznijmy od przybliżenia tego o czym ta historia w ogóle jest. Róża Solańska zamieszkała w polskim Cieszynie i raczej wiedzie jej się tam dobrze. Oprócz tęsknoty za mężem i ukochanym czworonogiem. Pracuje w pewnej gazecie, w której musi znosić humorki pozostałych członków ekipy. Bo wiecie, jak to jest. Przyjeżdża obca baba z innego miasta i od razu, tak na dzień dobry otrzymuje kierownicze stanowisko! Trudno nie być w takiej sytuacji zazdrosnym i podejrzliwym. Gucio wraz ze swoim ukochanym panem, Szymonem mają właśnie dojechać do Róży na nieco dłużej, bo już wszyscy za sobą się stęsknili. I właśnie wtedy na pewnym Moście Przyjaźni zostają odnalezione zwłoki mężczyzny. Jak się szybko okazuje był to Gustaw Habsburg, człowiek mający praktycznie z każdym na pieńku. Róża od razu zaczyna interesować się tą sprawą, ba każe swojemu mężowi powęszyć trochę w jej okolicach i zaproponować pomoc lokalnej policji. Faktem, który utrudnia śledztwo, a raczej jego prowadzenie jest to, że połowa ofiary leży po stronie czeskiej, a druga po stronie polskiej. Czy policji oraz małżeństwu Solańskich uda się rozwikłać tę zagadkę?
🐶🐶🐶
Jak to u Marty Matyszczak bywa, od samego początku czytelnik wciągany jest w opowiadaną historię bez ani sekundy na zatrzymanie się albo pociągnięcie ręcznego. Ja wiem doskonale, że z czegoś takiego jak zwłoki na miejscu zbrodni nie powinno się śmiać, tak w tym przypadku rozwaliło mnie to na łopatki i stwierdzam, że to był genialny pomysł! Zresztą jeśli już przy takich smaczkach jestem to muszę stwierdzić, że ciekawe okazały się tutaj wszelkie wtrącenia czy to w dialogach postaci czy też opisach wydarzeń z języka czeskiego. I naprawdę próbowałam rozpoznać, co mogą one oznaczać, ale rzadko kiedy mi się to udawało. Nie zmienia to faktu, że stanowiło to oryginalny aspekt czytania tej powieści.
🐶🐶🐶
Jest tu zabawnie, czasem mrocznie, ale z pewnością czytelnik może się świetnie bawić. Lektura jest bardzo lekka, tak więc idealnie nadaje się na jakiegoś typu wycieczki, zarówno te krótkie jak i nawet te dłuższe. Przez większość czasu odczuwa się przeogromną wręcz ciekawość, co też wydarzy się za chwileczkę, ale dla mnie w pewnym momencie akcja trochę siada. Nie zrozumcie mnie źle, bowiem wciąż jestem zdania, że cała seria “Kryminał pod psem” to są jedne z przyjemniejszych powieści, jakie miałam okazję poznawać. Ale, niestety, w tym tomie coś takiego nastąpiło właśnie w okolicach połowy książki, co sprawiło, że lektura przestała mi przynosić już tyle przyjemności co dawniej. I nie ustąpiło to nawet, jak dotarłam już do końca. Zawsze od zakończeń wymagam jednej podstawowej rzeczy: aby były zaskakujące, takie wiecie wbijające niekiedy w fotel. Myślę, że przez to później czytelnicy nie mogą przestać myśleć o danej twórczości i historia zostaje na dłużej w naszych głowach.
🐶🐶🐶
Autorce bardzo dobrze się udało oddać klimat Cieszyna, a przynajmniej to co i ja sobie wyobrażałam na jego temat. I chociaż fabuła rozgrywa się tak naprawdę w tylko jednym miejscu, to autorka w żadnej mierze nie daje tego odczuć. Chodzi mi o to, że dzieje się tu na tyle dużo, że czytelnik jakby zapomina o tym, że miejsce akcji zmienia się naprawdę rzadko. Autorka ma również niewymuszone poczucie humoru. Potrafi nawet najmroczniejszą scenę obrócić w tę pozytywną stronę. Książka ta jest pełna ciepła i dobrej zabawy. Myślę, że stanowi idealnego towarzysza podróży. Po prostu sprawi, że wasza podróż, dokądkolwiek byście nie jechali, przebiegnie szybko i zupełnie bezproblemowo.
🐶🐶🐶
Marta Matyszczak w swojej powieści “Cieszyn prowadzi śledztwo” wykreowała szereg postaci, które albo się kocha albo wręcz nienawidzi. Mamy Różę Solańską, która niekiedy określa siebie jeszcze panieńskim nazwiskiem, czyli Kwiatkowską. Miejscami jej zachowanie było irytujące i tak swoją drogą to mało realne w naszej codzienności. Nadal pozostała niezwykle pocieszna w tym co robi, ale miejscami nie dziwiłam się temu, że nawet Solański miał jej dość i musiał nią mocniej potrząsnąć. Przechodząc bezpośrednio do tego detektywa, to przez większość lektury jednocześnie mu zazdrościłam takiej cierpliwości, a z drugiej strony wkurzał mnie taką swoją życiową powolnością. Bo wiecie, tutaj Róża mu każe iść tam, tutaj każe mu załatwiać pewne rzeczy, a zaraz biadoli, że coś robi zbyt wolno, bo on ma na to jeszcze czas a chodziło o ważne sprawy jednak, a nie coś co mogło poczekać. Z drugiej zaś perspektywy jego powolność kiedyś go zgubi. On się zachowuje tak jakby na wszystko miał czas i nigdy przenigdy nie będzie się spieszył, bo niby szkoda zdrowia na takie nerwy. Coś w tym jest, jednak czasem miałam ochotę trzepnąć go porządnie w głowę, bo ileż można słuchać o tym, jaki on biedny jest ze swoją żonką (za którą notabene sam latał z wywieszonym ozorem). O, i teraz możemy przejść do omówienia mojego największego ulubieńca. A mianowicie jest nim Gucio. Jest to bohater nietuzinkowy, który jest uroczym pieskiem. Fragmenty, w których to właśnie on dostawał prawo głosu czytało mi się chyba najlepiej. O dziwo, spostrzeżenia psa a człowieka miały trochę rozbieżności, ale nie były one jakoś mocno poważne. Wstawki Gucia były przezabawne, ale potem jak usiadłam na chwilę na kanapie w domu i chwilę pokontemplowała to doszłam do nieodpartego wniosku, że jest to wszystko całkiem prawdziwe i ciężko tym twierdzeniom odmówić racji.
🐶🐶🐶
Autorka potrafi zaskakiwać swoich fanów. Tak też zrobiła i w przypadku “Cieszyn prowadzi śledztwo”. Bo to, że oddaje ona głos Róży czy Szymonowi to jeszcze mogę zrozumieć i to jest normalne. Ale gdy za pierwszym razem dotarłam do fragmentu, w którym… Mówi miasto to byłam w dużym szoku. Ale też ciekawym to było fragmentem całej książki. I dzięki temu można było poznać perspektywę miasta. Autorka umiejętnie tam wplotła też okazywanie emocji i to jak na przykład Miasto się złości, bo ktoś coś złego zrobił. To były niekiedy osobliwe fragmenty, które jednak dały mi mocniej do myślenia. Bo wiecie, w pewnym momencie się zorientowałam, że Miasto stanowi jeden ogromny organizm.
🐶🐶🐶
W większości powieści czyta się dla zakończenia. Czytelnik próbuje coś się domyślić albo wymyślić, co mogłoby pojawić się w końcowych scenach. Wiecie, gdzieś podświadomie pragnie się najbardziej dziwnego zakończenia, jakie tylko istniało. I ja tak miałam w tym przypadku. I, niestety, ale nastąpiło lekkie rozczarowanie. Rozwiązanie okazało się dla mnie mało specyficzne i skomplikowane, a w sumie tego oczekiwałam po tak świetnie wykreowanym początku. No wygląda na to, że faktycznie uczymy się na błędach. Niektórzy muszą tych błędów pewnie sporo zrobić. Ale naprawdę, nawet się nieco zmartwiłam, gdy czytałam ostatnie sceny, bo już przeczuwałam, że takich zakończeń to ja nie lubię. I nie pomyliłam się. Zabrakło mi w nim tej iskry, która rozpaliłaby największe ognisko i sprawiłaby, że szeroko otworzyłabym swoją piękną buzię ze zdziwienia.
🐶🐶🐶
Ta książka spodobała mi się na tyle, że chyba również mojej mamie ją sprezentuję pod choinkę. Chociaż jeszcze się waham, bo znalazłam w Internecie kilka innych opcji na prezent dla niej, chociażby inną książkę - “Kamogawa. Tropiciele smaków”, którą miałam niedawno okazję czytać i która jednak też mi podbiła jakoś tam serducho. No zobaczymy. W każdym bądź razie ten tytuł idealnie się nadaje na jakiś biwak czy inną wycieczkę, bo gwarantuję wam, że jak już ją zaczniecie to nie będziecie chcieli jej kończyć, bo taka jest dobra. Dla takich książek można a nawet warto zarywać nocki!
🐶🐶🐶
A teraz taka mała dygresja: gdyby był serial na podstawie książki to jestem ciekawa, jak zostaliby dobrani poszczególni aktorzy. To mogłoby niezłe doświadczenie dla mnie i odbiór tej historii na zupełnie innym poziomie. Ale sądzę, że świetnie bym się bawiła na takiej randce z tym filmem, więc może kiedyś twórcy się nad nami zlitują i wezmą nas do raju produkcyjnego.
🐶🐶🐶
Podsumowując, “Cieszyn prowadzi śledztwo” to już jedenasty tom przygód Gucia i jego ekipy. Czy warto było wrócić do tych bohaterów? Z pewnością tak. Czy jest to lektura wprost stworzona do wyjazdów? Tak! Czy podobało mi się zakończenie tego tytułu? Poniekąd. Ale przegłosowane, jedziesz do Cieszyna, żeby sprawdzić, czy nie ma tam jakichś zwłok. Od razu pokochałam znów Gucia i jego perypetie z kocimoczami, które są warte zapamiętania. Spostrzeżenia tego wesołego psiaka okazały się na dłuższą metę dobre i zabawne. To znaczy, że może jeszcze kiedyś wrócę do tego konkretnego tomu i może mi się on spodoba bardziej. “Cieszyn prowadzi śledztwo” to cosy crime. Jest sielsko, a akcja biegnie swoim tempem. Pomimo tego, nie ma miejsca na nudę. Główni bohaterowie zostali praktycznie od razu wrzuceni na głęboką wodę, do wora ze śledztwem związanym z bogatymi zwłokami. Czytelnik może chociaż przez chwilę wcielić się w rolę jakiegoś detektywa i spróbować rozwikłać tę zagadkę. Pełno tu barwnych postaci, a także ciekawych kroków podejmowanych podczas oficjalnego śledztwa. Nie wiem, jak się to udało zrobić Marcie Matyszczak, ale tutaj polubiłam nawet tych mniej pozytywnych bohaterów. Pomimo tego rozczarowującego zakończenia mogę śmiało stwierdzić, że książka ta ma siłę przebicia i zdobycia wielu serc Polaków. Moim zdaniem to również dobra opcja dla tych, którzy jak na razie nic nie czytają, a jednak chcieliby się przekonać, czy literatura jest dla nich i czy im to w ogóle odpowiada. Napisana lekkim stylem, litery w książce są standardowych rozmiarów no i ze skrzydełka będzie na was patrzył Gucio. Ja już czekam na kolejny tom. Bo takowy powstanie, prawda? 🫣
📚RECENZJA📚
Tytuł: “Cieszyn prowadzi śledztwo” #11
Cykl: Kryminał pod psem
Autor: Marta Matyszczak
Liczba stron: 304
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data premiery: 12.04.2023
Moja ocena: 🤣🤣🤣🤔🤔🤔😲😲😠😠/10
🐶🐶🐶
Halo?! - rozlega się nad jej uchem. - Słyszy mnie pani? Ona chyba nie żyje…
Słyszę te słowa. I naprawdę chciałabym powstać i spojrzeć na tych wszystkich ludzi bardziej...
2022-11-21
💦💦💦
Niektórzy z tego typu lekturami wyczekują aż do grudnia. Inni już początkiem listopada zakopują się pod kocykiem, z kubkiem ciepłej herbaty i zaczytują w śnieżnych opowieści. Są też tacy, którzy jako wyznacznik rozpoczęcia czytania takich książek biorą pierwszy śnieg w danym roku (gorzej, jak on w ogóle się nie pojawia!). Ja za to należę do jeszcze innej grupy czytelników (zakładam z nadzieją, że tacy oprócz mnie istnieją!), bowiem nie ma dla mnie znaczenia to, czy jest grudzień czy lipiec, ja cały rok na okrągło mogę czytać świąteczne powieści. Muszę po prostu mieć na nie ochotę, a reszta nie gra dla mnie roli.
💦💦💦
Gdy ujrzałam okładkę książki “Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” Agaty Przybyłek doszłam do prostego wniosku. Mianowicie, że będzie to wprost idealna pozycja do rozpoczęcia w tym roku maratonu z tego typu lekturami. W Sieci zbierała ona bardzo pozytywne opinie, więc tym bardziej byłam zachęcona do lektury. Zasiadłam wygodnie pod ciepłą pieżyną, pod ręką miałam ciasteczka i ciepłą herbatę (nie lubię gorącej) i zaczęłam przygodę. Niestety, dość szybko opadłam podczas tej przejażdżki.
💦💦💦
To będą z pewnością inne święta. Amanda przygotowuje się do nich z pewnym pietyzmem, zwłaszcza że za rok zasiądzie przy wigilijnym stole już ze swoim mężem, Tomkiem. Mikołaj ma za to dużo zobowiązań, za które cały czas musi teraz płacić. Wiecie, błędy młodości i może trochę zuchwałości. Pracuje więc w wypożyczalni świętych Mikołajów i każdego dnia zabawia kolejne dzieci, które mniej lub bardziej cieszą się z jego obecności. Do świąt przygotowuje się również Grzesiek, jakby nie patrzeć szef Mikołaja, które w przeszłości popełnił błąd, ale o tym, że podjął wtedy najgorszą decyzję przekonuje się dopiero po długich latach. Po pewnym wypadku, przez który całe życie stanęło mu przed oczami, stwierdza, że czas wziąć tego byka za rogi, a raczej bałwana i wyprostować wszystko, co swego czasu skrzywił własnymi rękami. Od rana krząta się również Justyna, która jak co roku stara się przygotować najlepszą rybę po grecku, jaką tylko świat widział i próbował. Próbuje żyć codziennością, teraźniejszością, za to w myślach niekiedy podróżuje do przeszłości. Jej serce oklejone jest plastrami na wszystkie strony, a mimo to nie potrafi zapomnieć o pewnym mężczyźnie. Dla Magdy i Kajtka to będą z pewnością dziwne święta. Ona po raz pierwszy spędzi je bez męża, a on bez ojca. Oboje nie potrafią pogodzić się z tą sytuacją, chociaż starają się żyć normalnie. Mówią, że święta to czas cudów, magii i spełniania wszelkich życzeń (nawet tych największych). Ale czy starczy ich dla wszystkich naszych bohaterów?
💦💦💦
Autorka posłużyła się tutaj naprawdę lekkim stylem pisania. Ciężko mi się było niekiedy oderwać od lektury. Uważam jednak, że okładka wprowadza czytelników trochę w błąd. Jest piękna i mam wrażenie, że bardzo przemyślana, że każdy jej element ma znaczenie. Przypomina kalendarz adwentowy i faktycznie wspólnie z bohaterami odliczamy dni do Wigilii i towarzyszymy im w sumie codziennych problemach i czynnościach, które i nas dotykają. Ale okładka sugeruje też, że to będzie świąteczna opowieść. Ja tej magii nie poczułam. Przykro mi to pisać, ale w powieści tej zabrakło tego uroku, jaki zawsze towarzyszy grudniowi, zabrakło tej ekscytacji, że to już, zaraz będą święta. Owszem, rozumiem, że dorośli też i w prawdziwym życiu się aż do tego stopnia nie cieszą z tego okresu, ale uważam, że powinno to być nieco bardziej podkreślone. Tak naprawdę dopiero na kilku ostatnich stronach dopiero można odczuć, że to faktycznie są święta, a nie jakiś inny, dowolny w roku okres.
💦💦💦
Bohaterowie dla odmiany zostali tutaj świetnie wykreowani. Polubiłam ich od razu, wystarczyły tak naprawdę pierwsze zdania, abym stwierdziła, że chcę trzymać za nich kciuki, by im się udało wszystko ułożyć po ich myśli. Nie zdołałam zapałać cieplejszymi uczuciami tylko do jednej osoby. Mianowicie Amandy. W moim odczuciu ona była aż do przesady oddana swojemu facetowi i zwyczajnie nie zauważała prostych sygnałów, że ten chłopak jej tak naprawdę nie kocha. Swoją drogą zadziała się tutaj dziwna rzecz. Mianowicie chociaż z reguły unikam takich osób, jaką był Tomek, narzeczony powyższej bohaterki, tak w tej powieści nie potrafiłam go znielubić. Z wypiekami na twarzy czytałam o jego spotkaniach z kochanką i nawet uważałam, że mu się nie dziwię. Możecie mówić, co chcecie, ale wyraźnie było widać różnicę pomiędzy spotkaniami z nią, a z Amandą. Z tą drugą było nudno, praktycznie nic się nie działo, brakowało także uczuć. Amanda była strasznie naiwna i żyła w jakiejś bańce mydlanej, którą sobie stworzyła. Sądziła, że Tomek ją kocha i tylko to tak naprawdę się dla niej liczyło, niczego więcej nie zauważała.
💦💦💦
Polubiłam niezwykle mocno także Mikołaja. Słuchajcie, to jest typ takiej osoby, którą chciałabym poznać w swoim życiu. Pomimo tego, że popełnił błędów bez liku to jednak później to zauważył i stanął na wysokości zadania. Myślę, że niejeden mężczyzna, będąc na jego miejscu, czmychnął by gdzie pieprz rośnie. Momentami nawet mu współczułam, bo jednak konsekwencje jego działań będą się ciągnąć za nim tak naprawdę już do końca życia.
💦💦💦
Autorka stworzyła tutaj historię fikcyjną, ale na każdym kroku miałam wrażenie, że mogłaby się ona wydarzyć każdemu z nas. Każdy z bohaterów nie był papierowy, czy sztuczny, a wręcz przeciwnie, wydawać się mogło, że zaraz wyjdzie z kart powieści i stanie naprzeciwko mnie. Pomiędzy wierszami zostało tutaj przemyconych kilka ważnych rad. Jedną z nich jest to, że w świętach najważniejsza jest obecność tej drugiej osoby. Nieważne, ile potraw będzie na stole, ile podarunków pod choinką. Bo co z tego, że będziemy opływać w luksusach, jak w głębi serca będziemy się czuć niezwykle samotni.
💦💦💦
Historia ta pokazuje także, że jesteśmy tylko ludźmi i niekiedy zdarzy nam się popełnić błąd. Nie warto się jednak tym przejmować, o ile później jesteśmy w stanie twardo podnieść czoło i przeć dalej do przodu. No i gdy jesteśmy zdolni do przeprosin bliskich naszych serc osób. Agata Przybyłek udowadnia tutaj jako kolejny autor, że święta to naprawdę magiczny czas. Grudzień sam w sobie ma coś takiego, co sprawia, że ludzie na ulicy uśmiechają się do siebie, ślą sobie życzenia i są bardziej dla siebie życzliwi.
💦💦💦
Bardzo spodobało mi się to, że autorka oddała w tej historii głos nie jednej postaci, a kilku. Dzięki temu jesteśmy od razu rzuceni na głęboką wodę, ale także łatwiej jest nam zrozumieć motywy postępowania danego bohatera. Początkowo obawiałam się, że się pogubię w tych imionach oraz w tym, kto jest kim dla kogo, ale to była tylko chwilowa obawa, która z początkiem lektury zaraz szybko odpuściła. Ponadto w moim przypadku taki układ książki zawsze sprawia, że o wiele szybciej mi się daną lekturę czyta. Tak też było i tym razem.
💦💦💦
Oczywiście, zagłębiając się coraz bardziej w tę lekturę byłam niezmiernie ciekawa jej zakończenia. Niektórzy bohaterowie byli pozytywnie przewidywalni, ale inni już nie do końca. Najbardziej ciekawiło mnie to, czy Amanda dowie się o zdradach Tomka, a jeśli tak, to w jaki sposób. Poza tym mój apetyt na ostatnie sceny zaostrzyły recenzje tej książki, na które co i rusz natrafiałam w odmętach Internetu i w których zgodnie twierdzono, że takiego zakończenia się nie spodziewali i że chcieliby już drugą część. No dobrze, a jak było ze mną? Nie mogę napisać, że zakończenie było zaskakujące, bo dla mnie wcale takie nie było. Przykro mi, ale takiego obrotu sprawy spodziewałam się praktycznie od samego momentu, jak tylko przekonałam się, co porabia sobie w wolnym czasie Tomek. Ale było na tyle dramatyczne, że doszłam do wniosku, że faktycznie jest tak, jak czytałam w opiniach innych: że od razu chciałabym sięgnąć po kolejną część przygód Amandy i reszty ferajny.
💦💦💦
Kompletnie nie spodziewałam się tego, że to nie będzie jednak zamknięta historia, tylko że kiedyś pojawi się jej kontynuacja. Z reguły jednak świąteczne powieści pojawiają się pojedynczo, a nie w seriach na ileś tomów. Ale tym bardziej jestem ciekawa, co też autorka jeszcze zgotuje swoim bohaterom i jak skomplikuje ich życiowe ścieżki. Za takie zakończenia autorom powinny należeć się srogie kary.
💦💦💦
A teraz mała chwila wyjaśnienia. Dlaczego do tej recenzji użyłam emotikon kropel deszczu a nie na przykład śniegu? Bo zwyczajnie dla mnie ta powieść była mało świąteczna. Wydaje mi się, że idealnie się ona nada dla tych osób, które jeszcze nie chcą czytać typowo około wigilijnych historii, a pomimo tego, chcą już poczuć trochę tego specyficznego klimatu. Rozpoczynając lekturę “Wypożyczalni Świętych Mikołajów” miałam ogromną nadzieję, że będzie to historia przesycona magią, lampkami, śniegiem i tym podobnymi rzeczami. W efekcie otrzymałam dość lekko napisaną powieść, gdzie autorka przemyciła sporo ważnych tematów, ale zapomniała o tym, że akcja dzieje się w grudniu. Dopiero pod koniec książki czytelnik dostaje wręcz niczym obuchem w twarz elementy świąteczne, takie jak gotowanie ryby po grecku, ubieranie choinki czy wzmianka o tym nieszczęsnym białym puchu. Dla mnie było tego za mało, ale wiem, że są osoby, którym to bardzo odpowiadało.
💦💦💦
W tym miejscu może was dziwić fakt, że oceniłam tę pozycję na aż dziewięć gwiazdek. To tym bardziej pokazuje, że to nie jest zła historia. Spodobała mi się jej fabuła oraz sami bohaterowie na tyle, że brak świątecznej atmosfery zszedł na dalszy plan i mocno nie przeszkadzał mi w odbiorze tej lektury. Na koniec powiem, że to jest taki typ lektury, w którym odłożenie jej na bok, bo musicie na przykład iść spać czy zamieszać zupę w garnku, sprawia wam fizyczny ból. Kiedy zaś miałam perspektywę poczytania “Wypożyczalni Świętych Mikołajów” to na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech i już nie mogłam się wręcz doczekać, kiedy będę mogła to zrobić. Jak sami widzicie, nie jest to zła lektura. Śmiem nawet powiedzieć, że chciałabym takich historii poznawać, jak najwięcej.
💦💦💦
Podsumowując, “Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” autorstwa Agaty Przybyłek to historia wzruszająca, niekiedy irytująca, ale także niezwykle dająca do myślenia. Nad pewnymi kwestiami się nie zastanawiamy, przyjmujemy je takimi jakimi są, a święta sprzyjają chwilom wyciszenia, spowolnienia i zastanowienia się nad pewnymi aspektami z naszego życia. Autorka przemyciła w tej historii sporo ważnych tematów, jak porzucenie przez ojca czy też zdrada. Książka utrzymana jest w bardzo lekkim stylu, a oprócz tego podzielono ją na kwestie konkretnych bohaterów, dzięki czemu można ją pochłonąć nawet w jeden wieczór. Bardzo lubię Boże Narodzenie i może to w tym przypadku mnie zgubiło. W moim odczuciu było tutaj zbyt mało tej magii, świąt jako takich i wspominek chociażby o zabawach na śniegu. Z tego też względu myślę, że spodoba się ona w szczególności tym osobom, które nie przepadają za przeładowaniem świątecznym w książkach.
💦💦💦
Niektórzy z tego typu lekturami wyczekują aż do grudnia. Inni już początkiem listopada zakopują się pod kocykiem, z kubkiem ciepłej herbaty i zaczytują w śnieżnych opowieści. Są też tacy, którzy jako wyznacznik rozpoczęcia czytania takich książek biorą pierwszy śnieg w danym roku (gorzej, jak on w ogóle się nie pojawia!). Ja za to należę do jeszcze innej grupy...
2022-10-31
😨😨😨
Wybierasz ciuchy, sprawdzasz czy masz bilet. Pakujesz namiot, buty na zmianę i śpiwór. I jesteś gotowa w drogę. Cieszysz się, jak małe dziecko na ten wyjazd. uwielbiasz zwiedzać nowe miejsca. Ale nie wiesz, że tuż za rogiem czai się zło w najczystszej swojej postaci… On wejdzie do namiotu. Weźmie cię siłą. Nie będzie zważał na twoje słowa protestu. A te staną się coraz słabsze. Będzie wchodził w ciebie głęboko i brutalnie. A gdy już skończy “robotę”, po prostu zapnie rozporek i pójdzie. Tak jakby nic złego się nie wydarzyło. A ty nie będziesz umiała z tym piętnem dalej żyć. Co zrobisz?
😨😨😨
Gdy swego czasu zgłaszałam się do booktouru u @n.czyta, zupełnie nie spodziewałam się tego, że to będzie aż tak mocna i wciągająca historia. Wcześniej o twórczości Marcela Mossa jedynie coś tam słyszałam, w większości pochlebne opinie, ale samej jakoś nigdy nie miałam okazji sięgnąć po chociaż jeden tytuł spod pióra tego pana. Niedawno się to zmieniło… Otworzyłam “Zaginionych” na pierwszej stronie i przepadłam totalnie!
😨😨😨
Czasem tajemnice są tak makabryczne, że nawet najtwardsza dusza nie może ich unieść… Jest rok 2007. Gabriela i Rafał, którzy od jakiegoś czasu tworzą dość zgraną parę postanawiają wybrać się pod namiot. W okolicy ich biwakowania akurat odbywa się rockowy koncert. To miał być romantyczny wypad we dwoje. Ale zamienił się w tragedię… Pewnego wieczoru zostają napadnięci we własnym namiocie. Gdy dziewczyna odzyskuje przytomność, okazuje się, że nigdzie nie ma Rafała. Podejrzenia od razu padają na Jacka, chłopaka, który był wrogiem zaginionego. Sąd stawia go w stan oskarżenia o zabójstwo i późniejsze ukrycie zwłok. Kilkanaście lat później, Jacek zgłasza się do Agencji Poszukiwań Osób Zaginionych “Echo”. Twierdzi uparcie, że Rafał żyje, tylko gdzieś się ukrył. Proponuje Igiemu i Sandrze osiemdziesiąt tysięcy złotych za doprowadzenie tej sprawy naprawdę do końca i wyjaśnienie, co wydarzyło się tamtego pamiętnego wieczora. Tylko czy prawda nie weźmie ze sobą kolejnych ofiar?
😨😨😨
Autor zaskoczył mnie już od pierwszych kartek. Słuchajcie, tutaj fabuła jest skonstruowana w taki sposób, że nie można się oderwać od lektury. Od pierwszych stron czytelnik wpada w coś przypominającego głęboki lej, z którego kompletnie nie ma wyjścia. Co mam na myśli? Marcel Moss ma tę moc, która sprawia, że tworzy on magnetyczne powieści. Krok po kroku, rozdział po rozdziale czytelnik wspólnie z głównymi bohaterami odkrywa poszczególne elementy układanki, czyli prawdy. I dopiero na koniec, kiedy już trzyma w dłoniach wszystkie fragmenty może je poskładać w dobrze brzmiącą całość.
😨😨😨
W “Zaginionych” ważną, o ile nie najważniejszą, rolę odgrywają poszczególne postacie. Autorowi udało się ich wykreować w ten sposób, że każdy z nich (dosłownie!) ma swoje historie, problemy, ale także tajemnice z przeszłości, które wpłynęły na ich późniejszą codzienność. Na pierwszy plan z początku wychodzą Gabriela i Rafał, ale bardzo szybko oddają swoje miejsce pewnej osobliwej parze. Mam tu na myśli Igiego i Sandrę. On jest rozbity, bowiem ma żal do ojca, że przez to, że był pijakiem i nikogo nie szanował, to Tymon (jego młodszy brat) zaginął i do tej pory nie wiadomo, co się z nim stało. Ojciec próbuje naprawić swoje stosunki z Igim, jednak ten podchodzi do tego wszystkiego bardzo sceptycznie. Ona za to ma duszę i serce poorane żalem i wyrzutami sumienia, że przez nią i jej upór porwano jej siostrę, Lenę i również przez tyle lat kobieta musi żyć w niepewności, co się z nią dzieje. Te wyrzuty sumienia są uzasadnione: podczas wieczerzy wigilijnej do mieszkania rodziny Sandry wpada Skorpion i jego sługusy i zabijają jej ojca, a właśnie siostrę zabierają. Kobieta stara się jakoś po tym pozbierać, ale chociaż minęło już tyle lat, nie potrafi tego do końca osiągnąć. Jest także Gabriela i Rafał, którzy okazywali sobie naprawdę sporo uczuć. Myślę, że każdy z nas marzy o takiej drugiej połówce.
😨😨😨
Są też inni uczestnicy tamtejszej tragedii, tylko że wolą o niej milczeć i spróbować o wszystkim zapomnieć. Kto mnie w tej powieści najbardziej denerwował? Filip Nowak, mąż Gabrieli. Rozumiem doskonale, że po nawet największej tragedii człowiek w końcu musi stanąć na nogi, bo ileż można rozpamiętywać chwile, które wyszarpnęły nam serce z piersi. Ale nie pojmowałam, jak kobieta tak silna może być jednocześnie tak słaba, że tkwi u boku mężczyzny, który wręcz każdego dnia ją katuje… Przy każdej scenie z tą dwójką miałam wrażenie, że Filip traktuje swoją małżonkę niczym jakiś worek treningowy. Znienawidziłam go do granic możliwości.
😨😨😨
Najbardziej ze wszystkich bohaterów polubiłam chyba właśnie Sandrę i Ignacego. Byli bardzo wiarygodni, odnosiłam często wrażenie przy nich, że mogłabym takie osoby spotkać w prawdziwym życiu. Po cichu liczyłam na to, że ich relacja stanie się głębsza i że może stworzą w życiu prywatnym poważniejszy związek. Autor bardzo skrupulatnie nakreślił to, jak wygląda ich relacja. Możliwe, że sami przed sobą nie chcieli tego przyznać, ale bardzo się o siebie troszczyli, nawet jeżeli dzieliła ich znaczna odległość. I mieli świadomość, że gdyby działo się coś poważnego, to jednak zawsze mogą na siebie nawzajem liczyć.
😨😨😨
Marcel Moss udowadnia tutaj, że nie muszą pojawiać się w książce krwawe opisy zbrodni, aby wprawić czytelnika w spore zdumienie. W tym przypadku wystarczyło bohaterów wrzucić w odpowiednią historię, aby już od pierwszych stron nie móc się oderwać od czytania. Autor ukazał w tej historii smutną prawdę: nigdy nie wiemy, co nam przyniesie los w kolejnych dniach. Tak naprawdę rano może być dobrze, a już wieczorem tego samego dnia może nas spotkać coś strasznego i traumatycznego. Udowodnił także, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć w stu procentach tego, jak byśmy się zachowali w danej sytuacji. Jak to mówi jedno porzekadło: Nigdy nie mów nigdy.
😨😨😨
Na początku okładka tej książki wydawała mi się bardzo minimalistyczna. Zmieniłam jednak zdanie z dwóch powodów. Po pierwsze, będąc już po lekturze, stwierdzam, że jednak ta okładka w pełni oddaje całą historię, jaką autor chciał przekazać swoim czytelnikom. Po drugie, gdy się dobrze przypatrzyłam tej okładce to dopiero wtedy zauważyłam, że na namiocie widoczne są rozbryzgi krwi. I to też stanowi swego rodzaju symbolikę.
😨😨😨
Czy jest coś w tej powieści, co mi się kompletnie nie spodobało? Mogłabym się przyczepić, że książka ta mogłaby być dwa razy grubsza, bo naprawdę autor pisze w taki sposób, że chce się czytać i czytać. No i jest również zakończenie. Rzadko tak mam jak w tym przypadku. Z jednej strony mi się ono podobało i stanowiło dla mnie ukoronowanie tego napięcia, które odczuwałam przez większość lektury, ale z drugiej jest tak dramatyczne, że po przeczytaniu ostatniego zdania odczuwałam przemożną chęć sięgnięcia od razu po kolejną część, a tej przecież aktualnie nie ma. I jak czytelnik ma wytrzymać w takiej niepewności? Mam nadzieję, że Marcel Moss jednak zlituje się nad swoimi fanami (a tych z pewnością ma wielu, co widać chociażby na zdjęciach z poszczególnych spotkań autorskich z nim) i dość szybko napisze kolejną część przygód Sandry i Igiego.
😨😨😨
Samo wyjaśnienie sprawy sprzed lat okazało się dla mnie naprawdę zaskakujące. Oczywiście, podczas lektury miałam w głowie kilka swoich wizji na temat tego, co się wydarzyło, ale żadna z nich nie okazała się tą prawdziwą i tą, którą autor postanowił zaserwować. Książka ta okazała się dla mnie wprost idealną lekturą właśnie na okres jesieni, bowiem panujący za oknem mrok potęgował jeszcze bardziej wszelkie emocje, które odczuwałam podczas lektury.
😨😨😨
Teraz może was zdziwię, ale biorąc się za lekturę “Zaginionych” nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, że to jest drugi tom serii “Echo”. Na żadnym etapie lektury nie odczułam, że czegoś nie wiem, nie pojmuję, po prostu niczego mi tu nie brakowało. Z bohaterami zżyłam się praktycznie od razu. Wcześniej nie omawiałam tej postaci, ale osobą, która mnie niemożebnie irytowała był też Jacek Kaftan. Z początku mu nawet współczułam, bo spędzić w więzieniu tyle lat i to jeszcze ze świadomością, że siedzi się za niewinność to jednak nic przyjemnego. I nawet mu kibicowałam, żeby faktycznie wyszło na to, co uważa i w co zaczął bardzo wierzyć, czyli, że jego domniemana ofiara nadal żyje, a całe te udawanie martwego to była tylko zemsta. Gdy przeczytacie tę książkę, to od razu zrozumiecie, że takiego osobnika jak Jacek raczej ludzie chcą omijać szerokim łukiem, żeby tylko nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. Z czasem, kiedy poznawałam jego dzieje przestałam mu współczuć. A później, kiedy pewne fakty wyszły na jaw to już nawet stwierdziłam, że zasłużył sobie na taką karę.
😨😨😨
Marcel Moss w “Zaginionych” igra sobie z czytelnikiem, bawi się nim i żongluje emocjami. Jest władcą słowa. I jak to w tego typu literaturze bywa, podrzuca co jakiś czas pewne smakowite kąski, a czytelnik się na nie bezwiednie łapie. Ja na przykład miałam kilka razy tak, że już myślałam, że wszystko rozgryzłam i już wiem, co się tam wydarzyło, po czym autor zrzucał istną bombę i ja czułam się tak, jakby ktoś mnie uderzył obuchem w głowę. Z jednej strony jest to bardzo intrygujące i sprawia, że trzeba czytać dalej, a z drugiej też zaczyna w pewnym momencie irytować. Już na sam koniec tej recenzji tylko powiem, że bardzo bym chciała zobaczyć kiedyś wersję serialową bądź też filmową tego tytułu i sprawdzić, jak inni odbiorą tę powieść.
😨😨😨
Podsumowując, “Zaginieni” autorstwa Marcela Mossa to jest istna literacka uczta. Autor stworzył tutaj historię z głębią i przesłaniem. Z każdym kolejnym odsłonięciem tajemnicy konkretnego bohatera przed oczami czytelnika ukazuje się stopniowo makabryczna prawda. W książce tej ukazano, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć ani tego, co przyniesie nam los nawet kolejnego dnia ani tego, w jaki sposób zachowamy się w danej sytuacji. Jest to kryminał, który nie pozwoli wam zasnąć, dopóki nie dobrniecie do samego jego końca. Tu nie ma najmniejszego miejsca na nudę. Czytelnik z każdą stroną odczuwa coraz większy niepokój, który nawet nie mija wtedy, gdy już autor podaje rozwiązanie tej tragedii sprzed lat. Muszę koniecznie sięgnąć po inne książki tegoż autora, a wam polecam “Zaginionych”, jeżeli szukacie dobrego kryminału, który was zszokuje, ale nie krwawymi opisami zbrodni, a tym co niesie ze sobą prawdziwe życie. Na koniec tylko wspomnę, że chociaż to był drugi tom, a ja nie czytałam pierwszego jeszcze, to w żadnym razie nie odbierało mi to przyjemności z czytania.
😨😨😨
Wybierasz ciuchy, sprawdzasz czy masz bilet. Pakujesz namiot, buty na zmianę i śpiwór. I jesteś gotowa w drogę. Cieszysz się, jak małe dziecko na ten wyjazd. uwielbiasz zwiedzać nowe miejsca. Ale nie wiesz, że tuż za rogiem czai się zło w najczystszej swojej postaci… On wejdzie do namiotu. Weźmie cię siłą. Nie będzie zważał na twoje słowa protestu. A te staną się coraz...
2022-10-24
🤔🤔🤔
Jeśli spojrzycie na okładkę ‘Secretum” większość z was stwierdzi, że nie ma w niej nic nadzwyczajnego. I do tego można śmiało powiedzieć, że jest ona minimalistyczna i że nie dzieje się tak naprawdę nic na niej. A mnie przechodzą dreszcze za każdym razem jak tylko na nią spojrzę. Ta dłoń, która wydaje się wychodzić prosto z ziemi, jest dla mnie naprawdę przerażająca. Po takiej okładce spodziewałam się równie mocnej historii. Czy ją jednak ostatecznie dostałam?
🤔🤔🤔
Anna Zielewska jest policjantką. Liczyła na jakieś mrożące krew w żyłach śledztwa, tymczasem jedyne z czym się musi borykać to z reguły pijani obywatele. Pociesz się jedynie tym, że chociaż w życiu prywatnym dobrze się jej wiedzie. Odnalazła mężczyznę, który chce z nią być i przy którym czuje się naprawdę bezpiecznie. Sielanka ta jednak nie trwa długo. Zostają odnalezione zwłoki bestialsko zamordowanej kobiety. Sprawę tę otrzymuje Anna, która wraz z początkującym na terenie komendy Zbyszkiem Dybieckim stara się odnaleźć sprawcę. Tymczasem to dopiero początek makabrycznych zdarzeń. Na domiar złego, jak już się sypie to po całości. Anna otrzymuje pewną wiadomość, która rozwala jej codzienność i kobieta ma w głowie straszny mętlik. Kompletnie nie wie, jaką decyzję powinna podjąć. Czy w tej historii może pojawić się happy end?
🤔🤔🤔
Zaczynając lekturę tej powieści miałam co do niej naprawdę dobre przeczucia. Wiecie, czasem jest tak, że rozpoczynacie daną książkę i już dosłownie od pierwszych zdań po prostu wiecie, że to będzie TO. Ja tak miałam w tym przypadku. Dodatkowo autorka dysponuje bardzo lekkim stylem pisania, więc czytelnik ledwo zauważa, jak przerzuca kolejne strony.
🤔🤔🤔
Nie przypasowała mi kreacja głównej bohaterki, czyli policjantki Anny Zielewskiej. Jeszcze na początku historii zachowywała się normalnie i potrafiłam zrozumieć jej kolejne motywy działań. W pewien sposób nawet jej kibicowałam, aby się jej wszystko ułożyło tak, jak ona by tego chciała. Niestety, ale później im dalej brnęłam w jej historię tym było z tą postacią tylko gorzej. Nie chcę za bardzo zdradzać o jaką sytuację mi konkretnie chodzi, żeby wam niepotrzebnie nie spojlerować, ale uważam, że autorka zrobiła z tej bohaterki kobietę dziecinną, która sama nie wie, jak ma się zachować i która woli od siebie wszystkich odepchnąć niż przyjąć czyjąkolwiek pomoc. Nie przemówiło to do mnie w żaden sposób i nadal się zastanawiam, jak można aż do tego stopnia zepsuć wykreowaną przez siebie postać.
🤔🤔🤔
Wojtka polubiłam. I pomimo tego, że był dość tajemniczy, a może właśnie dlatego, lubiłam nieliczne sceny z nim. Inne uczestniczki booktouru, w którym otrzymałam ten tytuł do przeczytania (@myreadingimagination, ogromnie dziękuję!), zaczęły go podejrzewać o najgorsze rzeczy. I w pewnym momencie zorientowałam się, że sama go o to podejrzewam. Prawie do samego końca byłam pewna, że to właśnie Wojtek, partner Anki jest mordercą. Wiecznie miał jakieś dziwne wymówki, aby nie zapraszać jej do siebie tylko zawsze wpraszał się do jej mieszkania i tym podobne podejrzane sytuacje sprawiły, że gdzieś z tyłu głowy zaświeciła mi się czerwona lampka.
🤔🤔🤔
Bardzo spodobała mi się kreacja Zbyszka Dybieckiego. To taki typowy praktykant, szaraczek, niby niepozorny, ale wiecie sami, że cicha woda brzegi rwie. Może ktoś wyglądać niewinnie, a skrywać w swej duszy ogromny mrok. I Zbyszek tak właśnie mi się jawił.
🤔🤔🤔
Ciekawymi elementami tej powieści są urywki z przeszłości mordercy. Określa siebie w nich jako ON i pokazuje czytelnikowi, jak trudne miał dzieciństwo. Dla mnie to było coś niewyobrażalnego to, co zrobiła mu matka. Ale czy to powinno prowadzić do tak makabrycznych zabaw, jakim się potem oddawał? A w ich wyniku i tego, że nikt tego w odpowiednim momencie nie zastopował, nie zatrzymał późniejsze brutalne morderstwa kobiet? Szczerze mówiąc, byłam w szoku, jak czytałam, co ON robił najpierw zwierzętom, a później kobietom. Nie wiem, jak można być takim oprawcą i jeszcze czerpać z tego tak ogromną radość.
🤔🤔🤔
Jeśli już przy tych opisach jesteśmy, to muszę to zaznaczyć i to wyraźnie, że z pewnością nie jest to książka dla wszystkich. Okładka może się złudnie wydawać niepozorna, ale zaręczam wam, że sama treść jest naprawdę mocna. Autorka nie boi się opisywać tego, co oprawca robi swoim ofiarom. Mało tego, te opisy nie są suche tylko tak plastyczne, że niekiedy można odnieść wrażenie, że to czytelnik stał się kolejną ofiarą. Nie ma tu miejsca na zastanawianie się nad tym, co można napisać, a czego nie, autorka po prostu nie ukrywa niczego. Podaje czytelnikowi wszystko na tacy, aby odczuwał jeszcze większe emocje. Nie brakuje tu ani krwi ani dość szczegółowych opisów tego, co oprawca robi swojej ofierze. Wiecie, co było dla mnie najbardziej przerażające w tej historii? Że w pewnym momencie oderwałam się na chwilę od lektury i pomyślałam, że mogłaby się ona wydarzyć w prawdziwym życiu! Ile to osób mijamy każdego dnia? Z pozoru wydają się niewinne i spieszące do pracy czy też żłobka, aby zdążyć odebrać dziecko. Ale pod powłoką tej zwyczajności niekiedy ukrywa się ogromne i wstrząsające zło. Autorka wręcz perfekcyjnie ukazała to właśnie w tej powieści. Nigdy nie wiadomo, kto nas obserwuje i co potem z uzyskanymi na nasz temat informacjami zrobi. Kilka dni temu jakoś po 19 już siedziałam w pracy. Ci co mnie obserwują od jakiegoś czasu to wiedzą, gdzie pracuję, ale może jest ktoś jeszcze, kto tego nie wie - pracuję jako rejestratorka w przychodni rehabilitacyjnej. No i wiecie, po tej 19 i to tak już grubo dość zostałam tylko ja i pani sprzątająca. I wszedł młody chłopak z pytaniem, czy może skorzystać z gniazdka, bo mu się telefon właśnie rozładował. Na dowód pokazał ten smartfon, a ja się zgodziłam. Czy moją pierwszą myślą było to, że to może być włamywacz abo morderca? No nie, bo zwyczajnie o takich rzeczach się nie myśli. A co bym zrobiła, gdyby mnie zaatakował? Ja bym odpowiedziała atakiem zębami teściowej? Możliwe…
🤔🤔🤔
No dobrze, ale ktoś mógłby zapytać, czy ta powieść ma jakieś większe minusy. I śmiem stwierdzić, że tak. Mianowicie, gdzieś tak do połowy tę historię naprawdę świetnie się czyta. Tak jak napisałam już wcześniej, ona jest tak skonstruowana, że czytelnik nie potrafi i nie chce oderwać się od lektury. Znajduje się on pod wpływem szeregu skrajnych emocji i może to właśnie powoduje, że nie dostrzega, jak w sumie jest przez autorkę trochę oszukiwany i zwodzony. Ale w połowie “Secretum” emocje na chwilę opadają i ten moment, te parę sekund wystarczy, aby ocknąć się z jakby letargu i stwierdzić, że coś tu jest nie tak. Mianowicie fabuła kręci się w kółko. Tu nie dzieje się nic nowego. Pod koniec lektury autorka skupia się wręcz na tym, co odczuwa Anna i na tym, jaką w końcu podejmie decyzję, a nie na samym śledztwie. Nie ma już potem zaskoczeń czy twistów, które spowodowałyby, że czytelnik nie potrafiłby pozbierać szczęki z podłogi.
🤔🤔🤔
Przechodząc do samego zakończenia “Secretum” to muszę powiedzieć, że dla mnie było ono mocno przewidywalne. Może już przeczytałam trochę za dużo książek, ale ostatnie sceny nie wywołały we mnie zbytniego zaskoczenia. Owszem, byłam zszokowana samą zaistniałą sytuacją, ale na przykład wyjaśnienie kto i dlaczego był mordercą w ogóle mnie nie zdziwiło. Mało tego, mogę powiedzieć, że autorka zdecydowała się wybrać motyw dość oklepany i często pojawiający się w książkach. Także u mnie braw za to nie będzie.
🤔🤔🤔
Nie oceniam jednak tej powieści zbyt nisko, bowiem nie potrafiłabym jej wystawić na przykład tylko czterech gwiazdek na dziesięć możliwych ze względu na powyższe zarzuty. Bo wiecie, czytywałam gorsze książki, na lekturze których wręcz zasypiałam i ziewałam. W tym przypadku zadziało się coś dziwnego. Pewne lementy powieści nie przypasowały mi, ale sama lektura nie męczyła mnie. Rozdziały są dość krótkie, a autorka dodatkowo zdecydowała się oddać głos mordercy. Myślę, że ten zabieg spowodował, iż czytelnik jeszcze lepiej może odebrać tę historię. Poza tym przez te urywki z przeszłości mordercy możemy lepiej poznać jego psychikę i mechanizmy jakie rządziły nim i powodowały, że zachowywał się on w taki, a nie inny sposób.
🤔🤔🤔
Podsumowując, “Secretum” autorstwa Katarzyny Grzegrzółki to była dobrze zapowiadająca się historia. Fabuła nie sprawiała wrażenia mocno zagmatwanej, a jednak wciąga od pierwszych stron i ciężko się od niej oderwać. Bohaterowie są tutaj dosyć specyficznie wykreowani. Nie spodobała mi się kompletnie Anna Zieleniewicz, chociaż z początku jeszcze trzymałam za nią kciuki. Jednak jej późniejsze zachowania okazały się dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Nie pojmowałam tego, co robi i dlaczego akurat takie podejmuje decyzje.
🤔🤔🤔
Uważam, że jest to dobry kryminał, chociaż kilka rzeczy, moim zdaniem, poszło trochę nie w tę stronę, w którą powinny. Kreacja Anny była tylko początkowo odpowiednia, bo później zmierzyła w totalnie złe strony. Zakończenie pozostawił u mnie swego rodzaju niedosyt. Nie jestem w pełni usatysfakcjonowana tym, co otrzymałam. Nie uważam, by wyjaśnienie całego śledztwa i prowadzonego przez tyle stron było zaskakujące chociaż w małym stopniu. Ale jednocześnie jestem zdania, że “Secretum” przypadnie do gustu wszystkim tym, którzy lubią mocniejsze historie kryminalne, nie tylko skupiające się na śledztwie, ale także na krwawych opisach miejsc zbrodni.
🤔🤔🤔
Jeśli spojrzycie na okładkę ‘Secretum” większość z was stwierdzi, że nie ma w niej nic nadzwyczajnego. I do tego można śmiało powiedzieć, że jest ona minimalistyczna i że nie dzieje się tak naprawdę nic na niej. A mnie przechodzą dreszcze za każdym razem jak tylko na nią spojrzę. Ta dłoń, która wydaje się wychodzić prosto z ziemi, jest dla mnie naprawdę przerażająca. Po...
2022-10-21
🤭🤭🤭
Jest pani niezastąpiona! Musi mi pani pomóc. Jak nie pani, to już nie ma dla mnie ratunku!
Uwielbiam, kiedy ktoś tak mówi do mnie. Piastuję poważne stanowisko. Nazywa się oficjalnie Home Disaster Manager. Prawda, że pięknie? I jakże odpowiedzialnie! Każde zagrożenie jestem w stanie zamienić w coś pozytywnego.
Jasne. Jestem w stanie wszystko zrobić. Ale…
Tak? - głos jest pełen nadziei.
Wie pan, że moje usługi są kosztowne?
Oczywiście.
Na blacie mojego biurka ląduje pokaźna koperta. Uśmiecham się pod nosem. Tak to można żyć!
🤭🤭🤭
Lucja Słotka to kobieta sukcesu. Właśnie piastuje swoje stanowisko, którego nazwa padła już wyżej. W pierwszym odcinku Lucja zostanie od razu rzucona na głęboką wodę. Mianowicie ma zebrać w jednym pomieszczeniu wszystkich znajomych i rodzinę pewnego popularnego producenta filmowego, Tadeusza Walentego. Wyprawia on swoje sześćdziesiąte urodziny i pragnie, aby impreza ta była naprawdę huczna. Problem w tym, że nie wszyscy z gości siebie tolerują, a więc lepiej trzymać ich w pewnym oddaleniu. Poza tym w ostatnim momencie okazuje się, że kucharka, która miała przygotować potrawy na ten zacny wieczór, miała wypadek i leży w szpitalu cała dosłownie połamana. Ale co to dla Lucji Słotkiej, czyż nie? A poziom adrenaliny jeszcze bardziej się jej podnosi, kiedy goście odkrywają zwłoki… Kto i dlaczego dopuścił się tak makabrycznej zbrodni?
🤭🤭🤭
“Mężczyzna, który zjadł orzeszki” to pierwszy tom tak zwanego serialu literackiego, który wyszedł spod wspólnego pióra Marty Guzowskiej oraz Leszka Talko. Kiedy zobaczyłam na stronie wydawnictwa, że coś takiego wyjdzie nie przypuszczałam nawet, że ten twór zdobędzie aż tak wielką popularność. Wiecie, te książeczki (bo ciężko je inaczej nazwać!) są małego formatu, liczą sobie nieco ponad 120 stron i idealnie nadają się do czytania nawet jedną ręką! Nie wierzycie? To zamówcie chociaż jeden tom i przekonajcie się na własnej skórze o tym! Gwarantuję, że będziecie w pełni zadowoleni. Książeczka jest tak mała, że zajmuje niewiele miejsca w torebce czy plecaku i do tego możecie ją czytać nawet w zatłoczonym autobusie!
🤭🤭🤭
Nie spodziewajcie się jednak tutaj nie wiadomo czego. Te tomy naprawdę zostały stworzone w formie na kształt pojedynczych odcinków serialowych. Tu nie ma zbytnio miejsca chociażby na to, aby akcja jakoś specjalnie długo się rozwijała. To też nie tak, że coś nie zostało dopracowane do końca. Chodzi mi bardziej o to, że akcja następuje tu dość szybko. Owszem, czytelnik przez dobrą chwilę ma czas, aby poczuć pewien niepokój. Ale nie trwa to też zbyt długo. Jest początek, lekkie rozwinięcie historii, punkt kulminacyjny i już zaraz czuć, że dojdziemy do rozwiązania zagadki.
🤭🤭🤭
Sam pomysł na fabułę był intrygujący, ale też może ja go tak odebrałam, bo wcześniej raczej z czymś podobnym się w książkach nie zetknęłam. Podobała mi się kreacja poszczególnych bohaterów, ale najbardziej moje serce skradły poszczególne dialogi. To one stanowią taką przysłowiową wisienkę na torcie. To nimi się zachwycałam przez całą lekturę. Z miejsca polubiłam Lucję Słotką. Bo wiecie, to taka kobieta z krwi i kości, dobrze wie, czego chce od swojego życia i twardo po to zmierza. Nie daje sobie również w kaszę dmuchać, szczególnie brzydszej płci i wie, jakie pytania, w którym momencie warto zadać. Trochę mi przypominała Sherlocka Holmesa. On również miał bystry umysł, zwracał uwagę czasem na takie szczegóły, które zwykły człowiek by ominął i to szerokim łukiem, a do tego raczej był skrytym człowiekiem. Lucja Słotka raczej też nie należy do tych bardziej towarzyskich ludzi, chociaż musi na co dzień z nimi pracować.
🤭🤭🤭
Policja została tutaj przedstawiona dość schematycznie. Aby podkreślić cechy dobrego detektywa u Lucji, wykreowano policjanta, który jest ofermą, nic nie potrafi zrobić sam i pod niebiosa wychwala swojego szefa. Akurat te fragmenty były całkiem zabawne, ale jedynie na początku. Później, gdy się pojawiały, to wzbudzały coś na zasadzie zniecierpliwienia, bo ileż można o tym samym czytać.
🤭🤭🤭
Autorom udało się w “Mężczyźnie, który zjadł orzeszki” stworzyć całą plejadę barwnych postaci. Nie znajdziecie tutaj dwóch takich samych osób, każda z nich wyróżnia się czymś oryginalnym na tle pozostałych, co jeszcze bardziej jest uwidocznione praktycznie na sam koniec tej historii, kiedy to Lucja zastanawia się nad tym, kto z nich mógłby być mordercą.
🤭🤭🤭
Całość utrzymana jest w bardzo lekkim tonie, tak typowym dla komedii kryminalnych. Teraz, pisząc już tę recenzję, pomyślałam, że w sumie chciałabym zobaczyć wersję serialową tego tytułu. Mogłoby to być naprawdę interesujące. Fabuła też była ciekawa, ale dla mnie jednak ta historia trwała zbyt krótko. Wiecie, nie ma tu miejsca praktycznie na nic, więc autorzy spieszą z pokazaniem czytelnikowi wszystkiego na raz. Akcja od razu rusza z kopyta i nie zwalnia nawet na chwilkę, praktycznie do samego końca. W moim odczuciu autorzy za bardzo skupili się na początku, na rozwinięciu początku tej historii, chociażby powodów, dla których Lucja dostała takie a nie inne zlecenie, zaś później za szybko nastąpiło rozwiązanie całej zagadki, bo po prostu już zabrakło miejsca na rozwijanie innych wątków. Ale jeżeli bym oceniała ten tom nie jako książkę, tylko właśnie pojedynczy odcinek jakiegoś serialu to wypada on bardzo pozytywnie.
🤭🤭🤭
Samo zakończenie też nie mnie wbiło jakoś mocno w fotel. Wręcz przeciwnie, pomyślałam, że z tak trywialnego powodu zabijać kogoś to już jest spora przesada, nawet jak na kobietę i to zakochaną. Przepraszam, ale dla mnie to było tak wymuszone i sztuczne, że już chyba bardziej się nie da. I tak naprawdę to zabrakło mi takiego typowego dochodzenia do prawdy. Czytelnik nic takiego tutaj nie zazna. Autorzy po prostu w pewnej chwili postanawiają pokazać, kto jest mordercą i tyle. Potem to już krótka droga do ukazania, co będzie w kolejnym odcinku tego serialu literackiego. Nie przemówiło to do mnie zupełnie i myślę, że nie zostanie też na dłużej w mej pamięci.
🤭🤭🤭
Muszę za to pochwalić wydawnictwo Wielka Litera za redakcję tej książeczki, bowiem moje wprawne oko nie natrafiło na żadną literówkę czy też jakiś inny błąd w tekście. Całość naprawdę wygląda nieźle. Myślę, że gdyby dodać do tego wszystkiego jeszcze jakieś ciekawe ilustracje to historia ta zyskałaby zupełnie inny wymiar.
🤭🤭🤭
Myślę też, że inaczej bym tę historię odebrała, gdybym ją czytała podczas wakacji, jakiegoś wyjazdu czy opalania na plaży. A czytałam ją już, gdy za oknem nastały bure dni, pełne deszczu i zimnego wiatru. No jednak pogoda na zewnątrz też ma wpływ na odbiór przez nas danej lektury. “Mężczyzna, który zjadł orzeszki” to z pewnością świetna alternatywa dla tych osób, które są ciągle zabiegane i nie mają zupełnie czasu na czytanie. Wyobraźcie sobie, że jedziecie zatłoczonym pociągiem do pracy. Spędzacie w nim około godziny w jedną stronę. I w głowie pojawia wam się myśl, że przecież moglibyście spędzić ją właśnie na czytaniu. Tylko jak wyciągnąć książkę z torby? Albo telefon z kieszeni kurtki, kiedy z każdej strony ktoś na was napiera? Wtedy właśnie z pomocą przychodzi do Was Lucja Słotka. Mały format, mało stron, lekki styl napisania… Czego chcieć więcej? Wiadomo, że nie można mieć wszystkiego. Dlatego też tłum magicznie nie zniknie i nie znajdzie się dla Ciebie wolne miejsce do posiedzenia. Ale możliwość zatopienia się w barwnej historii to już zawsze jakiś plus, czyż nie?
🤭🤭🤭
Pomimo tego, że pewne rzeczy w tym tomie nie do końca mi podpasowały to ostatecznie oceniam go bardzo pozytywnie. Z pewnością taka forma to jest coś nowego na rynku wydawniczym i może ona zyskać spore rzesze fanów. Z ciekawości ktoś będzie chciał się przekonać o czym ta książeczka jest. Podoba mi się też oprawa graficzna. Nie wiem, czy mieliście okazję widzieć wszystkie dotychczasowe tomy razem, ale prezentują się one naprawdę malowniczo. “Mężczyzna, który zjadł orzeszki” ze swoją pomarańczową okładką nadaje się chociażby do sesji zdjęciowej w jesiennym klimacie, z dyniami w tle, które obecnie tak bardzo są modne.
🤭🤭🤭
Te książeczki mogą być też świetnym pomysłem na prezent dla osoby, która na przykład nie przepada za czytaniem, ale chciałaby to zmienić lub właśnie dla osoby, niemającej zbytnio czasu na obszerniejsze lektury. A akurat zbliżają się już święta Bożego Narodzenia to macie ode mnie jedną polecajkę.
🤭🤭🤭
Podsumowując, “Mężczyzna, który zjadł orzeszki” to pierwszy tom serialu literackiego, który powstał we współpracy dwóch autorów: Marty Guzowskiej oraz Leszka Talko. Główną bohaterką jest Lucja Słotka, która potrafi dosłownie każdego uratować z nawet ogromnych problemów. Jest to osoba dość specyficzna, z oryginalnym poczuciem humoru, ale z drugiej strony nie da się jej nie lubić. Szczerze mówiąc, to chciałabym mieć taką przyjaciółkę, bo z nią życie na pewno nie byłoby nudne. Myślę, że ta lektura jest idealna dla każdego fana wszelakich komedii kryminalnych. Dobra zabawa jest tutaj gwarantowana od pierwszej strony! I mam nadzieję, że tak zostanie już do końca tej serii. Ale tak czy siak, ja po nie na pewno sięgnę.
🤭🤭🤭
Jest pani niezastąpiona! Musi mi pani pomóc. Jak nie pani, to już nie ma dla mnie ratunku!
Uwielbiam, kiedy ktoś tak mówi do mnie. Piastuję poważne stanowisko. Nazywa się oficjalnie Home Disaster Manager. Prawda, że pięknie? I jakże odpowiedzialnie! Każde zagrożenie jestem w stanie zamienić w coś pozytywnego.
Jasne. Jestem w stanie wszystko zrobić. Ale…
Tak? - głos...
Sięgając po tę lekturę miałam spore oczekiwania. Spodziewałam się, że dostanę dobry kryminał z historią w tle. Bardzo lubię czytać powieści, których akcja chociaż w części rozgrywa się podczas II Wojny Światowej. I może dlatego aż tak bardzo czuję się rozczarowana tą historią. Tutaj przez większość czasu praktycznie NIC się nie dzieje. Opisy niekiedy były dla mnie zbyt rozwlekłe, a dialogów pomiędzy bohaterami jak na lekarstwo. Nie lubię czegoś takiego. Dopiero pod koniec książki tak naprawdę poczułam TEN specyficzny klimat Karkonoszy, poczułam dreszcz na plecach i niepewność, co wydarzy się dalej. W sumie nie wiem dlaczego, ale bohaterowie są tak skonstruowani, że ja ani jednego nie potrafiłam polubić. Drażnili mnie raczej niż im kibicowałam. Praktycznie większość tej powieści jest jakby przegadana, a główny bohater snuje się tylko z kąta w kąt, jakby nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Moja ocena byłaby niższa, ale przez to co wydarzyło się na ostatnich jakiś pięćdziesięciu stronach trochę ją wywindowało do góry. Z ciekawości i z nadzieją sięgnę kiedyś po tom drugi, bo może on będzie lepszy?
Sięgając po tę lekturę miałam spore oczekiwania. Spodziewałam się, że dostanę dobry kryminał z historią w tle. Bardzo lubię czytać powieści, których akcja chociaż w części rozgrywa się podczas II Wojny Światowej. I może dlatego aż tak bardzo czuję się rozczarowana tą historią. Tutaj przez większość czasu praktycznie NIC się nie dzieje. Opisy niekiedy były dla mnie zbyt...
więcej Pokaż mimo to