Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Stowarzyszenie Srok: One for Sorrow Amy McCulloch, Zoe Sugg
Ocena 7,0
Stowarzyszenie... Amy McCulloch, Zoe ...

Na półkach:

Niestety albo jestem już za stara na czytanie o licealistach, albo ta książka to nie moje klimaty...

Liczyłam na fajny kryminał w szkolnych murach, ale się nie doczekałam.

Napisane jest bardzo prosto, zero tutaj jakiegoś napięcia, chęci rozwiązania zagadki.

Winię za to bohaterki, bo trudno z którąś sympatyzować, obie są irytujące i tak naprawdę autorki nie za bardzo dają je czytelnikom poznać. To takie papierowe postacie bez charakteru.

Najlepszy z tego wszystkiego był podcast...ale niestety jego twórca wyszedł na jaw praktycznie od razu i wszystko szlag trafił 😜

Nie uratował tej książki nawet pseudo klimat dark academia...

Niestety albo jestem już za stara na czytanie o licealistach, albo ta książka to nie moje klimaty...

Liczyłam na fajny kryminał w szkolnych murach, ale się nie doczekałam.

Napisane jest bardzo prosto, zero tutaj jakiegoś napięcia, chęci rozwiązania zagadki.

Winię za to bohaterki, bo trudno z którąś sympatyzować, obie są irytujące i tak naprawdę autorki nie za bardzo dają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ruth Ware serwuje taki wieczór panieński, na który nikt nie chciałby się wybrać. I to nie tylko z powodu jego zakończenia, ale już wcześniej czuć, że coś wisi w powietrzu.

Ogólnie mi się podobała ta książka, o dziwo, bo z autorka łączą mnie takie sinusoidalne stosunki

"W ciemnym, mrocznym lesie" od początku jest fajny klimat, takiego trochę niepokoju, mała grupka bohaterów, którzy się do końca nie lubią i tajemnice z przeszłości, które czekają na rozwiązanie.

I było dobrze, aż do momentu w którym nastąpiła (powiedzmy) kulminacja wydarzeń...mamy morderstwo, na które nie ukrywajmy czekaliśmy od początku książki i wtedy...no właśnie...akcja zaczyna zwalniać i zamiast śledzić odkrywanie prawdy z wypiekamy na twarzy, to czekałam aż to się już w końcu skończy...szczególnie, że autorka daje tak wyraźne wskazówki i tropy, że praktycznie zakończenie nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem.

Dobijała mnie głupota głównej bohaterki...ja wiem, że w takich historiach one muszą wolno kojarzyć fakty, ale ta była wyjątkowo oporna na łączenie wątków...szczególnie jeśli chodzi o sytuację z jej imieniem i zdrobnieniami, na punkcie których miała obsesję - kto czytał ten będzie wiedział o co chodzi.

I o ironio Nora była jeszcze pisarką, autorką kryminałów...to nie chce wiedzieć jak te jej historie wyglądały
Wysłano
Napisz do:

Ruth Ware serwuje taki wieczór panieński, na który nikt nie chciałby się wybrać. I to nie tylko z powodu jego zakończenia, ale już wcześniej czuć, że coś wisi w powietrzu.

Ogólnie mi się podobała ta książka, o dziwo, bo z autorka łączą mnie takie sinusoidalne stosunki

"W ciemnym, mrocznym lesie" od początku jest fajny klimat, takiego trochę niepokoju, mała grupka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Panuje tu atmosfera niepokoju od pierwszych rozdziałów, jeszcze zanim na dobre zacznie się właściwy horror. Nic się specjalnego nie dzieje, a jednak czytelnik czuje, że coś wisi w powietrzu i czeka aż akcja się rozkręci. Niestety potem książka zalicza mocny spadek.

Początkowo umiarkowanie irytowała mnie bohaterka i te jej potyczki z bratem, ale potem zaczęło to eskalować i zamiast skupiać się na rozwijaniu fabuły, to w kółko kręciliśmy się w martwym punkcie ich niskich lotów kłótni, które niczego nie wyjaśniały, nie wprowadzały do tej historii. Zgoda te interakcje pozwalały zobrazować ich stosunki rodzinne, ale już serio po kilkunastu podobnych scenach miałam dość i czekałam aż coś się zadzieje. A serio się wciągnęłam na początku i byłam zainteresowana jak potoczą się losy Louise.
Autor fajnie ogrywa motywy znane z tego gatunku, ale czasem chce aż za wiele mam wrażenie. W dodatku mega przewidywalny rozwój wydarzeń, niestety albo i stety – przynajmniej mogłam sobie przybić mentalną piątkę, że tak genialnie na to wpadłam ;p a tak serio, no to wiadomo, że po horrorach nie ma co się spodziewać jakiś zaskakujących rozwiązań, czy wyjaśnienia dlaczego gonią nas nawiedzone lalki.

Z początku miała fajny klimat schody zaczęły się później. Hendrix zgrabnie pisze i się płynie z tą historią, chociaż mnie dopadło w jednym momencie zmęczenie, bo środek jest trochę przegadany i im bliżej końca to akcja zamiast przyspieszyć na chwilę zwalnia i zaczyna się robić mega absurdalnie – nawet jak na horrorowe standardy. W końcówce to w ogóle popuścił wodze fantazji i dla mnie zamiast strasznie wyszło groteskowo śmiesznie.

W większości jest to powieść o relacjach rodzinnych i bardzo się autor tutaj na tym skupia, ale zakończenie słabo mnie usatysfakcjonowało. Nagle wszystko się rozwiązuje, dostajemy dwa trzy zdania wyjaśniania i na razie...koniec.

Panuje tu atmosfera niepokoju od pierwszych rozdziałów, jeszcze zanim na dobre zacznie się właściwy horror. Nic się specjalnego nie dzieje, a jednak czytelnik czuje, że coś wisi w powietrzu i czeka aż akcja się rozkręci. Niestety potem książka zalicza mocny spadek.

Początkowo umiarkowanie irytowała mnie bohaterka i te jej potyczki z bratem, ale potem zaczęło to eskalować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wysokie oczekiwania co do tej powieści popsuły mi radość z czytania…„Divine Rivals” to tytuł, który wyskakiwał praktycznie z każdej strony, wszyscy byli zachwyceni i nie szczędzili słów zachwytu...no i skusiłam się.

Na początek przyznaję, że to ładnie napisana (a w naszym wypadku przetłumaczona) powieść. Niestety, nie wiem czego do końca się spodziewałam, ale raczej tego nie dostałam. Przez połowę tej historii miałam poczucie, że byłoby lepiej, że gdyby ta historia była pozbawiona otoczki fantasy i też byłoby ciekawie. No ale właśnie...wtedy nie dostalibyśmy tego, co wyszło w tej powieści, czyli listów i magicznych maszyn do pisania.

Powiedzmy sobie szczerze, to fantasy też tu nie jest powalające. Świat bogów i walka między nimi, które miały być osią wydarzeń są nakreślone pobieżnie. Ogólnie nie dowiadujemy się o świecie, w którym żyją Iris i Roman zbyt wiele. Mam wrażenie, że niektóre wątki zostają nierozwinięte, a aż się o to proszą – jak chociażby historia, która kryje się za maszynami Iris i Romana, a w szczególności za ich poprzednimi właścicielkami.

Co się tyczy bohaterów...brakowało mi trochę rozwinięcia postaci drugoplanowych, no ale już ok. Wątek Iris zdecydowanie zatrzymał mnie przy tej książce. Szczęśliwie jest jej tutaj więcej. Naprawdę z zainteresowaniem śledziłam jej losy i kibicowałam jako bohaterce.
Jeśli chodzi o Romana...nie dołączyłam do grona fanek tego bohatera. Początkowo nudziły mnie jego perypetie i z ulgą przyjmowałam kolejne rozdziały z perspektywy Iris. Znośny był dopiero jak był z nią w parze, bo momentami było nawet zabawnie.

Ogólnie cierpiałam na brak akcji w tej powieści. Początek rozgrywa się bardzo powoli, ale powiedziałam sobie ok, poczekam. Niestety później nie jest nic lepiej, a gdy w końcu zaczyna się coś dziać i wydarzenia nabierają tempa, to książka się kończy…

Ponoć kontynuacja jest gorsza od pierwszego tomu, więc nie wiem czy mnie to zachęca do czytania. Niemniej jestem odrobinę ciekawa jak autorka zakończy historię Iris i Romana, więc może skuszę się na lekturę.

Wysokie oczekiwania co do tej powieści popsuły mi radość z czytania…„Divine Rivals” to tytuł, który wyskakiwał praktycznie z każdej strony, wszyscy byli zachwyceni i nie szczędzili słów zachwytu...no i skusiłam się.

Na początek przyznaję, że to ładnie napisana (a w naszym wypadku przetłumaczona) powieść. Niestety, nie wiem czego do końca się spodziewałam, ale raczej tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Są tu jacyś czytelnicy szczególnie zainteresowani Japonią lub mitami z tamtego rejonu?🤔 Jeśli tak to #mitologiajapońska to książka, obok której nie możecie przejść obojętnie. A co kryje się pod tą kolorową okładką?

Może zaczniemy od tego - czego w niej nie znajdziemy? Chociaż chyba na próżno szukać zagadnienia, którego autorka nie omówiła.

#agnieszkakozyra zaczyna od źródeł mitologii japońskiej, od wierzeń, aby dalej przejść do folkloru. Co ciekawe, nie zabrakło w tym kompendium miejsca na historię Japonii (chociaż w skrócie) i na przybliżenie sylwetek legendarnych władców tego kraju. Przyznaję, że nie spodziewałam się czegoś takiego w książce o mitologii, więc jest to bardzo na plus.

Później przechodzimy już do najważniejszych bóstw i istot nadprzyrodzonych. Kozyra prezentuje tutaj bóstwa, które „rządziły” na dworze, ale pokazuje również ich rozwój w oparciu o wierzenia cywilnej ludności. Jeśli zaś chodzi o magiczne stworzenia, duchy czy demony to autorka przedstawia konkretne przykłady, historię danej istoty. Ale co najważniejsze! Każdą z nich omówiła w kontekście popkultury! 💕 Przyznaję było to coś, co interesowało mnie najbardziej odkąd zobaczyłam spis treści. I nie zawiodłam się! Co więcej, znalazłam kilka filmowych pozycji, które koniecznie muszę zobaczyć po lekturze tej książki.

PWN to wydawnictwo naukowe, ale nie musicie się obawiać, że język będzie za trudny, bo publikację Kozyry czyta się fantastycznie.

Powiedzmy sobie szczerze, nie jest to pozycja, którą połknie się „na raz” (chociaż może znajdą się śmiałkowie), ale będzie do niej powracać kilkukrotnie, aby sprawdzić dane zagadnienie. Część nazw, czy legend na pewno wróci do was przy okazji czytania jakiejś książki fantasy, czy oglądania anime☺️

Co ciekawe na początku są nawet wskazówki jak wymawiać poszczególne znaki, a uzupełnieniem genialnej publikacji są liczne ciekawostki, które są specjalnie odznaczone oraz zdjęcia i ilustracje. Bez wątpienia urozmaica to lekturę, ale co do tych drugich to czułam lekki niedosyt.

Są tu jacyś czytelnicy szczególnie zainteresowani Japonią lub mitami z tamtego rejonu?🤔 Jeśli tak to #mitologiajapońska to książka, obok której nie możecie przejść obojętnie. A co kryje się pod tą kolorową okładką?

Może zaczniemy od tego - czego w niej nie znajdziemy? Chociaż chyba na próżno szukać zagadnienia, którego autorka nie omówiła.

#agnieszkakozyra zaczyna od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze?! Dawno nie cieszyłam się tak z tego, że jedynie pożyczyłam tę książkę. Chciałam napisać coś dobrego na początku, ale portrety psychologiczne bohaterów, które mnie zainteresowały z każdą kolejną stroną stawały się podobne do siebie, nudne. „Battle Royale” miało być lepszymi „Igrzyskami śmierci”, a tutaj kompletnie nie ma angażującej akcji. Jest tu brutalnie, więc to lektura dla dorosłych czytelników, ale powiedzmy sobie szczerze – główni bohaterowie chowają się po kątach i do końca książki nic specjalnego nie robią.

Powieść męczy schematycznością i powtarzaniem w kółko tych samych wydarzeń. Uczniów początkowo było 42, ale ja byłam wykończona już po 4 czy 5 opisach...w końcu ile można czytać o tym samym. Najciekawszy był background poszczególnych bohaterów, ale z czasem trudno mi było się w nie zaangażować, gdy wiedziałam, że dana postać zginie za dwie strony i nie będzie już istotna dla fabuły.

Przyznaję, że na samym początku przytłoczyła mnie ilość bohaterów, a szczególnie imiona i nazwiska. Niestety było to dla mnie nie do przejścia, nie mogłam się połapać kto jest kim, co mnie zniechęcało do dalszej lektury.

Jak już przy bohaterach jesteśmy...to są dzieciaki, które mają po 15 lat, ale może to umknąć w trakcie lektury, bo to są wręcz jacyś geniusze – pod każdym względem – strategicznym, w przewidywaniu ruchów kolejnych kolegów, czy w końcu posługiwaniu się bronią. Co ciekawe – z drugiej strony – żyjąc w totalitarnym państwie, a o dziwo mają masę wiedzy o świecie, o tym co się dzieje w ich kraju i jak działa cały ten Program, w którym uczestniczą...no bardzo mało realnie to wypadło i ten brak realizmu ostatecznie mnie dobił.

Przez chwilę sądziłam, że chociaż zakończenie uratuje tę historię, ale srogo się rozczarowałam. Było przegadane, na siłę wydłużone...no po prostu przekombinowane.

Ja niestety mam poczucie zmarnowanego czasu, czytałam do końca, bo naiwnie miałam nadzieję, że się w którymś momencie ta historia rozkręci…

Szczerze?! Dawno nie cieszyłam się tak z tego, że jedynie pożyczyłam tę książkę. Chciałam napisać coś dobrego na początku, ale portrety psychologiczne bohaterów, które mnie zainteresowały z każdą kolejną stroną stawały się podobne do siebie, nudne. „Battle Royale” miało być lepszymi „Igrzyskami śmierci”, a tutaj kompletnie nie ma angażującej akcji. Jest tu brutalnie, więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szczerze, nie rozumiem fenomenu tej książki...Moje wysokie oczekiwania szubko się ulotniły jak powietrze z balonika. To nie jest zła książka, czyta się ją sprawne, ale jest potwornie nudno. Lecimy od próby do przedstawienia i tak w kółko...

To po części kryminał, a już w połowie można domyślić się zakonczenia...no trochę słabo...

To zdecydowanie lektura dla miłośników Shakespeare'a, bo powieść jest silnie inspirowana jego twórczością - zarówno w formie, jak i w treści.

Mnie osobiście irytowało mnie ciągłe posługiwanie się przez bohaterów urywkami sztuk. Rozumiem środowisko artystyczne, zakochani w poezji, ale tu już było do przesady. Przez to często wypadało to sztucznie 😑

Kreacja bohaterów - wiele osób zachwala, a dla mnie momentami zlewali się w jedno. Jakoś słabo widoczna ta ich różnorodność. To, że Oliver - jako narrator - próbuje nas przekonać, że ktoś posiada jakieś cechy niekoniecznie łączy się z tym co widzimy na kartach powieści.

Nie przekonała mnie również relacja między bohaterami. Autorka kreuje ich na grupę przyjaciół, ale dla mnie to po prostu zbiorowisko osób, które są zmuszone ze sobą funkcjonować ze względu na sytuację, w której się znajdują.

Za co mogę pochwalić, to za klimat. Jeśli ktoś jest fanem dark academia to ta książka jest idealna, bo jest tu bardzo akademicko ☺️

Szczerze, nie rozumiem fenomenu tej książki...Moje wysokie oczekiwania szubko się ulotniły jak powietrze z balonika. To nie jest zła książka, czyta się ją sprawne, ale jest potwornie nudno. Lecimy od próby do przedstawienia i tak w kółko...

To po części kryminał, a już w połowie można domyślić się zakonczenia...no trochę słabo...

To zdecydowanie lektura dla miłośników...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wiem czego się spodziewałam po "Dziewiątym domu", ale na pewno nie tego co dostałam...

Przez początek trudno mi było przebrnąć 😥 Czułam się jakbym czytała któryś tom z kolei - bez znajomości poprzednich. Jakiś taki chaos tu panuje. Autorka przeskakuje z teraźniejszości w przeszłość, wplata jeszcze jakieś dodatkowe historie i wątki...no trudno się było połapać 😑

Potem na szczęście te wrażenia się zacierają i naprawdę dość się wciągnęłam w te poszukiwania mordercy przez Alex.

Rozdziały z perspektywy Darlingtona zdecydowanie mniej do mnie trafiały. Nie przekonał mnie do siebie ten bohater, a momentami to nudziłam się przy nim okropnie 🙈

Najlepsza z tej powieści była Dawes 💛 Przynajmniej dzięki niej parę razy było zabawnie. W ogóle jeśli chodzi o postaci drugoplanowe to jakoś były bliższe mojemu czytelniczemu sercu📚💛

Dziwne to było spotkanie z Bardugo. W sumie do końca nie wiem co o nim sądzić, bo ani nie jestem zachwycona, ani załamana. Na półce czeka już drugi tom, za który niedługo się zabiorę, bo jestem ciekawa jak autorka rozwiąże tę historię.

Nie wiem czego się spodziewałam po "Dziewiątym domu", ale na pewno nie tego co dostałam...

Przez początek trudno mi było przebrnąć 😥 Czułam się jakbym czytała któryś tom z kolei - bez znajomości poprzednich. Jakiś taki chaos tu panuje. Autorka przeskakuje z teraźniejszości w przeszłość, wplata jeszcze jakieś dodatkowe historie i wątki...no trudno się było połapać 😑

Potem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niespecjalnie mnie ciągnęło do tej historii i ominął mnie cały hype na tę książkę, ale już za chwilę wpadnie ekranizacja i po odświeżeniu sobie filmowych Igrzysk stwierdziłam, że w sumie...może być ciekawie 🤔

Swego czasu lubiłam Igrzyska, ale tutaj bałam się powtórki z rozrywki. W końcu na ile sposobów można pokazać igrzyska działające na tym samym schemacie. A jednak można. Nie spodziewałam się, ale już praktycznie od początku pochłonął mnie ten świat.

To już kolejna książka z moralnie wątpliwym bohaterem...Snow nie wzbudził we mnie nuty sympatii w trylogii i teraz też się to nie zmieniło. To bohater - przynajmniej na początku - inny od tego, którego znamy z igrzysk, ale z każdą kolejną stroną widoczna jest jego przemiana i to jak wpływa na niego system. Snow kreuje się na dobrego, ale z każdej strony wyziera jego pogarda dla innych, w jego mniemaniu gorszych od niego. Za wszelką cenę chce żeby każdy postrzegał go jako kogoś ważnego - ma obsesję na punkcie bogactwa i władzy.

Przez to ani przez chwilę nie byłam w stanie uwierzyc w jego uczucia do tej dziewczyny. Cała ta relacja wyszła mało wiarygodnie i sztucznie 🫤

Wolałam Snowa chyba w trylogii, gdzie był taką tajemniczą postacią. Tu z każdą kolejną historią średnio mnie interesowały jego losy.

Fajna za to była zmiana perspektywy. Tym razem nie śledzimy wydarzeń z pozycji uczestnika igrzysk a mentora. I wszystkie nawiązania do trylogii bardzo na plus☺️

Niespecjalnie mnie ciągnęło do tej historii i ominął mnie cały hype na tę książkę, ale już za chwilę wpadnie ekranizacja i po odświeżeniu sobie filmowych Igrzysk stwierdziłam, że w sumie...może być ciekawie 🤔

Swego czasu lubiłam Igrzyska, ale tutaj bałam się powtórki z rozrywki. W końcu na ile sposobów można pokazać igrzyska działające na tym samym schemacie. A jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z Rebeccą F. Kuang nie było mi do tej pory specjalnie po drodze, ale gdy zobaczyłam, że jej najnowsza powieść to nie fantastyka, to moje zainteresowanie wzrosło.

I nie żałuję, bo "Yellowface", mimo dość prostej fabuły, przyciąga i nie pozwala oderwać się od historii. Chociaż po początkowej śmierci, która jest wyjściem do dalszych wydarzeń byłam sceptycznie nastawiona. Ostatecznie pochłonęłam całość praktycznie jednym tchem i sama byłam zdziwiona, że to już koniec...

Nie ma tu pościgów, jakiś zawiłych zagadek kryminalnych czy specjalnie rozbuchanej akcji, a mimo to książka trzyma w napięciu praktycznie do samego końca.

Niestety nie sposób dla mnie sympatyzować z główną bohaterką, ale byłam ciekawa jak rozwinie się jej historia, jak daleko Junie zabrnie w swoje kłamstwa i przede wszystkim jak całość się zakończy. I tu mam trochę niedosyt, bo Kuang nie daje nam jednoznacznego zakończenia...

Autorce świetnie udało się zobrazować wszystkie blaski i ciebie branży wydawniczej. Chyba poruszyła każdy możliwy wątek z tym związany i niestety, ale naszły mnie po lekturze same smutne wnioski. Aż serio się odechciewa pracować w takim środowisku.

Z Rebeccą F. Kuang nie było mi do tej pory specjalnie po drodze, ale gdy zobaczyłam, że jej najnowsza powieść to nie fantastyka, to moje zainteresowanie wzrosło.

I nie żałuję, bo "Yellowface", mimo dość prostej fabuły, przyciąga i nie pozwala oderwać się od historii. Chociaż po początkowej śmierci, która jest wyjściem do dalszych wydarzeń byłam sceptycznie nastawiona....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ogromną zaletą powieści Kagawy są bez wątpienia fantastycznie wykreowani bohaterowie. Pół-człowiek pół-lis Yumeko, samuraj Tatsumi oraz ronin Okame to bez wątpienia dość nietypowe połączenie. Cała ta trójka diametralnie się różni, a jest niejako zmuszona do współpracy. Jednakże mimo różnic bohaterowie się uzupełniają i tworzą kombinację, która przyniesie czytelnikowi wiele frajdy.

Dla Tatsumiego najważniejszy jest kodeks samurajów i misja, którą powierzył mu klan. Z przyjemnością obserwuje się jego subtelną przemianę na kolejnych kartach powieści. Można z tym bohaterem sympatyzować i z pewnością wielu czytelników z niecierpliwością będzie czekało na rozwinięcie jego historii w kolejnych tomach.

Z drugiej strony mamy ronina Okame, czyli samuraja pozbawionego swojego pana. Dzięki niemu Kagawa pokazuje jak działa wykluczenie społeczne i zerwanie z kodeksem samurajów. Okame stanowi przeciwieństwo Tatsumiego, a jego nieokrzesanie i sarkazm potrafią urzec czytelnika.

Wisienką na tym torcie jest Yumeko, która nie do końca potrafi odnaleźć się w otaczającym ją świecie, ale jest zdeterminowana aby wypełnić swoją misję. Dziewczyna wprowadza do historii sporo humoru. Jej potyczki słowne z Tatsumi, czy później z Okame to zdecydowanie jeden z jaśniejszych punktów powieści punkt powieści. Yumeko ma w sobie taką urzekającą dziecięcą naiwność. Dzięki niej poznajemy świat, w którym rozgrywa się historia, bo Yumeko przez całe życie spędzone w świątyni ma bardzo ograniczoną wiedzę o świecie, więc ciągle dopytuje, próbuje poznać obyczaje panujące w Iwagoto.

Powieść Kagawy ma prostą fabułę. Nie znajdziemy tu nic odkrywczego. Wszak motyw drogi i osobliwa grupa mająca do wykonania misję nie pojawia się w literaturze fantasy po raz pierwszy. Mimo to można się przy tej historii dobrze bawić, a nawet momentami trudno się od niej oderwać.

"Cień Kitsune" obfituje w akcję, więc czytelnicy nie mogą narzekać na nudę podczas lektury. Bohaterowie podróżują w celu wypełnienia misji, więc siłą rzeczy spotyka ich po drodze wiele niebezpiecznych wydarzeń. Ich wędrówka naszpikowana jest wydarzeniami, spotkaniami z przedstawicielami świata i duchów, i ludzi, więc mają ręce pełne roboty. Bywa tu mrocznie i dość krwawo, ale autorka nie epatuje przesadnie brutalnymi opisami.

W powieści Kagawy bardzo widoczna jest inspiracja mitologią japońską, która wręcz wypływa z każdej kolejnej karty powieści. Świat japońskich legend w "Cieniu Kitsune" jest bardzo bogaty i czasem trudno to wszystko spamiętać – szczególnie jeśli chodzi o imiona i nazwy własne. A i ma się wrażenie, że autorka jeszcze nie pokazała nam wszystkiego, że to zaledwie liźnięcie tej tematyki, co tym bardziej zachęca do sięgnięcia po kolejne tomy tej trylogii.

Pod przykryciem historii fantasy autorce udało się pokazać zepsucie świata, w którym żyją bohaterowie. Ludzka chciwość, pazerność, chęć sprawowania władzy, a przede wszystkim podział na klasy społeczne. To wszystko w połączeniu z japońskim folklorem tworzy świat, w którym czytelnik ma się ochotę zagłębić, poznać bliżej.

"Cień Kitsune" to dopiero pierwszy tom trylogii. Trzeba przyznać, że bardzo udany początek, który daje nadzieję na genialną trylogię. Niektóre wątki są dopiero lekko zarysowane. W przypadku wielu sytuacji nie doczekujemy kulminacji, a wręcz pod koniec tajemnice nawarstwiają się. Daje to nadzieję, że kolejne tomy będą równie wciągające co ten początek.

Ogromną zaletą powieści Kagawy są bez wątpienia fantastycznie wykreowani bohaterowie. Pół-człowiek pół-lis Yumeko, samuraj Tatsumi oraz ronin Okame to bez wątpienia dość nietypowe połączenie. Cała ta trójka diametralnie się różni, a jest niejako zmuszona do współpracy. Jednakże mimo różnic bohaterowie się uzupełniają i tworzą kombinację, która przyniesie czytelnikowi wiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po "Malibu płonie" nie byłam przekonana co do postacie Carrie, ani do kolejnej książki Reid szczerze mówiąc 🙈 Ale na szczęście "Carrie Soto powraca" okazała się być lepszą od poprzedniej powieści, chociaż nie idelną.

Początek - czyli cała kariera Carrie - przedstawiony był na szybko, bardzo skrótowo i obawiałam się, że reszta książki też taka będzie. Dobrze, że później akcja trochę zwalnia, i nawet się wciągnęłam w wydarzenia.

Całość kręci się wokół tenisa, o którym przyznaję nie mam zielonego pojęcia, więc momentami nie wiedziałam o czym czytam i to trochę mnie zniechęcało do lektury. Czekałam na jakiś rozwój wydarzeń, na coś innego poza tenisem, bo niestety powieść to kolejne przeskoki pomiędzy treningami a meczami. Nie ma tu za bardzo miejsca na coś innego, a szkoda.

Carrie okazała się intersującą bohaterką, ze zmarnowanym potencjałem ze strony autorki. Reid kilkukrotnie próbowała pokazać, że to jak świat widzi tenisistkę niekoniecznie pokrywa się z tym jaka ona jest naprawę, ale zabrakło mi jakiegoś pogłębienia tej postaci.

Bardzo fajnie ukazana została relacja Carrie z ojcem, ale niestety to trochę za mało, aby najnowsza powieść Reid zachwyciła mnie na tym samym poziomie co "7 mężów Evelyn Hugo".

Po "Malibu płonie" nie byłam przekonana co do postacie Carrie, ani do kolejnej książki Reid szczerze mówiąc 🙈 Ale na szczęście "Carrie Soto powraca" okazała się być lepszą od poprzedniej powieści, chociaż nie idelną.

Początek - czyli cała kariera Carrie - przedstawiony był na szybko, bardzo skrótowo i obawiałam się, że reszta książki też taka będzie. Dobrze, że później...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nigdy nie myślałam, że z własnej woli sięgnę po powieść, która traktuje o sztuce, ale po genialnych "Czterech muzach" nie mogłam się oprzeć nowości od Wydawnictwa Albatros.

Niestety tym razem zachwytów brak. "Burza kolorów" to dobrze napisana powieść, pełna barwnych opisów, sztuki. Autor za sprawą Zorzo tak opisuje Wenecję, że naprawdę ma się ochotę wybrać na wycieczkę, chociaż nigdy specjalnie nie ciągnęło mnie w te rejony. Ale niestety plusy na tym się kończą.

Początek był intrygujący i wiele obiecywał, ale niestety później wszystko się rozwlekło. Zabrakło mi w tej powieści emocji. Cały ten wątek rywalizacji o zdobycie niezwykłego koloru zajmuje bardzo daleki plan, a szkoda...akcja jest plynna, ale brakuje tu fajerwerków, nie ma zaskoczeń, wydarzeń które by wyrwały czytelnika z monotonnej narracji.

Żałuję, ale tym razem książka z Serii butikowej pozostawiła mnie z nieodsytem, a nawet lekkim rozczarowaniem.

Nigdy nie myślałam, że z własnej woli sięgnę po powieść, która traktuje o sztuce, ale po genialnych "Czterech muzach" nie mogłam się oprzeć nowości od Wydawnictwa Albatros.

Niestety tym razem zachwytów brak. "Burza kolorów" to dobrze napisana powieść, pełna barwnych opisów, sztuki. Autor za sprawą Zorzo tak opisuje Wenecję, że naprawdę ma się ochotę wybrać na wycieczkę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Domu w Riverton” to moje pierwsze spotkanie z autorką i nie wiem czy w najbliższym czasie będzie kolejne, bo odrobinę się rozczarowałam…

"Dom w Riverton" to historia Grace, która przez lata służyła w domu Hartfordów. Podobało mi się to, że autorka całość przedstawia z perspektywy służby. Akcja rozpoczyna się jeszcze przed I wojną światową, więc możemy śledzić tutaj typowe angielskie zwyczaje z tamtego okresu. Ogólnie podczas lektury ciągle nasuwało mi się skojarzenie z serialem Downton Abby – postać kamerdynera, kucharki, a nawet pomywaczki Katie bardzo przypominają postacie z serialu.

Punkt widzenia służby pozwolił autorce na pokazanie jak bezproduktywne i puste życie prowadziła szlachta w ówczesnym czasie, ale także jak bardzo ograniczane były kobiety, które nie mogły rozwijać swoich zainteresowań tylko zmuszone były podporządkować się woli ojca, a potem męża. Uderzajce jest również to jakie ograniczone poglądy mają bohaterowie – ukazuje się to w przypadku rozmowy o zbliżającym się wybuchu wojny, gdy jedna z postaci wprost oznajmia, że ma nadzieję iż takie wydarzenia będą miały miejsce, bo „lubi mężczyzn w mundurach”…

Na początku powieść mnie wciągnęła, byłam ciekawa jakie tajemnice kryje Grace i rodzina Hartfordów. Niestety z biegiem lektury ta ciekawość mija, bo poza świetnym przedstawieniem ówczesnych realiów i zmian jakie zachodziły przed i po wojnie, to ta książka niewiele za sobą niesie.

Bardzo to rozwlekła opowieść, niby na początku autorka zapowiada jakąś tajemniczą Grę rodzeństwa, jakieś tragiczne wydarzenia, ale później to jakoś traci na znaczeniu. Od początku do końca narracja jest utrzymana na takim samym poziomie – niestety mdłym. Brakuje tu jakiś zaskoczeń, bo tajemnica ojca Grace...no naprawdę, czy nikt się tego nie spodziewał od początku? Na zakończenie ukazują się pewne powiązania i to jest fajne, ale tak poza tym to końcówka była rozczarowująca. No i tak naprędce zakończone to wszystko, autorka się rozwleka nad różnymi sprawami po drodze, a kulminacyjny moment spłycony do granic możliwości...

„Domu w Riverton” to moje pierwsze spotkanie z autorką i nie wiem czy w najbliższym czasie będzie kolejne, bo odrobinę się rozczarowałam…

"Dom w Riverton" to historia Grace, która przez lata służyła w domu Hartfordów. Podobało mi się to, że autorka całość przedstawia z perspektywy służby. Akcja rozpoczyna się jeszcze przed I wojną światową, więc możemy śledzić tutaj typowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czy japońską mitologię można połączyć z futurystyczną wizją świata?

"Tancerze burzy" mają powolny początek, który niektórym czytelnikom może sprawiać problemy. Tę historię trzeba poczuć, wdrożyć się w fabułę. Przez nagromadzenie obcych imion, nazw, dużej liczby klanów i wierzeń nie jest to łatwe i niektórych może odstraszyć. Na szczęście pomocny jest słowniczek zamieszczony na końcu książki (oraz przypisy), który wyjaśnia najważniejsze pojęcia.

Chociaż Kristoff nie wprowadza do swojej powieści żadnych innowacyjnych wątków i wyraźnie w niej czuć inspirację innymi dziełami, to "Tancerze burzy" mają swój oryginalny klimat i trudno oderwać się od lektury. Autor stworzył nowy, ciekawy świat, a do tego zgrabnie operuje słowem, co sprawia, że przez kolejne strony się płynie.

Udało się Kristoffowi uniknąć w powieści zbędnej ekspozycji. Czytelnik orientuje się w świecie za pomocą rozmów prowadzonych przez bohaterów lub krótkich retrospekcji. Mimo iż, jest to wprowadzenie do serii, to autor oszczędza odbiorcy przydługich opisów. Powieść naszpikowana jest wydarzeniami. Nie brakuje tutaj również intryg i walki o wpływy, władzę. Tancerze burzy to zgrabne połączenie japońskiej mitologii ze steampunkiem.

Ponadto, zaletą powieści jest główna bohaterka. Chociaż w trakcie historii mamy okazję poznać wydarzenia z perspektywy kilku postaci, to jednak w centrum pozostaje Yukiko. To młoda dziewczyna, stąd jej poczynania i niektóre decyzje bywają nie do końca przemyślane. Zdarza jej się działać pod wpływem emocji, więc tym bardziej widoczna jest przemiana tej bohaterki.

Yukiko ma moc porozumiewania się ze zwierzętami, więc dzięki temu mamy okazję śledzić jak rozwija się relacja pomiędzy nią a mitycznym stworzeniem – Buruu. Czytelnik ma szansę obserwować przemianę tych bohaterów, to jakie cechy przejmują oni od siebie nawzajem. "Tancerze burzy" bez tej dwójki nie byliby tak udaną powieścią. Szczególnie, że wprowadzają oni do niej również powiew oddechu w postaci humorystycznych potyczek słownych.

Kristoff nie unika pokazania brutalności, brzydoty świata, w którym przyszło żyć bohaterom. Momentami jest krwawo i brutalnie, ale autor nie epatuje tym nadmiernie i jest to wprowadzone w odpowiednich momentach fabuły.

"Tancerze burzy" to wprowadzenie do trylogii. I trzeba przyznać, że całkiem udane. To propozycja dla fanów fantastyki, którzy lubią odkrywać ciekawe światy i spędzić chwilę z interesującymi, dobrze wykreowanymi postaciami.

Czy japońską mitologię można połączyć z futurystyczną wizją świata?

"Tancerze burzy" mają powolny początek, który niektórym czytelnikom może sprawiać problemy. Tę historię trzeba poczuć, wdrożyć się w fabułę. Przez nagromadzenie obcych imion, nazw, dużej liczby klanów i wierzeń nie jest to łatwe i niektórych może odstraszyć. Na szczęście pomocny jest słowniczek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czy powstrzymałbyś koniec świata, gdybyś mógł?
Takie pytanie przez całą powieść towarzyszy głównemu bohaterowi – Henry’emu. Na jakie rozwiązanie zdecyduje się chłopak – musicie przekonać się sami.

Nie spodziewałam się takiej książki po tym autorze. „Stany Zjednoczone miłości” to była typowa młodzieżówka, idealna na letni czas. „Nic tylko pył” to przygnębiająca historia, pełna smutku, bólu po stracie ukochanej osoby i próbach (w większości nieudolnych) radzenia sobie z rzeczywistością. Pełno w tej powieści przemocy i ze strony rówieśników i rodziny, więc nie jest to propozycja dla osób szczególnie wrażliwych.

Mimo trudnej tematyki książkę czyta się naprawdę szybko, wręcz pochłania, bo czytelnik jest ciekawy co będzie dalej, jak rozwiążą się poszczególne sytuacje. Autor serwuje nam wiele emocji, które zostają w nas długo po zakończeniu lektury.

#nictylkopył to takie trochę połączenie sci-fi z obyczajówką. Ale niech was to nie zniechęci, bo wcale nie o porwania przez kosmitów tu chodzi. Przyznaję był to ciekawy koncept na poprowadzenie fabuły, aczkolwiek byłam odrobinę rozczarowana tym jak zakończono ten wątek z kosmitami.

Historia Henry’ego wypełniona jest ciekawymi postaciami. Bo i jego rodzina (mimo swoich problemów) i przyjaciele mają w tej opowieści coś do przekazania, a tego często brakuje w młodzieżówkach. Moją ulubienicą (i pewnie nie tylko moją) została nauczycielka chemii – panna Faraci. Oby więcej takich osób się trafiało i to w prawdziwym życiu.

Powieść pisana jest w dwojaki sposób. Raz mamy potoczny język, stylizowany na młodzieżowy. Żeby za chwilę przejść do jakiś ala naukowych wywodów. Pełno jest tutaj ciekawostek ze świata fizyki (mam nadzieję, że wszystkie na serio, bo się szczerze zainteresowałam). Narracja poprzetykana jest kolejnymi wizjami końca świata i to było...dość osobliwe. Chociaż na zakończenie wyjaśniło się skąd to się wzięło, to na początku było odrobinę męczące.

Mam nadzieję, że nie jest to ostatnia książka Hutchinsina, która została wydana w Polsce, bo jestem ciekawa, co autor możne nam jeszcze zaserwować.

Czy powstrzymałbyś koniec świata, gdybyś mógł?
Takie pytanie przez całą powieść towarzyszy głównemu bohaterowi – Henry’emu. Na jakie rozwiązanie zdecyduje się chłopak – musicie przekonać się sami.

Nie spodziewałam się takiej książki po tym autorze. „Stany Zjednoczone miłości” to była typowa młodzieżówka, idealna na letni czas. „Nic tylko pył” to przygnębiająca historia,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najciekawszy w tej powieści był opis...naprawdę liczyłam, że zapowiada się tutaj intrygujący thriller, ale niestety spotkało mnie głębokie rozczarowanie.

Wymęczyła mnie ta książka niesamowicie. Już na początku straciłam zainteresowanie jakimkolwiek bohaterem i jego historią, bo jest tu po prostu zbyt wielu narratorów.

Wielu bohaterów, nie wiadomo na kim się skupić. Totalny brak akcji, bo autorka zamiast pokazywać wydarzenia, to nam je opisuje słowami poszczególnych postaci. Do tego w kółko omawia te same problemy. Ucina wątki, co wytrąca czytelnika z tej historii.

W dodatku całość wcale nie jest tak zaskakująca, jak chyba miała być. Większość powiązań spokojnie da się przewidzieć praktycznie już na początku powieści.

Miało być tajemniczo, ale wyszło chaotycznie i mało angażujaco. Nie mamy okazji bliżej poznać poszczególnych bohaterów, więc ich losy są w zasadzie obojętne. Czekałam tylko na to jak autorka rozwiąże ten chaos, który wprowadzała od początku powieści. Bo w którymś momencie ma się wrażenie, że ona sama się pogubiła w tej historii.

Ucina wątki, co wytrąca czytelnika z właściwej historii. Po takim debiucie mam nadzieję, że kolejne książki autorki nie trafią przypadkiem w moje ręce...

Najciekawszy w tej powieści był opis...naprawdę liczyłam, że zapowiada się tutaj intrygujący thriller, ale niestety spotkało mnie głębokie rozczarowanie.

Wymęczyła mnie ta książka niesamowicie. Już na początku straciłam zainteresowanie jakimkolwiek bohaterem i jego historią, bo jest tu po prostu zbyt wielu narratorów.

Wielu bohaterów, nie wiadomo na kim się skupić....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To było chyba za wcześnie na napisanie autobiografii...

Chociaż na początku bawiłam się nieźle. Było sporo humoru, lekki język. Odżyły nawet wspomnienia, gdy byłam małą fanką książek o Harrym Potterze.

Niestety, już po przeczytaniu całości dotarło do mnie, że to po prostu był zlepek anegdot z planów filmowych. Niekiedy z wplecionymi wątkami rodzinnymi.

A pod koniec to już w ogóle byłam na nie. Bardzo fajnie, że Felton podzielił się też takimi przeżyciami, że pokazał siebie troszkę z innej strony - nie tej filmowej, ale jednak. Było to jakoś dziwnie poprowadzone, wciśnięte w dwóch krótkich rozdziałach jakby trochę na siłę. No i ten cały moralizatorski ton, który się pojawił na zakończenie. Nijak to się miało do całości, którą dopiero co przeczytaliśmy.

Nie jestem na nie, ale do zachwytów również mi daleko. Tak jak na wstępie zaznaczyłam, to chyba nie był jeszcze odpowiedni czas, aby wypuścić coś na kształt autobiografii :)

To było chyba za wcześnie na napisanie autobiografii...

Chociaż na początku bawiłam się nieźle. Było sporo humoru, lekki język. Odżyły nawet wspomnienia, gdy byłam małą fanką książek o Harrym Potterze.

Niestety, już po przeczytaniu całości dotarło do mnie, że to po prostu był zlepek anegdot z planów filmowych. Niekiedy z wplecionymi wątkami rodzinnymi.

A pod koniec to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dałam naciągane 7 z sympatii do twórczości autorki. Niestety tym razem historia nie zachwyciła mnie tak bardzo jak "Tkając świt". Nie oznacza to jednak, że jest to zła książka.

"Sześć szkarłatnych żurawi" po raz kolejny czerpie z klasycznych baśni. Tym razem padło na braci Grimm i i ich historię o siostrze i braciach zaklętych w łabędzie. Po raz kolejny Lim ubrała całość w orientalne klimaty i wyszła z tego naprawdę ciekawa mieszanka. Zamiast łabędzi mamy żurawie, a do tego masę legend, magię i smoki :)

Co do smoka właśnie...według mnie jego postać została nie do końca wykorzystana. Liczyłam na to, że będzie go w tej opowieści dużo, dużo więcej. No nic - zostaje mi czekać na drugi tom :)

"Sześć szkarłatnych żurawi" to klimatyczna powieść, chociaż początek nieco mi się dłużył. Później na szczęście akcja ruszyła do przodu i tak już zostało do samego końca. Chociaż wydaje mi się, że zakończenie nadeszło zbyt szybko w kontekście rozwleczonego początku...

Na szczęście nie brakuje w powieści zwrotów akcji. To bardzo na plus, bo nie spodziewałam się takiego rozwiązania z macochą :)

Shiori na początku nie zyskała mojej sympatii, bo autorka przedstawiła ją jako taką rozkapryszoną księżniczkę. Na szczęście z biegiem historii dorośleje. Autorce udało się fantastycznie pokazać jej przemianę z rozkapryszonej księżniczki w dziewczynę, która wie jak walczyć o siebie i swoich bliskich. To odważna młoda dziewczyna, pełna determinacji, która nie boi się ciężkiej pracy, a nawet blizn które po niej zostają.

Przyznaję, że odrobinę śmieszył mnie ten motyw z klątwą Shiori - a dokładniej chodzi o miskę (kto czytał ten wie). Irytowało mnie ciągłe przypominanie o tym, że ona ma ją na głowie. Naprawdę po kilkunastu zdaniach już jesteśmy w stanie to zapamiętać, nie trzeba traktować czytelnika jak idioty i przypominać mu o tym co stronę...

Mimo, że do zachwytów mi daleko, to fajnie było wrócić do świata wykreowanego przez Lim. Ta autorka ma talent do tworzenia baśniowych historii, od których chcąc nie chcąc trudno się oderwać.

Dałam naciągane 7 z sympatii do twórczości autorki. Niestety tym razem historia nie zachwyciła mnie tak bardzo jak "Tkając świt". Nie oznacza to jednak, że jest to zła książka.

"Sześć szkarłatnych żurawi" po raz kolejny czerpie z klasycznych baśni. Tym razem padło na braci Grimm i i ich historię o siostrze i braciach zaklętych w łabędzie. Po raz kolejny Lim ubrała całość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak można zepsuć całką przyzwoitą książkę jednym wątkiem? Zapytajcie Sager'a...

Łączy mnie z tym autorem trudna relacja. Już ostatnio po "Tylko przetrwaj noc" zarzekałam się, że nie sięgnę po kolejne jego książki, ale jak "Dom po drugiej stronie jeziora" pojawił się na Legimi to jakoś mnie natchnęło na lekturę 😜

I na początku było zaskakująco dobrze. Bohaterka po trudnych przeżyciach. Alkoholiczka, więc nie wiadomo czy wszystko dzieje się naprawdę, czy to tylko jej urojenia. Fajny wątek z podglądaniem sąsiadów. No zapowiadało się na - może przewidywalną - ale ciekawą zagadkę kryminalną.

Przynajmniej do momentu, w którym zaczęło robić się dziwnie...chociaż dziwnie to mało powiedziane. Nie chcę spoilerować (kto już czytał to pewnie wie o co chodzi), ale jak i dlaczego autor poszedł w tę stronę? Ostatnie sto parę stron książki, to jakaś totalnie niepasująca, doklejona na siłę i pozbawiona sensu i logiki historia.

Od pewnego momentu (czyli od pojawienia się wątku paranormalnego) robi się tak absurdalnie, że dosłownie opadły mi ręce czytając, a już byłam gotowa pochwalić autora i stwierdzić, że może jest jakieś maleńkie miejsce dla niego w moim czytelniczym sercu. Otóż nie, nie ma i nie będzie...

Zakończenie kompletnie oderwane od całkiem wciągającej historii. Jak zawsze zresztą. Sager to twórca, który kompletnie nie potrafi kończyć swoich powieści. A o jakimkolwiek sensie w domykaniu wątków można pomarzyćbyło dobrze, a jak zawsze na koniec spotkało mnie rozczarowanie jeśli chodzi o jego powieści...

Jak można zepsuć całką przyzwoitą książkę jednym wątkiem? Zapytajcie Sager'a...

Łączy mnie z tym autorem trudna relacja. Już ostatnio po "Tylko przetrwaj noc" zarzekałam się, że nie sięgnę po kolejne jego książki, ale jak "Dom po drugiej stronie jeziora" pojawił się na Legimi to jakoś mnie natchnęło na lekturę 😜

I na początku było zaskakująco dobrze. Bohaterka po...

więcej Pokaż mimo to